Drodzy
w Sercu Jezusa, bracia i siostry!
IV
Niedziela Wielkanocna zwana Niedzielą Dobrego Pasterza rozpoczyna Tydzień
Modlitw za kapłanów oraz o nowe powołania do służby Bożej w Kościele.
W
moim brewiarzu kapłańskim noszę stary obrazek ze srebrnego jubileuszu
kapłaństwa o. Alberta Urbańskiego, karmelity, urodzonego w niedalekim Frankowie
k. Zbójna. Jego powołanie zrodziło i rozwijało się tutaj pod czułym spojrzeniem
Matki Bożej Oborskiej do której przychodził od dziecka. Wspomniany przez mnie obrazek
z 25 – lecia kapłaństwa o. Alberta przedstawia Jezusa Dobrego Pasterza, który z
małą owieczką niesioną troskliwie na ręku otwiera bramę i wprowadza do
bezpiecznej zagrody stado owiec podążające za Nim.
„Kilka
lat temu papież Franciszek apelował do kapłanów, aby szli na peryferia i
przesiąkali „zapachem owiec”. Wezwanie papieża skierowane do kapłanów, aby dali
się przeniknąć „zapachem owiec”, nawiązuje do obrazu Dobrego Pasterza z
Ewangelii. Jest nim Jezus, Syn Boży, który przyszedł na ziemię, aby żyć wśród
owiec i oddać za nie swoje życie. Upodobnił się do nich we wszystkim oprócz
grzechu i tak prowadzi stado, aby żadna z nich nie zginęła. Każda z nich jest
dla Niego bezcenna. Dlatego, gdy któraś z nich się zagubi, wybiera się na
poszukiwanie i idzie za nią, aż w końcu ją odnajduje. Nie brzydzi się zapachu
owiec, stąd słabą i poranioną bierze na ramiona i zanosi uradowany do domu.
Jezus
do dzisiaj swoim przykładem inspiruje pasterzy Kościoła, aby z oddaniem paśli powierzoną
im przez Boga trzodę i schodzili na peryferie poszukując zagubionych owiec,
gdyż wolą Ojca w niebie jest ocalić to, co zginęło. „Zapach owiec” roznoszą ci
pasterze, którzy jak Jezus potrafią zanurzyć się w życie zwyczajnych ludzi,
współczuć im w niedoli i znosić te same utrapienia, z którymi borykają się
ubodzy” (o. Ryszard Hajduk, redemptorysta).
Takim wiernym sługą i naśladowcą Jezusa Dobrego Pasterza
stał się ojciec Albert Urbański. Używając określenia zaczerpniętego od papieża
Franciszka można powiedzieć, że „pachniał owcami”. Pełen miłości i oddania był
zawsze blisko tych, których Bóg powierzył jego pasterskiej trosce. Swoją
życiową pielgrzymkę i gorliwą służbę kapłańską zakończył w Krakowie 1 marca
1985 roku.
Podczas
II wojny światowej został wywieziony do niemieckiego hitlerowskiego obozu
zagłady w Dachau. Obóz ten stał się prawdziwą „Golgotą polskiego
duchowieństwa”. Przez obóz koncentracyjny w Dachau przeszło łącznie 2.794
duchownych z całej Europy. W tej liczbie było aż 1.780 duchownych z Polski,
spośród których zginęło 768. Wśród nich było wielu karmelitów, także tych,
którzy przed wojną pracowali w Oborach.
O.
Albert Urbański razem ze swoim przeorem z Krakowa bł. o. Hilarym Pawłem
Januszewskim i bł. ks. Stefanem Wincentym Frelichowskim z Torunia należał do
grona tych bohaterskich kapłanów, którzy poszli dobrowolnie, jako ochotnicy,
z samarytańską posługą na bloki współwięźniów zarażonych na tyfus
plamisty. Ten młody kapłan przeczuwał, że wyzwolenie obozu było już blisko.
Widział jednocześnie jak straszliwa epidemia dziesiątkowała codziennie sąsiednie
baraki. Dlatego po rozmowie z ks. Frelichowskim zdecydował się poświęcić dla
tych, którzy w poniżeniu i osamotnieniu oczekiwali na śmierć. Miał
świadomość, że praca na zarażonych blokach równała się z szybkim
zarażeniem chorobą i śmiercią. Bał się, ale pomimo tego decyzji nie
zmienił. Miłość była większa od lęku. Na tę posługę zarażonym otrzymał też
zgodę i błogosławieństwo swego przeora o. Hilarego, który po kilku dniach także
dołączył do grupy ochotników.
O.
Albert z miłością służył, spowiadał i rozgrzeszał konających, karmił ich dusze
cząstką konsekrowanej Hostii, budził nadzieję Nieba - mówił o Domu Ojca, w
którym Chrystus przygotował dla nich wieczne mieszkanie.
W
swojej książce Duchowni w Dachau o. Albert wspomina:
„Po
udzieleniu ostatniej przysługi konającemu przechodziłem wsparty na kolanach
i na dłoniach do następnego. Zatrzymywałem się pięć, dziesięć minut i posuwałem
się dalej. Po osiemnastu dniach na owym 30 bloku zapadłem na tyfus plamisty.
Było to w końcu lutego 1945 roku. Przetrzymałem przeszło dwa tygodnie
gorączki do 40. stopni. Jakiś lekarz Francuz dawał mi w ciągu tych dwóch
tygodni pięć razy zastrzyki na wzmocnienie serca. Po przetrzymaniu tyfusu
i komplikacji, byłem słaby jak kilkumiesięczne dziecko. Na szczęście
Amerykanie dość wcześnie przyszli, by mi gasnące życie na nowo rozbudzić
i organizm do sił dawnych przywrócić.
Niczego
nie żałowałem. Najważniejsza rzecz, że konającym podałem Chrystusa. Jezus
Eucharystyczny docierał do tych konających szkieletów, do cuchnących
i opuszczonych teraz tutaj przez cały świat niewolników i czynił ich
wolnymi: wolnymi wolnością, której już więcej nigdy żadna wroga
przemoc ludzka ni diabelska nie zakłóci. I to wszystko w miejscu
wszechwładnego i absolutnego panowania pogańskich hitlerowców.
Jego
zbliżanie się do tych ludzi w takich warunkach, budziło w sercu
najgłębsze uczucia podziwu dla Jego tak przeogromnej, tak oczywistej, tak
skutecznej miłości. Widok ten, jak Chrystus Utajony pod postacią chleba, wyjmowany
ręką kapłana z lichego pudełeczka zstępował do duszy zewnętrznie tak
bezgranicznie upodlonego i opuszczonego człowieka, utwierdzał przekonanie,
że jest On prawdziwie Wszechmocny, że rzeczywiście, umiłowawszy swoich, do
końca ich umiłował, a słowo Jego „pragnę” wypowiedziane na krzyżu,
przynagliło tego kapłana, by z niechybnym narażeniem swego życia bez
żadnej korzyści doczesnej, niósł Jezusa tym duszom nieśmiertelnym,
które On Krwią swoją Przenajświętszą odkupił”.
Drodzy
Moi! Poruszeni jesteśmy tym świadectwem polskiego kapłana, pasterza według
Bożego Serca, gotowego oddać życie za owce.
Myślę,
że przywołani dzisiaj kapłani dachauowcy – bł. ks. Stefan Wincenty
Frelichowski, bł. o. Hilary Paweł Januszewski i zmarły w opinii świętości o.
Albert Zenon Urbański mogą być dla nas szczególnymi opiekunami i orędownikami w
tym trudnym czasie pandemii.
Ks.
Arcybiskup Zygmunt Zimowski, w liście skierowanym do chorych, pisał: „(…) cała
wspólnota chrześcijańska jest wezwana, by na nowo odkryć piękno powołania
kapłańskiego i by modlić się za kapłanów. Kapłan przy łożu
boleści chorego reprezentuje samego Chrystusa, Boskiego Lekarza, któremu nie
jest obojętny los człowieka cierpiącego. Co więcej, za sprawą sakramentów
świętych udzielanych przez kapłana Jezus Chrystus ofiaruje choremu łaskę
uzdrowienia przez pojednanie i odpuszczenie grzechów, poprzez namaszczenie
świętym olejem, wreszcie w Eucharystii i Wiatyku, gdzie On sam staje się, jak
zwykł mawiać św. Jan Leonardi, „lekiem nieśmiertelności, poprzez który
“jesteśmy pocieszeni, nakarmieni, zjednoczeni, przemienieni w Boga i
uczestniczymy w Boskiej naturze (por. 2 Pt 1, 4)”. W osobie kapłana jest zatem obecny
przy chorym sam Chrystus, który przebacza, uzdrawia, pociesza, bierze za rękę i
mówi: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby umarł,
żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki” (J 11,
25-26)”.
Święty
Jan Vianey powiedział, że „Dobry
pasterz, ukształtowany według Serca Boga, jest największym skarbem, jaki Bóg
może przydzielić parafii”.
Proboszcz
z Ars w prostych słowach skierowanych do swoich parafian starał się ukazać ten
wielki dar i tajemnicę: „Kiedy spotykacie kapłana, mówcie sobie w duszy: „Oto
ten, który uczynił ze mnie dziecko Boże, otworzył mi niebo łaską chrztu
świętego, obmywa mnie z grzechów i karmi moją duszę”. Widząc z daleka wieżę
kościelną, pomyślcie, że mieszka tam Jezus. A jak to się stało, że mógł tam
zamieszkać? Kapłan tam wszedł i odprawił Mszę świętą”.
W
podobnym tonie wypowiada się bł. Ks. Michał Sopoćko: „Przez kapłaństwo Chrystus
Pan jest nadal wśród nas fizycznie obecny i obdarza nas miłosierdziem, jak za
swego życia ziemskiego”.
Dlatego,
drodzy bracia i siostry, tak ważne jest modlitewne wspieranie kapłanów,
kleryków w seminariach duchownych i wypraszanie nowych i świętych powołań do
służby Bożej przy Chrystusowym ołtarzu.
Pamiętajmy
także, że prawdziwą kolebką nowych powołań do służby Bożej w Kościele są
rodziny katolickie.
„Rodzina chrześcijańska to pierwsze miejsce
wychowania i dorastania młodych ludzi do powołania, jakie Bóg im proponuje. To
właśnie w rodzinie dzieci uczą się tajemnicy Boga i człowieka, a także miłości,
która jest fundamentem każdego powołania”.
„Największy dar, jaki Bóg
może dać rodzinie, to powołanie do kapłaństwa” – mówi św. Jan Bosko.
Kiedyś
była tutaj pani Marianna Popiełuszko, mama Błogosławionego Kapłana Męczennika.
Długo wpatrywała się w Oborską Pietę na ołtarzu. Powiedziała: „Kiedy nosiłam
księdza Jerzego pod sercem, ofiarowałam go na chwałę Bożą. Cieszyłam się, gdy został księdzem i
stale modliłam się, aby był wierny Bogu, bo to jest w życiu najważniejsze. Pierwsze seminarium to on miał w domu".
Biskup
Płocki Piotr Libera podkreśla: „Iluż z nas,
biskupów i księży, może z wdzięcznością powiedzieć to, co św.
Augustyn powiedział o swojej matce św. Monice: „To, kim się stałem
i w jaki sposób, zawdzięczam mojej matce!”.
Kiedy
Pius X został biskupem, odwiedził swoją matkę staruszkę i pokazał jej swój
biskupi pierścień, matka – wskazując na swoją obrączkę ślubną – tak
powiedziała: Synu, nie miałbyś tego pierścienia, gdyby nie było mojej obrączki.
Chciała przez to powiedzieć, że gdyby nie jej wierność ślubowaniu małżeńskiemu
złożonemu przy Chrystusowym Ołtarzu, i wierność przyrzeczeniu chrześcijańskiego
wychowania potomstwa, którym Bóg pobłogosławił jej małżeństwo, nie byłoby jego
życia i nie byłoby jego biskupstwa.
Myślę,
że pięknym przykładem może być także świadectwo jakie papież św. Jan Paweł II
daje o swoim ojcu: „Nieraz zdarzało mi się budzić w nocy i wtedy zastawałem
mego Ojca na kolanach, tak jak na kolanach widywałem go zawsze w kościele
parafialnym”.
„Patrząc
na niego, nauczyłem się, że trzeba samemu sobie stawiać wymagania i przykładać
się do spełniania własnych obowiązków (…)”. Mojego ojca „uważam za niezwykłego
człowieka”.
Jak
wiele, najmilsi, mówi nam fotografia rodziców stojąca na biurku papieskiego
pokoju przez wszystkie lata pontyfikatu św. Jana Pawła II. Ta ślubna fotografia
Emilii i Karola Wojtyłów towarzyszyła mu nieustannie. Codziennie kierował na
nią swoje oczy z wdzięcznością i miłością wobec rodziców. I my także myślimy o
nich z wdzięcznością i cieszymy się, że
7 maja br. nastąpi w Wadowicach uroczyste rozpoczęcie procesu
beatyfikacyjnego rodziców Jana Pawła II.
Bracia
i siostry! Warto więc pamiętać jak jesteśmy sobie wzajemnie potrzebni, jak
ważne jest nasze świadectwo wiary przeżywanej w codzienności. Warto, abyśmy
zadali sobie pytanie: czy jako rodzice jesteśmy lampą jaśniejącą przykładem
chrześcijańskiego życia dla naszych dzieci? Czy oświetlamy im drogę do Boga.
Pamiętajmy,
że rodzina katolicka to pierwsze
seminarium dobrego pasterza. To przede wszystkim od rodziny
silnej Bogiem zależy, czy ziarno łaski powołania znajdzie żyzną glebę w sercu
młodzieńca i przyniesie obfity plon, a w chwilach próby znajdzie potrzebne
zrozumienie i modlitewne wsparcie.
Kochani
Rodzice! Gdy na któregoś z waszych synów Bóg skieruje swoje spojrzenie i powoła
go do służby ołtarza, nie lękajcie się, aby wraz z synem całkowicie zaufać i z
radością wypowiedzieć Bogu wasze rodzicielskie „fiat voluntas Tua” – bądź wola
Twoja. Ofiarujcie go Bogu z wdzięczną miłością i darem waszego rodzicielskiego
błogosławieństwa oraz codziennej modlitwy o łaskę wytrwania w powołaniu.
Drodzy
bracia i siostry, zgromadzeni w Oborskim Wieczerniku. Kończąc nasze rozważanie
wznieśmy z ufnością nasze oczy i serca ku Maryi, Matce Chrystusa i Kościoła.
Polecajmy
Jej macierzyńskiej opiece wszystkich biskupów i kapłanów, szczególnie znanych
nam po imieniu naszych duszpasterzy parafialnych oraz kleryków przygotowujących
się do przyjęcia sakramentu kapłaństwa i razem ze św. Janem Pawłem II wołajmy: Święta
Boża Rodzicielko – przygarniaj
powołanych, osłaniaj od początku ich wzrastanie, wspomagaj w życiu i w posłudze
Twoich synów, Matko kapłanów. Amen.
o. Piotr O. Carm.
Obory, dnia 3 maja 2020 r.
Zachęcam do obejrzenia filmu pt.
„Bł. O. Hilary Januszewski O.Carm - Patron życia” – ZOBACZ
|