Drodzy
w Sercu Jezusa, bracia i siostry, zgromadzeni na Roratach w Oborskim
Sanktuarium!
Kontynuujemy
z radością nasz adwentowy wysiłek osobistego nawrócenia i przygotowania drogi
dla Pana."Bo już się zbliża Zbawiciel świata, przynosząc światło zbłąkanym w mroku".
Razem
z Maryją Niepokalaną, którą symbolizuje świeca roratnia, stajemy wczesnym
rankiem przy ołtarzu w postawie czuwania na bliskie przyjście Chrystusa.
Gdy
w oborskiej świątyni jeszcze panuje ciemność ta maryjna świeca łagodnie
oświetla i ukazuje nam oblicze Najświętszego Odkupiciela wywyższonego na
krzyżu. "Niech Jego łaska i miłosierdzie przeważą winę".
W kolekcie Mszy świętej na uroczystość 8 grudnia Kościół modli się słowami: „Boże,
Ty przez Niepokalane Poczęcie Najświętszej Dziewicy przygotowałeś swojemu
Synowi godne mieszkanie i na mocy zasług przewidzianej śmierci Chrystusa
zachowałeś Ją od wszelkiej zmazy, daj nam za Jej przyczyną dojść do Ciebie bez
grzechu”.
Ofiara
Chrystusa na Krzyżu jest przyczyną i źródłem łaski dla Maryi
i wszystkich dzieci Kościoła. Przypominają o tym słowa modlitwy nad darami:
„Wszechmogący
Boże, przyjmij zbawienną Ofiarę, którą Ci składamy w uroczystość Niepokalanego
Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, wyznajemy, że Twoja uprzedzająca łaska
zachowała Ją od wszelkiej zmazy, przez Jej wstawiennictwo uwolnij nas od
wszelkich grzechów”.
Dzisiaj
zapraszam was, najmilsi bracia i siostry, do spojrzenia na tajemnicę świętości Chrystusowego
Kościoła w świetle Niepokalanej, aby z Jej macierzyńską pomocą umocnić wiarę i przywrócić
nadzieję, rozpalić serca miłością Pana i zachęcić do gorliwej duchowej odnowy
oraz odważnego świadectwa życia zgodnego z Ewangelią.
Do
tego zachęca nas Prefacja uroczystości 8 grudnia mówiąca o tym, że:
„Ona
[ Maryja Niepokalanie Poczęta] jest wizerunkiem Kościoła, niepokalanej i
jaśniejącej pięknością Oblubienicy Chrystusa. Maryja, najczystsza Dziewica,
wydała na świat Syna, który jako Baranek bez skazy zgładził nasze grzechy.
Wybrana ze wszystkich wyprasza łaskę Twojemu ludowi i jest dla niego wzorem
świętości”.
I
Ks.
prof. Marek Chmielewski podkreśla:
„Kościół
jest nie tyle instytucją charytatywno - edukacyjną czy kulturalną, lecz przede
wszystkim rzeczywistością teologalną – mistycznym Ciałem Chrystusa. Jego
szczególną cechą jest świętość, dlatego ilekroć mówi się o Kościele, należałoby
zawsze dodawać przymiotnik święty.
Wydaje się to kłócić z faktem grzeszności poszczególnych jego członków, a nawet
poważnych nadużyć i wykroczeń, popełnianych także ze strony duchowieństwa. Jest
w tym pewien paradoks, że choć Kościół jest wspólnotą grzeszników, to jednak
jako lud Boży i mistyczne Ciało Chrystusa jest święty. Jest to świętość samego
Chrystusa, który jest jego Głową, i Ducha Świętego, będącego jakby jego duszą
(por. LG 7)”.
W
Katechizmie Płockim (z 2008 roku) czytamy: „Zjawisko grzechu i słabości w
Kościele jest faktem bezspornym i widocznym od samych jego początków. Nie
grzeszność jednak, ale właśnie świętość stanowi istotę Kościoła.
Katechizm
Kościoła Katolickiego naucza: „Kościół jest (...) nieskazitelnie święty.
Chrystus bowiem jako Syn Boży, który wraz z Ojcem i Duchem doznaje czci jako
«sam jeden Święty», umiłował Kościół jako swoją oblubienicę, wydając zań samego
siebie, aby go uświęcić. Złączył go ze sobą jako swoje ciało i hojnie obdarzył
darem Ducha Świętego na chwałę Bożą. Kościół jest więc «świętym Ludem Bożym», a
jego członkowie są nazywani świętymi” (KKK 823).
Na
czym opiera się ta nauka? Już u początków istnienia Kościoła św. Paweł w Liście
do Efezjan pisał, że Chrystus umiłował i oczyścił Kościół, aby był on
chwalebny, nie mający skazy, święty i nieskalany (zob. Ef 5, 26-27). Kościół,
chociaż składa się z grzesznych ludzi, przez Chrystusa niesie uświęcenie. To w
nim także Jezus Chrystus złożył ,,całą pełnię zbawczych środków”. W nim
wreszcie zdobywamy świętość dzięki łasce Bożej (por. KKK 824).
Stanowiąc
Kościół jesteśmy wspólnotą świętych, bo otrzymaliśmy chrzest święty,
uczestniczymy w świętej Eucharystii, przyjmujemy inne sakramenty. Poprzez
Kościół doświadczamy wspólnoty z Maryją, aniołami, apostołami i świętymi. W
naszych czasach II Sobór Watykański przypomniał prawdę o naszym powszechnym
powołaniu do świętości, a Jan Paweł II
w Liście Apostolskim „Novo millennio ineunte” wskazał na ideę świętości jako
nadrzędną dla życia i działalności Kościoła”.
„Kościół,
mimo iż ze swej natury jest święty, dzięki świętości Boga, jest również
Kościołem grzeszników, którzy są wezwanie do nieustannego nawrócenia i są
uświęcani w Kościele. Świętość jest zatem fundamentem odnowy Kościoła, ponieważ
jest ona dana i zadana Jego członkom. Świętość, w której uczestniczymy i którą
otrzymaliśmy wraz z chrztem jest darem i jednocześnie staje się dla każdego
człowieka zadaniem, czyli powołaniem, które trzeba realizować w życiu.” (Ks.
Piotr Wróblewski).
Ks.
dr hab. Edward Staniek z Krakowa pisze:
„Najtrudniej
uwierzyć w to, że Kościół jest święty. Tak wiele zarzutów na przestrzeni wieków
wysunięto pod adresem ludzi reprezentujących Kościół, i tak wiele zastrzeżeń
można dziś postawić ludziom w sutannach i habitach, że wiara w świętość
Kościoła wydaje się nieporozumieniem. Fakty świadczą często raczej o
grzeszności Kościoła, a nie jego świętości.
Nieporozumienie
jednak wynika z niewłaściwie rozumianej świętości Kościoła. Nie chodzi w niej
bynajmniej o to, by w Kościele nie było grzeszników. Wręcz przeciwnie, Kościół
tworzą grzesznicy. Świętość Kościoła polega właśnie na tym, że grzesznik może w
nim oczyścić się ze swego grzechu i osiągnąć pełnię doskonałości zarówno
moralnej, jak i religijnej. Kościół jest święty, ponieważ dysponuje potężną
siłą uświęcającą. Jest nią obecność samego Boga. Kościół jest święty nie
dlatego, że nie ma w nim grzeszników, lecz dlatego, że w nim grzesznicy
osiągają świętość. (…)
Ani
grzechy duchowieństwa, ani grzechy wiernych nie przekreślają świętości
Kościoła, do którego należą i który tworzą. Zarówno jedni, jak i drudzy gdyby
prawdziwie chcieli, mogliby w tym Kościele zostać świętymi. Mają bowiem w
zasięgu ręki wszystkie możliwości własnego uświęcenia. Mogą skorzystać z łaski
oczyszczenia w sakramencie pokuty, mogą brać udział w Eucharystycznej uczcie,
mogą wędrować krok w krok za Chrystusem, śledząc Jego dzieje z Ewangelią w
ręku.
Chrystus
mówiąc o świętości członków swego Kościoła, posłużył się obrazem soli i
światła. „Wy jesteście solą ziemi, lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją
posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez
ludzi”. Jest w tych słowach określony dramat ludzi Kościoła, którzy utracili
„smak”. Świętość otrzymaną na chrzcie świętym można stracić. Jest to największe
nieszczęście, jakie może spotkać człowieka wierzącego. Chodzi o utratę wiary, a
razem z nią prawa do wszystkich środków uświęcających, jakimi dysponuje
Kościół. Wszyscy, którzy korzystają z możliwości uświęcenia, jakie są dostępne
w Kościele, stają się światłością świata. Ich to, według Jezusa, „stawia się na
świeczniku, by świecili wszystkim, którzy są w domu”. Taki też jest sens
beatyfikacji i kanonizacji. Święci bowiem najpełniej ukazują tajemnicę
świętości Chrystusowego Kościoła”.
W
innym miejscu ks. Staniek pisze:
„Z
czym można porównać świętość? Świętość trzeba porównać ze zdrowiem. Święty to
człowiek duchowo zdrowy. Jeśli chcemy mówić o Kościele świętym, to jedno
podobieństwo może nam pomóc w zrozumieniu jego tajemnicy - chodzi o szpital, o
całą organizację służby zdrowia. Otóż cała służba zdrowia jest nastawiona na
ratowanie zdrowia ludzi. W szpitalu chodzi o zdrowie. Kościół jest takim
wielkim szpitalem, w którym chodzi o zdrowie ducha. O ile w szpitalu, z punktu
widzenia możliwości medycyny, istnieją pewne ograniczenia, nie ma odpowiednich
środków albo wiedza medyczna jest jeszcze za mała i nie może w konkretnej
sytuacji zaradzić, o tyle w szpitalu, jakim jest Kościół, ze strony jego
wyposażenia nie ma żadnych ograniczeń. Kościół dysponuje wszystkimi środkami,
którymi może w pełni przywrócić człowiekowi zdrowie ducha.
Istnieją
natomiast ograniczenia ze strony pacjentów. Jeśli pacjent nie stosuje się do
wskazań lekarza, to ten może być idealnym lekarzem i może mieć wszystkie środki
do dyspozycji, a pacjent będzie ciągle chory. Jesteśmy takimi pacjentami,
którzy niezbyt pilnie stosują się do zaleceń głównego Ordynatora tego wielkiego
szpitala, jakim jest Kościół. Chodzi o Jezusa Chrystusa. Jego zalecenia są
konkretne, natomiast my traktujemy je tak, jak wiele zaleceń lekarzy. Lekarz
mówi: uważaj na jedzenie, rzuć palenie, uważaj, aby nie pić wódki, a my
lekceważymy te polecenia i dlatego wciąż chorujemy. Tak jest i z naszą
świętością. Jeżeli popatrzymy na nią od tej strony, okaże się, że każdy z nas
chciałby być w pełni duchowo zdrowy. W każdym z nas jest coś ze świętości, tego
Bożego duchowego życia, jest przynajmniej pragnienie uczestniczenia w tym życiu
w pełni.
Jeśli
posuniemy to podobieństwo jeszcze o krok dalej, na personel, to zrozumiemy, że
prawie cały personel w Kościele jest chory. Pracuje i równocześnie się leczy.
Tak bywa i w wielu szpitalach. Lekarz sam może długie miesiące chorować na raka
i w tym czasie może pomagać wielu ludziom w powrocie do zdrowia. Kapłan może
być daleki od świętości, od pełnego zdrowia duchowego, a może równocześnie
pomagać wielu wiernym w osiągnięciu świętości. Często bywa tak, że wierni
osiągają wyższy poziom zdrowia duchowego aniżeli ci, którzy ich leczyli. Jak w
szpitalu istnieje ciągle napięcie między chorobą a zdrowiem, między śmiercią a
życiem, bo ciągle o to szpital walczy, tak samo w Kościele od początku istnieje
napięcie między świętością a grzechem. Św. Paweł pisze listy i zwraca się do
różnych Kościołów jako do "świętych" i w tym samym liście robi im
rachunek sumienia, i to z grzechów poważnych. Pisze do ludzi, którzy tęsknią za
duchowym zdrowiem, ale równocześnie zdaje sobie sprawę, że ma do czynienia z
ludźmi grzesznymi. W Kościele świętość zmaga się ustawicznie z grzechem, ciągle
ten grzech przezwycięża, podobnie jak w szpitalu zdrowie odnosi zwycięstwo nad
chorobą. W tym znaczeniu Kościół jest, był i będzie święty.
Najpełniej
tajemnicę świętości Kościoła objawiają święci kanonizowani. Oni są tymi, którzy
w tym szpitalu osiągają pełnię zdrowia duchowego. Kanonizacje przypominają nam
prawdę, że w każdym pokoleniu są ludzie cieszący się pełnią zdrowia ducha,
pełnią świętości. Ci właśnie święci najpełniej objawiają tajemnicę świętości
Kościoła.
Mówiąc
o świętym Kościele zwykliśmy widzieć grupę alpinistów, fantastycznie zdrowych i
silnych ludzi, dla których nie ma żadnej trudności, wszystko potrafią pokonać.
Taka tendencja do tworzenia Kościoła tylko z ludzi świętych, Kościoła, w którym
nie ma miejsca na grzesznika, istnieje w każdym pokoleniu od samego początku.
Jest to tendencja typowo faryzejska. Właśnie faryzeusze uważali, że świętość, a
z nią zbawienie, jest dostępne wyłącznie dla ludzi doskonałych. Ciągle ludzie
chcą widzieć w Kościele zawodników, którzy zawsze wygrywają. Jest to olbrzymia
pokusa, z którą Kościół walczy dwa tysiące lat i nie może jej pokonać. Ciągle
się krytykuje Kościół, że nie jest ekipą olimpijską. Kto widzi Kościół jako
szpital, ten go nie krytykuje za to, że gromadzi ludzi chorych. W Kościele jest
miejsce dla największego grzesznika. Może być zupełnie połamany, zdruzgotany i
nikt go nie zostawi za progiem, bo jeśli w nim tętni życie, jest dla niego
miejsce w naszym Kościele. Tą odrobiną życia jest owa świętość. Cały szpital
staje na nogi, aby tego człowieka ratować.
Trzeba
pamiętać, że faryzeusze mieli do Chrystusa pretensje, gdy się zbliżał do
grzeszników. On wówczas odpowiedział: Zdrowi nie potrzebują lekarza, ale źle
się mający. Wystąpił w roli lekarza i tak ustawił cały Kościół. Jeśli
chcemy spojrzeć właściwie na świętość Kościoła, trzeba to uczynić od tej
strony. W tak świętym Kościele każdy z nas się odnajdzie, każdy może usłużyć
innym, jak to bywa na sali, kiedy ci przed operacją usługują tym po operacji,
bo wiedzą, że ta wzajemna pomoc w słabości jest potrzebna.
Odkrycie
świętości Kościoła, tej w wymiarach ewangelicznych, daje człowiekowi wiele
pokoju, a równocześnie zmusza do ostrożnego wypowiadania każdej krytycznej
uwagi pod adresem Kościoła”.
Bracia
i Siostry! Myślę, że warto w tym miejscu przywołać słowa papieża Franciszka z
początku jego pontyfikatu: „Powiedziałem już kilka razy, że Kościół wydaje się
być szpitalem polowym. Tak wielu jest ludzi zranionych, którzy proszą nas o
bliskość. Proszą o to samo, o co prosili Jezusa”. Ojciec święty zachęca, aby
Kościół nie tylko był szpitalem do którego mogą przyjść wszyscy chorzy duchowo,
ale by z większą odwagą wyszedł na peryferia ludzkiej egzystencji i stał się „szpitalem
polowym”, który będzie ich szukał i pomagał spotkać Jezusa Boskiego Lekarza,
aby chorzy grzesznicy mogli odnaleźć zdrowie – czyli świętość, do której wszyscy
przez chrzest zostaliśmy powołani w Chrystusie. Papież przypomina, że „Kościół
jest jak szpital, w którym leczą chorzy lekarze”. Wszyscy bowiem jesteśmy
grzesznikami dążącymi do świętości, którzy nieustannie potrzebują miłosierdzia
i pomocy Niebieskiego Lekarza, Pana naszego Jezusa Chrystusa.
Przypomniał
o tym Abp Stanisław Gądecki w liście pasterskim na tegoroczny Adwent pisząc: „W
tych niełatwych czasach odkrywajmy Kościół, który – jak naucza papież
Franciszek – jest „szpitalem polowym”, gdzie Bóg przez swoje Słowo
i sakramenty opatruje i leczy nasze rany duchowe”.
Ks.
Michał Kaszowski pisze: „Na wszystkich upadających, „zaniedbanych religijnie”
należy patrzeć jako na chorych potrzebujących naszej modlitwy, dobrego
przykładu, podniesienia na duchu, a nie - jak na wrogów (por.Łk 5,31).Wszyscy
jesteśmy grzesznikami różniącymi się od siebie jedynie rodzajem popełnionych
grzechów. Wszyscy potrzebujemy Bożego miłosierdzia i przebaczenia, wszyscy
zostaliśmy wezwani do wzajemnego okazywania sobie pomocy w naszej słabości i
walce z grzechami, do ciągłego powstawania z martwych do nowego życia dzięki
łasce Chrystusa, do życia opartego na bezinteresownej miłości (por. Rz 6,8-14)”.
„NADZIEJA
I WDZIĘCZNOŚĆ” – tak zatytułowany jest list pasterski Biskupa Płockiego Piotra
Libery na Adwent 2020 Roku.
Ks.
Biskup w tym trudnym czasie pandemii dodaje nam odwagi i prosi, abyśmy „nie tracili nadziei,
budzili wdzięczność za dobro, którego nieraz doświadczamy pośród łez i nieśli
sobie nawzajem pocieszenie. (…)
Słyszeliście
zapewne, że w tych dniach ukazała się nowa książka Ojca świętego Franciszka „Powróćmy do marzeń”. Papież przywołuje
w niej kilka wydarzeń ze swojego życia, przypominających obecny trudny czas.
Jedno z nich szczególnie mocno wryło mu się w pamięć: przyszły Papież był wtedy
na drugim roku seminarium, miał dwadzieścia lat. „Pamiętam datę - wspomina. Był 13 sierpnia 1957 roku. Do szpitala
zawiózł mnie prefekt seminarium, który zdał sobie sprawę z tego, że nie miałem
grypy, którą leczy się aspiryną. Najpierw wyciągnęli mi półtora litra wody z
płuca, a potem walczyłem między życiem a śmiercią. W listopadzie operowano
mnie, usuwając górny płat płuca. Dlatego wiem z doświadczenia, jak czują się
chorzy na koronawirusa, walczący o oddech, podłączeni do respiratora".
Ale to nie koniec opowieści: Ojciec święty wspomina z tamtych czasów
także dwie pielęgniarki. Pierwsza z nich zadecydowała o zwiększeniu dawki leku,
przez co uratowała młodemu seminarzyście życie, druga do końca walczyła, żeby
zachował nadzieję. Od nich nauczył się, co znaczy dobrze używać wiedzy, a także
jak ważne jest bycie z drugim i unikanie byle jakiego pocieszenia.
Pomimo gęstych mroków epidemii, których nie
należy lekceważyć - wskazuje Franciszek
w swojej najnowszej encyklice Fratelli
tutti - warto odkrywać, że Pan Bóg nadal sieje ziarna dobra. Właśnie w
takim czasie odkrywamy, jak wiele zależy nie tylko od wielkich tego świata,
ale od zwykłych ludzi, którzy
reagują na lęk, poświęcając życie dla innych. Odkrywamy, jak mocno „ludzkie istnienia są splecione i podtrzymywane
przez zwykłych ludzi”, którzy okazują się
bohaterami nie historii wielkich bitew czy zabiegów dyplomatycznych, ale naszej
codziennej historii: lekarzy, pielęgniarek,
sanitariuszy, laborantek, salowych, a także kobiet przy kasach supermarketów, sprzątaczek,
opiekunek, pracowników transportu, mężczyzn i kobiet pracujących dla
zapewnienia usług społecznych i bezpieczeństwa, wolontariuszy, zakonnic,
księży. Od ich rzetelności, a często i heroizmu zależy
nasze życie i przyszłość. Wiele razy powtarzamy,
że nikt nie zbawia się sam. Jak bardzo stało się to prawdą dzisiaj!”.
II
Chrystus
Miłosierny, Niebieski Lekarz, w Kościele i poprzez Kościół zawsze obejmuje
swoją czułą troską całego człowieka, jego duszę i ciało.
Myślę,
że pięknie obrazuje i wyjaśnia to sanktuarium Maryi Niepokalanej w Lourdes.
Od
dziesięcioleci każdego roku miliony wiernych, zwłaszcza ludzie chorzy i
cierpiący, przybywają do miejsca, gdzie Matka Boża ukazała się 14 – letniej
Bernadecie.
Dziewczynka
relacjonuje: „Pani poleciła mi napić się wody ze źródła. (…) Zachęciła
także, abym się obmyła w źródle i abym się modliła o nawrócenie grzeszników”.
Po
kilku dniach miało miejsce pierwsze cudowne uzdrowienie. Kamieniarz Luis
Bouriette, który od 20 lat nie widział na prawe oko, żarliwie modlił się przed
grotą Massabielle i kilkakrotnie przemył oczy wodą ze źródła. Wtedy stał się
cud: Luis odzyskał zdolność widzenia.
Drugie
cudowne uzdrowienie nastąpiło 1 marca 1858 roku. Katarzyna Latapie, po ciężkim
wypadku i skomplikowanym złamaniu, nie mogła otworzyć dłoni. Po modlitwie i
zanurzeniu w źródle jej ręka została uzdrowiona.
Po
dzień dzisiejszy miejsce objawienia Matki Bożej gromadzi chorych, którzy
przybywają po uzdrowienie ciała i duszy.
Ks. Michel Baute, kapelan lourdzkiego
sanktuarium, mówi: „Najcięższą chorobą
prowadzącą do śmierci nie jest rak, ale grzech ze wszystkimi jego
konsekwencjami. W Lourdes, w kaplicy Spowiedzi i Pojednania, mają miejsce
największe cuda i uzdrowienia otrzymane dzięki łasce Boga Miłości”.
Henryk Lasserre
w książce „Niepokalana z Lourdes” opisuje świadectwo swego
nawrócenia i uzdrowienia:
„Zapisane
przez okulistę środki nic nie pomagały – pisze. Stan moich oczu
pogarszał się coraz bardzie i pomimo oszczędzania ich, pomimo, że
całkowicie zaprzestałem czytania i pisania, zacząłem widzieć
wszystko jak przez mgłę pokrytą czarnymi plamami. Po pewnym
czasie mój przyjaciel powiedział: Będąc na twoim miejscu
poszedłbym do spowiedzi i napisałbym do Lourdes z prośbą o przysłanie wody [ze
źródła].
Lasserre
uczynił tak jak poradził mu przyjaciel. Pisze:
- Po
kilku dniach, otrzymałem z poczty małą skrzyneczkę. Była w niej
butelka z wodą i mała Książeczka, której tytuł z trudem
odcyfrowałem, z opisem objawień w Lourdes. Pogrążony w myślach, klęknąłem przy
łóżku. Dawno nie odmawiane pacierze znalazły się na moich ustach, a z serca
popłynęła gorąca, pokorna prośba.
Z
ust wyrwała mi się modlitwa: „Boże wszechmogący, odpuść mi grzechy! A Ty,
Bogarodzico, ulituj się nade mną! Usuń ślepotę mej duszy i mych oczu!”. Uczułem
przypływ gorącej i silnej wiary… odkorkowałem butelkę… ulałem na spodek wody
i zamoczywszy w niej chusteczkę, przetarłem nią natychmiast czoło i
oczy. Ledwie dotknąłem zwilżoną chusteczką powiek i otworzyłem oczy, wisząca
nad nimi mgła rozwiała się błyskawicznie bez śladu! Dzień był jasny, przedmioty
wyraźne, widziałem najdrobniejsze szczegóły, tak jak przed rokiem. Uleczenie to
było zupełnie nagłe, Nie wierzyłem własnym zmysłom. Myślałem, że śnię. Ukląkłem
ponownie i dziękowałem Bogu. „Jestem uleczony! Jestem uleczony!” –
powtarzałem sobie nieustannie nie mogąc opanować radości i sięgnąłem
po książeczkę, którą mi przysłano z Lourdes. Czytałem znakomicie,
jak dawniej. Z mego kalectwa nie pozostało ani śladu. Przeczytałem bez
odpoczynku 104 strony i gdy na 105 zamknąłem książkę to dlatego, że zapadł
zmrok.
Pierwszym
człowiekiem, który nazajutrz rano dowiedział się o łasce mego uzdrowienia był
w konfesjonale ks. Fernand”.
Pewnego
dnia do Lourdes przyjechał włoski lekarz Agostino Gemelli (czytaj: Agostino
Dżemelli). Interesowały go uzdrowienia, o których nawet gazety pisały. Nie
wierzył, że nie można ich naukowo wyjaśnić. Kiedy podszedł do groty, by
przyjrzeć się chorym, poczuł, że musi natychmiast pójść do spowiedzi.
A
potem... wyjechał z Lourdes i wstąpił do franciszkanów. Swój majątek
przeznaczył na budowę kliniki w Rzymie. Tej samej, w której kilka razy leczono
Ojca Świętego, Jana Pawła II, zwanej dzisiaj kliniką Gemellego.
11
lutego - na pamiątkę pierwszego objawienia w Lourdes - nieprzerwanie od 1993 r.
Kościół katolicki obchodzi Światowy Dzień Chorego. Został on ustanowiony przez
papieża św. Jana Pawła II.
Co
roku sanktuarium w Lourdes odwiedza ok. sześciu milionów pielgrzymów, w tym
wielu chorych, dla których zbudowano szpitale i schroniska.
Dr
Patrick Theillier, pracujący od blisko 20 lat w biurze medycznym przy lourdzkim
sanktuarium, mówi: „Każdego roku przybywa tutaj ponad 100 tys. cierpiących
osób, którymi opiekują się lekarze i pielęgniarki w specjalnie przygotowanych w
tym celu, nowoczesnych ośrodkach. Pacjentom — bo tak należy nazwać tych
pielgrzymów — pomagają w przemieszczaniu się do samego sanktuarium przygotowani
do tego wolontariusze, zarówno starsi, jak i młodzi. Chorzy pielgrzymi biorą
więc udział w nabożeństwach, idą także do groty, czyli do miejsca objawień
Matki Bożej. Można powiedzieć, że są oni w Lourdes naszymi ulubieńcami! Nawet
jeśli nie doświadczą fizycznego uzdrowienia, to na pewno zyskają spokój ducha,
zaznają pocieszenia. Nikt nie wyjeżdża z Lourdes taki sam, jaki był przed
przyjazdem do tego miejsca. (…) Oczywiście, nie każdy, kto przyjeżdża do
Lourdes, wyjeżdża stąd uzdrowiony. Ale mogę śmiało powiedzieć, że każdy
wyjeżdża stąd w jakiś sposób odmieniony. Jeśli nawet nie jest to fizyczne
uzdrowienie, to rzadko się zdarza, by nie zostało uzdrowione serce pielgrzyma.
Dowodem na to są liczne powroty do Lourdes. Ludzie wracają w to miejsce
regularnie, nie licząc na fizyczne uzdrowienia, choć wielu się o to modli.
Znajdują tutaj jednak serdeczność, pokój, radość i przede wszystkim siłę
przynoszącą ulgę w cierpieniu. Ta ulga jest niezwykła, i naprawdę skuteczna, bo
nie daje jej świat, lecz Bóg. W tym błogosławionym miejscu Bóg jest obecny
przez Matkę oraz przez wszystkich kapłanów, pracowników i wolontariuszy, którzy
poświęcają swój czas i swoją miłość, aby służyć chorym braciom” (Lidia Dutkiewicz, „Lourdes – szpital Boga”,
w tygodniku Niedziela 6/2018).
O.
Zbigniew Musielak, kamilianin, posługujący w Lourdes, mówi:
„W
sanktuarium Matki Bożej w Lourdes pracuję już prawie dziesięć lat.
Przyjechałem, aby zasilić szeregi tutejszej wspólnoty kamiliańskiej. Wcześniej
przez 28 lat pełniłem posługę misyjną na Madagaskarze, gdzie obok wyzwań
duszpasterskich angażowałem się w działalność służby zdrowia.
Pobyt
w Lourdes sprawia, że czuję się zaszczycony tym, iż mogę pełnić posługę
kapłańską w sanktuarium, które jest - można rzec - całkowicie oddane ludziom
chorym zarówno duchowo, jak i fizycznie.
Sanktuarium
jest szczególnym miejscem, gdzie kamilianin może dogłębnie spełnić swe
powołanie kapłańskie i zakonne. Spotykam tu na co dzień ludzi potrzebujących
wsparcia i umocnienia, szczególnie duchowego.
Posługując
w Lourdes, człowiek styka się z wszelkimi możliwymi dolegliwościami i
cierpieniami, jakie spadają na ludzi, a jednocześnie z wielką siłą duchową
podnoszącą z kolan cierpiących tak psychicznie, duchowo, jak i fizycznie.
Accueil
Notre-Dame, gdzie posługuję, jest miejscem uprzywilejowanym, ułatwiającym
każdemu spotkanie z Chrystusem miłosiernym i wprowadzanie w czyn słów św.
Kamila de Lellis: „Służyć, pocieszać, leczyć chorych, bez względu na osobę,
ponieważ tego pragnie Bóg”.
Do
Lourdes przybywają rzesze ludzi chorych; zarówno indywidualnie, jak i grupowo:
rodzinnie bądź w formie pielgrzymki parafialnej, diecezjalnej czy narodowej. Co
więcej, zazwyczaj powracają po jakimś czasie, aby podziękować za otrzymane
łaski i proszą o kolejne… W miejscu tak niezwykłych objawień, jakim jest
Lourdes, ludzie otwierają swoje serca, przybywają, by pojednać się z samymi
sobą oraz Bogiem w sakramencie pokuty. Nie boją się poprosić też o sakrament
chorych, który często postrzegany jest przez wiernych jako… ostatni sakrament. Uzyskanie
pojednania z Panem Bogiem i samym sobą powodują wewnętrzną przemianę, pozwala
na „oczyszczenie”, odnalezienie swojej godności, poczucie tego, że jesteśmy
kochani odwieczną miłością. Odnalezieniu Boga towarzyszą liczne cuda…”.
III
Niepokalana
Dziewica nieustannie wskazuje i prowadzi nas do swego Syna Jezusa, jako źródła
życia i świętości Kościoła.
Papież
św. Jan Paweł II w homilii wygłoszonej w uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP
w dniu 8 grudnia 2004 roku powiedział:
„Mocą
przewidzianej zbawczej śmierci Chrystusa Maryja, Jego Matka, została zachowana
od grzechu pierworodnego i od wszelkiego innego grzechu. W ten sposób
Niepokalana jest znakiem nadziei dla wszystkich żyjących, którzy odnieśli
zwycięstwo nad szatanem dzięki krwi Baranka (por. Ap 12, 11). (…)
Będąc
odkupiona jako pierwsza przez swego Syna, uczestnicząc w pełni w Jego
świętości, Ona już jest tym, czym cały Kościół pragnie i ma nadzieję być. Jest
eschatologiczną ikoną Kościoła.
Dlatego
też Niepokalana, która jest «wizerunkiem Kościoła, niepokalanej i jaśniejącej
pięknością Oblubienicy Chrystusa» (Prefacja), poprzedza zawsze Lud Boży w
pielgrzymce wiary do Królestwa niebieskiego (por. Lumen gentium, 58;
Redemptoris Mater, 2).
W
Niepokalanym Poczęciu Maryi Kościół widzi zapowiedź zbawczej łaski paschalnej,
którą najszlachetniejszy z jego członków już został obdarzony”.
Ks.
Marian Pisarzak MIC, w kwartalniku mariologicznym Salvatoris Mater
(1/2004), pisze:
„[W
liturgii 8 XII], Kościół wychwala Boga, ponieważ w niepokalanym poczęciu
Dziewicy »naznaczył jego początek jako oblubienicy Chrystusa bez zmazy czy zmarszczki,
rozbłyskującej pięknem«. Dziś ponownie odczytuje się List do Efezjan 5, 25-27
i przypisuje Maryi tę wspaniałą perykopę o miłości Chrystusa-Oblubieńca
do Oblubienicy-Kościoła: »Chrystus ukochał Kościół i oddał za niego samego
siebie, aby uczynić go świętym, […] aby ujrzeć swój Kościół w pełni
chwały, bez zmazy i zmarszczki ani niczego podobnego, lecz święty i niepokalany«.
Jednakże oblubieńczy i synowski stan nowego Ludu Bożego, którego
personifikacją i proroczym obrazem jest Maryja, dotyczy nie tylko
wspólnoty kościelnej jako takiej, lecz także jej poszczególnych członków,
dlatego też formularz Mszy na 8 grudnia proponuje lekturę Listu do Efezjan 1,
3-6. 11-12, zgodnie z którym Bóg Ojciec „według postanowienia swej woli,
ku chwale majestatu swej łaski”, »napełnił nas wszelkim błogosławieństwem
duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał
nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed jego
obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów
przez Jezusa Chrystusa« (por. Ef 1, 3-5). Z tego punktu widzenia chrzest,
jako zanurzenie w paschalnym wydarzeniu Chrystusa (por. Rz 6, 3-5), na płaszczyźnie
sakramentalnej, odpowiada misterium niepokalanego poczęcia Maryi”.
„Niepokalanie
Poczęta jest doskonałym obrazem i urzeczywistnieniem oblubieńczej miłości
i przymierza, jakie powinny istnieć pomiędzy każdym wiernym i całym
Kościołem – a Bogiem w Trójcy Osób Jedynym.
„Podczas
gdy Kościół w osobie Najświętszej Dziewicy osiąga już doskonałość, dzięki
której jest bez skazy i zmarszczki (por. Ef 5, 27), wierni ciągle jeszcze
starają się usilnie o to, aby przezwyciężając grzech, wzrastać
w świętości; dlatego też wznoszą oczy do Maryi, która świeci całej
wspólnocie wybranych jako wzór cnót”.
Patrząc
na Nią w kategoriach piękna ontycznego i duchowego można o Niej
powiedzieć, iż od początku swego istnienia nosi „na swym czole pieczęć Boga”
(Ap 9, 4; por. 7, 3) i jest Istotą hojnie pobłogosławioną jako nowy
człowiek stworzony w stanie świętości i sprawiedliwości pierwotnej.
W Niej,
która pozostaje w łonie Kościoła jako jego „początek” i jest zarazem
jego wizerunkiem „bez skazy” – Kościół ogląda samego siebie, swój początek,
obraz świętości, znak przezwyciężenia Złego i grzechu, swoje powołanie
wobec świata i swoje przeznaczenie ostateczne. Maryja Niepokalana jako
znak jest „pięknem” pociągającym i zapraszającym do relacji, z Nią i
w Jej stylu. Na Jej wzór cały Kościół ma być „niepokalaną
i jaśniejącą pięknością Oblubienicą Chrystusa”.
Papież
Benedykt XVI w homilii wygłoszonej 8 grudnia 2005 roku powiedział:
„Maryja jest zwierciadłem Kościoła, Jej osoba zapowiada go i pośród
wszystkich zawirowań, jakie nękają cierpiący i utrudzony Kościół, pozostaje
zawsze dla niego gwiazdą zbawienia. To Ona jest jego prawdziwym centrum, w
którym pokładamy ufność, nawet jeśli tak często jego obrzeża są ciężarem dla
naszych serc”.
IV
Drodzy
bracia i siostry, czciciele Maryi Niepokalanej!
Liturgia
Kościoła z uroczystość 8 grudnia prowadzi nas do źródła świętości i życia, gdy
po komunii eucharystycznej wiernych prosimy:
„Panie,
nasz Boże, niech przyjęty przez nas Sakrament uleczy nas z ran zadanych przez
grzech pierworodny, od którego zachowałeś Najświętszą Maryję Pannę, przez
przywilej Niepokalanego Poczęcia”.
Warto
w tym miejscu zauważyć, że wszędzie gdzie objawia się Matka Boża w centrum znajduje się zawsze Najświętsza Eucharystia,
jako prawdziwe źródło i szczyt życia chrześcijańskiego.
Tego
uczyła Piękna Pani młodziutką Bernadetę w Lourdes. Zwróćmy uwagę, że objawienia
Maryi w Grocie Massabielskiej wpisują się w pragnienie Bernadety przystąpienia
do Pierwszej Komunii Świętej, którego długo nie mogła zrealizować. Chora na
astmę, 14 – letnia Bernadeta nie znała francuskiego, mówiła w lokalnym
dialekcie, a katecheza była jedynie po francusku. Seria tych 18 objawień,
których doświadczyła, jest jak wielka katecheza, w czasie której sama Matka
Boża przygotowuje Bernadetę do przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej. Upragniona
chwila nadeszła w uroczystość Bożego Ciała 3 czerwca 1858 roku. Ubrana jak
wszystkie inne dziewczynki, na biało, z peleryną na ramionach i welonem na
głowie Bernadetta ze świecą w ręku zajęła miejsce przy pierwszym szeregu
klęczników. „Wydawała się bardzo przejęta tym, co czyniła” – pisał ksiądz
Peyramale (czyt. Pejramal), proboszcz Lourdes. A następnie dodał: „Z
rękami złożonymi przystąpiła do ołtarza, przyjęła Boga do dziewiczego serca i
powróciła na swoje miejsce, ujawniając jedynie głębokie i bezmierne szczęście”.
Tak więc dla Bernadety objawienia Pięknej Pani i Pierwsza Komunia Święta były
złączone w jedno. Koleżanka zapytała ją, co było ważniejsze - objawienia czy
Pierwsza Komunia Święta. Bernadeta odpowiedziała, że są to dwie rzeczy nieporównywalne
i nierozłączne. Wiedziała, że to Maryja pomogła jej w spotkaniu z Jezusem
Eucharystycznym, przygotowała ją do niego, wyjaśniła, czym jest nawrócenie,
grzech, nowe życie.
W
historii cudownych uzdrowień w Lourdes można zauważyć pewną prawidłowość:
najczęściej bowiem łaski uzdrowienia doznawali chorzy w chwili, gdy celebrans
niosący Najświętszy Sakrament przechodził wzdłuż szeregu leżących na łóżkach
chorych i błogosławił ich Najświętszą Hostią. Jest to niezwykle wymowny znak:
to Jezus jest prawdziwym uzdrowicielem. Jego Matka przyprowadza do Niego
potrzebujących nadprzyrodzonej pomocy dla ciała i dla ducha.
Drodzy
Bracia i Siostry, my także, z czystym sercem i żywą wiarą,
wpatrujmy się w Jezusa Utajonego. Rozpoznajmy Oblicze Zmartwychwstałego,
spoczywające na nas w Świętej Hostii i pozwólmy się ogarnąć uzdrawiającej mocy
Jego miłości. Tutaj jest źródło życia i uświęcenia dla wszystkich dzieci
Kościoła – źródło do którego niestrudzenie prowadzi nas Niepokalana z Lourdes. Amen.
o. Piotr Męczyński O. Carm.
|