Święty Jan Maria Vianney,
Proboszcz z Ars, nawiązując do
Chrystusowej przypowieści o miłosiernym Samarytaninie (por. Łk 10,25 – 37)
uczył:
„Ewangelia mówi nam o
nieszczęsnym wędrowcu, śmiertelnie pobitym i porzuconym przy drodze do Jerycha.
Tu nie chodzi o wasze ciała, lecz o wasze dusze, śmiertelnie zranione grzechem.
Kim jest ów miłosierny Samarytanin, który zalał wasze dusze winem i oliwą? To
sam Pan Jezus Chrystus, który zstąpił z nieba. Dokąd was zabrał? Nie do żadnej
gospody, lecz do Kościoła. I czyjej opiece was powierzył? Kapłana, któremu
rzekł: „Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę
wracał” (Łk 10,35). Kiedy nastąpi ów powrót [Pana]? Stanie się to przy końcu
świata, kiedy dobry Bóg przyjdzie dać nagrodę dobrym, a złym wymierzyć karę.
(…) Wszyscy jesteśmy w takim samym położeniu jak ów wędrowiec, zbity na śmierć
i pozostawiony przy drodze. Pozwólmy zaprowadzić się do gospody Kościoła
świętego, aby tam otrzymać lekarstwa i opiekę, o którą zadbał miłosierny
Samarytanin”.
Chrystus nieustannie pochyla się
nad naszą nędzą, podnosi i opatruje nasze zranione serca w sakramencie pokuty. Błogosławiony
Ks. Michał Sopoćko, mówi:
„Zbawiciel (…) daje nam przykład
miłosierdzia swym poświęceniem dla rodzaju ludzkiego, obrabowanego z darów
nadprzyrodzonych, okrytego tysiącznymi ranami i duchowo umarłego. Nikt nie
chciał i nie mógł dopomóc, a tylko On, Arcykapłan najwyższy miał litość, by
zstąpić i okazać swe miłosierdzie. On wlał oliwę łaski w rany, zadane grzechem,
On przeniósł nas do gospody, jaką jest Kościół, On ponosi tu koszt leczenia
naszego, ofiarując się za nas ustawicznie Ojcu niebieskiemu”.
Drodzy bracia i siostry,
Czciciele Bożego Miłosierdzia, zgromadzeni w Oborskim Wieczerniku.
Ks. Sopoćko, kierownik duchowy i spowiednik
świętej s. Faustyny, nauczał: „Grzechy odpuszczać może tylko Bóg. Instynktownie
czuje to każdy, i kto pragnie inną drogą wyzwolić się od winy, sam się łudzi i
nie rozumie rzeczy Bożych. Świadomość winy głośno stwierdza, że nie ma na świecie
takiej potęgi, która by zdolna była przebaczyć grzech. Nie potrafi tego żadna
nauka i sztuka, ani wszystkie skarby na świecie. Tylko Chrystus przebaczał winy
Jawnogrzesznicy, Piotrowi i Łotrowi na krzyżu, i przekazał tę władzę Apostołom,
a przez nich biskupom i kapłanom: "Weźmijcie Ducha Świętego! Którym
odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie są im
zatrzymane"(J 20,22-23)”.
Czasem ludzie sami chcą załatwiać
swoje sprawy przed Bogiem. Uważają, że niepotrzebni tu żadni pośrednicy i
dlatego mają opory wobec spowiedzi. Nie rozumieją czemu w ten proces nawrócenia
ma wchodzić kapłan. W krajach, gdzie odrzucono sakramentalną posługę kapłana,
ludzie zaczynają chodzić do różnych psychologów. Pamiętajmy jednak, że żaden
psycholog nie udzieli im odpuszczenia grzechów.
Dlatego jak słusznie zauważa ks.
Sopoćko: „Dotkliwszą niż choroba ciała jest choroba duszy, a wyrzuty sumienia
przewyższają nieraz wszelkie cierpienia fizyczne. One to podkopują zdrowie
ciała, podcinają siły duszy, osłabiają jej hart i męstwo, niweczą jej pokój i
tamują polot ku Bogu. One czynią duszę ponurą i zamkniętą w sobie, drażliwą i
niechętną do bliźnich, odbierają zapał do modlitwy, zamiłowanie do pracy,
ochotę do walki, a nawet czasami pobudzają do nowych występków.
Chrystus Pan podał nam cudowny
środek na tego rodzaju chorobę duszy, a jest nim sakrament pokuty. "Idź w
pokoju i nie grzesz więcej" - słyszy chory grzesznik z ust zastępcy
Chrystusa. Jakież to błogie słowo, wyrażające nieskończone Miłosierdzie Boże.
Na samo wspomnienie o tym serce się rozpływa, łzy stają w oczach, a błogie
uczucie przejmuje duszę człowieka. Prawdziwie to zdrój chorych i cierpiących.
Lekarze stwierdzają poprawę zdrowia u chorego po odbytej spowiedzi”.
Święty Jan Maria Vianney, Patron
Roku Kapłańskiego, w jednym ze swoich kazań poświęconych sakramentowi
pojednania uczył: „Kiedy człowiek popadnie w grzech śmiertelny, musi szukać
pomocy u lekarza, jakim jest kapłan, i musi zastosować lekarstwo w postaci
spowiedzi. (…) Jak to dobrze, że mamy w zasięgu ręki sakrament leczący rany
duszy”.
Przypominał o tym także ks.
Sopoćko: „W chorobie fizycznej
leczymy się nieraz przez czas dłuższy z nakładem wielkich kosztów, poddajemy
się bolesnym operacjom, uciążliwej diecie, przyjmujemy gorzkie lekarstwa i
udajemy się do kosztownych zdrojowisk. Na uzdrowienie zaś duszy Chrystus Pan
ustanowił sakrament pokuty, którego skuteczność płynie z ran Chrystusowych, a z
naszej strony potrzeba tylko spełnienia przepisanych aktów: nadprzyrodzonego
żalu, choćby tylko mniej doskonałego, poprzedzonego rachunkiem sumienia,
mocnego postanowienia poprawy, oskarżenia się przed kapłanem i
zadośćuczynienia. W taki łatwy sposób grzesznik otrzymuje natychmiast
odpuszczenie choćby największych grzechów po chrzcie popełnionych, darowanie
kary wiecznej i skrócenie kary doczesnej, przywrócenie lub pomnożenie łaski
uświęcającej, przywrócenie utraconych przez grzech śmiertelny zasług oraz łaskę
sakramentalną, dającą specjalne prawo do łask uczynkowych w przyszłości dla
pokonywania pokus, zwalczania złych skłonności, zgubnych przyzwyczajeń i
nałogów.
Sakrament pokuty zatem jest to
rzeczywiste wewnętrzne usprawiedliwienie i uświęcenie, przez które człowiek w
jednym momencie całkowicie się przemienia, wewnętrznie odradza i staje się
nowym stworzeniem. Czyni on z nieprzyjaciela Boga przybrane Jego dziecko, nową
odmienioną istotę, z której nawrócenia cieszą się Aniołowie i wychwalają Syna
Bożego, że wynalazł taki prosty sposób uświęcenia grzeszników. O ileż bardziej
winniśmy cieszyć się my, którzy z tego sakramentu możemy korzystać nie raz
jeden w życiu, ale tylekroć, ilekroć tylko zajdzie tego potrzeba. Jest to
bezcenny skarb pozostawiony nam przez Chrystusa. Jest to ustawiczne
rozdawnictwo zasług męki Zbawiciela. Jest to balsam kojący rany Jego wyznawców.
Ileż to dusz złamanych i grzeszników bez nadziei zwycięstwa podniósł Chrystus
Pan z upadku, wyleczył z ran i ukoił wewnętrznie, zsyłając im pokój w tym
sakramencie!”.
Jak uczył św. Proboszcz z Ars: „Aby przyjąć sakrament pokuty, trzeba trzech
rzeczy: wiary, pozwalającej odkryć Boga obecnego w kapłanie, nadziei,
pozwalającej wierzyć, że Bóg udzieli nam łaski przebaczenia, miłości
skłaniającej nas do kochania Boga i przykazującej sercu żal za to, że Go
obraziliśmy. (…) Gdy kapłan daje nam rozgrzeszenie, musimy myśleć tylko o
jednym: o tym, że krew Boża spływa do naszej duszy, aby ją obmyć, oczyścić,
uczynić na powrót tak piękną, jak była tuż po chrzcie”.
Drodzy Moi! Spowiedź święta to prawdziwie wielki sakrament uzdrowienia
duchowego. Tak mówi o tym sam Chrystus do świętej s. Faustyny:
„Pisz, mów o Moim miłosierdziu.
Powiedz duszom gdzie mają szukać pociech, to jest w trybunale miłosierdzia, tam
są największe cuda, które się nieustannie powtarzają. Aby zyskać ten cud (…)
wystarczy przystąpić do stóp zastępcy Mojego z wiarą i powiedzieć mu nędzę
swoją, a cud miłosierdzia Bożego okaże się w całej pełni. Choćby dusza była,
jak trup rozkładająca się i choćby po ludzku już nie było wskrzeszenia i wszystko
już stracone, nie tak jest po Bożemu, cud miłosierdzia Bożego wskrzesza tę
duszę w całej pełni” (Dzienniczek, 1448).
„Córko, kiedy przystępujesz do spowiedzi
świętej, do tego źródła miłosierdzia mojego, zawsze spływa na twoją duszę moja
krew i woda, która wyszła z serca mojego, i uszlachetnia twą duszę” (Dzienniczek,
1602).
W sakramencie pokuty najważniejszy jest żal i skrucha. Tak mówił o tym
sam Chrystus do siostry Faustyny:
„Nie mogę kochać duszy, którą
plami grzech, ale kiedy żałuje, to nie ma granicy dla Mojej hojności, jaką mam
ku niej. Miłosierdzie Moje ogarnia ją i usprawiedliwia” (Dzienniczek, 1728).
„Napisz,
córko moja, że jestem miłosierdziem samym dla duszy skruszonej. Największa
nędza duszy nie zapala mnie gniewem, ale się wzrusza serce moje dla niej
miłosierdziem wielkim” (Dzienniczek, 1739).
Podczas sakramentu pojednania właśnie żal za grzechy wraz z mocnym
postanowieniem poprawy jest najważniejszym aktem penitenta.
Przypominał o tym św. Jan Vianney swoim parafianom i pielgrzymom
nawiedzającym Ars. W jednej z homilii powiedział: „Mówi się, że jest wielu takich, którzy się
spowiadają, lecz mało tych, którzy się nawracają. Wierzę w to mocno, bo mało
jest spowiadających się ze szczerą skruchą. (…) Dusza nasza potrzebuje
oczyszczenia łez [naszej skruchy]. Dzieci moje, skrucha jest łaską, o która
trzeba prosić. (…) Święci wiedzieli, jak wielką obrazą Boga jest grzech.
Niektórzy z nich przez całe życie opłakiwali swe grzechy. Święty Bernard wołał:
„Panie! Panie! To ja przybiłem Cię do krzyża!”. (…) Powinniśmy dobrze rozumieć,
czym jest spowiedź – zdejmowaniem Chrystusa z krzyża”.
Podczas sakramentu pojednania właśnie żal za grzechy wraz z mocnym
postanowieniem poprawy jest najważniejszym aktem penitenta. Przypominał o tym
św. Jan Vianney swoim nauczaniem, a przede wszystkim swoją kapłańską postawą
podczas słuchania spowiedzi. Jeszcze bardziej niż słowom, niepodobna było
oprzeć się jego łzom! Wystarczyło mu niekiedy wskazać ze łzami na wiszący na
ścianie krucyfiks, by pobudzić penitenta do skruchy i miłości Bożej.
- Czego tak bardzo płaczesz, Ojcze? – zapytał kiedyś świętego z Ars
klęczący przy nim grzesznik, i usłyszał taką odpowiedź:
- Mój drogi, płaczę dlatego, bo ty nie dość płaczesz!...
Osoby nawrócone przez Proboszcza z Ars wyznawały, że największe
wrażenie wywierał na nich widok Ks.Vianneya płaczącego nad ich grzechami. Toteż
nic dziwnego, że penitenci i penitentki odchodzili od świętego trybunału z
oczyma zalanymi łzami, a niektórzy nawet głośno szlochali.
Proboszcz z Ars nienawidził zła i mówił o nim ze wstrętem i oburzeniem,
lecz względem grzeszników odczuwał niezmierną litość. „Biedni grzesznicy! –
ubolewał; a trzeba było słyszeć jakim tonem wymawiał te dwa wyrazy – żebym to
ja sam mógł się za nich spowiadać!”.
Święty z Ars z wielkim realizmem
ostrzegał: „Odsuwamy nawrócenie na koniec życia. A któż nam zagwarantuje, że
będziemy mieli dość sił i czasu w tej niebezpiecznej godzinie, której lękali
się wszyscy święci, skoro całe piekło wówczas staje do ostatniego ataku,
widząc, że jest to jego ostatni bój o duszę?”.
W sakramencie pojednania widzimy i słyszymy kapłana, ale wierzymy, że
to Jezus Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały przebacza nam grzechy.
Przypominał o tym św. Jan Vianney
swoim parafianom, mówiąc: „Pamiętajcie, że w osobie kapłana zasiada w
konfesjonale sam Jezus Chrystus”.
Z niezwykłą prostotą i jasnością
wyjaśniał: „Gdy kapłan udziela rozgrzeszenia, nie mówi: "Bóg odpuszcza
tobie grzechy", lecz "Ja odpuszczam tobie grzechy". Gdybyście
poszli wyspowiadać się do Matki Bożej lub anioła, czy daliby wam rozgrzeszenie?
Oczywiście, że nie. Czy udzieliliby wam Ciała i Krwi naszego Pana? Nie.
Najświętsza Maryja Panna nie może spowodować zstąpienia swego Boskiego Syna do
Hostii. Nawet dwustu aniołów nie mogłoby was rozgrzeszyć. A kapłan, choćby
najprostszy, może. Może wam powiedzieć: "Idź w pokoju, ja odpuszczam tobie
grzechy”.
Św. Jan Vianney, ten wielki
świadek Bożego miłosierdzia, powiedział, że „w sakramencie pokuty to nie
grzesznik wraca do Boga, aby Go prosić o przebaczenie: to Bóg biegnie za
grzesznikiem i prowadzi go na powrót do siebie”. Proboszcz z Ars świadczył o
tym całym swoim kapłańskim posługiwaniem, a szczególnie jako „męczennik
konfesjonału”, spowiadając nawet kilkanaście godzin dziennie.
Najmilsi bracia siostry! Sakrament pojednania jest wielkim darem. Oby
też nie zabrakło nam szafarzy tego sakramentu miłosierdzia Bożego.
o. Dariusz
Andrzejewski (CSSp) opowiada wzruszającą historię:
„Było to latem 1991 roku, w czasie wizyty w Rosji, na Litwie, Białorusi
i Ukrainie. Gdy zajechaliśmy do jednej z polskich wiosek koło Żytomierza,
odwiedziliśmy tamtejszą parafię, ludzi, domostwa i miejscowego proboszcza.
Zastaliśmy tam wyjątkową gościnność i otwarte serce księdza proboszcza,
starszego i sędziwego kapłana, który przeszedł w swoim życiu najcięższe
więzienia komunistyczne i łagry sowieckie, na Workucie skończywszy, a teraz
starszy, schorowany i fizycznie zniszczony, ale z ochotą i wielkim jeszcze
zapałem posługujący swoim wiernym. Ponad godzinę przed Mszą Świętą niedzielną
spowiadał swoich parafian licznie „oblegających” konfesjonał. Wierni także z
wielkiej osobistej i wewnętrznej potrzeby przystępowali do sakramentu
pojednania, mówiąc że długo nie mieli swego kapłana, a teraz nie wiedzą jak
długo jeszcze będą mogli cieszyć się jego obecnością? Faktycznie, krótko po
naszym wyjeździe ów kapłan umiera. Otrzymaliśmy później smutny, ale i wymowny
list od wiernych z tej parafii na Ukrainie; że ich ksiądz proboszcz tuż przed
śmiercią zakonsekrował im bardzo dużą ilość Najświętszej Eucharystii, aby
później, gdy nie będą mieli kapłana, mogli się sami komunikować. Ale jednak -
piszą dalej - po dłuższym czasie odczuwali potrzebę spowiedzi świętej,
wewnętrznego oczyszczenia się, mimo to nadal nie mieli dostępu do kapłana. Aż w
końcu postanowili tak: w konfesjonale położyli Krzyż Chrystusa i kolejno jeden
po drugim przystępowali ze łzami w oczach i spowiadali się „przed Samym Chrystusem”!
Kochani! Tak wielkie było w ich sercach pragnienie spowiedzi, pragnienie
spotkania z miłosiernym, przebaczającym Chrystusem przy kratkach konfesjonału.
W ich zbolałych sercach budził się żal za grzechy, płynący z miłości do
Ukrzyżowanego i głęboka ufność w Jego nieskończone miłosierdzie.
Co za piękne i wzruszające świadectwo wiary tych biednych ludzi dla
których kapłan jest prawdziwie Alter Chrystus - drugim Chrystusem.
Niezastąpioną rolę kapłana i udzieloną mu władzę odpuszczania grzechów
podkreśla również następujące zdarzenie.
Gdy siostra Faustyna leżała w szpitalu w
Krakowie na Prądniku wówczas Komunię św. przynosił jej Anioł Serafin. Pewnego
dnia Faustyna zapytała go: - Czy byś mnie nie wyspowiadał? A on odpowiedział: -
Żaden duch na niebie nie ma tej władzy (por. Dzienniczek, 1677). Można też dopowiedzieć: żaden człowiek na
ziemi tylko kapłan.
Pan Jezus kilkakrotnie przypominał Faustynie o swojej obecności
w sakramencie pokuty:
„Kiedy się zbliżasz do spowiedzi, wiedz o
tym, że Ja sam w konfesjonale czekam na ciebie, zasłaniam się tylko kapłanem,
lecz sam działam w duszy. Tu nędza spotyka się z Bogiem miłosierdzia” (Dzienniczek,
1602).
Na innym miejscu swego Dzienniczka s. Faustyna pisze:
„Dziś znowu pouczył mnie Pan, jak mam
przystępować do sakramentu pokuty: - Córko Moja, jak się przygotowujesz w Mojej
obecności, tak się i spowiadasz przede Mną; kapłanem się tylko zasłaniam. Nigdy
nie rozbieraj, jaki jest ten kapłan, którym się zasłoniłem, i tak się odsłaniaj
w spowiedzi, jako przede Mną, a duszę twoją napełnię światłem Moim” (Dzienniczek,
1725).
Niezwykle wymowny w tym względzie jest opis spowiedzi Faustyny w dniu
13 grudnia 1936 roku. Leżała wtedy chora.
„Dziś po południu wszedł do mojej separatki
Ojciec Andrasz i zasiadł, abym się spowiadała. Nie zamienił wpierw ani jednego
słowa. Ucieszyłam się niezmiernie, bo bardzo pragnęłam się spowiadać.
Odsłoniłam całą swoją duszę, jak zwykle. Ojciec odpowiadał mi na każdy
drobiazg. Dziwnie się czułam szczęśliwą, że mogłam tak wszystko wypowiedzieć.
Pokutę zadał mi, litanię do Imienia Jezus. Kiedy chciałam przedstawić trudność,
jaką mam do odmawiania tej litanii, wstał i udziela mi rozgrzeszenia. Nagle
wielka jasność zaczęła bić od Jego postaci i widzę, że to nie jest Ojciec
Andrasz, tylko Jezus. Szaty Jego jasne jak śnieg i natychmiast znikł. W
pierwszej chwili byłam trochę zaniepokojona, ale po chwili jakiś spokój wstąpił
w moją duszę, ale zauważyłam, że Jezus tak samo spowiada, jak spowiednicy...” (Dzienniczek,
817).
To niezwykłe zdarzenie stało się dla niej wielką nauką, z której
wyciąga następujący wniosek: „O
Chryste, Ty i kapłan to jedno, zbliżę się do spowiedzi jako do Ciebie, a nie do
człowieka” (Dzienniczek, 1715).
Mając na uwadze powyższe
spostrzeżenia nie ubierajmy naszych grzechów w okrągłe, ładnie brzmiące treści.
To przecież sam Chrystus nas słucha w osobie kapłana. Bądźmy szczerzy jak małe
dzieci.
Faustyna odnośnie do sakramentu
pokuty usłyszała słowa Chrystusa: „Szczerość twa wobec spowiednika niech będzie
jak największa” (Dzienniczek, 1499).
Siostra Faustyna dobrze rozumiała
znaczenie sakramentu pojednania dla naszego życia duchowego. „Dzięki Ci Panie,
za spowiedź świętą – pisze (Dzienniczek, 1286). „Dusza nie korzysta
należycie z sakramentu spowiedzi, jeżeli nie jest pokorna” (Dzienniczek, 113).
„Ze spowiedzi świętej powinniśmy
odnosić dwie korzyści:
1. do spowiedzi przychodzimy po uleczenie;
2. po wychowanie - dusza nasza potrzebuje ciągłego wychowania, jak małe
dziecko.
O Jezu mój, rozumiem głęboko te
słowa i wiem z doświadczenia, że dusza o własnych siłach daleko nie zajdzie,
wiele się natrudzi, nic dla chwały Bożej nie zrobi, błądzi ustawicznie,
ponieważ umysł nasz jest ciemny i nie umie rozeznać własnej sprawy. Na dwie
rzeczy będę zwracać uwagę szczególną: Po pierwsze wybierać będę do spowiedzi
to, co mnie najwięcej upokarza, chociażby to był drobiazg, ale mnie to kosztuje
i dlatego mówię (oczywiście musimy pamiętać, że siostra Faustyna, mówiąc te
słowa, znajdowała się już na drodze doskonałości i ma na myśli tylko same grzechy
powszednie i niedoskonałości. Wiadomo, że gdy chodzi o grzechy ciężkie czyli
śmiertelne należy zawsze wymienić wszystkie, podając ich liczbę, rodzaj i
okoliczności); drugie – pisze Faustyna – ćwiczyć się będę w skrusze,
nie tylko przy spowiedzi, ale przy każdym rachunku sumienia wzbudzać w sobie
żal doskonały, a szczególnie, kiedy się położę na spoczynek. Jeszcze jedno
słowo: dusza, która szczerze pragnie postępować w doskonałości, powinna się
ściśle trzymać rad udzielanych przez kierownika duszy. Tyle świętości ile
zależności” (Dzienniczek, 377).
Jak często mamy się spowiadać?
Kościół zaleca spowiedź comiesięczną, zachęcając np. do obchodzenia pierwszych
piątków i pierwszych sobót miesiąca. A w przykazaniu kościelnym, troszcząc się
o nasze zbawienie, napomina: Przynajmniej raz w roku należy przystąpić do
sakramentu pokuty.
Siostra Faustyna w lutym 1937
roku leżała chora na gruźlicę w szpitalu na Prądniku w Krakowie. W kaplicy
szpitalnej odbywały się wtedy rekolekcje dla pewnej grupy osób. W swoim
Dzienniczku Faustyna pisze:
„Dziś usłyszałam te słowa: –
Módl się za te dusze, aby się nie lękały zbliżyć do trybunału miłosierdzia
Mojego. Nie ustawaj za grzesznikami. Ty wiesz, jak Mi bardzo na Sercu ciążą
dusze ich, ulżyj śmiertelnemu smutkowi Mojemu, szafuj miłosierdziem Moim”
(Dzienniczek, 975).
„O, gdyby znali grzesznicy
miłosierdzie Moje, nie ginęłaby ich tak wielka liczba. Mów duszom
grzesznym, aby się nie bały zbliżyć do Mnie, mów o Moim wielkim miłosierdziu…
Utrata każdej duszy pogrąża Mnie
w śmiertelnym smutku. Zawsze Mnie pocieszasz, kiedy się modlisz za grzeszników.
Najmilsza Mi jest modlitwa, to modlitwa za nawrócenie dusz grzesznych, wiedz
córko Moja, że ta modlitwa zawsze jest wysłuchana” (Dzienniczek 1396-1397).
Pokorna Siostra Faustyna sama często
i regularnie się spowiadała. Dobrze rozumiała znaczenie tego wielkiego
sakramentu uzdrowienia duchowego. Dlatego miała piękne, współczujące serce i
stała się dla bliźnich szafarką Bożego miłosierdzia. Pomagała innym zbliżyć się
do tego zdroju miłosierdzia, który wytrysnął dla nas z przebitego na krzyżu
boku Zbawiciela.
Historia, którą teraz przytoczę
zdarzyła się w Polsce w latach 80. Ewa była prostytutką i tej nocy znalazła się
w lesie pogrążona w głębokiej depresji. Chciała ze sobą skończyć. W pewnym
momencie ujrzała idącą w jej kierunku zakonnicę, która następnie z dużą
delikatnością zaczęła ją prosić, by nie czyniła tego, co zamierzała uczynić.
Poprosiła ją, by udała się do pobliskiego miasteczka i pomimo późnej pory
zapukała do drzwi domu, w którym będą się jeszcze paliły światła. Ewa udała się
pod wskazany adres i znalazła wszystko tak, jak siostra jej opisała. Drzwi
otworzył starszy ksiądz. Udzielił jej gościny, a rano Ewa po raz pierwszy od
czasu dzieciństwa przystąpiła do spowiedzi. Odzyskała dzięki niej pragnienie
życia. Księdza zaintrygowało tak silne działanie łaski i zapytał ją, jak
znalazła jego dom. Dopiero teraz Ewa zdała sobie sprawę z tego, że nie jest
rzeczą normalną spotykanie zakonnicy w nocy w lesie. Ksiądz poprosił ją o opisanie, jaki habit
nosiła ta zakonnica; pokazał jej zdjęcia sióstr Matki Bożej Miłosierdzia z
pobliskiego klasztoru. Usłyszawszy, że to właśnie ten strój, zapytał
przełożoną, która z sióstr chodziła po lesie w nocy. Oczywiście żadna. Ksiądz
zabrał więc Ewę do ich domu zakonnego, by dokonać konfrontacji. Gdy tylko Ewa
weszła do rozmównicy, wskazała na obraz Faustyny zawieszony na ścianie: –
To ona! To ona rozmawiała ze mną w lesie, to ona kazała mi przyjść do księdza!
Najmilsi Bracia i Siostry! To
świadectwo budzi w naszych sercach wielką ufność w miłosierdzie Boga, który nie
chce śmierci grzesznika, lecz aby się szczerze nawrócił i miał życie. Dlatego
nie ustawajmy w modlitwie o nawrócenie dusz grzesznych, powierzając ich także
opiece i wstawiennictwu świętych w niebie.
Jakże wymowne stają się w tym
miejscu słowa Sługi Bożego Jana Pawła II skierowane do nas na Krakowskich
Błoniach:
„Uświadamiamy sobie, że Bóg
okazując nam miłosierdzie, oczekuje, że będziemy świadkami miłosierdzia w
dzisiejszym świecie (…)
Dziś z całą mocą proszę
wszystkich synów i córki Kościoła, a także wszystkich ludzi dobrej woli, aby
sprawa człowieka nie była nigdy, przenigdy odłączona od miłości Boga. Pomóżcie
współczesnemu człowiekowi zaznawać miłosiernej miłości Boga! Niech w jej blasku
i cieple ocala swoje człowieczeństwo!”
Drodzy bracia i siostry!
Doświadczając Bożego miłosierdzia, szczególnie w sakramencie pojednania
sprawowanym przez kapłanów, wezwani jesteśmy do naśladowania Chrystusa i
świadczenia miłosierdzia wobec bliźnich. Pan Jezus kończąc przypowieść o
miłosiernym Samarytaninie mówi do swego rozmówcy: „Idź, i ty czyń podobnie!”
(Łk 10,37). To wezwanie Chrystusa skierowane jest do wszystkich.
Jan Paweł II w Orędziu na Światowy Dzień Chorego 2000 roku zapraszał „do
kontemplacji oblicza Jezusa, Boskiego Samarytanina, leczącego dusze i ciała.
Idąc za przykładem swego Boskiego Założyciela, Kościół «ze stulecia w stulecie
(...) wciąż od nowa pośród ogromnej rzeszy chorych i cierpiących pisze
ewangeliczną przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, objawiając i przekazując
uzdrawiającą i pocieszającą miłość Jezusa Chrystusa. (…)
Przykład Chrystusa Dobrego Samarytanina winien kształtować postawę
chrześcijanina, skłaniając go, aby stawał się bliźnim cierpiących braci i
sióstr, okazując im szacunek, zrozumienie, akceptację, dobroć, współczucie i
bezinteresowność. Trzeba walczyć z obojętnością, która każe jednostkom i
społecznościom zamykać się we własnym egoizmie. (…) Dla człowieka wierzącego ta
ludzka wrażliwość zawiera się w agape, to znaczy w nadprzyrodzonej miłości,
która każe miłować bliźniego z miłości do Boga. Dlatego też gdy Kościół
wiedziony wiarą otacza troskliwą opieką ludzi dotkniętych cierpieniem,
rozpoznaje w nich oblicze swojego ubogiego i cierpiącego Założyciela i stara
się nieść Mu pomoc w potrzebie, pomny Jego słów: «byłem chory, a odwiedziliście
Mnie» (Mt 25, 36)”.
Droga Rodzino Matki Bolesnej,
Najmilsi Bracia i Siostry!
Czerpiąc duchowe siły i żar
miłości z Eucharystii, bądźmy świadkami miłosierdzia Jezusa, Boskiego
Samarytanina wobec wszystkich chorych i cierpiących. Bo jak uczy błogosławiony
ks. Michał Sopoćko: „Bez miłości Bożej jest rzeczą niemożliwą być miłosiernym
prawdziwie jak ów Samarytanin. (…) Tylko kto kocha Boga, wesprze czynnie
bliźniego, nawiąże z cierpiącym stosunek przyjaźni, pomocnej miłości i będzie z
całej duszy życzyć i czynić mu dobrze. Bo biedny potrzebuje nie tylko jałmużny,
lecz przyjaciela”.
Boski Samarytanin, w darze
sakramentów świętych, nieustannie pochyla się nad nami i opatruje rany naszego
serca, namaszcza je kojącym balsamem swojej miłosiernej miłości i obdarza
nas zadatkiem życia wiecznego.
Dzisiaj zmartwychwstały Chrystus
przynosi nam swój pokój, ukazuje swoje jaśniejące rany, zaprasza do źródła
Bożego Miłosierdzia i mówi: „Nie bądźcie niedowiarkami, ale wierzcie w
Ewangelię i bądźcie świadkami Mojego miłosierdzia (por. J 20,19 – 31). Moi
kochani chorzy i cierpiący, jesteście mocno zanurzeni w Moim głębokim
miłosierdziu wylewającym się z Mojego przebitego Serca, Serca przebitego waszym
grzechem. Ale nie przyszedłem was potępić, ale zbawić. Nie potępię żadnej
zbłąkanej duszy, ale niech zanurzy się w Moim miłosierdziu i odda się Mojej
miłości poprzez sakramenty święte. To sakramenty święte są Moim miłosierdziem
dla was, są istotą waszej wiary i Kościoła. Nie możecie dostąpić miłosierdzia
omijając Mnie w sakramentach. Dzisiaj w sposób szczególny dotykam głębokich ran
waszych serc, dotykam każdą boleść, zabieram wszelki smutek” (Słowa otrzymane wewnętrznie w charyzmacie proroctwa, podczas Mszy świętej dn. 11 kwietnia br. w Oborach).
Najmilsi bracia i siostry, z
naczyniem ufności zbliżmy się do Serca Zbawiciela i bądźmy świadkami Jego
miłości! Amen.
Akt Zawierzenia Jezusowi Miłosiernemu
wszystkich chorych i cierpiących oraz wspólnoty „Pieta”
Panie Jezu, Boski Samarytaninie,
z wdzięczną miłością składamy Ci nasze serca w ofierze
i zawierzamy Twojemu miłosierdziu
naszą cichą posługę oraz wszystkich chorych i cierpiących na
drogach świata,
aby objawiło się w nich Twoje współczucie i miłosierdzie,
zbawcza moc Twojego krzyża i chwała Twojego
zmartwychwstania.
Uczyń nas świadkami Twojej miłosiernej miłości
opatrującej rany serca, duszy i ciała,
i radosnymi strażnikami wielkanocnego poranka,
wytrwale niosącymi pochodnię niegasnącej nadziei
zmartwychwstania i życia wiecznego. Amen.
o. Piotr Męczyński O. Carm.
|