115 lat temu, cztery dni po
liturgicznym wspomnieniu Matki Bożej Bolesnej, w dniu 19 września 1901 roku, w
niewielkiej podhalańskiej wsi Jachówka, jako pierwsza z ośmiorga dzieci Tomasza
i Joanny, przyszła na świat Rozalia Celakówna. Służebnica Boża, której proces
beatyfikacyjny na stopniu diecezjalnym został ukończony już przed kilku laty,
kojarzona jest dziś głównie z Dziełem Osobistego Poświęcenia się Najświętszemu
Sercu Pana Jezusa i przesłaniem intronizacyjnym, jakie powierzył jej Chrystus.
Byłoby jednak niepowetowaną stratą, gdyby gdzieś umknęła nam prawda o całej
głębi i niezmierzonym bogactwie apostolatu "małej drogi", którą nasza
polska 'mała Tereska' tak pięknie i niestrudzenie podążała ku świętości.
I
Najstarsza z potomstwa pobożnych
Celaków, jeszcze przed urodzeniem, została przez własną matkę, w sposób
uroczysty poświęcona, ofiarowana i zawierzona Matce Bożej. Rozalka już w
dzieciństwie doświadczała mistycznych przeżyć. W siódmym roku życia słyszy
wyraźne wezwanie Boże: Moje dziecko,
stworzenia nie zaspokoją twego serca, ich miłość jest bardzo niedoskonała.
Świat ci szczęścia nigdy nie da, on nie zaspokoi twoich pragnień. Napełnić
Twoje serce miłością i zaspokoić je, może tylko Bóg. Nie szukaj oparcia w
stworzeniach, lecz jedynie w Bogu. Bądź skrytą i nie wynurzaj się przed ludźmi,
bo oni ciebie nie zrozumieją. Szukaj przyjaciela w Bogu. Nie zaznasz nigdzie
pokoju poza Mną. We Mnie
będzie siła i moc dla ciebie. Ja cię obsypię łaskami i szczęściem, którego ci
świat nigdy dać nie może. Gdy Mi się oddasz bez zastrzeżeń, będziesz żyć w
pokoju, bo ci dam wolność prawdziwych dzieci Bożych. Ja ci za wszystkich i wszystko wystarczę. Oddaj Mi się
cała, a znajdziesz wszystko. Ja cię nigdy nie opuszczę.
Odtąd doznania mistyczne stają
się stałym elementem jej życia duchowego. Pan Bóg przemawia do jej duszy nieraz codziennie i to kilka razy, czasem znowu kilka razy
w tygodniu czy miesiącu. Słowa te nie
odstraszały, nie wprowadzały do duszy zamętu niepokoju, ale przeciwnie pokój,
słodycz, siłę, światło, męstwo do znoszenia największych cierpień. W ten sposób
pociągał moją duszę do Siebie i zaprawiał mi goryczą wszystko, co Nim nie było –
jak wyzna sama Celakówna.
Od lat dziecięcych jest
prowadzona drogą krzyża. Doświadcza ciężkich chorób, kilkukrotnie cudem unika
śmierci. 27 sierpnia 1924 roku, w wieku 23 lat, idąc posłusznie za Bożym
wezwaniem, opuszcza dom rodzinny i udaje się do Krakowa. Podejmuje pracę
pielęgniarki w szpitalu św. Łazarza, jednak docelowo zamierza wstąpić do
jednego z zakonów kontemplacyjnych. Ubiega się o przyjęcie do klasztoru sióstr
Karmelitanek Bosych, Wizytek i Norbertanek. Jednak wszędzie tam, jakkolwiek by
to dziś zabrzmiało, brakuje miejsca... Wreszcie znajduje się jedno wolne, w
upragnionym przez nią Karmelu, tyle że w Belgii… Ówczesny spowiednik Celakówny
decyduje, że nie powinna wyjeżdżać za granicę, lecz skorzystać z sytuacji, że
pojawiła się możliwość wstąpienia do krakowskich Klarysek. W grudniu 1927 roku
Rozalia Celakówna wstępuje do tego zakonu. Wciąż
mi się zdawało, że na świecie bardzo trudno uświęcić swą duszę i rzeczywiście
tak jest, więc poszłam, by w klasztorze kochać więcej Pana Jezusa i doskonalej
Mu służyć – wspomina Rozalia. Jednak już z chwilą, gdy przekraczała
próg klauzury, wewnętrzny głos oznajmił jej: Tu
nie jest twoje miejsce. Wola Boża jest inna względem ciebie. Po
upływie niecałych 3 miesięcy, 1 marca 1928 r. zostaje wydalona z zakonu ze
względu na słaby stan zdrowia. Jeszcze będąc w klasztorze i modląc się w
kaplicy, usłyszała głos Pana: Nie martw się
tym wcale, że cię stąd wydalą, kiedyś by cię chętnie przyjęli po twojej
śmierci. Ale ty będziesz, dziecko, w szpitalu pracować i cierpieć.
Nie Zakon, nie suknia zakonna uświęca nas, lecz
wypełnienie Twej Woli, o Panie nasz Najsłodszy, najgłębsza pokora dochodząca do
zupełnej pogardy i zapomnienia o sobie, do zupełnego unicestwienia, miłość ku
Tobie posuwająca się do heroizmu! – zapisze później Celakówna. I to wszystko, Ukochany Panie, można praktykować w świecie
i tak, by niczyjej uwagi nie zwrócić na siebie. Wolę być zamiataczką ulic, niż
złą zakonnicą, która nie kocha Cię tyle, ile powinna. Biada takim Siostrom,
które nie wiedzą, jaki jest cel ich życia, a tyle ich jest po naszych
klasztorach. Panie, zbliż je do siebie siłą Twej łaski! Kiedyś przedziwne
rzeczy zobaczymy na Sądzie ostatecznym.
Rozalia jednak, już do końca
swych ziemskich dni, bardzo mocno żyje duchem Karmelu, do którego tak bardzo
pragnęła kiedyś wstąpić. Po latach, już jako pracowniczka szpitala, napisze
pokornie te słowa: Zakon Karmelitański jest moim
Zakonem. Jego duch jest moim duchem, choć jego członkiem nigdy nie byłam i
widocznie z Woli Bożej nie będę. (…) Gdy zwracam swój wzrok na Klasztor Sióstr
Karmelitanek Bosych, wyrywa się z głębi mej duszy głos: jak one są szczęśliwe!
Czy im mogę zazdrościć tego szczęścia? Nie, bo i ja jestem bardzo szczęśliwą!
Być zakonnicą Karmelitanką jest to wyjątkowa łaska Boża, na którą ja nigdy nie
zasłużyłam niczym. Gdybym była nią, więcej by mieli dla mnie ludzie uznania. O,
Jezu! Tyś tak wiele dał mojej duszy, żeś mnie skierował do Szpitala, na tę
placówkę – tak bardzo odpowiednią dla mnie. Dzięki ci, Panie mój, za tak wielki
dar. Chyba by mnie nigdzie nie spotkało tyle wzgardy, poniżenia, zapomnienia,
jak właśnie tu!
II
"Właśnie tu" - czyli na
oddziale chorób wenerycznych, gdzie Rozalia we wrześniu 1929 r. przenosi się z
kliniki okulistycznej, idąc wiernie za głosem Chrystusa, lecz ku zdumieniu
wszystkich, którzy uważają ją, delikatnie mówiąc, za nie do końca rozgarniętą
(w nowym miejscu pracuje w znacznie gorszych warunkach, zarabia niemal
trzykrotnie mniej niż w klinice, ale nie myśli o tym wcale, najważniejsze, że
tak chciał Bóg: Moje drogie dziecko, Ja chcę
cię mieć w szpitalu. Szpital jest twoim miejscem. Dla ciebie nie ma innej
drogi, tu masz pozostać. W szpitalu jest miejsce dla ciebie z Mej Woli
przeznaczone. Masz pracować
na tym miejscu, by Mi wynagradzać za te straszne grzechy i pocieszać Moje
Boskie Serce. Ja cię tu chcę mieć).
Na oddziale wenerycznym
podopiecznymi Rozalii są głównie prostytutki. W
tym piekle na ziemi; wśród osób rozpustnych; wśród przekleństw i rozmów
najpotworniejszych… w duszy mej czułam najokropniejszy wstręt do grzechu
nieczystego. Widząc tak straszne skutki grzechu, bolałam nad tymi duszami, tak
nisko upadłymi, i nad straszną obrazą i krzywdą wyrządzoną Bogu. (…) Pan Jezus
w głębi mej duszy przemawiał przez głos wewnętrzny, żebym złożyła moje życie w
ofierze za te dusze upadłe, bym się starała wynagrodzić Panu Jezusowi krzywdę
uczynioną.
A wynagradzać było za co. Rozalia
w następujący sposób opisuje pewne swoje mistyczne przeżycie. Duchem byłam przeniesioną na oddział chorób wenerycznych.
Stał Pan Jezus ubiczowany, cierniem ukoronowany, Ręce Jego Najświętsze
skrępowane powrozem. Miał zarzucony na plecy płaszcz czerwony. Jego Oblicze
zbolałe i zbite, malował się na nim głęboki ból i smutek. Zrobił ten widok na
mej duszy przeogromne wrażenie. Cała mas osób przystępowała do Pana Jezusa
bijąc Go po Twarzy i całym Ciele Jego Najświętszym – były między nimi znane mi
osoby. Pan Jezus stał milczący zupełnie się nie broniąc, ani słowa na obronę
Swą nie wypowiedział. Te osoby przystępowały do Niego z bezczelnością,
śmiechem, przezwiskami i na przemian Go bili. Ja płakałam z żalu. (…) Potem
podniósł Swój wzrok ku mnie, pełen ogromnej miłości, jakby szukał u mnie
pomocy. (…) O, z jakąż miłością i słodyczą przemówił do mnie, tego nigdy nie
zapomnę. Popatrz, dziecko, jak
strasznie Mnie ranią grzechy nieczyste! Jaką straszną boleść zadają mi te
dusze! Ty, dziecko, masz pracować w tym miejscu, by Mi wynagradzać te straszne
grzechy i pocieszać Moje Boskie Serce. Ja cię tu chcę mieć!
Celakówna pracuje z ogromnym
poświęceniem, otaczając chorych opieką przepełnioną troską i miłością. Nie wiem, dlaczego i jaka jest przyczyna, że chorzy bardzo
lubią moje dyżury. Ja też bardzo kocham chorych, bez względu na ich chorobę, a
zwłaszcza Kocham chorych biednych i opuszczonych. O Najsłodszy Panie Jezu,
dziękuję Ci za powołanie mnie do Szpitala, dziękuję Ci z całego serca i całej
duszy! (…) Praca przy chorych jest tak piękną, jak może żadna inna – zwłaszcza
przy chorych wenerycznie. Są to osoby zupełnie wykolejone z życia i zdążające
całą siłą na zatracenie. W tym miejscu nie jest wystarczającym być pielęgniarką
co do ciała, lecz także co do duszy. Zresztą przez bliższe stykanie się z nimi
można zauważyć i wczuć się we wszelkie potrzeby ich, by potem kosztem ofiary z
siebie ratować te najbiedniejsze dusze – stojące nad brzegiem przepaści. O, jak
bardzo dobry jest Pan Jezus, że mnie, najniegodniejszej, dał tę wielką łaskę,
że mogę pracować w takim środowisku. (…) Jaka to praca piękna, bez uznania i
wdzięczności, pełna wzgardy i poniżenia. (…) Moja maleńkość, oddanie się Tobie
całkowite, bez zastrzeżeń i ufność bez granic ściągnęły na mnie Twoje
wejrzenie. (…) Apostolstwo moje ma być przez wzgardę i poniżenie, pracę nad
sobą, by się wyzbyć siebie zupełnie, a oddać się Jezusowi jako ofiara, by
czynił z nią, co chciał.
Ceniona i lubiana przez
podopieczne wzbudza jednak zazdrość u współpracowniczek – sióstr Szarytek oraz
świeckich pielęgniarek, posługujących przy chorych. Uważają one nawet, że
Rozalia pracuje z tak wielkim poświęceniem i zaangażowaniem, otaczając chorych
tak czułą opieką w zamian za łapówki wręczane jej przez pacjentów. Upokarzana,
poniewierana i degradowana do wykonywania najbardziej poniżających, a nie
mających nic wspólnego z posługą pielęgniarki zajęć (szorowanie ubikacji,
zamiatanie korytarzy itp.) przez współpracowniczki, pracuje często po 60 godzin
bez przerwy, wycieńczając swój i tak przecież słaby organizm. Znosi to wszystko
w cichości i pokorze. Mizerna pensja sprawia, że Rozalia żyje niemal na granicy
ubóstwa. Często jej całodzienny posiłek ogranicza się do spożycia kromki chleba
i wypicia szklanki herbaty, a mimo to, nie odczuwa głodu: Pan to sprawił, że nie byłam głodną. I Pan jest
z nią. Nieustannie jej towarzyszy na małej drodze krzyża pokory i ukrytej
ofiary z siebie. Już w pierwszy dzień mego dyżuru
nocnego Pan Jezus tak jasno dał mi poznać, że jestem w szpitalu z Jego Woli i
łaski. Ustawicznie był obecny przy mnie i towarzyszył mi wszędzie. Kiedyś mi
polecono spełniać najniższe posługi, więc ja starałam się wykonać jak
najdokładniej z najczystszej miłości ku Niemu. Wszystkie je wykonywał ze mną
Pan Jezus; jak zamiatanie, szorowanie, usługiwanie chorym – każdą rzecz
wykonywał ze mną Pan Jezus. Zamiatałam jedną szczotką, a drugą Pan Jezus, tak
samo było z innymi czynnościami. Szpital
to miejsce, gdzie możesz codziennie składać ofiary z siebie, o których ludzie
wcale nie wiedzą. Im bardziej będziesz ukrytą przed okiem ludzkim, tym milszą
będziesz Mnie – powie jej Chrystus.
Poza szpitalem, miejscem jej
pracy, doznaje Celakówna jeszcze innego, jakże okrutnego prześladowania z rąk
bliźnich. Znienawidzona przez pewną grupę kobiet, jest przez jedną z nich
regularnie dręczona, poniewierana, napadana na ulicy, bita po głowie i twarzy,
targana za włosy, kopana, maltretowana, publicznie obrzucana wyzwiskami,
obelgami, oszczerstwami. Rozalia nie broni się, znosi wszystko w cichości,
modląc się za prześladowców. Gdy się to wszystko
dzieje, wtedy kieruję swój wzrok na Pana Jezusa zdeptanego, zbitego,
wyśmianego, zelżonego, a przy tym milczącego, i od Jezusa mojego biorę przykład,
by milczeć i jeszcze raz milczeć. Za wzór do naśladowania stawiam sobie Pana
Jezusa milczącego, wzgardzonego i opuszczonego. Pan Jezus w czasie Swej Męki
prawie zawsze milczał, więc i ja chcę milczeć. O, jakżeż jestem teraz ogołocona
ze wszystkiego, opuszczona i zdeptana. I tak mi jest bardzo dobrze. Wobec Pana
Jezusa chcę ukryć smutek i ból, by Mu nie robić przykrości, tak samo i wobec
ludzi. (…) Im więcej dusza jest wyzuta z siebie, tym więcej jest podatną na
działanie łaski Bożej. Wtedy staje się zdolną do umiłowania Pana Jezusa jak
najgoręcej, bo niczym nieskrępowana, lecz wolna jak ptak w przestworzu. Taka
dusza, która się po ludzku przywiązuje do rzeczy stworzonych, nigdy nie dojdzie
do doskonałości i świętości. (…) Teraz jestem publicznie zdeptana, więc teraz
jestem najpodobniejsza do Pana Jezusa.(…) Jestem zmiażdżona cierpieniem i
starta w proch, cierpienie moje moralne przewyższa o wiele fizyczne. Palę się
cierpieniem wewnętrznym i zewnętrznym, lecz wielbię za to mojego Jezusa, dla
którego chcę cierpieć i umierać. (…) Zapytałam Pana Jezusa, czy Mu sprawia
przyjemność moje cierpienie. Usłyszałam odpowiedź: Moje dziecię, dlatego je zsyłam na ciebie, bo cię bardzo
kocham i chcę, byś była jak najpodobniejsza do Mnie. Dziecko, ty musisz we wszystkim być do Mnie podobna, musisz
być spotwarzaną, bitą, za włosy dartą, wyśmianą, nazwana głupią – nawet przez
twych najbliższych. Popatrz na twojego Jezusa. Czy tego wszystkiego nie
cierpiał w stopniu najwyższym z miłości ku tobie i innym duszom?
Pan
Jezus w Swej nieskończonej miłości odkrył przed moją duszą wartość ofiary i
zupełnego wyrzeczenia się siebie, zapomnienia, wskazując równocześnie na tę
prawdę, że dusza nie powinna się nad tym zastanawiać, dlaczego to lub owo ją
spotkało niesłusznie, bo czyż Jezus słusznie cierpiał? Jeżeli Jezus cierpiał
najniewinniej, dlaczegoż dusza, która Go chce naśladować, mogłaby się dziwić,
że cierpi zupełnie niewinnie? Od kogóż więc zażąda ofiary, jeżeli nie od duszy
Jemu całkowicie oddanej, od swego dziecka? I Bóg odkrywa przed
Rozalią, jakże często przecież zakrytą przed naszym ludzkim, doczesnym,
krótkowzrocznym spojrzeniem, głębię prawdy o cierpieniu.
Odsłonię
ci tajemnicę cierpienia. Cierpienie jest tak wielką łaską, że nikt z ludzi tego
nie pojmie dostatecznie, większą niż dar czynienia cudów, bo przez cierpienie
dusza Mi oddaje, co ma najdroższego: swą wolę, ale przez cierpienie miłośnie
przyjęte. Ona Mnie kocha wówczas całym sercem. Tę nieocenioną łaskę daję tylko
duszom szczególnie umiłowanym. Dam ci miłość cierpienia, byś umiała cierpieć
podobnie jak Ja.
Celakówna pojmuje tę lekcję. Jestem przekonana, – napisze - że życie bez cierpienia to życie bez wartości, jest ono
niewykorzystane należycie. Cierpienie jest szkołą, w której uczymy się kochać
prawdziwie Pana Jezusa; cierpienie odrywa nas od rzeczy stworzonych, od tego
wszystkiego, co nie jest Bogiem. Pan Jezus, Ten najdoskonalszy Mistrz w sztuce
krzyżowania dusz obdarza takim krzyżem dusze, który jest najboleśniejszy i
najwięcej kosztuje. Nikt by nie potrafił sam wybrać takiego cierpienia, jakie
wybiera i daje On sam duszy. (…) Pewnego razu, w czasie wielkich udręczeń ducha
i cierpień różnorodnych, Pan odezwał się w mej duszy: Moje dziecko, tylko duszom uprzywilejowanym daję wielkie
cierpienia, z nimi to bowiem dzielę się tą cząstką Moją. Dziecko, jest to
wielka, bardzo wielka łaska i specjalne wyszczególnienie tych dusz przeze Mnie.
Dziecko Moje, ty jesteś jedną z tych dusz, ciesz się i raduj, że cię tak bardzo
ukochałem. Tak, dziecko Moje, bardzo cię kocham, dlatego cię będę krzyżował i
doświadczał cierpieniem w sposób szczególny i Mnie tylko znany. (…) Cierpienie
miłośnie przyjęte dla Mnie ma wartość nieocenioną. Ty, dziecko, zawsze wybieraj
dla siebie upokorzenia, wzgardę, miejsce ostatnie, aby być coraz więcej do Mnie
podobną. (…) Stań się, Moje
dziecko, do Mnie podobną przez cierpienie i miłość. (…) Nie mogłem ci dać większej łaski, nad łaskę cierpienia.
Wagę słów Chrystusa, przypomina
Celakównie również św. Teresa z Avila, która w dniu swego liturgicznego wspomnienia
(15 października 1943 r.) nawiedza polską mistyczkę, przynosząc ze sobą
pokrzepiające przesłanie: Ciesz się bardzo, że
ci dał Pan Jezus wiele cierpień: wzgardy, poniżenia, potwarzy, oszczerstw i
różnych cierpień, zwłaszcza cierpień w szpitalu i prześladowania od pewnych
dusz. O, jakaż to nieoceniona łaska jest ci dana, że Pan Jezus pozwolił ci
takie rzeczy wycierpieć! Jest to największa łaska, jaką otrzymałaś w tym życiu
od Pana Boga.
O
Jezu, daj mi takie umiłowanie cierpienia, bym się stała naprawdę podobną do
Ciebie – prosi Rozalia. I konstatuje:
Pan Jezus chce, by moja dusza wysubtelniała pod krzyżem, abym miała bardzo
wielką wyrozumiałość dla osób cierpiących! O, jakież to szczęście być
zmiażdżoną cierpieniem, bez współczucia ludzkiego! (…) Żalił się Pan Jezus, że
ma mało miłośników, którzy Mu chcą dotrzymywać towarzystwa aż na Kalwarię.
Tak mało jest dusz kochających Mnie
prawdziwie!... Dusz kochających Mnie na drodze krzyżowej jest bardzo mała
liczba, bo to dużo kosztuje. (…) Jeżeli chcesz być do Mnie podobną i Mnie tylko się podobać,
to musisz na Mój sposób ukochać Krzyż, wzgardę, poniżenie i zapomnienie. (…) Ja przez Krzyż zbawiłem ludzkość całą i ty przez
cierpienie miłośnie przyjęte zbawisz nie tylko siebie, ale i te dusze
wszystkie, które kosztem twej ofiary i cierpienia pragnę pociągnąć do Siebie. (…) Największym, dziecko, twym zadaniem i świętością twego
życia jest umiłowanie twego Jezusa do nieskończoności, do najwyższych granic,
do szaleństwa, które podejmuje się każdej, nawet najcięższej ofiary, by Mu
dowieść swej miłości. Dlatego staniesz się najmniejszą, byś była podatnym
narzędziem pod działaniem miłości. Dziecko, świętość to nic innego, tylko
miłość. Tej miłości dowiedziesz Mi w twym życiu ukrytym, pełnym krzyżów i
ofiar.
III
I Chrystus wskazuje Rozalii małą
drogę, ukrytego życia nazaretańskiego, jako najdoskonalszy dla niej wzór do
naśladowania i odtworzenia na jej własnej drodze do świętości. Pan Jezus dał mi takie zapytanie: A jakie życie Ja, Jezus, wiodłem w Nazarecie?...
Dlatego aż tyle lat byłem ukryty i tylko 3
lata pozostały do działalności apostolskiej, by wam dać przykład jak bardzo
cenne jest w Mych Boskich Oczach ukrycie się. Jest to łaska nieoceniona, którą
tobie daję, byś w ten sposób stała się do Mnie podobną. Więc, moje dziecko, z
miłości ku Mnie kochaj zapomnienie. (…) Kochaj bardzo ukrycie się, wzgardę,
poniżenie; bądź bardzo pokorną, kochaj Mnie, bym wszystkie zamiary, jakie mam
względem ciebie i twojej duszy, mógł wypełnić. Nie lękaj się cierpień, bo Ja
cię nigdy nie opuszczę w twej drodze krzyżowej. Ja jestem zawsze z tobą. (…)
Dziecko, gdyby apostolstwo publicznego nauczania było wyższej wartości nad
apostolstwo ukryte, Syn Boży nie przebywałby w ukryciu do trzydziestego roku
ziemskiego życia. Wyniszczenie siebie, zapomnienie, miłosne przyjmowanie
cierpień, ustawiczna ofiara z siebie w ukryciu więcej może pozyskać Bogu dusz
niż św. Franciszek Ksawery swoimi kazaniami. Trzeba się tylko oddać całkowicie
na usługi miłości. (…) Dusze ukryte i pokorne podobają Mi się, bo są podatne na
działanie łaski.
Pan
Jezus w jakimś dziwnym widzeniu pokazał mej duszy życie Swe i Jego, i naszej
Najsłodszej Matki w Nazarecie. Więc oglądałam w duchu, co następuje: praca
Matki Jezusowej i naszej najprostsza, jak służącej, Jezus Jej pomagał we
wszystkim. O Jezusie tyle mówiono, że to jest Syn cieśli, a Maryja Jego Matką.
Patrz, dziecko, na Nazaret - mówił Pan Jezus - i na nim kształtuj twą duszę. Maryja nauczy was prawdziwej
miłości, względnie w tej miłości będziecie czynić postępy z dnia na dzień.
Jeżeli się staniecie najmniejszymi, wówczas miłość będzie działała cuda w
duszach waszych. O, jakże proste, najprostsze jest życie Pana Jezusa, Matki
Najświętszej i św Józefa w Nazarecie!! Nic a nic nie ma tam nadzwyczajnego!
Nikt się nawet nie domyślał, kim była Najświętsza Rodzina. Pan Jezus przekonał
do głębi moją duszę, że najmilsze Jego Boskiemu Sercu są dusze proste, zupełnie
skryte przed okiem świata, unikające starannie tego wszystkiego, co by mogło na
nie czyjąkolwiek zwrócić uwagę. Ustawicznie słyszę brzmienie tych słów Maryi:
My się tak dobrze rozumiemy, Moje kochane
dziecko. Jezus chce w sposób szczególniejszy odtworzyć na twej duszy Swe życie
ukryte. Śmiem to twierdzić, że nie ma drogi lepszej i
bezpieczniejszej nad tę drogę!! Na tej drodze Jezus Sam wyniesie duszę na
najwyższe szczyty świętości i doskonałości, i zjednoczenia z Sobą przez miłość,
przeobrażając duszę maleńką – Swe dziecko – w Siebie. (…) Pan Jezus w całej pełni pokazał mi wartość życia ukrytego,
życia zupełnie prostego, na wzór życia Maryi. (…) O Jezu, o moja Najukochańsza
Matuchno, dziękuję Wam za powołanie do życia ukrytego, zapomnianego.
Dziecko, to jest twoja droga –
mówił Jezus – kochaj Mnie na wzór Maryi, żyj tak, by niczyjej uwagi na
siebie nie zwrócić. Takie życie zabezpieczy cię przed pychą, miłością własną i
próżnością.
Im
więcej usiłuję ukryć się i zapomnieć o sobie, tym jestem spokojniejszą. Pan
Jezus pobudza mnie do tego coraz silniej. On Sam, Jezus, wskazuje mej duszy
Najświętszą Eucharystię. W głębi duszy przemawia: Patrz, dziecko, na ukrycie się Moje, nie tylko w Nazarecie,
ale i w tym Sakramencie Miłości. Gdyby było coś wznioślejszego, postałbym pod
innymi postaciami, pod inną zasłoną, nie pod tą nikłą osłoną chleba. Wszystko
to uczyniłem z miłości ku duszom ludzkim, lecz mimo to tak bardzo mało jestem
kochany !!! Chcę, byście kochali to życie ukryte. Ono nie tylko jest tak
wielkiego znaczenia dla ciebie, ale i dla wszystkich dusz. O, jak mało dusz,
rozumie tę tajemnicę! Jest to lekarstwo na dzisiejsze czasy - gdy ludzie
szukają uznania, wywyższenia - na pychę i bunt przeciw Bogu. Pan Jezus dał zrozumienie mej duszy, że w ukryciu będzie
nasza praca najowocniejsza.
Na bezcenną wartość ukrytego
życia, na wzór nazaretańskiego, wskazywała Celakównie również Matka Boża: Patrz, jak Moje życie było proste, bez żadnej
nadzwyczajności, w zupełnym ukryciu. (…) Przez
światło wewnętrzne zrozumiałam bardzo wyraźnie, że Maryja, nasza Najukochańsza
Matka, dlatego tyle łask otrzymała, że była najpokorniejsza, najwięcej ukryta,
najżarliwiej kochająca Pan Boga, najwierniejsza Jego natchnieniom i
najdoskonalej poddana Jego Woli we wszystkim. (…)Maryja w przejasnym świetle
ukazywała mi wartość życia całkowicie oddanego Jezusowi, tego życia ukrytego
jak najwięcej przed okiem ludzkim, takiego życia, jakie Ona, Najświętsza,
Niepokalana, prowadziła, żyjąc na tej ziemi. Maryja uczyła mnie tak:
Jeżeli chcesz zostać świętą, podobać się
Jezusowi i Mnie, bądź zawsze dzieckiem. Kochaj Jezusa i Mnie, zapomnij o
wszystkim i o sobie samej. Żyj w ukryciu jak Najświętsza Rodzina w Nazarecie
(…) Dlatego tak bardzo kocham cię, żeś jest maleńką, ukrytą, że nie szukasz
wywyższenia się, ale coraz więcej zagłębiasz się w twej nicości. Im więcej
ukochasz tę drogę całkowitego zapomnienia, kryjąc się przed okiem ludzkim, tym
milszą staniesz się Jezusowi i Mnie. (...) Moje dziecko, na tej drodze
upodobnicie się całkowicie do Mnie. Po tej drodze szedł Jezus przez Swoje życie
ukryte, po tej drodze szedł również na Kalwarię. Życie ukryte Maryja ukazywała mi w przedziwnych blaskach.
Coś mnie szalenie do niego ciągnęło, to życie tak mi się podobało, jak nic
innego. Na samo wspomnienie, że mam być podobną do Jezusa i Maryi w Ich życiu
ukrytym i zapomnianym, ogarniała mnie taka radość i szczęście, że prawie od zmysłów
odchodziłam. (…) Maryja dawała mi zawsze to zrozumienie, że świętość zależy od
miłości, nie zaś od czynów nadzwyczajnych. (…) Najzwyklejsze nasze czynności
mogą nas uświęcić i uczynić miłymi Bogu.
Do naśladowania pełnego pokory i
ukrycia, nazaretańskiego życia Maryi, zachęcał Celakównę Jezus: Moje dziecko, masz być do Niej podobną. Naśladuj Maryję w
Jej życiu pokornym, ukrytym, całkowicie Panu Bogu oddanym. Jej uniżenie
zwróciło na Nią spojrzenie Boże. Tak, Maryja przez Swą pokorę otrzymała pełnię
łask. Ta jest twoja droga, dziecko, wytyczona ci z Woli Samego Boga. Im więcej
się uniżysz, tym obfitsze zdroje łask spłyną na twą duszę.
Również św. Józef (do którego
Rozalia miała wielkie nabożeństwo) wskazywał mi
proste życie Najświętszej Rodziny w Nazarecie, bez rozgłosu, mało znane, by się
na nim wzorować. I
Twoje życie ma być podobne do życia
nazaretańskiego: tj. modlitwa, praca i ukrycie się najstaranniejsze przed sobą
i ludźmi; to są charakterystyczne cechy życia nazaretańskiego, które masz na
sobie odtworzyć w sposób jak najdoskonalszy.
Celakównę, do wytrwania na małej
drodze dopingowała także największa jej propagatorka – św. Teresa z Lisieux.
Mała Tereska, która wówczas nie była jeszcze ogłoszona przez Kościół ani
świętą, ani nawet błogosławioną, a którą Rozalia już w trzynastym roku życia,
zafascynowana jej życiem, obrała sobie (obok Maryi i św. Józefa) za duchową
patronkę, opiekunkę i mistrzynię, niejednokrotnie nawiedzała polską mistyczkę. Św. Terenia z ogromną radością mówiła mi, że Pan Jezus jest
zadowolony z mego ukrycia: Dlatego
tak Jezus z tobą postępuje - mówiła -
że zapomniałaś o sobie. Prawda, że słodko jest żyć zupełnie nieznaną? Z nikim
nie zawieraj żadnej bliższej przyjaźni i znajomości. Wystarczy ci Pan Jezus.
(…) Nie masz doskonalszej drogi nad tą. Na niej wzniesiecie się na najwyższe
szczyty świętości i doskonałości. (…) Wiesz, że mnie w Lisieux, w klasztorze
Siostry nie znały, tak samo jak i ciebie nie znają w domu i w Szpitalu. (…)
Jak chore oko nie może znieść
światła, tak serce pyszne, egoistyczne nie może znosić pokory i prostoty
sprawiedliwego. Teraz rozumiesz, dlaczego jest mało świętych? O, jakżeż szuka
się siebie, nawet pod pretekstem chwały Bożej. O tak, dusze nie chcą się ukryć
nie tylko przed światem, ale i przed sobą.
(…) I jeszcze mi przypomina święta Terenia, że
mam spełniać jej rolę, to jest uczyć dusze małej drogi: To jest jedyne lekarstwo na dzisiejszy świat pełen egoizmu,
pychy, materializmu i wszelkiej złości.
Ta
więc droga jest drogą dzieci Bożych, toteż po niej dojdziemy do celu – zanotuje
Celakówna. Mała droga nie może się podobać duszom szukającym nadzwyczajności i
wielkości, bo tam nic nie może być wielkiego i nadzwyczajnego. (…) Ale jest tam
nadzwyczajna Miłość Boża połączona z miłością bliźniego i zapomnienie o sobie.
Ogarnia mnie szalona radość, że Jezus wybrał dla nas tę drogę, po której
najbezpieczniej dojdziemy na najwyższe szczyty zjednoczenia z Nim przez miłość.
(…) Maleńkość pojęta i rozumiana po Jezusowemu jest czymś tak wzniosłym i
pięknym, jak Sam Jezus, bo przecież On pierwszy uczył nas słowem i przykładem
swojego życia, uniżenia, maleńkości, zapomnienia itp. O, gdybyśmy się stali tak
uniżonymi, jakim był Jezus, wtedy byśmy byli najpodobniejszymi do Niego Samego,
bo nikt z ludzi do chwili obecnej nie był tak prosty jak Jezus, więc też nikt
nie mógł zrozumieć, czym jest droga dziecięctwa, dopiero Pan Jezus powiedział
nam o niej przez św. Teresę od Dzieciątka Jezus i ona właśnie stała się
dzieckiem więcej niż inni święci. (…) Żyjąc tak, dusza odczuwa, że znalazła
swoją drogę. (…) Ogromnie mnie zachwyca mała droga. Pragnę gorąco, by nią
kroczyły wszystkie dusze pragnące dojść do najwyższych szczytów miłości Bożej,
do najściślejszego zjednoczenia się przez tę miłość z Jezusem Chrystusem.
Kocham bardzo to, co jest najmniejsze, niemające żadnego znaczenia, ani też
uznania u ludzi. Być dzieckiem – to trzeba przestać istnieć dla rzeczy
stworzonych i dla siebie, a żyć jedynie i wyłącznie dla Samego Pana Boga, marną
ułudę doczesną odrzucić daleko od siebie, wyzbyć się każdego przywiązania
ziemskiego, by z całą swobodą mógł działać w naszej duszy Pan Jezus. (…) Ta
mała droga dzieci Bożych daleka jest od wszelkiej nadzwyczajności. Nadzwyczajne
na niej jest oddanie się całkowite Panu Jezusowi, ufność bez granic w Jego miłosierdzie,
a nade wszystko miłość! O tak, miłość dziecięca, szczera, prosta, bez udawania
i obłudy! Wiem, że Panu Jezusowi nie podoba się szukanie Jego darów, a nie Jego
Samego. Im więcej dusza ogołoci się ze wszystkich rzeczy, które nie są Bogiem,
tym swobodniej miłość Jezusowa przepala ją jako ofiarę. (…) Dla tych dusz,
które nie szukają nadzwyczajności, jakichś zachwyceń czy ekstaz, mam najgłębszą
cześć i uznanie. Takie dusze mają ustawiczną ekstazę czynu życia codziennego,
całkowicie oddanego Jezusowi, życia naprawdę świętego, o którym wie tylko Sam
Jezus! O Panie Jezu, podoba mi się życie Twoje nazaretańskie, Twoje i mojej
Matki, Najświętszej Maryi Panny, gdzie nie było nic nadzwyczajnego, tylko tak
proste i ukryte, więc przez to najdoskonalsze i najświętsze.(…) Na maleńkiej
drodze jest ustawiczna ekstaza krzyża i wyniszczenia się z zupełnym
zapomnieniem siebie i ogołoceniem ze wszystkiego, tu dusza żyje wolna jak ptak
w przestworzach, niczym nieskrępowana, to jest najbezpieczniejsze schronienie
przed miłością własną. Tu odnajduje się Ciebie, Jezu, bez żadnych domieszek, tu
się żyje życiem z wiary. (…) Ty, Jezu, dajesz się jej poznać, bo ona nie szuka
Twych darów, lecz Ciebie Samego. Unicestwienie się w głębinach swej nicości
jest wielką Twoją łaską. Wtedy dusza instynktownie zwraca się do Ciebie, bo już
nigdzie, na żadnej rzeczy stworzonej nie może znaleźć oparcia. I Ty, Najsłodszy
Panie i Mistrzu, uczysz dusze naprawdę maleńkie tajemnic Swej Miłości. (…) Do
umiłowania Pana Jezusa nie potrzeba nadzwyczajności ani cudów, lecz potrzeba
cudu unicestwienia i pokory, która niczym innym nie jest, jak tylko prawdą i w
całej tej prawdzie każe nam patrzeć na Pana Jezusa i na siebie. (…) [Na pychę
dzisiejszego świata] lekarstwem jedynym jest pokora najgłębsza, posunięta do
heroizmu, do zupełnego wyrzeczenia się i zapomnienia o sobie. (…) W maleńkości
kryje się przedziwna moc duchowa, tą mocą jesteś Ty Sam, Jezu, gdyż dusza mała
w sposób szczególny opiera się na Tobie i Ciebie kocha ze wszystkich sił,
zapominając o sobie zupełnie. (…) Wiem o tym aż zbyt dobrze, że Pan Jezus małą
drogę wskazał nam na ostatnie czasy, podobnie jak nabożeństwo do Jego Boskiego
Serca. On Sam to mówił, że maleńkość, unicestwienie się, wzgarda, poniżenie
przyjmowane z najczystszą miłością i wdzięcznością są przeciwstawieniem się tej
strasznej pysze, która zaślepiła serca ludzkie i unosi je ku zgubie wiecznej
jak rozhukane bałwany morskie łódkę, która się znalazła na pełnym morzy w
czasie burzy. Aby wynagrodzić Panu Jezusowi choć w małej cząsteczce tę straszną
zniewagę, jaką jest pycha, postanowiłam szukać Pana Jezusa zawsze i we
wszystkim; do Niego wszystko odnosić; przenigdy nie przywłaszczać Jego darów
sobie; za każdą łaskę dziękować Mu tak, jak najlepsze dziecko swej matce
kochającej dziękuje; i nigdy o sobie nie mówić ani dobrze, ani źle;
najstaranniej się ukrywać tak, jak Sam Jezus był ukryty w czasie Swego życia
nazaretańskiego. Na Nim mam się wzorować, na Jego i naszej Matce, Najświętszej
Maryi Pannie, która jest po Jezusie dla nas najdoskonalszym wzorem w swym
ukryciu i zapomnieniu o sobie. (…) Gdyby to życie, tak bardzo proste jak na
przykład życie Najświętszej Rodziny w Nazarecie, nie było możliwe dla nas, albo
raczej nie miało znaczenia w Oczach Bożych, to wielu z nas musiałoby się pożegnać
ze świętością, gdyż wielkie czyny są jedynie możliwe dla dusz i umysłów
wielkich, lecz inaczej się to przedstawia w Oczach Boga. Nie to, co wielkie u
ludzi, jest również wielkim u Pana Boga. Wielkim u Pana Boga jest to, co jest
przepojone wielką miłością. Miłość wszystkiemu, każdej, nawet najmniejszej
sprawie nadaje charakter Boży i podnosi ją do wartości nieskończonej!! (…)
Kochajmy bardzo Pana Jezusa, co dzień więcej na naszej małej drodze, we
wzgardzie, poniżeniu, zapomnieniu, wyzuci ze wszystkiego. Tego nie lubią dusze,
bo to są rzeczy proste, niepodpadające pod zmysły, przez nikogo
niedostrzegalne, ale my je umiłujmy tak, jak Pan Jezus kochał ukrycie,
zapomnienie i wzgardę. Do umiłowania Pana Jezusa nie potrzeba nadzwyczajności
ani cudów, lecz potrzeba cudu unicestwienia i pokory, która niczym innym nie
jest, jak tylko prawdą i w całej tej prawdzie każe nam patrzeć na Pana Jezusa i
na siebie. (…) Właśnie tu mieści się cała tajemnica świętości i doskonałości
wszelkich cnót naszej Najsłodszej Matuchny. Pan Jezus odsłonił przed mą duszą
tę tajemnicę, że żyć w ukryciu i szukać zapomnienia przez to najstaranniejsze
oddalenie się od siebie i stworzeń, ale tak, by się nikt tego nie mógł
nawet domyśleć jest łaską tak wielką, że ją dopiero dusza zrozumie w
wieczności. Jest to uczestnictwo w życiu ukrytym Pana Jezusa, Matki
Najświętszej i św, Józefa w Nazarecie. A ponieważ człowiek z natury skłonny do
szukania siebie, tutaj musi być całkowicie umarłym dla wszystkiego, co nie jest
Bogiem, by już nie żyła dana dusza, lecz żył w niej Jezus bez podziału. (…)
O
Boże! O Jezu Chryste, czemu tak jesteś mało znany, czemu nie jesteś kochany?!
Czemu masz mało naśladowców? Dlatego, Panie Jezu, że Twoja droga to droga wzgardy, poniżenia, zapomnienia
zupełnego o sobie, droga upokorzeń, wyśmiana przez większość ludzkości. Gdybyś powiedział: „Uczcie się ode Mnie potęgi,
wszechmocy, wielkości, zdobywajcie sławę" itp. - wówczas wszyscy możni i
wpływowi ludzie biegliby za Tobą i usiłowaliby Cię naśladować, ale Ty, Jezu,
powiedziałeś: „Uczcie się ode
Mnie, żem Jest Cichy i pokornego Serca, a znajdziecie odpoczynek duszom
waszym" - więc te słowa
Twoje, o Jezu, nie przypadły do gustu. Zaledwie mała garstka zrozumiała Twoje
wezwanie, usiłując Cię naśladować. Ci są nazwani głupcami przez ludzkość, są
przedmiotem szyderstw i śmiechu. (…) Pan Jezus odsłonił przed moją
najnędzniejszą duszą wartość życia ofiary, życia ukrytego przed okiem świata,
bezinteresownego, życia, które ma być jednym przedłużonym aktem miłości ku Jezusowi
i Jego Przeczystej Matce. Pan Jezus w sposób wyjątkowy kładł nacisk na ofiary,
których oko ludzkie nie widzi. One są najmilsze Jego boskiemu Sercu, bo są
wolne od miłości własnej i próżnej chwały. Nie to jest wielkie w oczach Moich, co u ludzi uchodzi za
wzniosłe i wielkie, lecz to, co jest najwięcej ukryte, gdzie jest najwięcej
miłości i pragnienia przypodobania się Mnie.
Dla
mnie jest jedyna droga – podsumowuje Celakówna - droga ukrycia, zapomnienia, droga wzgardy, upokorzeń i
poniżenia. (…) Ja na tej drodze jestem ogromnie zadowolona i szczęśliwa. (…) Na
niczym mi już na tej ziemi nie zależy, na żadnej ludzkiej opinii ani uznaniu.
(…) Tam, gdzie natura jest zupełnie zmiażdżona i zdeptana miłość własna, w
takiej duszy może królować Miłość Chrystusowa bez względu na to, jakie miejsce
ta dusza zajmuje w społeczeństwie. (…) Moje koleżanki wstydzą się za mnie, że
ja jestem taką, że zamiatam, szoruję, sprzątam jak posługaczka, że wiele osób
do mnie mówi per ty, ze nieraz, aby mnie wykpić i wyśmiać, pozostawiają mi najniższe
posługi. (…) Jezus pokazał mojej duszy w przejasnym świetle, ze największą
łaską, którą mi dał w Szpitalu, to jest pasmo upokorzeń, krzyżów różnego
rodzaju, połączone z pracą przy chorych. (…) Ostatnie miejsce, wzgarda,
poniżenie – czyż może być dla duszy większe szczęście?! Duszę moją najmniejszą
i najnędzniejszą ogarnia coraz większa radość, spokój i szczęście. Jestem
najmniejszym dzieckiem, całkowicie należącym do Pana Jezusa. Jezus nigdy
najmniejszej duszy nie opuści i nie pozwoli jej zginąć. (…) Daj, o Jezu
wszystkim duszom to zrozumienie, że jeżeli chcą być naprawdę szczęśliwe i
kochać Cię najgoręcej, niech się staną bardzo małe i niech się radują, że są
takimi. (…) Usłyszałam w mej duszy cichy głos: Moje dziecię, ciesz się i raduj, bo zapłata twoja obfita
jest w niebie.
IV
Praktykowana przez Rozalię
nazaretańska mała droga, znaczona krzyżem dźwiganym wytrwale, w ukryciu i
milczeniu, pełna wzgardy, upokorzenia, zapomnienia o sobie, została dana i
zadana mistyczce przez Zbawiciela, by przyniosła owoc obfity nie tylko jej
duszy, ale i wielu innym. Ów ukryty, nazaretański apostolat, w Bożym zamyśle
miał na celu również przynosić duchowy pożytek, tak umiłowanym przecież przez
Chrystusa, Jego kapłanom. Wyjaśnia to Celakównie, podczas jednej ze swych ‘wizyt’,
św. Teresa od Dzieciątka Jezus: Pan nasz kazał
mi tobie powiedzieć, że otrzymasz nagrodę i chwałę w niebie, przechodzącą
wszelkie twoje pojęcie, za cierpienia, za wzgardę, oszczerstwa i potwarze
publicznie na ciebie rzucane, żeś je znosiła w zupełnym milczeniu, bez skargi,
z miłości ku Panu Jezusowi.(…) Nie wiesz, że Pan miał w tym Swoje zamiary,
skoro dopuścił na ciebie takie cierpienie? Tak! O tym dowiesz się po śmierci,
jaki cel był twoich cierpień i za co tyle cierpiałaś. Na pierwszym miejscu jest
twój ojciec [ks. Kazimierz Dobrzycki;
kierownik duchowy Celakówny], a potem inne sprawy. Tak dowiesz się dziwnych
rzeczy w niebie! Pan chciał ratować Kapłanów. Módl się za kapłanów, by byli
świętymi. Tak, módl się o świętych Kapłanów i o światło dla nich potrzebne,
zwłaszcza przy konfesjonale, bo tam Kapłani popełniają bardzo wielkie błędy.
Chcę ci teraz powiedzieć i zarazem oznajmić , że twoje ziemskie wygnanie
wkrótce się zakończy. A teraz spójrz w niebo, byś lepiej zrozumiała objawienie
Św. Jana. Zobaczyłam niebo – pisze Rozalia - i przecudny śpiew, i muzykę słyszałam tych stu
czterdziestu czterech tysięcy ubranych w szaty białe, którzy idą za Barankiem,
Jezusem Chrystusem, bo inni tej pieśni nie mogą śpiewać. Gdy to wszystko
znikło, przedziwny pokój i radość napełniły moją duszę. Pod tym wrażeniem
bardzo długo pozostawałam. Pan Jezus dał mi wtedy jasne zrozumienie, że bardzo
mała jest liczba Kapłanów świętych. O, jak biedni są ci Kapłani, którzy nie
umieją w sposób odpowiedni pokierować duszami.
Modlitwa za kapłanów,
wypraszająca dla nich łaski świętości i apostolskiej gorliwości była stałym i
pierwszoplanowym elementem duchowego życia Rozalii Celakówny. Kapłan święty, to drugi Chrystus. (…) Mój stosunek do
Kapłanów był nacechowany głęboką czcią, uszanowaniem. Ponieważ bardzo kochałam
i kocham Dusze Kapłańskie, przeto za Kapłanów szczególnie się modliłam, z czego
był Pan Jezus zadowolony. (…) Pan
Jezus z niezrównaną dobrocią i słodyczą mówił w mojej duszy: Moje dziecię, udzieliłem ci wiele łask i jeszcze ci udzielę
za cześć, miłość i szacunek, jaki masz do Kapłanów, za to, że ich bronisz wobec
innych. Nie lękaj się, wcale Ojca tym nie obraziłaś. Dlatego cię skierowałem do
Ojca, byś Mu także pomagała. Wiedz, że używam do takich rzeczy dusz
najmniejszych i najnędzniejszych, by wszyscy wiedzieli, że Ja Sam działam, nie
zaś stworzenie. Cokolwiek uczynisz dla Kapłanów, a zwłaszcza dla twojego Ojca,
wiedz, że to czynisz dla Mnie. Światła mojej łaski nigdy tobie nie braknie. Kapłan to drugi Chrystus, więc do Kapłanów byłam i jestem
ustosunkowana tak, jak do Chrystusa Pana. Nad błędami Kapłanów płakałam bardzo,
ale się nigdy nie gorszyłam ani ich przez to nie obrzydzałam innym. Modliłam
się i modlę się za Kapłanów, jak tylko umiem. Widząc w świetle łaski Bożej moje
grzechy i ułomności, nigdy o nikim źle nie myślałam. Te dusze, które zamiast
pomagać Kapłanom, rozgłaszają ich błędy albo ich narażają na ośmieszenie,
rzucają oszczerstwa, szukają u Kapłanów zamiast rady, pomocy i światła czego
innego, kiedyś przed Panem Jezusem zdadzą rachunek surowy za to, bo Kapłanów ze
względu na ich wysoką godność powinniśmy bardzo czcić, nie zaś im przykrość i
krzywdę wyrządzać.
Módl
się, dziecko – wzywał ją Chrystus - o świętych Kapłanów, którzy by w sercach ludzkich zapalali
ogień Mojej miłości, bym mógł w nich królować wszechwładnie. Moje Boskie Serce
to ostatni wysiłek Mej Miłości zapomnianej i wzgardzonej przez ludzkość, którą
pragnę zapalić świat. (…) Moje dziecko, bardziej Mnie boli obojętność,
oziębłość, wzgarda i zdrada dusz kapłańskich i zakonnych aniżeli występki
grzeszników, módl się gorąco za nich. W tej chwili Pan Jezus pokazał mi ogólny stan Kapłanów, ich
obojętność, oziębłość, brak bezinteresowności i miłości, którą było
przepełnione Najświętsze Serce Jego w stosunku do Ojca Niebieskiego i dusz
ludzkich. Módl się, dziecko, i
składaj ofiary z siebie, by Kapłani byli świętymi, a których jest brak. Dlatego
tyle jest zła, że nie masz świętych Kapłanów. (…) Pan Jezus w Ogrójcu najwięcej cierpiał z powodu obojętności
i niewdzięczności kapłanów i dusz Mu poświęconych. Myśl o strasznej zdradzie
judaszowskiej odnawiana w ciągu wieków wyciskała z Jego Najświętszego
Ciała Krwawy pot. Było to największe cierpienie Najświętszego Serca Jezusowego.
(…)
Rozalia Celakówna każdego dnia
ofiarowywała swe uczestnictwo we Mszy Św. właśnie w intencji kapłanów. Swym
spowiednikom i kierownikom duchowym zawsze była bezwzględnie posłuszna, gdyż
pod osłoną ich woli, odnajdywała Wolę Bożą. Jezus umacniał i utwierdzał ją w
tej właściwej postawie: Bądź posłuszną ślepo
twemu [duchowemu] ojcu, nie lękaj się, że on ci każe czynić to, co cię dużo
kosztuje. Ślepe posłuszeństwo najlepiej Mi się podoba i ono prowadzi duszę
szybko po drodze doskonałości do przedziwnego pokoju wewnętrznego.
V
Innym wielkim celem modlitw i
cierpień, składanych w ofierze Bogu przez Celakównę, było dzieło Intronizacji.
Cokolwiek
cię spotyka, ofiaruj to dla wielkiego dzieła Intronizacji w Polsce. (…)
Ofiarujcie z ojcem (ks. Kazimierzem Dobrzyckim, spowiednikiem i kierownikiem
duchowym) razem swoje cierpienia w celu Intronizacji. Im więcej będziecie
zdeptani, wzgardzeni, poniżeni, tym prędzej nastąpi ta chwila - tak bardzo
upragniona przez was Intronizacja! Każde dzieło Boże i każda sprawa muszą być
okupione cierpieniem, a im więcej ma ona przysporzyć chwały Panu Bogu, na tym
większe będzie napotykać trudności. (…) Dziecko, trzeba żyć wiarą i trzeba
ufać, ufać, że mimo największych trudności to dzieło będzie przeprowadzone, a
to dlatego byście wiedzieli, że Ja Sam działam - wy jesteście tylko narzędziem
w Mych rękach. Im więcej będziecie wyzuci z siebie, im głębiej wejdziecie w
przepaść unicestwienia się, tym swobodniej będę mógł działać w waszych duszach.
(…) Dziecko, Maria Małgorzata [Alacoque] dała poznać światu Moje Serce, wy zaś
kształtujcie dusze na modłę Mojego Serca. Intronizacja to nie jest tylko
formułka zewnętrzna, ale ona ma się odbyć w każdej duszy. W tej sprawie trzeba
dużo cierpieć, trzeba całkowicie być ofiarą. Tak, będziecie wiele cierpieć dla
Intronizacji.
29 sierpnia 1939 roku Rozalia
Celakówna pisze do o. Dobrzyckiego następujące słowa: Pan Jezus chce być naszym Królem, Panem i zarazem Ojcem
bardzo kochającym. Tyle razy prosimy o przyjście Królestwa Chrystusowego do
dusz, a przez to na cały świat. Ta sprawa była i jest dla mnie ogromnie droga!".
Intronizacja to nie tylko forma ofiarowania się, ale odrodzenie serc, poddanie
ich pod słodkie panowanie Miłości! (…) Sam akt ofiarowania Polski przez Intronizację Mojemu Sercu
przyniesie zbawienne korzyści, bo przez to bardzo dużo dusz nawróci się
szczerze do Pana Boga, poddając się Jego Prawu. (…) Intronizacja ma być przeprowadzona uroczyście (…) Trzeba
oddać zewnętrzną cześć Panu Jezusowi, która wiele dusz przez to zwróci do
Niego. Czyżby Polska miała się wstydzić Pana Jezusa? Przenigdy!!! (…) Gdy Pan
Jezus będzie Królem i Panem naszego narodu, wówczas my staniemy się bardzo
silnymi, bo wszyscy będą się starali wypełniać Wolę Pana Jezusa. (…) Ratunkiem
dla nas jest Jego Najświętsze Boskie Serce. (…) Ileż Intronizacja wleje siły i
mocy w nasz naród. (…) Jedynie
całkowite odrodzenie duchowe i oddanie się pod panowanie Mego Serca może
uratować od całkowitej zagłady nie tylko Polskę, ale i inne narody. (…)
Ja tak wierzę w Intronizację, w jej
przeprowadzenie, że choćby mi głowę ścinano, że to nigdy nie nastąpi, nie
uwierzyłabym temu – wyznaje Celakówna.
VI
W
uroczystość Zesłania Ducha Świętego polecałam gorąco Panu Jezusowi sprawę
Intronizacji – zapisała Rozalia.
Następujący obraz przedstawił się mej duszy: Widziałam Pana Jezusa w postaci
Ecce Homo poranionego bardzo, na Jego Głowie korona cierniowa głęboko wbijająca
kolce w skroń. Ubrany był w płaszcz szkarłatny, rana Jego Serca Boskiego
głęboko otwarta. Popatrz, jaki
ból zadają Mi grzechy. Te rany są zadane przez grzechy zmysłowe: korona
cierniowa przez pychę, zarozumiałość, bunt przeciw Bogu, dalej wzgardę i inne
grzechy. Nie ma dusz, które by Mnie kochały i pocieszały. Na obliczu Pana Jezusa malował się głęboki smutek.
(…)
W Bożym zamyśle, Intronizacja,
pojmowana jako oddanie się pod panowanie Chrystusowego Prawa Miłości oraz
pociągająca za sobą głębokie odrodzenie duchowe, dana została ludzkości i
poszczególnym narodom, jako szansa na uniknięcie niszczących i śmiercionośnych
owoców dla świata pogrążającego się w potopie grzechów. Rozalia Celakówna
bardzo trafnie i dobitnie zarazem, opisuje ówczesną kondycję moralną i duchową
człowieka. Straszny upadek moralny, zepsucie
obyczajów nie tylko u poszczególnych jednostek, ale wśród całego
społeczeństwa. (…) Z naszej strony jest straszna wina, bo my się nie chcemy
narażać, by przypadkowo ktoś się z nas nie śmiał, by nas upokorzenie nie
spotkało. (…) Bo to, co boleść sprawia Jemu, i nam powinno tak samo sprawiać
boleść, więc też wszystkimi siłami mamy pracować i zapobiegać temu, by Pan
Jezus nie był obrażany. (…) Jak długo my pozostaniemy w tym zaślepieniu? Daj
nam, Jezu bohaterów, by piętnowali występki jak św. Paweł. Dzisiaj grzech
rozpusty stał się konieczny do życia większości ludzi.(…)
W
duszy mojej odczuwam ogromny ból na widok takiego okropnego zaślepienia i
zdziczenia obyczajów bardzo wielu ludzi, zwłaszcza z inteligencji. O wszystkich
i wszystkim się mówi: o zabawach, podróżach, używaniu wszystkiego z przesytem,
z obrazą Pana Boga, tylko o Panu naszym ani jednym słówkiem. On jest
wyeliminowany z życia rodzinnego i społecznego, On tak niewygodny dla tych dusz
nieszczęsnych. (…) Pycha jest straszna, bo zaślepia człowieka i czyni go
bałwochwalcą. (…)
Dzisiejszy
zmaterializowany świat i jego poglądy, porwał ze sobą wiele, bardzo wiele dusz,
wypaczył ich pojęcie i pogląd na życie, a zwłaszcza na życie moralne. (…) W
teorii katolik być może, lecz w praktyce poganin. (…) Żaden grzech nie jest
dzisiaj tak rozpowszechniony jak grzech nieczysty. (…) Dzisiejsi neopoganie
mówią: ‘Pan Bóg stworzył człowieka, by używał wszystkiego’, to znaczy rzeczy
zakazanych także, które go poniżają bardziej od zwierząt. Zresztą rozpusta,
zaspokojenie swych zwierzęcych namiętności jest czymś, co przynosi dzisiejszym
ludziom satysfakcję. Im kto więcej zbrodni przeciw temu przykazaniu popełnił,
tym staje się popularniejszy. Rozpusta zagłusza sumienie, zaślepia umysł
człowieka, wolę szalenie osłabia, jednym słowem - całkowicie deprawuje duszę i
ciało. Kto w dzisiejszych czasach stara się żyć według zasad Chrystusowych, ten
przez świat jest ogłoszony głupim, zacofanym, niekulturowym, niemiło jest
widziany w towarzystwie. Jeżeli się w nim znajdzie, to po to, by być przedmiotem
szyderstw i pośmiewiska. (…) Nic tak nie hańbi i nie poniża człowieka jak
rozpusta. Rozpusta jest najbliższą drogą na zatracenie. Według zdania Ojców
Kościoła świętego więcej jak trzy czwarte potępionych w piekle jest za grzechy
nieczyste. (…) Jakże przepiękne jest życie czyste! Dusza nieskażona tymi
występkami, choćby była w łachmanach żebraczych, jest niezmiernie szczęśliwą.
(…) O, tak, zmysłowość biczuje Pana Jezusa. (…) Oddanie się tym grzechom jest
najprostszą drogą na wieczne potępienie. (…) Dusze czyste cieszą się szczęściem
przechodzącym wszelkie ludzkie pojęcie, tym pokojem Bożym, który ziemię, tę
dolinę łez, czyni niebem, gdzie Jezus odkrywa duszom swe tajemnice, zniżając
się do nich już tu na ziemi. Ty uważasz te dusze za głupie i szalone, lecz ani
się domyślasz, jakie one są szczęśliwe, niczym nieskrępowane, swobodne. To są
te prawdziwe dzieci Boże. (…)
W
ostatnich dniach Pan Jezus dał poznanie mojej duszy, że potrzebą konieczną jest
droga ofiary, cierpienia, zapomnienia o sobie, by w ten sposób ratować dusze
ludzkie pędem biegnące ku zatraceniu, ku wiecznej zgubie. Nie możemy być
uczniami Jezusowymi, ani też Jego kochać, jeżeli nie kochamy dusz naszych
bliźnich, nie troszcząc się o ich nawrócenie do Pana Boga. Żarliwość nasza o
zbawienie dusz, o nawrócenie grzeszników powinna być podobną do żarliwości
Samego Pana Jezusa. Nie ma mowy o zrealizowaniu Królestwa Bożego w
społeczeństwach, jeżeli dusze wpierw nie porzucą grzechów i występków, dopóki
nie zawrócą na drogę cnoty. Wszystko czyńmy, co tylko jest w naszej mocy, by
Pan Bóg był poznany i ukochany przez cały świat. Jest to najważniejsza sprawa w
naszym życiu, by dać poznać światu Pana Boga, Jezusa Chrystusa, Jego
Najświętsze Serce, Ducha Przenajświętszego, Tę Miłość zapomnianą i wzgardzoną.
Niech nas to kosztuje, co On chce: życie, zdrowie, sławę. Wszystkie wartości
nasze duchowe i materialne poświęćmy dla tej najważniejszej sprawy, by Pan Bóg
był poznany i umiłowany przez wszystkie stworzenia.
VII
Innym razem Chrystus mówi do
niej: Moje dziecko, ty w tym miejscu [w
szpitalu] jesteś z Mej Woli. Ja tak
kierowałem życiem twym, że tu cię przyprowadziłem. (…) Ja zaprawiałem ci
goryczą to wszystko, co nie jest Mną i co by cię mogło ode Mnie oddalić. (…)
Masz ukochać całym sercem życie ukryte, zapomniane, taką pracę, która nie ma
żadnego uznania i znaczenia w oczach ludzkich. Unikaj czynów głośnych, którymi
się ludzie zachwycają, bo takie czyny zazwyczaj nie mają żadnego znaczenia w
oczach Moich, bo są skażone miłością własną. Ludzie zawsze patrzą na stronę
zewnętrzną, a Ja patrzę na serce, na czystość intencji. Sądy ludzkie są
zupełnie inne niż sądy Boże. Tak, dziecko, ty masz ukochać życie ukryte – tyle
szczęścia się w nim mieści! Ja cię będę krzyżował, upokarzał, ale ty się w
duszy będziesz z tego cieszyć. (…) Musisz być zdeptana, wzgardzona i
ukrzyżowana, i musisz ukochać życie ukryte, na wzór Mego życia nazaretańskiego,
i unikać czynów takich, które by cię mogły podnieść u ludzi, bo takie czyny,
jeszcze ci powtarzam, nie mają żadnej wartości w oczach Moich. Gdybyś temu nie
wierzyła, co Ja ci mówię, to chodź ze Mną, a pokażę ci, gdzie zapisują uczynki
wielkie, które ludzie spełniają bez czystej intencji, dla oka ludzkiego.
Zaprowadził mnie Pan Jezus na ogromne śmietnisko,
z którego wydobył olbrzymią księgę i mówi dalej: Tu zapisują uczynki wielkie, które ludzie spełniają bez
czystej intencji albo intencja ich jest skażona miłością własną i próżnością.
Pan Jezus odwracał karty tej księgi i mówi: Te
puste karty oznaczają uczynki spełniane bez intencji, a te znaczone czarnymi
literami oznaczają czyny wielkie spełniane dla próżnej chwały. Ci ludzie dary
Moje sobie przyswajają, również i chwałę, która się Mnie należy.
Dalej mówił mi Pan Jezus: Masz być bardzo pokorna, nigdy sobie nie ufać. Dlatego
wybieram cię do wypełnienia mych zamiarów, które w życiu twym się
urzeczywistnią, że się nie opierasz na swoich zasługach, że liczysz na Mnie
całkowicie. (…) Po chwili
zaprowadził mnie Pan Jezus nad ogromną przepaść, pełną zgnilizny i
obrzydliwości, i dał mi zrozumienie, że to jest serce ludzkie skalane grzechem
nieczystym. Kazał mi Pan Jezus pracować w tym miejscu w intencji tych upadłych
dusz, nad ich nawróceniem.
Udziałem Celakówny staje się
również niezwykłe, mistyczne doświadczenie Sądu Bożego. Byłam w duchu przeniesiona gdzieś w nieznaną krainę i
zdawało mi się, że umieram. Po śmierci stanęłam na sąd Boży. Zobaczyłam Pana
Jezusa ogromnie poważnego i pełnego majestatu, przychodzącego sądzić. Nic nie
mogę przyrównać, bo nie ma takich porównań, jak Pan Jezus wyglądał. Pan Jezus
przyszedł z Krzyżem. Nie jest to sąd taki, na którym by nas pytano o tę lub
inną rzecz, lecz my sami widzimy, cośmy czynili. Anioł Stróż przyniósł księgę
mego życia, w której było wszystko zapisane. Wtedy Pan Jezus zwrócił na mnie
swój wzrok bardzo łaskawy, nie jak Sędzia, ale jak Ojciec, i ja się przestałam
bać. Wtedy zawołał głosem wielkim:
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią… Nie sądźcie, a
nie będziecie sądzeni… Nic
nie mówiłam, tylko czekam na wyrok. Wtedy Pan Jezus zwraca się do mnie i mówi: Moje drogie dziecko, za twoje miłosierdzie i wyrozumiałość
dla bliźnich pójdziesz prosto ze Mną się połączyć. Umieszczę cię blisko Mego
Serca, między Jego czcicielami w niebie. I Pan Jezus wskazuje mi na książkę, że nie mam ani jednego
grzechu do odpokutowania za to, że wszystkie prześladowania i sądy ludzkie
przyjmowałam ochotnie z miłości dla Niego, nie gniewając się na te osoby, przez
które cierpiałam. Patrz, dziecko
drogie, jaka jest różnica między sądem Boga, a sądami ludzkimi. Sądy ludzkie są
zupełnie odmienne od sądów Boga. Ludzie sądzą z pozorów, ze strony zewnętrznej,
a Bóg patrzy na serce, na intencję, która ożywiała nasze czynności. Tylko Bóg
jest sprawiedliwy, nie zaś ludzie. Patrz, dziecko, jak Bóg sądzi, że tak jest,
a nie inaczej, co ci teraz powiedziałem. Zobaczyłam niektóre osoby znajome (które nie żyją), a
uważane za dobre, a jednak Pan Jezus inaczej je osądził. Są takie, co jeszcze
żyją, za które mam się modlić, by naprawdę nie zginęły; to jest moją głęboką
tajemnicą. Nie bój się dziecko – mówi Pan Jezus – Ja cię nigdy nie opuszczę. Bądź nadal wyrozumiała dla
bliźnich, za co Ja będę wyrozumiały dla ciebie. I wskazał mi Pan Jezus
Najświętszą Maryję Pannę, Tę przecudną postać. Patrz, dziecko, Maryja będzie
obecną przy twej śmierci. Kochaj Ją bardzo!
Rozalii nie trzeba tego dwa razy
powtarzać. Gorąca, silna, szczera i wierna miłość do Matki Bożej stanowi bowiem
niezachwiany fundament jej życia wiarą już od najmłodszych lat. Najświętsza Panna Maryja nie była apostołem w ścisłym tego
słowa znaczeniu, a pomimo to była i jest Królową apostołów. Och, jak bardzo, do
najwyższego stopnia zachwyca mnie Maryja, Matka Jezusowa i nasza. Jej życie tak
proste, ukryte, nieznane, bo nawet Ewangelia święta mało nam o Niej mówi, a
jakież ono przecudne. O, jakżeż ona kochała Boga! Czyż miłość ku Jezusowi nie
była wszystkim w życiu Maryi? Z miłości zrodziły się wszystkie inne cnoty. (…)
Ona jest moją Mistrzynią, Matką, moją Pocieszycielką, Wsparciem i Mocą. Ona
mnie uczyła w ciągu mego życia, że Pan Jezus za wszystko mi wystarczy, że
stworzenia są niestałe.
Maryja, jako Ta, która w sposób
najdoskonalszy wypełniła w Swym życiu Wolę Bożą, była dla Celakówny również
najpiękniejszym Wzorem, na jej drodze pełnego wiary i miłości, nieustannego
mówienia Bogu: „fiat!” Ani radość, ani cierpienie
nie jest najlepsze, jedynie najdoskonalsze poddanie się pod Jezusową Wolę jest
najlepsze i Jemu najmilsze. Wtedy żyje dusza w najdoskonalszym spokoju, niczym
niezmąconym, kiedy jest najdoskonalej poddana. (…) Ileż nam Pan Jezus udzieli
łask za poddanie się Jego Najświętszej Woli! (…) Wiem, że wszystko na świecie
dzieje się z Woli Bożej lub dopuszczenia Bożego – napisze mistyczka
z Jachówki.
|