Drodzy
w Chrystusie Panu, bracia i siostry!
„Pismo
Święte i Tradycja Kościoła nauczają, że Szatan i inne złe duchy
zostały stworzone przez Boga jako dobre z natury, ale same uczyniły się
złymi, ponieważ z wolnego i nieodwołalnego wyboru odrzuciły Boga
i Jego Królestwo, dając w ten sposób początek piekłu. Usiłują one
przyłączyć człowieka do swego buntu przeciw Bogu” (Kompendium KKK, 74).
Arcybiskup
Marek Jędraszewski, Metropolita Krakowski, w jednym z listów pasterskich napisał:
„Sto lat temu, zanim 15 sierpnia 1920
roku doszło do tzw. Cudu nad Wisłą i pokonania bolszewików na przedmieściach
Warszawy, naród polski wraz ze swymi pasterzami trwał na klęczkach, błagając
Boga o ocalenie. Dzisiaj Polsce jest potrzebna równie żarliwa modlitwa, aby na
skutek braku czujności i lekceważenia prawdziwych zagrożeń, poprzez postawę
uległości i podporządkowywania się „wielkim tego świata”, a przede wszystkim na
skutek odrzucenia Boga i przyjęcia za prawdę pokus ojca wszelkiego kłamstwa – szatana,
nasza Ojczyzna nie uległa duchowemu zniewoleniu przez nowe, ateistyczne i
materialistyczne ideologie, o neo-marksistowskich korzeniach”.
Metropolita
Krakowski w dniu 30 października br. zwrócił się ze szczególnym wezwaniem do
kapłanów, powtarzając za św. Pawłem Apostołem:
„Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli
się ostać wobec podstępnych zakusów diabła”. (…) Znajdujecie się na pierwszej
linii zmagań o cywilizację miłości, która tak bardzo leżała na sercu św. Janowi
Pawłowi II Wielkiemu i która obecnie znalazła się w naszej Ojczyźnie w stanie
wielkiego zagrożenia. Proszę Was, Drodzy Bracia w Kapłaństwie, także o modlitwę
za naszą młodzież, aby nie dała się uwieść kłamstwu i przemocy”.
Biskup
Włocławski Wiesław Mering w liście pasterskim z 7 listopada br. napisał:
„Zły
Duch uruchomił wszystkie siły, by to, co dobre i piękne, zostało pokonane. Najwyraźniej
ujawnia się to w aktualnej nagonce przeciw życiu dziecka poczętego
a nienarodzonego. Manipulacje i kłamstwa wypaczyły sumienia wielu naszych
Rodaków. Wśród młodych Polaków zapanowała moda na walkę z Kościołem Jezusa. Z
narodowej pamięci wymiata się nauczanie św. Jana Pawła II.
Dlatego
apeluję do Was, Bracia i Siostry, o męstwo, odwagę dawania świadectwa, o
wyrazistość poglądów! Żadne umizgi wobec wrogów Chrystusa nie przyczynią nam
ich sympatii. Musimy umieć przyznać się do Chrystusa tak, jak to od wieków
czynili chrześcijanie! (…) Pamiętajmy, z jakiego Kościoła jesteśmy, i jak
ogromną daninę krwi złożyli nasi przodkowie w wierze.
Dziękuję
duchownym i świeckim, którzy Chrystusa bronią i przyznają się do Niego! Niech
Zmartwychwstały, którego w każdej Mszy św. słyszymy i spożywamy, napełni
męstwem nasze serca i nam błogosławi!”.
Święty
Jan Paweł II uczy, że:
„Działalność szatana w stosunku do ludzi objawia
się przede wszystkim w kuszeniu do zła. Zły duch usiłuje wpłynąć na
człowieka, na jego wyobraźnię oraz wyższe władze jego duszy, by odwrócić je od
prawa Bożego”.
Papież
podkreśla, że, „choć istnienie złych aniołów wymaga od nas
stałej czujności, by nie ulec kuszeniu, to jesteśmy pewni, że Chrystus
Odkupiciel otacza nasze życie swą zwycięską mocą, abyśmy sami mogli wyjść
zwycięsko.
On
zniweczył wszystkie podstępy szatana i nauczył nas zwyciężać pokusy do grzechu (por. prefacja I Niedzieli Wielkiego Postu)”.
Ewangelia
mówi o tym, że Pan Jezus przygotowując się do swojej publicznej działalności
przez „czterdzieści
dni przebywał na pustyni, gdzie był kuszony przez szatana”.
Św.
Jan Paweł II w rozważaniu przed modlitwą «Anioł Pański» w niedzielę 17 lutego
2002 roku powiedział:
„Misję Odkupiciela rozpoczyna Jego zwycięstwo
nad trzykrotnym kuszeniem księcia zła. «Idź precz, szatanie» (Mt 4, 10).
Stanowcza postawa Mesjasza jest dla nas przykładem i zachętą do odważnego i
zdecydowanego naśladowania Go. Szatan, «władca tego świata» (J 12, 31), działa
podstępnie także i dziś. Każdy człowiek, prócz własnej pożądliwości i złego
wpływu innych, doświadcza również pokus ze strony szatana — tym większych, im
mniej zdaje sobie z tego sprawę. Ileż razy lekkomyślnie ulega zwodniczym
podszeptom ciała i zła, a później doznaje gorzkiego rozczarowania! Trzeba
zachować czujność, by szybko zareagować na każdy atak pokusy.
Kościół, doświadczony nauczyciel
ludzkości i świętości, podsuwa nam dawne i wciąż nowe narzędzia codziennej
walki z podszeptami złego: są nimi modlitwa, sakramenty, pokuta, uważne
słuchanie słowa Bożego, czujność i post”.
Bł.
ks. Michał Sopoćko uczy:
„Pan Jezus miłosiernie pozostawił nam na
pustyni pierwowzór naszego czterdziestodniowego postu, w którym wierni rok
rocznie hartują się w życiu modlitwy, pokuty i walki. (…)
Szatan chciał doprowadzić do upadku
Jezusa nie jako człowieka prywatnego, ale jako Mesjasza i twórcę naszego
zbawienia, pragnął zniszczyć to dzieło w zarodku, unicestwić misję w samych jej
początkach. Rozpoczyna się tu bój na śmierć i życie aż do chwalebnego tryumfu
przez ofiarę krzyżową, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie.
Odtąd rozpoczyna się zupełna klęska
szatana, rozpoczyna się zwycięstwo nasze w Chrystusie, o ile za Jego przykładem
będziemy modlić się i pokutować. Zbroją naszą ma być modlitwa, pokuta i ufność
w wysłużone nam przez Chrystusa na pustyni nieskończone miłosierdzie Boże”.
Św.
Ojciec Pio w liście do jednego ze swoich dzieci duchowych pisał:
„Powracam do ufności, którą ciągle staram ci
się wpoić; niczego nie powinna bać się dusza, która ufa Panu i w Nim pokłada
swoją nadzieję. Chociaż wróg naszego zbawienia ciągle znajduje się wokół nas,
aby wyrwać z naszego serca kotwicę, która powinna doprowadzić nas do zbawienia,
to chcę ci powiedzieć: ufaj Bogu, naszemu Ojcu! Trzymajmy mocno, mocno tę
kotwicę! Nie pozwólmy nigdy na to, by chociaż na moment wyślizgnęła nam się z
ręki…”.
„Mocą Chrystusa pokonamy wszelkie podszepty
szatana – przekonuje o. Pio. Dlatego przybliżajmy się z ufnością do naszego
Pana. Umacniajmy się Jego słowem, posilajmy się Jego Ciałem w Eucharystii i naśladujmy Go w naszym codziennym życiu. Jeśli tak
będziemy postępować, oprzemy się szatańskim pokusom, zachowamy godność dzieci
Bożych i obronimy Boży plan, który jest planem naszego zbawienia”.
O
tym przypomina nam św. siostra Faustyna Kowalska, którą szatan próbował
zatrzymać od misji, do której wezwał ją Bóg.
S.
Faustyna w swoim Dzienniczku pisze o tym jak szatan próbował ją
zatrzymać przed głoszeniem światu orędzia o Bożym Miłosierdziu. Szatan
przeczuwał, że przez to dzieło Boże wiele dusz zostanie wyrwanych z jego ręki i
ocalonych przed wiecznym potępieniem.
Podobnie
jak Chrystus na pustyni, tak siostra Faustyna toczyła z nim walkę duchową. Oto
jej słowa:
Kiedy
szłam po schodach wieczorem, nagle ogarnęło mnie tak dziwne zniechęcenie do
wszystkiego co Boże. Wtem usłyszałam szatana, który mówił do mnie: – „Wcale nie
myśl o tym dziele, Bóg nie jest tak miłosiernym, jak o Nim mówisz.
Nie módl się za grzeszników, bo oni i tak będą potępieni, a przez to
dzieło miłosierdzia sama się narażasz na potępienie. Nie mów nigdy o tym
miłosierdziu Bożym ze spowiednikiem, a szczególnie nie mów z ks.
Sopoćko i Ojcem Andraszem”. Tu głos przemienia się w postać anioła
stróża. W tym momencie odpowiedziałam: – Wiem kto jesteś – ojciec
kłamstwa. Uczyniłam znak krzyża świętego, a znikł ów anioł [upadły]
z wielkim łoskotem i złością.
Na
innym miejscu apostołka miłosierdzia Bożego pisze:
Rano,
kiedy przyszłam do kaplicy, usłyszałam głos [Jezusa] w [mojej] duszy: –
„Jesteś złączona ze Mną i nie lękaj się niczego, ale wiedz o tym,
dziecię Moje, że szatan cię nienawidzi; chociaż on każdej duszy nienawidzi, ale
szczególnie nienawiścią pała do ciebie, dlatego, że wiele dusz wyrwałaś spod
jego panowania”.
Nie
znosił szatan modlitwy świętej Faustyny, wściekał się, gdy spełniała wolę
Jezusa i pisała o miłosierdziu Bożym w swoim Dzienniczku, który
dzisiaj jak wiemy przetłumaczony już jest na kilkadziesiąt języków świata. Oto
słowa sekretarki miłosierdzia:
„W
tej chwili kiedy piszę te słowa, usłyszałam krzyk szatana: wszystko pisze,
wszystko pisze, a przez to tyle my tracimy, nie pisz o dobroci Boga,
On sprawiedliwy. Zawył z wściekłości i znikł”.
„Wyznał
mi szatan, że jestem przedmiotem jego nienawiści. Powiedział, że „tysiąc dusz
mniej mi robi szkody, aniżeli ty, kiedy mówisz o miłosierdziu wielkim
Wszechmocnego. Najwięksi grzesznicy nabierają ufności i wracają do Boga,
a ja – mówi duch zły – tracę wszystko, ale nadto mnie samego prześladujesz
tym niezgłębionym miłosierdziem Wszechmocnego”. Poznałam, jak bardzo szatan
nienawidzi Miłosierdzia Bożego, nie chce uznać, że Bóg jest dobry”.
„Pomimo
ciszy duszy – przyznaje Faustyna – prowadzę nieustanny bój
z wrogiem duszy. Coraz to odkrywam jego zasadzki i znowuż walka wre.
Ćwiczę się w czasie pokoju i czuwam, aby mnie wróg nie zastał
nieprzygotowaną, a kiedy widzę wielką jego złość, wtenczas pozostaję w twierdzy,
to jest w Najświętszym Sercu Jezusowym”.
Szatan
bezskutecznie odwodził Siostrę Faustynę od pełnionego dzieła miłosierdzia. Ona
jednak gorąco modliła się za dusze grzeszników prosząc o ich nawrócenie. Boże
Miłosierdzie ogarniało łaską nie tylko skromną zakonnicę, ale i tych, których
otaczała swoją ufną modlitwą.
Szatan
widząc dobro, jakie powstaje z realizowania Bożych zamysłów związanych ze czcią
Bożego Miłosierdzia, tym bardziej stawał na przeszkodzie. "Dziś wieczorem,
kiedy pisałam o tym wielkim miłosierdziu Bożym i o wielkim pożytku dla dusz,
wpadł do celi szatan z wielką złością i furią, chwycił parawan i zaczął go
kruszyć i łamać". Nie zatrwożyło się jednak serce siostry! Choć budził
odrazę, wstręt i czasem lęk, zawsze jako tarcza na jego ataki wystarczyła myśl
wzniesiona ku Bożemu Miłosierdziu. To przynosiło jej ukojenie, przywracało
wewnętrzny pokój i dodawało siły do dalszej walki. "Jawnie zaczyna napadać
na mnie i to z taką złością, i nienawiścią, ale ani na chwilę nie mąci mi
spokoju, a ta równowaga moja doprowadza go do wściekłości", pisze siostra
Faustyna. Szatan chce jak najskuteczniej przeszkodzić w ratowaniu dusz, a ktoś
tak bardzo błagający Bożą potęgę o miłosierdzie nad grzesznikami może być
pewien, iż nie odmówi duszy niczego, ponieważ usilnie Go prosi... (por. Dz.
1320)". Tak jak kiedyś dla Faustyny taki dziś dla każdego z nas
"otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski". Bóg
bardzo ceni odwagę dusz, które zechcą wstawiać się za duszami grzeszników np.
słowami Koronki. Którym nie straszne przeciwności złego ducha w walce o dobro i
zbawienie bliźnich. Dla takich czcicieli Bożego Miłosierdzia Bóg przygotował
szczególne dary swej łaski, ponieważ niewyczerpany jest skarbiec Bożej dobroci.
Bóg pragnie by wszyscy poznali wielkość Jego Miłosierdzia, by nie było na ziemi
duszy, która by do niego się nie uciekała. Dlatego tak bardo potrzebuje
odważnych apostołów, którzy z ufnością w sercu, z modlitwą na ustach, podążą
głosić Jego Miłosierdzie. Każdy naraża się szatanowi wyrywając biedne dusze
spod panowania złego ducha, jednak komu uda się zbliżyć serce człowieka do Boga
ten obsypany zostanie tysiącami łask. Nie lękajmy się więc rozsławiać chwałę
Bożego Miłosierdzia.
Święta
Mistyczka z Krakowa wiedziała, że Bóg zwycięży. W swoim zeszycie
duchowym pisze:
„Mimo
złości szatana miłosierdzie Boże zatryumfuje nad całym światem i czczone
będzie przez wszystkie dusze”.
„Kościół
uczy, że wierni dzięki łasce płynącej z sakramentów, a zwłaszcza z
częstego udziału w celebracji pokuty (czyli przystępowania do sakramentu
spowiedzi) otrzymują moc do osiągnięcia pełnej wolności dzieci Bożych (por. Rz
8,21)”. (por. Rytuał
Rzymski – Egzorcyzmy i inne modlitwy błagalne, Wprowadzenie teologiczne i
pastoralne, pkt. 8-9. Katowice 2003, Księgarnia św. Jacka).
Jeden
z pielgrzymów oborskich, opowiadał jak wraz z grupą sześciu przyjaciół znalazł
się w sidłach złego ducha przez praktykowanie okultyzmu i spirytyzmu, czyli
wywoływania duchów. Ocaliło go Boże Miłosierdzie. Napisał: „Kapłan dał nam
obrazek Jezusa Miłosiernego z koronką do Miłosierdzia Bożego i powiedział
abyśmy poszli do spowiedzi. Po kilku dniach uczyniłem to i kiedy odszedłem od
konfesjonału poczułem, że jestem innym
człowiekiem. Odczułem niesamowitą radość i to, że jestem kochany”.
Ks.
Michał Dłutowski w książce „Oblicze, które ocala” pisze:
„Często
zachęcam ludzi w konfesjonale czy na katechezach, aby modlili się przed obrazem
Jezusa Miłosiernego słowami: „Jezu, ufam Tobie”. I zaświadczam o ich duchowych
uzdrowieniach. Dzięki ufnej modlitwie przed tym wizerunkiem ludzie nie tylko
wyszli z depresji, ale też zostali ocaleni z rozpaczy. Kiedy grzesznik patrzy
na obraz Jezusa Miłosiernego, wtedy Duch Święty może uratować duszę, napełnić człowieka
pokojem, sprawić, że odnajdzie sens życia. Ci, którzy utracili miłość,
zrozumieją, że Bóg nie odwraca się od grzesznika, który szuka ratunku. Oblicze
Boga w tym obrazie „Jezu, ufam Tobie” jest potężne jak głos trąb kruszących
mury Jerycha. Ono obala mur wrogości w naszych sercach, sprawia, że możemy
odzyskać Boże serce. Obraz Jezusa Miłosiernego to czytelna informacja od Boga Ojca
o tym, że chce nas ocalić i pragnie naszej przemiany przez Chrystusa” [więcej -
TUTAJ].
Wymowne
w tym względzie może być dla nas także świadectwo Andrzeja zatytułowane Skazani,
ale nie potępieni.
Przeciętnemu
człowiekowi na wolności życie w zakładzie karnym rzadko kiedy kojarzy się
z Bogiem i religią. Czy rzeczywiście nad bramami więzień należałoby
umieścić napis, który w „Boskiej komedii” Dante Alighieri umieścił nad
przedsionkiem piekła: „Porzućcie wszelką nadzieję ci, którzy tutaj wchodzicie”?
W
zakładzie karnym w Dębicy, w którym przebywam, powróciłem do Boga.
Przełomowym wydarzeniem religijnym w moim życiu i życiu naszej
więziennej społeczności było poświęcenie tabernakulum w naszej kaplicy
Miłosierdzia Bożego. (…) Chrystus Eucharystyczny zamieszkał na stałe za
więziennymi murami, dzieląc z nami naszą codzienność.
O tym,
jak wiele Jezus zdziałał w naszych sercach, świadczą napływające listy od
tych, którzy po wyjściu na wolność umieli wyprostować swoje ścieżki, zerwać
z nałogiem, uporządkować swoje sprawy rodzinne, odnaleźć własną godność
i nowy sens życia.
Dzisiaj,
z perspektywy spędzonego tutaj roku, widzę jak wiele w tym okresie
Bóg zdziałał w moim życiu, jak wciąż przemienia serce i umysł.
Najbardziej raduje mnie sytuacja, kiedy widzę braci współwięźniów, którzy po
pewnym czasie zdobywają się wreszcie na odwagę, aby przyjść do Jezusa
oczekującego ich w tutejszej kaplicy Miłosierdzia Bożego.
Doświadczenie
spędzonego tutaj czasu pokazuje mi, że Bóg nie dzieli nikogo na lepszych
i gorszych, że szuka również nas – więźniów, że puka do każdego serca.
Także „złoczyńców” obdarza miłością i nadzieją.
I rzeczywiście – jak powiedział
św. Jan Paweł II – jako więźniowie jesteśmy skazani, ale nie potępieni”.
Papież
Franciszek podkreśla:
„Jezus jest wiernym przyjacielem, który nas
nigdy nie opuszcza, bo nawet kiedy grzeszymy, czeka cierpliwie na nasz powrót
do Niego, a wraz z tym oczekiwaniem, ukazuje swoje pragnienie przebaczenia”.
„Pragnę zaufania od swoich stworzeń, zachęcaj
dusze do wielkiej ufności w niezgłębione miłosierdzie moje – mówił Pan
Jezus do s. Faustyny. Niechaj się nie
lęka do mnie zbliżyć dusza słaba, grzeszna, a choćby miała więcej grzechów niż
piasku na ziemi, utonie wszystko w otchłani miłosierdzia mojego”.
„Córko moja, napisz, że im większa nędza, tym
większe ma prawo do miłosierdzia mojego, a namawiaj wszystkie dusze do ufności
w niepojętą przepaść miłosierdzia mojego, bo pragnę je wszystkie zbawić. Zdrój
miłosierdzia mojego został otwarty na oścież włócznią na krzyżu dla wszystkich
dusz – nikogo nie wyłączyłem”.
„Kiedy się zbliżasz do spowiedzi, wiedz o
tym, że ja sam w konfesjonale czekam na ciebie, zasłaniam się tylko kapłanem,
lecz sam działam w duszy. Tu nędza duszy spotyka się z Bogiem miłosierdzia.
Powiedz duszom, że z tego źródła
miłosierdzia dusze czerpią łaski jedynie naczyniem ufności. Jeżeli ufność ich
będzie wielka, hojności mojej nie ma granic.
Strumienie mej łaski zalewają dusze
pokorne. Pyszni są zawsze w ubóstwie i nędzy, gdyż łaska moja odwraca się od
nich do dusz pokornych”.
Pan
Jezus pragnie nieustannie uwalniać nas ze strasznej niewoli grzechów. Jeżeli
upadamy w grzechu, Jezus jest z nami, aby nas natychmiast podnieść.
Dlatego
po popełnieniu grzechu śmiertelnego powinniśmy bezzwłocznie pójść do spowiedzi.
Nie można tego odkładać na później, gdyż trwanie w stanie duchowej śmierci i
zniewolenia przez Szatana pociąga za sobą tragiczne konsekwencje.
Ludzie,
którzy żyją w grzechu śmiertelnym, noszą w sobie ciemną rzeczywistość zła,
niszczącą i zatruwającą ich samych oraz środowisko, w którym żyją.
Jest
to prawdziwa katastrofa ekologiczna w sferze ducha, przyczyna największych
ludzkich dramatów i tragedii.
Dlatego
Jezus nieustannie apeluje do ludzkich sumień i wzywa nas do nawrócenia, abyśmy
nie bali się przystępować do spowiedzi:
„Miłosierdziem moim ścigam grzeszników na
wszystkich drogach ich i raduje się serce moje, gdy oni wracają do Mnie.
Zapominam o goryczach, którymi poili serce moje, a cieszę się z ich powrotu…
Powiedz grzesznikom, że zawsze czekam na
nich, wsłuchuję się w tętno ich serca, kiedy uderzy dla Mnie”.
U
pewnego kapłana egzorcysty znalazłem takie pouczające opowiadanie.
W
piekle zorganizowano konkurs pt. „W jaki
sposób chwycić najwięcej ludzi do piekła?” Jeden czart zaproponował, aby
wmawiać ludziom, że nie ma Boga. Inny, że hulaj duszo, bo nie ma piekła. Od
propozycji roiło się całe piekło. Ostatni wstał stary diabeł i powiedział,
że najwięcej złowimy dusz, jak będziemy każdemu człowiekowi wmawiali, że do
nawrócenia ma jeszcze dużo czasu i że sprawy zbawienia może zostawić na
późniejsze lata. I ten właśnie czart wygrał diabelski konkurs. (Anonim)
Dlatego,
drodzy bracia i siostry, „prośmy Boga, aby pomógł nam wejść na drogę
prawdziwego nawrócenia” – wzywa papież Franciszek. Nie warto odkładać
otrzymanej szansy.
Pamiętajmy:
„Schowani w Miłosierdziu Bożym jesteśmy bezpieczni. Nic nam nie grozi. Tam
szatan nie ma dostępu”.
„Ja
zaś zaufałem Twemu miłosierdziu, niech się moje serce cieszy z Twej
pomocy. Będę śpiewał Panu, który obdarzył mnie dobrem”. Amen.
o.
Piotr Męczyński O. Carm.
Dodaję tutaj tekst ciekawej rozmowy dwóch dominikanów z Krakowa. Warto przeczytać!
„Ostatecznie piekło padnie” – to tytuł wywiadu, który w 2013 roku
umieszczony został w miesięczniku „W
drodze” [Numer 473 (01/2013)]. Zachęcam do lektury.
O. Aleksander Koza,
dominikanin, został zapytany przez swego współbrata: Wierzy ojciec w szatana?
Broń mnie, Panie Boże! Absolutnie
nie – odpowiedział. Gdybym wierzył w szatana, byłbym satanistą, a nie
chrześcijaninem. Wierzę natomiast, że szatan istnieje i że robi wszystko, abym
trafił do jego królestwa. Jest moim śmiertelnym wrogiem, a to oznacza, że
istnieje walka duchowa, wojna na śmierć i życie z mocami księcia ciemności.
Kto tę wojnę
wypowiedział?
Może to dziwnie zabrzmi, ale to
Bóg rozpoczął wojnę w obronie człowieka. Katechizm mówi, że zbuntowany przeciw
Bogu upadły anioł doprowadził człowieka przez „kłamliwe uwiedzenie” do nieposłuszeństwa
Bogu. Był to pierwszy grzech człowieka, w który, czy tego chcemy, czy nie,
wszyscy jesteśmy uwikłani. Po tym grzechu na własne życzenie znaleźliśmy się w
mocy diabła. Warto pamiętać, jak brzmiała deklaracja wypowiedzenia wojny. Bóg
powiedział do węża: „Bądź przeklęty! (…) Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i
niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a
ty zmiażdżysz mu piętę” (Rdz 3,15). Bóg nie zrezygnował z człowieka, chociaż
ten wzgardził Nim i poszedł za podszeptem złego ducha. I nie odpuścił
szatanowi. Zapowiada stan nieprzyjaźni między nim i rodzajem ludzkim oraz
definitywną klęskę diabła, którą zada mu Potomek niewiasty, a więc człowiek.
Zostałem wplątany w ostrą
walkę przeciw mocom ciemności. A nie mógłbym tak się z niej wyplątać? Dać nogę
z pola bitwy?
Uciec? Nie ma dokąd. Trzeba
poważnie potraktować słowa z Nowego Testamentu, że „cały świat spoczywa w mocy
Złego” (1 J 5,19). Szatan wcale nie przesadzał, kiedy obiecywał oddać Jezusowi
„wszystkie królestwa świata oraz ich przepych” (Mt 4,8). Zresztą ta walka
rozpoczyna się w sercu każdego człowieka. To pokazuje już sam obrzęd chrztu,
kiedy wyrzekamy się szatana i wszystkich jego spraw, a nad niemowlęciem
wypowiadana jest modlitwa egzorcyzmu, mówiąca, że to dziecko „będzie narażone
na pokusy tego świata i będzie musiało walczyć przeciwko zasadzkom szatana”.
Przez chrzest staję się rzeczywiście synem/córką Boga i uczestniczę w
zwycięstwie Chrystusa nad grzechem, śmiercią i szatanem. Staję pod Jego
sztandarem i biorę udział w Jego misji. A jej cel zdefiniował św. Jan Apostoł:
„Syn Boży objawił się po to, aby zniszczyć dzieła diabła” (1 J 3,8). To
niszczenie diabelskich dzieł zaczynamy od siebie i w sobie.
Ewangelia to Dobra
Nowina, a jak na razie ojciec tylko straszy wojną i szatanem…
Ale właśnie w tym tkwi sedno
Dobrej Nowiny! Gdyby Chrystus nie pokonał szatana na drzewie Krzyża i nie
powstał z martwych, nie tylko nie mówilibyśmy o walce, nie byłoby w ogóle o
czym mówić, bo nie byłoby Dobrej Nowiny, tylko zła. Tymczasem, jeśli się głosi,
że Bóg wzywa do nieustannego nawracania się, bo człowiek jest grzesznikiem i
„ma naturę zranioną, skłonną do zła”, to padają argumenty w stylu „nie
przesadzaj”, „nie frustruj wiernych”.
Skąd takie tendencje do
pomijania walki duchowej i działania szatana?
Myślę, że jedną z przyczyn jest
„psychologiczne uwiedzenie” w teologii. Jego skutkiem jest swoisty
redukcjonizm. Jezusa traktuje się jako jednego z wielkich nauczycieli
moralności, w rodzaju Buddy czy Konfucjusza. W takiej perspektywie grzech w
gruncie rzeczy nie istnieje, są tylko problemy, zranienia, traumy, słabości.
Grzechem staje się samo mówienie o grzechu. Niepotrzebne jest odkupienie,
zbędny jest Baranek Boży, który gładzi grzech świata, a mówienie o Krzyżu staje
się głupstwem. Przed laty Hans Urs von Balthazar mówił, że „jeśli ktoś podważa
tę centralną wypowiedź, ryzykuje zachwianie wszystkich prawd chrześcijaństwa, a
z całości pozostaje tylko żałosny relikt”. Na ołtarzu ma stać Słowo Boga, czyli
teologia, a nie bożek psychologii. W podobnym tonie wypowiedział się inny
niemiecki teolog, Klaus Berger. Według niego, jeśli szukamy Boga wyłącznie we
własnej duszy i na jej dnie, to logiczne jest, że nie potrzeba już ani
Kościoła, ani Ewangelii. Potrzebny jest jedynie psychoterapeuta i jego kozetka.
A co to ma wspólnego z
walką duchową?
Takie „psychologizujące teologie”
i rozwijające się na ich bazie „psychologizujące duchowości” rozbrajają
chrześcijanina. Okazuje się nagle, że szatan to folklor lub symbol biblijny,
grzech i wina są efektem znerwicowanej, zaburzonej osobowości, a pokusa to
uleganie ludzkim słabostkom. Nie ma zatem żadnego zagrożenia, bo niby z której
strony? Tylko, że diabeł istnieje. Poważne potraktowanie tej prawdy czyni walkę
duchową czymś oczywistym i koniecznym. Kto nie chce paść ofiarą złego ducha,
powinien do tej walki się przygotować, poznać strategię przeciwnika i sposoby
jego działania.
Co jest najgroźniejszą
bronią szatana?
Pokusa. I jeśli jej ulegniemy –
grzech. Święty Jan dochodzi do wniosku szokującego swym radykalizmem: „Kto
grzeszy, jest dzieckiem diabła, ponieważ diabeł trwa w grzechu od początku” (1
J 3,8). Jest „dzieckiem diabła”, ponieważ, żyjąc w grzechu, żyje pod jego
przewrotnym panowaniem i pozwala mu się zwodzić. Przez grzech staje się
obywatelem królestwa ciemności.
Na czym polega pokusa?
Jest to sugestia, myśl, idea,
która z pozoru wydaje się prawdziwa i dobra. Szatan jest „ojcem kłamstwa”, ale
nie kłamie wprost. Cel jego pokusy jest jeden: nakłonić człowieka do grzechu,
uczynić go swoim wspólnikiem. Ukazuje fałszywe wartości jako prawdziwe, ubiera
zło w szatki dobra.
Czy każda pokusa jest
grzechem?
Żadna pokusa nie jest grzechem.
Pokusę można nazwać pierwszym kontaktem ze złem. Święty Paweł porównuje pokusy
do rozżarzonych pocisków Złego (por. Ef 6,16). Grzechem będzie dopiero pożar.
Aby wybuchł, potrzebna jest zgoda człowieka, jego świadome i dobrowolne
przyzwolenie. Dlatego człowiek jest zawsze odpowiedzialny za swój grzech.
Czy zawsze, gdy
doświadczamy kuszenia, oznacza to, że zły duch nas atakuje?
Nie. Znaczy to, że jesteśmy w
sytuacji, w której musimy dokonać wyboru między dwoma dobrami, przy czym jedno
jest dobrem pozornym. Nie każda bowiem pokusa pochodzi od szatana. Być może
nawet znakomita większość jest naszego autorstwa. Pan Jezus wskazuje nasze
serce jako źródło zła (Mk 7,18n). Również świat, w którym żyjemy, i ludzie
wokół nas mają na nas dobry lub zły wpływ. Mogą nas kusić, by zamiast żyć
według Bożych praw, postępować według obowiązującej mody, być zawsze trendy.
Jak rozróżniać pokusy:
które pochodzą od złego ducha, a które z mojego wnętrza?
Chyba nie istnieje całkowicie
pewna metoda, która pozwałaby bezbłędnie określić źródło pokusy. Te szatańskie
zazwyczaj nie różnią się niczym od naszych własnych myśli. Gdyby było inaczej,
nie istniałby żaden problem. Identyfikacja byłaby prosta i szybka, a szatan
niewiele by wskórał. Jego perfidia polega nie tylko na tym, że kusi nas do zła
pod pozorem dobra, ale że pokusę „podrzuca” w taki sposób, byśmy uważali ją za
własną myśl. Wrzuca pokusy do naszego serca, jak kukułka swoje jajko do cudzego
gniazda.
Co jest pierwszym celem
ataku złego ducha?
Przede wszystkim nasz umysł,
system wierzeń i wartości, nasz sposób postrzegania Boga i świata. Według św.
Pawła „ojciec kłamstwa” jest mistrzem zaślepiania umysłów ludzi w taki sposób,
„aby nie olśnił ich blask Ewangelii chwały Chrystusa, który jest obrazem Boga”
(2 Kor 4,4). Szatan od początku stara się podważyć Boże prawdy i zaufanie do
Niego. Pierwsza pokusa zaczyna się do słów: „Czy rzeczywiście Bóg powiedział…?”.
A potem zły duch sączy kłamstwo za kłamstwem. Dlatego Bóg tak troszczy się o
nasz umysł. Wzywa nas do nieustannego nawrócenia – metanoi, czyli
przemiany myślenia i jego odnowienia w Duchu Świętym, Duchu prawdy i miłości.
„Byliście – pisał św. Paweł do chrześcijan w Kolosach – wrogami Boga przez
sposób myślenia i wasze złe czyny” (por. Kol 1,21). Nawrócenie zaczyna się od
odrzucenia prawd szatana i przyjęcia prawd Bożych, objawionych w Jezusie
Chrystusie.
Jak wobec tego nie dać
się skusić i zainfekować kłamstwem?
Nieoceniony jest tu św. Paweł. W
szóstym rozdziale Listu do Efezjan radzi chrześcijanom, aby bez lęku stanęli do
walki z siłami ciemności. Odwołuje się do uzbrojenia rzymskiego żołnierza.
Zwrócę uwagę tylko na dwa jego elementy. Przeciw „ognistym pociskom złego”
apostoł radzi używać tarczy wiary. Kto przez wiarę jest zjednoczony ze
zmartwychwstałym Chrystusem, ten jest bezpieczny i nie da się nabrać na
kłamstwa złego ducha. Kto ma umysł wypełniony Bożą prawdą, z łatwością odrzuca
to, co jest z nią sprzeczne. Święty Jan powie, że „taka wiara zwycięża świat”.
Natomiast jedyną bronią
ofensywną, jaką proponuje św. Paweł, jest „miecz Ducha, którym jest Słowo
Boże”. Autor Listu do Hebrajczyków tak charakteryzuje miecz Ducha: „Słowo Boże
jest bowiem żywe, skuteczne, ostrzejsze od każdego miecza obosiecznego.
Przenika ono aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, rozsądza myśli
i zamiary serca. Żadne stworzenie nie ukryje się przed nim, gdyż wszystko jest
odkryte i jawne oczom Tego, któremu musimy zdać sprawę” (Hbr 4,12–13). Jeśli
chcemy nauczyć się rozróżniać i odrzucać pokusy złego ducha, musimy po prostu
karmić się codziennie słowem Bożym, czytać Biblię, rozważać Ewangelię.
To wystarczy, aby wygrać
walkę duchową?
Nie wystarczy. Fundamentem jest
modlitwa. Wiara oddycha modlitwą. Nawet najlepiej uzbrojony żołnierz chory na
astmę czy ledwo co dyszący nie nadaje się do walki. Kto się modli 14 minut
dziennie, przeznacza na spotkanie z Panem Bogiem zaledwie niecałą jedną setną
doby. Ponoć przeciętny Polak (a ten najczęściej jest katolikiem) ogląda
telewizję ponad 4 godziny dziennie. I niekoniecznie są to programy religijne.
Dlaczego modlitwa jest
tak istotna dla walki duchowej?
Najkrócej mówiąc, zapewnia
łączność z naszym niebiańskim „Naczelnym Dowództwem”. Nie trzeba tłumaczyć, jak
to jest ważne na polu bitwy. Niestety, można dziś mówić o poważnym sukcesie
przeciwnika. Nasz system łączności jest bardzo nadwątlony. Chrześcijanie coraz
mniej się modlą. Nawet ci, których Pan powołał do modlitwy. Myślę tu o osobach
konsekrowanych. Coraz więcej pracy w winnicy Pana, ale kosztem czasu dla Pana.
Coraz więcej działalności, coraz mniej modlitwy. A taki układ jest na rękę
szatanowi. Czasem wydaje mi się, że słyszę jego śmiech i głos: „Jeszcze więcej,
jeszcze więcej pracujcie”.
A gdy modlitwa nie
wychodzi, przychodzi oschłość, rozproszenie, poczucie pustki i zniechęcenie?
Pan Jezus uczył: „Na modlitwie
bądźcie wytrwali, módlcie się zawsze i módlcie się w moje imię”. Gdy mamy
trudności z modlitwą, gdy mamy ochotę z niej zrezygnować, gdy jesteśmy
rozczarowani swą dotychczasową modlitwą, to już jesteśmy w pokusie. I nieważne,
czy ona pochodzi od złego ducha. Ojcowie duchowi radzili w takich sytuacjach:
nie skracaj, przedłuż ją choćby o kilka minut. W katechizmie czytamy, że
modlitwa jest walką sensu stricto.
Przeciw komu?
Przeciw nam samym i przeciw
podstępom kusiciela, który robi wszystko, by odwrócić człowieka od modlitwy, od
zjednoczenia z Bogiem. Ta walka rozpoczyna się już od walki o czas na modlitwę.
Bo szatan zrobi na pewno wszystko, abyśmy tego czasu nie znaleźli.
Mówiliśmy do tej pory o
walce z szatanem, ale w życiu duchowym mówi się też o „próbowaniu” przez Boga,
o takiej walce, która ma służyć naszemu oczyszczeniu.
Bóg próbuje człowieka, aby ten
mógł doświadczyć, co się kryje w jego sercu. I mógł wzrastać. Próba Boża jest
po to, aby człowiek odkrył, co może. Czasem człowiek nisko się mierzy i Bóg,
wystawiając go na próbę, mówi: „Zobacz, ile potrafisz!”. Te Boże działania są
po to, by móc odkryć, że z Bożą pomocą możemy naprawdę bardzo wiele, o „wiele
więcej niż prosimy czy rozumiemy”.
Niektórzy święci, jak
Matka Teresa z Kalkuty, większość życia przeżyli „w ciemnościach”. Niejeden,
słysząc o tym, wzdraga się, pytając: Czy Bóg nie jest zbyt okrutny wobec swoich
wybranych?
To nie jest okrucieństwo ze
strony Boga, ale sytuacja, w której ojciec mówi do syna: „Ciebie na wiele stać.
Nie chcę, żebyś żył na pół gwizdka. Zobacz, ty możesz żyć pełnią tej mocy,
którą masz”. Podwyższanie poprzeczki może się wydać okrutne, ale prawdziwa
miłość zawsze wymaga. Popatrzmy na miłość Ojca do Syna. Bóg Ojciec zgadza się i
pozwala Synowi przyjąć krzyż. Wydaje Go w nasze ręce.
Można stąd wysnuć
wniosek, że „im ciemniej, tym bliżej”. Tylko, że wtedy pojawia się kolejny
problem: czy taka ciemność może być zawiniona przez człowieka?
Jeżeli ciemność jest zawiniona,
to ona nie daje owoców. Po owocach się poznaje. Matka Teresa z jednej strony
pisała, że jest prawie niewierząca, a z drugiej strony ludzie dzięki jej
postawie wracali do Pana Boga. Bo Bóg działał przez Matkę Teresę i jej serce.
Może właśnie dlatego, że była w ciemnościach, dla wielu ludzi była światłem.
Natomiast zawinione „noce ciemności” nie są darem od Pana Boga. To jest po
prostu nasze niedbalstwo. I to jest raczej grzech. Pan Jezus powiedział: „Komu
wiele dano, od tego się wiele wymaga”. Prawdziwa miłość oczekuje, że rozwiniesz
to, co zostało ci dane. Bóg bardzo na to liczy, że wydamy plon stokrotny, a nie
tylko pięciokrotny.
Czy są modlitwy jakoś
szczególnie skuteczne w walce duchowej?
Modlitwa to nie magiczne
zaklęcie, formułka, którą klepiemy, aż do oczekiwanego skutku. Najważniejsze,
aby modlić się z wiarą w Boga, z ufnością, a to nie jest sprawa słów, ale
naszego serca. Wierzy się sercem, ustami wiarę się wyznaje. Słowa wypowiedziane
bez wiary nie docierają do Boga, a słowo Boga nie dociera do nas. „Bez wiary
nie można podobać się Bogu” (Hbr 11,6). Z tego powodu każdego dnia proszę:
„Panie, przymnóż mi wiary, która działa przez miłość, i naucz mnie się modlić”.
Jest ojciec od 30 lat
zakonnikiem i nie umie się modlić?
Niestety, nie wiem, czy nawet
jestem w zerówce. Na modlitwie ciągle stękam i ciągle zaczynam od nowa.
Niekiedy mam wrażenie, że nigdy tak naprawdę się nie modliłem. Ale to chyba
pokusa, dlatego nie rezygnuję.
No dobrze, ale jakich
modlitw ojciec używa?
Zawsze i wszędzie modlitwy Ojcze
nasz. Jest ona streszczeniem całej Ewangelii i „matką” wszystkich innych
modlitw uczniów Chrystusa. Ostatnie wezwanie (nie pierwsze!) przypomina nam, że
„Zło, o którym mówi ta prośba, nie jest jakąś abstrakcją, lecz oznacza osobę,
Szatana, Złego, anioła, który sprzeciwia się Bogu” (KKK 2851). Prosimy naszego
Ojca w niebie, abyśmy mieli udział w zwycięstwie Jego Syna nad złym duchem i
aby Jego Duch uwalniał nas od wszelkiego zła. O to samo prosimy w hymnie O
Stworzycielu Duchu, przyjdź. Piąta zwrotka tej cudownej modlitwy
rozpoczyna się od słów: „Nieprzyjaciela odpędź w dal”.
A różaniec?
To prawdziwy „Boży bicz” na
wszelkie duchy piekielne. To niezwykle skuteczna broń, oczywiście pod warunkiem,
że wierzymy nie w różaniec, ale w Chrystusa Pana i z ufnością polecamy się
wstawiennictwu Jego Niepokalanej Matki.
Są jeszcze Aniołowie…
A są. Całe miriady, które
wspierają nas, byśmy wytrwali w wierze, nadziei i miłości. A wśród nich
Archanioł Michał, najpotężniejszy. I jest modlitwa do niego, ułożona przez
papieża Leona XIII. Jan Paweł II w 1994 roku apelował, abyśmy jej nie
zapomnieli i odmawiali ją, aby otrzymać pomoc w walce przeciw siłom ciemności i
przeciw duchowi tego świata. Odpowiedzmy jak najszybciej na prośbę świętego
Jana Pawła! Ponadto wśród tych miriad każdy z nas ma „swojego” Anioła Stróża. I
o modlitwie do niego też nie należy zapominać.
Podczas spotkania z
kardynałami papież Benedykt XVI przypomniał zapomniane po soborze sformułowanie
„Kościół walczący”. To chyba pocieszająca perspektywa, bo w końcu nie jestem
sam w tej walce. Wspierają mnie Bóg, aniołowie, ale też przecież cały Kościół
widzialny i święci.
Oczywiście. Walczymy jako
wspólnota, jako Ciało Chrystusa. Walka w pojedynkę jest z góry przegrana. Poza
wspólnotą Kościoła jesteśmy bezbronni i bezradni wobec szatana.
Uderzyło mnie kiedyś, że
gdy Jezus mówi o Kościele, którego bramy piekielne nie przemogą, to przecież
nie chodzi Mu o to, że szatan na próżno będzie atakował Kościół, ale wręcz
przeciwnie: że bramy jego królestwa ustąpią przed natarciem Chrystusa i Jego
Kościoła.
W Protoewangelii i w Apokalipsie
mamy obietnicę, że ostatecznie piekło padnie. Nie dzięki nam, ludziom, ale za
sprawą zwycięstwa Jezusa Chrystusa, Potomka Niewiasty. Te bramy już trzeszczą i
szatan ma mało czasu. Ale nie może to oznaczać biernego oczekiwania.
Czyli właściwie jesteśmy
w takim rozkroku: między tym, że Chrystus zwyciężył i to zwycięstwo jest pewne
a naszą niepewnością związaną z tym, że będziemy atakowani i, jeśli
przestaniemy się bronić, to będzie z nami kiepsko.
Nieszczęście polega na tym, że jeśli nie
wierzymy w zwycięstwo Chrystusa, to przypominamy żołnierza, który ma pełne
uzbrojenie, tylko nie wierzy, że wygra. Musimy mieć mentalność zwycięzcy!
Przecież Jezus mówi: „Ufajcie. Ja zwyciężyłem świat. Wy tylko wyjdźcie do
walki”. Bóg oczekuje od nas, żebyśmy stanęli do walki, żebyśmy byli z Nim.
Dlatego nasze zwycięstwo nie jest, dosłownie rzecz biorąc, „nasze”. Ono staje
się „nasze”, gdy przyswajamy sobie zwycięstwo Chrystusa. Ile razy się modlę,
ile razy przyjmuję Komunię Świętą, to przyjmuję moc Chrystusa: mogę zwyciężyć!
„Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?” (Rz 8,31).
Aleksander
Koza OP - ur. 1955,
dominikanin, absolwent historii na Uniwersytecie Wrocławskim i teologii na PAT,
wieloletni wychowawca młodych dominikanów, związany z ruchem charyzmatycznym.
Mieszka w Krakowie.
Wywiad przeprowadził Dominik Jarczewski OP - ur. 1986,
dominikanin, doktor filozofii uniwersytetu Paris 1 Panthéon-Sorbonne,
wykładowca Kolegium Filozoficzno-Teologicznego Dominikanów, mieszka w Krakowie.
|