19.07.2023
Świadectwo Niny - Obory, 15 lipca 2023 r.


Mam na imię Nina. Mój mąż to Marek i jesteśmy rodzicami siedmiorga dzieci.Przybywamy do Maryji rodzinnie aby zaświadczyć o Bożej i Matczynej miłości. Pragniemy opowiedzieć piękną historię która pokazuje jak Maryja jako najlepsza z matek troszczy się o swoje dzieci. Ona nigdy nie skupia się na sobie Ale zawsze wskazuje na swojego syna Jezusa. Wystarczy otworzyć jej swoje serce i się jej zawierzyć ona tak jak w Kanie galilejskiej uprosił u swojego syna to co jest nam najbardziej potrzebne. Na oborskim wzgórzu szedł cudowną figurą Matki Bożej Bolesnej Pietą stanęliśmy pierwszy raz z mężem w święto Wniebowzięcia NMP 15 sierpnia 2008 roku. Był to ciężki czas w życiu naszej rodziny. Czas naznaczony cierpieniem i lękiem o przyszłość. Minęło bowiem niecałe 2 lata od intensywnego leczenia u mnie choroby nowotworowej. W wieku 33 lat zachorowałam na raka piersi byliśmy z mężem przerażeni. Mieliśmy jeszcze tyle planów na życie i byliśmy rodzicami trojga małych dzieci. Najmłodsza córka Weronika miała tylko 4 latka i była dzieckiem niesłyszącym od urodzenia. Jeden z synów przygotowywał się do pierwszej komunii świętej A starszy miał 12 lat. Prowadziliśmy życie jak większość polskich rodzin w pełnym biegu:dom,dzieci,praca . Regularnie uczęszczaliśmy na niedzielą Eucharystię ale nasza wiara była płytka brakowało w niej żaru. Pan Bóg nie był na pierwszym miejscu. Ja od małego dziecka bardzo kochałam Maryję . Będąc małą dziewczynką zrywałam polne kwiaty dla Maryi i zanosiłam je do przydrożnej figury. Lubiłam też pielgrzymki do sanktuariów Maryjnych. Mając rodzinę rodzące się kolejno małe dzieci odkładałam pielgrzymowanie na później kiedy dzieci podrosną a życie bardziej się unormuje. W jak wielkim byłam w błędzie przekonałam się przez chorobę teraz wiem że każdego dnia powinniśmy dążyć do świętości i ważnych rzeczy nie powinniśmy odkładać na potem bo tego potem może po prostu nie być! Poza tym dzieci powinny od najmłodszych lat będąc jeszcze przy piersi mamy wzrastać w atmosferze żarliwej modlitwy czy pielgrzymowania. To będzie owocować w ich późniejszym dorosłym życiu. Gdy przybyliśmy do MBB Oborach moje ciało było wymęczone przez intensywne leczenie. Byłam już bo wiem po operacji chirurgicznej polegającej na jednostronnej mastektomii piersi i wycięciu węzłów chłonnych. Badanie histopatologiczne wykazało że nowotwór jest bardzo złośliwy i pojawił się już w kilku wyciętych węzłach chłonnych pachy. Trzeba było szybko działać. Ustalono leczenie-chemioterapię sześć dawek co 3 tygodnie a potem jeszcze radioterapię,czyli naświetlania- 20 lamp w Bydgoszczy. Potrzebne były konsultacje czy lampy w trakcie naświetlania nie uszkodzą zbyt mocno serca.Jak wiele ono zdołało wytrzymać przekonałam się w kolejnych miesiącach i latach! Całe leczenie trwało około 7 miesięcy. Wypadły włosy bolały kości i głowa. A w miejscu naświetlań skóra schodziła płatami. Jednak ból fizyczny nie był najgorszy. Gorszy był ból psychiczny w postaci lęku o dzieci o rodzinę. Bałam się o trójkę dzieci i jak mąż da sobie radę gdy ja już odejdę. W tamtych latach niewiele mówiło się o raku. Był to temat tabu. Z tyłu głowy słyszałam- Rak to wyrok! W rozpaczy zwróciłam się do Maryi i chwyciłam za różaniec który leżał na dnie szuflady. Błagałam o siłę i pomoc w procesie leczenia. Obiecałam wtedy Maryi że jeżeli wyprosi mi u swojego syna łaskę zdrowia to będziemy jeździć z mężem i dziećmi do sanktuariów Maryjnych będziemy dziękować za uzdrowienie i swoim życiem będziemy głosić Bożą chwałę. Jezusa prosiłam o 10 lat życia aby dzieci podrosły i były bardziej samodzielne.... O Sanktuarium w Oborach dowiedzieliśmy się od brata męża. Obiecałam więc Maryi że pojedziemy do niej święto Wniebowzięcia 15 sierpnia. Dzięki Bożej łasce udało się. Przybyliśmy do sanktuarium w Oborach. Zachwyciła nas przyroda i piękne położenie klasztoru. A w świątyni cudowna figura Matki Bożej Bolesnej Pieta. Po pięknej eucharystii była ceremonia przyjęcia Szkaplerza świętego. Przyjęłam więc z radością Szkaplerz święty. Później modlitwa kapłana nad moim zbolałym ciałem który prosił mnie abym zaufała Jezusowi. Wypowiedziałam wtedy słowa: Jezu ufam tobie! Przeżyłam wtedy piękne doświadczenie. Doświadczyłam Pana Jezusa  Zmartwychwstałego! Spłynęła na mnie pewność że Jezus narodził się umarł za nasze grzechy ale Zmartwychwstał w Swojej chwałe! Że nadal żyje i uzdrawia tak jak 2000 lat temu. Było to piękne doświadczenie które odmieniło moje nasze życie. Gdy wróciliśmy do domu zauważyłam że mam w sercu pokój i czuję głód modlitwy. Szukałam miejsca odosobnienia aby się modlić. Potem zauważyłam że nie mogę skupić się na czytaniu plotkarskich gazet. Literki jakby skakały. Pociągało mnie bardzo wszystko to co religijne poszukałam w swojej biblioteczce żywoty świętych i czytałam czytałam. Nie wiedziałam do końca co się ze mną dzieje. Pokochałam modlitwę różańcową i Eucharystię. Przestał smakować mi alkohol. Dwa lata temu podpisałam krucjatę trzeźwości do końca życia. Pan Jezus powoli uzdrawiał moje serce pokazał mi jak nieszczere były moje spowiedzi a niektóre grzechy schowane gdzieś głęboko na dnie serca. Szczere wyznanie grzechów w sakramencie pokuty jeszcze bardziej uzdrowiło moje serce. Sanktuarium w Oborach stało się miejscem gdzie z dziećmi przyjeżdżaliśmy aby pokłonić się Jezusowi i Maryji. Umacniając się duchowo wzmacniałam coraz bardziej moje ciało. Badania kontrolne pokazały że wszystko wraca do normy. Po pięciu latach uznano mnie za osobę zdrową. Zauważyłam że w moim sercu pojawia się pragnienie zostania ponownie mamą. Modlę się o tę łaskę w trakcie rekolekcji z O.Manjackal w Toruniu . Pan Jezus wysłuchuje mojej prośby. Po miesiącu okazuje się że jestem w stanie błogosławionym. Radość moja jest ogromna ale lekarze wystraszeni i nieprzychylni. Na pierwszym badaniu pada pytanie czy jesteśmy na tak z ciążą. Wcześniejsze zachorowanie przeze mnie na raka dawało mi przepustkę do dokonania aborcji!!! Odpowiedziałam lekarzowi że bardzo cieszę się że jestem w stanie błogosławionym. W trakcie ciąży zaprzyjaźniłam się duchowo ze świętą siostrą Faustyną przeczytanie jej biografii obdarzyło mnie ogromną ufnością w Boże Miłosierdzie. Ciąże przechodzę bez komplikacji, wyniki mam bardzo dobre. Jedynie w piątym miesiącu ciąży USG wykazuje piersi torbiel. Przyjeżdżamy do sanktuarium w Oborach zawierzamy nasz lęk Panu Jezusowi i Maryi. W trakcie modlitwy ojciec Piotr uspokaja. Padają słowa które pamiętam do dziś: Spokojnie, będzie dobrze! To balsam na moje serce. Biopsja torbieli pokazuje że to tylko zapchany kanalik mlekowy.5 sierpnia 2012 roku przychodzi na świat nasze czwarte dziecko córeczka Emilia. Lekarze pod strachem czy choroba się nie cofnie. A ja? Szczęśliwa tulę dziecko i karmi swoim pokarmem!!! Ciało częściowo pokaleczone po jednostronnej mastektomii ale pokarmów piersi jest tyle że karmię córeczkę wyłącznie swoim mlekiem do prawie 6 miesiąca życia. Potem włączamy inne produkty do żywienia ale karmię ją piersią ponad trzy lata. Córeczka jest prawdziwym błogosławieństwem Bożym. Jest spokojna i niezwykle mijają 3 lata i okazuje się że znowu z mężem z zostaniemy rodzicami. Dokładnie 10 lat od momentu kiedy prosiłam Jezusa w trakcie choroby chociaż 10 lat życia dla mnie, rodzi się 4 września się chłopczyk -nasz kolejny syn Tymoteusz. Pomimo że mam już 43 lata ciąża przebiega wzorowo. lekarz patrząc na moje wyniki stwierdza że to niebywałe. mówi że takich wyników nie mają nawet młode mamy i że ja muszę mieć duże znajomości na górze.Poród jest w nocy i jest błyskawiczny. Synek także okazuje się cichym i bardzo pogodnym dzieckiem. Jego także karmię swoim pokarmem. Nie możemy uwierzyć temu wszystkiemu co dzieje się w naszym życiu. Ale to nie koniec..... Niebiosa przygotowują nas na przyjęcie kolejnego dziecka. W środkowej Polsce siostry zakonne Serafitki modlą się o rodzinę adopcyjną dla chorego chłopca, który ma zdiagnozowaną chorobę FAS czyli płodowy zespół alkoholowy. Stwierdzony zespół Pierre Robin (anomalie kostne,rozszczep podniebienia), niedosłuch i podejrzenie autyzmu. Ośrodek adopcyjny przekreśla szansę adopcji dlatego dziecka wpisując w papiery że adopcja jest wręcz niemożliwa ze względu na liczne schorzenia u dziecka. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Jedna z sióstr zakonnych pakuje rocznego chłopca do wózka.W rączki wkłada różaniec i wyrusza na pieszą pielgrzymkę do sanktuarium maryjnego oddalonego prawie 17 km aby modlić się o rodziców adopcyjnych dla chłopca. Zaś z Torunia wyrusza piesza pielgrzymka na Jasną Górę a wśród nich grupa pielgrzymów która także modli się o rodziców dla dziecka. My nie jesteśmy niczego świadomi. Nie myślimy o adopcji jesteśmy przecież rodzicami pięciorga dzieci a Nasz najmłodszy synek ma rok. Bóg ma jednak swoje plany. W czerwcu jesteśmy rodzinnie z dziećmi na pielgrzymce w Medjugorie wracamy do domu naładowani Bożą miłością i pokojem A we wrześniu bierzemy udział w rekolekcjach charyzmatycznych prowadzonych przez ojców misjonarzy z Brazylii-o.Enrigue i Antonello. Rekolekcje są przepełnione modlitwą do Ducha Świętego. Drugiego dnia rekolekcji słyszymy ogłoszenie że jest pewien chłopczyk który szuka rodziny i miłości w niej. Nikt go nie chce, bo jest bardzo chory!!!!Kiedy padają te słowa ja karmię naszego rocznego synka Tymoteusza w kąciku ogromnej sali rekolekcyjnej. Na rekolekcjach jest około 1000 osób. Słowa te uderzają mocno w moje serce. Pojawia się pragnienie zaopiekowania się tym chłopcem. Po rekolekcjach rozmawiam o tym z mężem mówię że coś się wydarzyło w trakcie rekolekcji że czuję że to my powinniśmy zgłosić się aby zostać rodziną adopcyjną. Choć wydaje się to niedorzeczne. Zgłaszamy się jako rodzina chętna do adopcji budzimy ogromne zaskoczenie w ośrodku adopcyjnym jak i wśród rodziny. Dlaczego? Po co? Przecież macie swoje dzieci! Ja zawierzam wszystko panu Jezusowi i Maryi . Proszę o pomoc w podjęciu decyzji nie jest łatwo bo chłopiec nie rokuje zbyt dobrze. Nie chodzi , pełza, choć ma już półtora roku. Poza tym nie wiadomo jak mocno jego mózg został uszkodzony przez alkohol pity przez jego mamę w ciąży. Musimy przejść całą procedurę na przyszłą rodzinę adopcyjną. Na początek trzeba zebrać mnóstwo dokumentów a potem przystąpić do kursu dla rodzin adopcyjnych. Wymagania są ogromne. Musimy przejść psychotesty i mnóstwo spotkań z psychologiem. Zaczynają pojawiać się komplikacje, gdyż okazuje się że chłopiec ma rodzeństwo które umieszczone jest w rodzinach adopcyjnych i według prawa tamte rodziny mają pierwszeństwo w adopcji chłopca. Ośrodek musi więc najpierw poszukać tamtych rodziców którzy wcześniej adoptowali rodzeństwo chłopczyka czy nie są chętni zaadoptować Jego. Wszystko zaczyna się przedłużać i ta niepewność! W międzyczasie odmawiam Nowennę Pompejańską. Wszystkie te trudne sprawy ból oczekiwanie komplikacje oddaje Panu Jezusowi na adoracji. Pamiętam jak w trakcie jednej z nich bezsilności nie wiedząc co mamy zrobić gdyż psycholog uświadamia że będzie trudno zajmować się tak chorym dzieckiem pytam Pana Jezusa Jezu co my mamy zrobić? Zaczynają lecieć mi łzy a w sercu słyszę słowa :Nie martw się wystarczy ci Mojej łaski! Po odszukaniu innych rodzin adopcyjnych pokazuje się że rzeczywiście nikt chłopczyka nie chce! Po kilku miesiącach zdobywamy z mężem kwalifikacje na rodzinę adopcyjną. Chłopczyk trafia do nas tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Jest dzieckiem pełzającym, nie potrafi gryźć ani dobrze pić. Jednak trafił do naszej rodziny z pięciorgiem dzieci i to jest dla niego jak mówi pani doktor neurolog prawdziwe błogosławieństwo Boże.Nasz najmłodszy syn ma rok i dwa miesiące. I to właśnie on okazuje się dla adoptowanego brata najmłodszym rehabilitantem.Chłopiec wszystko podpatruje od naszego syna. Po kilku miesiącach umie stać a po roku zaczyna stawiać pierwsze kroki. Po kilku dniach U nas zaczyna gryźć normalnie pokarm. I piję duże ilości kompotów. Ma mnóstwo rehabilitacji. Jest do dzisiaj pod opieką kilku Poradni. Mamy mnóstwo załatwiania papierów i różnych dokumentów wizyt u specjalistów, ale czujemy że współdziałamy z wolą Bożą w naszym życiu. Z dnia na dzień staliśmy się rodzicami bliźniaków. Adoptowany chłopczyk jest starszy tylko 5 miesięcy od naszego synka. Nie jest łatwo, ale pokochaliśmy go jak własne dziecko i nie wyobrażamy sobie życia bez niego. Bóg nie poprzestaje na cudach i 3 lata po adopcji 16 lutego 2020 r.rodzi się nam kolejny syn-Jan. Chodź mam już 47 lat, synek rodzi się błyskawicznie. Jest duży i całkowicie zdrowy. W obecnej chwili jesteśmy więc rodzicami siedmiorga dzieci. Do sanktuarium w Oborach przyjeżdżamy regularnie. Kochamy to miejsce tutaj czerpiemy siłę, ładujemy akumulatory wiary i dziękujemy za dar uzdrowienia i dar rodziny. Gdy nabożeństwo trwa na placu zabieramy ze sobą koc i spędzamy tu na modlitwie i śpiewie kilka to błogosławiony czas u Maryi i Jezusa zawsze wracamy radośni. Nie raz się zdarzyło że staliśmy tak w strugach deszczu. Ale jak mawia ojciec Piotr krople deszczu to łaski spadające z nieba! Parasolki chronią nam głowy a że w butach chlupie woda? Nieszkodzi! Mamy za co dziękować! Szkaplerz święty przyjął także mąż, córka Weronika i syn Adrian.Dzisiaj gdy inni słyszą moje nasze świadectwo nie mogą się nadziwić skąd w nas tyle siły? Jak to możliwe aby po tak ciężkiej chorobie po chemio i radio terapii urodzić jeszcze troje dzieci i jedno adoptować? Jak to możliwe aby po tak ciężkiej chorobie pielgrzymować z małymi dziećmi nawet do Królowej Pokoju do Medjugorie? Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.To wiara daje nam siłę. Ona jest motorem dla naszej rodziny. Bóg jest na pierwszym miejscu.Miłość Boża jest drogowskazem A płaszcz Maryi jej święty szkaplerz okrywa nasze małżeństwo i nasze dzieci. Modlitwa różańcowa zagościła na stałe w codzienności naszego życia. To nasza ukochana modlitwa rodzinna. Codziennie wieczorem odmawiamy z dziećmi różaniec. Dziękujemy za łaski, wypraszamy pokój dla naszej Ojczyzny i całego świata. Modlimy się za chorych,cierpiących i zagubionych. Modlimy się za kapłanów i osoby konsekrowane. Modlimy się za dzieci nienarodzone,a w szczególności te zagrożone aborcją pod sercem mamy. Wszystko upraszamy u najlepszej z matek. Kilkanaście lat temu myślałam że moje życie się kończy a ono dopiero się zaczynało. Życie w pełni,w obfitości kiedy serce wypełnia Boża miłość. Dzisiaj wiem że Bóg dopuścił na moje ciało chorobę aby uleczyć i ożywić moją duszę. Dzięki mojej miłości do Maryi spotkałam na drodze mojego życia żywego Chrystusa, który uzdrawia przez swoich umiłowanych kapłanów. Chrystusa który mówi: Nie lękaj się.Ja Jestem. Wykupiłem cię Swoją drogocenną krwią.Kocham Cię. Moim życiowym powołaniem jest mieć dużą rodzinę i razem z mężem ją tworzyć.Wychowywanie dzieci sprawia nam ogromną radość. Choć i nie jest pozbawione trudu.Bóg dał mi męża który myśli podobnie i który kroczy drogą powołania razem ze mną. Choć czasami nie jest łatwo ale mając Boga w sercu a Maryję za matkę możemy unieść każdy ciężar. Kochamy nasz kościół katolicki. Szanujemy i modlimy się za kapłanów. Dzieci wychowujemy w poszanowaniu życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci. Przewodnikiem i patronem naszej rodziny jest nasz ukochany rodak papież Jan Paweł II. Wiara i kościół to dla nas drogocenna PERŁA której musimy strzec. To perła której nie kupimy za żadne pieniądze.Wiara daje nam prawdziwe szczęście już tutaj na ziemi. Jakże prawdziwe są słowa pieśni maryjnej: Zaufaj bez reszty Maryi, zaufaj jej pięknej miłości, Zaufaj a ona twe troski jak matka przemieni w radości!.....
Chwała Panu! Wdzięczni Bogu i Maryi Nina z mężem Markiem i dziećmi.
TOTUS TUUS MARYJO.

« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio