03.10.2022
04.10.2022 - ostatnia aktualizacja
List do Wspólnoty PIETA na 100 – lecie śmierci O. Wincentego Kruszewskiego OCarm. (1843 – 1922)


Droga Rodzino Matki Bolesnej! Drodzy Przyjaciele Oborskiego Karmelu!

Postać Czcigodnego O. Wincentego Kruszewskiego, zmarłego w opinii świętości 100 lat temu karmelity, mocno zrosła się z historią klasztoru i sanktuarium w Oborach leżącego na terenie prastarej Ziemi Dobrzyńskiej w Diecezji Płockiej.

O. Alfons Bronisław Tomaszewski, przeor Oborskiego Karmelu i powojenny promotor jego kultu napisał: „Na tle epoki tak smutnej dla klasztoru i Kościoła z czasów należenia Obór do zaboru rosyjskiego postać o. Wincentego Kruszewskiego jaśnieje jak gwiazda na firmamencie niezwykłym blaskiem cnót. Pokorny zakonnik, wzorowy kapłan, oddany całkowicie służbie dla Chrystusa Pana i Jego Najświętszej Matki prowadzi ciche apostolstwo wśród wiernych, pociesza smutnych, niesie pomoc ubogim, chorych odwiedza i stara się dusze ich przygotować na drogę do wieczności, grzeszników zaś naprowadza na drogę cnoty. Przez styczność z szukającymi u niego pomocy i pociechy szerzy cześć do Matki Boskiej, zachęca do ufności w pomoc i opiekę Bogarodzicy. Bogu tylko wiadomo, ile dobrodziejstw i łask spłynęło z nieba na mieszkańców okolicy dzięki modlitwom, umartwieniu i pełnemu poświęcenia cichemu apostolstwu o. Wincentego. Utrwaliła się opinia u wszystkich, którzy znali tego kapłana, że tyle dobrego dla ludzi mógł zdziałać tylko święty. On odszedł do wieczności po nagrodę, ale pamięć o jego cnotach żyje nadal wśród wszystkich, którzy go znali”.

I

Józef Kruszewski, przyszły ojciec Wincenty,  był pierworodnym synem Ignacego i Julianny z Wróblewskich, drobnych gospodarzy z okolic Płońska, wywodzących się ze zubożałej szlachty mazowieckiej. Płońsk leżał w owym czasie na terenie Królestwa Polskiego, tj. ziem polskich okupowanych przez Rosję carską.

Na świat przyszedł w dniu 4 marca 1843 r. o godzinie czwartej z rana we wsi Woyty Płońskie, należącej do parafii św. Michała Archanioła w Płońsku, którą do roku 1864 (tj. do kasaty klasztoru przesz Rosjan) prowadzili Ojcowie Karmelici. Na chrzcie udzielonym 9 marca 1843 roku przez proboszcza o. Maksymiliana Wolańskiego Dziecięciu nadano imię Józef.

Miał troje młodszego rodzeństwa: dwie siostry i brata. Mały Józef Kruszewski do kościoła miał zaledwie jeden kilometr drogi, przechodząc mostem (stąd w Jego biografii pojawia się nazwa „Wojty-Zamoście”, czyli ‒ „za mostem”) przez rzekę Płonkę, stanowiącą prawy dopływ rzeki Wkry. Rodzinna parafia, prowadzona w tym czasie przez karmelitów (do roku 1864), miała niewątpliwie istotny wpływ na jego życie. Młody Józef był częstym gościem w płońskim klasztorze, gdzie chętnie rozmawiał z braćmi i napawał się atmosferą tego miejsca.

Po ukończeniu szkoły powszechnej w Płońsku, we wczesnym wieku młodzieńczym, mając zaledwie 17 lat, Józef wstąpił do Zakonu Karmelitów i 4 października 1860 r. rozpoczął nowicjat w Kłodawie. Zaledwie w niecałe trzy miesiące po wstąpieniu do zakonu, w dniu 31 grudnia 1860 r. osierociła Go matka, Julianna, mająca dopiero 36 lat. Józef – przyszły ojciec Wincenty, miał wtedy zaledwie 17 lat. Do Zakonu Braci NMP z Góry Karmel włączony został dość szybko pierwszymi ślubami (prostymi), złożonymi w dniu 4 marca 1861 r., czyli dokładnie w dniu ukończenia 18. roku życia, właśnie w Kłodawie i odtąd w Zakonie używał tylko imienia Wincenty.

Licząc czas od tej daty, Ojciec Wincenty, spośród 79 lat życia, w Karmelu spędził 61 lat, z czego 43 lata w Oborach.

Dwa tygodnie po złożeniu pierwszych ślubów zakonnych, w dniu 19 marca 1861 r., czyli w uroczystość św. Józefa, został przeniesiony do klasztoru w Oborach, gdzie przebywał do początków 1863 r. Tutaj w dniu 5 października 1862 r. brat Wincenty złożył uroczyste śluby wieczyste czystości, ubóstwa i posłuszeństwa.

W Oborach, pod okiem miejscowego przeora o. Piotra Ochlewskiego, był świadkiem wybuchu powstania styczniowego i udziału w nim miejscowego klasztoru, w tym zaprzysiężenia licznego oddziału powstańczego hr. Sumińskiego z pobliskiego Zbójna na początku lutego 1863 r.

Klasztor oborski w tym czasie znalazł się w samym centrum kolejnego zrywu wolnościowego Polaków. Wszyscy, którzy ofiarowali tu swoje życie Bogu, byli jednocześnie gotowi ofiarować je za wolność Ojczyzny. Niezwykle sugestywnie pisała o tym Maria Konopnicka w swojej noweli pt. W Oborach. Te dramatyczne wydarzenia musiały pozostawić trwały i mocny ślad na osobowości młodego zakonnika.

Na początku 1863 roku brat Wincenty został przeniesiony z Obór do konwentu warszawskiego, gdzie karmelici prowadzili studium filozoficzno - teologiczne.

Święcenia kapłańskie otrzymał 7 października 1866 r., czyli w święto NMP Różańcowej, mając ukończone zaledwie 23 lata.

W latach 1868-1879 o. Wincenty pracował przy dawnym kościele karmelitów na warszawskim Lesznie oraz oddzielnie jako kapelan przytułku dla młodych kobiet z marginesu, prowadzonym przy ulicy Żytniej w Warszawie przez Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia.

W roku 1879 o. Wincenty rozpoczął posługę w Oborach. Tutaj jak ewangeliczny samarytanin z wielką miłością i oddaniem nieustannie pochylał się nad chorymi na duszy i ciele. Jako prawdziwy więzień konfesjonału, ceniony przewodnik duchowy, poszukiwany egzorcysta, troskliwy opiekun ubogich i chorych, naśladował we wszystkim Boskiego Samarytanina, naszego Pana Jezusa Chrystusa.

Ojciec Wincenty dowodził, że miejscem służby Bogu jest przede wszystkim świątynia, dlatego – jak podał jeden ze świadków –

 „najchętniej przebywał w świątyni, modląc się, słuchając spowiedzi, przystrajając ołtarze. On sam był prawdziwą ozdobą tego kościoła. Cichy, pokorny, pobożny, świątobliwy i uczony karmelita w Oborach od r. 1879”.

Ojciec Wincenty żywił szczególny kult do Matki Bożej Bolesnej. Wykazywał wielką troskę o pielgrzymów przybywających licznie do oborskiego sanktuarium. Zaświadczył o tym ks. Walenty Załuski:

„Po kilkugodzinnej drodze, zbliżyliśmy się do Obór. Było to już pod wieczór. Ukazała się nam wysoka wieża klasztorna i przynęcała ku sobie! Spuściliśmy się z góry w głęboki parów, który nas doprowadził na miejsce. Wysokie wierzby ocieniały drogę, doszliśmy do wioski… Domy z obu stron schludne, niektóre nawet okazałe…, droga wiodła teraz do góry, mając z lewej strony dolinę, na której szemrał wartki strumień. Ukazał się sad klasztorny, nie szeroki, ale – długi, a ponad nim – mury klasztorne i wspaniała wieżyca kościelna!... (…) Tuż, przy bramie kościelnej stanęli OO. Karmelici. Weszliśmy do kościoła z pieśnią „Kto się w opiekę…” i stanęliśmy przed Bolesną Matką Boską Oborską!... Prosiłem OO. Karmelitów o spowiedź parafian moich i gościnność. O. Wincenty odpowiedział i jasno wykazał cel pielgrzymek do miejsc cudownych. Odśpiewaliśmy „Pod Twoją obronę” i usiedliśmy do konfesjonałów. Praca była nie lada, bo kompania Osiecka była liczna i wielu zresztą przybyło okolicznych pielgrzymów na odpust Zielonych Świątek do Obór”.

Gdy trzeba było Ojciec Wincenty wychodził na powitanie niewielkich grup pielgrzymów, rodzin czy też indywidualnych pątników przybywających do tronu Matki Bożej Bolesnej, której był wierny do końca. Pewnie nieraz usłyszeli z jego ust informacje o tym cudownym miejscu i tej przypowieści, że „nazwa Obory powstała z radosnego westchnienia pątników, którzy, zdążając wśród upalnego lata do kościoła, z radością witali blisko też kościoła położone lasy, z uciechy, że mogą w cienistym lesie po długiej i żmudnej podróży odpocząć, wyrywało się im z ust westchnienie: „o’bory!”.

II

Miesiąc październik w szczególny sposób poświęcony jest Matce Bożej Różańcowej. Pod tym właśnie tytułem Maryja objawiła się sto lat temu w fatimskiej Dolinie Pokoju. Gdy spytano małą Hiacyntę, o co najbardziej prosiła Matka Boża podczas fatimskich objawień, dziewczynka odpowiedziała: „O codzienne odmawianie różańca”.

Pięknym przykładem może być dla nas Czcigodny Ojciec Wincenty Kruszewski z Karmelu w Oborach, który na co dzień nie rozstawał się z różańcem, wszystkim mówił o miłości i mocy wstawiennictwa Matki Bolesnej, której był całkowicie oddany.

Jeden ze świadków jego świętego życia wspomina: Przed dorocznym odpustem na Uroczystość Matki Bożej Szkaplerznej 16 lipca, „gdy ludzie przyjechali na odpust i spali w stodole, to o. Wincenty z różańcem całą niemal noc po ogrodzie chodził i modlił się” [za pielgrzymów].

O przywiązaniu i czci wyrażanej Matce Bożej przez Ojca Wincentego mówiła też w swojej relacji jedna ze starszych mieszkanek Obór: „Widziałam, jak się modlił po cichu, klęcząc ze złożonymi rękami, przy ołtarzu Matki Bożej Szkaplerznej. Różaniec to już u niego było pierwsze; różaniec i szkaplerz. On przyjmował dzieci do szkaplerza, mówiąc: »Noś ten szkaplerz zawsze!«”. „Kiedyś o. Wincenty został zapytany przez pewnego kapłana, jak to robi, że leczy, że pomaga ludziom niepokojonym przez szatana?

Odpowiedział pełen prostoty: - »Odprawiam Mszę świętą o Duchu Świętym w intencji nieszczęśliwego człowieka, a następnie modlę się do Matki Boskiej Bolesnej – słynącej tu cudami«”.

Świadectwo tego pokornego karmelity, męża modlitwy zaprawionego w pokucie i napełnionego Duchem Świętym apostoła Bożej miłości, jest dla nas wszystkich bardzo cenne i pouczające.

Widziano go zawsze z różańcem w dłoniach, klęczącego często przed Tabernakulum u stóp Matki Bolesnej. Z tego Ukrytego Źródła – z Serca Jezusa obecnego w Eucharystii – czerpał tę miłość Bożą uzdrawiająca ludzkie dusze i ciała, którą rozlewał na wszystkich z którymi się spotykał.

Jak zeznają świadkowie: „Ojciec Wincenty był dobrym współbratem w klasztorze i pocieszycielem wszystkich nieszczęśliwych”.

„Przykład jaki nam zostawił ten Samarytanin z Oborskiego Karmelu, może i powinien i nas inspirować do świadczenia miłosierdzia wszystkim tym, których spotykamy na naszej drodze życia. Patrzmy i uczmy się od niego, abyśmy jak i on mogli być przedłużeniem miłości Boga do człowieka” (o. Wiesław Strzelecki).

Także i my, zbliżmy się do tego źródła Bożej Miłości tryskającego dla nas z każdego tabernakulum i z każdego ołtarza na którym Chrystus uobecnia sakramentalnie Ofiarę Krzyża. Pozwólmy, aby Jezus Eucharystyczny żył w nas i promieniował przez nas na innych miłością swego Najświętszego Serca.

„Pamiętam, gdy w pierwszy piątek lipca 1998 r. udając się z posługą do chorych w naszej parafii, zabrałem ze sobą małe obrazki przedstawiające o. Kruszewskiego na tle oborskiego kościoła. Dałem jeden taki obrazek podeszłej wiekiem pani Jadwidze w Oborach.

A ona się uśmiecha i mówi: - Poznaję, to ojciec Wincenty. On mnie uzdrowił!

Pytam więc: – Jak Panią uzdrowił? Proszę to opowiedzieć.

»Byłam – opowiada – małą, może 6-letnią dziewczynką, nie chodziłam jeszcze wtedy do szkoły. Zachorowałam bardzo ciężko na żołądek. Leżałam i byłam tak osłabiona, że nie mogłam chodzić o własnych siłach. O. Wincenty znał moją mamę, która bardzo strapiona zwróciła się do niego z prośbą o pomoc. Wtedy o. Wincenty, będący już wówczas staruszkiem, przyszedł i przyniósł w małej buteleczce poświęcone wino. Dał mi to wino do wypicia. Było tego może dwie duże łyżki. Jednocześnie modlił się za mnie i udzielił kapłańskiego błogosławieństwa. Po przyjęciu tego „lekarstwa” byłam coraz silniejsza i szybko powróciłam do zdrowia«”.

Świadectwo nieżyjącej już dziś oborskiej parafianki dowodzi, że Ojciec Wincenty, napełniony i rozpalony Duchem Świętym, aż do ostatnich dni swego zakonnego i kapłańskiego życia, niestrudzenie roznosił wszystkim, w naczyniu swego kapłańskiego serca, miłość Bożą, uzdrawiającą ludzkie dusze i ciała.

Takim był i takim pozostał do dzisiaj, nie tylko we wdzięcznej pamięci wiernych, ale także w tajemnicy świętych obcowania, orędując za tymi, którzy proszą go o wstawiennictwo u Boga. Jakże wymowny jest krótki zapis Gabrieli z Gniewu pod Gdańskiem, uzdrowionej z raka kości: „Mój ból pozostał przy grobie ojca Wincentego”.

Wierzę, że ojciec Wincenty jest cichym opiekunem i stróżem tego sanktuarium, troskliwym ojcem i wiernym przyjacielem wszystkich chorych, strapionych i ubogich, zniewolonych nałogami i dręczonych przez złego ducha, wspomożycielem spowiedników i egzorcystów, wzorem dla kapłanów i osób konsekrowanych, potężnym orędownikiem i pełnym współczucia bratem dla wszystkich proszących go o wstawiennictwo u Boga. Nasze rozważanie zakończę słowami poezji Anny Trzeciak z Gdańska, która w utworze poświęconym Ojcu Wincentemu zawarła takie strofy:

Dziś wierni pielgrzymi licznie przybywają,

W miejscu, gdzie spoczywa, z pokorą klękają.

Zatroskani o swych bliskich, zdjęcia ich przynoszą

I z ufnością przez modlitwę o pomoc Go proszą.

Bo ojciec Kruszewski wciąż ludziom pomaga,

Wysłucha każdego, kto o pomoc błaga.

Za jego wstawiennictwem uzdrowień jest wiele,

Jak donoszą świadectwa – na duszy i ciele.

I Ty wierny pielgrzymie – z ufnością, pokorą –

Zejdź do podziemi tego klasztoru.

Pomódl się z wiarą przy Jego grobie,

On może pomóc twym bliskim i tobie.

III

Drodzy bracia i siostry! O czym jeszcze przypomina nam dzisiaj ten świątobliwy karmelita, którego setną rocznicę śmierci wspominamy, do czego nas wzywa? Z pewnością o. Wincenty zapatrzony w najdroższy wizerunek Chrystusa Ukrzyżowanego i rozważający codziennie Jego Via Dolorosa pragnie nam powtórzyć za psalmistą: Słysząc głos Pana – słysząc wołanie Ukrzyżowanej Miłości, serc nie zatwardzajcie! O. Wincenty całą swoją postawą i pokorną posługą pomagał wszystkim zwrócić się z ufnością do Serca Zbawiciela otwartego na krzyżu i przyjąć miłość Ojca zawsze bogatego w miłosierdzie.

Jako gorliwy i niestrudzony spowiednik bardzo troszczył się o formację sumienia tych, którzy klękali przy kratkach jego konfesjonału. Posługując wiernym w sakramencie spowiedzi świętej był bardzo spokojny i niezwykle cierpliwy.

Jak zapamiętali to świadkowie: O. Wincenty „spowiadał według Przykazań Bożych i Kościelnych oraz Grzechów Głównych”. „Spowiadał długo, dokładnie i miał zwyczaj pouczać ludzi o prawdach wiary”. Jedna z mieszkanek Głęboczka mówi: „Mama mówiła, że o. Wincenty spowiadał długo, nigdy nie spieszyło mu się”. „Człowiek czuł się po takiej spowiedzi bardzo oczyszczony. Ludzie cenili sobie spowiedź u niego. Dużo się osób u niego spowiadało”.

O szczególnym traktowaniu aktu spowiedzi i miejscu jej odbywania dowiadujemy się również z relacji Heleny Laskowskiej, urodzonej w najbliższym sąsiedztwie Obór, Kazimierzewie: „Spowiadał w konfesjonale przy zakrystii, do innego konfesjonału nie chodził. Dzisiaj te konfesjonały są pod chórem. Był zawsze do dyspozycji, dla wszystkich, którzy przychodzili i prosili go o spowiedź. Spowiedź u niego była szczególna, do wszystkiego naprowadził, wszystko przypomniał… O wszystko się wypytał, od A do Z i dopomógł spowiadającemu się. Był bardzo dokładnym spowiednikiem”.

Spowiedź odbywana u Ojca Wincentego nie była zwykłym aktem wyznania grzechów. Zdarzało się, o czym zaświadczają relacje wiernych, że przenikliwość duchowa Ojca Wincentego jako spowiednika wprowadzała w osłupienie spowiadających się: „Opowiadała mi Juchnowska, stara niewiasta, ciesząca się opinią człowieka prawego: »Spowiadałam się raz u o. Wincentego. Wyznawszy grzechy powiedziałam: »więcej nie pamiętam«. O. Wincenty: »- Naprawdę więcej nie przypominasz sobie?«. Odpowiedziałam: »- Nie"«. Wtedy O. Wincenty »opowiedział mi szczegółowo, jak złorzeczyłam człowiekowi, który przejechał wozem przez zasianą pszenicę«”, mimo to, ludzie bardzo mocno cenili sobie spowiedź odbywaną w konfesjonale prowadzoną przez Niego. Z tych powodów, ale pewnie także z racji innych przymiotów osobowościowych, które wierni niemal przez dwa pokolenia widzieli i obserwowali u Ojca Wincentego, ludzie najczęściej prosili właśnie Jego, aby zaopatrywał i dysponował chorych na śmierć”. Wierni, pamiętający lata posługi Ojca Wincentego, odnosili się w szczegółach do jego podejścia do sakramentu spowiedzi, do Jego rzetelności i uczciwości. Mówił o tym w 1998 r., ur. w 1906 r., Czesław Bagiński, mieszkający w domu tuż pod Kalwarią: „Spowiadał zawsze w konfesjonale przy zakrystii. (…) Był to bardzo dobry ksiądz. Jako spowiednik był bardzo dokładny.”. Według relacji świadków można rzec, że był On sługą i „więźniem” konfesjonału. Czcigodny Ojciec Wincenty, jak zaświadczyła to urodzona w 1908 r. Helena Laskowska z pobliskiego Kazimierzewa, „przesiadywał długo w konfesjonale. Ponieważ był słabo ubrany, przeziębiwszy się, zmarł na zapalenie pęcherza”.

O. Wincenty przez długie lata posługi kapłańskiej i zakonnej w Oborskim Karmelu, cudem ocalonego od kasaty przez rosyjskiego zaborcę, pomagał Rodakom w zachowaniu narodowej i chrześcijańskiej tożsamości. Budził ducha patriotyzmu i pracował nad wolnością w wymiarze najgłębszym i najistotniejszym - w sercach i sumieniach Polaków, tam gdzie żaden zaborca nie ma dostępu. 

Bracia i Siostry! Po ponad stu latach odzyskania przez Polskę Niepodległości potrzebny jest „indywidualny rachunek sumienia z tego, jak wykorzystujemy dzisiaj wolność” – wzywał niedawno jeden z pasterzy Kościoła w Polsce.

O tym po stu latach od swego przejścia do Domu Ojca przypomina nam także oborski karmelita o. Wincenty Kruszewski – pomaga i uczy nas stać na straży naszej wolności. Tej zewnętrznej – odzyskanej przez Polaków w 1918 roku, jak i tej wewnętrznej – otrzymanej przez nas w darze na chrzcie świętym – wolności przybranych dzieci Bożych ku której wyswobodził nas Chrystus za cenę swojej Krwi przelanej na krzyżu.

O. Wincenty uczył budować dom swego życia i niepodległej Polski nie na piasku fałszywie rozumianej wolności do której kusi nas szatan i namawia świat, ale na mocnym fundamencie wierności przykazaniom Dekalogu i Chrystusowej Ewangelii oraz chrześcijańskiej moralności. Przypominał, że najstraszniejszym rodzajem niewoli w wymierzę osobistym i wspólnotowym jest trwanie w grzechu śmiertelnym, w zatwardziałości serca, we wzajemnej nienawiści i braku przebaczenia, oraz obojętności na potrzeby bliźnich. Jako egzorcysta, podejmując w imieniu Kościoła posługę miłosierdzia wobec ludzi opętanych i dręczonych przez złego ducha oraz codzienną walkę duchową z szatanem, dobrze rozumiał, że ostatecznie stawką jest zbawienie dusz i osiągnięcie ojczyzny niebieskiej.

„Każdy, kto odwiedza refektarz klasztorny w Oborach winien, oprócz cudownego krucyfiksu na frontonie, zwrócić uwagę na niewielką katedrę, z której codziennie przed obiadem brat nowicjusz odczytuje odpowiedni fragment Ewangelii. Na jej tzw. przedpiersiu znajduje się płaskorzeźba przedstawiająca Dawida walczącego z lwem. Dawid ubrany jest w brązowy habit i biały płaszcz karmelitański. Przed walką z Goliatem młody Dawid w takich słowach zwraca się do króla Saula: „Kiedy sługa twój pasał owce u swojego ojca, a przyszedł lew lub niedźwiedź i porwał owcę ze stada, wtedy biegłem za nim, uderzałem na niego i wyrywałem mu ją z paszczęki, biłem i uśmiercałem...”.

O. Wincenty, w swojej codziennej posłudze spowiedniczej i egzorcystycznej, był jak Dawid walczący z lwem o życie swoich owiec, jak Dawid toczący bój z Goliatem w imię Pana Zastępów i swojego narodu. Gorliwość o zbawienie dusz całkowicie go pochłaniała” – mówił niedawno w swojej konferencji Prowincjał Karmelitów o. Wiesław Strzelecki OCarm. Jak słusznie dalej podkreślił: „Egzorcyzmy są znakiem, że Bóg nigdy nie opuszcza człowieka. W tym przejawia się wielkie Boże miłosierdzie! (…)

[Jak mówią liczni świadkowie i jedyna zachowana fotografia] Ojciec Wincenty był człowiekiem „[…] o spojrzeniu groźnym, a zarazem pełnym dobroci”, gdyż widział człowieka uwikłanego i zniewolonego złym duchem i grzechem, ale równocześnie był pełen dobroci dla człowieka, który był opętany, biedny i potrzebujący pomocy. Ten jego wzrok był źródłem nadziei. Uzasadnionym wydaje się stwierdzenie, że „przejął” ten wzrok od Jezusa i nauczył się patrzeć na innych oczami Chrystusa”. 

Jedna ze starszych parafianek wspomina: „Rodzice zawsze opowiadali, że o. Wincenty uzdrawiał chorych i wypędzał złego ducha z opętanych. Byłam wtedy dziewczyną. Pamiętam jak chodził i się modlił. Nosił brązowy habit. Takim go zapamiętałam”.

Inna relatorka będąc jeszcze dzieckiem widziała, „jak jakąś dziewczynę przyprowadzili [do kościoła]. Dwóch mężczyzn ją tak sztywno trzymali, nie mogli jej utrzymać, ale Ojciec Wincenty pomodlił się nad nią, przeżegnał i zaraz uspokoiła się. Wziął ją do zakrystii i dalej się nad nią modlił. Ludzi powszechnie mówili, że postem i modlitwą wypędza złego ducha z ludzi ogarniętych złą mocą”.

Jak zaświadczyła jedna z parafianek: „Ojciec Wincenty kładł swoją stułę kapłańską i ta osoba była spokojna. Na pewno bardzo dużo się modlił. Nosił na sobie koszulę z włosia, tzw. włosiennicę, która drażniła jego ciało. Musiał jeszcze zachować post ścisły, żeby uwolnić ludzi cierpiących”.

Dzisiaj pełni wdzięczności przychodzimy na Oborską Kalwarię, by razem z o. Wincentym stanąć z wiarą pod krzyżem Chrystusa u boku Matki Bolesnej. Ona, jako Ucieczka Grzeszników i Matka Miłosierdzia, nieustannie wskazuje nam otwarte na krzyżu Serce Zbawiciela i pomaga w zachowaniu i odzyskaniu tej wewnętrznej wolności i godności przybranych dzieci Bożych otrzymanej w sakramencie chrztu świętego.

„Apostoł Paweł w Liście do Galatów stwierdza, że «ku wolności wyswobodził nas Chrystus» (Ga 5, 1). Św. Jan Paweł II przypomina, że „ta wolność ma bardzo wysoką cenę: jest nią życie, krew Odkupiciela. Tak! Krew Chrystusa jest ceną, którą Bóg zapłacił, aby wyzwolić ludzkość z niewoli grzechu i śmierci”.

Tak wielki dar domaga się więc z naszej strony wielkiej troski i odpowiedzialności. Jako chrześcijanie, każdego dnia musimy odważnie podejmować trud walki duchowej o naszą godność i wolność przybranych dzieci Bożych. To zadanie, którego podjęliśmy się na chrzcie świętym.

Do tej wolności ducha, którą za cenę swojej Krwi przynosi nam miłosierny Zbawca, wzywał w Oborach świątobliwy karmelita o. Wincenty Kruszewski, gdy służył wiernym z ogromnym oddaniem w sakramencie pojednania, a posiadając dar czytania w ludzkich sercach pomagał w dobrej i szczerej spowiedzi doświadczyć radości otrzymanego przebaczenia i rozpocząć drogę autentycznego nawrócenia; gdy także jako egzorcysta wyzwalał utrapionych ludzi z niewoli szatana i mówił wszystkim o miłości Matki Bolesnej. O. Wincenty po blisko 50 latach swojej cichej i gorliwej posługi kapłańskiej doczekał odzyskania przez Polskę Niepodległości. Stał się dla wszystkich szczególnym świadkiem tej wolności ducha, którą przynosi i ofiaruje nam zmartwychwstały Chrystus za cenę swojej męki i śmierci na krzyżu. Niestrudzenie przypominał Rodakom, że wolność nie jest dana raz na zawsze, że codziennie trzeba ją zdobywać i o nią się troszczyć, że do wolności zewnętrznej – do Niepodległej Polski – idzie się przede wszystkim przez odzyskanie i nieustanne umacnianie wolności wewnętrznej każdego Polaka, że tracąc wolność wewnętrzną przez trwanie w grzechach śmiertelnych, w nienawiści oraz w podziałach i wadach narodowych łatwo można utracić także wolność zewnętrzną. Tego właśnie uczył świątobliwy o. Wincenty Kruszewski przyjmując serdecznie wszystkich pielgrzymów w Domu Matki Bożej Bolesnej.

Kapłan ten, pomimo trudnych warunków, w jakich znajdował się Karmel Oborski pod zaborem rosyjskim, pozostał wiernym powołaniu zakonnemu, pomógł obronić klasztor przed kasatą ze strony rosyjskiego zaborcy i dożył szczęśliwie chwili, że konwent dotychczas skazany na samozagładę, został zasilony młodszymi karmelitami z Krakowa, aby miał, kto szerzyć wśród wiernych kult Matki Bożej Bolesnej.

Dzisiaj przy grobie O. Wincentego, znajdującym się w podziemiach oborskiej świątyni, modli się wielu potrzebujących, chorych i strapionych, zrozpaczonych i skrępowanych kajdanami nałogów, zniewolonych przez złego ducha, prosząc go o pomoc i wstawiennictwo u miłosiernego Boga.

Na koniec posłuchajmy jeszcze Jolanty Motylińskiej z Brodnicy, która w utworze „Święty Samarytanin” pisze:

Święci nie lubią rozgłosu, W milczeniu idą do celu,

Lecz zostawiają swe ślady, Którymi przeszło niewielu.

Jak zgodnie żyć z Wolą Bożą, Która jest często zakryta,

Pokazał pięknie przed laty, Wincenty, brat – karmelita.

Trudno jest zostać dziś świętym, Lecz nie jest to niemożliwe,

Zatem niech Ojciec Wincenty, Zwróci swe oczy życzliwe.

I niech rozpali (jak dawniej) Serca zmrożone goryczą,

By znowu były gorliwe, Do Boga niech głośno krzyczą:

„Ty, Panie mój, wiesz – upadłem... I może już milion razy,

Ale z pomocą Twej Łaski, Chciałbym darować urazy.

Pragnę być dobry dla wszystkich, Bo świętych świat potrzebuje

I tylko z świętych pomocą, Ludzkość się dziś uratuje!”.

Droga Rodzino Matki Bolesnej! Umiłowani w Panu, bracia i siostry!

Zawierzam każdego z was i wasze rodziny oraz naszych drogich chorych, czułej opiece naszej Oborskiej Matki i orędownictwu Jej wiernego stróża i apostoła o. Wincentego. Pełni wdzięczności wobec Boga wpatrujmy się w jego świetlaną postać, naśladujmy i przyjmijmy do siebie wezwanie Pana Jezusa z przypowieści o miłosiernym Samarytaninie: „Idź i ty czyń podobnie!”.

Pozdrawiam Was z radością i miłością kapłańskiego serca i darem Chrystusowego błogosławieństwa + o. Piotr OCarm.

Obory, dnia 6 października A. D. 2022

W kiosku klasztornym "Pod wieżą" jest już do nabycia piękna monografia książkowa - "SAMARYTANIN Z OBORSKIEGO KARMELU. OJCIEC WINCENTY KRUSZEWSKI (1843-6 X 1922)" autorstwa prof. Mirosława Krajewskiego.


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio