07.02.2022
Wtem stanął przede mną Jaśniejący Krzyż (część II)


Drodzy w Sercu Jezusa, bracia i siostry!

„Polska woła dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia!” – mówił do nas święty Jan Paweł II w Skoczowie 22 maja 1995 roku. „Sobór Watykański II nazywa sumienie "najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka" i wyjaśnia: "W głębi sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny i którego głos wzywający go zawsze tam, gdzie potrzeba, do miłowania i czynienia dobra a unikania zła, rozbrzmiewa w sercu nakazem: czyń to, a tamtego unikaj" (Gaudium et spes, 16).

Jak widać z powyższego tekstu, sumienie jest dla każdego człowieka sprawą o zasadniczym znaczeniu. Jest ono naszym wewnętrznym przewodnikiem i jest także sędzią naszych czynów. Jakże ważne jest więc, aby nasze sumienia były prawe, aby ich osądy oparte były na prawdzie, aby dobro nazywały dobrem, a zło - złem. Aby - wedle słów Apostoła - umiały "rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe" (Rz 12,2).

Nasza Ojczyzna stoi dzisiaj przed wieloma trudnymi problemami społecznymi, gospodarczymi, także politycznymi. Trzeba je rozwiązywać mądrze i wytrwale. Jednak najbardziej podstawowym problemem pozostaje sprawa ładu moralnego. Ten ład jest fundamentem życia każdego człowieka i każdego społeczeństwa. Dlatego Polska woła dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia! Być człowiekiem sumienia, to znaczy przede wszystkim w każdej sytuacji swojego sumienia słuchać i jego głosu w sobie nie zagłuszać, choć jest on nieraz trudny i wymagający; to znaczy angażować się w dobro i pomnażać je w sobie i wokół siebie, a także nie godzić się nigdy na zło, w myśl słów św. Pawła: "Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj!" (Rz 12,21). Być człowiekiem sumienia, to znaczy wymagać od siebie, podnosić się z własnych upadków, ciągle na nowo się nawracać. Być człowiekiem sumienia, to znaczy angażować się w budowanie królestwa Bożego: królestwa prawdy i życia, sprawiedliwości, miłości i pokoju, w naszych rodzinach, w społecznościach, w których żyjemy, i w całej Ojczyźnie; to znaczy także podejmować odważnie odpowiedzialność za sprawy publiczne; troszczyć się o dobro wspólne, nie zamykać oczu na biedy i potrzeby bliźnich, w duchu ewangelicznej solidarności: "Jeden drugiego brzemiona noście" (Ga 6,2). (…)

Wiek XX był okresem szczególnych gwałtów zadawanych ludzkim sumieniom. W imię totalitarnych ideologii miliony ludzi zmuszano do działań niezgodnych z ich najgłębszymi przekonaniami. Wyjątkowo bolesne doświadczenia ma pod tym względem cała Europa Środkowowschodnia. Pamiętamy ten okres zniewalania sumień, okres pogardy dla godności człowieka, cierpień tylu niewinnych ludzi, którzy własnym przekonaniom postanowili być wierni. Pamiętamy, jak doniosłą rolę odegrał w tamtych trudnych czasach Kościół jako obrońca praw sumienia - i to nie tylko ludzi wierzących! (…)

O tamtych czasach, czasach wielkiej próby sumień trzeba pamiętać, gdyż są one dla nas stale aktualną przestrogą i wezwaniem do czujności: aby sumienia Polaków nie ulegały demoralizacji, aby nie poddawały się prądom moralnego permisywizmu, aby umiały odkryć wyzwalający charakter wskazań Ewangelii i Bożych przykazań, aby umiały wybierać, pamiętając o Chrystusowej przestrodze: "Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić? Bo cóż może dać człowiek w zamian za swoją duszę?" (Mk 8,36-37).

Wbrew pozorom, praw sumienia trzeba bronić także dzisiaj. Pod hasłami tolerancji, w życiu publicznym i w środkach masowego przekazu szerzy się nieraz wielka, może coraz większa nietolerancja. Odczuwają to boleśnie ludzie wierzący. Zauważa się tendencje do spychania ich na margines życia społecznego, ośmiesza się i wyszydza to, co dla nich stanowi nieraz największą świętość. Te formy powracającej dyskryminacji budzą niepokój i muszą dawać wiele do myślenia.

Bracia i Siostry! Czas próby polskich sumień trwa! Musicie być mocni w wierze! Dzisiaj, kiedy zmagacie się o przyszły kształt życia społecznego i państwowego, pamiętajcie, iż zależy on przede wszystkim od tego, jaki będzie człowiek - jakie będzie jego sumienie.

Dlatego wołamy:

"Przybądź, Duchu Święty (...).

Przyjdź, Światłości sumień! (...)

Obmyj, co nieświęte,

oschłym wlej zachętę.

Rozgrzej serca twarde,

prowadź zabłąkane (...)".

Na drogach ludzkich sumień, nieraz tak trudnych i tak bardzo powikłanych, Bóg postawił wielki drogowskaz, który życiu ludzkiemu nadaje kierunek i ostateczny sens. Jest nim krzyż Pana naszego Jezusa Chrystusa. (…)

Na tym wielkim wirażu ojczystej historii, kiedy decyduje się przyszły kształt Rzeczypospolitej, papież - wasz rodak, nie przestaje was prosić, abyście to dziedzictwo Chrystusowego krzyża na nowo z wiarą i miłością przyjęli. Abyście krzyż Chrystusa na nowo, w sposób wolny i dojrzały wybrali (…)

Abyście podjęli odpowiedzialność za obecność krzyża w życiu każdego i każdej z was, w życiu waszych rodzin i w życiu tej wielkiej wspólnoty, jaką jest Polska. Brońcie go! (…) Chrystus czeka na naszą odpowiedź...”.

Ojciec Święty wskazując krzyż na Giewoncie, a zarazem każdy krzyż na polskiej ziemi, powiedział: „Niech przypomina o naszej chrześcijańskiej godności i narodowej tożsamości, o tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, i gdzie są nasze korzenie. Niech przypomina nam o miłości Boga do człowieka, która w krzyżu znalazła swój najgłębszy wyraz” (Zakopane, 1997).

Kazimierz Węgrzyn, współczesny poeta z Beskidu Śląskiego, w utworze zatytułowanym „Znak Krzyża” pisze:

przed znakiem Twojej męki klękam Panie Jezu
bo krzyż jest dla nas światłem na drodze wolności
niech zatem światło krzyża rozprasza mrok grzechu
i trwa od tylu wieków symbolem miłości 

bądź zatem pozdrowiony znaku naszej wiary
w codziennym naszym czynie i w ufnym przymierzu
broń tych co w Twoje imię klękają z ufnością
przy każdej polskiej drodze w codziennym pacierzu

w imię Ojca i Syna i Świętego Ducha
te słowa naszej wiary niechaj będą z nami
tyle wieków strzegliśmy tego co w nas święte
to dzięki Twej miłości nie byliśmy sami 

i szliśmy z Twoim krzyżem przez kolejne lata
przez upadki dopóki serce nasze biło
choć łudzili nas często pozorem wolności
On był naszą nadzieją… On był naszą siłą…

Wymownie przypominają nam o tym liczne świadectwa naszych Rodaków.

Kilka lat temu oborskie sanktuarium odwiedził 83 – letni p. Józef Polak z Torunia. Opowiadał mi o swoich przeżyciach z okresu drugiej wojny światowej.  

„Był koniec lipca 1944 roku. Wojska niemieckie pod naciskiem Armii Radzieckiej zaczęły wycofywać się z woj. Podlaskiego. Linia frontu zbliżała się do wsi Złotorja nad Narwią. Gospodarze starali się przed zbliżającym frontem zabezpieczyć siebie i swój dobytek. Przeprowadzili swoje krowy i konie w ukryte miejsca. Niektórzy przeprowadzili się z całymi rodzinami. Robili tam ziemianki i okopy na czas spodziewanego frontu. Jednak starsi ojcowie z żonami pozostawali w domach, by pilnować domu i gospodarstw. U nas w domu został mój tata z mamą i najstarszy brat. Ja z młodymi bratankami i ciocią mieliśmy wykopaną małą ziemiankę i okop. Pilnowałem całości krów i koni.

Niemcy od strony Białegostoku wycofali się za Narew. Most na rzece Narew łączący Warszawę i Białystok wysadzili w powietrze. Był pozorny spokój. Rosjanie od strony Białegostoku nie atakowali. Upłynęło dwa tygodnie.

Skończyła się nam żywność, nie mieliśmy co jeść – wspomina pan Józef.  Miałem 17 lat, byłem najstarszy i odpowiedzialny za całość. Mój najstarszy bratanek Henryk płakał, bo był głodny. Postanowiłem pójść do domu i przynieść chleba. Wydostałem się z tych łąk i postanowiłem iść polami. Będąc na górce zobaczyłem nasz dom, gospodarstwo i las. Gdy się zbliżyłem bliżej domu, to zauważyłem, że w naszym lesie i w pobliżu domu jest pełno Niemców. Zrewidowali mnie i prowadzą  dalej. Las jest sosnowy, gęsty. Widzę czołgi do połowy wkopane w ziemię, zamaskowane, tylko lufy wystają. Widzę inne wozy pancerne, zamaskowane, pełne żołnierzy. Wprowadzili mnie do ziemianki. Siedziało w niej kilku oficerów wysokiej rangi, na stole rozłożone mapy. Pytali mnie skąd jestem, po co tu przyszedłem i dokąd idę. Odpowiadałem przez tłumacza. Następnie trzej uzbrojeni żołnierze poprowadzili mnie do stodoły najbliższego gospodarstwa. Kazali mi położyć się na ziemi. Nie wolno mi próbować wstać, bo będę z miejsca zabity. Żołnierze usiedli…Karabiny położyli przy sobie na stole, lufami skierowanymi w moim kierunku. Śmieli się, rozmawiali, a ja nic nie rozumiałem. Leżałem na barłogu i mówiłem w myślach sam do siebie. Józefie, musisz zginąć za dużo widziałeś. Widziałeś rozlokowane tabory, widziałeś oficerów w swoim domu, widziałeś okopy, wojska, zamaskowane czołgi i wozy pancerne. Widziałeś ziemiankę w której mieścił się sztab dowodzenia. Zrozumiałem, że ja nie mogę wyjść żywy. Oni mnie żywego nie wypuszczą. Przypomniały mi się słowa mego kochanego ojca. „Jak będziesz w zagrożeniu śmiertelnym to zrób znak krzyża świętego i się spowiadaj. Przewróciłem się na bok na lewą stronę. Prawą ręką palcem w barłogu robię znak krzyża świętego. Modeluję, żeby był taki ładny, o równych ramionach. Krzyż już mam. Jestem ministrantem i wiem, że Pan Jezus jest pierwszym Kapłanem. Powiedział do uczniów: Nie zostawię was samych. Pozostanę z wami po wszystkie dni, aż do końca świata. Dzisiaj, gdy leżę w barłogu, widzę jak człowiek jest wielką nicością. W myślach snują mi się słowa Ewangelii. Jak wielkie jest Miłosierdzie Boże, że Bóg Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne. Rozważam jak na Ostatniej Wieczerzy Jezus ustanowił Eucharystię i Kapłaństwo. Jak zawsze potrzebny jest kapłan. Jak bym się cieszył, gdyby dziś kapłan nie w konfesjonale siedział, ale przy mnie na barłogu i uniósł rękę swoją do góry, wypowiadając przy tym słowa: „Ja odpuszczam tobie grzechy. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”. Gdyby po raz drugi uniósł rękę do góry trzymając w palcach konsekrowaną hostię i wypowiedział słowa: Ciało Chrystusa. Jak Jezus jest dobry i miłosierny. Konając na krzyżu dał nam swoją Matkę za naszą matkę.

Snują się moje myśli dalej. Gdy byłem przyjęty do pierwszej komunii świętej, w tym dniu miałem nałożony Szkaplerz. Pamiętam, jak misjonarz mówił: Jak będziecie codziennie nosić Szkaplerz, to Matka Boża będzie nad wami czuwać i w razie nieszczęścia przyjdzie wam z pomocą. Chwyciłem ręką swój szkaplerz. Na cienkim sznurku na szyi miałem założony medalik. Z jednej strony Matka Boża Szkaplerzna, a z drugiej strony Serce Pana Jezusa. Pomyślałem, jak to dobrze, że mam Jezusa i Maryję, moją Niebieską Matkę.

Snują się moje myśli dalej. Po pierwszej komunii świętej ks. Proboszcz przyjął mnie na ministranta. W prezencie otrzymałem małą książeczkę z tekstem Mszy świętej po łacinie. Musiałem na pamięć dobrze nauczyć się ministrantury. Tak było dobrze i uroczyście przez kilka lat. No i co, Józefie, skończyło się wszystko. Już nie będziesz klęczał na stopniach ołtarza, by wspólnie z kapłanem celebrować Mszę świętą. Nie będziesz w dni majowe biec przez las, by być pierwszym w kościele i zapalić świece na ołtarzu, a po nabożeństwie zgasić. Nie będzie Nieszporów. Widocznie tak Bóg chce.

Pomyślałem: Jezu mój, po co mi te rozważania, przecież Ty jesteś ze mną. Całuję Krzyż zrobiony w barłogu i żegnam się. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen. Zaczynam spowiedź, tak jak do normalnego kapłana. Ostatni raz byłem u spowiedzi około 2 miesiące temu. Wyznaję swoje grzechy i kończę znakiem krzyża świętego. Jestem zupełnie spokojny”.

Drodzy bracia i siostry!

W tych słowach świadectwa pana Józefa znajdujemy najlepszą ilustrację do wskazań zawartych w Katechizmie Kościoła Katolickiego:

„Tam, gdzie poszczególni wierzący znajdują się w bolesnej niemożności uzyskania rozgrzeszenia sakramentalnego, należy pamiętać, że żal doskonały, płynący z miłości do Boga nad wszystko umiłowanego, wyrażony w szczerej prośbie o przebaczenie (takiej, jaką penitent jest obecnie w stanie wyrazić), i któremu towarzyszy votum confessionis, czyli stanowcze postanowienie, aby jak najszybciej przystąpić do spowiedzi sakramentalnej, uzyskują przebaczenie grzechów, nawet śmiertelnych (por. KKK, nr 1452)”.

Drogi Bracie! Droga Siostro!

Gdy nie możesz skorzystać ze spowiedzi, żałuj za swoje grzechy najlepiej, jak potrafisz, z miłości do Boga i postanów, że wyznasz je na spowiedzi, najszybciej, jak będzie to możliwe. Tak przeżyty żal usuwa wszystkie grzechy – powszednie i ciężkie.

1. Zrób rachunek sumienia.  Uświadom sobie swoją słabość i grzeszność.

2. Wzbudź szczery żal za grzechy. Skrusz swoje serce przed Bogiem, który nigdy nie przestaje Cię kochać.  Przeproś Go szczerze za wszystkie swoje grzechy. Możesz skorzystać z modlitwy:

Boże, najlepszy Ojcze, Ty dałeś mi życie, uczyniłeś mnie swoim dzieckiem i posłałeś swego Syna, który przez śmierć i zmartwychwstanie zgładził grzechy świata. Na Twoją miłość nie zawsze odpowiadałem miłością. Mam teraz przed oczyma swoje grzechy. Proszę, przebacz mi wszystko, przez co oddaliłem się od Ciebie i czym skrzywdziłem moich bliźnich. Żałuję za to z całego serca. Tylko Ty możesz odpuścić mi grzechy. Bardzo Cię o to proszę. Boże kocham Cię i chcę być już zawsze z Tobą. Jezu, ufam Tobie.

3. Postanów, że wyznasz swoje grzechy w sakramencie pokuty, jak będzie to już możliwe.

Drodzy bracia i siostry!

Powróćmy jeszcze do świadectwa pana Józefa:

Słońce chyli się ku zachodowi. Każą mi wstać. Wyprowadzili ze stodoły w pobliże domu.

(…) Stał tam samochód ciężarowy obciągnięty plandeką. Miałem jakiś niepokój wewnętrzny, jakieś złe przeczucie. Myślałem, czy to zbliża się moja ostatnia godzina. Prosiłem ich, żeby mnie puścili, pokazywałem im, że ten sąsiedni dom to jest moich rodziców, że ja tu mieszkam. Ten Niemiec, co znał język polski, tłumaczył im, a oni śmieli się i drwili ze mnie. Nie martw się, miejsce będziesz miał. Tam leży dwóch twoich kamratów. Liście drzew będą ci szumiały i grały. Kazali mi wejść do ciężarówki. Jeden z nich uderzył mnie kolbą karabinu w piersi i krzyknął. Wiedziałem, że są to ostatnie chwile mojego życia. Samochód jadąc lekko się kołysał. Gałęzie młodej olszyny trzepały po plandece ciężarówki. Przychodzi myśl, ale to taka odważna i zdecydowana: Uciekaj. Przeżegnałem się i wypowiedziałem słowa: Maryjo, jeśli chcesz, wydostań mnie stąd. Zerwałem się i skoczyłem w małą szparę między Niemcami, siedzącymi na burcie samochodu. Jeden chwycił mnie za ramię, chciał zatrzymać. Ja zwaliłem się na ziemię, poderwałem, chciałem biec w las. Ale przy drodze był rozciągnięty jeden drut kolczasty, który zabezpieczał rosnące żyto przed bydłem. Przechyliłem się pod drut i wyprostowałem. A Niemcy z samochodu. Salwa kul, jak błyszczące meteoryty gwizdały wokół mnie i przy oczach. Biegnę dalej i słyszę wewnętrzny głos, stój bo okopy. Zatrzymałem się. Wtem stanął przede mną Jaśniejący Krzyż, wysoki na jakieś trzy metry. Stanął tuż przy mnie. Wyciągnąłem ręce, chciałem ten krzyż przytulić do siebie i go ucałować. Lecz ręce przeszyły powietrze, krzyż mi znikł. To  działo się tak szybko. Samochód stanął. Ja stoję i słucham, czy Niemcy biegną za mną. Słyszę szwargot ich mowy. Po chwili samochód ruszył.

Przychodzi myśl, a raczej jakiś wewnętrzny zdecydowany rozkaz: Wychodź z lasu, bo tu leży wojsko, idź i połóż się w żyto na środku szerokości pola. Tak robię, pomalutku wracam i przyglądam się, czy gdzieś za krzakami nie są zaczajeni Niemcy. Wchodzę w żyto. To był pas szerokości jakieś 30 m nie ściętego żyta. Staram się położyć na połowie szerokości, tak aby Niemcy idąc drogą mnie nie widzieli. (…) Słyszę szwargot Niemców. Patrzę i widzę dwóch Niemców z psami na smyczy. Idą tą drogą, którą mnie wieźli samochodem. Przycisnąłem głowę do ziemi. I w głębi duszy mówię: Maryjo, o ile Ty z Jezusem wyrwałaś mnie z samochodu od Niemców, zasłoniłaś mnie przed kulami, że żadna kula mnie nie trafiła, to psy mnie nie znajdą. Ty okryjesz mnie swoim płaszczem i psy mnie nie znajdą. Mówię tak do Maryi kilka razy. Po pewnym czasie słyszę szwargot Niemców, wracają, a głos, gdy minął pozycję mojego leżenia, uniosłem głowę do góry i widziałem dwóch Niemców z psami, którzy poszli w głąb lasu. Doleżałem do rana. Słońce podeszło jakieś dwa metry w górę. Wstałem, podszedłem do tego ściętego żyta i udając gospodarza poprawiam stojące snopy w kopach i podchodzę coraz bliżej mojego domu. Przyszedłem do domu. Mama zdziwiła się, że wczoraj z Michałem nie przyszedłem ciąć żyta. Zacząłem mamie opowiadać o tym i w tym wchodzi brat Michał. Opowiedziałem, że wczoraj Niemcy wieźli mnie na rozstrzelanie. Zdenerwował się, wziął kosę i chciał ciąć żyto obok domu. Ja powiedziałem: Michał, ja mam jakiś niepokój, jakieś złe przeczucie, chodź pójdziemy ciąć żyto za wzgórze. Nie robił mi żadnego oporu, poszliśmy za górkę. Ściął tylko jeden pokos i ja zebrałem. Patrzę, z za wzgórza wyłania się głowa mojego najstarszego brata Piotra z kosą na ramieniu. Podchodzi do mnie i mówi: Józef, uciekaj, Niemcy po ciebie przyjechali. Dwaj Niemcy przyjechali do domu na motorze z przyczepą. Szybko wpadli do kuchni. Jeden nich wszedł na strych, sprawdził, że nikogo nie ma. Wyjął mój dowód osobisty i pyta mamy kto to jest. Mama odpowiada: To mój syn Józef. To twój syn? To jest szpieg rosyjski. Panie, on nie jest szpiegiem rosyjskim, to jest mój syn. A on na to: Powiedz mu, że jak go nie będzie za 20 minut, to rozstrzelamy wszystkich twoich synów. I odjechali. Wtedy mama z tatą uciekli. Niemcy wieczorem zebrali z wioski wszystkich mężczyzn. Trzymali ich w stodole u p. Jarosza. Rano ich wypuścili. Myśleli, że w ten sposób uda się im chwycić mnie. Zabudowania naszego gospodarstwa spalili. Wszystko opisałem zgodnie z prawdą”.

Pan Józef Polak mówi, że każdego dnia rozważa Drogę Krzyżową. Kończy swoje świadectwo słowami:

„Dziękuję Bogu Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu, że wyrwał mnie ze śmierci i obdarzył drugim życiem. Dziękuję Jezusowi, że obdarzył mnie Jaśniejącym Krzyżem. Choć minęło już 67 lat to widzę ten Krzyż zawsze, gdy tylko wspomnę. Tamtej nocy stanął przy mnie Jaśniejący Krzyż, pamiętam jak bardzo chciałem go przytulić i ucałować.

Dziękuję Pięknej Królowej, Pani Szkaplerznej, mojej czułem Matce Niebieskiej za to, że wyrwała mnie od Niemców z samochodu, zasłoniła przed kulami, ukryła przed psami, wyprowadziła bezpiecznie z miejsca, gdzie leżałem i zaprowadziła do domu. Po chwili znowu wyprowadziła mnie z domu za wzgórze i ocaliła przed Niemcami. Proszę Maryję Najświętszą, aby zawsze strzegła nas od sideł szatana. Do śmierci będę dziękować Wszechmogącemu Bogu za miłosierdzie jakie mi okazał. Błagam o Boży pokój dla mojej rodziny, Ojczyzny i całego świata”.

Drodzy bracia i siostry! Dziękujemy dzisiaj Bogu za liczne świadectwa wierności Polaków wobec Chrystusowego Krzyża. Niech pozostanie w nas żywa pamięć ich przykładu i pomaga zachować naszą chrześcijańską i narodową tożsamość, niech pomaga nam być zawsze ludźmi sumienia i żyć w blasku prawdy Chrystusowego krzyża.

Przypomina o tym poeta Ziemi Dobrzyńskiej p. Jan Jagodziński w wierszu p. t. „Brońcie Krzyża!”.

„Krzyżu Chrystusa bądź nam pochwalony,

Za źródło miłości przez nas wywyższony;

Uświęcasz Ojczyznę od Chrztu Mieszkowego.

W tobie jest nadzieja Polaka wiernego.

 

Tyś symbolem wiary Piasta rodu synów,

Zwalcza cię od dawna złe plemię Kainów;

Ty znakiem sprzeciwu jesteś od zarania –

Wróg Cię wciąż usuwa, wierny Ci się kłania.

 

Rozciągasz nad Polską swe święte ramiona,

Polak w imię Twoje walczył, godnie konał;

Znaczysz pola chwały, naszych ojców groby,

Mogiły zbiorowe z totalizmów doby…

 

Wrosłeś w nasz krajobraz Symbolu Chrystusa,

Koisz grzeszne dusze, uświęcasz i wzruszasz…

Miłość, którą dajesz, ma siłę oręża! –

Zło od niego pada a dobro zwycięża! –

 

Jesteś Krzyżu Święty w każdej polskiej chacie,

Widniejesz w salonie i w pańskiej komnacie;

Ze szkół i szpitali rugowany byłeś,

Jednak los to sprawił, że tam, powróciłeś.

 

Zdobisz pierś Polaka za walkę i męstwo;

Polska Ci zawdzięcza nie jedno zwycięstwo.

Jesteś nam ostoją, ucieczką w niedoli,

Tobie zawierzamy, to, co dręczy, boli…”

Na zakończenie naszego rozważania przywołajmy słowa papieża Benedykta XVI skierowane do uczestników Drogi Krzyżowej w Wielki Piątek 2011 roku:

„Drodzy bracia i siostry! (…) Co widzą teraz nasze oczy? Widzą Ukrzyżowanego; krzyż wzniesiony na Golgocie (…)

Przyjrzyjmy się lepiej temu Człowiekowi ukrzyżowanemu między ziemią a niebem, spójrzmy na Niego głębszym wzrokiem, a zobaczymy, że krzyż nie jest znakiem zwycięstwa śmierci, grzechu, zła, ale jest świetlistym znakiem miłości, więcej, bezkresu Bożej miłości, tego, o co nigdy nie ośmielilibyśmy się prosić, czego nie mielibyśmy odwagi sobie wyobrazić, na co nie mielibyśmy nadziei: Bóg pochylił się nad nami, uniżył się tak bardzo, by dosięgnąć najciemniejszego zakątka naszego życia, podać nam rękę i przyciągnąć nas do siebie, wziąć nas do siebie. Krzyż mówi o najwyższej miłości Boga i zachęca nas do tego, byśmy dziś odnowili naszą wiarę w moc tej miłości, byśmy wierzyli, że w każdej sytuacji naszego życia, naszej historii, świata Bóg potrafi zwyciężyć śmierć, grzech, zło i dać nam nowe życie, zmartwychwstałe. W śmierci krzyżowej Syna Bożego jest zalążek nowej nadziei na życie, niczym ziarno, które obumiera w ziemi.

(…) Utkwijmy nasze spojrzenia w Ukrzyżowanym Jezusie i módlmy się, prosząc: Oświeć, Panie, nasze serce, byśmy mogli iść za Tobą drogą krzyża, spraw, by umarł w nas «stary człowiek», uwikłany w egoizm, zło, grzech, uczyń z nas «nowych ludzi», świętych mężczyzn i święte kobiety, przemienionych i ożywianych Twoją miłością”. Amen.

                                       o. Piotr OCarm.


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio