18.05.2011
Uczył zwyciężać z różańcem w dłoni


Najmilsi bracia i siostry, z imieniem Maryi na ustach i różańcem w dłoniach, przychodzimy dzisiaj na Oborskie Wzgórze. Z ufnością wznosimy nasze oczy i serca ku Matce Bolesnej, obecnej w tym Sanktuarium, obecnej pod krzyżem swego najdroższego Syna, obecnej pod krzyżem każdego ze swoich dzieci.

Przypominał o tym wielki czciciel Maryi, błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko w rozważaniu Drogi Krzyżowej poprowadzonej we wrześniu 1983 r. na wałach Jasnej Góry:

„Wola Ojca Niebieskiego było, aby Syn Jego nie czuł się samotny na ziemi, ale miał Matkę. Taka była wola Boga, aby rodzina ludzka nie była samotna, i dlatego Jezus Chrystus na krzyżu oddał swoją Matkę dla nas. Maryja wkroczyła w dzieje naszego Narodu od początku, od chwili kiedy Naród przyjął Chrzest, od chwili kiedy zaczęła się kształtować Polska jako naród. Dzisiaj jesteśmy wdzięczni Bogu za to, że w najtrudniejszych chwilach naszej historii Maryja szła z narodem i zwyciężała. Nie sposób wymienić wszystkich zwycięstw, jakie dokonały się w naszej Ojczyźnie za pośrednictwem Bożej Matki”.

Tak mówił ten kapłan męczennik, który szedł odważnie z różańcem w dłoniach, niczym młody Dawid i uczył nas jak zło zwyciężać dobrem. On sam stał się wielkim znakiem tego zwycięstwa Maryi.

„Grób Kapłana – Męczennika znajdujący się przy kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie, ma kształt różańca. Płaska granitowa płyta w kształcie krzyża przykrywa grób, który, jak paciorki różańca, okala 58 kamieni, ułożonych na podobieństwo granic Polski. Kształt to nieprzypadkowy – zauważa ks. Norbert Mojżyn. W samej swojej formie jest hołdem złożonym kapłanowi, który nigdy nie rozstawał się z różańcem, który traktował go jako symbol swojej niezłomnej wiary i niezachwianej postawy wierności Kościołowi i Narodowi. Noszenie różańca i odmawianie go w czasach komunistycznego totalitaryzmu nieraz wymagało odwagi. Księdza Jerzego często można było spotkać szepczącego „zdrowaśki” i przesuwającego paciorki swojej koronki. Widziano go nieraz odmawiającego różaniec, w czasie trwających godzinami przesłuchań, w intencji swoich prześladowców. Ks. Popiełuszko szczególnie chętnie posługiwał się różańcem noszonym na palcu, w kształcie pierścienia. W swoim mieszkaniu na żoliborskiej plebanii miał  wiele takich różańców, które chętnie rozdawał przyjaciołom i znajomym, aby „czuwali i modlili się w każdym czasie” (por. Łk 21,36)”.

Ks. Jerzy „miał wielkie nabożeństwo do Matki Bożej – wspomina ks. Czesław Banaszkiewicz. W wolnych chwilach naklejał na deseczkach obrazki Madonny Częstochowskiej, lakierował je i rozdawał odwiedzającym go ludziom. Zdobywał też sporo plastikowych różańców (na palec), w różnych kolorach. Nimi również obdarowywał swoich gości. Ja sam otrzymałem ich bardzo wiele i mogłem je dalej rozdawać znajomym”.

Ks. prof. Antoni Lewek z UKSW w Warszawie pisze:

„Z licznych życiorysów ks. Jerzego Popiełuszki, jakie opublikowano po jego śmierci męczeńskiej i w związku z procesem beatyfikacyjnym, dowiadujemy się, że od dzieciństwa aż po ostatnie godziny życia jego religijność była przepojona żywym kultem i miłością do Matki Bożej. Tę pobożność maryjną czerpał z domu rodzinnego, gdzie cała rodzina zbierała się przy małym ołtarzyku z figurą Matki Bożej i klękała do wspólnego pacierza. (…) Znał też tajemnice różańca, odmawianego w domu przez cały rok.

Tak więc z domu rodzinnego wyniósł ks. Jerzy głębokie przywiązanie do odmawiania modlitwy różańcowej, którą zawsze prowadziła jego matka, nawet wtedy, gdy był już księdzem i na krótko odwiedzał rodzinę. Śpiewano też w domu Godzinki i Anioł Pański. Gdy miał 12 lat, przeżywał w 1959 r. niezwykłe wydarzenie w suchowolskiej parafii: Nawiedzenie Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej, poprzedzone kilkudniowymi rekolekcjami. Związane z tym uroczyste nabożeństwa maryjne pogłębiły niewątpliwie jego cześć i miłość do Matki Bożej.

Matka Alka (czyli późniejszego ks. Jerzego) wspomina, że gdy był on w szkole średniej, nauczycielka języka rosyjskiego wezwała ją do szkoły, w której uczył się nastoletni Jerzy Popiełuszko. – Chciała mi zwrócić uwagę, że syn zbyt często przesiaduje w kościele i modli się na różańcu. On rzeczywiście chodził codziennie na Różaniec po szkole. Wiedziałam, że chciała zastraszyć naszą rodzinę. Zagroziła, że może mieć obniżony stopień ze sprawowania. A mnie chyba Duch Święty natchnął i odpowiedziałam, że jest przecież wolność wyznania. Każdy jak chce, tak żyje. No i stopnia w szkole mu nie obniżyli. A na Różaniec chodził dalej – opowiada z dumą Pani Marianna.

Alek zapewne rozważał wówczas na modlitwie w kościele swoje powołanie kapłańskie, którego początki objawiły się, gdy już we wczesnym dzieciństwie znalazł u swej babci egzemplarze „Rycerza Niepokalanej” i czytał je. Fascynowała go postać o. Maksymiliana Kolbego. Zaczął go z czasem uważać za swój ideał i za symbol człowieka wolnego mimo zewnętrznego zniewolenia.

Po maturze w 1965 r. zgłosił się do Wyższego Seminarium Duchownego w Warszawie, gdzie mógł także pielęgnować i pogłębiać swą pobożność maryjną. Wkrótce po obłóczynach, czyli założeniu sutanny - w końcu październiku 1966 r. - 19-letni wówczas kleryk Alek został powołany do odbycia 2 – letniej zasadniczej służby wojskowej w specjalnej jednostce dla alumnów seminariów duchownych w Bartoszycach.

I tu wykazał znowu swoje głębokie przywiązanie do Matki Bożej i do modlitwy różańcowej. Był za to niejednokrotnie szykanowany przez dowództwo wojskowe”.

Władze komunistyczne wykorzystywały czas służby wojskowej alumnów do złamania ducha przyszłych kapłanów. Biskup Zbigniew Kraszewski, ówczesny rektor seminarium, wraca pamięcią do incydentu w jednostce wojskowej w Bartoszycach, do której trafił ksiądz Jerzy (alumni byli powoływani do służby wojskowej wbrew porozumieniu między Episkopatem a rządem).

"Jurek był wyjątkowo niepokorny, nie poddawał się indoktrynacji. Gdy oficer przyłapał go kiedyś z różańcem w ręku, rozkazał rzucić go na ziemię i podeptać. Jerzy tego rozkazu nie wykonał. Został pobity i zamknięty w areszcie karnym. Innym razem odmówił zdjęcia medalika. W seminarium było o tym głośno, choć Jerzy sam nigdy o niczym nie wspominał".

Dwuletni pobyt w wojsku - okres prześladowań i szykan - fatalnie odbił się na zdrowiu księdza Jerzego. Ks. Popiełuszko trafił do szpitala. Stan zdrowia kleryka był tak ciężki, że ks. bp Kraszewski podczas odwiedzin w szpitalu zapłakał.

Sam ks. Jerzy tak o tym pisze: "...dowódca plutonu kazał mi zdjąć z palca różaniec, na zajęciach, przed całym plutonem. Odmówiłem, czyli nie wykonałem rozkazu. A za to grozi prokurator. Gdybym zdjął, wyglądałoby to na ustępstwo. Ale ja zawsze patrzę głębiej. (...) O 20.00 zaprowadzono mnie do dowódcy plutonu. Tam się zaczęło. (...) Stałem więc przed nim boso. Oczywiście cały czas na baczność. Starał się mnie ośmieszyć, poniżyć przed kolegami, to znów zaskoczyć możliwością urlopów i przepustek. Boso stałem przez godzinę. Nogi zmarzły, zsiniały, więc o 21.10 kazał mi buty założyć. (...) Ja zbywałem go raczej milczeniem, odmawiając modlitwy w myśli i ofiarując cierpienia, powodowane przygniatającym ciężarem plecaka, maski, broni i hełmu - Bogu, jako przebłaganie za grzechy. Boże, jak się lekko cierpi, gdy się ma świadomość, że się cierpi dla Chrystusa...".

A oto wspomnienia kolegi ks. Jerzego Popiełuszki z wojska ks. Zenona Kondrata, bezpośredniego świadka wydarzeń:

"Tylko kleryk Jerzy Popiełuszko doświadczył przemocy ze strony kadry wojskowej, gdyż nikt z nas nie został uderzony. Spotkało go to, gdyż odmówił zdjęcia, przed ćwiczeniami na sali gimnastycznej, medalika i różańca, który miął na palcu. Jako jedyny nie podporządkował się dowódcy i został uderzony przez niego w twarz. (...) Ks. Popiełuszko nie wyróżniał się niczym od innych kleryków-żołnierzy, chyba tylko tym, że był bardzo spokojny i opanowany. Wydawało mi się, że ciągle o czymś myśli. Mało się uśmiechał, ale był bardzo koleżeński i serdeczny. Wszyscy pomagaliśmy sobie wzajemnie, ale on był szczególnie życzliwy.

W czasie ZOK-u otrzymywaliśmy także różne prace. Jedną z nich było sprzątanie toalet w maskach gazowych. W większości przypadków kadra wojskowa pozwalała modlić się klerykom na kolanach, ale w sali, gdzie mieszkał ks. Jerzy, nie zgadzano się, by w ten sposób odmawiać wieczorną modlitwę. Zezwalano jedynie na modlitwę w pozycji leżącej, w łóżku. Mimo tych zakazów, klerycy przebywający z ks. Popiełuszką modlili się wraz z nim na kolanach. Otrzymywali za to karne alarmy i doświadczali innych szykan, ale to ich nie zrażało.

Tak o tym wspominał obecny biskup Jan Zając z Krakowa w swoim kazaniu podczas Mszy św. u Grobu ks. Jerzego w 20. rocznicę jego męczeństwa: „Okazało się, że on, chociaż dwa lata młodszy ode mnie, nie tylko wiekiem, ale i studiami - ja z 4. roku zostałem wzięty - ma niezwykłą świadomość tego, co się tam z nami w Bartoszycach dzieje, a raczej ma dziać. Wyraźnie, w ciągu krótkiego czasu, uświadomił mi więcej, aniżeli wiedziałem dotychczas, choćby od przełożonych, którzy u nas w Krakowie za bardzo o tym nie wiedzieli. Chcę powiedzieć o jego odwadze. Bo było rzeczywiście znakiem dużej odwagi, gdy wieczorem na sypialni zwrócił się do kolegów: Odmówimy różaniec, nie bacząc, że obok na łóżkach leżeli też inni żołnierze, wcale nie klerycy, i nie wiadomo czy wierzący, czy pobożni. Usiedliśmy na swoich łóżkach, zwróceni do siebie twarzą, on na palcu miał jakiś dziwny pierścionek-obrączkę. Pierwszy raz u niego widziałem taki różaniec, maleńki - dziesiątek różańca, nakładany na palec, który dzisiaj jest powszechnie znany. A wtedy on otrzymał go od Księdza Prymasa, gdy odchodził do wojska. I na tym różańcu modliliśmy się tego dnia i w kolejne dni. Tamci żołnierze odwracali się plecami, lub czytali coś”.

Oto jeszcze inne świadectwa. Władysława Zaczyńska, pracująca w bibliotece jednostki wojskowej w Bartoszycach i dość dobrze znająca nazwiska żołnierzy wypożyczających książki, wspomina, że Popiełuszko kilka razy w miesiącu przychodził do biblioteki po książki o tematyce psychologicznej - bo religijnych nie było, ale nieraz przemycała mu takie od ks. proboszcza Adolfa Setlaka. Popiełuszkę do dziś ma w pamięci jako spokojnego, zamyślonego. Widziała go też z okna biblioteki, jak chodził z różańcem w ręku i się modlił.

Podobnie kolega z wojska, ks. Wacław Wasiński opowiada, że różaniec był ulubioną modlitwą Alka. Zachęcał do niej również kolegów. Wspomina: „Kiedy wracaliśmy ze stołówki po obiedzie, mieliśmy chwilę czasu wolnego. Wtedy Alek siadał na metalowym krześle przy łóżku, brał do ręki różaniec i głośno zaczynał odmawiać kolejne tajemnice. A my do niego się przyłączaliśmy. Gdy zauważył to kapral, zarządzał zbiórkę przed blokiem, kazał sprzątać toalety, korytarze, klatki schodowe. Innym razem Alek nie pozwolił sobie zdjąć medalika z szyi”.

19 stycznia 1967, w liście do ojca duchownego seminarium warszawskiego żołnierz Alek informował: „Wspólną modlitwę praktykujemy w dalszym ciągu, wspólny różaniec, w piątek droga krzyżowa - a w święta recytowana Msza święta”.

30 października 1968 r. Alek Popiełuszko był na Jasnej Górze w grupie pielgrzymów-kleryków, którzy po dwóch latach służby wojskowej wrócili szczęśliwie do seminariów i uznali za słuszne przybyć do sanktuarium jasnogórskiego na modlitwę dziękczynną. Powitał ich tam ks. Prymas Stefan Wyszyński, który w kaplicy Cudownego Obrazu Matki Boskiej odprawił w ich intencji Mszę św. i powiedział m. in.: „Przybyliście, aby podziękować Matce Bożej za opiekę i macierzyńską pomoc, za obronę waszych powołań, prawa do wolności i samostanowienia o sobie, zgodnie z charakterem rozumnej i wolnej istoty ludzkiej. Przybyliście, aby Jej podziękować za wasze zwycięstwo!". Rzeczywiście zwycięstwo – bo z 229 alumnów powołanych do wojska, do seminariów w 1968 roku nie wróciło tylko 13, czyli 5,6%. I dalej mówił ks. Prymas: „Zrozumieliście głębiej sens waszego powołania do Rycerki Chrystusowej, która nie mieczem, ale duchem miłości ma odtąd zwyciężać. Nikogo nie będziecie ranić, każdego uzdrawiać, nikomu nie odmówicie miłości, każdego obdarzycie mocami Stwórcy, który jest Miłością i Pokojem sprawowanym przez Syna, co przez Krew swoją wszystko uspokoił i pojednał”. Wieczorem ks. Prymas spotkał się jeszcze raz z alumnami, byłymi żołnierzami. Tym razem w imieniu wszystkich biskupów dziękował Matce Bożej za to, że „młodzież duchowna powróciła po dwuletniej służbie wojskowej do seminariów nie utraciwszy wiary, tak doświadczanej i powołania – tak zagrożonego”.

Kleryk Alek po odbyciu 2-letniej służby wojskowej powrócił oczywiście do warszawskiego seminarium, gdzie kontynuował studia. Po ich ukończeniu przyjął w dniu 28 maja 1972 r. upragnione święcenia kapłańskie z rąk ks. kardynała Wyszyńskiego. Podczas wspólnego obiadu w stołówce seminaryjnej neoprezbiter Jerzy Popiełuszko wysłuchał z przejęciem przemówienia ks. Prymasa, który zachęcał nowo wyświęconych do oddania się opiece Matki Bożej, mówiąc m. in.: „Wasz związek z Maryją powinien być jak najżywszy. Bo wy, tak jak Ona, ciągle będziecie stawali  przy kołysce betlejemskiej rodzącego się nowego życia w Kościele, i na drodze apostolskiej zwiastunów Dobrej Nowiny, i pod krzyżem też pewnie nieraz staniecie, i w Wieczerniku Zielonych Świąt, gdzie płoną ognie Boże. Wszędzie, gdzie będziecie, spotkacie Matkę Chrystusową. Ona was zawsze doprowadzi do swojego Syna”.

Pamiętając o tym prymasowskim pouczeniu, ks. Jerzy w ciągu swych 12 lat posługi kapłańskiej bardzo czcił i kochał Matkę Bożą, odmawiał regularnie różaniec, różańcem obdarowywał też innych (na wzór Ojca Świętego). Były przewodniczący NSZZ „Solidarność” Huty Warszawa, inż. Karol Szadurski wspomina i pokazuje „prezent od księdza Jerzego: różaniec na palcu, w formie obrączki. Na nim modlił się w trudnych chwilach. Także na procesie” sądowym, w którym został skazany na więzienie za organizowaniu strajku w Hucie Warszawa.

Ks. Jerzy pracując w parafii Św. Stanisława Kostki w Warszawie, napisał w swoim dzienniczku na początku 1983 r.: „Dzisiaj przed obiadem, o 12.00 poszedłem odmówić różaniec w kościele na chórze. Błogosławiona cisza. Nad amboną złoty krzyż. Od czasu do czasu wpadał promyk słońca i krzyż rozjaśniał złotą, ciepłą poświatą. Potem następował mrok. Boże, jak bardzo podobne jest ludzkie życie, szare, trudne, czasami ponure i byłoby często nie do zniesienia, gdyby nie promyki radości, Twojej obecności, znaku, że jesteś z nami, ciągle taki sam, dobry i kochający”.

Choćby z tych słów widać, jak głęboka była religijność i duchowość ks. Jerzego oraz jego wierność modlitwie różańcowej.

Innym znamiennym dowodem obecności Różańca w życiu ks. Jerzego była koronka ofiarowana mu przez Ojca Świętego Jana Pawła II. Otrzymał ją niedługo przed swoja męczeńską śmiercią. Została mu przywieziona prosto od Ojca świętego przez ks. bpa Zbigniewa Kraszewskiego. Papież ofiarując duży ozdobny różaniec dla księdza Popiełuszki, prosił biskupa, by ten przekazał go w takiej formie, jaką uzna za najwłaściwszą. Biskup uczynił to, gdy wkrótce po powrocie z Rzymu zaprosił go do siebie na obiad. Różaniec ten oraz słowa uznania i otuchy ze strony Papieża były dla ks. Jerzego wyjątkowym umocnieniem. Poczuł się nimi duchowo uzbrojony, jakby założył na siebie mistyczną zbroję męstwa. Zrozumiał, że w swojej działalności nie jest sam. Poczuł przy sobie cichą obecność solidaryzującego się z nim Ojca świętego. Czy ktokolwiek mógł wówczas przypuszczać, że ten papieski różaniec stanie się wkrótce jakby przepojonym bólem papieskim i ojcowskim błogosławieństwem, „wiatykiem” ma męczeńską drogę ks. Jerzego?

Różaniec papieski, który był dla niego tak wyjątkowym znakiem i przedmiotem radości, został mu potem włożony w dłonie do trumny.

Ostatnim nabożeństwem publicznie odprawionym przez ks. Jerzego było nabożeństwo różańcowe w Bydgoszczy 19 października 1984 r., tuż przed uprowadzeniem i zamordowaniem. Duchowy ojciec ks. Jerzego, proboszcz Teofil Bogucki skomentował to tak: Ks. Jerzy „poprowadził różaniec z przepięknym rozważaniem tajemnic bolesnych. Z Różańcem w ręku wytrwał do końca. Mógł powtórzyć za Chrystusem: Wykonało się”.

Rozważanie pierwszej tajemnicy bolesnej - agonia w Ogrójcu - zaczął ks. Jerzy tak: „Dziękuję Ci, o Matko, za wszystkich, którzy pozostają wierni swemu sumieniu, którzy sami walczą ze słabością i umacniają innych. Dziękuję Ci, Matko, za wszystkich, którzy nie dają się zwyciężyć złu, ale zło zwyciężają dobrem”.

Te ostatnie słowa o zwyciężaniu zła dobrem – to życiowe hasło ks. Jerzego Popiełuszki, to jakby motto jego kapłańskiej działalności, która doprowadziła go do męczeńskiej śmierci, a w konsekwencji także do beatyfikacji. Działalność tę prowadził ks. Jerzy – jak można wierzyć i ufać – pod szczególną opieką i orędownictwem Matki Bożej, którą kochał do ostatnich godzin ziemskiego życia. W swej duszpasterskiej posłudze głosił Jej chwałę, szerzył kult i pobożność maryjną. Uczył wszystkich jak zwyciężać z różańcem w dłoni.

W rozważaniu XIII stacji drogi krzyżowej odprawianej na wałach Jasnej Góry 18 września 1983 roku, powiedział: „Do końca z Chrystusem na Jego krzyżowej drodze pozostali najwierniejsi, najodważniejsi; pozostali, bo wierzyli, że On zmartwychwstanie, tak jak zapowiedział. Pozostali nieliczni, ale ich wiara w Boga, ich wiara w to, co mówił Chrystus spowodowała, że potrafili wiarą swoją zarazić całe pokolenia. Ich głęboka wiara w zmartwychwstanie Chrystusa trzymała ich przy Nim do samego końca. Wśród najwierniejszych była Jego Matka. Dzisiaj jesteśmy wdzięczni Bożej Matce, że była pod krzyżem swojego Syna, za to, że od początku dziejów naszego narodu jest ciągle pod krzyżem naszego narodu, za to, że dla naszego narodu jest Królową, ale jest jednocześnie i Matką. Jest z narodem, który cierpi.

Dzisiaj potrzebna nam jest Maryja bardziej jako Matka niż Królowa, Matka, która pomoże nam zrozumieć wiele trudnych spraw, która pomoże nam nie utracić nadziei. Potrzebna nam jest jako Matka, która poprowadzi nas do zwycięstwa, do zwycięstwa, które musi przyjść, jak powiedział zmarły Prymas Tysiąclecia. Dziękujemy Ci, Matko, za twoją wielowiekową opiekę nad naszym narodem”.

Drodzy bracia i siostry! Wdzięczni za to różańcowe świadectwo ks. Jerzego, naśladujmy jego wierność i oddanie Matce Bożej, i wołajmy do Niej z ufnością:

« O, błogosławiony różańcu Maryi, słodki łańcuchu, który łączysz nas z Bogiem; więzi miłości, która nas jednoczysz z aniołami; wieżo ocalenia od napaści piekła; bezpieczny porcie w morskiej katastrofie! Nigdy cię już nie porzucimy. Będziesz nam pociechą w godzinie konania. Tobie ostatni pocałunek gasnącego życia. A ostatnim akcentem naszych warg będzie Twoje słodkie imię, o Królowo Różańca, o Matko nasza droga, o Ucieczko grzeszników, o Władczyni, Pocieszycielko strapionych. Bądź wszędzie błogosławiona, dziś i zawsze, na ziemi i w niebie ». Amen.

                                                                         o. Piotr Męczyński O. Carm. .

« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio