Najmilsi
bracia i siostry, z imieniem Maryi na ustach i różańcem w dłoniach,
przychodzimy dzisiaj na Oborskie Wzgórze. Z ufnością wznosimy nasze oczy i
serca ku Matce Bolesnej, obecnej w tym Sanktuarium, obecnej pod krzyżem swego
najdroższego Syna, obecnej pod krzyżem każdego ze swoich dzieci.
Przypominał o tym wielki czciciel
Maryi, błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko w rozważaniu Drogi Krzyżowej
poprowadzonej we wrześniu 1983 r. na wałach Jasnej Góry:
„Wola Ojca Niebieskiego było, aby
Syn Jego nie czuł się samotny na ziemi, ale miał Matkę. Taka była wola Boga,
aby rodzina ludzka nie była samotna, i dlatego Jezus Chrystus na krzyżu oddał
swoją Matkę dla nas. Maryja wkroczyła w dzieje naszego Narodu od początku, od
chwili kiedy Naród przyjął Chrzest, od chwili kiedy zaczęła się kształtować
Polska jako naród. Dzisiaj jesteśmy wdzięczni Bogu za to, że w najtrudniejszych
chwilach naszej historii Maryja szła z narodem i zwyciężała. Nie sposób
wymienić wszystkich zwycięstw, jakie dokonały się w naszej Ojczyźnie za
pośrednictwem Bożej Matki”.
Tak mówił ten kapłan męczennik,
który szedł odważnie z różańcem w dłoniach, niczym młody Dawid i uczył nas jak
zło zwyciężać dobrem. On sam stał się wielkim znakiem tego zwycięstwa Maryi.
„Grób Kapłana – Męczennika
znajdujący się przy kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie, ma kształt
różańca. Płaska granitowa płyta w kształcie krzyża przykrywa grób, który, jak
paciorki różańca, okala 58
kamieni, ułożonych na podobieństwo granic Polski.
Kształt to nieprzypadkowy – zauważa ks. Norbert Mojżyn. W samej swojej formie
jest hołdem złożonym kapłanowi, który nigdy nie rozstawał się z różańcem, który
traktował go jako symbol swojej niezłomnej wiary i niezachwianej postawy
wierności Kościołowi i Narodowi. Noszenie różańca i odmawianie go w czasach
komunistycznego totalitaryzmu nieraz wymagało odwagi. Księdza Jerzego często
można było spotkać szepczącego „zdrowaśki” i przesuwającego paciorki swojej
koronki. Widziano go nieraz odmawiającego różaniec, w czasie trwających
godzinami przesłuchań, w intencji swoich prześladowców. Ks. Popiełuszko
szczególnie chętnie posługiwał się różańcem noszonym na palcu, w kształcie
pierścienia. W swoim mieszkaniu na żoliborskiej plebanii miał wiele takich różańców, które chętnie rozdawał
przyjaciołom i znajomym, aby „czuwali i modlili się w każdym czasie” (por. Łk
21,36)”.
Ks. Jerzy „miał wielkie
nabożeństwo do Matki Bożej – wspomina ks. Czesław Banaszkiewicz. W wolnych
chwilach naklejał na deseczkach obrazki Madonny Częstochowskiej, lakierował je
i rozdawał odwiedzającym go ludziom. Zdobywał też sporo plastikowych różańców
(na palec), w różnych kolorach. Nimi również obdarowywał swoich gości. Ja sam
otrzymałem ich bardzo wiele i mogłem je dalej rozdawać znajomym”.
Ks. prof. Antoni Lewek z UKSW w
Warszawie pisze:
„Z licznych życiorysów ks.
Jerzego Popiełuszki, jakie opublikowano po jego śmierci męczeńskiej i w związku
z procesem beatyfikacyjnym, dowiadujemy się, że od dzieciństwa aż po ostatnie
godziny życia jego religijność była przepojona żywym kultem i miłością do Matki
Bożej. Tę pobożność maryjną czerpał z domu rodzinnego, gdzie cała rodzina
zbierała się przy małym ołtarzyku z figurą Matki Bożej i klękała do wspólnego
pacierza. (…) Znał też tajemnice różańca, odmawianego w domu przez cały rok.
Tak więc z domu rodzinnego
wyniósł ks. Jerzy głębokie przywiązanie do odmawiania modlitwy różańcowej,
którą zawsze prowadziła jego matka, nawet wtedy, gdy był już księdzem i na
krótko odwiedzał rodzinę. Śpiewano też w domu Godzinki i Anioł Pański. Gdy miał
12 lat, przeżywał w 1959 r. niezwykłe wydarzenie w suchowolskiej parafii:
Nawiedzenie Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej, poprzedzone kilkudniowymi
rekolekcjami. Związane z tym uroczyste nabożeństwa maryjne pogłębiły niewątpliwie
jego cześć i miłość do Matki Bożej.
Matka Alka (czyli późniejszego
ks. Jerzego) wspomina, że gdy był on w szkole średniej, nauczycielka języka
rosyjskiego wezwała ją do szkoły, w której uczył się nastoletni Jerzy
Popiełuszko. – Chciała mi zwrócić uwagę, że syn zbyt często przesiaduje w
kościele i modli się na różańcu. On rzeczywiście chodził codziennie na Różaniec
po szkole. Wiedziałam, że chciała zastraszyć naszą rodzinę. Zagroziła, że może
mieć obniżony stopień ze sprawowania. A mnie chyba Duch Święty natchnął i
odpowiedziałam, że jest przecież wolność wyznania. Każdy jak chce, tak żyje. No
i stopnia w szkole mu nie obniżyli. A na Różaniec chodził dalej – opowiada z
dumą Pani Marianna.
Alek zapewne rozważał wówczas na
modlitwie w kościele swoje powołanie kapłańskie, którego początki objawiły się,
gdy już we wczesnym dzieciństwie znalazł u swej babci egzemplarze „Rycerza
Niepokalanej” i czytał je. Fascynowała go postać o. Maksymiliana Kolbego.
Zaczął go z czasem uważać za swój ideał i za symbol człowieka wolnego mimo
zewnętrznego zniewolenia.
Po maturze w 1965 r. zgłosił się
do Wyższego Seminarium Duchownego w Warszawie, gdzie mógł także pielęgnować i
pogłębiać swą pobożność maryjną. Wkrótce po obłóczynach, czyli założeniu
sutanny - w końcu październiku 1966 r. - 19-letni wówczas kleryk Alek został
powołany do odbycia 2 – letniej zasadniczej służby wojskowej w specjalnej
jednostce dla alumnów seminariów duchownych w Bartoszycach.
I tu wykazał znowu swoje głębokie
przywiązanie do Matki Bożej i do modlitwy różańcowej. Był za to niejednokrotnie
szykanowany przez dowództwo wojskowe”.
Władze komunistyczne
wykorzystywały czas służby wojskowej alumnów do złamania ducha przyszłych
kapłanów. Biskup Zbigniew Kraszewski, ówczesny rektor seminarium, wraca
pamięcią do incydentu w jednostce wojskowej w Bartoszycach, do której trafił
ksiądz Jerzy (alumni byli powoływani do służby wojskowej wbrew porozumieniu
między Episkopatem a rządem).
"Jurek był wyjątkowo
niepokorny, nie poddawał się indoktrynacji. Gdy oficer przyłapał go kiedyś z
różańcem w ręku, rozkazał rzucić go na ziemię i podeptać. Jerzy tego rozkazu
nie wykonał. Został pobity i zamknięty w areszcie karnym. Innym razem odmówił
zdjęcia medalika. W seminarium było o tym głośno, choć Jerzy sam nigdy o niczym
nie wspominał".
Dwuletni pobyt w wojsku - okres
prześladowań i szykan - fatalnie odbił się na zdrowiu księdza Jerzego. Ks.
Popiełuszko trafił do szpitala. Stan zdrowia kleryka był tak ciężki, że ks. bp
Kraszewski podczas odwiedzin w szpitalu zapłakał.
Sam ks. Jerzy tak o tym
pisze: "...dowódca plutonu kazał mi zdjąć z palca różaniec, na
zajęciach, przed całym plutonem. Odmówiłem, czyli nie wykonałem rozkazu. A za
to grozi prokurator. Gdybym zdjął, wyglądałoby to na ustępstwo. Ale ja zawsze
patrzę głębiej. (...) O 20.00 zaprowadzono mnie do dowódcy plutonu. Tam się
zaczęło. (...) Stałem więc przed nim boso. Oczywiście cały czas na baczność.
Starał się mnie ośmieszyć, poniżyć przed kolegami, to znów zaskoczyć
możliwością urlopów i przepustek. Boso stałem przez godzinę. Nogi zmarzły,
zsiniały, więc o 21.10 kazał mi buty założyć. (...) Ja zbywałem go raczej
milczeniem, odmawiając modlitwy w myśli i ofiarując cierpienia, powodowane
przygniatającym ciężarem plecaka, maski, broni i hełmu - Bogu, jako
przebłaganie za grzechy. Boże, jak się lekko cierpi, gdy się ma świadomość, że
się cierpi dla Chrystusa...".
A oto wspomnienia kolegi ks.
Jerzego Popiełuszki z wojska ks. Zenona Kondrata, bezpośredniego świadka
wydarzeń:
"Tylko kleryk Jerzy
Popiełuszko doświadczył przemocy ze strony kadry wojskowej, gdyż nikt z nas nie
został uderzony. Spotkało go to, gdyż odmówił zdjęcia, przed ćwiczeniami na
sali gimnastycznej, medalika i różańca, który miął na palcu. Jako jedyny nie
podporządkował się dowódcy i został uderzony przez niego w twarz. (...) Ks.
Popiełuszko nie wyróżniał się niczym od innych kleryków-żołnierzy, chyba tylko
tym, że był bardzo spokojny i opanowany. Wydawało mi się, że ciągle o czymś
myśli. Mało się uśmiechał, ale był bardzo koleżeński i serdeczny. Wszyscy pomagaliśmy
sobie wzajemnie, ale on był szczególnie życzliwy.
W czasie ZOK-u otrzymywaliśmy
także różne prace. Jedną z nich było sprzątanie toalet w maskach gazowych. W
większości przypadków kadra wojskowa pozwalała modlić się klerykom na kolanach,
ale w sali, gdzie mieszkał ks. Jerzy, nie zgadzano się, by w ten sposób
odmawiać wieczorną modlitwę. Zezwalano jedynie na modlitwę w pozycji leżącej, w
łóżku. Mimo tych zakazów, klerycy przebywający z ks. Popiełuszką modlili się
wraz z nim na kolanach. Otrzymywali za to karne alarmy i doświadczali innych
szykan, ale to ich nie zrażało.
Tak o tym wspominał obecny biskup
Jan Zając z Krakowa w swoim kazaniu podczas Mszy św. u Grobu ks. Jerzego w 20.
rocznicę jego męczeństwa: „Okazało się, że on, chociaż dwa lata młodszy ode
mnie, nie tylko wiekiem, ale i studiami - ja z 4. roku zostałem wzięty - ma
niezwykłą świadomość tego, co się tam z nami w Bartoszycach dzieje, a raczej ma
dziać. Wyraźnie, w ciągu krótkiego czasu, uświadomił mi więcej, aniżeli
wiedziałem dotychczas, choćby od przełożonych, którzy u nas w Krakowie za
bardzo o tym nie wiedzieli. Chcę powiedzieć o jego odwadze. Bo było
rzeczywiście znakiem dużej odwagi, gdy wieczorem na sypialni zwrócił się do
kolegów: Odmówimy różaniec, nie bacząc, że obok na łóżkach leżeli też inni
żołnierze, wcale nie klerycy, i nie wiadomo czy wierzący, czy pobożni.
Usiedliśmy na swoich łóżkach, zwróceni do siebie twarzą, on na palcu miał jakiś
dziwny pierścionek-obrączkę. Pierwszy raz u niego widziałem taki różaniec,
maleńki - dziesiątek różańca, nakładany na palec, który dzisiaj jest
powszechnie znany. A wtedy on otrzymał go od Księdza Prymasa, gdy odchodził do
wojska. I na tym różańcu modliliśmy się tego dnia i w kolejne dni. Tamci żołnierze odwracali się plecami, lub czytali
coś”.
Oto jeszcze inne świadectwa.
Władysława Zaczyńska, pracująca w bibliotece jednostki wojskowej w Bartoszycach
i dość dobrze znająca nazwiska żołnierzy wypożyczających książki, wspomina, że
Popiełuszko kilka razy w miesiącu przychodził do biblioteki po książki o
tematyce psychologicznej - bo religijnych nie było, ale nieraz przemycała mu
takie od ks. proboszcza Adolfa Setlaka. Popiełuszkę do dziś ma w pamięci jako
spokojnego, zamyślonego. Widziała go też z okna biblioteki, jak chodził z
różańcem w ręku i się modlił.
Podobnie kolega z wojska, ks.
Wacław Wasiński opowiada, że różaniec był ulubioną modlitwą Alka. Zachęcał do
niej również kolegów. Wspomina: „Kiedy wracaliśmy ze stołówki po obiedzie,
mieliśmy chwilę czasu wolnego. Wtedy Alek siadał na metalowym krześle przy
łóżku, brał do ręki różaniec i głośno zaczynał odmawiać kolejne tajemnice. A my
do niego się przyłączaliśmy. Gdy zauważył to kapral, zarządzał zbiórkę przed
blokiem, kazał sprzątać toalety, korytarze, klatki schodowe. Innym razem Alek
nie pozwolił sobie zdjąć medalika z szyi”.
19 stycznia 1967, w liście do
ojca duchownego seminarium warszawskiego żołnierz Alek informował: „Wspólną
modlitwę praktykujemy w dalszym ciągu, wspólny różaniec, w piątek droga
krzyżowa - a w święta recytowana Msza święta”.
30 października 1968 r. Alek
Popiełuszko był na Jasnej Górze w grupie pielgrzymów-kleryków, którzy po dwóch
latach służby wojskowej wrócili szczęśliwie do seminariów i uznali za słuszne
przybyć do sanktuarium jasnogórskiego na modlitwę dziękczynną. Powitał ich tam
ks. Prymas Stefan Wyszyński, który w kaplicy Cudownego Obrazu Matki Boskiej
odprawił w ich intencji Mszę św. i powiedział m. in.: „Przybyliście, aby
podziękować Matce Bożej za opiekę i macierzyńską pomoc, za obronę waszych
powołań, prawa do wolności i samostanowienia o sobie, zgodnie z charakterem
rozumnej i wolnej istoty ludzkiej. Przybyliście, aby Jej podziękować za wasze
zwycięstwo!". Rzeczywiście zwycięstwo – bo z 229 alumnów powołanych do
wojska, do seminariów w 1968 roku nie wróciło tylko 13, czyli 5,6%. I dalej
mówił ks. Prymas: „Zrozumieliście głębiej sens waszego powołania do Rycerki
Chrystusowej, która nie mieczem, ale duchem miłości ma odtąd zwyciężać. Nikogo
nie będziecie ranić, każdego uzdrawiać, nikomu nie odmówicie miłości, każdego
obdarzycie mocami Stwórcy, który jest Miłością i Pokojem sprawowanym przez
Syna, co przez Krew swoją wszystko uspokoił i pojednał”. Wieczorem ks. Prymas
spotkał się jeszcze raz z alumnami, byłymi żołnierzami. Tym razem w imieniu
wszystkich biskupów dziękował Matce Bożej za to, że „młodzież duchowna
powróciła po dwuletniej służbie wojskowej do seminariów nie utraciwszy wiary,
tak doświadczanej i powołania – tak zagrożonego”.
Kleryk Alek po odbyciu 2-letniej
służby wojskowej powrócił oczywiście do warszawskiego seminarium, gdzie
kontynuował studia. Po ich ukończeniu przyjął w dniu 28 maja 1972 r. upragnione
święcenia kapłańskie z rąk ks. kardynała Wyszyńskiego. Podczas wspólnego obiadu
w stołówce seminaryjnej neoprezbiter Jerzy Popiełuszko wysłuchał z przejęciem
przemówienia ks. Prymasa, który zachęcał nowo wyświęconych do oddania się
opiece Matki Bożej, mówiąc m. in.: „Wasz związek z Maryją powinien być jak
najżywszy. Bo wy, tak jak Ona, ciągle będziecie stawali przy kołysce
betlejemskiej rodzącego się nowego życia w Kościele, i na drodze apostolskiej
zwiastunów Dobrej Nowiny, i pod krzyżem też pewnie nieraz staniecie, i w
Wieczerniku Zielonych Świąt, gdzie płoną ognie Boże. Wszędzie, gdzie będziecie,
spotkacie Matkę Chrystusową. Ona was zawsze doprowadzi do swojego Syna”.
Pamiętając o tym prymasowskim
pouczeniu, ks. Jerzy w ciągu swych 12 lat posługi kapłańskiej bardzo czcił i
kochał Matkę Bożą, odmawiał regularnie różaniec, różańcem obdarowywał też
innych (na wzór Ojca Świętego). Były przewodniczący NSZZ „Solidarność” Huty
Warszawa, inż. Karol Szadurski wspomina i pokazuje „prezent od księdza Jerzego:
różaniec na palcu, w formie obrączki. Na nim modlił się w trudnych chwilach.
Także na procesie” sądowym, w którym został skazany na więzienie za organizowaniu
strajku w Hucie Warszawa.
Ks. Jerzy pracując w parafii Św.
Stanisława Kostki w Warszawie, napisał w swoim dzienniczku na początku 1983 r.:
„Dzisiaj przed obiadem, o 12.00 poszedłem odmówić różaniec w kościele na
chórze. Błogosławiona cisza. Nad amboną złoty krzyż. Od czasu do czasu wpadał
promyk słońca i krzyż rozjaśniał złotą, ciepłą poświatą. Potem następował mrok.
Boże, jak bardzo podobne jest ludzkie życie, szare, trudne, czasami ponure i
byłoby często nie do zniesienia, gdyby nie promyki radości, Twojej obecności,
znaku, że jesteś z nami, ciągle taki sam, dobry i kochający”.
Choćby z tych słów widać, jak
głęboka była religijność i duchowość ks. Jerzego oraz jego wierność modlitwie
różańcowej.
Innym znamiennym dowodem
obecności Różańca w życiu ks. Jerzego była koronka ofiarowana mu przez Ojca
Świętego Jana Pawła II. Otrzymał ją niedługo przed swoja męczeńską śmiercią.
Została mu przywieziona prosto od Ojca świętego przez ks. bpa Zbigniewa
Kraszewskiego. Papież ofiarując duży ozdobny różaniec dla księdza Popiełuszki,
prosił biskupa, by ten przekazał go w takiej formie, jaką uzna za
najwłaściwszą. Biskup uczynił to, gdy wkrótce po powrocie z Rzymu zaprosił go
do siebie na obiad. Różaniec ten oraz słowa uznania i otuchy ze strony Papieża
były dla ks. Jerzego wyjątkowym umocnieniem. Poczuł się nimi duchowo uzbrojony,
jakby założył na siebie mistyczną zbroję męstwa. Zrozumiał, że w swojej
działalności nie jest sam. Poczuł przy sobie cichą obecność solidaryzującego
się z nim Ojca świętego. Czy ktokolwiek mógł wówczas przypuszczać, że ten
papieski różaniec stanie się wkrótce jakby przepojonym bólem papieskim i
ojcowskim błogosławieństwem, „wiatykiem” ma męczeńską drogę ks. Jerzego?
Różaniec papieski, który był dla
niego tak wyjątkowym znakiem i przedmiotem radości, został mu potem włożony w
dłonie do trumny.
Ostatnim nabożeństwem publicznie
odprawionym przez ks. Jerzego było nabożeństwo różańcowe w Bydgoszczy 19
października 1984 r., tuż przed uprowadzeniem i zamordowaniem. Duchowy ojciec
ks. Jerzego, proboszcz Teofil Bogucki skomentował to tak: Ks. Jerzy
„poprowadził różaniec z przepięknym rozważaniem tajemnic bolesnych. Z Różańcem
w ręku wytrwał do końca. Mógł powtórzyć za Chrystusem: Wykonało się”.
Rozważanie pierwszej tajemnicy
bolesnej - agonia w Ogrójcu - zaczął ks. Jerzy tak: „Dziękuję Ci, o Matko, za
wszystkich, którzy pozostają wierni swemu sumieniu, którzy sami walczą ze
słabością i umacniają innych. Dziękuję Ci, Matko, za wszystkich, którzy nie
dają się zwyciężyć złu, ale zło zwyciężają dobrem”.
Te ostatnie słowa o zwyciężaniu
zła dobrem – to życiowe hasło ks. Jerzego Popiełuszki, to jakby motto jego
kapłańskiej działalności, która doprowadziła go do męczeńskiej śmierci, a w
konsekwencji także do beatyfikacji. Działalność tę prowadził ks. Jerzy – jak
można wierzyć i ufać – pod szczególną opieką i orędownictwem Matki Bożej, którą
kochał do ostatnich godzin ziemskiego życia. W swej duszpasterskiej posłudze
głosił Jej chwałę, szerzył kult i pobożność maryjną. Uczył wszystkich jak
zwyciężać z różańcem w dłoni.
W rozważaniu XIII stacji drogi
krzyżowej odprawianej na wałach Jasnej Góry 18 września 1983 roku, powiedział:
„Do końca z Chrystusem na Jego krzyżowej drodze pozostali najwierniejsi,
najodważniejsi; pozostali, bo wierzyli, że On zmartwychwstanie, tak jak
zapowiedział. Pozostali nieliczni, ale ich wiara w Boga, ich wiara w to, co
mówił Chrystus spowodowała, że potrafili wiarą swoją zarazić całe pokolenia.
Ich głęboka wiara w zmartwychwstanie Chrystusa trzymała ich przy Nim do samego
końca. Wśród najwierniejszych była Jego Matka. Dzisiaj jesteśmy wdzięczni Bożej
Matce, że była pod krzyżem swojego Syna, za to, że od początku dziejów naszego
narodu jest ciągle pod krzyżem naszego narodu, za to, że dla naszego narodu
jest Królową, ale jest jednocześnie i Matką. Jest z narodem, który cierpi.
Dzisiaj potrzebna nam jest Maryja
bardziej jako Matka niż Królowa, Matka, która pomoże nam zrozumieć wiele
trudnych spraw, która pomoże nam nie utracić nadziei. Potrzebna nam jest jako
Matka, która poprowadzi nas do zwycięstwa, do zwycięstwa, które musi przyjść,
jak powiedział zmarły Prymas Tysiąclecia. Dziękujemy Ci, Matko, za twoją
wielowiekową opiekę nad naszym narodem”.
Drodzy bracia i siostry!
Wdzięczni za to różańcowe świadectwo ks. Jerzego, naśladujmy jego wierność i
oddanie Matce Bożej, i wołajmy do Niej z ufnością:
« O, błogosławiony różańcu Maryi,
słodki łańcuchu, który łączysz nas z Bogiem; więzi miłości, która nas
jednoczysz z aniołami; wieżo ocalenia od napaści piekła; bezpieczny porcie w
morskiej katastrofie! Nigdy cię już nie porzucimy. Będziesz nam pociechą w
godzinie konania. Tobie ostatni pocałunek gasnącego życia. A ostatnim akcentem
naszych warg będzie Twoje słodkie imię, o Królowo Różańca, o Matko nasza droga,
o Ucieczko grzeszników, o Władczyni, Pocieszycielko strapionych. Bądź wszędzie
błogosławiona, dziś i zawsze, na ziemi i w niebie ». Amen.
o. Piotr Męczyński O. Carm. .
|