06.11.2008
22.11.2008 - ostatnia aktualizacja
W trosce o duchowość chrześcijańską - uwagi dotyczące zjawiska tzw. spoczynku w Duchu Świętym


.

Życie mistyczne oznacza głębokie życie duchowe, prowadzące do zjednoczenia z Bogiem, doświadczenia obecności Boga we własnym wnętrzu. Zalążki życia mistycznego otrzymuje człowiek w sakramencie chrztu świętego (cnoty teologalne, dary Ducha Świętego), ponieważ daje on uczestnictwo w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa i jest podstawą świadomego, osobowego przeżywania tajemnicy Jezusa Chrystusa.
Rozwój życia mistycznego jest równoznaczny z rozwojem cnót teologalnych, zwłaszcza miłości polegającej na oddaniu się w pełną służbę Bogu i bliźniemu. Zjednoczenie z Bogiem dokonuje się poprzez oczyszczenie duchowe (noce zmysłów i ducha), poprzez idący z nim w parze rozwój modlitwy aż do osiągnięcia kontemplacji wlanej i rozwoju życia sakramentalnego, kształtujących postawę świadectwa wiary. Momentem powodującym rozwój zalążków chrztu świętego jest pierwszy, świadomy akt wiary, który jest równoznaczny z przyjęciem słowa Bożego i z osobową akceptacją Jezusa Chrystusa.
Prawdziwa mistyka nie jest niczym innym jak tylko pełnym rozwojem życia w łasce uświęcającej, w cnotach teologalnych i darach Ducha Świętego. Czysta wiara udoskonalona darami Ducha Świętego prowadzi nie tylko do głębszego poznania prawd wiary, ale jest doświadczeniem bezpośrednim obecności Boga we wnętrzu osoby ludzkiej. Mistyka nie oznacza zjawisk nadzwyczajnych (np. wizje, ekstazy, objawienia), których szukanie jest złudzeniem autentycznego życia duchowego.

W trosce o zdrową duchowość chrześcijańską należy z wielką roztropnością i odpowiednim rozeznaniem podchodzić do wszelkiego obdarowania duchowego, które staje się naszym udziałem podczas różnych nabożeństw i spotkań modlitewnych. Tutaj pragnę zwrócić szczególną uwagę na zagrożenia duchowe związane ze zjawiskiem tzw. „spoczynku w Duchu Świętym”. Mam nadzieję, że to krytyczne opracowanie pomoże w sposób zrównoważony i spokojny, bez popadania w skrajności, uproszczenia i uogólnienia przyjrzeć się temu doświadczeniu. Nie należy podczas lektury tego opracowania zrażać się negatywnym ujęciem całego zagadnienia. Właśnie takie ujęcie, pozwoli oczyścić atmosferę, ukształtować zdrowe podejście, wyjaśnić przyczyny możliwych trudności w ocenie tego zjawiska oraz w sposób dojrzały współpracować z łaską Bożą. Zawsze z pełnym pogodnej nadziei oddaniem się pod opiekę Pasterzy Kościoła.

Antonello Cadeddu i Enrique Porcu, misjonarze włoscy pracujący w Brazylii,  prowadzili niedawno rekolekcje w kilku klasztorach dominikańskich w Polsce. Gromadziły one tłumy wiernych, a przepowiadaniu misjonarzy towarzyszyły znaki takie jak spoczynek w Duchu Świętym czy uzdrowienia.

AC: Spoczynek w Duchu Świętym to szczególny stan duszy, w którym człowiek odczuwa ogromny pokój wewnętrzny, cichą radość, ukojenie, miłość Bożą i tęsknotę za Bogiem. Większość osób nie traci w tym stanie świadomości. Może mu towarzyszyć nagłe osunięcie się na podłogę w wyniku prowadzonej modlitwy. Dzieje się to przy nałożeniu rąk przez osoby modlące się nad konkretnym człowiekiem. Jest to związane z rozluźnieniem całego ciała, dlatego osoba „spoczywa”, podobnie jak dzieje się to we śnie.

- Czasem może to być po prostu efekt psychologiczny?

AC: Czasem tak się zdarza, niemniej niezwykle trudno jest odróżnić to w sposób jednoznaczny.

EP: Różnych aspektów uzdrowienia nie wolno zbytnio od siebie oddzielać, bo człowiek stanowi całość. Istnieje ryzyko, że odrzuci się to, co dobre, aby ocalić jeden tylko aspekt. Wielu kapłanów mówi, że w swoim posługiwaniu spotykają się z histerią, że ludzie świadomie rzucają się na ziemię. Tego powinniśmy unikać. Jeśli natomiast upadki mają miejsce w czasie modlitwy, często są uzdrowieniem na poziomie psychiki”.

Według ks. dr hab. Andrzeja Kowalczyka z Gdańska, „spoczynek w Duchu Świętym” nie występuje wyłącznie w Odnowie. Zdarza się na spotkaniach modlitewnych, na których praktykuje się modlitwę z nałożeniem rąk. Polega on na tym, że ktoś podczas modlitwy z nałożeniem rąk, albo nawet biorąc udział w modlitwie o wylanie Ducha Świętego, słabnie i upada. Niekiedy upadek może nastąpić w jednej chwili jakby w wyniku podcięcia nóg. Nie jest to zemdlenie. W czasie upadku nie czuje się bólu, upadek nie powoduje jakichś stłuczeń lub znaków na ciele. W czasie spoczynku zwykle doświadcza się bliskości Boga, miłości, spokoju i radości. Dlatego może on przynieść umocnienie w wierze i w życiu Ewangelią.

Spoczynek w Duchu Świętym, ponieważ łączy się z upadkiem, przypomina wydarzenie, jakie przeżył św. Paweł na drodze do Damaszku. Jak wiemy, w czasie widzenia Jezusa spadł on z konia. Od spoczynku w Duchu Świętym należy odróżnić upadek, który nieraz w czasie modlitwy z nałożeniem rąk towarzyszy walce duchowej”.

Ks. prał. Marian Piątkowski, koordynator posługi egzorcystów w Polsce, w konferencji wygłoszonej na Światowej Konferencji Posługi Uwolnienia, która odbyła się w lipcu 2007 w Częstochowie, powiedział:

„Spoczynek w Duchu, jeśli jest autentyczny, może być nazwany charyzmatem. Tak przynajmniej możemy sądzić na podstawie różnych doświadczeń, jakie ks. C. Sean ujął w następujący sposób: "Z doświadczenia wiemy, że są trzy rodzaje spoczynku, może on pochodzić od Boga, diabła i samego człowieka. Spoczynek od Boga czyli w Duchu Świętym jest źródłem ogromnego błogosławieństwa: człowiek zostaje uzdrowiony, zły duch zostaje wyrzucony i owa osoba doświadcza uwolnienia" (mps cyt.). Zjawisko takiego spoczynku może być nieautentyczne, gdy człowiek upada wskutek autosugestii, czy też pod wpływem złych duchów, które nie chcąc dopuścić do uwolnienia, sprawiają, że dana osoba zapada w pozorną śpiączkę. Mądry i doświadczony egzorcysta rozpozna różnicę (tamże)”.

Ks. Aleksander Posacki SJ, pisze: „Spoczynek w Duchu" to nie musi być zawsze wydarzenie duchowe, ale może być psychologiczne lub okultystyczne (por. ks. kard. L. Suenens, "Spoczynek w Duchu" kontrowersyjne zjawisko, Kraków 2005 r.)”.

Ks. Jan Reczko uważa, że „chociaż nieraz w tzw. spoczynku w Duchu Świętym rzeczywiście ktoś przyjmuje łaskę pewnego odpocznienia i pomnożenia sił, to nie byłoby rzeczą zdrową nadmiernie pragnąć takiego fenomenalnego przeżycia. Kard. Suenens, przez szereg lat opiekun z ramienia Ojca Świętego Odnowy w Duchu Świętym, w specjalnym dokumencie „Spoczynek w Duchu jako kontrowersyjne zjawisko” zaznacza, żeby mówić, że to jest „upadek" a nie wyrokować w samej nazwie, że jest to „w Duchu Świętym". I chociaż może ono mieć pozytywne skutki, a nawet Pan Bóg może się nim posłużyć, to zarazem nie trzeba przeceniać tego rodzaju fenomenu”.

Kardynał Leon J. Suenens stwierdza: „Działanie Ducha Świętego objawia się raczej poprzez delikatne duchowe dotknięcia niż bardziej lub mniej spektakularne fizyczne przejawy. Jego obecność ujawnia się z pewnością tam, gdzie następuje wzrost wiary, teologalnej nadziei, miłości Boga i bliźniego. Przejawy cielesne, a więc siłą rzeczy powierzchowne, nigdy nie zdołają zdominować tego fundamentalnego kryterium.

Wiemy również, że Duch Święty nie uznaje ludzkiego planowania: nie zgadza się na wyznaczanie Mu spotkań. Nie mieści się w naszych uprzednio ustalonych ramach. Trzecia Osoba Trójcy Świętej nie pracuje ani chaotycznie, ani jak automat; nie przestrzega naszego ustawiania się w kolejki ani naszych prefabrykowanych seansów. Jest Ona par excellence Nieprzewidywalną, Nie – do – zmanipulowania. Nie można udzielić samemu sobie duchowej łaski ani obdarzać nią innych. Mistyczna łaska nie jest powtarzalna i nie da się jej sztucznie wywołać. Duch Święty odmawia wejścia do naszego terminarza w charakterze kolejnego spotkania i żaden ludzki czynnik nie jest w stanie go aktywować. Wymyka się On naszemu planowaniu i nie działa w zależności od atmosfery zbiorowego oczekiwania” (Kard. Leon J. Suenens, Spoczynek w Duchu, Kraków 2005, str. 57-59).

O.Benedict M. Heron OSB w książce „Modlitwa o uzdrowienie” pisze:

„Chociaż to doświadczenie (Spoczynek w Duchu Świętym) może przynieść wielkie błogosławieństwa, może być także niebezpieczne, jak wskazał na to Francis MacNutt w książce The Power to Heal (Wyd. Ave Maria Press 1977) i jak podkreślił to Kardynał Suenens w swojej książce Resting in the Spirit (Veritas 1987). Oto niektóre niebezpieczeństwa i problemy:

1) Pogoń za sensacją – ludzie chcą ujrzeć wiele osób upadających w czasie nabożeństw z modlitwą o uzdrowienie lub sami chcą otrzymać „emocjonalne kopnięcie”.

2) „Spoczęcie w Duchu” nie jest zawsze czy głównie dziełem Ducha Świętego – mogą w to być zaangażowane inne czynniki. Kardynał Suenens i John Richards wskazują na dwuznacznośc zwrotu „spoczęcie w Duchu”. „Spoczęcie” nie zawsze musi być w Duchu, może być tylko wyrazem ludzkich emocji. Jeśli więc posługujemy się tym terminem, powszechnie używanym, nie zatraćmy rozeznania.

3) Pycha – satysfakcja z faktu, że ludzie „spoczęli w Duchu”, gdy ja modliłem się nad nimi, nie jest rzeczą całkowicie Bożą.

4) „Spoczęcie w Duchu” może wyzwolić głębokie zranienia wewnętrzne lub wywołać problemy związane z uwolnieniem spod złych duchów”.

O.Joseph –Marie Verlinde mówi: „Krytykując spoczynek w Duchu Świętym mówi się często o podświadomości, która się uwalnia i o histerii. Jest rzeczą oczywistą, że pewnych peryferyjnych zjawisk nie da się tu uniknąć. Dobrze jest je poddać rozeznaniu, by „nie wylać dziecka z kąpielą” i nie rezygnować z łaski z powodu jakiś ubocznych skutków. Spoczynek w Duchu Świętym przyjęty w dobrych warunkach stał się źródłem wielkich łask uzdrowienia wewnętrznego. Nie sądzę, żeby trzeba było bać się tego zjawiska. Należy je przyjąć, dobrze rozeznać i właściwie nim pokierować. W stanie głębokiego spoczynku w Duchu Świętym Pan Bóg może, jakby na nowo, przywołać głębokie stany emocjonalne, które są ukryte w nas, by je usunąć. Niepokojący mógłby być np. fakt, że osoba, która znajduje się w tym stanie, przestała panować nad sobą i nie słucha już osoby kierującej modlitwą. Gdyby coś takiego zaistniało, byłby to znak, że spotkanie przebiega w sposób nieuporządkowany, niewłaściwy, a Duch Święty nie działa w takich warunkach. Gdy dana osoba przestaje kontrolować swoje zachowanie się, nie należy od razu mówić, że jest to jakieś zjawisko diabelskie, gdyż bardziej wygląda to na histerię. Wydaje się, że spoczynek w Duchu Świętym mógł zostać zbyt surowo oceniony z powodu jakichś skrajnych przypadków, które niekoniecznie muszą być reprezentatywne dla całości tego zjawiska duchowego” ( o.Jeseph – Marie Verlinde, Jeden jest Pan, str. 130-133, wyd. „M”, Kraków 1996).

„Proces rozeznawania prawdziwości zjawiska rozciąga się również na czas późniejszy i obejmuje poszukiwanie owoców, które przynosi przeżyte doświadczenie – umocnienie związku z Chrystusem, dyspozycyjność w służbie Kościołowi i społeczności, owoce Ducha Świętego, pogłębienie życia modlitewnego, przemienianie Ewangelii w życie. Jeśli odpoczynek w Duchu Świętym pozostaje bezowocny w swoich konkretnych skutkach, oznaczających działanie Chrystusa w człowieku, świadczy to, że doświadczenie było pozorne lub jeśli było autentyczne, to nie zostało zrozumiane lub łatwo zapomniane” (Ks. Mariusz Salacha, Odpoczynek w Duchu Świętym, Rzym 2003).

„Oczywiście nie powinniśmy się koncentrować na samym spoczynku w Duchu (ani na żadnych innych przejawach mocy Bożej), ponieważ gdy przychodzimy na spotkanie modlitewne, to naszym głównym celem powinno być uwielbienie Boga. To w uwielbieniu Boga osiągamy pełnię naszego istnienia” (O.Robert de Grandis SSJ, w „Szum z Nieba”, nr 02/ 2002).

„Spoczynek w Duchu Świętym nie jest znakiem mocnej wiary osoby, która tego doświadczyła. Wpływa zaś na umocnienie w wierze poprzez towarzyszące mu uzdrowienie czy napełnienie pokojem i odczucie miłości Bożej” (O.Bogdan Kocańda OFMConv, Rycerz Niepokalanej 9/2004         , str. 295).

To doświadczenie duchowe zasadniczo jest pod naszą kontrolą – zauważa o.Robert de Grandis. To wszystko zależy od aktu woli, więc jeśli postanowisz, że nie upadniesz, Pan Bóg nie będzie łamał twojej wolnej woli. Dlatego można otwierać się na dar spoczynku w Duchu Świętym tylko w odpowiednim miejscu i czasie. Gdy nie ma odpowiednich warunków należy powstrzymywać to w sobie, tak, by nie tworzyć atmosfery skandalu, sensacji, braku porządku, zamieszania i strachu”. Czasem może się zdarzyć, że ktoś podczas modlitwy, czy nabożeństwa liturgicznego upada i nie kontroluje tego (np. po przyjęciu Komunii świętej), wprowadzając zamieszanie i niepokój. W żadnym wypadku nie wolno dopuszczać do występowania i utrwalania w sobie takiego zachowania. Kardynał Leon J. Suenens poucza: „Bardzo ważne wydaje mi się, aby wszelkie zjawiska tego rodzaju wyłączyć z celebrowania liturgii”. W takich sytuacjach (trudności w powstrzymywania w sobie tego daru) naśladujmy pokorę i mądrość św. Teresy z Avila: „Gorąco zatem poczęłam błagać Pana, aby raczył już nie użyczać mi takich łask, które się na zewnątrz objawiają, bo już byłam znużona tą ciągłą uwagą na siebie, do której one mnie zmuszały, a łaski tej nie mógł mi Pan użyczyć, by tym samym na jaw nie wyszła. Zdaje mi się, że w łaskawości swojej raczył mię wysłuchać, bo od tego czasu nigdy już to mi się nie zdarzyło”. Wydaje się, że tę wypowiedź Matki Teresy, jakkolwiek odnosi się do stanu zachwycenia, można też dedykować osobom, które szczerze starają się powstrzymywać przed spoczynkiem w Duchu, gdy nie ma odpowiednich warunków na przyjęcie tego daru.

Zwróćmy uwagę na jeszcze inne zagrożenia duchowe, o których mówi Kardynał Suenens:

„- Można obawiać się, że niektórzy nieświadomie szukają nie tyle Boga, ile „najnowszego modelu” doświadczeń religijnych, raczej przez ciekawość, niż z potrzeby uzdrowienia, z zamiłowania do nowinek i spektakularności.

- Można obawiać się, że, także nieświadomie, niektórzy starają się zwrócić na siebie uwagę, raczej z psychicznej lub emocjonalnej potrzeby, niż z troski o otwarcie się na prawdziwe działanie Ducha.

- Można żywić obawę, że niektórzy bezwiednie odpowiadają na jakiś impuls psychologiczny, emocjonalny czy histeryczny, zwłaszcza, gdy starano się wywołać reakcje upadku przez nauczanie lub zaprezentowanie zjawiska jako integralną, normalną część seansu uzdrowicielskiego. Powinno się zachować szczególną czujność, gdy dzieje się to w pewnym nieporządku.

- Zachodzi obawa, że niektórzy ulegną pokusie osądzania działania Ducha nie według owoców, które sprawia w życiu codziennym, ale po liczbie ludzi, którzy „upadają w Duchu”.

- U niektórych zachodzi obawa zaistnienia uczucia elitarnego samouwielbienia (samozadowolenia), u innych pewnego rodzaju niepokoju powodowanego niezrozumieniem tego, co się dzieje.

Listę można wydłużać. Sądzę na przykład, że niektórzy mają pokusę, by szukać tam odpowiedzi na swoje osobiste problemy, nie potrafiąc rozwiązać ich samodzielnie, pracowicie i z trudem w ascezie, zapomnieniu o sobie, przebaczeniu itd. U żądnych błyskawicznego „cudownego” rozwiązania, spoczynek odgrywa rolę „anestezji duchowej”.

Ojciec Tardif, praktykujący szeroko znaną posługę uzdrawiania, mawiał, że kategorycznie odmawiał odpowiedzi na prośby osób, które błagały go o modlitwę, by „upadły pod mocą Ducha”. Oto zdrowa postawa duszpasterska.

Innym spostrzeżeniem zasługującym na uwagę jest rola, jaką może odgrywać nieświadome pragnienie osoby biernej (otrzymującej spoczynek w Duchu). Jeśli wierzy ona, że chodzi o specjalną łaskę i do niej aspiruje, w wypadku jej nieotrzymania poczułaby się sfrustrowana i mogłaby sądzić, że Bóg mniej ją kocha. W tym wypadku wiele elementów łączy się, by wywołać zjawisko od wewnątrz, nawet jeśli wszystko to nie dotyka pełnej świadomości, a więc nie przejawia się w sposób oczywisty.

Nie mówimy tutaj o osobach, które nagle doświadczają tego zjawiska, nie będąc zgoła do tego przygotowane – to inny przypadek, - lecz o osobach, które odpowiadając na zaproszenie, dążą do tego, by zostać dotknięte przez Ducha, aby „otrzymać łaskę zawartą w spoczynku – upadku”. Ustawiają się one w kolejce: przytacza się przypadki, gdzie niektórzy wielokrotnie stawali w kolejce, chcąc znowu przeżyć przyobiecane doświadczenie.

U niektórych, gdy nic się nie wydarza, następuje uczucie frustracji i czują się oni nieomal winni, zwłaszcza, gdy uporczywie i krępująco nakłania się ich, by pozwolili na takie doświadczenie.

W końcu, do tego doświadczenia, które łatwo skupia uwagę na sobie zamiast na działaniu Boga, może wkraść się subtelna pokusa samosatysfakcji. Spostrzeżenie to nie odnosi się oczywiście do wszystkich, jednak biorąc pod uwagę ludzką psychologię (zawsze w pełni swoich praw), nie można wykluczyć tej hipotezy”. 

Tym, którzy zaznają spoczynku w Duchu Świętym, warto czasami przypomnieć, że nie może on być „narkotykiem”, kolejnym „cukierkiem”, formą chwilowego znieczulenia, czy też ucieczki od drogi krzyża i wymogów chrześcijańskiego życia. To doświadczenie nie stanowi odpowiedzi na rodzący się w sercu głód Boga i życia duchowego, w przeciwnym razie niesie ryzyko, że stanie się jego tanim i łatwo dostępnym substytutem, fałszywą namiastką. To byłby dramat. Różne możliwe doświadczenia i dary duchowe nie mogą stać się celem samym w sobie. Nie są one dowodem świętości, ale najwyżej wezwaniem do świętości. Nie ma skrótów do świętości, do wyższych stopni modlitwy. Ponadto w przypadku tego zjawiska (spoczynku w Duchu) „można obawiać się możliwego kwietyzmu. Oczywiście, Bóg zaprasza do zawierzenia (por. Teresa z Lisieux), ale zawierzenia, które podnosi i czyni aktywnym (por. Ez 1,1-2)” – zauważa Ojciec Congar OP. 

„W procesie kanonizacyjnym Kościół stara się odróżnić to, co wynika z autentycznej świętości – na podstawie teologalnych cnót wiary, nadziei i miłości – od tego, co stanowi zewnętrzne objawy cielesne, takie jak: ekstazy, lewitacje, stygmaty itp.

Typowy przykład takiej ostrożności dał Pius XII podczas kanonizacji w 1940 roku siostry Gemmy Galgani. Papież zaznaczył, że potwierdza jej świętość nie z powodu pewnych zjawisk cielesnych, które towarzyszyły jej życiu, lecz właśnie pomimo nich, nie wahając się przy tym zaliczyć ich do tendencji neurotycznych. Mówiąc jaśniej, te dwa aspekty dają się rozdzielić.

Inny znak ostrożności Kościoła uwidacznia się w nacisku kładzionym zawsze na odróżnienie charyzmatów uświęcających osobę, która z nich korzysta i czyniących ją miłą Bogu (to jest sens klasycznego łacińskiego wyrażenia: gratum faciens), od charyzmatów mających bezpośrednio na celu dobro wspólnoty i jej budowanie, charyzmatów niekoniecznie uświęcających tego, który jest ich narzędziem i z nich korzysta. Ofiarowane są one darmowo (gratis datae) w celu używania ich poza osobą, i w perspektywie konkretnej wspólnotowej służby” (Kardynał Leon J. Suenens).

W opinii części teologów zjawisko „spoczynku w Duchu” nie należy do charyzmatów nadprzyrodzonych. Mówiąc o tym doświadczeniu przyjmujmy zawsze postawę ostrożną, pozostając jednocześnie otwarci na możliwość, że w niektórych przypadkach będzie to łaska Boża.

Pamiętajmy też, że Duch Święty ma wiele sposobów, by dotrzeć do człowieka. Jak pisze o.Winfried Wermer: „Bądź zadowolony z tych darów, które dostałeś” (por. Przez wodę, krew i Ducha. Częstochowa 2001, s.30).

Doświadczając duchowego obdarowania pokornie dziękujmy Panu, jak Maryja w swoim radosnym Magnificat. Szukajmy jednak w tych darach samego Boga i Jego woli. Pytajmy, czy te doświadczenia zbliżają nas do Boga? W trosce o autentyczną duchowość chrześcijańską pamiętajmy też o istniejących zagrożeniach.

Błędem jest traktowanie osobistego doświadczenia duchowego jako normy autentyczności wiary. Wyraża się to w postawie: „Wierzę, dlatego że doświadczam”. Byłoby to wyraźnym przeciwstawieniem się porządkowi kościelnemu, gdzie doświadczenie było zawsze oceniane i normowane uprzednio przyjętymi zasadami religijnymi.

Skrajnym wyrazem tej błędnej i niebezpiecznej postawy będzie pogląd: „Gdzie nie ma zewnętrznych manifestacji mocy Ducha, tam Chrystus nie może być obecny”. Nadmierne zaufanie do zewnętrznych manifestacji branych za przejawy działania Ducha Świętego może doprowadzić do teologicznej katastrofy i ostatecznej destrukcji wspólnoty.

Doświadczenie działania Ducha Świętego nie może prowadzić do postawy relatywizacji przyjętych tradycyjnie sposobów modlitwy i działalności duszpasterskiej, do lekceważenia zewnętrznego porządku w sprawach wiary. Kto bowiem ponad wszystko stawia własne odczucie spotkania z Bogiem, ten popadnie w przekonanie o bezużyteczności usankcjonowanej tradycją pobożności chrześcijańskiej. Jest więc możliwe, że autentyczne działanie Ducha Świętego w sercu człowieka zmiesza się z niewłaściwą ludzką recepcją tego działania.

Dla Doktorów Kościoła, takich jak św. Jan od Krzyża, właściwy jest trzeźwy realizm w ocenie zewnętrznych manifestacji i niezwykłych religijnych przeżyć, zdarzających się przy przejściu z okresu duchowego zobojętnienia do etapu zaangażowanej wiary. U św. Jana sam fakt fizycznych reakcji na działanie łaski nie jest, oczywiście, interpretowany jako nieomylnie potwierdzający obecność Boga, a tym mniej jako miara mocy Bożej. Jednakże, co godne zauważenia, nie jest też traktowany jako fakt negujący autentyczne działanie Ducha Świętego. Można więc powiedzieć, że manifestacje fizyczne mogą towarzyszyć działaniu łaski Bożej, nie dowodząc jej faktycznej obecności. Zamiast wynosić je na piedestał jako szczególny dowód uduchowienia, trzeba je potraktować jako dowód ciągle jeszcze cielesnego (w sensie biblijnym, Pawłowym) charakteru człowieka. Św. Jan od Krzyża mówi: „Zachwyty, omdlenia i rozluźnienia się kości [...] zdarzają się zawsze, gdy udzielanie się Boga duszy nie jest jeszcze czysto duchowe, czyli w samym duchu” (Noc Ciemna, II 1,1).

Pierwszym, oczywistym wnioskiem wobec tych fizycznych manifestacji jest ostrożność względem zawsze możliwych podstępów złego ducha. Szczególne niebezpieczeństwo istnieje przy potraktowaniu reakcji ciała jako nieomylnych oznak działania Bożego. Ponieważ pochodzenie takich reakcji może być również naturalne (emocja religijna, nadwrażliwość wobec ogromu nowych wydarzeń, psychologiczne ciśnienie niezwykłej atmosfery), szatan może podsuwać ich interpretacje sprowadzające wspólnotę kościelną z właściwej drogi.

Skrajnym przypadkiem jest bezpośrednie działanie szatana na świadomość człowieka. Z tekstów św. Jana wynika, że naiwnością byłoby przypuszczać, że szatan będzie działać w sposób łatwo rozpoznawalny oraz że nie będzie się starał wywoływać doznań intelektu, woli i pamięci podobnych do doznań pochodzących z poruszeń Bożych. Duchowe poznania, nadnaturalne widzenia, wewnętrzne słowa mówiące o Bogu i Bożych sprawach mogą być w wielu aspektach prawdziwe – niemniej jednak ich pochodzenie może być szatańskie, a to w celu duchowego zwiedzenia lub wbicia człowieka w pychę.

Świętego Jana od Krzyża cechuje wyraźna ostrożność wobec zewnętrznych przejawów obecności wewnętrznej łaski duchowej. Takie trzeźwe i ostrożne podejście konieczne jest we wszystkich duchowych doświadczeniach. Pomoże zachować wewnętrzną wolność wobec takich doświadczeń i posłuszeństwo Kościołowi, który prowadzi swoje dzieci ku dojrzałości w wierze. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo traktowania nadzwyczajnych przeżyć, jako warunku sine qua non prawdziwej i żywej relacji z Bogiem. Niebezpieczeństwo „łakomstwa duchowego”, pokusa ciągłego szukania kolejnego przeżycia, jakiegoś „Bożego dopingu”, a nie samego Boga i Jego woli. To chorobliwe szukanie siebie w Bogu może doprowadzić do zniekształcenia prawdziwego obrazu Boga i sprawić, że modlitwa chrześcijańska zamieni się w jakiś odosobniony rytuał, mający zapewnić określone i oczekiwane przeżycie. W takiej fałszywej duchowości człowiek czyni Boga swoim sługą. Istotne będzie także zwrócenie uwagi, czy nie zachodzi niebezpieczny dualizm, oddzielenie praktyki modlitwy od praktyki wierności Bogu w życiu codziennym, jakaś alienacja od codziennej rzeczywistości. Czy doświadczenia duchowe owocują większą wiernością wobec woli Bożej, wobec codziennych obowiązków powołania chrześcijańskiego?

Należy odradzać tworzenie okoliczności, w których zjawisko mogłoby się pojawić. O.Leo Thomas OP w swojej książce The Healing Team (Paulist Press, 1987) pisze: „Uważam „spoczęcie w Duchu” za cenną pomoc w uzdrawianiu, lecz tylko do użytku prywatnego. Osoba „spoczywająca w Duchu” może potrzebować troskliwej opieki, której nie można zapewnić na masowych spotkaniach”. Nie można jednak zawsze zapobiec temu zjawisku na dużych spotkaniach. Lecz w znacznym stopniu można panować nad sytuacją przez sposób prowadzenia modlitwy o uzdrowienie. „W żaden sposób nie należy zachęcać wiernych do starania się o ten upadek jako o łaskę od Boga, gdyż wystawia ich to na ryzyko upadków spowodowanych przez nich samych...” (Kardynał Leon J. Suenens).

Należy pamiętać, że prawdziwej i zdrowej duchowości chrześcijańskiej obca jest atmosfera sensacji, jakiejś zbiorowej egzaltacji, zachowania teatralne, budzące zdziwienie i zamieszanie wśród wiernych. Dlatego właściwemu rozeznaniu należy zawsze poddać nie tylko różne doświadczenia duchowe uczestników spotkania, ale także sposób prowadzenia spotkania przez animatorów. Najlepiej jeżeli prowadzącymi będą kapłani opierający się na tekstach liturgicznych zatwierdzonych przez Kościół, takich jak np. Obrzędy błogosławieństwa dostosowane do zwyczajów Diecezji Polskich, t.1 i 2. Księgarnia św. Jacka, Katowice 2001. We wprowadzeniu do Obrzędów czytamy, że nałożenie rąk zajmuje wśród znaków błogosławieństwa szczególne miejsce, „zgodnie ze zwyczajem Chrystusa, który powiedział o swoich uczniach: „Na chorych ręce kłaść będą i ci odzyskają zdrowie” (Mk 16,18). Ten znak spełnia Chrystus aż do dzisiaj w Kościele i przez Kościół” (s.19). Gest nałożenia rąk jest często praktykowany podczas błogosławieństwa kapłańskiego chorych. Należy uświadamiać wiernym, że gest ten, jak żaden ze znaków w chrześcijaństwie, nie jest magicznym rytuałem, przez spełnienie którego otrzymuje się doświadczenie Ducha Świętego. Już Apostołowie gromili myślących w ten sposób (por. Dz 8,19-24).

Dlatego także tutaj kapłani oraz wierni przyjmujący błogosławieństwo Boże powinni być wewnętrznie wolni i nie przywiązywać się do tej jednej formy błogosławieństwa (przez nałożenie rąk), tym bardziej, gdy wiążą to z doświadczeniem spoczynku w Duchu. Jeżeli księgi liturgiczne dają inne możliwości, to dobrze i roztropnie będzie je wszystkie zamiennie wykorzystywać dla duchowego dobra wiernych i kształtowania zdrowej pobożności.

O. Józef Witko, franciszkanin z Krakowa, posługujący modlitwą o uzdrowienie, mówi: „Nie zawsze kładę ręce, aby ktoś przypadkiem nie przychodził tylko po „nałożenie rąk”. Na początku często mi się zdarzało, że po modlitwie w kościele ludzie jeszcze przychodzili do zakrystii, żeby ich pobłogosławić albo pomodlić się nad nimi. Tłumaczyłem im, że błogosławieństwo już było i że nie ma ważniejszego błogosławieństwa niż to Najświętszym Sakramentem. Czasem pytałem: „Czy pani przychodzi tylko po modlitwę, czy spotkać się z Jezusem, który uzdrawia?”. „No, spotkać się z Jezusem, który uzdrawia”. Odpowiadałem więc: „To modlitwa już była”. Są osoby, które przywiązują większą wagę do gestów niż do samej modlitwy, dlatego czasem modlę się z nałożeniem rąk, a czasem bez”.

Wymiar charyzmatyczny musi być podporządkowany wymiarowi liturgicznemu i zasadom duchowości chrześcijańskiej.

„Tam, gdzie to zjawisko się przytrafia, należy – w celu uniknięcia wszelkich niejasności – wprowadzić nauczanie o relacjach natury i łaski, a w szczególności o wpływie na ludzkie zachowanie sfery somatycznej, psychicznej i duchowej. W ten sposób uniknie się niezdrowego zaślepienia” (Kard. Leon J. Suenens).

Zachowując postawę otwartości wobec Ducha Świętego i Jego darów, trwajmy w posłuszeństwie wobec pasterzy Kościoła. „Nie jest bowiem normalne, gdy nie szuka się potwierdzenia u biskupa, któremu się podlega i nie pyta się go, czy to zjawisko ma związek z Tradycją Kościoła. (...) W świętym Kościele Bożym nie ma miejsca dla praktyk religijnych zarezerwowanych dla uprzywilejowanych, będących na marginesie wspólnego życia chrześcijańskiego” (Kard. L. J. Suenens). Pamiętajmy zawsze o zachęcie św. Pawła: „Ducha nie gaście! Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie!” (1Tes 5,19).

o.Piotr Męczyński O.Carm..

« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio