Drodzy w Sercu Jezusa, bracia i
siostry!
Od wieków
postrzegano wojnę, głód i zarazę jako trzy największe nieszczęścia ludzkości. Dlatego też takie poruszenie, lęk i uzasadnione zatroskanie budzi w nas rozprzestrzeniająca się epidemia koronawirusa. Także w Polsce odnotowano w marcu pierwsze przypadki nowej choroby. W tradycji Kościoła miesiąc marzec poświęcony jest w szczególny sposób św. Józefowi. Zbliża się także jego główna uroczystość 19 marca. Dlatego pełni ufności powierzajmy się opiece i orędownictwu oblubieńca NMP i troskliwego obrońcy Chrystusa oraz Patrona Kościoła. On jest "pociechą nieszczęśliwych, nadzieją chorych i patronem umierających". Tego przez wieki doświadczyły pokolenia naszych rodaków, których świadectwo wiary jest dla nas ogromnym umocnieniem i zachętą: Idźcie do Józefa!
„Czasy,
w których obrano św. Józefa Patronem Krakowa, nie były łatwe dla Polski – pisze
o. Bartłomiej Kucharski, karmelita bosy. Oprócz działań wojennych Polska nękana
była przez kataklizmy naturalne i zarazy. Potężny huragan 16 grudnia 1703 roku
dokonał wielkich spustoszeń w Krakowie. Kolejnym powodem do żałoby była zaraza,
która wybuchła w 1707 roku. Epidemia Dżumy – „czarna śmierć” pochłonęła blisko
20 000 ofiar w samym Krakowie. Szacuje się, że w latach 1702–1710 Polska
straciła jedną trzecią ludności. Sam zaś Kraków doświadczony został utratą
dwóch trzecich swoich mieszkańców. Wobec tak licznych nieszczęść szukano pomocy
nadprzyrodzonej, by odwrócić od kraju ten ciąg katastrof. Szczególną
aktywnością w tym względzie odznaczali się radni miasta Krakowa, spośród
których pewna część należała do Arcybractwa św. Józefa. Idąc za sugestią
karmelitów bosych, postanowili oni w myśl intuicji biblijnej udać się po
ratunek do św. Józefa.
„Obawiając
się ostatecznego głodu, postanowiliśmy obrać za patrona pryncypalnego Józefa
św. będącego żywicielem Chrystusa i głównym ekonomem Kościoła, piastunem
Anielskiego Chleba […], rozdawcą żywności wybranych w figurze Józefa
starozakonnego… w nadziei, że i nas mizernych ludzi w wielowładną protekcją
swoją przed majestatem trybunału sprawiedliwości Boskiej zasłoni”.
„Szlachetni
i dostojni panowie prezydent i radni razem z czcigodnymi czterdziestoma mężami,
reprezentującymi całą społeczność miasta, wybrali nam św. Józefa na patrona
wszystkich mieszkańców oraz obywateli tegoż miasta. Wybór dokonał się w
jednomyślnym, tajnym głosowaniu i przy jednomyślnej opinii.
Oczy
Krakowa, a zwłaszcza jego rajców, skierowały się ku obrazowi św. Józefa w
kościele karmelitańskim. Stał się on widomym znakiem oddania się mieszkańców
miasta pod opiekę Patriarchy z Nazaretu.
Rada
Miasta skierowała 27 stycznia 1714 roku pismo do papieża Klemensa XI o zgodę na
patronat tego Świętego nad królewskim miastem Krakowem:
„Ojcze
Święty! Dla nas pozostałych jeszcze przy życiu po okropnym cieniu śmiertelnej
zarazy i srożących się wojnach, z których z dnia na dzień pochodzą niewyrażalne
zła i uciski jako kary za grzechy, prowadzą nas nie gdzie indziej, jak tylko do
starannego i świadomego szukania opieki i pomocy z nieba”.
Uwagę
zwracają kolejne słowa zawarte w liście do Papieża, które przypominają o
koniecznej postawie wewnętrznej – szczerego żalu za grzechy i prawdziwego nawrócenia,
serca oczyszczonego w sakramentalnej spowiedzi – dla wszystkich proszących
Miłosiernego Boga o pomoc i opiekę za przyczyną św. Józefa. Otóż piszą oni w
swym liście:
„Szukamy
poważnie w pokorze serca i czystości sumienia, uświadamiając sobie wspaniały
przymiot Boga, przechodzący wszelki podziw, że On ciągle przebacza i lituje
się”.
Drodzy Moi! Warto, abyśmy jako
katolicy przeżywający Wielki Post pamiętali o tej wewnętrznej postawie
nawrócenia, gdy prosimy Boga o zdrowie ciała, skuteczne lekarstwa i oddalenie
od nas epidemii.
Święta
Kongregacja Obrzędów po przebadaniu w sposób wnikliwy sprawy, z którą zwrócili
się do niej przedstawiciele władz miasta Krakowa oraz jego duchowieństwo,
wydała dekret 23 marca 1715 roku zatwierdzający wybór św. Józefa na głównego
patrona grodu krakowskiego. Udzieliła też wszystkich łask i przywilejów, jakimi
cieszą się święci patronowie miast.
Z
pewnością też Opiekun i troskliwy Obrońca Chrystusa, przyzywany w litanii jako
nadzieja chorych, pociecha nieszczęśliwych i patron umierających, przyszedł
mieszkańcom Krakowa ze skuteczną pomocą.
Drodzy
bracia i siostry!
Poprzednie
pokolenia Polaków pociągają nas przykładem żywej wiary i przypominają biblijną
zachętę: „Idźcie do Józefa!”.
Do
tego zachęcają nas także pełne ufności słowa modlitwy papieża Leona XIII z 1889
r. skierowane do Św. Józefa: „Oddal od nas, ukochany ojcze, wszelką zarazę
błędów i zepsucia. Potężny nasz wybawco, przybądź nam łaskawie z niebiańską
pomocą w tej walce z mocami ciemności, a jak niegdyś uratowałeś Dziecię Jezus z
niebezpieczeństwa, które zagrażało Jego życiu, tak teraz broń Świętego Kościoła
Bożego od wrogich zasadzek i od wszelkiej przeciwności”.
Dlatego,
drodzy bracia i siostry, z ufnością zwróćmy się do Niego. Opiekun i Patron
Kościoła obroni nas nie tylko przed epidemią koronawirusa dotykającą ludzkie
ciała, ale przed o wiele straszniejszą zarazą, „morowym powietrzem” dla naszego
ducha – tęczowej ideologii depczącej Boże prawo i wymagania chrześcijańskiej
moralności, niszczącej godność człowieka i prowadzącej go do zguby wiecznej.
Św.
Józefie „otaczaj każdego z nas nieustanną opieką, abyśmy za Twoim przykładem i
Twoją pomocą wsparci mogli żyć świątobliwie, umrzeć pobożnie i osiągnąć wieczną
szczęśliwość w niebie. Amen”.
Drodzy w Chrystusie Panu, bracia i siostry!
W
Litanii do św. Józefa znajdujemy wezwanie: „Patronie umierających, módl się za
nami” (Patróne moriéntium, ora pro nobis). Do tego tytułu nawiązał sto lat temu
(25 lipca 1920 r.) Ojciec Święty Benedykt XV wydając dokument „Bonum sane”, w
którym apeluje, aby biskupi swoją powagą poparli stowarzyszenia pobożne, które
pod opieką św. Józefa poświęcają się modlitwom za konających”.
Były
to czasy po pierwszej wojnie światowej (1914 – 1918), miliony ludzi zginęło, dodatkowo
niektóre kraje były dotknięte epidemią „hiszpanki”, zarazami i kolejnymi
walkami. W tych trudnych czasach w św. Józefie upatrywano przede wszystkim
patrona umierających, wspomożyciela w przejściu granicy życia i śmierci, gdyż
myśl o śmierci była człowiekowi szczególnie bliska.
Wprawdzie
nie mającą potwierdzenia w Biblii, ale bez wątpienia dobrą była śmierć św.
Józefa. Nie znamy daty Jego śmierci. Egzegeci są zdania, że umarł, zanim Jezus
rozpoczął publiczną działalność. Nie widzimy Go na weselu w Kanie Galilejskiej,
a na tę ucztę zaproszono Maryję i Jezusa wraz z Jego uczniami. Trudno
przypuszczać, żeby nie zaproszono Józefa. Nie widzimy Go też pod krzyżem Jezusa
na Golgocie. Dlatego Jan Apostoł otrzymał polecenie, aby zaopiekował się
Maryją. Ponieważ nie wiemy nic pewnego na temat śmierci Józefa, możemy się
domyślać, że umarł w Nazarecie, w swoim domu, w otoczeniu Jezusa i Maryi.
Powstały też obrazy przedstawiające śmierć tego wyjątkowego człowieka. Józef
leży w łóżku, a po jego lewej stronie stoi Maryja z rękami złożonymi do
modlitwy. Po prawej stronie stoi Jezus, w prawej ręce trzyma spracowaną dłoń
swojego Opiekuna, a lewą wskazuje na niebo, gdzie ukazała się twarz Boga Ojca,
który ma ręce rozwarte w geście powitania. W pokoju Józefa jest pełno
śpiewających aniołów, jeden z nich gra na skrzypcach. Przybyli, aby zabrać Jego
duszę do nieba. Twarz Józefa jest spokojna i pogodna, pełna ufności, jakby
szeptał słowa: „Ojcze, w ręce Twoje powierzam mojego ducha”. Miał najpiękniejszą
śmierć i pogrzeb, jaki sobie można na ziemi wyobrazić, gdyż byli przy św.
Józefie w ostatnich chwilach jego życia: Jezus i Maryja. Oni też urządzili mu
pogrzeb. Może dlatego tradycja nazwała go patronem dobrej śmierci.
Na
temat śmierci św. Józefa powstało też wiele pięknych myśli i wypowiedzi.
Podobno sąsiedzi na wiadomość o Jego zgonie powtarzali: „umarł człowiek
sprawiedliwy”. Św. Franciszek Salezy był przekonany, że Józef nie umarł na
żadną chorobę, tylko z miłości ku Bogu. Inni byli przekonani o jego
bezgrzeszności.
Te
obrazy i liczne wypowiedzi są dla nas zaproszeniem do refleksji nad dobrą
śmiercią i przygotowania się do niej. Człowiek wierzący wie, że dobrej śmierci
w Bogu nie można zaimprowizować na 5 minut przed skonaniem. Do chrześcijańskiej
śmierci trzeba się przygotowywać przez całe życie.
Pragnąć
dobrej śmierci mamy nie tylko dla siebie, ale także dla innych, dla naszych
bliskich. Dlatego najpierw sami powinniśmy dobrze zrozumieć i zawsze pamiętać –
czym dla chrześcijanina jest dobra i szczęśliwa śmierć.
Drodzy
bracia i siostry!
Wierzymy,
że śmierć nie jest ostatecznym końcem naszego życia, ale początkiem zupełnie
nowego etapu życia w wieczności. Dla tych, którzy umierają pojednani z Bogiem i
ludźmi, zachowując chrzcielną szatę łaski umiłowanych dzieci Bożych, rysuje się
cudowna perspektywa wiecznej szczęśliwości w Niebie. Dla tych zaś, którzy żyjąc
uporczywie w grzechu śmiertelnym odwrócili się od Boga i Jego przykazań,
odrzucili Jego zbawczą miłość i do końca pozostali głusi na Jego wezwanie do
nawrócenia, czeka kara wiecznego potępienia.
„Kościół zachęca nas do tego przygotowania…
(…), do proszenia Matki Bożej, by wstawiała się za nami «w godzinę śmierci
naszej» (modlitwa Zdrowaś Maryjo), oraz do powierzenia się świętemu
Józefowi, patronowi dobrej śmierci:
„Tak powinieneś zachować się w każdym czynie i w każdej myśli, jak gdybyś dziś
miał umrzeć” – poucza nas autor o naśladowaniu Chrystusa. „Jeśli miałbyś czyste
sumienie, nie bałbyś się bardzo śmierci. Lepiej jest unikać grzechu, niż
uciekać przed śmiercią. Jeśli dziś nie jesteś gotowy, czy będziesz gotowy
jutro?”.
Dlatego „nie
musimy koniecznie znać godziny naszej śmierci, aby dojść do raju; musimy jednak
się do tego przygotować – uczy św. Jan Bosko. Dla tego, kto ma spokojne sumienie,
śmierć jest pocieszeniem, radością, przejściem prowadzącym do wiecznego
szczęścia”.
Najważniejsze
zatem byśmy zawsze byli przygotowani, żyjąc w łasce uświęcającej, w przyjaźni z
Bogiem, bez grzechu śmiertelnego. Pomocą będzie tutaj praktyka regularnej
spowiedzi (najlepiej comiesięcznej do której zachęca Kościół m. in. przez
praktykowanie nabożeństwa pierwszych piątków i pierwszych sobót miesiąca) i
częsta komunia święta.
Bł.
Siostra Marta Wiecka, młoda szarytka pracująca w szpitalu, w swoim dzienniku
duchowym napisała: „Niech naszą jedyną
tęsknotą stanie się niebo, troska o taki stan duszy, by w każdej chwili być
gotową stanąć przed Bogiem”. Bardzo często młoda szarytka wyrywana ze snu,
biegła na salę szpitalną, by ulżyć ludzkiemu cierpieniu. Opatrując rany
chorego, pytała: „jak tam dusza?”
Dlatego też na jej oddziale nikt nie umierał bez pojednania się z Bogiem.
Potrzeba,
aby ta troska o wieczne zbawienie wypełniała też nasze serca, abyśmy byli
zawsze przygotowani, gdy Pan nadejdzie i zapuka do naszych drzwi. Abyśmy
pomagali naszym bliskim w tym przygotowaniu na ostateczne spotkanie z Panem.
Przede wszystkim to sam Chrystus, Niebieski Lekarz pragnie towarzyszyć i pomóc
choremu w jego kalwaryjskiej drodze i przejściu do wieczności. Dlatego posyła
do chorego i konającego swego kapłana z darem sakramentów Kościoła.
Drodzy
Moi! Każda nasza komunia święta, najściślej jednoczy nas z Chrystusem
Zmartwychwstałym już tu na ziemi i stanowi najpiękniejsze przygotowanie
i gwarancję tego ostatecznego spotkania z Panem w wieczności,
zapowiedź i przedsmak uczty weselnej w Niebie.
Przypominają
o tym słowa Pana Jezusa skierowane do świętej Faustyny:
Chcę
ci powiedzieć, że to życie wiekuiste musi się już tu na ziemi zapoczątkować
przez Komunię świętą. Każda Komunia święta czyni cię zdolniejszą do obcowania
przez całą wieczność z Bogiem
(Dz 1810).
Chrystus
Zmartwychwstały obecny w Eucharystii przychodzi do nas, włącza nas w swoje
misterium paschalne i przypomina swoją obietnicę: „smutek wasz przemieni się w
radość, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać”.
Ufamy,
że Chrystus, zwycięzca śmierci i grzechu, przyjmie nas do siebie, wspominając
obietnicę życia wiecznego, jaką złożył nam w momencie, gdy przyjmowaliśmy
sakrament chrztu św. A potem często jednoczyliśmy się z Nim w komunii
eucharystycznej.
Drodzy
w Sercu Jezusa, bracia i siostry!
We
wszystkich okolicznościach naszego życia pamiętajmy o celu naszej ziemskiej
pielgrzymki, którym jest Niebo i o tym, co nadaje prawdziwy sens i wartość
naszemu życiu.
Sługa
Boży kardynał Stefan Wyszyński powtarzał: „Całe
nasze życie tyle jest warte, ile jest w nim miłości”.
A
św. Jan od Krzyża, wielki hiszpański karmelita, przypomina: „pod wieczór życia będziemy sądzeni tylko z
miłości”.
„Warunkiem bycia gotowymi na spotkanie z
Panem jest nie tylko wiara, ale i chrześcijańskie życie pełne miłości dla
bliźniego – podkreśla papież Franciszek.
– Jeśli czuwamy i staramy się czynić
dobro, czujni poprzez gesty miłości, dzielenia się, służenia innym w potrzebie,
możemy zachować spokój w oczekiwaniu na przyjście oblubieńca. Pan może przyjść
w każdym momencie, a także śmierć w śnie nas nie przestraszy, ponieważ mamy
zapas oliwy zgromadzony dobrymi czynami każdego dnia”.
Myślę,
że takie właśnie było całe życie św. Józefa w ukryciu nazaretańskiego domku –
wypełnione pracowicie ofiarną miłością Boga i ludzi, przede wszystkim wobec
tych, którzy byli jego największym skarbem – Jezusa i Maryi. W ten sposób
przygotował się do swego przejścia do wieczności i stał się dla wszystkich konających
patronem dobrej i szczęśliwej śmierci.
Służebnica
Boża s. Maria z Agredy, żyjąca w XVII wieku hiszpańska mistyczka z Zakonu
Sióstr Franciszkanek od Niepokalanego Poczęcia NMP (koncepcjonistek) mówi, że
Święta Rodzina z Nazaretu, żyjąc skromnie, troszczyła się zawsze o ubogich i chorych.
Matka Najświętsza z Józefem często nawiedzali chorych, a zawsze czynili to w
towarzystwie Jezusa.
Za
wstawiennictwem Matki Bożej Bolesnej, czczonej i przyzywanej w hymnach
liturgicznych – przechodnią bramą do raju wiecznego, furtą rajską i bramą
niebieską oraz za wstawiennictwem św. Józefa, patrona dobrej śmierci, prośmy z
ufnością, aby otwarte na krzyżu Najświętsze Serce Jezusa, było dla każdego z
nas i dla naszych bliskich oraz wszystkich chorych i konających otwartą bramą
miłosierdzia do Domu Ojca w Niebie, oraz „źródłem wszelkiej pociechy” i pokoju
w godzinie naszego przejścia do wieczności. Amen.
O.
Piotr Męczyński O. Carm.
|