Ks. Jerzy kochał Eucharystię, żył
Eucharystią. Od dziecka ciągnęło go do ołtarza. Pani Marianna Popiełuszko
wspomina: „Nieważne, jaka była pora roku, czy był deszcz czy mróz. Codziennie
wstawał o piątej i cztery kilometry szedł przez las do kościoła —
z Okopów do Suchowoli na Mszę św. Nie opuścił naprawdę żadnej Mszy św.,
kiedy był ministrantem. I nigdy nie narzekał, że jest zmęczony”.
W Liście Pasterskim Episkopatu Polski
w związku z beatyfikacją księdza Jerzego Popiełuszki czytamy: „Od najmłodszych
lat Eucharystia stanowiła w naturalny sposób centrum jego życia. By codziennie
służyć do Mszy Świętej, wychodził z domu do szkoły godzinę wcześniej niż inne
dzieci. Nie uważał tego za poświęcenie, lecz traktował jako łaskę.
Po maturze wstąpił do Wyższego
Seminarium Duchownego w Warszawie. Po pierwszym roku studiów został wcielony do
specjalnej jednostki wojskowej, której jednym z głównych celów było łamanie
powołań kapłańskich. Gdy tylko udało mu się wyjść na przepustkę, pierwsze kroki
kierował do kościoła, by uczestniczyć we Mszy Świętej i przystąpić do Komunii”.
Abp Angelo Amato w homilii
beatyfikacyjnej ks. Jerzego podkreślał, że „Jezus Chrystus, obecny w
Eucharystii, był jego mocą. (…) W obliczu religijnych prześladowań, Eucharystia
była dla niego boskim pokarmem, który umacniał go w dawaniu świadectwa wierze”.
Potem, jako młody kapłan, ks.
Jerzy zawsze gromadził ludzi przy ołtarzu, przy Eucharystycznym Sercu Jezusa, szczególnie
na comiesięcznej Mszy świętej za Ojczyznę sprawowanej w trudnym czasie stanu
wojennego.
„Wszystko, cokolwiek łączy się z
domem ojczystym, z pokorą i wiarą składamy na ofiarnym ołtarzu Chrystusa Pana”
– mówił ks. Jerzy.
W jednym ze swoich kazań
nawiązywał do wydarzeń z sierpnia 1980 roku, gdy „w bólu i niepokoju serca, w
umęczeniu fizycznym i duchowym, na klęczkach przy polowych ołtarzach, w
patriotycznym zrywie robotników, z poparciem inteligencji i świata kultury –
rodziła się „Solidarność”.
Przywołujemy w pamięci te chwile
– mówił ks. Jerzy, kiedy 31 sierpnia 1980 roku przed bramą Huty Warszawa
zgromadzili się ludzie, aby wspólnie ze strajkującymi hutnikami uczestniczyć we
Mszy świętej. Była bowiem niedziela. I wtedy, w walkę o przywrócenie godności
człowieka pracującego został włączony Bóg, bo wiedzieliśmy wszyscy, że kroczyć
do zwycięstwa w słusznej sprawie można tylko z Bogiem”.
Gdy w grudniową noc 1981 roku
wprowadzony został stan wojenny, gdy w sposób gwałtowny i bolesny zostało
zerwane porozumienie z Wybrzeża i Śląska, gdy został zadany cios całemu
społeczeństwu, gdy otworzyła się krwawiąca rana, ks. Popiełuszko mówił:
„Chcemy sobie mocno uświadomić,
że takiego ogromu cierpienia narodu nie wolno nam zaprzepaścić, ale w pokornej
i ufnej modlitwie składać Bogu w ofierze. Zbyt wielka jest danina krwi, bólu,
łez i poniewierki, złożona u stóp Chrystusa, by nie powróciła od Boga jako dar
prawdziwej wolności, sprawiedliwości i miłości. By nie doprowadziła do
zmartwychwstania Ojczyzny…”.
„To jest zasadniczy cel, by te
cierpienia, których ludzie doznają każdego dnia (…) nie były zmarnowane. To jest
rola księdza, by te cierpienia Narodu poprzez ofiarę Mszy św. skierować w
stronę Boga, by Bóg mógł je zmieniać na łaski potrzebne do umocnienia nadziei,
do trwania w dobrych postanowieniach, do rozszerzania braterstwa i solidarności
miedzy ludźmi”.
Uczył i pomagał ks. Jerzy te
wszystkie trudne i bolesne doświadczenia Rodaków składać Bogu w ofierze, łączyć
ludzkie cierpienia z Ofiarą Chrystusa, prosząc, by dobry Bóg przemienił to
wszystko „na łaski potrzebne do prawdziwie chrześcijańskiej postawy w naszym
życiu. By Bóg przemienił to całe nasze doświadczenie w silną wiarę i nadzieję
dla nas i dla całej naszej Ojczyzny”.
Uczył ks. Jerzy, że: „Msza święta
jest najdoskonalszą formą modlitwy, którą zanosi lud wierny do Boga Ojca ludów
i narodów. Chcemy Boga włączyć w trudne i bolesne sprawy naszej Ojczyzny... Gdy
jednoczymy się z Bogiem przez wiarę i modlitwę, wówczas odnosimy nad złem
zwycięstwo. Najwięcej sił do takiej walki daje Eucharystia”.
Ks. Jerzy szczególnie radował się
z owoców Mszy św., którymi były nawrócenia. W jednym z wywiadów powiedział: „Ludzie
po wielu latach, często po kilkudziesięciu nabierają odwagi, by przyjść do mnie
i prosić o pojednanie z Bogiem, o spowiedź, o Komunię św. Jest to przeżycie i
dla mnie, jako księdza i dla tych ludzi również”.
W swoim dzienniku duchowym
zapisał: „Wczoraj przyszedł człowiek, który nie był 34 lata u spowiedzi, bo
dzięki Mszy za Ojczyznę i mojej obecności w sądach (na procesach robotników) na
nowo odnalazł się przy Kościele. Jak wiele potrafisz, Boże, zdziałać przez tak
niegodne, jak ja stworzenie. Dzięki Ci Panie, że mną się posługujesz”.
Jak zauważa o. Gabriel
Bartoszewski: „Z Zapisków ks. Jerzego jasno widać, że solidnie przygotowywał
się do celebrowania Najświętszej Ofiary. Dotyczyło to szczególnie Mszy św. za
Ojczyznę w ostatnią niedzielę miesiąca. Starał się także o należytą oprawę
liturgiczną i artystyczną. Gdy sam odprawiał czynił to z namaszczeniem
ujmującym wiernych. Po każdej Mszy św. ks. Jerzy otrzymywał od wiernych listy.
Pewna niewiasta 2 lutego 1982 roku napisała: „Ku pokrzepieniu naszych zbolałych
serc przedsięwziął Ksiądz i zrealizował tę przepiękną Mszę świętą. Było to dla
nas, parafian i całej masy ludzi z innych parafii, wielkie, patriotyczno –
religijne przeżycie. Tym większe, że w niczym nie naruszało obowiązującego
porządku publicznego, a więc nikogo z uczestników nie narażało na represje.
Drogi Księże! Trzeba koniecznie kontynuować to misterium, bo w mrokach niewoli
narodowej jest to meteor nadziei na lepsze jutro, na konsolidacje narodową”.
Zbigniew z Warszawy w listopadzie
1982 roku napisał: „Po Mszy za Ojczyznę wychodzę podniesiony na duchu z
uczuciem, które powinno być udziałem wszystkich – przebaczenia i miłości do
drugiego człowieka”.
Ks. Jerzy Popiełuszko w ciągu 12
lat swej kapłańskiej posługi był całym sercem oddany Bogu i ludziom.
„Budowałem się jego kapłańską
gorliwością, pokorą, usłużnością każdemu człowiekowi – mówi ks. Czesław
Banaszkiewicz. Pamiętam, że po posłudze udzielonej chorym w parafii (na
Żoliborzu), spieszył jeszcze z Komunią Świętą do wielu osób, także w odległej
parafii na Woli”.
Tej ofiarnej miłości uczył się
codziennie przy ołtarzu, sprawując Mszę świętą. Jego młode serce biło rytmem
codziennej Eucharystii. Rozpalał je nieustannie w sakramencie Miłości. Całym
życiem i pasterskim posługiwaniem naśladował Jezusa Hostię. Rozdawał siebie
bliźnim, jak Chrystus w Eucharystii. Wyniszczał siebie z miłości do Boga,
Kościoła i Ojczyzny, niczym ziarno pszenicy, które wpadłszy w ziemię obumiera,
by przynieść plon obfity.
Eucharystycznym był również ostatni
życiowy czyn ks. Jerzego, celebracja Mszy św., odprawionej 19 października 1984
roku w Bydgoszczy. Poprzez swoją męczeńską śmierć ostatecznie zjednoczył się ze
swoim Boskim Mistrzem i Jego Ofiarą Miłości złożoną w sposób krwawy na
Golgocie, a uobecnianą sakramentalnie na ołtarzu podczas każdej Mszy świętej.
Ks. Jerzy, wierny sługa
Eucharystii, nie odszedł od ołtarza i nie odszedł od tych, których zawsze
starał się przy ołtarzu gromadzić, jako jedną rodzinę dzieci Kościoła i
Ojczyzny.
Ks. prałat Teofil Bogucki,
proboszcz parafii św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, tak wspomina swego
współpracownika: „Ks. Jerzy był zdecydowany. Mówił, że kapłan nie może uchylać
się od pracy dla dobra Kościoła i Ojczyzny i chować głowy w piasek, gdy tyle
ludzi cierpi prześladowania i więzienia. Mimo słabego zdrowia, częstych bólów
głowy i innych dolegliwości nie zaprzestał swojej działalności. W Bydgoszczy,
mimo że czuł się źle, odprawił Mszę świętą… wytrwał do końca. Mógł powtórzyć za
Chrystusem: Wykonało się”.
Ks. Bp Stanisław Stefanek,
ordynariusz łomżyński, mówi: „Codzienna posługa kapłańska kojarzy się z
Eucharystią, to znaczy z męką, śmiercią i zmartwychwstaniem Chrystusa.
Uczestnicząc we Mszy św., uczestniczymy w Chrystusowej Golgocie. Do istoty
kapłaństwa należy fakt, iż kapłan jest nie tylko ofiarnikiem, ale i żertwą tak
jak Jezus, drugim Chrystusem, i dlatego dosyć często Jezus zaprasza szafarzy
swojej męki, żeby towarzyszyli mu realnie w drodze na Golgotę przez cierpienie,
często nawet fizyczne, albo nawet oddanie życia. Już każdy kleryk powinien
wiedzieć, że wybiera się w drogę, na której będzie drugim Chrystusem.
Powinniśmy być przygotowani na ewentualność ofiary. Każdy ksiądz, idąc do
ołtarza, zmierza właściwie gotowy na śmierć. Stąd też beatyfikacja
kapłana-męczennika, którym jest ks. Jerzy, to bardzo proste uzmysłowienie dla
każdego z nas, że my jesteśmy szafarzami śmierci i zmartwychwstania Chrystusa.
Męczeństwo kapłana nie jest
bezsensownym przegraniem życia – jest ofiarą życia dla sprawy, ostatecznym
zwycięstwem. Co więcej, w beatyfikacji moment zmartwychwstania Chrystusa jest
bardzo wyraźnie podkreślony. Tylko wtedy nas stać na odważne pójście ku
Golgocie, gdy do końca z Chrystusem będziemy zjednoczeni i przekonani, że zmierzamy
ku zmartwychwstaniu. Myślę, że ksiądz Jerzy inaczej nie podejmowałby posługi, z
którą łączyło się ryzyko śmierci, wyraźnie zapowiadanej, gdyby nie miał do
końca tego przekonania i tej więzi z Chrystusową ofiarą”.
Ostatnia Komunia Święta ks.
Jerzego była dla niego Boskim Wiatykiem, świętym zjednoczeniem z Chrystusem
ukrzyżowanym i zmartwychwstałym, nadprzyrodzonym pocieszeniem i umocnieniem,
źródłem męstwa na godzinę ostatecznego - krwawego świadectwa wiary i zadatkiem
niebieskiej chwały.
Kończąc nasze rozważanie módlmy
się razem ze Sługą Bożym Janem Pawłem II:
„Dziękujemy Ci, Panie, za Twą eucharystyczną
obecność w świecie. Dla nas zgodziłeś się cierpieć i na krzyżu
objawiłeś bezgraniczną miłość do całej ludzkości. Wielbimy Cię, codzienny
Wiatyku nas wszystkich, pielgrzymujących na tej ziemi!
Spraw, o Panie, aby każdy z nas, karmiąc
się Tobą, mógł z ufną nadzieją zmierzyć się z każdą próbą życia, aż
po dzień, kiedy staniesz się dla nas wiatykiem w ostatniej drodze do domu
Ojca”. Amen. o. Piotr Męczyński O. Carm..
|