Drodzy w Sercu Jezusa, bracia i siostry!
„Polska woła dzisiaj nade wszystko o ludzi
sumienia!” – mówił do nas święty Jan Paweł II w Skoczowie 22 maja 1995 roku. „Sobór
Watykański II nazywa sumienie "najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium
człowieka" i wyjaśnia: "W głębi sumienia człowiek odkrywa prawo,
którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny i którego głos
wzywający go zawsze tam, gdzie potrzeba, do miłowania i czynienia dobra a
unikania zła, rozbrzmiewa w sercu nakazem: czyń to, a tamtego unikaj" (Gaudium
et spes, 16).
Jak widać z powyższego tekstu, sumienie
jest dla każdego człowieka sprawą o zasadniczym znaczeniu. Jest ono naszym
wewnętrznym przewodnikiem i jest także sędzią naszych czynów. Jakże ważne jest
więc, aby nasze sumienia były prawe, aby ich osądy oparte były na prawdzie, aby
dobro nazywały dobrem, a zło - złem. Aby - wedle słów Apostoła - umiały
"rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co
doskonałe" (Rz 12,2).
Nasza Ojczyzna stoi dzisiaj przed wieloma
trudnymi problemami społecznymi, gospodarczymi, także politycznymi. Trzeba je
rozwiązywać mądrze i wytrwale. Jednak najbardziej podstawowym problemem
pozostaje sprawa ładu moralnego. Ten ład jest fundamentem życia każdego
człowieka i każdego społeczeństwa. Dlatego Polska woła dzisiaj nade wszystko o
ludzi sumienia! Być człowiekiem sumienia, to znaczy przede wszystkim w każdej
sytuacji swojego sumienia słuchać i jego głosu w sobie nie zagłuszać, choć jest
on nieraz trudny i wymagający; to znaczy angażować się w dobro i pomnażać je w
sobie i wokół siebie, a także nie godzić się nigdy na zło, w myśl słów św.
Pawła: "Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj!" (Rz
12,21). Być człowiekiem sumienia, to znaczy wymagać od siebie, podnosić się
z własnych upadków, ciągle na nowo się nawracać. Być człowiekiem sumienia, to
znaczy angażować się w budowanie królestwa Bożego: królestwa prawdy i życia,
sprawiedliwości, miłości i pokoju, w naszych rodzinach, w społecznościach, w
których żyjemy, i w całej Ojczyźnie; to znaczy także podejmować odważnie
odpowiedzialność za sprawy publiczne; troszczyć się o dobro wspólne, nie
zamykać oczu na biedy i potrzeby bliźnich, w duchu ewangelicznej solidarności:
"Jeden drugiego brzemiona noście" (Ga 6,2). (…)
Wiek XX był okresem szczególnych gwałtów
zadawanych ludzkim sumieniom. W imię totalitarnych ideologii miliony ludzi
zmuszano do działań niezgodnych z ich najgłębszymi przekonaniami. Wyjątkowo
bolesne doświadczenia ma pod tym względem cała Europa Środkowowschodnia.
Pamiętamy ten okres zniewalania sumień, okres pogardy dla godności człowieka,
cierpień tylu niewinnych ludzi, którzy własnym przekonaniom postanowili być
wierni. Pamiętamy, jak doniosłą rolę odegrał w tamtych trudnych czasach Kościół
jako obrońca praw sumienia - i to nie tylko ludzi wierzących! (…)
O tamtych czasach, czasach wielkiej próby
sumień trzeba pamiętać, gdyż są one dla nas stale aktualną przestrogą i
wezwaniem do czujności: aby sumienia Polaków nie ulegały demoralizacji, aby nie
poddawały się prądom moralnego permisywizmu, aby umiały odkryć wyzwalający
charakter wskazań Ewangelii i Bożych przykazań, aby umiały wybierać, pamiętając
o Chrystusowej przestrodze: "Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka
zyskać świat cały, a swoją duszę utracić? Bo cóż może dać człowiek w zamian za swoją
duszę?" (Mk 8,36-37).
Wbrew pozorom, praw sumienia trzeba bronić
także dzisiaj. Pod hasłami tolerancji, w życiu publicznym i w środkach masowego
przekazu szerzy się nieraz wielka, może coraz większa nietolerancja. Odczuwają
to boleśnie ludzie wierzący. Zauważa się tendencje do spychania ich na margines
życia społecznego, ośmiesza się i wyszydza to, co dla nich stanowi nieraz
największą świętość. Te formy powracającej dyskryminacji budzą niepokój i muszą
dawać wiele do myślenia.
Bracia i Siostry! Czas próby polskich
sumień trwa! Musicie być mocni w wierze! Dzisiaj, kiedy zmagacie się o przyszły
kształt życia społecznego i państwowego, pamiętajcie, iż zależy on przede
wszystkim od tego, jaki będzie człowiek - jakie będzie jego sumienie.
Dlatego wołamy:
"Przybądź, Duchu Święty (...).
Przyjdź, Światłości sumień! (...)
Obmyj, co nieświęte,
oschłym wlej zachętę.
Rozgrzej serca twarde,
prowadź zabłąkane (...)".
Na drogach ludzkich sumień, nieraz tak
trudnych i tak bardzo powikłanych, Bóg postawił wielki drogowskaz, który życiu
ludzkiemu nadaje kierunek i ostateczny sens. Jest nim krzyż Pana naszego Jezusa
Chrystusa. (…)
Na tym wielkim wirażu ojczystej historii,
kiedy decyduje się przyszły kształt Rzeczypospolitej, papież - wasz rodak, nie
przestaje was prosić, abyście to dziedzictwo Chrystusowego krzyża na nowo z
wiarą i miłością przyjęli. Abyście krzyż Chrystusa na nowo, w sposób wolny i
dojrzały wybrali (…)
Abyście podjęli odpowiedzialność za
obecność krzyża w życiu każdego i każdej z was, w życiu waszych rodzin i w
życiu tej wielkiej wspólnoty, jaką jest Polska. Brońcie go! (…) Chrystus czeka
na naszą odpowiedź...”.
Ojciec Święty wskazując krzyż na
Giewoncie, a zarazem każdy krzyż na polskiej ziemi, powiedział: „Niech
przypomina o naszej chrześcijańskiej godności i narodowej tożsamości, o tym,
kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, i gdzie są nasze korzenie. Niech przypomina nam
o miłości Boga do człowieka, która w krzyżu znalazła swój najgłębszy wyraz”
(Zakopane, 1997).
Kazimierz Węgrzyn, współczesny poeta z
Beskidu Śląskiego, w utworze zatytułowanym „Znak Krzyża” pisze:
przed znakiem Twojej męki klękam
Panie Jezu
bo krzyż jest dla nas światłem na drodze wolności
niech zatem światło krzyża rozprasza mrok grzechu
i trwa od tylu wieków symbolem miłości
bądź zatem pozdrowiony znaku naszej
wiary
w codziennym naszym czynie i w ufnym przymierzu
broń tych co w Twoje imię klękają z ufnością
przy każdej polskiej drodze w codziennym pacierzu
w imię Ojca i Syna i Świętego Ducha
te słowa naszej wiary niechaj będą z nami
tyle wieków strzegliśmy tego co w nas święte
to dzięki Twej miłości nie byliśmy sami
i szliśmy z Twoim krzyżem przez
kolejne lata
przez upadki dopóki serce nasze biło
choć łudzili nas często pozorem wolności
On był naszą nadzieją… On był naszą siłą…
Wymownie przypominają nam o tym liczne
świadectwa naszych Rodaków.
Kilka lat temu oborskie sanktuarium
odwiedził 83 – letni p. Józef Polak z Torunia. Opowiadał mi o swoich
przeżyciach z okresu drugiej wojny światowej.
„Był koniec lipca 1944 roku. Wojska
niemieckie pod naciskiem Armii Radzieckiej zaczęły wycofywać się z woj.
Podlaskiego. Linia frontu zbliżała się do wsi Złotorja nad Narwią. Gospodarze
starali się przed zbliżającym frontem zabezpieczyć siebie i swój dobytek.
Przeprowadzili swoje krowy i konie w ukryte miejsca. Niektórzy przeprowadzili
się z całymi rodzinami. Robili tam ziemianki i okopy na czas spodziewanego
frontu. Jednak starsi ojcowie z żonami pozostawali w domach, by pilnować domu i
gospodarstw. U nas w domu został mój tata z mamą i najstarszy brat. Ja z
młodymi bratankami i ciocią mieliśmy wykopaną małą ziemiankę i okop. Pilnowałem
całości krów i koni.
Niemcy od strony Białegostoku
wycofali się za Narew. Most na rzece Narew łączący Warszawę i Białystok
wysadzili w powietrze. Był pozorny spokój. Rosjanie od strony Białegostoku nie
atakowali. Upłynęło dwa tygodnie.
Skończyła się nam żywność, nie
mieliśmy co jeść – wspomina pan Józef. Miałem 17 lat, byłem najstarszy i
odpowiedzialny za całość. Mój najstarszy bratanek Henryk płakał, bo był głodny.
Postanowiłem pójść do domu i przynieść chleba. Wydostałem się z tych łąk i
postanowiłem iść polami. Będąc na górce zobaczyłem nasz dom, gospodarstwo i
las. Gdy się zbliżyłem bliżej domu, to zauważyłem, że w naszym lesie i w
pobliżu domu jest pełno Niemców. Zrewidowali mnie i prowadzą
dalej. Las jest sosnowy, gęsty. Widzę czołgi do połowy wkopane w ziemię,
zamaskowane, tylko lufy wystają. Widzę inne wozy pancerne, zamaskowane, pełne
żołnierzy. Wprowadzili mnie do ziemianki. Siedziało w niej kilku oficerów
wysokiej rangi, na stole rozłożone mapy. Pytali mnie skąd jestem, po co tu
przyszedłem i dokąd idę. Odpowiadałem przez tłumacza. Następnie trzej
uzbrojeni żołnierze poprowadzili mnie do stodoły najbliższego gospodarstwa.
Kazali mi położyć się na ziemi. Nie wolno mi próbować wstać, bo będę z miejsca
zabity. Żołnierze usiedli…Karabiny położyli przy sobie na stole, lufami
skierowanymi w moim kierunku. Śmieli się, rozmawiali, a ja nic nie rozumiałem.
Leżałem na barłogu i mówiłem w myślach sam do siebie. Józefie, musisz
zginąć za dużo widziałeś. Widziałeś rozlokowane tabory, widziałeś oficerów w
swoim domu, widziałeś okopy, wojska, zamaskowane czołgi i wozy pancerne.
Widziałeś ziemiankę w której mieścił się sztab dowodzenia. Zrozumiałem, że ja
nie mogę wyjść żywy. Oni mnie żywego nie wypuszczą. Przypomniały mi
się słowa mego kochanego ojca. „Jak będziesz w zagrożeniu śmiertelnym to zrób
znak krzyża świętego i się spowiadaj. Przewróciłem się na bok na lewą stronę.
Prawą ręką palcem w barłogu robię znak krzyża świętego. Modeluję, żeby był taki
ładny, o równych ramionach. Krzyż już mam. Jestem ministrantem i
wiem, że Pan Jezus jest pierwszym Kapłanem. Powiedział do uczniów: Nie zostawię
was samych. Pozostanę z wami po wszystkie dni, aż do końca świata. Dzisiaj, gdy
leżę w barłogu, widzę jak człowiek jest wielką nicością. W myślach snują mi się
słowa Ewangelii. Jak wielkie jest Miłosierdzie Boże, że Bóg Syna swego
Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie
wieczne. Rozważam jak na Ostatniej Wieczerzy Jezus ustanowił Eucharystię i
Kapłaństwo. Jak zawsze potrzebny jest kapłan. Jak bym się cieszył, gdyby dziś
kapłan nie w konfesjonale siedział, ale przy mnie na barłogu i uniósł rękę
swoją do góry, wypowiadając przy tym słowa: „Ja odpuszczam tobie grzechy. W
imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”. Gdyby po raz drugi uniósł rękę do góry
trzymając w palcach konsekrowaną hostię i wypowiedział słowa: Ciało Chrystusa.
Jak Jezus jest dobry i miłosierny. Konając na krzyżu dał nam swoją Matkę za
naszą matkę.
Snują się moje myśli dalej. Gdy
byłem przyjęty do pierwszej komunii świętej, w tym dniu miałem nałożony Szkaplerz.
Pamiętam, jak misjonarz mówił: Jak będziecie codziennie nosić Szkaplerz, to
Matka Boża będzie nad wami czuwać i w razie nieszczęścia przyjdzie wam z
pomocą. Chwyciłem ręką swój szkaplerz. Na cienkim sznurku na szyi miałem
założony medalik. Z jednej strony Matka Boża Szkaplerzna, a z drugiej strony
Serce Pana Jezusa. Pomyślałem, jak to dobrze, że mam Jezusa i Maryję, moją
Niebieską Matkę.
Snują się moje myśli dalej. Po
pierwszej komunii świętej ks. Proboszcz przyjął mnie na ministranta. W
prezencie otrzymałem małą książeczkę z tekstem Mszy świętej po łacinie.
Musiałem na pamięć dobrze nauczyć się ministrantury. Tak było dobrze i
uroczyście przez kilka lat. No i co, Józefie, skończyło się wszystko. Już nie
będziesz klęczał na stopniach ołtarza, by wspólnie z kapłanem celebrować Mszę
świętą. Nie będziesz w dni majowe biec przez las, by być pierwszym w kościele i
zapalić świece na ołtarzu, a po nabożeństwie zgasić. Nie będzie Nieszporów.
Widocznie tak Bóg chce.
Pomyślałem: Jezu mój, po co mi te
rozważania, przecież Ty jesteś ze mną. Całuję Krzyż zrobiony w barłogu i
żegnam się. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen. Zaczynam spowiedź, tak
jak do normalnego kapłana. Ostatni raz byłem u spowiedzi około 2 miesiące temu.
Wyznaję swoje grzechy i kończę znakiem krzyża świętego. Jestem zupełnie
spokojny”.
Drodzy bracia i siostry!
W tych słowach świadectwa pana Józefa
znajdujemy najlepszą ilustrację do wskazań zawartych w Katechizmie Kościoła
Katolickiego:
„Tam, gdzie poszczególni wierzący znajdują
się w bolesnej niemożności uzyskania rozgrzeszenia sakramentalnego, należy
pamiętać, że żal doskonały, płynący z miłości do Boga nad wszystko umiłowanego,
wyrażony w szczerej prośbie o przebaczenie (takiej, jaką penitent jest obecnie
w stanie wyrazić), i któremu towarzyszy votum confessionis, czyli stanowcze
postanowienie, aby jak najszybciej przystąpić do spowiedzi sakramentalnej,
uzyskują przebaczenie grzechów, nawet śmiertelnych (por. KKK, nr 1452)”.
Drogi Bracie! Droga Siostro!
Gdy nie możesz skorzystać ze spowiedzi,
żałuj za swoje grzechy najlepiej, jak potrafisz, z miłości do Boga i postanów,
że wyznasz je na spowiedzi, najszybciej, jak będzie to możliwe. Tak przeżyty
żal usuwa wszystkie grzechy – powszednie i ciężkie.
1. Zrób rachunek sumienia. Uświadom
sobie swoją słabość i grzeszność.
2. Wzbudź szczery żal za grzechy. Skrusz
swoje serce przed Bogiem, który nigdy nie przestaje Cię kochać. Przeproś
Go szczerze za wszystkie swoje grzechy. Możesz skorzystać z modlitwy:
Boże, najlepszy Ojcze, Ty dałeś mi
życie, uczyniłeś mnie swoim dzieckiem i posłałeś swego Syna, który przez śmierć
i zmartwychwstanie zgładził grzechy świata. Na Twoją miłość nie zawsze
odpowiadałem miłością. Mam teraz przed oczyma swoje grzechy. Proszę, przebacz
mi wszystko, przez co oddaliłem się od Ciebie i czym skrzywdziłem moich
bliźnich. Żałuję za to z całego serca. Tylko Ty możesz odpuścić mi grzechy.
Bardzo Cię o to proszę. Boże kocham Cię i chcę być już zawsze z Tobą. Jezu, ufam Tobie.
3. Postanów, że wyznasz swoje grzechy w
sakramencie pokuty, jak będzie to już możliwe.
Drodzy bracia i siostry!
Powróćmy jeszcze do świadectwa pana
Józefa:
Słońce chyli się ku zachodowi. Każą
mi wstać. Wyprowadzili ze stodoły w pobliże domu.
(…) Stał tam samochód ciężarowy
obciągnięty plandeką. Miałem jakiś niepokój wewnętrzny, jakieś złe przeczucie.
Myślałem, czy to zbliża się moja ostatnia godzina. Prosiłem ich, żeby mnie
puścili, pokazywałem im, że ten sąsiedni dom to jest moich rodziców, że ja tu mieszkam.
Ten Niemiec, co znał język polski, tłumaczył im, a oni śmieli się i drwili ze
mnie. Nie martw się, miejsce będziesz miał. Tam leży dwóch twoich kamratów.
Liście drzew będą ci szumiały i grały. Kazali mi wejść do ciężarówki. Jeden z
nich uderzył mnie kolbą karabinu w piersi i krzyknął. Wiedziałem, że są to
ostatnie chwile mojego życia. Samochód jadąc lekko się kołysał. Gałęzie młodej
olszyny trzepały po plandece ciężarówki. Przychodzi myśl, ale to taka odważna i
zdecydowana: Uciekaj. Przeżegnałem się i wypowiedziałem słowa: Maryjo, jeśli
chcesz, wydostań mnie stąd. Zerwałem się i skoczyłem w małą szparę między
Niemcami, siedzącymi na burcie samochodu. Jeden chwycił mnie za ramię, chciał
zatrzymać. Ja zwaliłem się na ziemię, poderwałem, chciałem biec w las. Ale przy
drodze był rozciągnięty jeden drut kolczasty, który zabezpieczał rosnące żyto
przed bydłem. Przechyliłem się pod drut i wyprostowałem. A Niemcy z samochodu.
Salwa kul, jak błyszczące meteoryty gwizdały wokół mnie i przy oczach. Biegnę
dalej i słyszę wewnętrzny głos, stój bo okopy. Zatrzymałem się. Wtem stanął
przede mną Jaśniejący Krzyż, wysoki na jakieś trzy metry. Stanął tuż przy mnie.
Wyciągnąłem ręce, chciałem ten krzyż przytulić do siebie i go ucałować. Lecz
ręce przeszyły powietrze, krzyż mi znikł. To działo się
tak szybko. Samochód stanął. Ja stoję i słucham, czy Niemcy biegną za mną.
Słyszę szwargot ich mowy. Po chwili samochód ruszył.
Przychodzi myśl, a raczej jakiś
wewnętrzny zdecydowany rozkaz: Wychodź z lasu, bo tu leży wojsko, idź i połóż
się w żyto na środku szerokości pola. Tak robię, pomalutku wracam i przyglądam
się, czy gdzieś za krzakami nie są zaczajeni Niemcy. Wchodzę w żyto. To był pas
szerokości jakieś 30 m nie ściętego żyta. Staram się położyć na połowie
szerokości, tak aby Niemcy idąc drogą mnie nie widzieli. (…) Słyszę szwargot
Niemców. Patrzę i widzę dwóch Niemców z psami na smyczy. Idą tą drogą, którą
mnie wieźli samochodem. Przycisnąłem głowę do ziemi. I w głębi duszy mówię:
Maryjo, o ile Ty z Jezusem wyrwałaś mnie z samochodu od Niemców, zasłoniłaś
mnie przed kulami, że żadna kula mnie nie trafiła, to psy mnie nie znajdą. Ty
okryjesz mnie swoim płaszczem i psy mnie nie znajdą. Mówię tak do Maryi kilka
razy. Po pewnym czasie słyszę szwargot Niemców, wracają, a głos, gdy minął
pozycję mojego leżenia, uniosłem głowę do góry i widziałem dwóch Niemców z
psami, którzy poszli w głąb lasu. Doleżałem do rana. Słońce podeszło jakieś dwa
metry w górę. Wstałem, podszedłem do tego ściętego żyta i udając gospodarza
poprawiam stojące snopy w kopach i podchodzę coraz bliżej mojego domu.
Przyszedłem do domu. Mama zdziwiła się, że wczoraj z Michałem nie przyszedłem
ciąć żyta. Zacząłem mamie opowiadać o tym i w tym wchodzi brat Michał. Opowiedziałem,
że wczoraj Niemcy wieźli mnie na rozstrzelanie. Zdenerwował się, wziął kosę i
chciał ciąć żyto obok domu. Ja powiedziałem: Michał, ja mam jakiś niepokój,
jakieś złe przeczucie, chodź pójdziemy ciąć żyto za wzgórze. Nie robił mi
żadnego oporu, poszliśmy za górkę. Ściął tylko jeden pokos i ja zebrałem.
Patrzę, z za wzgórza wyłania się głowa mojego najstarszego brata Piotra z kosą
na ramieniu. Podchodzi do mnie i mówi: Józef, uciekaj, Niemcy po ciebie
przyjechali. Dwaj Niemcy przyjechali do domu na motorze z przyczepą. Szybko
wpadli do kuchni. Jeden nich wszedł na strych, sprawdził, że nikogo nie ma.
Wyjął mój dowód osobisty i pyta mamy kto to jest. Mama odpowiada: To mój syn
Józef. To twój syn? To jest szpieg rosyjski. Panie, on nie jest szpiegiem
rosyjskim, to jest mój syn. A on na to: Powiedz mu, że jak go nie będzie za 20
minut, to rozstrzelamy wszystkich twoich synów. I odjechali. Wtedy mama z tatą
uciekli. Niemcy wieczorem zebrali z wioski wszystkich mężczyzn. Trzymali ich w
stodole u p. Jarosza. Rano ich wypuścili. Myśleli, że w ten sposób uda się im
chwycić mnie. Zabudowania naszego gospodarstwa spalili. Wszystko opisałem
zgodnie z prawdą”.
Pan Józef Polak mówi, że każdego dnia
rozważa Drogę Krzyżową. Kończy swoje świadectwo słowami:
„Dziękuję Bogu Ojcu, Synowi i
Duchowi Świętemu, że wyrwał mnie ze śmierci i obdarzył drugim życiem. Dziękuję
Jezusowi, że obdarzył mnie Jaśniejącym Krzyżem. Choć minęło już 67 lat to widzę
ten Krzyż zawsze, gdy tylko wspomnę. Tamtej nocy stanął przy mnie Jaśniejący
Krzyż, pamiętam jak bardzo chciałem go przytulić i ucałować.
Dziękuję Pięknej Królowej, Pani
Szkaplerznej, mojej czułem Matce Niebieskiej za to, że wyrwała mnie od Niemców
z samochodu, zasłoniła przed kulami, ukryła przed psami, wyprowadziła
bezpiecznie z miejsca, gdzie leżałem i zaprowadziła do domu. Po chwili znowu
wyprowadziła mnie z domu za wzgórze i ocaliła przed Niemcami. Proszę Maryję
Najświętszą, aby zawsze strzegła nas od sideł szatana. Do śmierci będę
dziękować Wszechmogącemu Bogu za miłosierdzie jakie mi okazał. Błagam o Boży
pokój dla mojej rodziny, Ojczyzny i całego świata”.
Drodzy bracia i siostry! Dziękujemy
dzisiaj Bogu za liczne świadectwa wierności Polaków wobec Chrystusowego Krzyża.
Niech pozostanie w nas żywa pamięć ich przykładu i pomaga zachować naszą
chrześcijańską i narodową tożsamość, niech pomaga nam być zawsze ludźmi sumienia
i żyć w blasku prawdy Chrystusowego krzyża.
Przypomina o tym poeta Ziemi Dobrzyńskiej
p. Jan Jagodziński w wierszu p. t. „Brońcie Krzyża!”.
„Krzyżu Chrystusa bądź nam
pochwalony,
Za źródło miłości przez nas
wywyższony;
Uświęcasz Ojczyznę od Chrztu
Mieszkowego.
W tobie jest nadzieja Polaka
wiernego.
Tyś symbolem wiary Piasta rodu
synów,
Zwalcza cię od dawna złe plemię
Kainów;
Ty znakiem sprzeciwu jesteś od
zarania –
Wróg Cię wciąż usuwa, wierny Ci się
kłania.
Rozciągasz nad Polską swe święte
ramiona,
Polak w imię Twoje walczył, godnie
konał;
Znaczysz pola chwały, naszych ojców
groby,
Mogiły zbiorowe z totalizmów doby…
Wrosłeś w nasz krajobraz Symbolu
Chrystusa,
Koisz grzeszne dusze, uświęcasz i
wzruszasz…
Miłość, którą dajesz, ma siłę oręża!
–
Zło od niego pada a dobro zwycięża!
–
Jesteś Krzyżu Święty w każdej
polskiej chacie,
Widniejesz w salonie i w pańskiej
komnacie;
Ze szkół i szpitali rugowany byłeś,
Jednak los to sprawił, że tam,
powróciłeś.
Zdobisz pierś Polaka za walkę i
męstwo;
Polska Ci zawdzięcza nie jedno
zwycięstwo.
Jesteś nam ostoją, ucieczką w
niedoli,
Tobie zawierzamy, to, co dręczy,
boli…”
Na zakończenie naszego rozważania
przywołajmy słowa papieża Benedykta XVI skierowane do uczestników Drogi
Krzyżowej w Wielki Piątek 2011 roku:
„Drodzy bracia i siostry! (…) Co
widzą teraz nasze oczy? Widzą Ukrzyżowanego; krzyż wzniesiony na Golgocie (…)
Przyjrzyjmy się lepiej temu
Człowiekowi ukrzyżowanemu między ziemią a niebem, spójrzmy na Niego głębszym
wzrokiem, a zobaczymy, że krzyż nie jest znakiem zwycięstwa śmierci, grzechu,
zła, ale jest świetlistym znakiem miłości, więcej, bezkresu Bożej miłości,
tego, o co nigdy nie ośmielilibyśmy się prosić, czego nie mielibyśmy odwagi
sobie wyobrazić, na co nie mielibyśmy nadziei: Bóg pochylił się nad nami,
uniżył się tak bardzo, by dosięgnąć najciemniejszego zakątka naszego życia,
podać nam rękę i przyciągnąć nas do siebie, wziąć nas do siebie. Krzyż mówi o
najwyższej miłości Boga i zachęca nas do tego, byśmy dziś odnowili naszą wiarę
w moc tej miłości, byśmy wierzyli, że w każdej sytuacji naszego życia, naszej
historii, świata Bóg potrafi zwyciężyć śmierć, grzech, zło i dać nam nowe
życie, zmartwychwstałe. W śmierci krzyżowej Syna Bożego jest zalążek nowej
nadziei na życie, niczym ziarno, które obumiera w ziemi.
(…) Utkwijmy nasze spojrzenia w
Ukrzyżowanym Jezusie i módlmy się, prosząc: Oświeć, Panie, nasze serce, byśmy
mogli iść za Tobą drogą krzyża, spraw, by umarł w nas «stary człowiek»,
uwikłany w egoizm, zło, grzech, uczyń z nas «nowych ludzi», świętych mężczyzn i
święte kobiety, przemienionych i ożywianych Twoją miłością”. Amen.
o. Piotr OCarm.
|