13.10.2016
Pragnę być najmniejszą - Służebnica Boża Rozalia Celakówna, pielęgniarka z duszą karmelitanki


115 lat temu, cztery dni po liturgicznym wspomnieniu Matki Bożej Bolesnej, w dniu 19 września 1901 roku, w niewielkiej podhalańskiej wsi Jachówka, jako pierwsza z ośmiorga dzieci Tomasza i Joanny, przyszła na świat Rozalia Celakówna. Służebnica Boża, której proces beatyfikacyjny na stopniu diecezjalnym został ukończony już przed kilku laty, kojarzona jest dziś głównie z Dziełem Osobistego Poświęcenia się Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i przesłaniem intronizacyjnym, jakie powierzył jej Chrystus. Byłoby jednak niepowetowaną stratą, gdyby gdzieś umknęła nam prawda o całej głębi i niezmierzonym bogactwie apostolatu "małej drogi", którą nasza polska 'mała Tereska' tak pięknie i niestrudzenie podążała ku świętości.

I

Najstarsza z potomstwa pobożnych Celaków, jeszcze przed urodzeniem, została przez własną matkę, w sposób uroczysty poświęcona, ofiarowana i zawierzona Matce Bożej. Rozalka już w dzieciństwie doświadczała mistycznych przeżyć. W siódmym roku życia słyszy wyraźne wezwanie Boże: Moje dziecko, stworzenia nie zaspokoją twego serca, ich miłość jest bardzo niedoskonała. Świat ci szczęścia nigdy nie da, on nie zaspokoi twoich pragnień. Napełnić Twoje serce miłością i zaspokoić je, może tylko Bóg. Nie szukaj oparcia w stworzeniach, lecz jedynie w Bogu. Bądź skrytą i nie wynurzaj się przed ludźmi, bo oni ciebie nie zrozumieją. Szukaj przyjaciela w Bogu. Nie zaznasz nigdzie pokoju poza Mną. We Mnie będzie siła i moc dla ciebie. Ja cię obsypię łaskami i szczęściem, którego ci świat nigdy dać nie może. Gdy Mi się oddasz bez zastrzeżeń, będziesz żyć w pokoju, bo ci dam wolność prawdziwych dzieci Bożych. Ja ci za wszystkich i wszystko wystarczę. Oddaj Mi się cała, a znajdziesz wszystko. Ja cię nigdy nie opuszczę.

Odtąd doznania mistyczne stają się stałym elementem jej życia duchowego. Pan Bóg przemawia do jej duszy nieraz codziennie i to kilka razy, czasem znowu kilka razy w tygodniu czy miesiącu. Słowa te nie odstraszały, nie wprowadzały do duszy zamętu niepokoju, ale przeciwnie pokój, słodycz, siłę, światło, męstwo do znoszenia największych cierpień. W ten sposób pociągał moją duszę do Siebie i zaprawiał mi goryczą wszystko, co Nim nie było – jak wyzna sama Celakówna.

Od lat dziecięcych jest prowadzona drogą krzyża. Doświadcza ciężkich chorób, kilkukrotnie cudem unika śmierci. 27 sierpnia 1924 roku, w wieku 23 lat, idąc posłusznie za Bożym wezwaniem, opuszcza dom rodzinny i udaje się do Krakowa. Podejmuje pracę pielęgniarki w szpitalu św. Łazarza, jednak docelowo zamierza wstąpić do jednego z zakonów kontemplacyjnych. Ubiega się o przyjęcie do klasztoru sióstr Karmelitanek Bosych, Wizytek i Norbertanek. Jednak wszędzie tam, jakkolwiek by to dziś zabrzmiało, brakuje miejsca... Wreszcie znajduje się jedno wolne, w upragnionym przez nią Karmelu, tyle że w Belgii… Ówczesny spowiednik Celakówny decyduje, że nie powinna wyjeżdżać za granicę, lecz skorzystać z sytuacji, że pojawiła się możliwość wstąpienia do krakowskich Klarysek. W grudniu 1927 roku Rozalia Celakówna wstępuje do tego zakonu. Wciąż mi się zdawało, że na świecie bardzo trudno uświęcić swą duszę i rzeczywiście tak jest, więc poszłam, by w klasztorze kochać więcej Pana Jezusa i doskonalej Mu służyć – wspomina Rozalia. Jednak już z chwilą, gdy przekraczała próg klauzury, wewnętrzny głos oznajmił jej: Tu nie jest twoje miejsce. Wola Boża jest inna względem ciebie. Po upływie niecałych 3 miesięcy, 1 marca 1928 r. zostaje wydalona z zakonu ze względu na słaby stan zdrowia. Jeszcze będąc w klasztorze i modląc się w kaplicy, usłyszała głos Pana: Nie martw się tym wcale, że cię stąd wydalą, kiedyś by cię chętnie przyjęli po twojej śmierci. Ale ty będziesz, dziecko, w szpitalu pracować i cierpieć. Nie Zakon, nie suknia zakonna uświęca nas, lecz wypełnienie Twej Woli, o Panie nasz Najsłodszy, najgłębsza pokora dochodząca do zupełnej pogardy i zapomnienia o sobie, do zupełnego unicestwienia, miłość ku Tobie posuwająca się do heroizmu! – zapisze później Celakówna. I to wszystko, Ukochany Panie, można praktykować w świecie i tak, by niczyjej uwagi nie zwrócić na siebie. Wolę być zamiataczką ulic, niż złą zakonnicą, która nie kocha Cię tyle, ile powinna. Biada takim Siostrom, które nie wiedzą, jaki jest cel ich życia, a tyle ich jest po naszych klasztorach. Panie, zbliż je do siebie siłą Twej łaski! Kiedyś przedziwne rzeczy zobaczymy na Sądzie ostatecznym.

Rozalia jednak, już do końca swych ziemskich dni, bardzo mocno żyje duchem Karmelu, do którego tak bardzo pragnęła kiedyś wstąpić. Po latach, już jako pracowniczka szpitala, napisze pokornie te słowa: Zakon Karmelitański jest moim Zakonem. Jego duch jest moim duchem, choć jego członkiem nigdy nie byłam i widocznie z Woli Bożej nie będę. (…) Gdy zwracam swój wzrok na Klasztor Sióstr Karmelitanek Bosych, wyrywa się z głębi mej duszy głos: jak one są szczęśliwe! Czy im mogę zazdrościć tego szczęścia? Nie, bo i ja jestem bardzo szczęśliwą! Być zakonnicą Karmelitanką jest to wyjątkowa łaska Boża, na którą ja nigdy nie zasłużyłam niczym. Gdybym była nią, więcej by mieli dla mnie ludzie uznania. O, Jezu! Tyś tak wiele dał mojej duszy, żeś mnie skierował do Szpitala, na tę placówkę – tak bardzo odpowiednią dla mnie. Dzięki ci, Panie mój, za tak wielki dar. Chyba by mnie nigdzie nie spotkało tyle wzgardy, poniżenia, zapomnienia, jak właśnie tu!

II

"Właśnie tu" - czyli na oddziale chorób wenerycznych, gdzie Rozalia we wrześniu 1929 r. przenosi się z kliniki okulistycznej, idąc wiernie za głosem Chrystusa, lecz ku zdumieniu wszystkich, którzy uważają ją, delikatnie mówiąc, za nie do końca rozgarniętą (w nowym miejscu pracuje w znacznie gorszych warunkach, zarabia niemal trzykrotnie mniej niż w klinice, ale nie myśli o tym wcale, najważniejsze, że tak chciał Bóg: Moje drogie dziecko, Ja chcę cię mieć w szpitalu. Szpital jest twoim miejscem. Dla ciebie nie ma innej drogi, tu masz pozostać. W szpitalu jest miejsce dla ciebie z Mej Woli przeznaczone. Masz pracować na tym miejscu, by Mi wynagradzać za te straszne grzechy i pocieszać Moje Boskie Serce. Ja cię tu chcę mieć).

Na oddziale wenerycznym podopiecznymi Rozalii są głównie prostytutki. W tym piekle na ziemi; wśród osób rozpustnych; wśród przekleństw i rozmów najpotworniejszych… w duszy mej czułam najokropniejszy wstręt do grzechu nieczystego. Widząc tak straszne skutki grzechu, bolałam nad tymi duszami, tak nisko upadłymi, i nad straszną obrazą i krzywdą wyrządzoną Bogu. (…) Pan Jezus w głębi mej duszy przemawiał przez głos wewnętrzny, żebym złożyła moje życie w ofierze za te dusze upadłe, bym się starała wynagrodzić Panu Jezusowi krzywdę uczynioną.

A wynagradzać było za co. Rozalia w następujący sposób opisuje pewne swoje mistyczne przeżycie. Duchem byłam przeniesioną na oddział chorób wenerycznych. Stał Pan Jezus ubiczowany, cierniem ukoronowany, Ręce Jego Najświętsze skrępowane powrozem. Miał zarzucony na plecy płaszcz czerwony. Jego Oblicze zbolałe i zbite, malował się na nim głęboki ból i smutek. Zrobił ten widok na mej duszy przeogromne wrażenie. Cała mas osób przystępowała do Pana Jezusa bijąc Go po Twarzy i całym Ciele Jego Najświętszym – były między nimi znane mi osoby. Pan Jezus stał milczący zupełnie się nie broniąc, ani słowa na obronę Swą nie wypowiedział. Te osoby przystępowały do Niego z bezczelnością, śmiechem, przezwiskami i na przemian Go bili. Ja płakałam z żalu. (…) Potem podniósł Swój wzrok ku mnie, pełen ogromnej miłości, jakby szukał u mnie pomocy. (…) O, z jakąż miłością i słodyczą przemówił do mnie, tego nigdy nie zapomnę. Popatrz, dziecko, jak strasznie Mnie ranią grzechy nieczyste! Jaką straszną boleść zadają mi te dusze! Ty, dziecko, masz pracować w tym miejscu, by Mi wynagradzać te straszne grzechy i pocieszać Moje Boskie Serce. Ja cię tu chcę mieć!

Celakówna pracuje z ogromnym poświęceniem, otaczając chorych opieką przepełnioną troską i miłością. Nie wiem, dlaczego i jaka jest przyczyna, że chorzy bardzo lubią moje dyżury. Ja też bardzo kocham chorych, bez względu na ich chorobę, a zwłaszcza Kocham chorych biednych i opuszczonych. O Najsłodszy Panie Jezu, dziękuję Ci za powołanie mnie do Szpitala, dziękuję Ci z całego serca i całej duszy! (…) Praca przy chorych jest tak piękną, jak może żadna inna – zwłaszcza przy chorych wenerycznie. Są to osoby zupełnie wykolejone z życia i zdążające całą siłą na zatracenie. W tym miejscu nie jest wystarczającym być pielęgniarką co do ciała, lecz także co do duszy. Zresztą przez bliższe stykanie się z nimi można zauważyć i wczuć się we wszelkie potrzeby ich, by potem kosztem ofiary z siebie ratować te najbiedniejsze dusze – stojące nad brzegiem przepaści. O, jak bardzo dobry jest Pan Jezus, że mnie, najniegodniejszej, dał tę wielką łaskę, że mogę pracować w takim środowisku. (…) Jaka to praca piękna, bez uznania i wdzięczności, pełna wzgardy i poniżenia. (…) Moja maleńkość, oddanie się Tobie całkowite, bez zastrzeżeń i ufność bez granic ściągnęły na mnie Twoje wejrzenie. (…) Apostolstwo moje ma być przez wzgardę i poniżenie, pracę nad sobą, by się wyzbyć siebie zupełnie, a oddać się Jezusowi jako ofiara, by czynił z nią, co chciał.

Ceniona i lubiana przez podopieczne wzbudza jednak zazdrość u współpracowniczek – sióstr Szarytek oraz świeckich pielęgniarek, posługujących przy chorych. Uważają one nawet, że Rozalia pracuje z tak wielkim poświęceniem i zaangażowaniem, otaczając chorych tak czułą opieką w zamian za łapówki wręczane jej przez pacjentów. Upokarzana, poniewierana i degradowana do wykonywania najbardziej poniżających, a nie mających nic wspólnego z posługą pielęgniarki zajęć (szorowanie ubikacji, zamiatanie korytarzy itp.) przez współpracowniczki, pracuje często po 60 godzin bez przerwy, wycieńczając swój i tak przecież słaby organizm. Znosi to wszystko w cichości i pokorze. Mizerna pensja sprawia, że Rozalia żyje niemal na granicy ubóstwa. Często jej całodzienny posiłek ogranicza się do spożycia kromki chleba i wypicia szklanki herbaty, a mimo to, nie odczuwa głodu: Pan to sprawił, że nie byłam głodną. I Pan jest z nią. Nieustannie jej towarzyszy na małej drodze krzyża pokory i ukrytej ofiary z siebie. Już w pierwszy dzień mego dyżuru nocnego Pan Jezus tak jasno dał mi poznać, że jestem w szpitalu z Jego Woli i łaski. Ustawicznie był obecny przy mnie i towarzyszył mi wszędzie. Kiedyś mi polecono spełniać najniższe posługi, więc ja starałam się wykonać jak najdokładniej z najczystszej miłości ku Niemu. Wszystkie je wykonywał ze mną Pan Jezus; jak zamiatanie, szorowanie, usługiwanie chorym – każdą rzecz wykonywał ze mną Pan Jezus. Zamiatałam jedną szczotką, a drugą Pan Jezus, tak samo było z innymi czynnościami. Szpital to miejsce, gdzie możesz codziennie składać ofiary z siebie, o których ludzie wcale nie wiedzą. Im bardziej będziesz ukrytą przed okiem ludzkim, tym milszą będziesz Mnie – powie jej Chrystus.

Poza szpitalem, miejscem jej pracy, doznaje Celakówna jeszcze innego, jakże okrutnego prześladowania z rąk bliźnich. Znienawidzona przez pewną grupę kobiet, jest przez jedną z nich regularnie dręczona, poniewierana, napadana na ulicy, bita po głowie i twarzy, targana za włosy, kopana, maltretowana, publicznie obrzucana wyzwiskami, obelgami, oszczerstwami. Rozalia nie broni się, znosi wszystko w cichości, modląc się za prześladowców. Gdy się to wszystko dzieje, wtedy kieruję swój wzrok na Pana Jezusa zdeptanego, zbitego, wyśmianego, zelżonego, a przy tym milczącego, i od Jezusa mojego biorę przykład, by milczeć i jeszcze raz milczeć. Za wzór do naśladowania stawiam sobie Pana Jezusa milczącego, wzgardzonego i opuszczonego. Pan Jezus w czasie Swej Męki prawie zawsze milczał, więc i ja chcę milczeć. O, jakżeż jestem teraz ogołocona ze wszystkiego, opuszczona i zdeptana. I tak mi jest bardzo dobrze. Wobec Pana Jezusa chcę ukryć smutek i ból, by Mu nie robić przykrości, tak samo i wobec ludzi. (…) Im więcej dusza jest wyzuta z siebie, tym więcej jest podatną na działanie łaski Bożej. Wtedy staje się zdolną do umiłowania Pana Jezusa jak najgoręcej, bo niczym nieskrępowana, lecz wolna jak ptak w przestworzu. Taka dusza, która się po ludzku przywiązuje do rzeczy stworzonych, nigdy nie dojdzie do doskonałości i świętości. (…) Teraz jestem publicznie zdeptana, więc teraz jestem najpodobniejsza do Pana Jezusa.(…) Jestem zmiażdżona cierpieniem i starta w proch, cierpienie moje moralne przewyższa o wiele fizyczne. Palę się cierpieniem wewnętrznym i zewnętrznym, lecz wielbię za to mojego Jezusa, dla którego chcę cierpieć i umierać. (…) Zapytałam Pana Jezusa, czy Mu sprawia przyjemność moje cierpienie. Usłyszałam odpowiedź: Moje dziecię, dlatego je zsyłam na ciebie, bo cię bardzo kocham i chcę, byś była jak najpodobniejsza do Mnie. Dziecko, ty musisz we wszystkim być do Mnie podobna, musisz być spotwarzaną, bitą, za włosy dartą, wyśmianą, nazwana głupią – nawet przez twych najbliższych. Popatrz na twojego Jezusa. Czy tego wszystkiego nie cierpiał w stopniu najwyższym z miłości ku tobie i innym duszom?

Pan Jezus w Swej nieskończonej miłości odkrył przed moją duszą wartość ofiary i zupełnego wyrzeczenia się siebie, zapomnienia, wskazując równocześnie na tę prawdę, że dusza nie powinna się nad tym zastanawiać, dlaczego to lub owo ją spotkało niesłusznie, bo czyż Jezus słusznie cierpiał? Jeżeli Jezus cierpiał najniewinniej, dlaczegoż dusza, która Go chce naśladować, mogłaby się dziwić, że cierpi zupełnie niewinnie? Od kogóż więc zażąda ofiary, jeżeli nie od duszy Jemu całkowicie oddanej, od swego dziecka? I Bóg odkrywa przed Rozalią, jakże często przecież zakrytą przed naszym ludzkim, doczesnym, krótkowzrocznym spojrzeniem, głębię prawdy o cierpieniu.

Odsłonię ci tajemnicę cierpienia. Cierpienie jest tak wielką łaską, że nikt z ludzi tego nie pojmie dostatecznie, większą niż dar czynienia cudów, bo przez cierpienie dusza Mi oddaje, co ma najdroższego: swą wolę, ale przez cierpienie miłośnie przyjęte. Ona Mnie kocha wówczas całym sercem. Tę nieocenioną łaskę daję tylko duszom szczególnie umiłowanym. Dam ci miłość cierpienia, byś umiała cierpieć podobnie jak Ja.

Celakówna pojmuje tę lekcję. Jestem przekonana, – napisze - że życie bez cierpienia to życie bez wartości, jest ono niewykorzystane należycie. Cierpienie jest szkołą, w której uczymy się kochać prawdziwie Pana Jezusa; cierpienie odrywa nas od rzeczy stworzonych, od tego wszystkiego, co nie jest Bogiem. Pan Jezus, Ten najdoskonalszy Mistrz w sztuce krzyżowania dusz obdarza takim krzyżem dusze, który jest najboleśniejszy i najwięcej kosztuje. Nikt by nie potrafił sam wybrać takiego cierpienia, jakie wybiera i daje On sam duszy. (…) Pewnego razu, w czasie wielkich udręczeń ducha i cierpień różnorodnych, Pan odezwał się w mej duszy: Moje dziecko, tylko duszom uprzywilejowanym daję wielkie cierpienia, z nimi to bowiem dzielę się tą cząstką Moją. Dziecko, jest to wielka, bardzo wielka łaska i specjalne wyszczególnienie tych dusz przeze Mnie. Dziecko Moje, ty jesteś jedną z tych dusz, ciesz się i raduj, że cię tak bardzo ukochałem. Tak, dziecko Moje, bardzo cię kocham, dlatego cię będę krzyżował i doświadczał cierpieniem w sposób szczególny i Mnie tylko znany. (…) Cierpienie miłośnie przyjęte dla Mnie ma wartość nieocenioną. Ty, dziecko, zawsze wybieraj dla siebie upokorzenia, wzgardę, miejsce ostatnie, aby być coraz więcej do Mnie podobną. (…) Stań się, Moje dziecko, do Mnie podobną przez cierpienie i miłość. (…) Nie mogłem ci dać większej łaski, nad łaskę cierpienia.

Wagę słów Chrystusa, przypomina Celakównie również św. Teresa z Avila, która w dniu swego liturgicznego wspomnienia (15 października 1943 r.) nawiedza polską mistyczkę, przynosząc ze sobą pokrzepiające przesłanie: Ciesz się bardzo, że ci dał Pan Jezus wiele cierpień: wzgardy, poniżenia, potwarzy, oszczerstw i różnych cierpień, zwłaszcza cierpień w szpitalu i prześladowania od pewnych dusz. O, jakaż to nieoceniona łaska jest ci dana, że Pan Jezus pozwolił ci takie rzeczy wycierpieć! Jest to największa łaska, jaką otrzymałaś w tym życiu od Pana Boga.

O Jezu, daj mi takie umiłowanie cierpienia, bym się stała naprawdę podobną do Ciebie – prosi Rozalia. I konstatuje: Pan Jezus chce, by moja dusza wysubtelniała pod krzyżem, abym miała bardzo wielką wyrozumiałość dla osób cierpiących! O, jakież to szczęście być zmiażdżoną cierpieniem, bez współczucia ludzkiego! (…) Żalił się Pan Jezus, że ma mało miłośników, którzy Mu chcą dotrzymywać towarzystwa aż na Kalwarię. Tak mało jest dusz kochających Mnie prawdziwie!... Dusz kochających Mnie na drodze krzyżowej jest bardzo mała liczba, bo to dużo kosztuje. (…) Jeżeli chcesz być do Mnie podobną i Mnie tylko się podobać, to musisz na Mój sposób ukochać Krzyż, wzgardę, poniżenie i zapomnienie. (…) Ja przez Krzyż zbawiłem ludzkość całą i ty przez cierpienie miłośnie przyjęte zbawisz nie tylko siebie, ale i te dusze wszystkie, które kosztem twej ofiary i cierpienia pragnę pociągnąć do Siebie. (…) Największym, dziecko, twym zadaniem i świętością twego życia jest umiłowanie twego Jezusa do nieskończoności, do najwyższych granic, do szaleństwa, które podejmuje się każdej, nawet najcięższej ofiary, by Mu dowieść swej miłości. Dlatego staniesz się najmniejszą, byś była podatnym narzędziem pod działaniem miłości. Dziecko, świętość to nic innego, tylko miłość. Tej miłości dowiedziesz Mi w twym życiu ukrytym, pełnym krzyżów i ofiar.

III

I Chrystus wskazuje Rozalii małą drogę, ukrytego życia nazaretańskiego, jako najdoskonalszy dla niej wzór do naśladowania i odtworzenia na jej własnej drodze do świętości. Pan Jezus dał mi takie zapytanie: A jakie życie Ja, Jezus, wiodłem w Nazarecie?... Dlatego aż tyle lat byłem ukryty i tylko 3 lata pozostały do działalności apostolskiej, by wam dać przykład jak bardzo cenne jest w Mych Boskich Oczach ukrycie się. Jest to łaska nieoceniona, którą tobie daję, byś w ten sposób stała się do Mnie podobną. Więc, moje dziecko, z miłości ku Mnie kochaj zapomnienie. (…) Kochaj bardzo ukrycie się, wzgardę, poniżenie; bądź bardzo pokorną, kochaj Mnie, bym wszystkie zamiary, jakie mam względem ciebie i twojej duszy, mógł wypełnić. Nie lękaj się cierpień, bo Ja cię nigdy nie opuszczę w twej drodze krzyżowej. Ja jestem zawsze z tobą. (…) Dziecko, gdyby apostolstwo publicznego nauczania było wyższej wartości nad apostolstwo ukryte, Syn Boży nie przebywałby w ukryciu do trzydziestego roku ziemskiego życia. Wyniszczenie siebie, zapomnienie, miłosne przyjmowanie cierpień, ustawiczna ofiara z siebie w ukryciu więcej może pozyskać Bogu dusz niż św. Franciszek Ksawery swoimi kazaniami. Trzeba się tylko oddać całkowicie na usługi miłości. (…) Dusze ukryte i pokorne podobają Mi się, bo są podatne na działanie łaski.

Pan Jezus w jakimś dziwnym widzeniu pokazał mej duszy życie Swe i Jego, i naszej Najsłodszej Matki w Nazarecie. Więc oglądałam w duchu, co następuje: praca Matki Jezusowej i naszej najprostsza, jak służącej, Jezus Jej pomagał we wszystkim. O Jezusie tyle mówiono, że to jest Syn cieśli, a Maryja Jego Matką. Patrz, dziecko, na Nazaret - mówił Pan Jezus - i na nim kształtuj twą duszę. Maryja nauczy was prawdziwej miłości, względnie w tej miłości będziecie czynić postępy z dnia na dzień. Jeżeli się staniecie najmniejszymi, wówczas miłość będzie działała cuda w duszach waszych. O, jakże proste, najprostsze jest życie Pana Jezusa, Matki Najświętszej i św Józefa w Nazarecie!! Nic a nic nie ma tam nadzwyczajnego! Nikt się nawet nie domyślał, kim była Najświętsza Rodzina. Pan Jezus przekonał do głębi moją duszę, że najmilsze Jego Boskiemu Sercu są dusze proste, zupełnie skryte przed okiem świata, unikające starannie tego wszystkiego, co by mogło na nie czyjąkolwiek zwrócić uwagę. Ustawicznie słyszę brzmienie tych słów Maryi: My się tak dobrze rozumiemy, Moje kochane dziecko. Jezus chce w sposób szczególniejszy odtworzyć na twej duszy Swe życie ukryte. Śmiem to twierdzić, że nie ma drogi lepszej i bezpieczniejszej nad tę drogę!! Na tej drodze Jezus Sam wyniesie duszę na najwyższe szczyty świętości i doskonałości, i zjednoczenia z Sobą przez miłość, przeobrażając duszę maleńką – Swe dziecko – w Siebie. (…) Pan Jezus w całej pełni pokazał mi wartość życia ukrytego, życia zupełnie prostego, na wzór życia Maryi. (…) O Jezu, o moja Najukochańsza Matuchno, dziękuję Wam za powołanie do życia ukrytego, zapomnianego. Dziecko, to jest twoja droga mówił Jezus kochaj Mnie na wzór Maryi, żyj tak, by niczyjej uwagi na siebie nie zwrócić. Takie życie zabezpieczy cię przed pychą, miłością własną i próżnością.

Im więcej usiłuję ukryć się i zapomnieć o sobie, tym jestem spokojniejszą. Pan Jezus pobudza mnie do tego coraz silniej. On Sam, Jezus, wskazuje mej duszy Najświętszą Eucharystię. W głębi duszy przemawia: Patrz, dziecko, na ukrycie się Moje, nie tylko w Nazarecie, ale i w tym Sakramencie Miłości. Gdyby było coś wznioślejszego, postałbym pod innymi postaciami, pod inną zasłoną, nie pod tą nikłą osłoną chleba. Wszystko to uczyniłem z miłości ku duszom ludzkim, lecz mimo to tak bardzo mało jestem kochany !!! Chcę, byście kochali to życie ukryte. Ono nie tylko jest tak wielkiego znaczenia dla ciebie, ale i dla wszystkich dusz. O, jak mało dusz, rozumie tę tajemnicę! Jest to lekarstwo na dzisiejsze czasy - gdy ludzie szukają uznania, wywyższenia - na pychę i bunt przeciw Bogu. Pan Jezus dał zrozumienie mej duszy, że w ukryciu będzie nasza praca najowocniejsza.

Na bezcenną wartość ukrytego życia, na wzór nazaretańskiego, wskazywała Celakównie również Matka Boża: Patrz, jak Moje życie było proste, bez żadnej nadzwyczajności, w zupełnym ukryciu. (…) Przez światło wewnętrzne zrozumiałam bardzo wyraźnie, że Maryja, nasza Najukochańsza Matka, dlatego tyle łask otrzymała, że była najpokorniejsza, najwięcej ukryta, najżarliwiej kochająca Pan Boga, najwierniejsza Jego natchnieniom i najdoskonalej poddana Jego Woli we wszystkim. (…)Maryja w przejasnym świetle ukazywała mi wartość życia całkowicie oddanego Jezusowi, tego życia ukrytego jak najwięcej przed okiem ludzkim, takiego życia, jakie Ona, Najświętsza, Niepokalana, prowadziła, żyjąc na tej ziemi. Maryja uczyła mnie tak: Jeżeli chcesz zostać świętą, podobać się Jezusowi i Mnie, bądź zawsze dzieckiem. Kochaj Jezusa i Mnie, zapomnij o wszystkim i o sobie samej. Żyj w ukryciu jak Najświętsza Rodzina w Nazarecie (…) Dlatego tak bardzo kocham cię, żeś jest maleńką, ukrytą, że nie szukasz wywyższenia się, ale coraz więcej zagłębiasz się w twej nicości. Im więcej ukochasz tę drogę całkowitego zapomnienia, kryjąc się przed okiem ludzkim, tym milszą staniesz się Jezusowi i Mnie. (...) Moje dziecko, na tej drodze upodobnicie się całkowicie do Mnie. Po tej drodze szedł Jezus przez Swoje życie ukryte, po tej drodze szedł również na Kalwarię. Życie ukryte Maryja ukazywała mi w przedziwnych blaskach. Coś mnie szalenie do niego ciągnęło, to życie tak mi się podobało, jak nic innego. Na samo wspomnienie, że mam być podobną do Jezusa i Maryi w Ich życiu ukrytym i zapomnianym, ogarniała mnie taka radość i szczęście, że prawie od zmysłów odchodziłam. (…) Maryja dawała mi zawsze to zrozumienie, że świętość zależy od miłości, nie zaś od czynów nadzwyczajnych. (…) Najzwyklejsze nasze czynności mogą nas uświęcić i uczynić miłymi Bogu.

Do naśladowania pełnego pokory i ukrycia, nazaretańskiego życia Maryi, zachęcał Celakównę Jezus: Moje dziecko, masz być do Niej podobną. Naśladuj Maryję w Jej życiu pokornym, ukrytym, całkowicie Panu Bogu oddanym. Jej uniżenie zwróciło na Nią spojrzenie Boże. Tak, Maryja przez Swą pokorę otrzymała pełnię łask. Ta jest twoja droga, dziecko, wytyczona ci z Woli Samego Boga. Im więcej się uniżysz, tym obfitsze zdroje łask spłyną na twą duszę.

Również św. Józef (do którego Rozalia miała wielkie nabożeństwo) wskazywał mi proste życie Najświętszej Rodziny w Nazarecie, bez rozgłosu, mało znane, by się na nim wzorować. I Twoje życie ma być podobne do życia nazaretańskiego: tj. modlitwa, praca i ukrycie się najstaranniejsze przed sobą i ludźmi; to są charakterystyczne cechy życia nazaretańskiego, które masz na sobie odtworzyć w sposób jak najdoskonalszy.

Celakównę, do wytrwania na małej drodze dopingowała także największa jej propagatorka – św. Teresa z Lisieux. Mała Tereska, która wówczas nie była jeszcze ogłoszona przez Kościół ani świętą, ani nawet błogosławioną, a którą Rozalia już w trzynastym roku życia, zafascynowana jej życiem, obrała sobie (obok Maryi i św. Józefa) za duchową patronkę, opiekunkę i mistrzynię, niejednokrotnie nawiedzała polską mistyczkę. Św. Terenia z ogromną radością mówiła mi, że Pan Jezus jest zadowolony z mego ukrycia: Dlatego tak Jezus z tobą postępuje - mówiła - że zapomniałaś o sobie. Prawda, że słodko jest żyć zupełnie nieznaną? Z nikim nie zawieraj żadnej bliższej przyjaźni i znajomości. Wystarczy ci Pan Jezus. (…) Nie masz doskonalszej drogi nad tą. Na niej wzniesiecie się na najwyższe szczyty świętości i doskonałości. (…) Wiesz, że mnie w Lisieux, w klasztorze Siostry nie znały, tak samo jak i ciebie nie znają w domu i w Szpitalu. (…) Jak chore oko nie może znieść światła, tak serce pyszne, egoistyczne nie może znosić pokory i prostoty sprawiedliwego. Teraz rozumiesz, dlaczego jest mało świętych? O, jakżeż szuka się siebie, nawet pod pretekstem chwały Bożej. O tak, dusze nie chcą się ukryć nie tylko przed światem, ale i przed sobą. (…) I jeszcze mi przypomina święta Terenia, że mam spełniać jej rolę, to jest uczyć dusze małej drogi: To jest jedyne lekarstwo na dzisiejszy świat pełen egoizmu, pychy, materializmu i wszelkiej złości.

Ta więc droga jest drogą dzieci Bożych, toteż po niej dojdziemy do celu – zanotuje Celakówna. Mała droga nie może się podobać duszom szukającym nadzwyczajności i wielkości, bo tam nic nie może być wielkiego i nadzwyczajnego. (…) Ale jest tam nadzwyczajna Miłość Boża połączona z miłością bliźniego i zapomnienie o sobie. Ogarnia mnie szalona radość, że Jezus wybrał dla nas tę drogę, po której najbezpieczniej dojdziemy na najwyższe szczyty zjednoczenia z Nim przez miłość. (…) Maleńkość pojęta i rozumiana po Jezusowemu jest czymś tak wzniosłym i pięknym, jak Sam Jezus, bo przecież On pierwszy uczył nas słowem i przykładem swojego życia, uniżenia, maleńkości, zapomnienia itp. O, gdybyśmy się stali tak uniżonymi, jakim był Jezus, wtedy byśmy byli najpodobniejszymi do Niego Samego, bo nikt z ludzi do chwili obecnej nie był tak prosty jak Jezus, więc też nikt nie mógł zrozumieć, czym jest droga dziecięctwa, dopiero Pan Jezus powiedział nam o niej przez św. Teresę od Dzieciątka Jezus i ona właśnie stała się dzieckiem więcej niż inni święci. (…) Żyjąc tak, dusza odczuwa, że znalazła swoją drogę. (…) Ogromnie mnie zachwyca mała droga. Pragnę gorąco, by nią kroczyły wszystkie dusze pragnące dojść do najwyższych szczytów miłości Bożej, do najściślejszego zjednoczenia się przez tę miłość z Jezusem Chrystusem. Kocham bardzo to, co jest najmniejsze, niemające żadnego znaczenia, ani też uznania u ludzi. Być dzieckiem – to trzeba przestać istnieć dla rzeczy stworzonych i dla siebie, a żyć jedynie i wyłącznie dla Samego Pana Boga, marną ułudę doczesną odrzucić daleko od siebie, wyzbyć się każdego przywiązania ziemskiego, by z całą swobodą mógł działać w naszej duszy Pan Jezus. (…) Ta mała droga dzieci Bożych daleka jest od wszelkiej nadzwyczajności. Nadzwyczajne na niej jest oddanie się całkowite Panu Jezusowi, ufność bez granic w Jego miłosierdzie, a nade wszystko miłość! O tak, miłość dziecięca, szczera, prosta, bez udawania i obłudy! Wiem, że Panu Jezusowi nie podoba się szukanie Jego darów, a nie Jego Samego. Im więcej dusza ogołoci się ze wszystkich rzeczy, które nie są Bogiem, tym swobodniej miłość Jezusowa przepala ją jako ofiarę. (…) Dla tych dusz, które nie szukają nadzwyczajności, jakichś zachwyceń czy ekstaz, mam najgłębszą cześć i uznanie. Takie dusze mają ustawiczną ekstazę czynu życia codziennego, całkowicie oddanego Jezusowi, życia naprawdę świętego, o którym wie tylko Sam Jezus! O Panie Jezu, podoba mi się życie Twoje nazaretańskie, Twoje i mojej Matki, Najświętszej Maryi Panny, gdzie nie było nic nadzwyczajnego, tylko tak proste i ukryte, więc przez to najdoskonalsze i najświętsze.(…) Na maleńkiej drodze jest ustawiczna ekstaza krzyża i wyniszczenia się z zupełnym zapomnieniem siebie i ogołoceniem ze wszystkiego, tu dusza żyje wolna jak ptak w przestworzach, niczym nieskrępowana, to jest najbezpieczniejsze schronienie przed miłością własną. Tu odnajduje się Ciebie, Jezu, bez żadnych domieszek, tu się żyje życiem z wiary. (…) Ty, Jezu, dajesz się jej poznać, bo ona nie szuka Twych darów, lecz Ciebie Samego. Unicestwienie się w głębinach swej nicości jest wielką Twoją łaską. Wtedy dusza instynktownie zwraca się do Ciebie, bo już nigdzie, na żadnej rzeczy stworzonej nie może znaleźć oparcia. I Ty, Najsłodszy Panie i Mistrzu, uczysz dusze naprawdę maleńkie tajemnic Swej Miłości. (…) Do umiłowania Pana Jezusa nie potrzeba nadzwyczajności ani cudów, lecz potrzeba cudu unicestwienia i pokory, która niczym innym nie jest, jak tylko prawdą i w całej tej prawdzie każe nam patrzeć na Pana Jezusa i na siebie. (…) [Na pychę dzisiejszego świata] lekarstwem jedynym jest pokora najgłębsza, posunięta do heroizmu, do zupełnego wyrzeczenia się i zapomnienia o sobie. (…) W maleńkości kryje się przedziwna moc duchowa, tą mocą jesteś Ty Sam, Jezu, gdyż dusza mała w sposób szczególny opiera się na Tobie i Ciebie kocha ze wszystkich sił, zapominając o sobie zupełnie. (…) Wiem o tym aż zbyt dobrze, że Pan Jezus małą drogę wskazał nam na ostatnie czasy, podobnie jak nabożeństwo do Jego Boskiego Serca. On Sam to mówił, że maleńkość, unicestwienie się, wzgarda, poniżenie przyjmowane z najczystszą miłością i wdzięcznością są przeciwstawieniem się tej strasznej pysze, która zaślepiła serca ludzkie i unosi je ku zgubie wiecznej jak rozhukane bałwany morskie łódkę, która się znalazła na pełnym morzy w czasie burzy. Aby wynagrodzić Panu Jezusowi choć w małej cząsteczce tę straszną zniewagę, jaką jest pycha, postanowiłam szukać Pana Jezusa zawsze i we wszystkim; do Niego wszystko odnosić; przenigdy nie przywłaszczać Jego darów sobie; za każdą łaskę dziękować Mu tak, jak najlepsze dziecko swej matce kochającej dziękuje; i nigdy o sobie nie mówić ani dobrze, ani źle; najstaranniej się ukrywać tak, jak Sam Jezus był ukryty w czasie Swego życia nazaretańskiego. Na Nim mam się wzorować, na Jego i naszej Matce, Najświętszej Maryi Pannie, która jest po Jezusie dla nas najdoskonalszym wzorem w swym ukryciu i zapomnieniu o sobie. (…) Gdyby to życie, tak bardzo proste jak na przykład życie Najświętszej Rodziny w Nazarecie, nie było możliwe dla nas, albo raczej nie miało znaczenia w Oczach Bożych, to wielu z nas musiałoby się pożegnać ze świętością, gdyż wielkie czyny są jedynie możliwe dla dusz i umysłów wielkich, lecz inaczej się to przedstawia w Oczach Boga. Nie to, co wielkie u ludzi, jest również wielkim u Pana Boga. Wielkim u Pana Boga jest to, co jest przepojone wielką miłością. Miłość wszystkiemu, każdej, nawet najmniejszej sprawie nadaje charakter Boży i podnosi ją do wartości nieskończonej!! (…) Kochajmy bardzo Pana Jezusa, co dzień więcej na naszej małej drodze, we wzgardzie, poniżeniu, zapomnieniu, wyzuci ze wszystkiego. Tego nie lubią dusze, bo to są rzeczy proste, niepodpadające pod zmysły, przez nikogo niedostrzegalne, ale my je umiłujmy tak, jak Pan Jezus kochał ukrycie, zapomnienie i wzgardę. Do umiłowania Pana Jezusa nie potrzeba nadzwyczajności ani cudów, lecz potrzeba cudu unicestwienia i pokory, która niczym innym nie jest, jak tylko prawdą i w całej tej prawdzie każe nam patrzeć na Pana Jezusa i na siebie. (…) Właśnie tu mieści się cała tajemnica świętości i doskonałości wszelkich cnót naszej Najsłodszej Matuchny. Pan Jezus odsłonił przed mą duszą tę tajemnicę, że żyć w ukryciu i szukać zapomnienia przez to najstaranniejsze oddalenie się od siebie i stworzeń, ale tak, by się nikt  tego nie mógł nawet domyśleć jest łaską tak wielką, że ją dopiero dusza zrozumie w wieczności. Jest to uczestnictwo w życiu ukrytym Pana Jezusa, Matki Najświętszej i św, Józefa w Nazarecie. A ponieważ człowiek z natury skłonny do szukania siebie, tutaj musi być całkowicie umarłym dla wszystkiego, co nie jest Bogiem, by już nie żyła dana dusza, lecz żył w niej Jezus bez podziału. (…)

O Boże! O Jezu Chryste, czemu tak jesteś mało znany, czemu nie jesteś kochany?! Czemu masz mało naśladowców? Dlatego, Panie Jezu, że Twoja droga to droga wzgardy, poniżenia, zapomnienia zupełnego o sobie, droga upokorzeń, wyśmiana przez większość ludzkości. Gdybyś powiedział: „Uczcie się ode Mnie potęgi, wszechmocy, wielkości, zdobywajcie sławę" itp. - wówczas wszyscy możni i wpływowi ludzie biegliby za Tobą i usiłowaliby Cię naśladować, ale Ty, Jezu, powiedziałeś: „Uczcie się ode Mnie, żem Jest Cichy i pokornego Serca, a znajdziecie odpoczynek duszom waszym" - więc te słowa Twoje, o Jezu, nie przypadły do gustu. Zaledwie mała garstka zrozumiała Twoje wezwanie, usiłując Cię naśladować. Ci są nazwani głupcami przez ludzkość, są przedmiotem szyderstw i śmiechu. (…) Pan Jezus odsłonił przed moją najnędzniejszą duszą wartość życia ofiary, życia ukrytego przed okiem świata, bezinteresownego, życia, które ma być jednym przedłużonym aktem miłości ku Jezusowi i Jego Przeczystej Matce. Pan Jezus w sposób wyjątkowy kładł nacisk na ofiary, których oko ludzkie nie widzi. One są najmilsze Jego boskiemu Sercu, bo są wolne od miłości własnej i próżnej chwały. Nie to jest wielkie w oczach Moich, co u ludzi uchodzi za wzniosłe i wielkie, lecz to, co jest najwięcej ukryte, gdzie jest najwięcej miłości i pragnienia przypodobania się Mnie.

Dla mnie jest jedyna droga – podsumowuje Celakówna - droga ukrycia, zapomnienia, droga wzgardy, upokorzeń i poniżenia. (…) Ja na tej drodze jestem ogromnie zadowolona i szczęśliwa. (…) Na niczym mi już na tej ziemi nie zależy, na żadnej ludzkiej opinii ani uznaniu. (…) Tam, gdzie natura jest zupełnie zmiażdżona i zdeptana miłość własna, w takiej duszy może królować Miłość Chrystusowa bez względu na to, jakie miejsce ta dusza zajmuje w społeczeństwie. (…) Moje koleżanki wstydzą się za mnie, że ja jestem taką, że zamiatam, szoruję, sprzątam jak posługaczka, że wiele osób do mnie mówi per ty, ze nieraz, aby mnie wykpić i wyśmiać, pozostawiają mi najniższe posługi. (…) Jezus pokazał mojej duszy w przejasnym świetle, ze największą łaską, którą mi dał w Szpitalu, to jest pasmo upokorzeń, krzyżów różnego rodzaju, połączone z pracą przy chorych. (…) Ostatnie miejsce, wzgarda, poniżenie – czyż może być dla duszy większe szczęście?! Duszę moją najmniejszą i najnędzniejszą ogarnia coraz większa radość, spokój i szczęście. Jestem najmniejszym dzieckiem, całkowicie należącym do Pana Jezusa.  Jezus nigdy najmniejszej duszy nie opuści i nie pozwoli jej zginąć. (…) Daj, o Jezu wszystkim duszom to zrozumienie, że jeżeli chcą być naprawdę szczęśliwe i kochać Cię najgoręcej, niech się staną bardzo małe i niech się radują, że są takimi. (…) Usłyszałam w mej duszy cichy głos: Moje dziecię, ciesz się i raduj, bo zapłata twoja obfita jest w niebie.

IV

Praktykowana przez Rozalię nazaretańska mała droga, znaczona krzyżem dźwiganym wytrwale, w ukryciu i milczeniu, pełna wzgardy, upokorzenia, zapomnienia o sobie, została dana i zadana mistyczce przez Zbawiciela, by przyniosła owoc obfity nie tylko jej duszy, ale i wielu innym. Ów ukryty, nazaretański apostolat, w Bożym zamyśle miał na celu również przynosić duchowy pożytek, tak umiłowanym przecież przez Chrystusa, Jego kapłanom. Wyjaśnia to Celakównie, podczas jednej ze swych ‘wizyt’, św. Teresa od Dzieciątka Jezus: Pan nasz kazał mi tobie powiedzieć, że otrzymasz nagrodę i chwałę w niebie, przechodzącą wszelkie twoje pojęcie, za cierpienia, za wzgardę, oszczerstwa i potwarze publicznie na ciebie rzucane, żeś je znosiła w zupełnym milczeniu, bez skargi, z miłości ku Panu Jezusowi.(…) Nie wiesz, że Pan miał w tym Swoje zamiary, skoro dopuścił na ciebie takie cierpienie? Tak! O tym dowiesz się po śmierci, jaki cel był twoich cierpień i za co tyle cierpiałaś. Na pierwszym miejscu jest twój ojciec [ks. Kazimierz Dobrzycki; kierownik duchowy Celakówny], a potem inne sprawy. Tak dowiesz się dziwnych rzeczy w niebie! Pan chciał ratować Kapłanów. Módl się za kapłanów, by byli świętymi. Tak, módl się o świętych Kapłanów i o światło dla nich potrzebne, zwłaszcza przy konfesjonale, bo tam Kapłani popełniają bardzo wielkie błędy. Chcę ci teraz powiedzieć i zarazem oznajmić , że twoje ziemskie wygnanie wkrótce się zakończy. A teraz spójrz w niebo, byś lepiej zrozumiała objawienie Św. Jana. Zobaczyłam niebo – pisze Rozalia - i przecudny śpiew, i muzykę słyszałam tych stu czterdziestu czterech tysięcy ubranych w szaty białe, którzy idą za Barankiem, Jezusem Chrystusem, bo inni tej pieśni nie mogą śpiewać. Gdy to wszystko znikło, przedziwny pokój i radość napełniły moją duszę. Pod tym wrażeniem bardzo długo pozostawałam. Pan Jezus dał mi wtedy jasne zrozumienie, że bardzo mała jest liczba Kapłanów świętych. O, jak biedni są ci Kapłani, którzy nie umieją w sposób odpowiedni pokierować duszami.

Modlitwa za kapłanów, wypraszająca dla nich łaski świętości i apostolskiej gorliwości była stałym i pierwszoplanowym elementem duchowego życia Rozalii Celakówny. Kapłan święty, to drugi Chrystus. (…) Mój stosunek do Kapłanów był nacechowany głęboką czcią, uszanowaniem. Ponieważ bardzo kochałam i kocham Dusze Kapłańskie, przeto za Kapłanów szczególnie się modliłam, z czego był Pan Jezus zadowolony. (…) Pan Jezus z niezrównaną dobrocią i słodyczą mówił w mojej duszy: Moje dziecię, udzieliłem ci wiele łask i jeszcze ci udzielę za cześć, miłość i szacunek, jaki masz do Kapłanów, za to, że ich bronisz wobec innych. Nie lękaj się, wcale Ojca tym nie obraziłaś. Dlatego cię skierowałem do Ojca, byś Mu także pomagała. Wiedz, że używam do takich rzeczy dusz najmniejszych i najnędzniejszych, by wszyscy wiedzieli, że Ja Sam działam, nie zaś stworzenie. Cokolwiek uczynisz dla Kapłanów, a zwłaszcza dla twojego Ojca, wiedz, że to czynisz dla Mnie. Światła mojej łaski nigdy tobie nie braknie. Kapłan to drugi Chrystus, więc do Kapłanów byłam i jestem ustosunkowana tak, jak do Chrystusa Pana. Nad błędami Kapłanów płakałam bardzo, ale się nigdy nie gorszyłam ani ich przez to nie obrzydzałam innym. Modliłam się i modlę się za Kapłanów, jak tylko umiem. Widząc w świetle łaski Bożej moje grzechy i ułomności, nigdy o nikim źle nie myślałam. Te dusze, które zamiast pomagać Kapłanom, rozgłaszają ich błędy albo ich narażają na ośmieszenie, rzucają oszczerstwa, szukają u Kapłanów zamiast rady, pomocy i światła czego innego, kiedyś przed Panem Jezusem zdadzą rachunek surowy za to, bo Kapłanów ze względu na ich wysoką godność powinniśmy bardzo czcić, nie zaś im przykrość i krzywdę wyrządzać.

Módl się, dziecko – wzywał ją Chrystus - o świętych Kapłanów, którzy by w sercach ludzkich zapalali ogień Mojej miłości, bym mógł w nich królować wszechwładnie. Moje Boskie Serce to ostatni wysiłek Mej Miłości zapomnianej i wzgardzonej przez ludzkość, którą pragnę zapalić świat. (…) Moje dziecko, bardziej Mnie boli obojętność, oziębłość, wzgarda i zdrada dusz kapłańskich i zakonnych aniżeli występki grzeszników, módl się gorąco za nich. W tej chwili Pan Jezus pokazał mi ogólny stan Kapłanów, ich obojętność, oziębłość, brak bezinteresowności i miłości, którą było przepełnione Najświętsze Serce Jego w stosunku do Ojca Niebieskiego i dusz ludzkich. Módl się, dziecko, i składaj ofiary z siebie, by Kapłani byli świętymi, a których jest brak. Dlatego tyle jest zła, że nie masz świętych Kapłanów. (…) Pan Jezus w Ogrójcu najwięcej cierpiał z powodu obojętności i niewdzięczności kapłanów i dusz Mu poświęconych. Myśl o strasznej zdradzie judaszowskiej odnawiana w ciągu wieków  wyciskała z Jego Najświętszego Ciała Krwawy pot. Było to największe cierpienie Najświętszego Serca Jezusowego. (…)

Rozalia Celakówna każdego dnia ofiarowywała swe uczestnictwo we Mszy Św. właśnie w intencji kapłanów. Swym spowiednikom i kierownikom duchowym zawsze była bezwzględnie posłuszna, gdyż pod osłoną ich woli, odnajdywała Wolę Bożą. Jezus umacniał i utwierdzał ją w tej właściwej postawie: Bądź posłuszną ślepo twemu [duchowemu] ojcu, nie lękaj się, że on ci każe czynić to, co cię dużo kosztuje. Ślepe posłuszeństwo najlepiej Mi się podoba i ono prowadzi duszę szybko po drodze doskonałości do przedziwnego pokoju wewnętrznego.

V

Innym wielkim celem modlitw i cierpień, składanych w ofierze Bogu przez Celakównę, było dzieło Intronizacji.

Cokolwiek cię spotyka, ofiaruj to dla wielkiego dzieła Intronizacji w Polsce. (…) Ofiarujcie z ojcem (ks. Kazimierzem Dobrzyckim, spowiednikiem i kierownikiem duchowym) razem swoje cierpienia w celu Intronizacji. Im więcej będziecie zdeptani, wzgardzeni, poniżeni, tym prędzej nastąpi ta chwila - tak bardzo upragniona przez was Intronizacja! Każde dzieło Boże i każda sprawa muszą być okupione cierpieniem, a im więcej ma ona przysporzyć chwały Panu Bogu, na tym większe będzie napotykać trudności. (…) Dziecko, trzeba żyć wiarą i trzeba ufać, ufać, że mimo największych trudności to dzieło będzie przeprowadzone, a to dlatego byście wiedzieli, że Ja Sam działam - wy jesteście tylko narzędziem w Mych rękach. Im więcej będziecie wyzuci z siebie, im głębiej wejdziecie w przepaść unicestwienia się, tym swobodniej będę mógł działać w waszych duszach. (…) Dziecko, Maria Małgorzata [Alacoque] dała poznać światu Moje Serce, wy zaś kształtujcie dusze na modłę Mojego Serca. Intronizacja to nie jest tylko formułka zewnętrzna, ale ona ma się odbyć w każdej duszy. W tej sprawie trzeba dużo cierpieć, trzeba całkowicie być ofiarą. Tak, będziecie wiele cierpieć dla Intronizacji.

29 sierpnia 1939 roku Rozalia Celakówna pisze do o. Dobrzyckiego następujące słowa: Pan Jezus chce być naszym Królem, Panem i zarazem Ojcem bardzo kochającym. Tyle razy prosimy o przyjście Królestwa Chrystusowego do dusz, a przez to na cały świat. Ta sprawa była i jest dla mnie ogromnie droga!". Intronizacja to nie tylko forma ofiarowania się, ale odrodzenie serc, poddanie ich pod słodkie panowanie Miłości! (…) Sam akt ofiarowania Polski przez Intronizację Mojemu Sercu przyniesie zbawienne korzyści, bo przez to bardzo dużo dusz nawróci się szczerze do Pana Boga, poddając się Jego Prawu. (…) Intronizacja ma być przeprowadzona uroczyście (…) Trzeba oddać zewnętrzną cześć Panu Jezusowi, która wiele dusz przez to zwróci do Niego. Czyżby Polska miała się wstydzić Pana Jezusa? Przenigdy!!! (…) Gdy Pan Jezus będzie Królem i Panem naszego narodu, wówczas my staniemy się bardzo silnymi, bo wszyscy będą się starali wypełniać Wolę Pana Jezusa. (…) Ratunkiem dla nas jest Jego Najświętsze Boskie Serce. (…) Ileż Intronizacja wleje siły i mocy w nasz naród. (…) Jedynie całkowite odrodzenie duchowe i oddanie się pod panowanie Mego Serca może uratować od całkowitej zagłady nie tylko Polskę, ale i inne narody. (…) Ja tak wierzę w Intronizację, w jej przeprowadzenie, że choćby mi głowę ścinano, że to nigdy nie nastąpi, nie uwierzyłabym temu – wyznaje Celakówna.

VI

W uroczystość Zesłania Ducha Świętego polecałam gorąco Panu Jezusowi sprawę Intronizacji – zapisała Rozalia. Następujący obraz przedstawił się mej duszy: Widziałam Pana Jezusa w postaci Ecce Homo poranionego bardzo, na Jego Głowie korona cierniowa głęboko wbijająca kolce w skroń. Ubrany był w płaszcz szkarłatny, rana Jego Serca Boskiego głęboko otwarta. Popatrz, jaki ból zadają Mi grzechy. Te rany są zadane przez grzechy zmysłowe: korona cierniowa przez pychę, zarozumiałość, bunt przeciw Bogu, dalej wzgardę i inne grzechy. Nie ma dusz, które by Mnie kochały i pocieszały. Na obliczu Pana Jezusa malował się głęboki smutek. (…)

W Bożym zamyśle, Intronizacja, pojmowana jako oddanie się pod panowanie Chrystusowego Prawa Miłości oraz pociągająca za sobą głębokie odrodzenie duchowe, dana została ludzkości i poszczególnym narodom, jako szansa na uniknięcie niszczących i śmiercionośnych owoców dla świata pogrążającego się w potopie grzechów. Rozalia Celakówna bardzo trafnie i dobitnie zarazem, opisuje ówczesną kondycję moralną i duchową człowieka. Straszny upadek moralny, zepsucie obyczajów nie tylko u poszczególnych jednostek, ale wśród  całego społeczeństwa. (…) Z naszej strony jest straszna wina, bo my się nie chcemy narażać, by przypadkowo ktoś się z nas nie śmiał, by nas upokorzenie nie spotkało. (…) Bo to, co boleść sprawia Jemu, i nam powinno tak samo sprawiać boleść, więc też wszystkimi siłami mamy pracować i zapobiegać temu, by Pan Jezus nie był obrażany. (…) Jak długo my pozostaniemy w tym zaślepieniu? Daj nam, Jezu bohaterów, by piętnowali występki jak św. Paweł. Dzisiaj grzech rozpusty stał się konieczny do życia większości ludzi.(…)

W duszy mojej odczuwam ogromny ból na widok takiego okropnego zaślepienia i zdziczenia obyczajów bardzo wielu ludzi, zwłaszcza z inteligencji. O wszystkich i wszystkim się mówi: o zabawach, podróżach, używaniu wszystkiego z przesytem, z obrazą Pana Boga, tylko o Panu naszym ani jednym słówkiem. On jest wyeliminowany z życia rodzinnego i społecznego, On tak niewygodny dla tych dusz nieszczęsnych. (…) Pycha jest straszna, bo zaślepia człowieka i czyni go bałwochwalcą. (…)

Dzisiejszy zmaterializowany świat i jego poglądy, porwał ze sobą wiele, bardzo wiele dusz, wypaczył ich pojęcie i pogląd na życie, a zwłaszcza na życie moralne. (…) W teorii katolik być może, lecz w praktyce poganin. (…) Żaden grzech nie jest dzisiaj tak rozpowszechniony jak grzech nieczysty. (…) Dzisiejsi neopoganie mówią: ‘Pan Bóg stworzył człowieka, by używał wszystkiego’, to znaczy rzeczy zakazanych także, które go poniżają bardziej od zwierząt. Zresztą rozpusta, zaspokojenie swych zwierzęcych namiętności jest czymś, co przynosi dzisiejszym ludziom satysfakcję. Im kto więcej zbrodni przeciw temu przykazaniu popełnił, tym staje się popularniejszy. Rozpusta zagłusza sumienie, zaślepia umysł człowieka, wolę szalenie osłabia, jednym słowem - całkowicie deprawuje duszę i ciało. Kto w dzisiejszych czasach stara się żyć według zasad Chrystusowych, ten przez świat jest ogłoszony głupim, zacofanym, niekulturowym, niemiło jest widziany w towarzystwie. Jeżeli się w nim znajdzie, to po to, by być przedmiotem szyderstw i pośmiewiska. (…) Nic tak nie hańbi i nie poniża człowieka jak rozpusta. Rozpusta jest najbliższą drogą na zatracenie. Według zdania Ojców Kościoła świętego więcej jak trzy czwarte potępionych w piekle jest za grzechy nieczyste. (…) Jakże przepiękne jest życie czyste! Dusza nieskażona tymi występkami, choćby była w łachmanach żebraczych, jest niezmiernie szczęśliwą. (…) O, tak, zmysłowość biczuje Pana Jezusa. (…) Oddanie się tym grzechom jest najprostszą drogą na wieczne potępienie. (…) Dusze czyste cieszą się szczęściem przechodzącym wszelkie ludzkie pojęcie, tym pokojem Bożym, który ziemię, tę dolinę łez, czyni niebem, gdzie Jezus odkrywa duszom swe tajemnice, zniżając się do nich już tu na ziemi. Ty uważasz te dusze za głupie i szalone, lecz ani się domyślasz, jakie one są szczęśliwe, niczym nieskrępowane, swobodne. To są te prawdziwe dzieci Boże. (…)

W ostatnich dniach Pan Jezus dał poznanie mojej duszy, że potrzebą konieczną jest droga ofiary, cierpienia, zapomnienia o sobie, by w ten sposób ratować dusze ludzkie pędem biegnące ku zatraceniu, ku wiecznej zgubie. Nie możemy być uczniami Jezusowymi, ani też Jego kochać, jeżeli nie kochamy dusz naszych bliźnich, nie troszcząc się o ich nawrócenie do Pana Boga. Żarliwość nasza o zbawienie dusz, o nawrócenie grzeszników powinna być podobną do żarliwości Samego Pana Jezusa. Nie ma mowy o zrealizowaniu Królestwa Bożego w społeczeństwach, jeżeli dusze wpierw nie porzucą grzechów i występków, dopóki nie zawrócą na drogę cnoty. Wszystko czyńmy, co tylko jest w naszej mocy, by Pan Bóg był poznany i ukochany przez cały świat. Jest to najważniejsza sprawa w naszym życiu, by dać poznać światu Pana Boga, Jezusa Chrystusa, Jego Najświętsze Serce, Ducha Przenajświętszego, Tę Miłość zapomnianą i wzgardzoną. Niech nas to kosztuje, co On chce: życie, zdrowie, sławę. Wszystkie wartości nasze duchowe i materialne poświęćmy dla tej najważniejszej sprawy, by Pan Bóg był poznany i umiłowany przez wszystkie stworzenia.

VII

Innym razem Chrystus mówi do niej: Moje dziecko, ty w tym miejscu [w szpitalu] jesteś z Mej Woli. Ja tak kierowałem życiem twym, że tu cię przyprowadziłem. (…) Ja zaprawiałem ci goryczą to wszystko, co nie jest Mną i co by cię mogło ode Mnie oddalić. (…) Masz ukochać całym sercem życie ukryte, zapomniane, taką pracę, która nie ma żadnego uznania i znaczenia w oczach ludzkich. Unikaj czynów głośnych, którymi się ludzie zachwycają, bo takie czyny zazwyczaj nie mają żadnego znaczenia w oczach Moich, bo są skażone miłością własną. Ludzie zawsze patrzą na stronę zewnętrzną, a Ja patrzę na serce, na czystość intencji. Sądy ludzkie są zupełnie inne niż sądy Boże. Tak, dziecko, ty masz ukochać życie ukryte – tyle szczęścia się w nim mieści! Ja cię będę krzyżował, upokarzał, ale ty się w duszy będziesz z tego cieszyć. (…) Musisz być zdeptana, wzgardzona i ukrzyżowana, i musisz ukochać życie ukryte, na wzór Mego życia nazaretańskiego, i unikać czynów takich, które by cię mogły podnieść u ludzi, bo takie czyny, jeszcze ci powtarzam, nie mają żadnej wartości w oczach Moich. Gdybyś temu nie wierzyła, co Ja ci mówię, to chodź ze Mną, a pokażę ci, gdzie zapisują uczynki wielkie, które ludzie spełniają bez czystej intencji, dla oka ludzkiego. Zaprowadził mnie Pan Jezus na ogromne śmietnisko, z którego wydobył olbrzymią księgę i mówi dalej: Tu zapisują uczynki wielkie, które ludzie spełniają bez czystej intencji albo intencja ich jest skażona miłością własną i próżnością. Pan Jezus odwracał karty tej księgi i mówi: Te puste karty oznaczają uczynki spełniane bez intencji, a te znaczone czarnymi literami oznaczają czyny wielkie spełniane dla próżnej chwały. Ci ludzie dary Moje sobie przyswajają, również i chwałę, która się Mnie należy. Dalej mówił mi Pan Jezus: Masz być bardzo pokorna, nigdy sobie nie ufać. Dlatego wybieram cię do wypełnienia mych zamiarów, które w życiu twym się urzeczywistnią, że się nie opierasz na swoich zasługach, że liczysz na Mnie całkowicie. (…) Po chwili zaprowadził mnie Pan Jezus nad ogromną przepaść, pełną zgnilizny i obrzydliwości, i dał mi zrozumienie, że to jest serce ludzkie skalane grzechem nieczystym. Kazał mi Pan Jezus pracować w tym miejscu w intencji tych upadłych dusz, nad ich nawróceniem.

Udziałem Celakówny staje się również niezwykłe, mistyczne doświadczenie Sądu Bożego. Byłam w duchu przeniesiona gdzieś w nieznaną krainę i zdawało mi się, że umieram. Po śmierci stanęłam na sąd Boży. Zobaczyłam Pana Jezusa ogromnie poważnego i pełnego majestatu, przychodzącego sądzić. Nic nie mogę przyrównać, bo nie ma takich porównań, jak Pan Jezus wyglądał. Pan Jezus przyszedł z Krzyżem. Nie jest to sąd taki, na którym by nas pytano o tę lub inną rzecz, lecz my sami widzimy, cośmy czynili. Anioł Stróż przyniósł księgę mego życia, w której było wszystko zapisane. Wtedy Pan Jezus zwrócił na mnie swój wzrok bardzo łaskawy, nie jak Sędzia, ale jak Ojciec, i ja się przestałam bać. Wtedy zawołał głosem wielkim: Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią… Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni…  Nic nie mówiłam, tylko czekam na wyrok. Wtedy Pan Jezus zwraca się do mnie i mówi: Moje drogie dziecko, za twoje miłosierdzie i wyrozumiałość dla bliźnich pójdziesz prosto ze Mną się połączyć. Umieszczę cię blisko Mego Serca, między Jego czcicielami w niebie. I Pan Jezus wskazuje mi na książkę, że nie mam ani jednego grzechu do odpokutowania za to, że wszystkie prześladowania i sądy ludzkie przyjmowałam ochotnie z miłości dla Niego, nie gniewając się na te osoby, przez które cierpiałam. Patrz, dziecko drogie, jaka jest różnica między sądem Boga, a sądami ludzkimi. Sądy ludzkie są zupełnie odmienne od sądów Boga. Ludzie sądzą z pozorów, ze strony zewnętrznej, a Bóg patrzy na serce, na intencję, która ożywiała nasze czynności. Tylko Bóg jest sprawiedliwy, nie zaś ludzie. Patrz, dziecko, jak Bóg sądzi, że tak jest, a nie inaczej, co ci teraz powiedziałem. Zobaczyłam niektóre osoby znajome (które nie żyją), a uważane za dobre, a jednak Pan Jezus inaczej je osądził. Są takie, co jeszcze żyją, za które mam się modlić, by naprawdę nie zginęły; to jest moją głęboką tajemnicą. Nie bój się dziecko – mówi Pan Jezus – Ja cię nigdy nie opuszczę. Bądź nadal wyrozumiała dla bliźnich, za co Ja będę wyrozumiały dla ciebie. I wskazał mi Pan Jezus Najświętszą Maryję Pannę, Tę przecudną postać. Patrz, dziecko, Maryja będzie obecną przy twej śmierci. Kochaj Ją bardzo!

Rozalii nie trzeba tego dwa razy powtarzać. Gorąca, silna, szczera i wierna miłość do Matki Bożej stanowi bowiem niezachwiany fundament jej życia wiarą już od najmłodszych lat. Najświętsza Panna Maryja nie była apostołem w ścisłym tego słowa znaczeniu, a pomimo to była i jest Królową apostołów. Och, jak bardzo, do najwyższego stopnia zachwyca mnie Maryja, Matka Jezusowa i nasza. Jej życie tak proste, ukryte, nieznane, bo nawet Ewangelia święta mało nam o Niej mówi, a jakież ono przecudne. O, jakżeż ona kochała Boga! Czyż miłość ku Jezusowi nie była wszystkim w życiu Maryi? Z miłości zrodziły się wszystkie inne cnoty. (…) Ona jest moją Mistrzynią, Matką, moją Pocieszycielką, Wsparciem i Mocą. Ona mnie uczyła w ciągu mego życia, że Pan Jezus za wszystko mi wystarczy, że stworzenia są niestałe.

Maryja, jako Ta, która w sposób najdoskonalszy wypełniła w Swym życiu Wolę Bożą, była dla Celakówny również najpiękniejszym Wzorem, na jej drodze pełnego wiary i miłości, nieustannego mówienia Bogu: „fiat!” Ani radość, ani cierpienie nie jest najlepsze, jedynie najdoskonalsze poddanie się pod Jezusową Wolę jest najlepsze i Jemu najmilsze. Wtedy żyje dusza w najdoskonalszym spokoju, niczym niezmąconym, kiedy jest najdoskonalej poddana. (…) Ileż nam Pan Jezus udzieli łask za poddanie się Jego Najświętszej Woli! (…) Wiem, że wszystko na świecie dzieje się z Woli Bożej lub dopuszczenia Bożego – napisze mistyczka z Jachówki.

« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
    Watykan  |  Opoka  |  Dokumenty Kościoła  |  Karmel Kraków  |  Radio Watykańskie      
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

  KEbeth Studio