Homilia wygłoszona podczas peregrynacji relikwii św. Teresy od Dzieciątka Jezus (Obory, 16 lipca 2005 r.)
Bracia i Siostry w Chrystusie Panu! Nasze Sanktuarium oborskie przeżywa obecnie szczególny czas. Na wyjątkowość tego czasu składają się trzy wydarzenia. Po pierwsze, kalendarz liturgiczny przewiduje dzisiaj wspomnienie, a dla nas Karmelitów uroczystość, Matki Bożej z Góry Karmel, a więc Matki Bożej Szkaplerznej. Ponadto w tych dniach gościmy w naszej świątyni relikwie wielkiej świętej Karmelu – św. Teresy od Dzieciątka Jezus, Karmelitanki Bosej. I w końcu – w tym roku Karmelici w Oborach obchodzą Jubileusz 400-lecia obecności na ziemi oborskiej.
Karmelici od samego początku, kiedy powstawali na Górze Karmel w Ziemi Świętej obrali sobie Maryję za szczególną patronkę, poddali się pod Jej władzę i oddali się Jej opiece. Szczególnym znakiem opieki Maryi nad zakonem jest szkaplerz święty. Tej opieki Maryi zakon doświadczał przez cały czas swojego istnienia, rozwijając się na całym świecie i wydając wielu świętych, w tym i św. Teresę od Dzieciątka Jezus. To również dzięki Jej opiece zakon jest obecny dzisiaj, w różnych swoich formach, na wszystkich kontynentach. Dzisiaj zauważamy wzrost powołań do naszego zakonu, szczególnie w Azji, Ameryce Południowej i Afryce. Nic też dziwnego w tym, że także i tutaj w Oborach Karmelici od początku związali swoje losy właśnie z Maryją, którą tutaj czcimy w sposób szczególny w tajemnicach bolesnych. Świadomi takiej przemożnej opieki Maryi wciąż przybywamy do tego miejsca, do tego sanktuarium, aby u Maryi szukać wsparcia i pociechy w naszych życiowych trudnościach.
Bracia i Siostry w Chrystusie Panu! Dzisiaj do ołtarza Chrystusowego przyprowadziły nas dwie niewiasty: Maryja, orędowniczka szkaplerza świętego i św. Teresa, karmelitanka. Może warto sobie zadać pytanie, czego my dzisiaj możemy i powinniśmy się nauczyć od tych świętych niewiast? Z punktu widzenia czysto materialnego, Maryja i Teresa nie pozostawiły po sobie wiele. Nie były wielkimi budowniczymi, nie pozostawiły po sobie wielkich świątyń, które moglibyśmy dzisiaj podziwiać A jednak ich postacie są wciąż aktualne, dlaczego? Myślę, że dlatego iż potrafiły w swoim życiu zrealizować to, co św. Paweł zapisał w hymnie o miłości: Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę i wiarę taką, iż góry bym przenosił, ale miłości bym nie miał byłbym niczym. I choćbym rozdał na jałmużnę całą majętność, a ciało wydał na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic mi nie pomoże (...) Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość, te trzy: największa z nich jest miłość (1Kor 13, 1-3; 13).
Maryja i św. Teresa w całym swoim życiu kierowały się miłością do Boga i drugiego człowieka. To właśnie kierując się miłością Maryja wypowiedziała swoje fiat na wolę Bożą chociaż wiemy, że nie była to dla Niej łatwa decyzja i jak wielkie trudy i cierpienia z tym się wiązały. Podobnie i św. Teresa już od wczesnej młodości kierowana miłością do Chrystusa i do ludzi wypowiedziała swoje tak na głos powołania i wstąpiła do karmelitanek bosych, poświęcając swoje życie pokucie i modlitwie za tych wszystkich, którzy takiej ofiary potrzebowali. To właśnie dzięki tej miłości owe święte niewiasty, w które się dzisiaj wpatrujemy, wydały obfite owoce swojego życia. Zadajmy sobie zatem pytanie: czy i my w naszym codzienny życiu staramy się działać z miłości do Boga?
Znana jest nam doskonale prawda, że nie można kochać Boga, którego się nie widzi, jeżeli nie kocha się człowieka, którego się widzi, z którym przebywa się na co dzień. Doskonale pamiętamy tę scenę z Ewangelii, w której Chrystus mówi o sądzie ostatecznym. Zauważmy: kiedyś podstawą naszej oceny będzie to jacy byliśmy dla innych, co zrobiliśmy – albo – czego nie zrobiliśmy innym. Król-sędzia mówi bowiem: Byłem głodny..., byłem spragniony..., byłem nagi..., byłem chory..., byłem w więzieniu... Zaprawdę powiadam wam, czegokolwiek nie uczyniliście jednemu spośród najmniejszych, nie uczyniliście tego i Mnie (Mt 25, 31-46). Na sądzie ostatecznym Bóg sędzia będzie się upominał o dobro i krzywdę, które uczyniliśmy drugiemu człowiekowi. Kiedyś zatem będziemy sądzeni przede wszystkim z miłości.
Z pewnością my wszyscy tutaj obecni staramy się w naszym życiu kierować miłością do Boga i drugiego człowieka, ale chyba jednak niewielu z nas może powiedzieć, że umie tak naprawdę kochać ludzi. Niewielu z ręką na sercu może powiedzieć, że zawsze jest dobrym dzieckiem, ojcem, matką, mężem, żoną, bliźnim... Zbyt często odkrywamy jak wiele nam niedostaje do pełnej miłości i to nawet najbliższych. Miłość to trudna sztuka i nieliczni otrzymują z niej ocenę bardzo dobrą.
Najczęściej popełniany błąd polega na tym, że kochamy danego człowieka za późno. Kochamy wówczas, gdy go już zabrakło, gdy miłość staje się bólem straconej szansy. Jakże często mąż odkrywa, że nie umiał kochać żony dopiero wówczas, gdy ta od niego odeszła. Dziecko uświadamia sobie, że nie umiało kochać rodziców dopiero wtedy, gdy staje nad ich mogiłą. Ale wtedy jest już za późno... Błąd, którego nie da się już naprawić tutaj na ziemi. Pewien filozof trafnie zauważył, że jedną z największych tragedii współczesności jest fakt, że rodzice mają dziś za mało dzieci, dzieci za mało rodziców, ale wzajemnie mają się zupełnie dosyć...
Staramy się, zatem postępować w naszym życiu, kierując się miłością do człowieka, ale często nam to nie wychodzi. Myślę, że dzieje się tak, dlatego że ciągle uzależniamy miłość od postawy drugiej osoby, od spełnienia przez nią tego, czego od niej oczekujemy. Ciągle mamy do innych pretensje, unieszczęśliwiając przez to zarówno ich, jak i siebie. Stąd też ciągle spóźniamy się z naszą miłością. Tylko Bóg nigdy się nie spóźnia z miłością. On zawsze nas kocha niezależnie od naszej postawy. I wciąż do nas wychodzi ze swoją miłością między innymi poprzez sakramenty, szczególnie Eucharystię i pokutę, ale także poprzez naszą modlitwę, która jest wielkim darem Bożym.
Bracia Siostry w Chrystusie Panu, prośmy dzisiaj Chrystusa przez wstawiennictwo Maryi i św. Teresy o dar dobrej modlitwy; o to, aby Bóg wlał w nasze serca łaskę dobrej modlitwy. Amen. o. Dariusz Borek O. Carm. prowincjał Polskiej Prowincji Karmelitów
|