«Wy
jesteście solą ziemi, wy jesteście światłem świata» (por. Mt 5, 13-14) – część trzecia
Drodzy w Sercu
Jezusa, bracia i siostry!
Drodzy Przyjaciele
Bożego Pokoju!
III
Do tego źródła życia i miłości, pokoju i nadziei, ku
tej jedynej bramie i drodze zbawienia, wskazanej przez Maryję, prowadził
wszystkich o. Slavko Barbarić OFM (1946 - 2000), zmarły 25 lat temu w opinii
świętości chorwacki franciszkanin posługujący przez długie lata w parafii św.
Jakuba w Medjugorie.
Ponieważ znał języki obce i nieskończenie umiłował
Matkę Bożą, obok obowiązków które miał w parafii, o. Slavko każdą wolną chwilę
poświęcał pracy z pielgrzymami.
„Nikt nigdy go nie widział, jak siedzi przy komputerze
i pisze, a z pewnością należał do najpłodniejszych pisarzy książek o tematyce
religijnej. Jego książki przetłumaczone zostały na ponad 20 języków i
wydrukowane w ilości około 20 milionów egzemplarzy na całym świecie”.
Założył i prowadził instytucję opiekuńczo-wychowawczą
“Matczyna Wioska” dla sierot wojennych, dzieci z rozbitych rodzin, samotnych
matek, oraz samotnych starszych osób i chorych dzieci. Jeżeli ktoś potrafił
kochać dzieci to właśnie ojciec Slavko. I maluchy kochały jego: zawsze były
wokół niego i on umiał je jakoś zebrać – tak jak i Jezus! Jego
psychoterapeutyczne wykształcenie i wychowanie umożliwiły mu pracę z
uzależnionymi od narkotyków we Wspólnocie “Cenacolo”, którą założyła s. Elwira
– szczególnie tu w Medziugorju w Campo della Vita (Pole życia).
O. Slavko był pomysłodawcą i założycielem fundacji
”Przyjaciół Talentów” w Medziugorju, która wsparła studia i ofiarowała tysiące
stypendiów ubogiej i uzdolnionej młodzieży.
O. Slavko prowadził w Medjugorie doroczne spotkania
rekolekcyjne dla kapłanów i młodzieży (Festiwal Młodych). W domu
franciszkańskim “Domus Pacis” prowadził także rekolekcje postu o chlebie i
wodzie.
O. dr Tomislav Pervan OFM, Prowincjał Franciszkanów,
powiedział:
„Wizerunek św. Franciszka był dla niego wzorcem. (…) Można
powiedzieć, że o. Slavko miał zawsze dziurawe kieszenie, bo dzielił i rozdawał
na lewo i prawo, nie pytał kim kto jest. Jego osoba była ucieleśnieniem miłości
do człowieka i Boga. Chciał być promieniem światła w nocy współczesnego świata.
(…)
Choć żyje się krótko to trzeba za sobą pozostawić
jasne znaki, sygnały, drogowskazy miłości. Ślady, które inni z przyjemnością
wspominają, ślady i drogi po których inni mogą pójść. Jezus, wiedząc że
nadszedł Jego czas, ponieważ do końca umiłował tych których wybrał z tego
świata, wziął ręcznik i miskę i umył uczniom nogi. Nogi, które są
najbrudniejszą częścią ciała człowieka. W swej miłości Jezus dotknął brudnych,
ale i zranionych stóp ludzkich, dotknął pięty Achillesowej każdego człowieka.
Co więc można powiedzieć o śladach, które o. Slavko pozostawił po sobie?
Przeszedł po tej ziemi czyniąc dobro, głosząc Jezusa Chrystusa, głosząc
Ewangelię, sprawując Eucharystię, adorując Chrystusa w Eucharystii i na Krzyżu,
dotykając bolesnych punktów każdego człowieka, naszych pięt Achillesowych.
Ale o. Slavko nie poprzestał jedynie na słowach. Słowa
przemieniał w czyny, zapominając o sobie. Rozdawał się do końca właśnie tym,
którym ta pomoc była najbardziej potrzebna. Pomagał duchowo i materialnie, był
przyjacielem dla wielu ludzi. Zostawił ślad, niezatarty. I dosłownie
przetransponował na swe życie słowa Jezusa: “Jak Ojciec mnie umiłował, tak i ja
was umiłowałem.” I “Nikt nie ma większej miłości niż ta, że życie swoje odda za
przyjaciół”. O. Slavko oddał swoje życie wszystkim, szczególnie kochał tych
których nikt nie kochał, którzy zostali porzuceni, opuszczeni, których zranił
grzech i ludzka nienawiść. Pocieszał, opatrywał rany, pomagał, przygarniał. Nie
troszczył się o siebie. I dlatego odszedł przedwcześnie, bo się wszystkim
darował”.
Wiele się modlił i pościł, a Matkę Bożą kochał
miłością dziecka. To była tak naprawdę istota jego życia: przez modlitwę i post
doprowadzić dusze ludzkie do Boga przez Maryję – Królową Pokoju.
„O. Slavko w ogóle nie znajdował zrozumienia dla
ludzi, którzy szukali cudów. Pragnął, aby w modlitwie ludzie szukali łączności
z Bogiem. Miał cudowny dar, aby wszystkich nas w tym wspierać” – mówi księżna
Marie von Liechtenstein.
Ktoś inny powiedział: O. Slavko „był doktorem
teologii, ale nie tej papierowej, racjonalnej, ale doktorem teologii serca, a
ten doktorat zdobył tu w szkole Maki Bożej. Tę teologię serca wypowiadał słowem
pisanym i mówionym i to w taki sposób że ani czytający, ani słuchający nie
mogli pozostać obojętnego serca”.
O. Slavko zakończył ziemską pielgrzymkę 24 listopada
2000 r. o 15:30. Po zakończeniu nabożeństwa Drogi Krzyżowej, które zwykle co
piątek prowadził dla parafian i pielgrzymów na Kriżevacu, odczuł ból. Usiadł na
kamieniu, potem się położył na ziemi, stracił przytomność i oddał duszę Panu
Bogu.
Następnego dnia – 25 listopada 2000 roku – Matka Boża
w swoim comiesięcznym orędziu do świata powiedziała:
„Drogie dzieci! Dziś, kiedy Niebo jest blisko was w
szczególny sposób, wzywam was do modlitwy tak, abyście poprzez modlitwę
umieścili Boga na pierwszym miejscu. Drogie dzieci, dziś jestem blisko was i
błogosławię każdego z was moim matczynym błogosławieństwem, abyście mieli siłę
i miłość do wszystkich ludzi, jakich spotykacie w doczesnym życiu i żebyście
mogli dawać miłość Bożą. Cieszę się z wami i pragnę wam powiedzieć, że wasz
brat Slavko narodził się dla Nieba i wstawia się za wami. Dziękuję, że odpowiedzieliście
na moje wezwanie”.
O. Slavko pozostał wierny tej jedynej drodze zbawienia
o które pisał w swojej książce zatytułowanej „Z Jezusem i Maryją przez Golgotę
ku Zmartwychwstaniu”.
O. Ivan Landeka OFM mówił o nim w dniu pogrzebu: „O.
Slavko odszedł spokojnie w swoim miejscu pracy na Kriżewacu. Często mówiliśmy w
jego obecności, że śmierć zastanie go na Podbrdo (miejscu objawień) albo na
Kriżewacu. Jeśli mógłby wybrać miejsce śmierci z pewnością wybrałby za swoje
łoże śmierci Podbrdo i Kriżewac. I tak Pan Bóg udzielił mu w chwili śmierci
odrobinę ziemskiej sprawiedliwości, którą my możemy zrozumieć. Te dwa wzgórza
były jego gabinetem pracy, jego biurkiem, jego wnętrzem, jego ulubionym miejscem
modlitwy, jego czystymi szczytami gór. Tu Pan i Matka Boża byli mu bliscy, jak
żywi, ludzcy i do końca boscy”.
Inny z kapłanów uczestniczących w pogrzebie powiedział:
„Twoja nagła śmierć na Kriżewacu pomiędzy XIII i XIV stacją Drogi Krzyżowej
wszystkim nam pokazała, że umiłowany Ojciec Niebieski przyjął ofiarę twego
życia wraz z Maryją, która ofiarowała Ojcu martwego Syna na XIII stacji.
Każdego dnia o świcie wspinałeś się na jedno lub drugie wzgórze – na Kriżewac
lub na Górę Objawień, zawsze z różańcem w ręku. Tak zaczynałeś swą codzienną
pracę. I dzień twojego pogrzebu w święto Chrystusa Króla jest dla nas znakiem,
że Chrystus, Król i Pan twego życia przyjmuje twoje dzieło życia i że Matka
Królowa Pokoju wprowadza cię w Królestwo Pokoju swego Syna. We wczorajszym
orędziu (25 listopada 2000 r.) Matka Niebieska mówi nam, że narodziłeś
się w Niebie. Przez to wybrałeś i otrzymałeś jako podarunek najpiękniejszą
część życia i na to radujemy się wraz z tobą całym sercem, gdyż naprawdę
zasłużyłeś sobie na to na ziemi jako wierny współpracownik Królowej Pokoju.
Matka Boża mówi nam w orędziu, że w twojej osobie zyskaliśmy nowego orędownika
w Niebie i dlatego prosimy cię byś z nieba był z nami z taką samą energią i z
takim samym zaangażowaniem jak byłeś tu na ziemi, tu w Medziugorju, zawsze do
dyspozycji dla każdego”.
Jakov Czolo, przemawiając w imieniu widzących, tak
zwracał się do o. Slavko:
„Jak tu nie pamiętać o wszystkich tych latach, które
spędziliśmy razem: każdej naszej wspólnej rozmowie, każdej naszej wspólnej
modlitwie i wszystkiemu temu, co razem przeszliśmy? Jak tu nie pamiętać o
każdym twoim poświęceniu i każdej twej walce o nas? Jak tu nie pamiętać o
twojej dobroci i twej miłości do nas? Często powtarzałeś: “Czy wiecie że was
kocham?!” odczuliśmy tę miłość tyle razy i na tyle różnych sposobów.
Przypominamy sobie tyle twoich słów. Często pytałeś nas po objawieniu: “Jak
dziś się czuje Matka Boża?” teraz jesteś z Nią, ty który swe życie Jej
poświęciłeś, ty który czyniłeś wszystko, by wszyscy poznali Jej miłość i Jej
dobroć, a ta miłość i dobroć była właśnie w tobie i mógł tego doświadczyć każdy
człowiek, który cię spotkał.”.
Takim prawdziwym apostołem czułej bliskości i miłości
Matki Bożej dla był o. Slavko za życia i takim, jak zaświadcza wielu
pielgrzymów i parafian z Medjugorie, pozostał po swojej śmierci.
„Roberto, który przez wiele lat przywoził do
Medjugorja pielgrzymów z Meksyku, dzieli się z nami pięknym świadectwem.
Pochodzi ono od Carmen, która mieszka w pobliżu miasta Valle Tamaulipas. W
czerwcu 2002 roku pojechała ze swoją grupą do Medjugorja na rocznicę objawień.
Mówi: „Byłam niechętnie usposobiona do wyjazdu do
Medjugorja, lecz moja siostra nalegała. Jak wiesz, ponad dwadzieścia lat temu
wyszłam za mąż za wspaniałego mężczyznę. Dla mnie to było pierwsze małżeństwo,
lecz dla niego drugie (rozwiódł się ze swoją pierwszą żoną). Od chwili zawarcia
małżeństwa cierpieliśmy bardzo dużo. Byliśmy wyrzutkami rodziny. Miejscowy
ksiądz z naszego miasteczka powiedział nam, że żyjemy w grzechu. Stwierdziłam,
że trudno było mi uwierzyć, że to było grzeszne, skoro mój mąż pod każdym
względem był cudownym i wiernym mężczyzną.
Dwa lata temu umarł mój mąż. Poczułam się bardzo
osamotniona. Moja siostra nalegała, żebym zbliżyła się do Kościoła, lecz za
każdym razem, gdy próbowałam to zrobić, czułam wewnątrz siebie coś, co mnie
powstrzymywało. Wstydziłam się i czułam się zraniona przez tych, którzy mnie
unikali, chociaż twierdzili, że kochają Boga. Pozostałam z dala od Kościoła.
Gdy siostra poprosiła mnie, żebym towarzyszyła jej do
Medjugorja, nie wywołało to u mnie zachwytu, chociaż przyjęłam możliwość
zrobienia czegoś poza zwykłą rutyną. Jak pamiętasz, powiedziałam ci, że samo
wspomnienie modlitwy sprawiało, że czułam się wewnętrznie chora i chociaż
chciałam podróżować, to nie chciałam jechać na pielgrzymkę. Ale jadąc do
Medjugorja na 20-tą rocznicę objawień stwierdziłam, że nawet w nie nie
wierzyłam! Zawsze próbowałam unikać takich rzeczy, szczególnie modlitwy lub
adoracji lub Mszy św., lecz ciągle zapraszałeś mnie, żebym się przyłączyła, jeśli
będę miała ochotę. Chociaż miałam za złe to zapraszanie, chciałam przyłączyć
się do ciebie, ponieważ wydawałeś się taki pewien tego, co mówisz o Matce
Bożej. Byłeś pierwszą osobą, która nie podkreślała cudów Medjugorja, lecz
raczej orędzia miłości, jakie Matka Boża ma dla nas wszystkich i to sprawiło,
że poczułam się swobodnie.
Wysiadając ze statku w Splicie miałam chorobę morską i
już zdążyłam znienawidzić siebie i swoją siostrę za to, że mnie zabrała. Lecz
gdy przybyłam do Medjugorja, poczułam w sercu szczególne poruszenie. Po
rozmowie z tobą w autobusie, coś wewnątrz mnie powiedziało mi, żebym dała sobie
szansę. Wspomniałeś, że Matka Boża przychodzi, żeby w szczególny sposób
opiekować się swymi chorymi dziećmi i to było widać w twoim nawróceniu. Mówiłeś
także, żebym nie szukała znaków na niebie czy w przyrodzie, lecz żebym spojrzała
do wnętrza, żebym otworzyła swe serce na te cztery dni, gdy będę w Medjugorju.
Tak bardzo chciałam to uczynić. Gdy pokazałeś wzgórze objawień, poczułam, jak
coś w mym wnętrzu przynagla mnie do wejścia na górę. Nawet jeśli nienawidziłam
wspinania się na wzgórza, weszłam z naszą grupą, odmawiając różaniec (którego
ponownie się nauczyłam!) Na szczycie odczułam pragnienie, żeby być sama, więc
poszłam do drewnianego krzyża, poza miejscem, gdzie siedziała grupa i tam
pozostałam.
Zagłębiłam się w sobie, pragnąc dowiedzieć się, czy
mój mąż poszedł do nieba. Był dobrym człowiekiem, a ja modliłam się za niego.
Gdy byłam gotowa odejść, odwróciłam się, żeby spojrzeć na ciebie i na grupę,
ale odeszliście. Wtedy z przerażeniem zaczęłam szukać kogoś, kto by mi pomógł
znaleźć drogę do zejścia. Zaczęłam chodzić i wtedy zobaczyłam księdza i
spytałam go, czy nie mówi po hiszpańsku. Ku memu zdziwieniu powiedział, że tak,
więc spytałam go, która droga prowadzi w dół wzgórza. Spytał mnie, dlaczego
odchodzę, a ja powiedziałam, że już zobaczyłam to miejsce. On mi powiedział, że
nie jestem tu, żeby zobaczyć, lecz żeby się modlić, ponieważ jest to jedyny
sposób, w jaki naprawdę mogę zobaczyć oczyma swego serca. Nie czułam się wobec
niego skrępowana i w odpowiedzi rzekłam, że się również modliłam. Lecz on
odpowiedział mi, że muszę modlić się więcej. Wtedy uświadomiłam sobie, że
rozmawiam z księdzem po hiszpańsku! Byłam szczęśliwa, że mogę rozmawiać z kimś
oprócz księdza, który przyjechał z naszą grupą, ponieważ wstydziłam się wyjawić
mu swoje myśli. Pamiętam także, że powiedziałeś mi, żebym modliła się do Matki
Bożej, żeby Ona umieściła w moim życiu świętego księdza, żeby mi pomógł
uporządkować moje uczucia i otworzyć moje serce. Więc pomyślałam sobie: „Szybko
odpowiedziała na moje wołanie!”
Spytałam tego księdza, czy mogę z nim porozmawiać o
sobie i wtedy zaczęłam mu mówić o swoich wątpliwościach, o życiu, mężu,
dzieciach i podróży do Medjugorja. Opisałam mu swoje głębokie pragnienie
zbliżenia się do Eucharystii i opowiedziałam o lęku, że to grzech, że wyszłam
za człowieka rozwiedzionego. Wytłumaczyłam mu, że kochałam tego człowieka. To
było ciekawe, ponieważ ja mówiłam i mówiłam, a on słuchał z niewiarygodną
uwagą, nigdy nie przerywając. Gdy skończyłam, on spojrzał w moje oczy
spojrzeniem, którego nigdy nie zapomnę, głębokim spojrzeniem, które było
współczujące i pełne miłości, miłości kogoś, kto jest po to tylko, żeby pomóc.
Następnie mówił o ważności sakramentu pojednania i jaki to jest dla nas
niewiarygodny dar i o tym, jak Jezus wyciąga ręce, żeby objąć nimi wszystkie
nasze grzechy i uzdrowić nasze serca. Przypomniał mi pewne wydarzenia z
Ewangelii takie, jak uzdrowienie chromego i przebaczenie Marii Magdalenie.
Spytałam go, czy wierzy w objawienia. Powiedział, że matka zawsze będzie szukać
swoich dzieci, szczególnie, gdy są chore. A ludzkość jest teraz chora, utraciła
wiarę, lecz jeśli się modlimy i pościmy i żyjemy zgodnie z Ewangelią, to
zacznie się piękny świat. Powiedział mi, że potrzeba nam wiary, a dzięki
modlitwie wiara się umocni.
Zaczęliśmy schodzić ze wzgórza w kierunku ulicy, a po
chwili uświadomiłam sobie, że opowiedziałam mu historię całego swojego życia i
że muszę poprosić go o błogosławieństwo i przebaczenie grzechów. Spojrzał na
mnie i położył rękę na mojej głowie. Powiedział mi, żebym poszła i poszukała
spowiedzi u księdza, spowiedzi sakramentalnej. Spytałam go, czy może mi
udzielić rozgrzeszenia, a on mi odpowiedział, że my tylko rozmawialiśmy, ale że
powinnam pójść do spowiedzi przede Mszą św. podczas różańca. Powiedział mi, że
powinnam poszukać księdza w drugich drzwiach w rzędzie z konfesjonałami.
Tego popołudnia wzięłam różaniec, który mi dałeś i
poszłam prosto do konfesjonału, o którym mi powiedział ksiądz, mając nadzieję,
że go tam znajdę. Lecz ku memu zdziwieniu znalazłam księdza z Argentyny (tak
sądzę) i otrzymałam sakrament pojednania. Dla mojego serca było to jak balsam!
Naprawdę mogłam odczuć uleczenie wszystkich moich ran. Odczułam znaczenie
przynależności do Boga i Jezusa i zaczęłam płakać i płakać. Był to już czas
Komunii św., gdy przestałam płakać i po raz pierwszy od ponad 20 lat otrzymałam
Eucharystię, ten błogosławiony pokarm! Pamiętam historię o mannie z nieba i
rzeczywiście chodziłam po pustyni bez tego cudownego pokarmu!
Tego wieczora gdy spacerowałam z tobą, opowiadając ci
o tym cudownym wydarzeniu, ujrzałam na małym znaczku obrazek księdza, z którym
tego dnia rozmawiałam na wzgórzu. Wskazałam na niego i powiedziałam ci, że to
był ten ksiądz, o którym ci mówiłam. Pamiętam, że miałeś dziwny wyraz twarzy,
lecz nie mówiąc ani słowa znalazłeś wymówkę udając, że oglądasz w sklepie
jakieś medale. Widziałam, że zwilgotniały ci oczy.
Teraz rozumiem, że nie chciałeś mi powiedzieć, kim był
ten ksiądz. Lecz siostra powiedziała mi, że to był ojciec Slavko, święty
ksiądz, który umarł w listopadzie. Dziękuję, że nie komentowałeś tego w tym
czasie, ponieważ nie zrozumiałabym. Teraz mogę iść w świat mówiąc o
niewiarygodnej miłości, jaką otrzymałam od mojego Pana, Jezusa i o
niewiarygodnym darze, jaki Matka Boża dała mi na rocznicę swych objawień!
Teraz modlę się i poszczę i uczęszczam na codzienną
Mszę św. W żaden sposób nie mogę opuścić Eucharystii po tym wszystkim, jak
opuszczałam ją przez tak wiele lat. Chcę nadrobić te stracone lata. Modlę się,
żebyś nadal mógł przynosić Medjugorje i Matkę Bożą wielu ludziom takim jak ja,
którzy chodzą w ciemnościach. Modlę się za swoją matkę, która odeszła 10 lat
temu. Była bardzo pobożną kobietą i gdy spytałam ją, dlaczego tak wiele się
modli, po prostu powiedziała, że któregoś dnia zrozumiem. Naprawdę rozumiem,
jej modlitwy przyniosły mi światło 10 lat później. Teraz rozumiem wartość
wszystkich moich modlitw. Każdego drugiego dnia miesiąca wstaję o 4.00 rano,
żeby modlić się z Mirjaną i Matką Bożą za niewierzących. Modlę się za tych
wszystkich, którzy mają nie uporządkowane serca, a szczególnie za tych, którzy
właśnie teraz prowadzą wojnę. Jestem pewna, że jeśli będziemy pościć i modlić
się, to oni się nawrócą i rzeczywiście zatriumfuje Serce Matki Bożej i
Najświętsze Serce Jezusa.
Przekaż innym moje doświadczenie, jeśli sprawiłoby to
coś dobrego. I dzięki.”
O Slavko często mówił o Maryi jako Matce i
Nauczycielce. Także my jesteśmy zaproszeni do Jej szkoły, aby stać się
prawdziwymi uczniami – misjonarzami Chrystusa, aby być dla innych czytelnym znakiem
Jego miłości.
„Drogie dzieci, (…) Bądźcie moimi apostołami, bądźcie
moją rzeką miłości. Potrzebuję
was” (18.10.2010) – mówi Maryja. „Módlcie się szczególnie za tych, którzy
jeszcze nie poznali miłości Bożej i nie szukają Boga Zbawiciela. Wy, drogie
dzieci, bądźcie moimi wyciągniętymi ramionami i własnym przykładem przybliżcie
ich do mojego Serca i do Serca mojego Syna” (25.11.2004).
„Gromadzę was jako swoich apostołów i uczę was w jaki sposób innych macie
zapoznawać z miłością mojego Syna, jak przynosić im Radosną Nowinę, którą jest
mój Syn. Ofiarujcie mi swoje otwarte i oczyszczone serca, a ja je napełnię
miłością do mojego Syna” (2.10.2013).
Drodzy Moi! Maryja, jako Matka Chrystusa i Kościoła, towarzyszy
nam w drodze do Niebieskiej Ojczyzny, okrywa płaszczem swej opieki, wspiera
swoim wstawiennictwem i pociąga własnym przykładem, pomaga nam zrozumieć jak
powinniśmy stać się Bożym znakiem dla innych – prawdziwymi uczniami i misjonarzami
Jezusa, świadkami Jego żywej obecności i zbawczej miłości wobec wszystkich
ludzi.
A żyjąc wiernie orędziem Chrystusowej Ewangelii, które
Królowa Pokoju niestrudzenie powtarza nam w swoich matczynych orędziach,
doświadczymy też wielkiej radości i pocieszenia, gdy zajaśnieje obiecany znak w
miejscu pierwszego objawienia Maryi na górze Podbrdo.
Drodzy bracia i siostry!
Dokument Nihil obstat – ”Królowa Pokoju” Watykańskiej
Dykasterii Nauki Wiary z dnia 19 września 2024 r. zatwierdzony przez Papieża
Franciszka, nie rozstrzyga kwestii nadprzyrodzonego charakteru zjawisk w
Medjugorie, ale uznaje liczne owoce duchowe związane z parafią i sanktuarium
Królowej Pokoju, wydając ogólnie pozytywną ocenę przekazów (orędzi) z kilkoma
dodatkowymi wyjaśnieniami.
Dokument stwierdza: „Pozytywne owoce ujawniają się
przede wszystkim w promowaniu zdrowej praktyki życia wiarą, zgodnie z tym, co
jest obecne w tradycji Kościoła. W przypadku Medziugoria dotyczy to zarówno
tych, którzy byli daleko od wiary, jak i tych, którzy dotychczas praktykowali
wiarę w sposób powierzchowny. Specyfika tego miejsca polega na wielości takich
owoców: wiele nawróceń, częste powroty do praktyki sakramentalnej (Eucharystia
i pojednanie), liczne powołania do życia kapłańskiego, zakonnego i małżeńskiego,
pogłębienie życia wiary, intensywniejsza praktyka modlitwy, rozliczne przypadki
pojednania między małżonkami oraz odnowa życia małżeńskiego i rodzinnego (…)
Wielu wiernych odkryło swoje powołanie do kapłaństwa
lub życia konsekrowanego w kontekście „fenomenu Medziugoria”. Historie tych
osób są bardzo różne, jednak zbiegają się w tym samym duchowym doświadczeniu
poczucia powołania do tego rodzaju naśladowania Jezusa. Niektórzy udali się
tam, aby poznać wolę Bożą w swoim życiu, inni tylko z ciekawości lub w ogóle
nie wierząc. Pewna liczba osób zaświadcza również, że otrzymała łaskę powołania
pod wpływem silnego pragnienia całkowitego oddania się Bogu na górze domniemanych
objawień, inni podczas adoracji przed Najświętszym Sakramentem”.
Nasza Niebieska Matka przypomina nam dzisiaj o naszym
powołaniu do świętości i zwraca się do nas z wezwaniem: „Drogie dzieci, abyście
mogli być moimi apostołami i abyście mogli pomóc wszystkim tym, którzy są w
ciemności, aby poznali światłość miłości mojego Syna, musicie mieć czyste i
pokorne serca. Nie możecie pomóc, aby mój Syn narodził się i królował w sercach
tych, którzy Go nie znają, jeśli nie króluje – jeśli nie jest Królem w waszym
sercu. Jestem z wami. Idę z wami, jako matka. Pukam do waszych serc. Nie mogą
się otworzyć, bo nie są pokorne. Modlę się, a i wy módlcie się moje umiłowane
dzieci abyście mogli otworzyć czyste i pokorne serce memu Synowi, i przyjąć
dary, które wam obiecał. Wtedy będzie was prowadzić miłość i moc mojego Syna.
Wtedy będziecie moimi apostołami, którzy wszędzie wokół siebie szerzą owoce
miłości Bożej. Z was i poprzez was będzie działał mój Syn, gdyż będziecie
jednym. Tego pragnie moje matczyne serce – jedności wszystkich moich dzieci
poprzez mojego Syna” (2.01.2014).
„Każdego z was osobiście błogosławię mym macierzyńskim
błogosławieństwem. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie” (25.05.
2007). Amen.
o. Piotr Męczyński O.Carm.
Obory, 24 listopada A. D. 2025 – w 25 rocznicę śmierci
o. Slavko Barbaricia OFM. z Medjugorie.
|