29.11.2025
List do Wspólnoty PIETA na Adwent A. D. 2025 - część I


Drodzy w Sercu Jezusa, bracia i siostry!

Droga Rodzino Matki Bolesnej!

1. W najbliższą niedzielę (30 listopada) rozpoczynamy nasze adwentowe przygotowanie do radosnego świętowania uroczystości Bożego Narodzenia. Można powiedzieć, że uroczystość ta została rozciągnięta na cały Rok Jubileuszowy 2025 – rocznicy narodzenia naszego Pana Jezusa Chrystusa. Przygotowując się na święta Narodzenia Pańskiego wpatrujemy się w Maryję Brzemienną i Jej Przeczystego Oblubieńca Św. Józefa, ucząc się od nich całkowitego oddania i zawierzenia Bogu. W szczególny sposób myślimy w tym czasie o naszych rodzinach będących Kościołem Domowym, o cudownym darze rodzicielstwa oraz wielkiej tajemnicy i godności życia ludzkiego rozpoczynającego się i ukrytego jeszcze pod sercem matki.

Papież Leon XIV podczas ostatniej środowej Audiencji Generalnej (26 listopada br.) zwracając się do pielgrzymów z Polski powiedział: „Niech w waszych rodzinach nie zabraknie odwagi do podejmowania decyzji o macierzyństwie i ojcostwie. Nie lękajcie się przyjmować i bronić każdego poczętego dziecka – głoście i służcie Ewangelii życia. Bóg jest „miłującym życie”, dlatego zawsze otaczajcie je troską i miłością”.

Drodzy Moi! Jakże wymowne są te słowa Ojca Świętego wypowiedziane właśnie teraz - na progu naszego adwentowego przygotowania do świąt Narodzenia Pańskiego. Następca Św. Piotra zdaje się zwracać naszą uwagę i przypominać że nie można przeżywać prawdziwej radości z narodzin Boskiego Dzieciątka zamykając się jednocześnie na przyjęcie daru nowego ludzkiego życia, czy wręcz dokonując jego unicestwienia jeszcze przed narodzeniem. Chrystus, którego Maryja za sprawą Ducha Świętego poczęła i nosiła w swoim dziewiczym łonie, sam wyraźnie utożsamia się z każdym poczętym dzieckiem, mówiąc: „Kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje” (por. Mt 18, 5).

Nasz wielki rodak św. Jan Paweł II stając odważnie w obronie życia poczętego w swojej encyklice Evangelium vitae napisał: "Życie ludzkie jest święte i nienaruszalne w każdej chwili swego istnienia, także w fazie początkowej, która poprzedza narodziny. Człowiek już w łonie matki należy do Boga, bo Ten, który wszystko przenika i zna, tworzy go i kształtuje swoimi rękoma, widzi go, gdy jest jeszcze małym, bezkształtnym embrionem i potrafi w nim dostrzec dorosłego człowieka, którym stanie się on w przyszłości i którego dni są już policzone, a powołanie już zapisane w księdze żywota".

Nasz wielki Rodak niestrudzenie przypominał:

"Człowiekiem jest również nienarodzone dziecko: co więcej, Chrystus w sposób uprzywilejowany utożsamia się z najmniejszymi; jak więc można nie widzieć szczególnej Jego obecności w istocie jeszcze nie narodzonej, spośród wszystkich istot prawdziwie najmniejszej, najsłabszej, pozbawionej jakiegokolwiek środka obrony, nawet głosu, która nie może protestować przeciw ciosom godzącym w jej najbardziej podstawowe prawa".

Papież Franciszek zwracając się do Polaków wzywał: „Niech Polska będzie ziemią, która chroni życie w każdym jego momencie, od chwili, gdy pojawia się w łonie matki, aż do jego naturalnego kresu. Nie zapominajcie, że nikt nie jest panem życia, czy to swojego, czy też innych.”.

Św. Matka Teresa z Kalkuty w liście do Polaków [z 24 września 1996 r.], pisała:

„Życie jest darem Boga. Darem, którym tylko Bóg może obdarzyć. I Bóg w swojej pokorze dał mężczyźnie i kobiecie zdolność współpracy z Nim w przekazywaniu życia. Jakikolwiek był Jego zamiar, nie wolno nam niszczyć ani ingerować w ten piękny Boży dar”.

"Bóg zakazuje nam wszelkiego i jakiegokolwiek zamachu na życie ludzkie. Decydowanie o jego kresie jest prawem, które Bóg zastrzegł tylko sobie samemu; i dlatego nie wolno nam unicestwiać żadnego życia ludzkiego, nawet gdyby znajdowało się ono tylko w zarodku" - przypomina Służebnica Boża S. Łucja, karmelitanka bosa, jedna z trojga dzieci widzących z Fatimy.

„Wartość życia ludzkiego to suwerenna domena Boga, bo Bóg jest Panem nad życiem ludzkim i jego przeznaczeniem – uczył Bł. Stefan Wyszyński. Nie masz takiego prawa, które zdolne byłoby przeciwstawić się temu najbardziej istotnemu prawu. (…) Życie człowieka nienarodzonego jest życiem nietykalnym”.

Te słowa są dla nas pilnym i niezwykle ważnym wezwaniem, aby odważnie stanąć w obronie godności, świętości i nienaruszalność ludzkiego życia od pierwszej chwili jego istnienia aż do naturalnej śmierci.

Św. Jan Paweł II nawiedzając sanktuarium św. Józefa w Kaliszu wzywał: „Proszę wszystkich, stójcie na straży życia. (…) Niech szeregi obrońców życia stale rosną. (…) Dawajcie świadectwo miłości życia i dzielcie się hojnie tym świadectwem”.

Takim świadectwem dzieli się z nami słynny polski aktor teatralny i filmowy Jan Kobuszewski wspominając, że swoje życie zawdzięcza kochającej go matce. Ciąża Aliny Kobuszewskiej była zagrożona. Kobieta była w złym stanie zdrowotnym, ze względu na podeszły wiek i chorobę nerek. Kiedy sugerowano jej by dokonała aborcji, ona stanowczo odpowiedziała: „Prędzej sama umrę, niż miałabym własne dziecko zgładzić”.

Drodzy bracia i siostry! Wszyscy jesteśmy wezwani, aby stać się odważnymi głosicielami Ewangelii Życia, zaangażowanymi w służbę życiu i obronę każdego poczętego dziecka zagrożonego aborcją.

Pamiętajmy o słowach Jezusa: „Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje” (Mk 9, 37). Stańmy po stronie Boskiego Dzieciątka ukrytego w łonie Świętej Dziewicy z Nazaretu, po stronie Maryi Brzemiennej i czuwającego nad Nią Józefa, a nie po stronie okrutnego Heroda dokonującego rzezi Betlejemskich Niewiniątek. Uczyńmy naszymi słowa Prymasa Tysiąclecia zawarte w tekście Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego:

„Święta Boża Rodzicielko i Matko Dobrej Rady! Przyrzekamy Ci, z oczyma utkwionymi w Żłóbek betlejemski, że odtąd wszyscy staniemy na straży budzącego się życia.

Walczyć będziemy w obronie każdego dziecięcia i każdej kołyski równie mężnie, jak Ojcowie nasi walczyli o byt i wolność Narodu, płacąc krwią własną. Gotowi jesteśmy raczej śmierć ponieść, aniżeli śmierć zadać bezbronnym.

Dar życia uważać będziemy za największą Łaskę Ojca wszelkiego Życia i za najcenniejszy skarb Narodu”.

2. W tym miejscu pragnę przywołać poruszające świadectwo Klary Corbella Petrillo z Włoch, 28 -letniej matki, która oddała życie, by ratować swe nienarodzone dziecko.

Urodzona w Rzymie w 1984 r. dwadzieścia cztery lata później poślubiła Henryka Corbello, którego poznała podczas pielgrzymki do Medjugorie. Wkrótce Chiara zaszła w ciążę, jednak u dziecka zdiagnozowano tzw. bezmózgowie. – Nikt z nas nie myślał, że wkrótce będziemy musieli zmierzyć się z tragedią – wspomina Enrico. Już wczesne USG wykazało, że dziecko urodzi się z ciężkim upośledzeniem niepozwalającym mu na dalsze życie. – Najpierw przekazano nam diagnozę –bezmózgowie, a potem jako jedyne wyjście z sytuacji zaproponowano aborcję, mówiąc, że dziecko nie przeżyje nawet doby. Rodzice zdecydowanie odmówili. Chiara z całym przekonaniem powiedziała zdumionej lekarce: „Bóg nigdy nie popełnia błędu”. „Będziemy jej towarzyszyć tak długo, jak tylko będziemy w stanie” – zapisała Chiara w swoim dzienniku. Tuż przed swą śmiercią wspominała, że gdyby wówczas uległa i zdecydowała się na aborcję, byłby to najczarniejszy dzień w jej życiu, który chciałaby wymazać z pamięci. A tak był to jeden z najpiękniejszych dni. Poród przebiegł bez komplikacji. Pełni miłości rodzice ubrali córeczkę w różowe ubranka i tulili w ramionach. Ojciec Vito, franciszkanin, ochrzcił małą. Rodzice wybrali jej imię: Maria Grazia Letizia (grazia to po włosku „łaska”, a letizia – radość).

Po 30 minutach odeszła kochana. – Nie ma ważniejszej rzeczy, niż pozwolić człowiekowi urodzić się, tak by mógł być kochany – mówili zgodnie małżonkowie.

Enrico tak później wyjaśnił wybór imion dla córeczki: „Imię Maria nadaliśmy naszej córce, bo Matka Boska nauczyła nas, że nie należy ona do nas i że wolno nam zwrócić ją Bogu. Grazia (łaska), ponieważ podarowała nam łaskę zrozumienia, że nie jest rzeczą ważną, jak długo człowiek żyje na tym świecie, ale ważne jest to, że się urodził. Każdy dzień ciąży był łaską, bo odczuwaliśmy obecność Jezusa przy nas. Natomiast imię Letizia (radość) jest wyrazem tego, że podarowała nam przez tych dziewięć miesięcy tak wiele radości w cierpieniu, oraz że nasza miłość wzajemna bardzo przez nią wzrosła – wśród bólu”.

Jej pogrzeb zdumiał wszystkich, bowiem była to pełna radości uroczystość, na której rodzice dziecka ubrani byli na biało i w czasie nabożeństwa – Chiara grając na skrzypcach oraz Enrico na gitarze – wielbili Boga za Marię Grazię Letizię.

Przygotowali też obrazki z wizerunkiem Matki Bożej, na których odwrocie zamieścili wzruszający list do córki, zawierający m.in. takie słowa: „Możemy obyć się bez wszystkiego, potrzeba nam tylko poznać Ojca i przygotować się na to spotkanie. Ty urodziłaś się gotowa na nie, a my nie znajdujemy słów, by ci powiedzieć, jak bardzo jesteśmy z ciebie dumni”.

Po kilku miesiącach Chiara znów była w ciąży. Pierwsze badania wykazały, że dziecko urodzi się bez nóg. Nie załamali się. Enrico wspomina: – Zacząłem planować udogodnienia w domu, tak by synek mógł się spokojnie rozwijać. Jego niepełnosprawność nas nie przerażała, cieszyliśmy się życiem, które zostało nam dane. Niestety, kolejne badania wykazały, że chłopczyk nie ma nerek, ma niedorozwinięte płuca i pęcherz, a i pozostałe narządy wewnętrzne nie dają mu szans na przeżycie.

Jak to zwykle bywa w takich przypadkach, Chiara i Enrico spotkali się z różnymi reakcjami. Niektóre potęgowały poczucie bólu i osamotnienia, inne dodawały sił, jak chociażby modlitewne wsparcie rodziców, czy przyjaźń ofiarowana przez lekarkę, zbudowaną ich odwagą i zawierzeniem. Chiara powtarzała, że jej synek jest takim, jakim zechciał go Bóg, a naprawdę chorzy są ludzie, którzy nie chcą przyjąć dziecka upośledzonego.

Także i w tym wypadku Chiara nie chciała słyszeć o aborcji. Synek przyszedł na świat 24 czerwca 2010 roku. Żył niecałą godzinę, ale to wystarczyło, aby i on otrzymał łaskę Chrztu Świętego. Pięknie ubrany mały Davide Giovanni cicho kwilił w ramionach mamy, gdy o. Vito, franciszkanin, udzielał mu chrztu. Po 38 minutach, otoczony miłością, odszedł.

Chłopiec, tak jak jego siostra żegnany był w dniu pogrzebu przy akompaniamencie muzyki oraz śpiewu Chiary i Enrica. Jemu także poświęcono obrazek ze znamiennym wyznaniem jego rodziców: „Nauczyłeś nas, że miłość nie tworzy żadnych dzieł niedoskonałych. Ty jesteś cudem jedynym, niepowtarzalnym i wyjątkowym. Ileż miłości nam dałeś! […] twoje przeznaczenie to chwała większa od naszej”.

Chiara mówiła: „Pan dał nam dwoje wyjątkowych dzieci: Marię Grazię Letizię i Dawida Giovanniego, ale poprosił nas, abyśmy towarzyszyli im tylko do czasu ich narodzin. Dał nam możliwość ich objęcia, ochrzczenia, a następnie powierzenia w ręce Ojca, a wszystko to z pokojem i radością, których nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy”.

„Wszystkim mamom chcę powiedzieć, że liczy się najbardziej dar, jakim jest dziecko, dar życia, a nie czas, jaki się z dzieckiem przeżyje. Te pół godziny z Marią i Davidem na rękach było najpiękniejszym czasem w moim życiu”.

Małżonkowie nie zrezygnowali z marzeń o dziecku. Przeszli szereg badań, m.in. genetycznych, które wykazały, że choroby dzieci nie były ze sobą powiązane. Chiara trzeci raz zaszła w ciążę. Synek rozwijał się prawidłowo. Tym razem to Chiara miała się zmierzyć z chorobą. Już na początku ciąży zauważyła zmianę na języku. Dalsze badania przyniosły dramatyczną diagnozę: złośliwy rak języka. Chiarze wycięto kawałek języka, na dalsze leczenie nie zgodziła się jednak, ponieważ zagrażało życiu i zdrowiu jej synka. Lekarze najpierw namawiali ją do aborcji, by ratowała swe życie, a gdy okazała się nieprzejednana, przynajmniej do przyspieszenia porodu. Ona jednak walczyła o każdy kolejny dzień synka. „Dziś przybyło mu kolejne kilka gramów” – pisała w dzienniku, dodając, że matka może dać dziecku przede wszystkim życie. Francesco urodził się 30 maja 2011 r. Trzy dni później w tym samym szpitalu Chiara rozpoczęła chemioterapię. Okazało się jednak, że już jest za późno. Komórki nowotworowe były rozsiane po całym organizmie, nie było już dla niej ratunku.

Chiara nigdy nie żałowała swojej decyzji. Wiedziała, że jej dni na ziemi są policzone, mimo to była pełna pokoju i ufności w Bożą Opatrzność. „To, czego Bóg chce dla nas, jest o wiele piękniejsze niż to, o co moglibyśmy prosić, używając własnej wyobraźni” - napisała na tej samej widokówce, na której jako siedmiolatka wyraziła swoje pragnienie zostania świętą.

Kolejne 12 miesięcy były prawdziwą golgotą. Enrico wspomina: Ostatnie miesiące były bardzo ciężkie, ale zarazem cudowne. Chiara bardzo cierpiała. W tym czasie nasz związek bardzo się pogłębił, a Jezus stale był przy nas obecny. Piękna jest świadomość, że sam Chrystus trwa przy krzyżu człowieka. Jestem fizjoterapeutą i pracowałem z ludźmi chorymi terminalnie. Wiedziałem, co nas czeka, nigdy nie myślałem jednak, że można tak pięknie umierać.

Zawsze wiedzieliśmy, że śmierć nie ma ostatniego słowa. W centrum naszej wiary jest Jezus, który zmartwychwstaje, więc i my także zmartwychwstaniemy. Zawsze o tym pamiętaliśmy”.

Chiara nie miała już sił chodzić, bolał ją dosłownie każdy fragment ciała, gdy postanowili pojechać z rodziną i przyjaciółmi do Medjugorje, gdzie się poznali. Zebrało się ponad 160 osób. Zajęli cały samolot. Każdy z gości dostał od Chiary różaniec i obrazek Matki Bożej. – To był czas niezwykłej łaski, jedyny podczas choroby, kiedy Chiara nie odczuwała bólu i miała znów siły, by chodzić – wspomina Enrico.

Zamiarem każdego uczestnika było poprosić Dziewicę Maryję o łaskę jej uzdrowienia, ale intencją Chiary było poprosić Maryję o zrozumienie woli Bożej – mówi o. Vito.

Chiara przez ostatni rok życia w wielu kościołach we Włoszech dawała świadectwo. Pokazywała się z mężem Enrico u boku. Byli pełni szczęścia. Jej zdjęcie z szerokim uśmiechem oraz opaską na oku zostało zrobione w kwietniu 2012 roku, niecałe dwa tygodnie po tym, jak dowiedziała się, że jej stan jest terminalny.

Ciesząc się małymi radościami, Chiara coraz bardziej wybiegała ku wieczności. Żyła sakramentami pojednania i Eucharystii, adoracją Najświętszego Sakramentu i codzienną modlitwą. Póki miała siły, grała na skrzypcach na cotygodniowym nabożeństwie różańcowym. Imponowała spokojem i radosną ufnością. Powierzała się Maryi specjalną modlitwą zakończoną słowami „Totus tuus”. Opowiadała o doświadczeniu kochania Boga ponad wszystko. Na cztery dni przed śmiercią podczas modlitwy wiernych prosiła o ufność w plany Boże, dodając, że one „nigdy nas nie rozczarują”.

W liście, który Chiara napisała do swojego syna przed śmiercią, przypomniała werset z Ewangelii: „Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11, 30). Do tych słów Pana Jezusa nawiązał mąż Enrico i zapytał ją: «Chiara, czy ten krzyż jest naprawdę słodki, jak mówi Pan?». Uśmiechnęła się do mnie i słabym głosem odpowiedziała: «Tak, Enrico. Jest bardzo słodki»”.

Chiara przeczuwała, że zbliża się kres jej życia na ziemi. Jaki prezent w takiej chwili zostawić ukochanemu synkowi? W dniu pierwszych urodzin małego Francesco, dwa tygodnie przed śmiercią, napisała do niego list.

W swoim liście do synka Chiara napisała: „Stałeś się wielkim podarunkiem dla naszego życia. Bo dopomogłeś nam wyrosnąć ponad nasze ludzkie granice. Wśród tych niewielu spraw, jakie mogłam zrozumieć przez te minione lata, mogę jedynie powiedzieć, że ogniskiem naszego życia jest miłość. Jesteśmy przecież zrodzeni przez akt miłości. Żyjemy po to, żeby miłować oraz żeby być kochanymi, a umrzemy, żeby poznać prawdziwą miłość Boga. Celem naszego życia jest kochać i być zawsze gotowym do miłowania drugich, tak jak Sam tylko Bóg może Cię tego nauczyć. Miłość Cię spali, ale jest rzeczą piękną, dać się spalić jak świeca, która zgaśnie dopiero wtedy, gdy dopali się do końca. Cokolwiek byś czynił, będzie to miało sens jedynie wtedy, gdy będziesz to spełniał z myślą o życiu wiecznym (…)”.

Agonia rozpoczęła się wieczorem 12 czerwca 2012 r. W tym dniu w Kościele czytano Ewangelię o soli ziemi i świetle świata. O pierwszej w nocy o. Vito odprawił Mszę św. przy łóżku Chiary. Zebrała się cała rodzina. Enrico rozesłał do przyjaciół SMS-a: „Nasze lampy są zapalone. Czekamy na Oblubieńca”.

„Pan daje łaskę w stosownej chwili. I rzeczywiście widziałem, że umierała szczęśliwa. Doskonale wiedziała, dokąd idzie” - zapewniał Enrico.

Spokój i radość Chiary w chwili śmierci tłumaczył jej niezachwianą wiarą: „Chiara odeszła do swojego Oblubieńca, który umiłował ją o wiele bardziej niż ja”.

Klara przeżywając swoją kalwarię do końca Mu powtarzała: „Dla Ciebie Jezu. Jeśli Ty tego chcesz, to i ja tego chcę”.

16 czerwca 2012 r. odbył się pogrzeb Chiary, który wyglądał jak wesele. Kościół św. Franciszki Rzymianki pękał w szwach, kilkudziesięciu księży w białych szatach sprawowało Mszę św., której przewodniczył o. Vito. Mąż Enrico odczytał list - testament Chiary skierowany do jej synka: „Francesco, idę do Nieba zająć się Marią i Dawidem, a ty zostaniesz z Tatą. Tam będę się za was modlić. Jesteś wyjątkowy, masz wyjątkową misję do spełnienia. Pan Bóg od zawsze chciał, żebyś żył i On sam wskaże ci drogę, jeśli otworzysz przed Nim swoje serce. Zaufaj Mu, bo naprawdę warto. Chiara, twoja mama”.

Na prośbę Chiary na pogrzeb nie przynoszono kwiatów, za to każdy z uczestników otrzymał doniczkę z małą roślinką – symbol życia, które trzeba pielęgnować.

„Chiara mawiała, że człowiek nie żyje wcale dlatego, że oddycha, ale dlatego, że kocha”.

Uroczyste rozpoczęcie jej procesu beatyfikacyjnego nastąpiło 21 września 2018 r., w dziesiątą rocznicę ślubu Chiary i Enrico. Na uroczystej sesji otwierającej proces beatyfikacyjny wszyscy widzieli radosnego chłopca w eleganckiej koszuli, biegającego pośród ławek. Był to 7-letni Francesco, synek Chiary.

Towarzysząca Chiarze we wszystkich ciążach ginekolog imieniem Daniela mówiła o niej: „Widziałam matkę, która nie tylko potrafi przyjąć cierpienie, ale nawet dziękować za swój los i błogosławić go. Widziałam matkę, która po narodzinach dziecka pozbawionego nóżek tuli je, szepcząc «kochanie moje, synku mój». Jest to dziecko umierające, nieudane – według naszych kryteriów, ale ona kocha je miłością absolutną, stuprocentową. Taka mama sprawia, że pragniesz poznać jej tajemnicę, przyjrzeć się jej z bliska”.

Jej grób na rzymskim cmentarzu Verano, gdzie spoczywa z dwojgiem dzieci, stał się celem nieustannych pielgrzymek i ciągle leżą na nim bileciki z prośbą o modlitwę. Dokonuje się wiele nawróceń. Ludzie po latach wracają do konfesjonału i zaczynają na nowo swą drogę z Bogiem. Setki dzieci przyszły na świat, ponieważ ich matki usłyszawszy o Chiarze odmówiły aborcji.

Zachęcam do obejrzenia filmu:

https://www.youtube.com/watch?v=jG__6D-pU_k

 

Koniec części pierwszej listu.

o. Piotr Męczyński O.Carm.

 

Obory, 30 listopada A. D. 2025


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio