Dwa tygodnie
po złożeniu pierwszych ślubów zakonnych, w dniu 19 marca 1861 r., czyli w
uroczystość św. Józefa, został przeniesiony do klasztoru w Oborach, gdzie
przebywał do początków 1863 r. Tutaj w dniu 5 października 1862 r. brat Wincenty złożył uroczyste śluby wieczyste
czystości, ubóstwa i posłuszeństwa.
W
Oborach, pod okiem miejscowego przeora o. Piotra Ochlewskiego, był świadkiem
wybuchu powstania styczniowego i udziału w nim miejscowego klasztoru, w tym zaprzysiężenia
licznego oddziału powstańczego hr. Sumińskiego z pobliskiego Zbójna na początku
lutego 1863 r.
Klasztor
oborski w tym czasie znalazł się w samym centrum kolejnego zrywu wolnościowego
Polaków. Wszyscy, którzy ofiarowali tu swoje życie Bogu, byli jednocześnie
gotowi ofiarować je za wolność Ojczyzny. Niezwykle sugestywnie pisała o tym
Maria Konopnicka w swojej noweli pt. W
Oborach. Te dramatyczne wydarzenia musiały pozostawić trwały i mocny ślad
na osobowości młodego zakonnika.
Na
początku 1863 roku brat Wincenty został przeniesiony z Obór do konwentu
warszawskiego, gdzie karmelici prowadzili studium filozoficzno - teologiczne.
Święcenia
kapłańskie otrzymał 7 października 1866
r., czyli w święto NMP Różańcowej, mając ukończone zaledwie 23 lata.
W
latach 1868-1879 o. Wincenty pracował przy dawnym kościele karmelitów na
warszawskim Lesznie oraz oddzielnie jako kapelan przytułku dla młodych kobiet z
marginesu, prowadzonym przy ulicy Żytniej w Warszawie przez Zgromadzenie Sióstr
Matki Bożej Miłosierdzia.
W roku
1879 o. Wincenty rozpoczął posługę w Oborach. Tutaj jak ewangeliczny samarytanin
z wielką miłością i oddaniem nieustannie pochylał się nad chorymi na duszy i
ciele. Jako prawdziwy więzień konfesjonału, ceniony przewodnik duchowy,
poszukiwany egzorcysta, troskliwy opiekun ubogich i chorych, naśladował we
wszystkim Boskiego Samarytanina, naszego Pana Jezusa Chrystusa.
Ojciec
Wincenty dowodził, że miejscem służby Bogu jest przede wszystkim świątynia,
dlatego – jak podał jeden ze świadków –
„najchętniej
przebywał w świątyni, modląc się, słuchając spowiedzi, przystrajając ołtarze.
On sam był prawdziwą ozdobą tego kościoła. Cichy, pokorny, pobożny, świątobliwy
i uczony karmelita w Oborach od r. 1879”.
Ojciec
Wincenty żywił szczególny kult do Matki Bożej Bolesnej. Wykazywał wielką troskę
o pielgrzymów przybywających licznie do oborskiego sanktuarium. Zaświadczył o
tym ks. Walenty Załuski:
„Po kilkugodzinnej drodze, zbliżyliśmy się do
Obór. Było to już pod wieczór. Ukazała się nam wysoka wieża klasztorna i przynęcała ku sobie! Spuściliśmy
się z góry w głęboki parów, który nas doprowadził na miejsce. Wysokie wierzby
ocieniały drogę, doszliśmy do wioski… Domy z obu stron schludne, niektóre nawet
okazałe…, droga wiodła teraz do góry, mając z lewej strony dolinę, na której
szemrał wartki strumień. Ukazał się sad klasztorny, nie szeroki, ale – długi, a
ponad nim – mury klasztorne i wspaniała wieżyca kościelna!... (…) Tuż, przy
bramie kościelnej stanęli OO. Karmelici. Weszliśmy do kościoła z pieśnią „Kto
się w opiekę…” i stanęliśmy przed Bolesną Matką Boską Oborską!... Prosiłem OO.
Karmelitów o spowiedź parafian moich i gościnność. O. Wincenty odpowiedział i
jasno wykazał cel pielgrzymek do miejsc cudownych. Odśpiewaliśmy „Pod Twoją
obronę” i usiedliśmy do konfesjonałów. Praca była nie lada, bo kompania Osiecka
była liczna i wielu zresztą przybyło okolicznych pielgrzymów na odpust
Zielonych Świątek do Obór”.
Gdy
trzeba było Ojciec Wincenty wychodził na powitanie niewielkich grup
pielgrzymów, rodzin czy też indywidualnych pątników przybywających do tronu
Matki Bożej Bolesnej, której był wierny do końca. Pewnie nieraz usłyszeli z
jego ust informacje o tym cudownym miejscu i tej przypowieści, że „nazwa Obory powstała z radosnego
westchnienia pątników, którzy, zdążając wśród upalnego lata do kościoła, z
radością witali blisko też kościoła położone lasy, z uciechy, że mogą w
cienistym lesie po długiej i żmudnej podróży odpocząć, wyrywało się im z ust
westchnienie: „o’bory!”.
II
Miesiąc
październik w szczególny sposób poświęcony jest Matce Bożej Różańcowej. Pod tym
właśnie tytułem Maryja objawiła się sto lat temu w fatimskiej Dolinie Pokoju. Gdy spytano
małą Hiacyntę, o co najbardziej prosiła Matka Boża podczas fatimskich objawień,
dziewczynka odpowiedziała: „O codzienne
odmawianie różańca”.
Pięknym
przykładem może być dla nas Czcigodny Ojciec Wincenty Kruszewski z Karmelu w
Oborach, który
na co dzień nie rozstawał się z różańcem, wszystkim mówił o miłości i mocy
wstawiennictwa Matki Bolesnej, której był całkowicie oddany.
Jeden
ze świadków jego świętego życia wspomina: Przed dorocznym odpustem na
Uroczystość Matki Bożej Szkaplerznej 16 lipca, „gdy ludzie przyjechali na
odpust i spali w stodole, to o. Wincenty z różańcem całą niemal noc po ogrodzie
chodził i modlił się” [za pielgrzymów].
O
przywiązaniu i czci wyrażanej Matce Bożej przez Ojca Wincentego mówiła też w
swojej relacji jedna ze starszych mieszkanek Obór: „Widziałam, jak się modlił
po cichu, klęcząc ze złożonymi rękami, przy ołtarzu Matki Bożej Szkaplerznej.
Różaniec to już u niego było pierwsze; różaniec i szkaplerz. On przyjmował
dzieci do szkaplerza, mówiąc: »Noś ten szkaplerz zawsze!«”. „Kiedyś o. Wincenty został zapytany przez
pewnego kapłana, jak to robi, że leczy, że pomaga ludziom niepokojonym przez
szatana?
Odpowiedział pełen prostoty: - »Odprawiam Mszę świętą o Duchu Świętym w
intencji nieszczęśliwego człowieka, a następnie modlę się do Matki Boskiej
Bolesnej – słynącej tu cudami«”.
Świadectwo tego pokornego karmelity, męża modlitwy zaprawionego w
pokucie i napełnionego Duchem Świętym apostoła Bożej miłości, jest dla nas
wszystkich bardzo cenne i pouczające.
Widziano go zawsze z różańcem w dłoniach, klęczącego często przed
Tabernakulum u stóp Matki Bolesnej. Z tego Ukrytego Źródła – z Serca Jezusa
obecnego w Eucharystii – czerpał tę miłość Bożą uzdrawiająca ludzkie dusze i
ciała, którą rozlewał na wszystkich z którymi się spotykał.
Jak zeznają świadkowie:
„Ojciec Wincenty był dobrym współbratem w klasztorze i pocieszycielem
wszystkich nieszczęśliwych”.
„Przykład jaki nam zostawił ten Samarytanin z
Oborskiego Karmelu, może i powinien i nas inspirować do świadczenia
miłosierdzia wszystkim tym, których spotykamy na naszej drodze życia. Patrzmy i
uczmy się od niego, abyśmy jak i on mogli być przedłużeniem miłości Boga do
człowieka” (o. Wiesław
Strzelecki).
Także i my, zbliżmy się do tego źródła Bożej Miłości tryskającego dla
nas z każdego tabernakulum i z każdego ołtarza na którym Chrystus uobecnia
sakramentalnie Ofiarę Krzyża. Pozwólmy, aby Jezus Eucharystyczny żył w nas i
promieniował przez nas na innych miłością swego Najświętszego Serca.
„Pamiętam, gdy w pierwszy piątek lipca 1998
r. udając się z posługą do chorych w naszej parafii, zabrałem ze sobą małe obrazki
przedstawiające o. Kruszewskiego na tle oborskiego kościoła. Dałem jeden taki
obrazek podeszłej wiekiem pani Jadwidze w Oborach.
A ona się uśmiecha i mówi: - Poznaję, to ojciec Wincenty. On mnie
uzdrowił!
Pytam więc: – Jak Panią uzdrowił? Proszę
to opowiedzieć.
»Byłam – opowiada – małą, może 6-letnią
dziewczynką, nie chodziłam jeszcze wtedy do szkoły. Zachorowałam bardzo ciężko
na żołądek. Leżałam i byłam tak osłabiona, że nie mogłam chodzić o własnych
siłach. O. Wincenty znał moją mamę, która bardzo strapiona zwróciła się do
niego z prośbą o pomoc. Wtedy o. Wincenty, będący już wówczas staruszkiem,
przyszedł i przyniósł w małej buteleczce poświęcone wino. Dał mi to wino do
wypicia. Było tego może dwie duże łyżki. Jednocześnie modlił się za mnie i
udzielił kapłańskiego błogosławieństwa. Po przyjęciu tego „lekarstwa” byłam
coraz silniejsza i szybko powróciłam do zdrowia«”.
Świadectwo
nieżyjącej już dziś oborskiej parafianki dowodzi, że Ojciec Wincenty,
napełniony i rozpalony Duchem Świętym, aż do ostatnich dni swego zakonnego i
kapłańskiego życia, niestrudzenie roznosił wszystkim, w naczyniu swego
kapłańskiego serca, miłość Bożą, uzdrawiającą ludzkie dusze i ciała.
Takim
był i takim pozostał do dzisiaj, nie tylko we wdzięcznej pamięci wiernych, ale
także w tajemnicy świętych obcowania, orędując za tymi, którzy proszą go o
wstawiennictwo u Boga. Jakże wymowny jest krótki zapis Gabrieli z Gniewu pod
Gdańskiem, uzdrowionej z raka kości: „Mój
ból pozostał przy grobie ojca Wincentego”.
Wierzę, że ojciec Wincenty jest cichym opiekunem i stróżem tego
sanktuarium, troskliwym ojcem i wiernym przyjacielem wszystkich chorych,
strapionych i ubogich, zniewolonych nałogami i dręczonych przez złego ducha,
wspomożycielem spowiedników i egzorcystów, wzorem dla kapłanów i osób
konsekrowanych, potężnym orędownikiem i pełnym współczucia bratem dla
wszystkich proszących go o wstawiennictwo u Boga. Nasze rozważanie zakończę słowami poezji Anny Trzeciak z Gdańska, która
w utworze poświęconym Ojcu Wincentemu zawarła takie strofy:
Dziś
wierni pielgrzymi licznie przybywają,
W miejscu, gdzie spoczywa, z pokorą klękają.
Zatroskani o swych bliskich, zdjęcia ich przynoszą
I z ufnością przez modlitwę o pomoc Go proszą.
Bo ojciec Kruszewski wciąż ludziom pomaga,
Wysłucha każdego, kto o pomoc błaga.
Za jego wstawiennictwem uzdrowień jest wiele,
Jak donoszą świadectwa – na duszy i ciele.
I Ty wierny pielgrzymie – z ufnością, pokorą –
Zejdź do podziemi tego klasztoru.
Pomódl się z wiarą przy Jego grobie,
On może pomóc twym bliskim i tobie.
III
Drodzy
bracia i siostry! O czym jeszcze przypomina nam dzisiaj ten świątobliwy
karmelita, którego setną rocznicę śmierci wspominamy, do czego nas wzywa? Z
pewnością o. Wincenty zapatrzony w najdroższy wizerunek Chrystusa Ukrzyżowanego
i rozważający codziennie Jego Via Dolorosa pragnie nam powtórzyć za
psalmistą: Słysząc głos Pana – słysząc wołanie
Ukrzyżowanej Miłości, serc nie zatwardzajcie! O. Wincenty całą swoją postawą i
pokorną posługą pomagał wszystkim zwrócić się z ufnością do Serca Zbawiciela
otwartego na krzyżu i przyjąć miłość Ojca zawsze bogatego w miłosierdzie.
Jako gorliwy
i niestrudzony spowiednik bardzo troszczył się o formację sumienia tych, którzy
klękali przy kratkach jego konfesjonału. Posługując wiernym w sakramencie
spowiedzi świętej był bardzo spokojny i niezwykle cierpliwy.
Jak
zapamiętali to świadkowie: O. Wincenty „spowiadał
według Przykazań Bożych i Kościelnych oraz Grzechów Głównych”. „Spowiadał długo, dokładnie i miał zwyczaj
pouczać ludzi o prawdach wiary”. Jedna z mieszkanek Głęboczka mówi: „Mama mówiła, że o. Wincenty spowiadał długo,
nigdy nie spieszyło mu się”. „Człowiek
czuł się po takiej spowiedzi bardzo oczyszczony. Ludzie cenili sobie spowiedź u
niego. Dużo się osób u niego spowiadało”.
O
szczególnym traktowaniu aktu spowiedzi i miejscu jej odbywania dowiadujemy się
również z relacji Heleny Laskowskiej, urodzonej w najbliższym sąsiedztwie Obór,
Kazimierzewie: „Spowiadał w konfesjonale
przy zakrystii, do innego konfesjonału nie chodził. Dzisiaj te konfesjonały są
pod chórem. Był zawsze do dyspozycji, dla wszystkich, którzy przychodzili i
prosili go o spowiedź. Spowiedź u niego była szczególna, do wszystkiego
naprowadził, wszystko przypomniał… O wszystko się wypytał, od A do Z i dopomógł
spowiadającemu się. Był bardzo dokładnym spowiednikiem”.
Spowiedź
odbywana u Ojca Wincentego nie była zwykłym aktem wyznania grzechów. Zdarzało
się, o czym zaświadczają relacje wiernych, że przenikliwość duchowa Ojca
Wincentego jako spowiednika wprowadzała w osłupienie spowiadających się: „Opowiadała mi Juchnowska, stara niewiasta,
ciesząca się opinią człowieka prawego: »Spowiadałam się raz u o. Wincentego.
Wyznawszy grzechy powiedziałam: »więcej nie pamiętam«. O. Wincenty: »- Naprawdę
więcej nie przypominasz sobie?«. Odpowiedziałam: »- Nie"«. Wtedy O.
Wincenty »opowiedział mi szczegółowo, jak złorzeczyłam człowiekowi, który
przejechał wozem przez zasianą pszenicę«”, mimo to, ludzie bardzo mocno cenili
sobie spowiedź odbywaną w konfesjonale prowadzoną przez Niego. Z tych powodów,
ale pewnie także z racji innych przymiotów osobowościowych, które wierni niemal
przez dwa pokolenia widzieli i
obserwowali u Ojca Wincentego, ludzie najczęściej prosili właśnie Jego, aby
zaopatrywał i dysponował chorych na śmierć”. Wierni, pamiętający lata
posługi Ojca Wincentego, odnosili się w szczegółach do jego podejścia do
sakramentu spowiedzi, do Jego rzetelności i uczciwości. Mówił o tym w 1998 r.,
ur. w 1906 r., Czesław Bagiński, mieszkający w domu tuż pod Kalwarią: „Spowiadał zawsze w konfesjonale przy
zakrystii. (…) Był to bardzo dobry ksiądz. Jako spowiednik był bardzo
dokładny.”. Według relacji świadków można rzec, że był On sługą i
„więźniem” konfesjonału. Czcigodny Ojciec Wincenty, jak zaświadczyła to
urodzona w 1908 r. Helena Laskowska z pobliskiego Kazimierzewa, „przesiadywał długo w konfesjonale. Ponieważ
był słabo ubrany, przeziębiwszy się, zmarł na zapalenie pęcherza”.
O.
Wincenty przez długie
lata posługi kapłańskiej i zakonnej w Oborskim Karmelu, cudem ocalonego od
kasaty przez rosyjskiego zaborcę, pomagał Rodakom w zachowaniu narodowej i
chrześcijańskiej tożsamości. Budził ducha patriotyzmu i pracował nad wolnością
w wymiarze najgłębszym i najistotniejszym - w sercach i sumieniach Polaków, tam
gdzie żaden zaborca nie ma dostępu.
Bracia i
Siostry! Po ponad stu latach odzyskania przez Polskę Niepodległości potrzebny
jest „indywidualny rachunek sumienia z tego, jak wykorzystujemy dzisiaj
wolność” – wzywał niedawno jeden z pasterzy Kościoła w Polsce.
O tym po stu
latach od swego przejścia do Domu Ojca przypomina nam także oborski karmelita
o. Wincenty Kruszewski – pomaga i uczy nas stać na straży naszej wolności. Tej
zewnętrznej – odzyskanej przez Polaków w 1918 roku, jak i tej wewnętrznej –
otrzymanej przez nas w darze na chrzcie świętym – wolności przybranych dzieci Bożych
ku której wyswobodził nas Chrystus za cenę swojej Krwi przelanej na krzyżu.
O. Wincenty
uczył budować dom swego życia i niepodległej Polski nie na piasku fałszywie
rozumianej wolności do której kusi nas szatan i namawia świat, ale na mocnym
fundamencie wierności przykazaniom Dekalogu i Chrystusowej Ewangelii oraz
chrześcijańskiej moralności. Przypominał, że najstraszniejszym rodzajem niewoli
w wymierzę osobistym i wspólnotowym jest trwanie w grzechu śmiertelnym, w
zatwardziałości serca, we wzajemnej nienawiści i braku przebaczenia, oraz
obojętności na potrzeby bliźnich. Jako egzorcysta, podejmując w imieniu
Kościoła posługę miłosierdzia wobec ludzi opętanych i dręczonych przez złego
ducha oraz codzienną walkę duchową z szatanem, dobrze rozumiał, że ostatecznie
stawką jest zbawienie dusz i osiągnięcie ojczyzny niebieskiej.
„Każdy,
kto odwiedza refektarz klasztorny w Oborach winien, oprócz cudownego krucyfiksu
na frontonie, zwrócić uwagę na niewielką katedrę, z której codziennie przed
obiadem brat nowicjusz odczytuje odpowiedni fragment Ewangelii. Na jej tzw. przedpiersiu znajduje się płaskorzeźba
przedstawiająca Dawida walczącego z lwem. Dawid ubrany jest w brązowy habit i
biały płaszcz karmelitański. Przed walką z Goliatem młody Dawid w takich
słowach zwraca się do króla Saula: „Kiedy
sługa twój pasał owce u swojego ojca, a przyszedł lew lub niedźwiedź i porwał
owcę ze stada, wtedy biegłem za nim, uderzałem na niego i wyrywałem mu ją z
paszczęki, biłem i uśmiercałem...”.
O.
Wincenty, w swojej codziennej posłudze spowiedniczej i egzorcystycznej, był jak
Dawid walczący z lwem o życie swoich owiec, jak Dawid toczący bój z Goliatem w
imię Pana Zastępów i swojego narodu. Gorliwość o zbawienie dusz całkowicie go
pochłaniała” – mówił niedawno w swojej konferencji Prowincjał Karmelitów o.
Wiesław Strzelecki OCarm. Jak słusznie dalej podkreślił: „Egzorcyzmy są
znakiem, że Bóg nigdy nie opuszcza człowieka. W tym przejawia się wielkie Boże
miłosierdzie! (…)
[Jak
mówią liczni świadkowie i jedyna zachowana fotografia] Ojciec Wincenty był
człowiekiem „[…] o spojrzeniu groźnym, a zarazem pełnym dobroci”, gdyż widział
człowieka uwikłanego i zniewolonego złym duchem i grzechem, ale równocześnie
był pełen dobroci dla człowieka, który był opętany, biedny i potrzebujący pomocy.
Ten jego wzrok był źródłem nadziei. Uzasadnionym wydaje się stwierdzenie, że
„przejął” ten wzrok od Jezusa i nauczył się patrzeć na innych oczami Chrystusa”.
Jedna
ze starszych parafianek wspomina: „Rodzice
zawsze opowiadali, że o. Wincenty uzdrawiał chorych i wypędzał złego ducha z
opętanych. Byłam wtedy dziewczyną. Pamiętam jak chodził i się modlił. Nosił
brązowy habit. Takim go zapamiętałam”.
Inna
relatorka będąc jeszcze dzieckiem widziała, „jak jakąś dziewczynę przyprowadzili [do kościoła]. Dwóch mężczyzn ją
tak sztywno trzymali, nie mogli jej utrzymać, ale Ojciec Wincenty pomodlił się
nad nią, przeżegnał i zaraz uspokoiła się. Wziął ją do zakrystii i dalej się
nad nią modlił. Ludzi powszechnie mówili, że postem i modlitwą wypędza złego
ducha z ludzi ogarniętych złą mocą”.
Jak
zaświadczyła jedna z parafianek: „Ojciec Wincenty kładł swoją stułę
kapłańską i ta osoba była spokojna. Na pewno bardzo dużo się modlił. Nosił na
sobie koszulę z włosia, tzw. włosiennicę, która drażniła jego ciało. Musiał
jeszcze zachować post ścisły, żeby uwolnić ludzi cierpiących”.
Dzisiaj
pełni wdzięczności przychodzimy na Oborską Kalwarię, by razem z o. Wincentym
stanąć z wiarą pod krzyżem Chrystusa u boku Matki Bolesnej. Ona, jako Ucieczka
Grzeszników i Matka Miłosierdzia, nieustannie wskazuje nam otwarte na krzyżu
Serce Zbawiciela i pomaga w zachowaniu i odzyskaniu tej wewnętrznej wolności i
godności przybranych dzieci Bożych otrzymanej w sakramencie chrztu świętego.
„Apostoł
Paweł w Liście do Galatów stwierdza, że «ku wolności wyswobodził nas Chrystus»
(Ga 5, 1). Św. Jan Paweł II przypomina, że „ta wolność ma bardzo wysoką
cenę: jest nią życie, krew Odkupiciela. Tak! Krew Chrystusa jest ceną, którą
Bóg zapłacił, aby wyzwolić ludzkość z niewoli grzechu i śmierci”.
Tak wielki
dar domaga się więc z naszej strony wielkiej troski i odpowiedzialności. Jako
chrześcijanie, każdego dnia musimy odważnie podejmować trud walki duchowej o
naszą godność i wolność przybranych dzieci Bożych. To zadanie, którego
podjęliśmy się na chrzcie świętym.
Do tej
wolności ducha, którą za cenę swojej Krwi przynosi nam miłosierny Zbawca,
wzywał w Oborach świątobliwy karmelita o. Wincenty Kruszewski, gdy służył
wiernym z ogromnym oddaniem w sakramencie pojednania, a posiadając dar czytania
w ludzkich sercach pomagał w dobrej i szczerej spowiedzi doświadczyć radości
otrzymanego przebaczenia i rozpocząć drogę autentycznego nawrócenia; gdy także
jako egzorcysta wyzwalał utrapionych ludzi z niewoli szatana i mówił wszystkim
o miłości Matki Bolesnej. O. Wincenty po blisko 50 latach swojej cichej i
gorliwej posługi kapłańskiej doczekał odzyskania przez Polskę Niepodległości.
Stał się dla wszystkich szczególnym świadkiem tej wolności ducha, którą
przynosi i ofiaruje nam zmartwychwstały Chrystus za cenę swojej męki i śmierci
na krzyżu. Niestrudzenie przypominał Rodakom, że wolność nie jest dana raz na
zawsze, że codziennie trzeba ją zdobywać i o nią się troszczyć, że do wolności
zewnętrznej – do Niepodległej Polski – idzie się przede wszystkim przez
odzyskanie i nieustanne umacnianie wolności wewnętrznej każdego Polaka, że
tracąc wolność wewnętrzną przez trwanie w grzechach śmiertelnych, w nienawiści
oraz w podziałach i wadach narodowych łatwo można utracić także wolność
zewnętrzną. Tego właśnie uczył świątobliwy o. Wincenty Kruszewski przyjmując
serdecznie wszystkich pielgrzymów w Domu Matki Bożej Bolesnej.
Kapłan
ten, pomimo trudnych warunków, w jakich znajdował się Karmel Oborski pod
zaborem rosyjskim, pozostał wiernym powołaniu zakonnemu, pomógł obronić
klasztor przed kasatą ze strony rosyjskiego zaborcy i dożył szczęśliwie chwili,
że konwent dotychczas skazany na samozagładę, został zasilony młodszymi karmelitami
z Krakowa, aby miał, kto szerzyć wśród wiernych kult Matki Bożej Bolesnej.
Dzisiaj
przy grobie O. Wincentego, znajdującym się w podziemiach oborskiej świątyni,
modli się wielu potrzebujących, chorych i strapionych, zrozpaczonych i
skrępowanych kajdanami nałogów, zniewolonych przez złego ducha, prosząc go o
pomoc i wstawiennictwo u miłosiernego Boga.
Na koniec posłuchajmy jeszcze Jolanty Motylińskiej
z Brodnicy, która w utworze „Święty Samarytanin” pisze:
Święci nie lubią rozgłosu, W milczeniu idą do celu,
Lecz zostawiają swe ślady, Którymi przeszło niewielu.
Jak zgodnie żyć z Wolą Bożą, Która jest często
zakryta,
Pokazał pięknie przed laty, Wincenty, brat –
karmelita.
Trudno jest zostać dziś świętym, Lecz nie jest to
niemożliwe,
Zatem niech Ojciec Wincenty, Zwróci swe oczy życzliwe.
I niech rozpali (jak dawniej) Serca zmrożone goryczą,
By znowu były gorliwe, Do Boga niech głośno krzyczą:
„Ty, Panie mój, wiesz – upadłem... I może już milion
razy,
Ale z pomocą Twej Łaski, Chciałbym darować urazy.
Pragnę być dobry dla wszystkich, Bo świętych świat
potrzebuje
I tylko z świętych pomocą, Ludzkość się dziś
uratuje!”.
Droga Rodzino Matki
Bolesnej! Umiłowani w Panu,
bracia i siostry!
Zawierzam
każdego z was i wasze rodziny oraz naszych drogich chorych, czułej opiece
naszej Oborskiej Matki i orędownictwu Jej wiernego stróża i apostoła o.
Wincentego. Pełni wdzięczności wobec Boga wpatrujmy się w jego świetlaną postać,
naśladujmy i przyjmijmy do siebie wezwanie Pana Jezusa z przypowieści o
miłosiernym Samarytaninie: „Idź i ty czyń podobnie!”.
Pozdrawiam
Was z radością i miłością kapłańskiego serca i darem Chrystusowego
błogosławieństwa + o. Piotr OCarm.
Obory, dnia 6
października A. D. 2022
W kiosku klasztornym "Pod wieżą" jest już do
nabycia piękna monografia książkowa - "SAMARYTANIN Z OBORSKIEGO KARMELU.
OJCIEC WINCENTY KRUSZEWSKI (1843-6 X 1922)" autorstwa prof. Mirosława
Krajewskiego.