Pan
Jezus często kładł ręce na chorych, kiedy ich uzdrawiał. „Nauczał raz w szabat
w jednej z synagog. A była tam kobieta, która od osiemnastu lat miała ducha
niemocy: była pochylona i w żaden sposób nie mogła się wyprostować. Gdy Jezus
ją zobaczył, przywołał ją i rzekł do niej: „Niewiasto, jesteś wolna od swej
niemocy”. Włożył na nią ręce, a natychmiast wyprostowała się i chwaliła Boga”
(Łk 13,11-13). Jezus zachęcał także swoich uczniów, by kładli ręce na chorych:
„Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą... Na chorych ręce kłaść
będą, i ci odzyskają zdrowie” (Mk 16,17-18). Widzimy ich działanie w Dziejach
Apostolskich: „Wiele znaków i cudów działo się przez ręce apostołów wśród ludu”
(Dz 5,12). „Pozostali [Paweł i Barnaba] tam dość długi czas i nauczali
odważnie, ufni w Pana, który potwierdzał słowo swej łaski cudami i znakami,
dokonywanymi przez ich ręce” (Dz 14,3). „Ojciec Publiusza leżał właśnie chory
na gorączkę i biegunkę. Paweł przyszedł do niego i pomodliwszy się położył na
nim ręce i uzdrowił go” (Dz 28,8)” (O.Benedict M. Heron OSB).
Św.
Ireneusz w 150 roku po narodzeniu Chrystusa pisze, że on i inni „nadal wkładają
ręce na chorych, a ci odzyskują zdrowie” (Contra Haeresis II: 32,4-5).
„Obrzędy
błogosławieństw dostosowane do zwyczajów Diecezji Polskich”, wydane przez
Księgarnię św. Jacka w 2001 roku, mówią: „Szczególne miejsce wśród znaków
błogosławienia zajmuje nałożenie rąk, zgodnie ze zwyczajem Chrystusa, który
powiedział o swoich uczniach: „Na chorych ręce kłaść będą i ci odzyskają zdrowie”
(Mk 16,18). Ten znak spełnia Chrystus aż do dzisiaj w Kościele i przez
Kościół”.
„Czując
ciepło dłoni kapłana, chory może sobie wyobrazić, że sam Chrystus nałożył na
jego głowę swe miłujące dłonie i ustami kapłana przywołuje Ducha Świętego, by
zstąpił na tego, który potrzebuje wsparcia. Nałożenie rąk jest opiekuńczym
gestem. Otwiera przestrzeń, w której chory czuje się strzeżony przez
uzdrawiającą i miłującą bliskość Boga. Wie, że również podczas choroby ma nad
sobą opiekuńcze ręce miłującego Boga” (O.Anselm Grun OSB).
Celestyna
z Rumii w świadectwie przekazanym w kwietniu 2008 r. pisze: „Do Sanktuarium
Matki Bożej Bolesnej w Oborach przyjechałam zupełnie przypadkiem, po tym jak
kilka dni wcześniej odmówiono mi jakiejkolwiek pomocy w walce z nowotworem
tarczycy. Z punktu widzenia medycyny, byłam beznadziejnym przypadkiem. Do Obór
przyjechałam dnia 7 sierpnia 2002 roku i w tym dniu podczas błogosławieństwa z
nałożeniem rąk kapłana zostałam uzdrowiona. Potwierdziło to późniejsze
dwukrotne badanie krwi i USG. Chce powiedzieć, że nawet nie pomyślałam, że taki
cud może się zdarzyć. Cierpiałam w milczeniu. Tego dnia przeżyłam wielką radość
duchową, przyjmując szkaplerz święty, dzięki któremu czułam się bardzo
szczęśliwa. Dziękuję z całego serca Matce Najświętszej i Panu Jezusowi za ten
cud uzdrowienia”.
Danuta
z Torunia, pracująca przez wiele lat w służbie zdrowia na onkologii, była latem
na Wieczerniku w Oborach i wobec zgromadzonych licznie pielgrzymów powiedziała:
„W 2003 roku w m-cu grudniu przebyłam operację tarczycy, po otrzymaniu wyniku
histopatologicznego okazało się, że był to nowotwór złośliwy tarczycy. W 2007
roku poczułam silne bóle w węzłach chłonnych po stronie wyciętego nowotworu. U
podstawy czaszki tylnej części głowy było również znamię brodawkowate, także po
tej samej stronie. Nic nie mówiłam rodzinie, by oszczędzić im stresu. W m-cu
sierpniu 2007 roku, przyjechałam do sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach.
Na ogrodzie podczas błogosławieństwa indywidualnego poprzez nałożenie rąk
kapłańskich i modlitwę otrzymałam „Spoczynek w Duchu Świętym”. Przyjechałam do
domu i zauważyłam, że bóle przez dwa dni były bardzo słabe i bardzo rzadko. Na
trzeci dzień bóle ustąpiły zupełnie, a także zginęło znamię. Od tamtej chwili
minął rok, czuję się dobrze. Chwała niech będzie i dziękczynienie Mateńce Bożej
Bolesnej i całej Trójcy Przenajświętszej za tę wielką łaskę jaką otrzymałam.
Całuje ręce kapłańskie, które są przedłużeniem rąk Pana Jezusa i nam
błogosławią”.
29
listopada 2008 r. na Wieczerniku podeszła do zakrystii Jolanta z Warszawy i
przekazała swoje świadectwo: „W 2006 r. stwierdzono u mnie niedoczynność
tarczycy, a badanie USG w czerwcu 2008 r. wykazało na tarczycy kilka guzków. We
wrześniu miałam mieć robioną biopsję, aby zbadać, które z tych guzków są
złośliwe, a które nie. Kiedy w czerwcu przyjechałam do Obór czułam się ogólnie
bardzo osłabiona, miałam duże wahania ciśnienia i trudności w oddychaniu, po
długim, leczonym antybiotykowo, zapaleniu oskrzeli. Po modlitwie wstawienniczej
i włożeniu rąk kapłana, podczas zaśnięcia w Duchu Świętym, poczułam
uzdrawiającą moc, która obejmowała chore miejsca i całe ciało. To był początek
mojego uzdrowienia. W Oborach byłam jeszcze w sierpniu i we wrześniu. Nowe
badanie USG tarczycy w tej samej przychodni i przez tego samego specjalistę
wykazało zniknięcie guzków. Lekarz powiedział, że na następne badanie powinnam
zjawić się nie wcześniej niż za dwa lata. Zniknięcie guzków wprawiło w
zdumienie Panią Doktor endokrynolog, która, po zbadaniu i przejrzeniu wyników
badania krwi, stwierdziła, że mam zdrową tarczycę. Opowiedziałam Pani Doktor o
Wieczernikach Królowej Pokoju w Oborach i przekazałam informacje, o które
poprosiła. Ogólnie czuję się dobrze i przyjechałam podziękować Ci Mateńko
Oborska za łaskę uzdrowienia, którą mi uprosiłaś. Niech będzie Bóg uwielbiony
za cuda, które dokonują się w tym Sanktuarium! Niech będzie uwielbiony Jezus
Chrystus, prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek, który żyje i leczy wszelkie
choroby! Niech będzie błogosławiona Najświętsza Panna Maryja, nasza kochana
Pośredniczka, Wspomożycielka i Orędowniczka!”.
Posłuchajmy
na koniec świadectwa Piotra, młodego pielgrzyma z Lipna: „Od Sanktuarium w
Oborach dzieli mnie odległość 20 kilometrów. Łaska, którą obdarowało mnie Niebo
miała miejsce na początku 2006 roku. Początkowo mój lewy bark bolał mnie przy
próbie podparcia lewej ręki, ten uraz trwał latami. Jednak kilka dni przed
faktycznym przyjazdem do Obór mój stan się pogorszył, nie mogłem już podnieść
ręki na wysokość głowy ani tez spać na tym boku. Ten uraz powstał i nasilał się
podczas podnoszenia ciężkich przedmiotów. O Sanktuarium w Oborach słyszałem
wielokrotnie. Jednak przyjazd do tego miejsca zbywałem z miesiąca na miesiąc,
trwało to tylko do czasu, gdy stan się pogorszył. Pojechałem pielgrzymką
autokarową. Osoby w autokarze zapewniały mnie, że gdy już raz pojadę to będę
chciał tam wracać – nie chciałem w to wierzyć, lecz życie pokazało inaczej.
Wyjazd miał miejsce w trzeci piątek miesiąca, w godzinach popołudniowych. Na Czuwaniu
modlitewnym w Oborach przystąpiłem do błogosławieństwa chorych. Wieczorem
wróciłem do domu. Następnego dnia w chwilę po przebudzeniu pomyślałem: Jak
dobrze mi się spało, jaki jestem wypoczęty. W tym momencie przypomniałem sobie
o mojej prośbie, podnosząc lewą rękę do góry i poruszając nią we wszystkie
strony nie czułem żadnego bólu. Natychmiast pobiegłem do rodziców, cioci,
sąsiadów, łzy płynęły mi po policzkach. Podczas przeskakiwania nad zamkniętą
bramką – dzielącą moje i cioci podwórka – musiałem podeprzeć się lewą ręką i w
tym momencie uświadomiłem sobie, że zostałem całkowicie uleczony z mojej
boleści. Wyżej wymienione uzdrowienie fizyczne poprzedziła przemiana duchowa.
Dla mnie, dla moich bliskich, znajomych – to niezaprzeczalny cud. Moja przeszłość
to około trzy i pół letni pobyt w zakładach karnych lub aresztach śledczych,
kilka wyroków karnych. Prowadziłem hulaszczy tryb życia. Byłem tyranem dla
swojej rodziny. Żyłem w związkach niesakramentalnych: z jednego – mam
ośmioletnią córkę, z drugiego – trzyletniego syna. Uczyć się nie chciałem,
oceny nie były zbyt dobre, mimo to udało mi się uzyskać świadectwo dojrzałości.
Do kościoła starałem się chodzić co niedzielę, gdyż tak byłem wychowany, lecz
na tym kończył się mój bliższy kontakt z Bogiem i z Kościołem. Jednym z
momentów przełomowych w moim życiu była spowiedź generalna z całego życia,
która miała miejsce około trzech lat temu. Podczas tej spowiedzi łzy i pot
zalewały mi ciało, cały się trzęsłem, trudno mi było wypowiadać niektóre
grzechy. W tym też czasie stawałem się – dzięki Bogu – innym człowiekiem,
odrzuciłem wszelkie zło – starego człowieka – mocą Bożej łaski przemieniłem się
w nowego, całkiem innego. Teraz moje myśli kieruję ku Bogu, uczęszczam na
Eucharystię kilka razy w tygodniu, modlę się, czytam Pismo Święte. Od lutego
2006 roku należę do Bractwa Szkaplerznego i Koła Żywego Różańca. Gdziekolwiek
jestem, daję świadectwo nowego życia. Praktykuję post o chlebie i wodzie.
Odpieram ataki na Kościół. Studiuję teologię, pracuję i pragnę czynić tylko
dobro. Pragnę służyć i pomagać bliźnim, m.in. przywożę chorych do Sanktuarium w
Oborach na coniedzielną Mszę świętą z modlitwą o uzdrowienie. Za wszystko
dziękuję Panu Bogu i Maryi Bolesnej królującej w Oborskim Sanktuarium”.
Niech
te piękne świadectwa umocnią naszą wiarę w moc Bożego błogosławieństwa
udzielanego nam przez kapłanów, przez ich namaszczone dłonie. I niech zachęcą
do wytrwałej modlitwy w ich intencji. Więcej na ten temat we wcześniejszym rozważaniu: Na chorych ręce kłaść będą.
„O
Jezu, Odwieczny Najwyższy Kapłanie! Z bezmiaru swej miłości do ludzi, swoich
braci, pozwoliłeś, aby z Twego Najświętszego Serca zrodziło się kapłaństwo
katolickie; prosimy Cię, łaskawie wylewaj nadal ożywiające strumienie
nieskończonej miłości do serc Twoich kapłanów. Żyj w nich! Przemieniaj ich w
siebie! Czyń ich dzięki swej łasce narzędziami Twego zmiłowania i działaj
nieustannie w nich i przez nich! Daj, aby przez naśladowanie Twoich cnót
upodobnili się do Ciebie oraz w Twoje imię i w sile Twego Ducha dokonywali
dzieł, których Ty sam dokonywałeś dla zbawienia świata! Boski Zbawicielu dusz!
Spójrz, jakże wielka jest liczba zagubionych w nocy błędu; wielka jest też
liczba niewiernych owieczek, które nadal chodzą na skraju wiecznej przepaści.
Niezliczona jest liczba ubogich, słabych, głodujących, niewidzących, którzy
płaczą w opuszczeniu. Powróć do nich w swoich kapłanach! Żyj w prawdzie zawsze
w nich i działaj przez nich! Idź w nich na nowo przez świat, przebaczając,
pocieszając, ofiarując i zawiązując na nowo świętą więź między Sercem Bożym a
sercem człowieka! Amen” (Modlitwę tę odmawiali często św. Pius X i Pius XI).
o.Piotr
Męczyński O.Carm.
.
|