.
Życie mistyczne oznacza głębokie życie duchowe, prowadzące
do zjednoczenia z Bogiem, doświadczenia obecności Boga we własnym wnętrzu.
Zalążki życia mistycznego otrzymuje człowiek w sakramencie chrztu świętego
(cnoty teologalne, dary Ducha Świętego), ponieważ daje on uczestnictwo w
śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa i jest podstawą świadomego,
osobowego przeżywania tajemnicy Jezusa Chrystusa.
Rozwój życia mistycznego jest równoznaczny z rozwojem cnót teologalnych,
zwłaszcza miłości polegającej na oddaniu się w pełną służbę Bogu i bliźniemu.
Zjednoczenie z Bogiem dokonuje się poprzez oczyszczenie duchowe (noce zmysłów i
ducha), poprzez idący z nim w parze rozwój modlitwy aż do osiągnięcia
kontemplacji wlanej i rozwoju życia sakramentalnego, kształtujących postawę
świadectwa wiary. Momentem powodującym rozwój zalążków chrztu świętego jest
pierwszy, świadomy akt wiary, który jest równoznaczny z przyjęciem słowa Bożego
i z osobową akceptacją Jezusa Chrystusa.
Prawdziwa mistyka nie jest niczym innym jak tylko pełnym rozwojem życia w łasce
uświęcającej, w cnotach teologalnych i darach Ducha Świętego. Czysta wiara
udoskonalona darami Ducha Świętego prowadzi nie tylko do głębszego poznania
prawd wiary, ale jest doświadczeniem bezpośrednim obecności Boga we wnętrzu
osoby ludzkiej. Mistyka nie oznacza zjawisk nadzwyczajnych (np. wizje, ekstazy,
objawienia), których szukanie jest złudzeniem autentycznego życia duchowego.
W trosce o zdrową duchowość chrześcijańską należy z wielką
roztropnością i odpowiednim rozeznaniem podchodzić do wszelkiego obdarowania
duchowego, które staje się naszym udziałem podczas różnych nabożeństw i spotkań
modlitewnych. Tutaj pragnę zwrócić szczególną uwagę na zagrożenia duchowe
związane ze zjawiskiem tzw. „spoczynku w Duchu Świętym”. Mam nadzieję, że to
krytyczne opracowanie pomoże w sposób zrównoważony i spokojny, bez popadania w
skrajności, uproszczenia i uogólnienia przyjrzeć się temu doświadczeniu. Nie
należy podczas lektury tego opracowania zrażać się negatywnym ujęciem całego
zagadnienia. Właśnie takie ujęcie, pozwoli oczyścić atmosferę, ukształtować
zdrowe podejście, wyjaśnić przyczyny możliwych trudności w ocenie tego zjawiska
oraz w sposób dojrzały współpracować z łaską Bożą. Zawsze z pełnym pogodnej
nadziei oddaniem się pod opiekę Pasterzy Kościoła.
Antonello Cadeddu
i Enrique Porcu, misjonarze włoscy pracujący w Brazylii, prowadzili niedawno rekolekcje w kilku
klasztorach dominikańskich w Polsce. Gromadziły one tłumy wiernych,
a przepowiadaniu misjonarzy towarzyszyły znaki takie jak spoczynek
w Duchu Świętym czy uzdrowienia.
AC: Spoczynek w Duchu Świętym to szczególny stan duszy,
w którym człowiek odczuwa ogromny pokój wewnętrzny, cichą radość,
ukojenie, miłość Bożą i tęsknotę za Bogiem. Większość osób nie traci
w tym stanie świadomości. Może mu towarzyszyć nagłe osunięcie się na
podłogę w wyniku prowadzonej modlitwy. Dzieje się to przy nałożeniu rąk
przez osoby modlące się nad konkretnym człowiekiem. Jest to związane
z rozluźnieniem całego ciała, dlatego osoba „spoczywa”, podobnie jak
dzieje się to we śnie.
- Czasem może to
być po prostu efekt psychologiczny?
AC: Czasem
tak się zdarza, niemniej niezwykle trudno jest odróżnić to w sposób
jednoznaczny.
EP: Różnych
aspektów uzdrowienia nie wolno zbytnio od siebie oddzielać, bo człowiek stanowi
całość. Istnieje ryzyko, że odrzuci się to, co dobre, aby ocalić jeden tylko
aspekt. Wielu kapłanów mówi, że w swoim posługiwaniu spotykają się
z histerią, że ludzie świadomie rzucają się na ziemię. Tego powinniśmy
unikać. Jeśli natomiast upadki mają miejsce w czasie modlitwy, często są
uzdrowieniem na poziomie psychiki”.
Według
ks. dr hab. Andrzeja Kowalczyka z Gdańska, „spoczynek w Duchu Świętym” nie
występuje wyłącznie w Odnowie. Zdarza się na spotkaniach modlitewnych, na
których praktykuje się modlitwę z nałożeniem rąk. Polega on na tym, że ktoś
podczas modlitwy z nałożeniem rąk, albo nawet biorąc udział w modlitwie o
wylanie Ducha Świętego, słabnie i upada. Niekiedy upadek może nastąpić w jednej
chwili jakby w wyniku podcięcia nóg. Nie jest to zemdlenie. W czasie upadku nie
czuje się bólu, upadek nie powoduje jakichś stłuczeń lub znaków na ciele. W
czasie spoczynku zwykle doświadcza się bliskości Boga, miłości, spokoju i
radości. Dlatego może on przynieść umocnienie w wierze i w życiu Ewangelią.
Spoczynek
w Duchu Świętym, ponieważ łączy się z upadkiem, przypomina wydarzenie, jakie
przeżył św. Paweł na drodze do Damaszku. Jak wiemy, w czasie widzenia Jezusa
spadł on z konia. Od spoczynku w Duchu Świętym należy odróżnić upadek, który
nieraz w czasie modlitwy z nałożeniem rąk towarzyszy walce duchowej”.
Ks. prał. Marian
Piątkowski, koordynator posługi egzorcystów w Polsce, w konferencji wygłoszonej
na Światowej Konferencji Posługi Uwolnienia, która odbyła się w lipcu 2007 w
Częstochowie, powiedział:
„Spoczynek w Duchu, jeśli
jest autentyczny, może być nazwany charyzmatem. Tak przynajmniej możemy sądzić
na podstawie różnych doświadczeń, jakie ks. C. Sean ujął w następujący sposób:
"Z doświadczenia wiemy, że są trzy rodzaje spoczynku, może on pochodzić od
Boga, diabła i samego człowieka. Spoczynek od Boga czyli w Duchu Świętym jest
źródłem ogromnego błogosławieństwa: człowiek zostaje uzdrowiony, zły duch
zostaje wyrzucony i owa osoba doświadcza uwolnienia" (mps cyt.). Zjawisko
takiego spoczynku może być nieautentyczne, gdy człowiek upada wskutek
autosugestii, czy też pod wpływem złych duchów, które nie chcąc dopuścić do
uwolnienia, sprawiają, że dana osoba zapada w pozorną śpiączkę. Mądry i
doświadczony egzorcysta rozpozna różnicę (tamże)”.
Ks. Aleksander Posacki SJ,
pisze: „Spoczynek w Duchu" to nie musi być zawsze wydarzenie duchowe, ale
może być psychologiczne lub okultystyczne (por. ks. kard. L. Suenens,
"Spoczynek w Duchu" kontrowersyjne zjawisko, Kraków 2005 r.)”.
Ks. Jan Reczko uważa, że „chociaż
nieraz w tzw. spoczynku w Duchu Świętym rzeczywiście ktoś przyjmuje łaskę
pewnego odpocznienia i pomnożenia sił, to nie byłoby rzeczą zdrową nadmiernie
pragnąć takiego fenomenalnego przeżycia. Kard. Suenens, przez szereg lat
opiekun z ramienia Ojca Świętego Odnowy w Duchu Świętym, w specjalnym
dokumencie „Spoczynek w Duchu jako kontrowersyjne zjawisko” zaznacza, żeby
mówić, że to jest „upadek" a nie wyrokować w samej nazwie, że jest to „w
Duchu Świętym". I chociaż może ono mieć pozytywne skutki, a nawet Pan Bóg
może się nim posłużyć, to zarazem nie trzeba przeceniać tego rodzaju fenomenu”.
Kardynał Leon J. Suenens stwierdza: „Działanie Ducha
Świętego objawia się raczej poprzez delikatne duchowe dotknięcia niż bardziej
lub mniej spektakularne fizyczne przejawy. Jego obecność ujawnia się z
pewnością tam, gdzie następuje wzrost wiary, teologalnej nadziei, miłości Boga
i bliźniego. Przejawy cielesne, a więc siłą rzeczy powierzchowne, nigdy nie
zdołają zdominować tego fundamentalnego kryterium.
Wiemy również, że Duch Święty nie uznaje ludzkiego
planowania: nie zgadza się na wyznaczanie Mu spotkań. Nie mieści się w naszych
uprzednio ustalonych ramach. Trzecia Osoba Trójcy Świętej nie pracuje ani
chaotycznie, ani jak automat; nie przestrzega naszego ustawiania się w kolejki
ani naszych prefabrykowanych seansów. Jest Ona par excellence Nieprzewidywalną,
Nie – do – zmanipulowania. Nie można udzielić samemu sobie duchowej łaski ani
obdarzać nią innych. Mistyczna łaska nie jest powtarzalna i nie da się jej
sztucznie wywołać. Duch Święty odmawia wejścia do naszego terminarza w
charakterze kolejnego spotkania i żaden ludzki czynnik nie jest w stanie go
aktywować. Wymyka się On naszemu planowaniu i nie działa w zależności od
atmosfery zbiorowego oczekiwania” (Kard. Leon J. Suenens, Spoczynek w Duchu,
Kraków 2005, str. 57-59).
O.Benedict M. Heron OSB w książce „Modlitwa o uzdrowienie”
pisze:
„Chociaż to doświadczenie (Spoczynek w Duchu Świętym) może
przynieść wielkie błogosławieństwa, może być także niebezpieczne, jak wskazał
na to Francis MacNutt w książce The Power to Heal (Wyd. Ave Maria Press 1977) i
jak podkreślił to Kardynał Suenens w swojej książce Resting in the Spirit
(Veritas 1987). Oto niektóre niebezpieczeństwa i problemy:
1) Pogoń za sensacją – ludzie chcą ujrzeć wiele osób
upadających w czasie nabożeństw z modlitwą o uzdrowienie lub sami chcą otrzymać
„emocjonalne kopnięcie”.
2) „Spoczęcie w Duchu” nie jest zawsze czy głównie dziełem
Ducha Świętego – mogą w to być zaangażowane inne czynniki. Kardynał Suenens i
John Richards wskazują na dwuznacznośc zwrotu „spoczęcie w Duchu”. „Spoczęcie”
nie zawsze musi być w Duchu, może być tylko wyrazem ludzkich emocji. Jeśli więc
posługujemy się tym terminem, powszechnie używanym, nie zatraćmy rozeznania.
3) Pycha – satysfakcja z faktu, że ludzie „spoczęli w
Duchu”, gdy ja modliłem się nad nimi, nie jest rzeczą całkowicie Bożą.
4) „Spoczęcie w Duchu” może wyzwolić głębokie zranienia
wewnętrzne lub wywołać problemy związane z uwolnieniem spod złych duchów”.
O.Joseph –Marie Verlinde mówi: „Krytykując spoczynek w Duchu
Świętym mówi się często o podświadomości, która się uwalnia i o histerii. Jest
rzeczą oczywistą, że pewnych peryferyjnych zjawisk nie da się tu uniknąć.
Dobrze jest je poddać rozeznaniu, by „nie wylać dziecka z kąpielą” i nie
rezygnować z łaski z powodu jakiś ubocznych skutków. Spoczynek w Duchu Świętym
przyjęty w dobrych warunkach stał się źródłem wielkich łask uzdrowienia
wewnętrznego. Nie sądzę, żeby trzeba było bać się tego zjawiska. Należy je
przyjąć, dobrze rozeznać i właściwie nim pokierować. W stanie głębokiego
spoczynku w Duchu Świętym Pan Bóg może, jakby na nowo, przywołać głębokie stany
emocjonalne, które są ukryte w nas, by je usunąć. Niepokojący mógłby być np.
fakt, że osoba, która znajduje się w tym stanie, przestała panować nad sobą i
nie słucha już osoby kierującej modlitwą. Gdyby coś takiego zaistniało, byłby
to znak, że spotkanie przebiega w sposób nieuporządkowany, niewłaściwy, a Duch
Święty nie działa w takich warunkach. Gdy dana osoba przestaje kontrolować
swoje zachowanie się, nie należy od razu mówić, że jest to jakieś zjawisko
diabelskie, gdyż bardziej wygląda to na histerię. Wydaje się, że spoczynek w
Duchu Świętym mógł zostać zbyt surowo oceniony z powodu jakichś skrajnych
przypadków, które niekoniecznie muszą być reprezentatywne dla całości tego
zjawiska duchowego” ( o.Jeseph – Marie Verlinde, Jeden jest Pan, str. 130-133,
wyd. „M”, Kraków 1996).
„Proces rozeznawania prawdziwości zjawiska rozciąga się
również na czas późniejszy i obejmuje poszukiwanie owoców, które przynosi
przeżyte doświadczenie – umocnienie związku z Chrystusem, dyspozycyjność w
służbie Kościołowi i społeczności, owoce Ducha Świętego, pogłębienie życia
modlitewnego, przemienianie Ewangelii w życie. Jeśli odpoczynek w Duchu Świętym
pozostaje bezowocny w swoich konkretnych skutkach, oznaczających działanie
Chrystusa w człowieku, świadczy to, że doświadczenie było pozorne lub jeśli
było autentyczne, to nie zostało zrozumiane lub łatwo zapomniane” (Ks. Mariusz
Salacha, Odpoczynek w Duchu Świętym, Rzym 2003).
„Oczywiście nie powinniśmy się koncentrować na samym
spoczynku w Duchu (ani na żadnych innych przejawach mocy Bożej), ponieważ gdy
przychodzimy na spotkanie modlitewne, to naszym głównym celem powinno być
uwielbienie Boga. To w uwielbieniu Boga osiągamy pełnię naszego istnienia”
(O.Robert de Grandis SSJ, w „Szum z Nieba”, nr 02/ 2002).
„Spoczynek w Duchu Świętym nie jest znakiem mocnej wiary
osoby, która tego doświadczyła. Wpływa zaś na umocnienie w wierze poprzez towarzyszące
mu uzdrowienie czy napełnienie pokojem i odczucie miłości Bożej” (O.Bogdan
Kocańda OFMConv, Rycerz Niepokalanej 9/2004 ,
str. 295).
To doświadczenie duchowe zasadniczo jest pod naszą kontrolą
– zauważa o.Robert de Grandis. To wszystko zależy od aktu woli, więc jeśli
postanowisz, że nie upadniesz, Pan Bóg nie będzie łamał twojej wolnej woli.
Dlatego można otwierać się na dar spoczynku w Duchu Świętym tylko w odpowiednim
miejscu i czasie. Gdy nie ma odpowiednich warunków należy powstrzymywać to w sobie,
tak, by nie tworzyć atmosfery skandalu, sensacji, braku porządku, zamieszania i
strachu”. Czasem może się zdarzyć, że ktoś podczas modlitwy, czy nabożeństwa
liturgicznego upada i nie kontroluje tego (np. po przyjęciu Komunii świętej),
wprowadzając zamieszanie i niepokój. W żadnym wypadku nie wolno dopuszczać do
występowania i utrwalania w sobie takiego zachowania. Kardynał Leon J. Suenens
poucza: „Bardzo ważne wydaje mi się, aby wszelkie zjawiska tego rodzaju
wyłączyć z celebrowania liturgii”. W takich sytuacjach (trudności w
powstrzymywania w sobie tego daru) naśladujmy pokorę i mądrość św. Teresy z
Avila: „Gorąco zatem poczęłam błagać Pana, aby raczył już nie użyczać mi takich
łask, które się na zewnątrz objawiają, bo już byłam znużona tą ciągłą uwagą na
siebie, do której one mnie zmuszały, a łaski tej nie mógł mi Pan użyczyć, by
tym samym na jaw nie wyszła. Zdaje mi się, że w łaskawości swojej raczył mię
wysłuchać, bo od tego czasu nigdy już to mi się nie zdarzyło”. Wydaje się, że
tę wypowiedź Matki Teresy, jakkolwiek odnosi się do stanu zachwycenia, można
też dedykować osobom, które szczerze starają się powstrzymywać przed
spoczynkiem w Duchu, gdy nie ma odpowiednich warunków na przyjęcie tego daru.
Zwróćmy uwagę na jeszcze inne zagrożenia duchowe, o których
mówi Kardynał Suenens:
„- Można obawiać się, że niektórzy nieświadomie szukają nie
tyle Boga, ile „najnowszego modelu” doświadczeń religijnych, raczej przez
ciekawość, niż z potrzeby uzdrowienia, z zamiłowania do nowinek i
spektakularności.
- Można obawiać się, że, także nieświadomie, niektórzy
starają się zwrócić na siebie uwagę, raczej z psychicznej lub emocjonalnej
potrzeby, niż z troski o otwarcie się na prawdziwe działanie Ducha.
- Można żywić obawę, że niektórzy bezwiednie odpowiadają na
jakiś impuls psychologiczny, emocjonalny czy histeryczny, zwłaszcza, gdy
starano się wywołać reakcje upadku przez nauczanie lub zaprezentowanie zjawiska
jako integralną, normalną część seansu uzdrowicielskiego. Powinno się zachować
szczególną czujność, gdy dzieje się to w pewnym nieporządku.
- Zachodzi obawa, że niektórzy ulegną pokusie osądzania
działania Ducha nie według owoców, które sprawia w życiu codziennym, ale po
liczbie ludzi, którzy „upadają w Duchu”.
- U niektórych zachodzi obawa zaistnienia uczucia elitarnego
samouwielbienia (samozadowolenia), u innych pewnego rodzaju niepokoju
powodowanego niezrozumieniem tego, co się dzieje.
Listę można wydłużać. Sądzę na przykład, że niektórzy mają
pokusę, by szukać tam odpowiedzi na swoje osobiste problemy, nie potrafiąc
rozwiązać ich samodzielnie, pracowicie i z trudem w ascezie, zapomnieniu o
sobie, przebaczeniu itd. U żądnych błyskawicznego „cudownego” rozwiązania,
spoczynek odgrywa rolę „anestezji duchowej”.
Ojciec Tardif, praktykujący szeroko znaną posługę uzdrawiania,
mawiał, że kategorycznie odmawiał odpowiedzi na prośby osób, które błagały go o
modlitwę, by „upadły pod mocą Ducha”. Oto zdrowa postawa duszpasterska.
Innym spostrzeżeniem zasługującym na uwagę jest rola, jaką
może odgrywać nieświadome pragnienie osoby biernej (otrzymującej spoczynek w
Duchu). Jeśli wierzy ona, że chodzi o specjalną łaskę i do niej aspiruje, w
wypadku jej nieotrzymania poczułaby się sfrustrowana i mogłaby sądzić, że Bóg
mniej ją kocha. W tym wypadku wiele elementów łączy się, by wywołać zjawisko od
wewnątrz, nawet jeśli wszystko to nie dotyka pełnej świadomości, a więc nie
przejawia się w sposób oczywisty.
Nie mówimy tutaj o osobach, które nagle doświadczają tego
zjawiska, nie będąc zgoła do tego przygotowane – to inny przypadek, - lecz o
osobach, które odpowiadając na zaproszenie, dążą do tego, by zostać dotknięte
przez Ducha, aby „otrzymać łaskę zawartą w spoczynku – upadku”. Ustawiają się
one w kolejce: przytacza się przypadki, gdzie niektórzy wielokrotnie stawali w
kolejce, chcąc znowu przeżyć przyobiecane doświadczenie.
U niektórych, gdy nic się nie wydarza, następuje uczucie
frustracji i czują się oni nieomal winni, zwłaszcza, gdy uporczywie i krępująco
nakłania się ich, by pozwolili na takie doświadczenie.
W końcu, do tego doświadczenia, które łatwo skupia uwagę na
sobie zamiast na działaniu Boga, może wkraść się subtelna pokusa
samosatysfakcji. Spostrzeżenie to nie odnosi się oczywiście do wszystkich,
jednak biorąc pod uwagę ludzką psychologię (zawsze w pełni swoich praw), nie
można wykluczyć tej hipotezy”.
Tym, którzy zaznają spoczynku w Duchu Świętym, warto czasami
przypomnieć, że nie może on być „narkotykiem”, kolejnym „cukierkiem”, formą
chwilowego znieczulenia, czy też ucieczki od drogi krzyża i wymogów
chrześcijańskiego życia. To doświadczenie nie stanowi odpowiedzi na rodzący się
w sercu głód Boga i życia duchowego, w przeciwnym razie niesie ryzyko, że
stanie się jego tanim i łatwo dostępnym substytutem, fałszywą namiastką. To
byłby dramat. Różne możliwe doświadczenia i dary duchowe nie mogą stać się
celem samym w sobie. Nie są one dowodem świętości, ale najwyżej wezwaniem do
świętości. Nie ma skrótów do świętości, do wyższych stopni modlitwy. Ponadto w
przypadku tego zjawiska (spoczynku w Duchu) „można obawiać się możliwego
kwietyzmu. Oczywiście, Bóg zaprasza do zawierzenia (por. Teresa z Lisieux), ale
zawierzenia, które podnosi i czyni aktywnym (por. Ez 1,1-2)” – zauważa Ojciec
Congar OP.
„W procesie kanonizacyjnym Kościół stara się odróżnić to, co
wynika z autentycznej świętości – na podstawie teologalnych cnót wiary, nadziei
i miłości – od tego, co stanowi zewnętrzne objawy cielesne, takie jak: ekstazy,
lewitacje, stygmaty itp.
Typowy przykład takiej ostrożności dał Pius XII podczas
kanonizacji w 1940 roku siostry Gemmy Galgani. Papież zaznaczył, że potwierdza
jej świętość nie z powodu pewnych zjawisk cielesnych, które towarzyszyły jej
życiu, lecz właśnie pomimo nich, nie wahając się przy tym zaliczyć ich do
tendencji neurotycznych. Mówiąc jaśniej, te dwa aspekty dają się rozdzielić.
Inny znak ostrożności Kościoła uwidacznia się w nacisku
kładzionym zawsze na odróżnienie charyzmatów uświęcających osobę, która z nich
korzysta i czyniących ją miłą Bogu (to jest sens klasycznego łacińskiego
wyrażenia: gratum faciens), od charyzmatów mających bezpośrednio na celu dobro
wspólnoty i jej budowanie, charyzmatów niekoniecznie uświęcających tego, który
jest ich narzędziem i z nich korzysta. Ofiarowane są one darmowo (gratis datae)
w celu używania ich poza osobą, i w perspektywie konkretnej wspólnotowej
służby” (Kardynał Leon J. Suenens).
W opinii części teologów zjawisko „spoczynku w Duchu” nie
należy do charyzmatów nadprzyrodzonych. Mówiąc o tym doświadczeniu przyjmujmy
zawsze postawę ostrożną, pozostając jednocześnie otwarci na możliwość, że w
niektórych przypadkach będzie to łaska Boża.
Pamiętajmy też, że Duch Święty ma wiele sposobów, by dotrzeć
do człowieka. Jak pisze o.Winfried Wermer: „Bądź zadowolony z tych darów, które
dostałeś” (por. Przez wodę, krew i Ducha. Częstochowa 2001, s.30).
Doświadczając duchowego obdarowania pokornie dziękujmy Panu,
jak Maryja w swoim radosnym Magnificat. Szukajmy jednak w tych darach samego
Boga i Jego woli. Pytajmy, czy te doświadczenia zbliżają nas do Boga? W trosce
o autentyczną duchowość chrześcijańską pamiętajmy też o istniejących
zagrożeniach.
Błędem jest traktowanie osobistego doświadczenia duchowego
jako normy autentyczności wiary. Wyraża się to w postawie: „Wierzę, dlatego że
doświadczam”. Byłoby to wyraźnym przeciwstawieniem się porządkowi kościelnemu,
gdzie doświadczenie było zawsze oceniane i normowane uprzednio przyjętymi
zasadami religijnymi.
Skrajnym wyrazem tej błędnej i niebezpiecznej postawy będzie
pogląd: „Gdzie nie ma zewnętrznych manifestacji mocy Ducha, tam Chrystus nie
może być obecny”. Nadmierne zaufanie do zewnętrznych manifestacji branych za
przejawy działania Ducha Świętego może doprowadzić do teologicznej katastrofy i
ostatecznej destrukcji wspólnoty.
Doświadczenie działania Ducha Świętego nie może prowadzić do
postawy relatywizacji przyjętych tradycyjnie sposobów modlitwy i działalności
duszpasterskiej, do lekceważenia zewnętrznego porządku w sprawach wiary. Kto
bowiem ponad wszystko stawia własne odczucie spotkania z Bogiem, ten popadnie w
przekonanie o bezużyteczności usankcjonowanej tradycją pobożności
chrześcijańskiej. Jest więc możliwe, że autentyczne działanie Ducha Świętego w
sercu człowieka zmiesza się z niewłaściwą ludzką recepcją tego działania.
Dla Doktorów Kościoła, takich jak św. Jan od Krzyża, właściwy
jest trzeźwy realizm w ocenie zewnętrznych manifestacji i niezwykłych
religijnych przeżyć, zdarzających się przy przejściu z okresu duchowego
zobojętnienia do etapu zaangażowanej wiary. U św. Jana sam fakt fizycznych
reakcji na działanie łaski nie jest, oczywiście, interpretowany jako nieomylnie
potwierdzający obecność Boga, a tym mniej jako miara mocy Bożej. Jednakże, co
godne zauważenia, nie jest też traktowany jako fakt negujący autentyczne
działanie Ducha Świętego. Można więc powiedzieć, że manifestacje fizyczne mogą
towarzyszyć działaniu łaski Bożej, nie dowodząc jej faktycznej obecności.
Zamiast wynosić je na piedestał jako szczególny dowód uduchowienia, trzeba je
potraktować jako dowód ciągle jeszcze cielesnego (w sensie biblijnym, Pawłowym)
charakteru człowieka. Św. Jan od Krzyża mówi: „Zachwyty, omdlenia i
rozluźnienia się kości [...] zdarzają się zawsze, gdy udzielanie się Boga duszy
nie jest jeszcze czysto duchowe, czyli w samym duchu” (Noc Ciemna, II 1,1).
Pierwszym, oczywistym wnioskiem wobec tych fizycznych
manifestacji jest ostrożność względem zawsze możliwych podstępów złego ducha.
Szczególne niebezpieczeństwo istnieje przy potraktowaniu reakcji ciała jako
nieomylnych oznak działania Bożego. Ponieważ pochodzenie takich reakcji może
być również naturalne (emocja religijna, nadwrażliwość wobec ogromu nowych
wydarzeń, psychologiczne ciśnienie niezwykłej atmosfery), szatan może podsuwać
ich interpretacje sprowadzające wspólnotę kościelną z właściwej drogi.
Skrajnym przypadkiem jest bezpośrednie działanie szatana na
świadomość człowieka. Z tekstów św. Jana wynika, że naiwnością byłoby
przypuszczać, że szatan będzie działać w sposób łatwo rozpoznawalny oraz że nie
będzie się starał wywoływać doznań intelektu, woli i pamięci podobnych do
doznań pochodzących z poruszeń Bożych. Duchowe poznania, nadnaturalne widzenia,
wewnętrzne słowa mówiące o Bogu i Bożych sprawach mogą być w wielu aspektach
prawdziwe – niemniej jednak ich pochodzenie może być szatańskie, a to w celu
duchowego zwiedzenia lub wbicia człowieka w pychę.
Świętego Jana od Krzyża cechuje wyraźna ostrożność wobec
zewnętrznych przejawów obecności wewnętrznej łaski duchowej. Takie trzeźwe i
ostrożne podejście konieczne jest we wszystkich duchowych doświadczeniach.
Pomoże zachować wewnętrzną wolność wobec takich doświadczeń i posłuszeństwo
Kościołowi, który prowadzi swoje dzieci ku dojrzałości w wierze. Istnieje
bowiem niebezpieczeństwo traktowania nadzwyczajnych przeżyć, jako warunku sine
qua non prawdziwej i żywej relacji z Bogiem. Niebezpieczeństwo „łakomstwa
duchowego”, pokusa ciągłego szukania kolejnego przeżycia, jakiegoś „Bożego
dopingu”, a nie samego Boga i Jego woli. To chorobliwe szukanie siebie w Bogu
może doprowadzić do zniekształcenia prawdziwego obrazu Boga i sprawić, że
modlitwa chrześcijańska zamieni się w jakiś odosobniony rytuał, mający zapewnić
określone i oczekiwane przeżycie. W takiej fałszywej duchowości człowiek czyni
Boga swoim sługą. Istotne będzie także zwrócenie uwagi, czy nie zachodzi
niebezpieczny dualizm, oddzielenie praktyki modlitwy od praktyki wierności Bogu
w życiu codziennym, jakaś alienacja od codziennej rzeczywistości. Czy
doświadczenia duchowe owocują większą wiernością wobec woli Bożej, wobec
codziennych obowiązków powołania chrześcijańskiego?
Należy odradzać tworzenie okoliczności, w których zjawisko
mogłoby się pojawić. O.Leo Thomas OP w swojej książce The Healing Team (Paulist
Press, 1987) pisze: „Uważam „spoczęcie w Duchu” za cenną pomoc w uzdrawianiu,
lecz tylko do użytku prywatnego. Osoba „spoczywająca w Duchu” może potrzebować
troskliwej opieki, której nie można zapewnić na masowych spotkaniach”. Nie
można jednak zawsze zapobiec temu zjawisku na dużych spotkaniach. Lecz w
znacznym stopniu można panować nad sytuacją przez sposób prowadzenia modlitwy o
uzdrowienie. „W żaden sposób nie należy zachęcać wiernych do starania się o ten
upadek jako o łaskę od Boga, gdyż wystawia ich to na ryzyko upadków
spowodowanych przez nich samych...” (Kardynał Leon J. Suenens).
Należy pamiętać, że prawdziwej i zdrowej duchowości
chrześcijańskiej obca jest atmosfera sensacji, jakiejś zbiorowej egzaltacji,
zachowania teatralne, budzące zdziwienie i zamieszanie wśród wiernych. Dlatego
właściwemu rozeznaniu należy zawsze poddać nie tylko różne doświadczenia
duchowe uczestników spotkania, ale także sposób prowadzenia spotkania przez
animatorów. Najlepiej jeżeli prowadzącymi będą kapłani opierający się na
tekstach liturgicznych zatwierdzonych przez Kościół, takich jak np. Obrzędy
błogosławieństwa dostosowane do zwyczajów Diecezji Polskich, t.1 i 2.
Księgarnia św. Jacka, Katowice 2001. We wprowadzeniu do Obrzędów czytamy, że
nałożenie rąk zajmuje wśród znaków błogosławieństwa szczególne miejsce,
„zgodnie ze zwyczajem Chrystusa, który powiedział o swoich uczniach: „Na
chorych ręce kłaść będą i ci odzyskają zdrowie” (Mk 16,18). Ten znak spełnia
Chrystus aż do dzisiaj w Kościele i przez Kościół” (s.19). Gest nałożenia rąk
jest często praktykowany podczas błogosławieństwa kapłańskiego chorych. Należy
uświadamiać wiernym, że gest ten, jak żaden ze znaków w chrześcijaństwie, nie
jest magicznym rytuałem, przez spełnienie którego otrzymuje się doświadczenie
Ducha Świętego. Już Apostołowie gromili myślących w ten sposób (por. Dz
8,19-24).
Dlatego także tutaj kapłani oraz wierni przyjmujący błogosławieństwo
Boże powinni być wewnętrznie wolni i nie przywiązywać się do tej jednej formy
błogosławieństwa (przez nałożenie rąk), tym bardziej, gdy wiążą to z
doświadczeniem spoczynku w Duchu. Jeżeli księgi liturgiczne dają inne
możliwości, to dobrze i roztropnie będzie je wszystkie zamiennie wykorzystywać
dla duchowego dobra wiernych i kształtowania zdrowej pobożności.
O. Józef Witko,
franciszkanin z Krakowa, posługujący modlitwą o uzdrowienie, mówi: „Nie zawsze
kładę ręce, aby ktoś przypadkiem nie przychodził tylko po „nałożenie rąk”. Na
początku często mi się zdarzało, że po modlitwie w kościele ludzie jeszcze
przychodzili do zakrystii, żeby ich pobłogosławić albo pomodlić się nad nimi.
Tłumaczyłem im, że błogosławieństwo już było i że nie ma ważniejszego
błogosławieństwa niż to Najświętszym Sakramentem. Czasem pytałem: „Czy pani
przychodzi tylko po modlitwę, czy spotkać się z Jezusem, który uzdrawia?”. „No,
spotkać się z Jezusem, który uzdrawia”. Odpowiadałem więc: „To modlitwa już
była”. Są osoby, które przywiązują większą wagę do gestów niż do samej
modlitwy, dlatego czasem modlę się z nałożeniem rąk, a czasem bez”.
Wymiar charyzmatyczny musi być podporządkowany wymiarowi
liturgicznemu i zasadom duchowości chrześcijańskiej.
„Tam, gdzie to zjawisko się przytrafia, należy – w celu
uniknięcia wszelkich niejasności – wprowadzić nauczanie o relacjach natury i
łaski, a w szczególności o wpływie na ludzkie zachowanie sfery somatycznej,
psychicznej i duchowej. W ten sposób uniknie się niezdrowego zaślepienia” (Kard.
Leon J. Suenens).
Zachowując postawę otwartości wobec Ducha Świętego i Jego
darów, trwajmy w posłuszeństwie wobec pasterzy Kościoła. „Nie jest bowiem
normalne, gdy nie szuka się potwierdzenia u biskupa, któremu się podlega i nie
pyta się go, czy to zjawisko ma związek z Tradycją Kościoła. (...) W świętym
Kościele Bożym nie ma miejsca dla praktyk religijnych zarezerwowanych dla
uprzywilejowanych, będących na marginesie wspólnego życia chrześcijańskiego”
(Kard. L. J. Suenens). Pamiętajmy zawsze o zachęcie św. Pawła: „Ducha nie
gaście! Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie!” (1Tes 5,19).
o.Piotr Męczyński O.Carm..
|