18.05.2011
Boski lekarz w sakramentach świętych


Droga Rodzino Matki Bolesnej, Kochani Chorzy!

Święty Jan Maria Vianney, Patron Roku Kapłańskiego, w jednym ze swoich kazań poświęconych sakramentowi pojednania uczył: „Kiedy człowiek popadnie w grzech śmiertelny, musi szukać pomocy u lekarza, jakim jest kapłan, i musi zastosować lekarstwo w postaci spowiedzi. (…) Jak to dobrze, że mamy w zasięgu ręki sakrament leczący rany duszy. Trzeba jednak umieć to lekarstwo stosować…”. I tutaj święty Proboszcz z Ars przypomina warunki dobrej spowiedzi: rachunek sumienia, żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy, spowiedź szczera, zadośćuczynienie Bogu i bliźniemu.

Św. Jan Vianney podkreśla: „Aby przyjąć sakrament pokuty, trzeba trzech rzeczy: wiary, pozwalającej odkryć Boga obecnego w kapłanie, nadziei, pozwalającej wierzyć, że Bóg udzieli nam łaski przebaczenia, miłości skłaniającej nas do kochania Boga i przykazującej sercu żal za to, że Go obraziliśmy. Mówi się, że jest wielu takich, którzy się spowiadają, lecz mało tych, którzy się nawracają. Wierzę w to mocno, bo mało jest spowiadających się ze szczerą skruchą. (…) Dusza nasza potrzebuje oczyszczenia łez [naszej skruchy]. Dzieci moje, skrucha jest łaską, o która trzeba prosić. (…) Święci wiedzieli, jak wielką obrazą Boga jest grzech. Niektórzy z nich przez całe życie opłakiwali swe grzechy. Święty Bernard wołał: „Panie! Panie! To ja przybiłem Cię do krzyża!”. (…) Powinniśmy dobrze rozumieć, czym jest spowiedź – zdejmowaniem Chrystusa z krzyża”.

Podczas sakramentu pojednania właśnie żal za grzechy wraz z mocnym postanowieniem poprawy jest najważniejszym aktem penitenta. Przypominał o tym św. Jan Vianney swoim nauczaniem, a przede wszystkim swoją kapłańską postawą podczas słuchania spowiedzi. Jeszcze bardziej niż słowom, niepodobna było oprzeć się jego łzom! Wystarczyło mu niekiedy wskazać ze łzami na wiszący na ścianie krucyfiks, by pobudzić penitenta do skruchy i miłości Bożej.

- Czego tak bardzo płaczesz, Ojcze? – zapytał kiedyś świętego z Ars klęczący przy nim grzesznik, i usłyszał taką odpowiedź:

- Mój drogi, płaczę dlatego, bo ty nie dość płaczesz!...

Osoby nawrócone przez Proboszcza z Ars wyznawały, że największe wrażenie wywierał na nich widok Ks.Vianneya płaczącego nad ich grzechami. Toteż nic dziwnego, że penitenci i penitentki odchodzili od świętego trybunału z oczyma zalanymi łzami, a niektórzy nawet głośno szlochali.

Proboszcz z Ars miał szczególniejszy pociąg do nawracania grzeszników. Używając paradoksu można powiedzieć, że kochał ich całą nienawiścią, jaką miał do grzechu. Nienawidził zła i mówił o nim ze wstrętem i oburzeniem, lecz względem grzeszników odczuwał niezmierną litość. „Biedni grzesznicy! – ubolewał; a trzeba było słyszeć jakim tonem wymawiał te dwa wyrazy – żebym to ja sam mógł się za nich spowiadać!”.

Święty z Ars z wielkim realizmem ostrzegał: „Odsuwamy nawrócenie na koniec życia. A któż nam zagwarantuje, że będziemy mieli dość sił i czasu w tej niebezpiecznej godzinie, której lękali się wszyscy święci, skoro całe piekło wówczas staje do ostatniego ataku, widząc, że jest to jego ostatni bój o duszę?”.

W sakramencie pojednania widzimy i słyszymy kapłana, ale wierzymy, że to Jezus Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały przebacza nam grzechy.

Przypominał o tym św. Jan Vianney swoim parafianom, mówiąc: „Pamiętajcie, że w osobie kapłana zasiada w konfesjonale sam Jezus Chrystus”.

Z niezwykłą prostotą i jasnością wyjaśniał: „Gdy kapłan udziela rozgrzeszenia, nie mówi: "Bóg odpuszcza tobie grzechy", lecz "Ja odpuszczam tobie grzechy". Gdybyście poszli wyspowiadać się do Matki Bożej lub anioła, czy daliby wam rozgrzeszenie? Oczywiście, że nie. Czy udzieliliby wam Ciała i Krwi naszego Pana? Nie. Najświętsza Maryja Panna nie może spowodować zstąpienia swego Boskiego Syna do Hostii. Nawet dwustu aniołów nie mogłoby was rozgrzeszyć. A kapłan, choćby najprostszy, może. Może wam powiedzieć: "Idź w pokoju, ja odpuszczam tobie grzechy”.

Św. Jan Vianney, ten wielki świadek Bożego miłosierdzia powiedział, że „w sakramencie pokuty to nie grzesznik wraca do Boga, aby Go prosić o przebaczenie: to Bóg biegnie za grzesznikiem i prowadzi go na powrót do siebie”. Proboszcz z Ars świadczył o tym całym swoim kapłańskim posługiwaniem, a szczególnie jako „męczennik konfesjonału”.

Warto też pamiętać, że jeśli z różnych powodów, na przykład jako świadkowie wypadku samochodowego, nie mamy możliwości wezwać kapłana, każdy z nas może z ciężko chorym ale przytomnym wzbudzić akt żalu: „Ach żałuję za me złości, jedynie dla Twej miłości. Bądź miłościw mnie grzesznemu, całym sercem skruszonemu”. Jeżeli to możliwe podajmy konającemu do ucałowania krzyż z wizerunkiem cierpiącego Zbawiciela.

Drodzy bracia i siostry! Choroba jest takim doświadczeniem dla człowieka, w którym potrzebuje on szczególnej Bożej pomocy. Udziela jej Bóg przez sakrament chorych.

Katechizm Kościoła Katolickiego (nn. 1520 – 1523) wymienia następujące skutki sprawowania tego sakramentu:

Szczególny dar Ducha Świętego. Pierwszą łaską sakramentu namaszczenia chorych jest łaska umocnienia, pokoju i odwagi, by przezwyciężyć trudności związane ze stanem ciężkiej choroby lub niedołęstwem starości. Ta łaska jest darem Ducha Świętego, który odnawia ufność i wiarę w Boga oraz umacnia przeciw pokusom złego ducha, przeciw pokusie zniechęcenia i trwogi przed śmiercią. Wsparcie Pana przez moc Jego Ducha ma prowadzić chorego do uzdrowienia duszy, a także do uzdrowienia ciała, jeśli taka jest wola Boża. Ponadto, "jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone" (Jk 5,15).

Zjednoczenie z męką Chrystusa. Przez łaskę tego sakramentu chory otrzymuje siłę i dar głębszego zjednoczenia z męką Chrystusa. Jest on w pewien sposób konsekrowany, by przynosić owoc przez upodobnienie do odkupieńczej śmierci Zbawiciela. Cierpienie - następstwo grzechu pierworodnego - otrzymuje nowe znaczenie: staje się uczestnictwem w zbawczym dziele Jezusa.

Łaska eklezjalna. Chorzy, którzy przyjmują ten sakrament, "łącząc się dobrowolnie z męką i śmiercią Chrystusa, przysparzają dobra Ludowi Bożemu". Celebrując ten sakrament, Kościół w komunii świętych wstawia się w intencji chorego. Ze swej strony chory przez łaskę tego sakramentu przyczynia się do uświęcenia Kościoła i do dobra wszystkich ludzi, dla których Kościół cierpi i ofiaruje się przez Chrystusa Bogu Ojcu.

Przygotowanie do ostatniego przejścia. Jeśli sakrament namaszczenia chorych udzielany jest wszystkim, którzy cierpią z powodu ciężkiej choroby i niedołęstwa, to tym bardziej jest on przeznaczony dla tych, którzy zbliżają się do kresu życia, tak że nazywano go również sacramentum exeuntium, "sakramentem odchodzących". Namaszczenie chorych dopełnia rozpoczęte przez chrzest dzieło naszego upodobnienia się do misterium Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa. Jest ono ostatnie w szeregu świętych namaszczeń, które wyznaczają etapy życia chrześcijanina: namaszczenie przy chrzcie wycisnęło na nas pieczęć nowego życia; namaszczenie przy bierzmowaniu umocniło nas do życiowej walki. To ostatnie namaszczenie otacza koniec naszego ziemskiego życia jakby ochroną, zabezpieczającą nas na ostatnią walkę przed wejściem do domu Ojca.

Sakramentu namaszczenia chorych udziela się poprzez namaszczenie chorego poświęconym olejem i wypowiedzenie słów przepisanych w księgach liturgicznych (por. kan. 998 KPK). Namaszczenia dokonuje się na czole i na rękach osoby chorej (por. kan. 1000 § 1 KPK).

Nie zwlekajmy z zaproszeniem kapłana do chorego, mając także na uwadze napomnienie: „Duszpasterze i bliscy chorego powinni troszczyć się, by chorzy byli umacniani tym sakramentem w odpowiednim czasie” (por. kan. 1001 KPK).

Kilka lat temu zostałem wezwany do konającego mężczyzny w naszej parafii. Miał świadomość, że przyszedł kapłan, jednak nie mógł już nic powiedzieć, ani przyjąć komunii świętej. Rodzina cała była przy łóżku chorego. Pomogłem mu obudzić żal za grzechy, udzieliłem rozgrzeszenia i odpustu zupełnego na godzinę śmierci. Następnie udzieliłem sakramentu chorych wypowiadając liturgiczna formułę i namaszczając czoło i dłonie chorego. Gdy odmawiałem modlitwę po namaszczeniu – skonał. Odszedł cicho i spokojnie. „Uklęknijmy” – powiedziałem do syna i rodziny. Odmówiliśmy „Wieczny odpoczynek…”. Położyłem swoją dłoń na dłoni zmarłego i pożegnałem... Rodzina też została pocieszona, widząc jak sam Chrystus przyszedł, by umocnić chorego i poprowadzić do Domu Ojca. To prawda, że sakrament chorych może niekiedy stać się takim właśnie „ostatnim namaszczeniem”. Nie należy jednak odkładać jego przyjęcia na czas agonii, bo rzeczywiście wówczas może kojarzyć się wiernym, że ksiądz przychodzący do chorego jest zwiastunem śmierci.

Warto sięgnąć do Katechizmu Kościoła Katolickiego i przeczytać fragmenty dotyczące sakramentu chorych (nn. 1499—1532).

Czytamy tam, że namaszczenie „nie jest sakramentem przeznaczonym tylko dla tych, którzy znajdują się w ostatecznym niebezpieczeństwie utraty życia” (KKK 1514). Wolno więc tego sakramentu udzielać w każdym czasie.

Kościół po Soborze Watykańskim II poucza, że z wielką gorliwością należy udzielać sakramentu namaszczenia tym wiernym, których życie jest zagrożone z powodu choroby lub podeszłego wieku. Uważa się, że dla oceny choroby wystarczy roztropny osąd ze strony rodziny lub samego duszpasterza. W razie wątpliwości można byłoby zapytać lekarza.

Stąd też sakrament namaszczenia ma prawo przyjąć chory w poważnej chorobie, która może zagrozić jego życiu. Pewną nowością jest możliwość udzielenia sakramentu przed operacją, jeśli jej przyczyną jest poważna choroba. Należy też wziąć pod uwagę, że już sama narkoza może zwiększać ryzyko związane z operacją, nawet przy mnie poważnej chorobie. Chory nie musi tu być osobą leżącą.

Kościół zaleca udzielać tego sakramentu również osobom w podeszłym wieku, nie określając dokładnie liczby lat, których siły opuszczają (fizyczne lub duchowe), nawet wtedy, gdy nie zagraża im niebezpieczna choroba.

Chorym, którzy stracili przytomność lub używanie rozumu, wolno udzielić namaszczenia, gdy nie ma wątpliwości, że poprosiliby o ten sakrament, gdyby byli przytomni.

Wolno ponownie udzielić tego sakramentu wówczas, gdy dany chory, już namaszczony, odzyskał zdrowie, lecz znów po pewnym czasie został dotknięty nową ciężką chorobą. W ciągu tej samej choroby można znów udzielić sakramentu namaszczenia, gdy stan chorego wyraźnie pogorszył się (KKK 1515).

Po Soborze Watykańskim II pozwolono też, aby sakrament namaszczenia mogły przyjmować ciężko chore dzieci, nawet przed pierwszą spowiedzią i Komunią św., jeżeli osiągnęły taki stan swojego umysłu, że wiedzą, iż ten sakrament może im przynieść ulgę.

Nie udziela się tego sakramentu człowiekowi zmarłemu. Kapłan po przybyciu do chorego, przekonawszy się, że już umarł, powinien go wraz z obecnymi polecać Bożemu miłosierdziu, prosząc o wieczne jego zbawienie. Jeżeli natomiast byłaby wątpliwość, czy chory naprawdę umarł, należy udzielić namaszczenia w formie warunkowej (por. SC.h nr 10-15).

Nie wolno udzielać tego sakramentu w przypadku, gdy chory nie okazuje żalu za grzechy lub odmawia przyjęcia sakramentu (por. KPK kan. 1007).

Papież Benedykt XVI przemawiając do chorych w Lourdes 15 września 2008 r. powiedział:

„Szczególna łaska sakramentu chorych polega na przyjęciu Chrystusa-Lekarza. Jednakże Chrystus nie jest lekarzem w takim sensie, jak pojmuje to świat. By nas uzdrowić, nie patrzy z zewnątrz na cierpienie, jakiego doświadczamy; przynosi ulgę, obierając sobie mieszkanie w człowieku dotkniętym chorobą – by wraz z nim ją znosić i przeżywać. Obecność Chrystusa uwalnia od izolacji spowodowanej bólem. Człowiek nie cierpi już w osamotnieniu, lecz upodabnia się do Chrystusa, który ofiarowuje się Ojcu; jako cierpiący członek Chrystusa uczestniczy w Nim w rodzeniu nowego stworzenia”.

Pani Roma z Krakowa pisze: „Był styczeń 2002 roku. Z diagnozą raka złośliwego znalazłam się na oddziale onkologicznym w Krakowie. Na tę nową drogę, która w zaskakujący sposób otworzyła się przede mną, weszłam z moim Jedynym Przyjacielem – Jezusem Miłosiernym i Jego Matką.

Już na samym początku tego bolesnego szlaku powiedziałam: „Bądź wola Twoja – Ty wiesz, co jest dla mnie i dla moich najbliższych dobre i potrzebne. Nie moja, ale Twoja wola niech się spełnia w moim życiu”.

Od tej chwili pokój Boży zapanował w mym sercu i emanował na całe otoczenie. W czasie pobytu w szpitalu źródłem siły i mocy do trwania w postawie całkowitego poddania się woli Bożej była dla mnie codzienna Eucharystia oraz sakrament chorych, przyjęty w kaplicy szpitalnej na początku pobytu na oddziale chirurgii i później na oddziale chemioterapii.

Piękne modlitwy kapłana, odmawiane nad grupą chorych i cierpiących pacjentów, i nad każdym z nich indywidualnie oraz namaszczanie olejami świętymi wlały we mnie ogromną siłę i moc Bożą. Dały mi wyraźną świadomość realnej obecności żywego Boga w codziennym cierpieniu i zmaganiu się z moimi słabościami. Utwierdziły także moje przekonanie, że to Bóg jest jedyną Siłą i Mocą człowieka, jedynym Wsparciem i Pocieszycielem. Dlatego, ilekroć tylko mogłam, przyjmowałam sakrament chorych. Czerpałam z tego źródła łaski i chłonęłam moc oraz siłę do trwania w Bogu i z Nim na trudnych drogach życia szpitalnego. Za każdym razem umacniałam się w głębszym i radosnym przyjmowaniu woli Bożej w moim życiu. Doświadczałam coraz większej i niewzruszonej radości, odkrywając, że na miłość Boga do mnie i na Jego śmierć krzyżową za mnie – właśnie z miłości podjętą – mogę odpowiedzieć swoim cierpieniem przeżywanym w chorobie. Zatem, z jeszcze większą ofiarnością i głębszą mocą, realizowałam podjęte intencje ofiarowania moich cierpień za Kościół święty – moją kochaną Matkę, za Ojca Świętego, kapłanów oraz za wielu innych potrzebujących modlitwy ludzi; za dzieła Boże leżące mi na sercu, a wymagające wsparcia duchowego, oraz w intencji obecnie pojawiających się problemów. Moje cierpienie nabrało sensu, nie było daremne. Stało się potrzebne, konieczne i wartościowe.

Zrozumienie tego jest dla mnie ogromną łaską, płynącą z sakramentów Kościoła świętego. Przyjęty w ten sposób krzyż stał się zupełnie lekki. Już nie ja go niosłam, lecz Chrystus Miłosierny dźwigał go ze mną i za mnie. Z refleksji spod krzyża zrodziły się w czasie moich nocnych czuwań szczęśliwe i radosne uniesienia ku Bogu, zawarte w kilku słowach: 

Korzeniami cierpienia
Wrosłam w Krzyż Twój, Panie
Z Twoją męką i bólem 
Łączę moje życie
I zakwitnie na Drzewie
Kwiat, co oczy raduje
Twemu Sercu on powie:
„Za wszystko dziękuję”.

 

Wierzę, że namaszczenie olejem powinno dokonywać się z taką samą miłością, z jaką Maria namaściła głowę Jezusa w Betanii (Mk 14,3), z jaką Miłosierny Samarytanin namaścił rany człowieka leżącego na drodze i na pół umarłego (Łk 10,30-37). Wspominam w tym miejscu niezwykłe świadectwo, jakie przekazał ks. Jarosław Wiśniewski w swojej książce „Korzenie”. Ten gorliwy kapłan pracujący od wielu lat jako misjonarz w Rosji pisze: „W szpitalu w Chołmsku miało miejsce podwójne działanie. Najpierw udzieliłem sakramentu chorych staruszce, którą niedawno ochrzciłem, a potem zgłosiłem się do punktu krwiodawstwa, by dać jej potrzebną krew. Była wymęczona i nie chciała żyć po pęknięciu wrzodu żołądka. Były małe szanse, że żyć będzie. A jednak”.     

Kochani bracia i siostry, pragnę jeszcze zwrócić uwagę na kilka istotnych spraw, dotyczących spotkania chorego z kapłanem udzielającym sakramentów świętych. 

Co powinien wiedzieć ksiądz przed przyjściem do chorego? Jaki jest stan jego zdrowia (psychiczny, fizyczny)? Czy będzie on mógł przyjąć Komunię Świętą, czy chory jest przytomny? Ważne jest dla posługi kapłana, czy sam zainteresowany prosił o wezwanie kapłana i udzielenie Sakramentów Świętych. Najbliżsi mogą też krótko poinformować o sylwetce religijnej odwiedzanego.

Jak należy przygotować pokój chorego na udzielenie mu Sakramentów Świętych? Chorego należy ubrać czysto (z wyjątkiem nagłych wypadków). Pokój powinien być wysprzątany. Radio i telewizor wyłączone. Stół w pobliżu łóżka chorego nakrywamy białym obrusem (jak podczas odwiedzin duszpasterskich – „kolędy). Umieszczamy na nim krzyż, a obok świecę chrzcielną chorego lub inne dwie świece (przynajmniej jedną). Na małym talerzyku przygotowujemy trochę chleba i soli oraz kilka kulek z waty. Służą one księdzu do wytarcia palców po namaszczeniu olejem chorych. Po wyjściu księdza, z szacunku dla rzeczy poświęconych, należałoby tę watę, chleb czy sól spalić. Ustawiamy również w małym naczyniu wodę święconą i kropidło. Dobrze jest przygotować także szklankę z czystą wodą (ewentualnie także łyżeczkę) do popicia dla chorego, żeby mu było łatwiej spożyć hostię. Warto też chorym przypomnieć, że obowiązuje ich post 15. minutowy (w razie niebezpieczeństwa śmierci post nie obowiązuje), a przyjmowanie leków czy picie wody takiego postu nie łamią. Gdy chory ma słaby słuch, należy zapewnić warunki dla jego swobodnej spowiedzi św.

Na co chciałby liczyć ksiądz, idący do chorego? Na dokładny adres. W razie potrzeby i możliwości - na podwiezienie samochodem. Na towarzyszenie mu w drodze (w modlitewnym milczeniu) do chorego w nocy (dla bezpieczeństwa) i odprowadzenie na plebanię (jeśli to tylko jest możliwe). Na oczekiwanie ze świecą przy drzwiach domu (mieszkania). Na udział otoczenia w sprawowaniu Sakramentów  Świętych (z pokoju wychodzi się jedynie na czas Spowiedzi Świętej chorego).

Przypomnijmy też zasady zachowania się rodziny w czasie odwiedzin chorego: Ktoś powinien czuwać przy drzwiach wejściowych. Gdy kapłan wchodzi z Panem Jezusem, rodzina powinna klęczeć w milczeniu (nie przed kapłanem, ale przed Jezusem Eucharystycznym). W czasie spowiedzi, rodzina czeka na zewnątrz pokoju chorego i modli się. Po spowiedzi rodzina wchodzi do pokoju i modli się na klęcząco wraz z chorym. Rodzina wstaje dopiero po wyjściu kapłana z Panem Jezusem (chyba, że kapłan zakończył udzielanie komunii i już nie ma Eucharystii, wówczas wszyscy wstają).

Jak należy się zachować widząc (na drodze) kapłana niosącego Najświętszy Sakrament? W miarę możności uklęknąć (przystanąć, skłonić głowę; mężczyźni - zdjąć nakrycie głowy). Podjąć modlitwę w intencji chorego, do którego ksiądz podąża (podobnie chrześcijanin powinien się modlić słysząc sygnał karetki pogotowia).

Na koniec, trzeba powiedzieć kilka słów o Wiatyku. Określenie „wiatyk” pochodzi od łacińskiego słowa „via” – „droga”, i oznacza „zaopatrzenie na drogę”. Katechizm Kościoła Katolickiego wyjaśnia, że "tym, którzy kończą swoje ziemskie życie, Kościół poza namaszczeniem chorych ofiaruje Eucharystię, jako Wiatyk. Zgodnie ze słowami Pana, Eucharystia jest zaczątkiem życia wiecznego i mocy zmartwychwstania: Kto spożywa moje Ciało i pije mój ą Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym' (J 6,54)" (KKK 1524). Kościół od samego początku nauczał, że Komunia święta udzielona w formie wiatyku jest właściwym sakramentem ludzi umierających.

Katechizm poucza, iż „pokuta, namaszczenie chorych i Eucharystia jako wiatyk, gdy życie chrześcijańskie osiąga swój kres, są sakramentami, które przygotowują do Ojczyzny, lub sakramentami, które stanowią zakończenie ziemskiej pielgrzymki” (KKK 1525).

Krąg rodziny i najbliżsi powinni zadbać o to, aby chory, który już został zaopatrzony świętymi sakramentami, mógł w czasie choroby częściej przyjmować Komunię świętą, a także przed śmiercią przyjąć Eucharystię jako Wiatyk na drogę do domu Ojca.  

Do tego w dzisiejszą niedzielę (VI Niedziela Zwykła, Rok C) wzywa nas Słowo Boże. Taka postawa chorego, wspartego pomocą bliskich, świadczyć będzie, że „pokłada ufność w Panu i Pan jest jego nadzieją! Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi. Nie obawia się, skoro przyjdzie upał, bo utrzyma zielone liście. Także w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców” (Jr 17, 7-8). On prawdziwie ufa Chrystusowi i wierzy, że „Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli” (1Kor 15, 20). On wie, że Pan, z którym łączył się przez sakramenty święte i krzyż swej choroby, otrze każda łzę, przemieni jego smutek w radość, której nikt mu nie zdoła odebrać. Chrystus mówi o takich ludziach: „Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie” (Łk 6, 21) oraz „cieszcie się i radujcie, bo wielka jest wasz nagroda w niebie” (Łk 6, 23). Podobnie pisze św. Paweł, Apostoł: „Jak bowiem obfitują w nas cierpienia Chrystusa, tak też wielkiej doznajemy przez Chrystusa pociechy” (2Kor 1, 5) „Albowiem, (…) skoro wspólnie z Nim cierpimy, to po to, by wspólnie mieć udział w chwale” (Rz 8, 17). Dlatego, najmilsi bracia i siostry, kochani chorzy, wszystko co teraz doświadczamy, każdy nasz ból, łzy i cierpienie, jeżeli przeżywamy to w jedności z Chrystusem Odkupicielem staje się błogosławieństwem dla nas i dla innych. A co powiedzieć o człowieku, który tylko w tym życiu pokłada nadzieję i „który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce” (Jr 17, 5), który nie chce dopuścić Chrystusa do swojej choroby i należy do tych, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania (por. 1Kor 15, 12). Co powiedzieć o człowieku, który tylko szuka bogactw, sławy i rozkoszy ziemskich, który gardzi Bogiem, lekceważy Jego przykazania i zamyka swe serce na potrzeby bliźnich. Pan Jezus mówi do takich ludzi: „Biada wam” (por. Łk 6, 24-26), a prorok Jeremiasz, używając porównania, mówi o takim człowieku, że „jest podobny do dzikiego krzaka na stepie. Nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście. Wybiera miejsca spalone na pustyni, ziemię słoną i bezludną” (Jr 17,6). Psalmista powie o nim, że „jest jak plewa, którą wiatr rozmiata. Albowiem znana jest Panu droga sprawiedliwych, a droga występnych zaginie” (Ps 1,6).

Trafnie zauważa św. Gabriel od Matki Bożej Bolesnej, mówiąc, że „lepiej jest kilka lat na tej ziemi cierpieć i mozolić się, a potem cieszyć się radością, której nie będzie końca, aniżeli przez kilka lat wieść wygodne życie, a potem cierpieć, nie sto, czy tysiąc, czy milion lat, ale na wieki, na wieki!”.

„Mniej jest cierpienia, kiedy idzie się drogą Chrystusowego Krzyża, niż kiedy służy się światu i jego przyjemnościom” - mówi św. Jan Maria Vianney.

Dlatego, Najmilsi, tak ważne jest, abyśmy poprzez sakramenty święte trwali w Chrystusie, jak latorośl w winnym krzewie, abyśmy w naszym cierpieniu nie byli sami, lecz przeżywali je w zjednoczeniu z Chrystusem Cierpiącym. To w nich - sakramentach świętych - doświadczamy Jego miłującej bliskości, uzdrawiającego dotknięcia, to w nich Pan umacniam naszą wiarę i ożywia naszą nadzieję, abyśmy z odwagą i ufnością podążali Jego śladami – „przez krzyż do Nieba”. To dzięki nim Jego jarzmo staje się dla nas słodkie, a brzemię lekkie. To w sakramentach uzdrowienia Boski Samarytanin przychodzi do nas, by podnieść nas z naszych duchowych i fizycznych słabości, i namaścić nasze zranione serca balsamem swego pocieszenia. To On wreszcie w komunii świętej, jako Boski Wiatyk, umacnia nas na ostatnią drogę do Domu Ojca. To Jezus i tylko Jezus Sakramentalny, jest naszą jedyną Nadzieją, naszym Życiem i Zmartwychwstaniem, Bramą Nieba, która otwiera się na ziemi,

Na koniec – razem z Janem Pawłem II – módlmy się za wszystkich chorych i umierających:

„Wszechmogący i wieczny Boże, Ojcze ubogich, Pocieszycielu chorych, Nadziejo umierających, Twoja miłość kieruje każdą chwilą naszego życia. Wznosimy na modlitwie do Ciebie nasze serca i umysły. Sławimy Cię za dar ludzkiego życia, a szczególności za obietnicę życia wiecznego. Wiemy, że zawsze jesteś blisko pogrążonych w smutku i ubogich oraz wszystkich tych, którzy są bezbronni i którzy cierpią.

O Boże łagodności i współczucia, przyjmij modlitwy, które zanosimy w imieniu naszych chorych braci i sióstr. Wzmocnij ich wiarę i zaufanie do Ciebie. Pociesz ich swoją pełną miłości obecnością i - jeśli taka jest Twoja wola - przywróć ich zdrowie, daj nowe siły ich ciałom i duszom.

O miłościwy Ojcze, pobłogosław tych, którzy umierają, pobłogosław tych wszystkich, którzy wkrótce staną z Tobą twarzą w twarz. Wierzymy, że uczyniłeś ze śmierci drzwi do życia wiecznego. Podtrzymuj w imię Twoje naszych braci i siostry, którzy są u kresu swego życia, i zaprowadź ich bezpiecznie do domu życia wiecznego z Tobą.

O Boże, Źródło wszelkiej mocy, broń i chroń tych, którzy opiekują się chorymi i troszczą się o umierających. Obdarz ich duchem odwagi i życzliwości. Wspieraj ich w wysiłkach na rzecz niesienia pocieszenia i ulgi. Uczyń z nich jeszcze bardziej promieniujący znak Twojej przemieniającej miłości.

Panie życia i Opoko naszej nadziei, obdarz swym obfitym błogosławieństwem tych wszystkich, którzy żyją, pracują i umierają. Napełnij ich swoim pokojem i swoją łaską. Ukaż im, że jesteś kochającym Ojcem, Bogiem miłosierdzia i współczucia. Amen”.

Na Adoracji Najświętszego Sakramentu

Słowo przekazane w charyzmacie proroctwa: „Moje drogie dzieci! Przychodzę do was w swojej wielkiej miłości we wszystkich sakramentach świętych, w których namaszczam was Duchem Świętym na tę drogę na ziemi i na wieczność, abyście uwierzyli, że Jestem wszechmocny i miłosierny, i pragnę was uzdrawiać. Niech w waszych sercach nie zabraknie wiary, że Ja Jestem. Jestem waszym początkiem i końcem. Jestem waszą jedyną Nadzieją, której możecie złożyć całe swoje życie, ona was nigdy nie zawiedzie. Uwierzcie Nadziei wbrew nadziei. Nie opuszczajcie sakramentów świętych, wtedy opuszczacie samego Boga i zamykacie drogę swego uzdrowienia. Błogosławieni jesteście w swoim cierpieniu, albowiem jesteście najbliżej Mojego Krzyża i Serca i boleści Maryi, Matki naszej. Moje Serce goreje wielką miłością do was i nigdy was nie opuści, zapewniam was o tym, Moje drogie dzieci – to mówi wasz Pan”.

                                                                       o. Piotr Męczyński O. Carm.


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio