Najmilsi Bracia i Siostry! Nasza niebieska Matka gromadzi i jednoczy nas dzisiaj w swoim oborskim Wieczerniku. Wydarzenie, o którym teraz opowiem miało miejsce w roku 1751. Pani Strybicka dotknięta ciężką boleścią wewnętrzną całą swoją nadzieję położyła w opiece Matki Bolesnej słynącej cudami w oborskim kościele. Przybywszy tutaj wypiła wino, którym została obmyta twarz cudownej figury. Z początku uczuła wstrząśnienie, a później boleści zupełnie ustąpiły.
W usta tej uzdrowionej niewiasty możemy włożyć parafrazę słów z biblijnej Pieśni nad Pieśniami: Jak piękna jest miłość twoja, Maryjo, o ileż słodsza jest miłość twoja od wina (por. Pnp 4,10). Wino w Piśmie świętym jest symbolem miłości, radości, łaski i błogosławieństwa. Maryja, troskliwa Matka, z wielką miłością zwraca ku nam swoje oblicze, nieustannie wstawia się za nami u swego Syna, tak jak w Kanie, gdzie uprosiła cud przemiany wody w wino. Ona nieustannie wyprasza nam dobre wino Bożej miłości, którą Duch Święty rozlewa w naszych sercach i której brak tak boleśnie odczuwamy. Tak bardzo potrzebujemy tego duchowego wina, którym jest Duch Święty. Nie tego, które spożywane w nadmiarze zbyt często jest powodem bólu i łez matek, żon i dzieci... Matka Jezusa jest obecna z nami, tak jak była obecna z uczniami w Wieczerniku Jerozolimskim. Modli się z nami i za nami o dar Ducha Świętego, byśmy się stali odważnymi świadkami Zmartwychwstałego Pana. O Apostołach, którzy w dniu Pięćdziesiątnicy zostali napojeni Duchem Świętym i zaczęli w różnych językach głosić wielkie dzieła Boże, mówiono z drwiną, że upili się młodym winem. Wtedy stanął Piotr razem z Jedenastoma i przemówił donośnym głosem: Mężowie Judejczycy i wszyscy mieszkańcy Jerozolimy, przyjmijcie do wiadomości i posłuchajcie uważnie mych słów! Ci ludzie nie są pijani, jak przypuszczacie, bo jest dopiero trzecia godzina dnia, ale spełnia się przepowiednia proroka Joela: W ostatnich dniach – mówi Bóg – wyleję Ducha mojego na wszelkie ciało. Jezus wyniesiony na prawicę Boga, otrzymał od Ojca obietnicę Ducha Świętego i zesłał Go, jak to sami widzicie i słyszycie. (Dz 2,14-17.33-34).
Drodzy Bracia i Siostry! Tak bardzo potrzeba, byśmy wszyscy zostali dzisiaj napojeni Duchem Świętym, byśmy z nową mocą, miłością, radością i zapałem mogli głosić Ewangelię naszym własnym życiem. Pan Jezus wyraźnie nam mówi co należy uczynić, w jaki sposób należy się przygotować na przyjęcie daru Ducha Świętego: Nikt młodego wina nie wlewa do starych bukłaków, lecz młode wino należy lać do nowych bukłaków, a tak jedno i drugie się zachowuje. Nowe bukłaki symbolizują najpierw serca oczyszczone przez sakramentalną spowiedź, otwarte na Bożą miłość. Dobrze przeżyty sakrament pojednania to nic innego jak nowe wylanie Ducha Świętego, nowy osobisty cud Pięćdziesiątnicy. Podobnie wzajemne przebaczenie płynące z serca czyni nas nowymi bukłakami, gotowymi na przyjęcie daru Bożego. Afrykański kaznodzieja z VI wieku naucza: Nie darmo więc niektórzy, gdy słyszeli uczniów przemawiających wszystkimi językami, mówili: Upili się młodym winem. Bo przecież ci uczniowie odrodzeni w łasce świętości, stali się jak gdyby nowymi bukłakami. Napełnieni młodym winem, czyli Duchem Świętym, pełni zapału przemawiali wszystkimi językami i tym oczywistym cudem zapowiadali, że Kościół stanie się powszechny przez języki wszystkich narodów. Świętujcie więc ten dzień jako członki jednego Ciała Chrystusowego. Nie na próżno świętujecie, jeżeli jesteście tym, co świętujecie, przynależąc do tego Kościoła, który Pan napełnił Duchem Świętym i który wzrasta na całej ziemi.
Módlmy się zatem gorąco i żarliwie razem z Maryją, Matką Jezusa: Przyjdź Duchu Święty, przyjdź przez wstawiennictwo Niepokalanego Serca Maryi, Twojej Umiłowanej Oblubienicy. A myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim (...) Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu jest w nas doskonała. Poznajemy, że my trwamy w Nim, a On w nas, bo udzielił nam ze swego Ducha (...) (1 J 4,16.12-13). Z tym sanktuarium nierozerwalnie związana jest postać, wielkiego czciciela Maryi Oborskiej, świątobliwego karmelity, charyzmatycznego kapłana, o. Wincentego Kruszewskiego, którego grób znajduje się w krypcie pod kościołem. Wierzę, że o. Wincenty jest cichym opiekunem i stróżem oborskiego sanktuarium, kapłanem według Bożego Serca, wstawiającym się u Boga za wszystkimi, którzy proszą go o pomoc. Kiedyś został zapytany przez pewnego kapłana, jak on to robi, że leczy, że pomaga ludziom niepokojonym przez szatana? Odpowiedział pełen prostoty: Odprawiam Mszę świętą o Duchu Świętym w intencji nieszczęśliwego człowieka, a następnie modlę się do Matki Boskiej Bolesnej – słynącej tu cudami. Podobne słowa padły z ust samego Chrystusa: Ja mocą Ducha Bożego wyrzucam złe duchy (Mt 12,28). O. Wincenty był świadomy mocy Ducha Świętego, jaką otrzymał w sakramencie kapłaństwa. Zaś w Maryi widział Niewiastę, która swoją stopą miażdży głowę pradawnego węża i ratuje swe biedne dzieci od zguby wiecznej. Pamiętam, gdy w pierwszy piątek lipca 1998 r. udałem się jak zwykle z posługą do chorych w parafii, zabrałem ze sobą małe obrazki przedstawiające o. Kruszewskiego na tle oborskiego kościoła. Dałem jeden taki obrazek chorej pani Jadwidze w Oborach. A ona się uśmiecha i mówi: - Poznaję, to o. Wincenty. On mnie uzdrowił. Pytam więc: – Jak Panią uzdrowił? Proszę opowiedzieć... Byłam – jak opowiadała – małą, może 6-letnią dziewczynką, nie chodziłam jeszcze wtedy do szkoły. Zachorowałam bardzo ciężko na żołądek. Leżałam i byłam tak osłabiona, że nie mogłam chodzić o własnych siłach. O. Wincenty znał moją mamę, która bardzo strapiona zwróciła się do niego z prośbą o pomoc. Wtedy o. Wincenty, będący już wówczas staruszkiem, przyszedł i przyniósł w małej buteleczce poświęcone wino. Dał mi to wino do wypicia. Było tego może dwie duże łyżki. Jednocześnie modlił się za mnie. Po przyjęciu tego lekarstwa byłam coraz silniejsza i szybko powróciłam do zdrowia.
To proste świadectwo jednego z nielicznych żyjących jeszcze świadków świętego życia o. Kruszewskiego jest niezwykle piękne i wymowne. O. Wincenty, aż do ostatnich chwil swego życia, niestrudzenie roznosił wszystkim, w naczyniu swego kapłańskiego serca, miłość Bożą, uzdrawiającej ludzkie dusze i ciała. Taki był i taki pozostał do dzisiaj, jak świadczą ci pielgrzymi, którzy proszą go o wstawiennictwo u Boga. W Sercu Matki Bożej Bolesnej czerpał tę miłość, której nigdy nie zabraknie. Drodzy Bracia i Siostry! My także, schodząc z tego oborskiego wzgórza od Matki Bolesnej, powracając do naszych domów, chcemy zabrać w naczyniach naszych serc miłość Bożą, rozlaną w nas przez Ducha Świętego, Pragniemy zanieść tę uzdrawiającą miłość Bożą do naszych rodzin i do wszystkich, którzy się źle mają. By i oni poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. o. Piotr Męczyński O. Carm.
|