Najmilsi bracia i siostry! Ciągle
potrzeba Kościołowi nowych i świętych kapłanów, potrzeba pasterzy według Bożego
Serca. Tak bardzo potrzebne jest modlitewne wspieranie kapłanów, kleryków w
seminariach duchownych i wypraszanie nowych i świętych powołań do Winnicy
Pańskiej.
„Największy dar, jaki Bóg może
dać rodzinie, to powołanie do kapłaństwa” – mówi św. Jan Bosko. Rodzina
prawdziwie chrześcijańska jest niezastąpioną kolebką nowych powołań
kapłańskich.
„Kiedy nosiłam księdza Jerzego
pod sercem, ofiarowałam go na chwałę Bożą” – mówi Pani Marianna Popiełuszko.
Cieszyłam się, gdy został księdzem i stale modliłam się, aby był wierny Bogu,
bo to jest w życiu najważniejsze".
To ona tworzyła atmosferę w domu
rodzinnym we wsi Okopy na Białostocczyźnie – pisze Milena Kindziuk. W niedzielę
ojciec całą rodzinę wiózł furmanką do kościoła. A mama drogę mierzyła „na
Różańce”, bo zawsze, jak gdzieś szła albo skądś wracała, odmawiała kolejne
„Zdrowaśki”.
Uczyła dzieci pacierza, codziennie
przy małym ołtarzyku z figurką Matki Bożej przy oknie klękała z nimi do
modlitwy. W środy – do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, w piątki – do Serca
Pana Jezusa, a w soboty – do Matki Bożej Częstochowskiej. W maju odmawiała
wspólnie z rodziną Litanię Loretańską, a w październiku – Różaniec. W czasie
burz wystawiała w oknach dla bezpieczeństwa gromnicę i wszyscy głośno się
modlili. – Tak było zawsze. Jerzy modlił się z nami.
„Od pierwszej klasy
powszechniaka aż do ostatniej w liceum za ministranta w kościele
służył. Deszcz nie deszcz, mróz nie mróz, on, kiedy trzeba było, te cztery
kilometry do kościoła szedł. I nigdy nie narzekał, że jest zmęczony. U
babci znalazł wiele numerów Rycerza Niepokalanej. Złożył te numery
w stosik i wciąż je przeglądał”.
W takim klimacie w jego
chłopięcym sercu rodziło się i dojrzewało powołanie do kapłaństwa. „Pierwsze
seminarium to on miał w domu – mówi o przyszłym kapłanie męczenniku. – Starałam
się go dobrze wychować. Bez kłamstwa. On wiedział, że u nas w domu nigdy kłamstwa
nie było.
Świadectwo wierności swojej
filozofii życiowej dawała przez całe życie, dzień po dniu. Kiedyś nauczycielka
wezwała ją do szkoły, w której uczył się nastoletni Jerzy Popiełuszko. –
Chciała mi zwrócić uwagę, że syn zbyt często przesiaduje w kościele i modli się
na różańcu. On rzeczywiście chodził codziennie na Różaniec po szkole.
Wiedziałam, że chciała zastraszyć naszą rodzinę. Zagroziła, że może mieć
obniżony stopień ze sprawowania. A mnie chyba Duch Święty natchnął i
odpowiedziałam, że jest przecież wolność wyznania. Każdy jak chce, tak żyje. No
i stopnia w szkole mu nie obniżyli. A na Różaniec chodził dalej – opowiada z
dumą Pani Marianna.
Taka była zawsze. Nie uznawała
kompromisów. Nic nie było w stanie odwieść jej od wiary. – Człowiek powinien
być wierny Bogu i na ile może – służyć ludziom. To jest w życiu najważniejsze –
twierdzi.
Gdy ks. Popiełuszko był już
duszpasterzem świata pracy i odprawiał w Warszawie słynne Msze św. za Ojczyznę,
nie wpadała w panikę, ale z coraz większym niepokojem obserwowała ataki Służby
Bezpieczeństwa na syna. – Bałam się jak każda matka. Ale co było robić? Dałam
go Kościołowi i nie mogłam go Kościołowi zabrać. Jeżeli Pan Bóg powołał go na
służbę, to musiał Mu służyć wiernie. I do końca.
Nie spodziewała się, że ten
koniec nastąpi tak szybko. Że tak nagle przerwie się młode życie jej dziecka.
Gdy z Dziennika Telewizyjnego dowiedziała się, że w Wiśle znaleziono ciało
Księdza Jerzego, przez kilka godzin siedziała nieruchomo na krześle. Jakby
skamieniała. Dopiero później zaczęła płakać. Najgłośniej, gdy potem zobaczyła
syna w trumnie: zmasakrowaną twarz, pokrytą sińcami, pożółkłą, oczodoły
podczerniałe, palce u rąk szarobrązowe, przeżarte wodą.
A potem matka Księdza Jerzego
trwała wiernie przy katafalku, niczym Maryja pod krzyżem Syna. Nie buntowała
się, nie złorzeczyła. Starała się zgodzić na wolę Boga i dostrzec w tych
wydarzeniach sens. Mimo że po ludzku tego nie rozumiała.
Dziś, kiedy ponad dwadzieścia lat
minęło od męczeńskiej śmierci Księdza Jerzego, jego matka wciąż przeplata
codziennie paciorki różańca. – Najbardziej bym się cieszyła, gdyby mordercy
Księdza Jerzego się nawrócili. A jak taka będzie wola Pana Boga, to chciałabym
doczekać beatyfikacji mojego syna – mówi ze łzami w oczach. Bo że syn jest święty
– nie ma wątpliwości. Czuje zresztą jego obecność i doświadcza pomocy. – Kiedyś
bolały mnie bardzo nogi, miałam mieć operację. Kiedy przyjechałam do grobu
Księdza Jerzego, bóle ustąpiły. Teraz nawet cały tydzień bez przerwy mogę kopać
kartofle.
Wiara nie jest dla niej
abstrakcją, ale przekłada się na życie. Niezależnie od tego, czy układa się ono
tak, jak planowała, czy nie po jej myśli. Na tym polega wielkość Marianny
Popiełuszko.
Bp Piotr Libera, Pasterz Kościoła
Płockiego podkreśla: „Iluż z nas, biskupów i księży, może
z wdzięcznością powiedzieć to, co św. Augustyn powiedział o swojej
matce św. Monice: „To, kim się stałem i w jaki sposób, zawdzięczam mojej
matce!”.
Myślę, że przykładem może być
tutaj Czcigodny Sługa Boży Ks. Jerzy Popiełuszko. Tego wszystkiego, co głosił,
z takim przekonaniem i przypieczętował męczeńską śmiercią, uczył się już
w domu rodzinnym.
W domu Popiełuszków często
rozmawiano o historii. Od najmłodszych lat Jerzy dowiadywał się o tym, co tak
naprawdę stało się 17 września 1939 r. albo czym było Powstanie
Warszawskie. Dobrą okazję stanowiły długie zimowe wieczory albo też latem
wspólne prace w polu. Jerzy wyniósł więc z domu atmosferę ciężkiej pracy,
pobożności, także szacunku dla prawdy i poszanowania ludzkiej godności. To wszystko
nie mogło pozostać bez wpływu na postawę przyszłego księdza. Tym bardziej, że z
rodzinnym gniazdem zawsze łączyły go silne więzy emocjonalne.
Trwała trzecia pielgrzymka Jana
Pawła II do ojczyzny, 14 czerwca 1987 r. Gdy tylko Papież pojawił się przed
kościołem św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, wokoło rozległ się śpiew dobrze
znanej z Mszy św. za Ojczyznę pieśni "Ojczyzno ma". Po krótkiej
modlitwie w kościele Ojciec Święty skierował się w stronę grobu księdza
Jerzego. Przygotowany był dla niego klęcznik, ale Jan Paweł II go ominął.
przekroczył łańcuch i energicznym krokiem podszedł do płyty grobowca. Na grobie
złożył wiązankę biało-czerwonych róż i na oba kolana ukląkł na ziemi. Objął
rękami i ucałował kamienną płytę grobowca. Po chwili wstał. Długo tak trwał w
zamyśleniu. Jeszcze raz klęknął. Modlił się. Za Ojcem Świętym klęczeli rodzice
księdza Jerzego.
- Matko, dałaś nam wielkiego syna
- powiedział Jan Paweł II do Marianny Popiełuszko.
- Ojcze Święty, nie ja dałam, ale
Bóg dał przeze mnie światu - odparła z prostotą, skromnością, napełniona
światłem Bożej mądrości.
Papież przytulił ją, pocałował w
głowę…
- Do końca życia będę pamiętać tę
chwilę - wyznaje pani Marianna. I dodaje z lekkim uśmiechem, który przebija się
z pooranej zmarszczkami twarzy:
- Jestem z tego rocznika co
Papież: 1920. Ale jak Pan Bóg zechce, jeśli taka będzie Jego wola, to może
doczekam beatyfikacji księdza Jerzego...”
Ktoś powiedział do niej:
- Wiele osób nazywa Panią Mamą.
Ale Pani czuje się przede wszystkim matką kapłanów, prawda?
- Tak było, jest i będzie –
odpowiedziała. Matka jednego kapłana nazywa się matką wszystkich kapłanów.
Do jednego z księży powiedziała: „Każdego kapłana traktuję jak mojego syna. Mój
syn Jurek, tak jak każdy z Was służył Bogu jak umiał najlepiej. Cieszyłam
się, że jest księdzem, że prowadzi ludzi do Boga. Nigdy nie wnikałam
w szczegóły jego pracy jako kapłana, nie o wszystkim mi opowiadał.
Choć przeczuwało moje serce niebezpieczeństwo
i zagrożenia. Więcej wiedział mąż, ja tylko gorąco się modliłam.
Ale taka była wola Boża, takie było jego powołanie. Ludzie potrzebowali
jego pomocy, jego modlitwy. Na każdym z Was kapłanów spoczywa ten
obowiązek, ludzie oczekują zawsze od Was dobrego słowa, modlitwy, duchowego
wsparcia, wzoru”.
Pani Marianna
była też w Oborach razem z pielgrzymami z Białegostoku. Długo wpatrywała się w
Cudowna Pietę, w oblicze Matki Bolesnej trzymającej na ramionach okrutnie
zranione, martwe ciało swego najdroższego Syna. Jakże była Jej bliska… ta
Pieta. Pamiętam jak pierwsza podeszła do błogosławieństwa, uklękła przy
ołtarzu, potem mocno ścisnęła moją dłoń, ucałowała kapłańskie ręce, składając w
nie malutki obrazek - zdjęcie swego syna kapłana. „To relikwia z kroplą
męczeńskiej krwi ks. Jerzego” - powiedziała. „Ksiądz Jerzy” - zawsze tak mówi o
swoim synu. Wyraża w tym swoją wiarę, szacunek i wdzięczność wobec daru syna
męczennika, i wobec wszystkich kapłanów uczestniczących w jednym i tym samym
sakramencie Kapłaństwa Chrystusowego. W każdym kapłanie widzi samego Chrystusa,
w każdym kapłanie widzi swego syna kapłana i każdy kapłan jest jej duchowym
synem.
„Jest to osoba, którą w Polsce przytula do
serca wielu kapłanów i wielu ludzi, bo jest kobietą, która niesie w sobie ból
nie tylko swego syna, ale całego Kościoła i Narodu - stwierdza ks. Peszkowski.
- Jest w niej ogromne zaufanie Bogu, ona wie, że to męczeństwo jej syna jest po
to, by Polska była lepsza, a Kościół stał się silniejszy”.
W dniu 9 października 2009 roku grupa
salezjanów, uczestników rekolekcji w Rózanymstoku, odwiedziła mamę księdza
Jerzego Popiełuszki. Ks. Mariusz Wencławek, salezjanin relacjonuje: „Do wsi
Okopy dojeżdżamy stosunkowo dobrze utrzymaną drogą. "Ta droga jest po
remoncie, za życia księdza Jerzego nie wyglądała tak dobrze" - wytłumaczył
ks. Jan, nasz przewodnik, dodając: "Ten dom po lewej stronie to rodzinny
dom księdza Jerzego. Jesteśmy na miejscu". Naprzeciw domu, po drugiej
stronie ulicy znajduje się maleńka kapliczka, a przy niej przecięty wpół kamień
z napisem: "Nie wolno milczeć. Ks. Jerzy. Dla upamiętnienia miejsca
urodzenia i 10-tej rocznicy męczeńskiej śmierci ks. Jerzemu Popiełuszce,
duszpasterzowi ludzi pracy, SOLIDARNOSC Region Białystok 1994". Widać, że
ktoś tu niedawno był. Palą się znicze. (Pani Marianna wspomni o siostrze
zakonnej, która dzień przed nami była razem z dziećmi. Pozostawiły one również
swoje prace plastyczne we wnętrzu kapliczki). W drzwiach domu ukazuje się mama
księdza Jerzego. Stoi bosa i lekko zaskoczona - może widokiem kilku księży w
sutannach (…) Zaskoczenie ustępuje z twarzy pani Marianny, kiedy w naszym
gronie dostrzega księdza Jana. To jej przyjaciel, który po skromnym domu naszej
gospodyni porusza się jak domownik. Pani Marianna prosi o chwile, zapraszając,
byśmy udali się do kapliczki. Wszyscy jesteśmy trochę skrępowani. Na początku
nie wiemy, jak się odnaleźć w czasie tego niezwykłego spotkania. Witamy się
bardzo serdecznie, chociaż widzimy się w większości pierwszy raz. To serdeczne powitanie
sprawia, ze czujemy się coraz swobodniej. Żartujemy, a przoduje w tym pani Marianna.
"Starość nie radość, śmierć nie wesele, ale starości nie każdy dożyje".
Zapytana przez jednego ze starszych w naszym gronie księży o liczbę przeżytych lat odpowiada, ze przeżyła
ich tyle samo, co zim. Kaplica wypełnia się naszym śmiechem. Czujemy się jak w
domu. Kierujemy do naszej gospodyni ciepłe słowo: "mamo". To chyba
dobry moment, aby zaproponować wspólną modlitwę. Odmawiamy Koronkę do Miłosierdzia
Bożego. W czasie rozpoczętej modlitwy pani Marianna sięga po zawieszony na krzyżu w kaplicy różaniec. Modlimy się razem o
rychłą beatyfikację księdza Jerzego – naszego brata w kapłaństwie, ale również
o miłosierdzie Boże dla jego morderców. W kaplicy oprócz krzyża z napisem:
"Zło dobrem zwyciężaj", znajduje się duża fotografia przedstawiająca
księdza Jerzego w ornacie. Na tle tej fotografii dostrzegamy podobieństwo matki
i syna, a ja po raz kolejny uświadamiam sobie, że w chwili śmierci odważny
kapłan miał tyle samo lat, co ja dzisiaj. Mama księdza Jerzego jest pochłonięta
modlitwą. Widać, że często się tutaj modli i że zaproponowane intencje też nie
są jej obce. Po wspólnej modlitwie próbujemy się jakoś wytłumaczyć, przeprosić
za zakłócenie spokoju, że odważyliśmy się zawracać głowę. "Trochę
rozweselić. Jak nikogo nie ma, całymi dniami jestem sama w domu" -
przerywa pani Marianna. Czasami udaje się mamie księdza Jerzego
gdzieś wyjechać. Na 13 października ma zaplanowany wyjazd do Warszawy.
"Tam, przy grobie księdza Jerzego - po raz pierwszy słyszę, jak o swoim
synu mówi: ksiądz Jerzy - tam, w Warszawie, będą poświęcone pamiątkowe monety".
Coraz odważniej rozmawiamy o wydarzeniach sprzed 25 lat. "To wszystko dla
ludzi na znak Pan Bóg dał. Bo przecież, żeby Pan Bóg nie chciał jego śmierci, to
wrogowie nic by nie zrobili" - tłumaczy mama księdza Jerzego. Próbuje
dopowiedzieć, że "Bóg dopuścił", ale szybko się wycofuje. Mama
Marianna stwierdza: "Potrzebne było". Każde jej słowo chowam w sercu
jak cenną wskazówkę. Już wiem, że do tych słów nieraz powrócę, chciałbym mieć
ich jak najwięcej. Pani Marianna wie, iż przyjechaliśmy z Różanegostoku,
dlatego wspomina, że jak się urodził ksiądz Jerzy, to ofiarowała go w tym
sanktuarium Matce Bożej. Sama stwierdza, że nie było w tym nic niezwykłego.
"Wszystkimi Matka Boża się opiekowała". Pani Marianna jest coraz bardziej zaangażowana w nasze
spotkanie. Wyczuwa się, ze podejmuje tematy, które stanowiły przedmiot innych spotkań.
Teraz ona zadaje nam pytania. Najpierw o krzyż. Czy wiemy, skąd ten krzyż? Z
pomocą przychodzi ksiądz Jan: "Z katafalku". "Ktoś wie!" -
trochę zaskoczona pani Marianna po chwili kontynuuje: "Ten malutki to z
katafalku, na którym stała trumna księdza Jerzego". Po pytaniu o krzyż
mama księdza Jerzego zapytuje nas o wygląd kamienia, który upamiętnia miejsce
odnalezienia ciała jej syna we Włocławku. Co ma oznaczać jego wygląd? I tym
razem sama wyjaśnia: "Ja powiem: kamień zwykły, nieociosany, nie zrobiony
na gładko, bo niedokończone życie... ale przerwali życie dla kapłana... To jest
pamiątka przerwania życia". Znów zapada cisza. Po chwili słuchamy słów o
krzyżach, które z napisem: "Zło dobrem zwyciężaj", każdego roku są
poświęcane na grobie i przekazywane do parafii, nie tylko polskich. Wieś Okopy
jak wiele małych miejscowości z biegiem lat pustoszeje. W czasie naszej wizyty
u mamy księdza Jerzego nie spotkaliśmy żywej duszy. Pani Marianna wspomina:
"Kiedyś u nas od pierwszego krzyża zaczynała się w Krzyżowe Dni procesja.
Ludzie chodzili i śpiewali. A teraz, jak starsze poumierali, młodsze w szkołach, prawie wymarła wieś. Niektórzy powracają na
dziadków miejsce i odbudowują domy. Ale nie ma młodzieży w wiosce, nie ma"
- smutno kończy nasza rozmówczyni. Czując, ze nasze spotkanie ma się ku
końcowi, powracam do zbliżającej się rocznicy męczeńskiej śmierci ks. Jerzego.
Zdobywam się na odwagę, aby zapytać o jakieś "przesłanie" dla tych,
którzy będą uczestniczyć w spotkaniach organizowanych przez salezjanów. Co powiedzieć
tym, którzy będą wspominać jej syna? Pani Marianna nie odpowiada od razu. Po
chwili zastanowienia wypowiada swoją myśl: "Żeby przestroga dla wszystkich
była. Pan Bóg nie chce śmierci grzesznika, lecz żeby się nawrócił. Wszystkich nawrócenia
czeka Pan Bóg". Ksiądz Jan w naszym imieniu prosi mamę księdza Jerzego o
błogosławieństwo. Po błogosławieństwie kapłana kaplicę wypełniają jej słowa:
"Niech was błogosławi i strzeże Bóg w Trójcy Jedyny, aby wszyscy kapłani wytrwali
do końca. W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego". Te słowa z pewnością
usłyszał z ust swej matki ksiądz Jerzy w dniu prymicji: aby wytrwał do końca. I
możemy powiedzieć, że błogosławieństwo matki towarzyszyło mu do ostatniej
chwili. Dzisiaj ona błogosławi nas w Roku Kapłańskim. W roku szczególnym, w
którym wierność Chrystusa ukazuje się w wierności kapłanów, wierności do końca.
Wzruszeni serdecznie żegnamy się z mamą Marianną. Powraca do swojego domu, ale
zatrzymuje się w drzwiach. Uśmiecha się do nas, jakby na potwierdzenie wcześniej
wypowiedzianych słów, że przyjechaliśmy ją "rozweselić". Patrzy na nas, jak odjeżdżamy w
kierunku Suchowoli. O czym myśli? Może o pożegnaniach z przybywającym do
rodzinnego domu księdzem Jerzym? A może o wcześniejszym czasie, kiedy w tym
samym kierunku podążał do szkoły. W sercu matki z pewnością jest wiele obrazów
i wspomnień z przeszłości. Te z biegiem lat się zacierają, ale w sercu
pozostaje wciąż żywa matczyna miłość do księdza Jerzego i do każdego kapłana,
który kroczy za Chrystusem drogą wierności. Doświadczyłem tej miłości i daję o
niej świadectwo”.
Najmilsi bracia i siostry! Tego
duchowego macierzyństwa wobec kapłanów pragniemy razem z Panią Marianną uczyć
się od Matki Bolesnej stojącej wiernie przy ołtarzu krzyża na Golgocie.
Obchodząc Rok Kapłański polecajmy macierzyńskiej opiece Maryi i wstawiennictwu
ks. Jerzego wszystkich pasterzy Kościoła i seminarzystów przygotowujących się
do przyjęcia sakramentu kapłaństwa. To przede wszystkim od rodziny silnej
Bogiem zależy, czy ziarno łaski powołania znajdzie żyzną glebę w sercu
młodzieńca i przyniesie plon obfity. Prośmy za polskie rodziny, by stały się
prawdziwą kolebką nowych heroldów Ewangelii, gorliwych szafarzy sakramentów
świętych i odważnych świadków miłości Boga, Kościoła i Ojczyzny.
o. Piotr Męczyński O. Carm.
|