Droga Rodzino Matki Bolesnej,
Kochani Chorzy!
Święty Jan Maria Vianney, Patron
Roku Kapłańskiego, w jednym ze swoich kazań poświęconych sakramentowi
pojednania uczył: „Kiedy człowiek popadnie w grzech śmiertelny, musi szukać
pomocy u lekarza, jakim jest kapłan, i musi zastosować lekarstwo w postaci
spowiedzi. (…) Jak to dobrze, że mamy w zasięgu ręki sakrament leczący rany
duszy. Trzeba jednak umieć to lekarstwo stosować…”. I tutaj święty Proboszcz z
Ars przypomina warunki dobrej spowiedzi: rachunek sumienia, żal za grzechy,
mocne postanowienie poprawy, spowiedź szczera, zadośćuczynienie Bogu i
bliźniemu.
Św. Jan Vianney podkreśla: „Aby przyjąć sakrament pokuty, trzeba trzech
rzeczy: wiary, pozwalającej odkryć Boga obecnego w kapłanie, nadziei,
pozwalającej wierzyć, że Bóg udzieli nam łaski przebaczenia, miłości
skłaniającej nas do kochania Boga i przykazującej sercu żal za to, że Go obraziliśmy.
Mówi się, że jest wielu takich, którzy się spowiadają, lecz mało tych, którzy
się nawracają. Wierzę w to mocno, bo mało jest spowiadających się ze szczerą
skruchą. (…) Dusza nasza potrzebuje oczyszczenia łez [naszej skruchy]. Dzieci
moje, skrucha jest łaską, o która trzeba prosić. (…) Święci wiedzieli,
jak wielką obrazą Boga jest grzech. Niektórzy z nich przez całe życie
opłakiwali swe grzechy. Święty Bernard wołał: „Panie! Panie! To ja przybiłem
Cię do krzyża!”. (…) Powinniśmy dobrze rozumieć, czym jest spowiedź –
zdejmowaniem Chrystusa z krzyża”.
Podczas sakramentu pojednania właśnie żal za grzechy wraz z mocnym
postanowieniem poprawy jest najważniejszym aktem penitenta. Przypominał o tym
św. Jan Vianney swoim nauczaniem, a przede wszystkim swoją kapłańską postawą
podczas słuchania spowiedzi. Jeszcze bardziej niż słowom, niepodobna było
oprzeć się jego łzom! Wystarczyło mu niekiedy wskazać ze łzami na wiszący na
ścianie krucyfiks, by pobudzić penitenta do skruchy i miłości Bożej.
- Czego tak bardzo płaczesz, Ojcze? – zapytał kiedyś świętego z Ars
klęczący przy nim grzesznik, i usłyszał taką odpowiedź:
- Mój drogi, płaczę dlatego, bo ty nie dość płaczesz!...
Osoby nawrócone przez Proboszcza z Ars wyznawały, że największe
wrażenie wywierał na nich widok Ks.Vianneya płaczącego nad ich grzechami. Toteż
nic dziwnego, że penitenci i penitentki odchodzili od świętego trybunału z
oczyma zalanymi łzami, a niektórzy nawet głośno szlochali.
Proboszcz z Ars miał szczególniejszy pociąg do nawracania grzeszników.
Używając paradoksu można powiedzieć, że kochał ich całą nienawiścią, jaką miał
do grzechu. Nienawidził zła i mówił o nim ze wstrętem i oburzeniem, lecz
względem grzeszników odczuwał niezmierną litość. „Biedni grzesznicy! –
ubolewał; a trzeba było słyszeć jakim tonem wymawiał te dwa wyrazy – żebym to
ja sam mógł się za nich spowiadać!”.
Święty z Ars z wielkim realizmem
ostrzegał: „Odsuwamy nawrócenie na koniec życia. A któż nam zagwarantuje, że
będziemy mieli dość sił i czasu w tej niebezpiecznej godzinie, której lękali
się wszyscy święci, skoro całe piekło wówczas staje do ostatniego ataku,
widząc, że jest to jego ostatni bój o duszę?”.
W sakramencie pojednania widzimy i słyszymy kapłana, ale wierzymy, że
to Jezus Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały przebacza nam grzechy.
Przypominał o tym św. Jan Vianney
swoim parafianom, mówiąc: „Pamiętajcie, że w osobie kapłana zasiada w
konfesjonale sam Jezus Chrystus”.
Z niezwykłą prostotą i jasnością
wyjaśniał: „Gdy kapłan udziela rozgrzeszenia, nie mówi: "Bóg odpuszcza
tobie grzechy", lecz "Ja odpuszczam tobie grzechy". Gdybyście
poszli wyspowiadać się do Matki Bożej lub anioła, czy daliby wam rozgrzeszenie?
Oczywiście, że nie. Czy udzieliliby wam Ciała i Krwi naszego Pana? Nie.
Najświętsza Maryja Panna nie może spowodować zstąpienia swego Boskiego Syna do
Hostii. Nawet dwustu aniołów nie mogłoby was rozgrzeszyć. A kapłan, choćby
najprostszy, może. Może wam powiedzieć: "Idź w pokoju, ja odpuszczam tobie
grzechy”.
Św. Jan Vianney, ten wielki
świadek Bożego miłosierdzia powiedział, że „w sakramencie pokuty to nie
grzesznik wraca do Boga, aby Go prosić o przebaczenie: to Bóg biegnie za
grzesznikiem i prowadzi go na powrót do siebie”. Proboszcz z Ars świadczył o
tym całym swoim kapłańskim posługiwaniem, a szczególnie jako „męczennik
konfesjonału”.
Warto też pamiętać, że jeśli z
różnych powodów, na przykład jako świadkowie wypadku samochodowego, nie mamy
możliwości wezwać kapłana, każdy z nas może z ciężko chorym ale przytomnym
wzbudzić akt żalu: „Ach żałuję za me złości, jedynie dla Twej miłości. Bądź
miłościw mnie grzesznemu, całym sercem skruszonemu”. Jeżeli to możliwe podajmy
konającemu do ucałowania krzyż z wizerunkiem cierpiącego Zbawiciela.
Drodzy bracia i siostry! Choroba
jest takim doświadczeniem dla człowieka, w którym potrzebuje on szczególnej
Bożej pomocy. Udziela jej Bóg przez sakrament chorych.
Katechizm
Kościoła Katolickiego (nn. 1520 – 1523) wymienia następujące skutki sprawowania
tego sakramentu:
Szczególny dar Ducha Świętego.
Pierwszą łaską sakramentu namaszczenia chorych jest łaska umocnienia, pokoju i
odwagi, by przezwyciężyć trudności związane ze stanem ciężkiej choroby lub
niedołęstwem starości. Ta łaska jest darem Ducha Świętego, który odnawia ufność
i wiarę w Boga oraz umacnia przeciw pokusom złego ducha, przeciw pokusie
zniechęcenia i trwogi przed śmiercią. Wsparcie Pana przez moc Jego Ducha ma
prowadzić chorego do uzdrowienia duszy, a także do uzdrowienia ciała, jeśli
taka jest wola Boża. Ponadto, "jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone"
(Jk 5,15).
Zjednoczenie z męką Chrystusa.
Przez łaskę tego sakramentu chory otrzymuje siłę i dar głębszego zjednoczenia z
męką Chrystusa. Jest on w pewien sposób konsekrowany, by przynosić owoc przez
upodobnienie do odkupieńczej śmierci Zbawiciela. Cierpienie - następstwo
grzechu pierworodnego - otrzymuje nowe znaczenie: staje się uczestnictwem w
zbawczym dziele Jezusa.
Łaska eklezjalna. Chorzy,
którzy przyjmują ten sakrament, "łącząc się dobrowolnie z męką i śmiercią
Chrystusa, przysparzają dobra Ludowi Bożemu". Celebrując ten sakrament,
Kościół w komunii świętych wstawia się w intencji chorego. Ze swej strony chory
przez łaskę tego sakramentu przyczynia się do uświęcenia Kościoła i do dobra
wszystkich ludzi, dla których Kościół cierpi i ofiaruje się przez Chrystusa
Bogu Ojcu.
Przygotowanie do ostatniego
przejścia. Jeśli sakrament namaszczenia chorych udzielany jest wszystkim,
którzy cierpią z powodu ciężkiej choroby i niedołęstwa, to tym bardziej jest on
przeznaczony dla tych, którzy zbliżają się do kresu życia, tak że nazywano go
również sacramentum exeuntium, "sakramentem odchodzących".
Namaszczenie chorych dopełnia rozpoczęte przez chrzest dzieło naszego
upodobnienia się do misterium Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa. Jest ono
ostatnie w szeregu świętych namaszczeń, które wyznaczają etapy życia
chrześcijanina: namaszczenie przy chrzcie wycisnęło na nas pieczęć nowego
życia; namaszczenie przy bierzmowaniu umocniło nas do życiowej walki. To
ostatnie namaszczenie otacza koniec naszego ziemskiego życia jakby ochroną,
zabezpieczającą nas na ostatnią walkę przed wejściem do domu Ojca.
Sakramentu namaszczenia chorych
udziela się poprzez namaszczenie chorego poświęconym olejem i wypowiedzenie
słów przepisanych w księgach liturgicznych (por. kan. 998 KPK). Namaszczenia
dokonuje się na czole i na rękach osoby chorej (por. kan. 1000 § 1 KPK).
Nie zwlekajmy z zaproszeniem
kapłana do chorego, mając także na uwadze napomnienie: „Duszpasterze i bliscy
chorego powinni troszczyć się, by chorzy byli umacniani tym sakramentem w
odpowiednim czasie” (por. kan. 1001 KPK).
Kilka lat temu zostałem wezwany
do konającego mężczyzny w naszej parafii. Miał świadomość, że przyszedł kapłan,
jednak nie mógł już nic powiedzieć, ani przyjąć komunii świętej. Rodzina cała
była przy łóżku chorego. Pomogłem mu obudzić żal za grzechy, udzieliłem
rozgrzeszenia i odpustu zupełnego na godzinę śmierci. Następnie udzieliłem
sakramentu chorych wypowiadając liturgiczna formułę i namaszczając czoło i
dłonie chorego. Gdy odmawiałem modlitwę po namaszczeniu – skonał. Odszedł cicho
i spokojnie. „Uklęknijmy” – powiedziałem do syna i rodziny. Odmówiliśmy
„Wieczny odpoczynek…”. Położyłem swoją dłoń na dłoni zmarłego i pożegnałem...
Rodzina też została pocieszona, widząc jak sam Chrystus przyszedł, by umocnić
chorego i poprowadzić do Domu Ojca. To prawda, że sakrament chorych może
niekiedy stać się takim właśnie „ostatnim namaszczeniem”. Nie należy jednak
odkładać jego przyjęcia na czas agonii, bo rzeczywiście wówczas może kojarzyć
się wiernym, że ksiądz przychodzący do chorego jest zwiastunem śmierci.
Warto sięgnąć do Katechizmu Kościoła Katolickiego i przeczytać
fragmenty dotyczące sakramentu chorych (nn. 1499—1532).
Czytamy tam, że namaszczenie „nie
jest sakramentem przeznaczonym tylko dla tych, którzy znajdują się w
ostatecznym niebezpieczeństwie utraty życia” (KKK 1514). Wolno więc tego
sakramentu udzielać w każdym czasie.
Kościół po Soborze Watykańskim II
poucza, że z wielką gorliwością należy udzielać sakramentu namaszczenia tym
wiernym, których życie jest zagrożone z powodu choroby lub podeszłego wieku.
Uważa się, że dla oceny choroby wystarczy roztropny osąd ze strony rodziny lub
samego duszpasterza. W razie wątpliwości można byłoby zapytać lekarza.
Stąd też sakrament namaszczenia
ma prawo przyjąć chory w poważnej chorobie, która może zagrozić jego życiu.
Pewną nowością jest możliwość udzielenia sakramentu przed operacją, jeśli jej
przyczyną jest poważna choroba. Należy też wziąć pod uwagę, że już sama narkoza
może zwiększać ryzyko związane z operacją, nawet przy mnie poważnej chorobie. Chory
nie musi tu być osobą leżącą.
Kościół zaleca udzielać tego
sakramentu również osobom w podeszłym wieku, nie określając dokładnie liczby
lat, których siły opuszczają (fizyczne lub duchowe), nawet wtedy, gdy nie
zagraża im niebezpieczna choroba.
Chorym, którzy stracili
przytomność lub używanie rozumu, wolno udzielić namaszczenia, gdy nie ma
wątpliwości, że poprosiliby o ten sakrament, gdyby byli przytomni.
Wolno ponownie udzielić tego
sakramentu wówczas, gdy dany chory, już namaszczony, odzyskał zdrowie, lecz
znów po pewnym czasie został dotknięty nową ciężką chorobą. W ciągu tej samej
choroby można znów udzielić sakramentu namaszczenia, gdy stan chorego wyraźnie
pogorszył się (KKK 1515).
Po Soborze Watykańskim II
pozwolono też, aby sakrament namaszczenia mogły przyjmować ciężko chore dzieci,
nawet przed pierwszą spowiedzią i Komunią św., jeżeli osiągnęły taki stan
swojego umysłu, że wiedzą, iż ten sakrament może im przynieść ulgę.
Nie udziela się tego sakramentu
człowiekowi zmarłemu. Kapłan po przybyciu do chorego, przekonawszy się, że już
umarł, powinien go wraz z obecnymi polecać Bożemu miłosierdziu, prosząc o
wieczne jego zbawienie. Jeżeli natomiast byłaby wątpliwość, czy chory naprawdę
umarł, należy udzielić namaszczenia w formie warunkowej (por. SC.h nr 10-15).
Nie wolno udzielać tego
sakramentu w przypadku, gdy chory nie okazuje żalu za grzechy lub odmawia
przyjęcia sakramentu (por. KPK kan. 1007).
Papież Benedykt XVI przemawiając
do chorych w Lourdes 15 września 2008 r. powiedział:
„Szczególna łaska sakramentu
chorych polega na przyjęciu Chrystusa-Lekarza. Jednakże Chrystus nie jest
lekarzem w takim sensie, jak pojmuje to świat. By nas uzdrowić, nie patrzy z
zewnątrz na cierpienie, jakiego doświadczamy; przynosi ulgę, obierając sobie
mieszkanie w człowieku dotkniętym chorobą – by wraz z nim ją znosić i
przeżywać. Obecność Chrystusa uwalnia od izolacji spowodowanej bólem. Człowiek
nie cierpi już w osamotnieniu, lecz upodabnia się do Chrystusa, który ofiarowuje
się Ojcu; jako cierpiący członek Chrystusa uczestniczy w Nim w rodzeniu nowego
stworzenia”.
Pani Roma z Krakowa pisze: „Był
styczeń 2002 roku. Z diagnozą raka złośliwego znalazłam się na oddziale
onkologicznym w Krakowie. Na tę nową drogę, która w zaskakujący
sposób otworzyła się przede mną, weszłam z moim Jedynym Przyjacielem –
Jezusem Miłosiernym i Jego Matką.
Już na samym początku tego
bolesnego szlaku powiedziałam: „Bądź wola Twoja – Ty wiesz, co jest dla mnie
i dla moich najbliższych dobre i potrzebne. Nie moja, ale Twoja wola
niech się spełnia w moim życiu”.
Od tej chwili pokój Boży
zapanował w mym sercu i emanował na całe otoczenie. W czasie
pobytu w szpitalu źródłem siły i mocy do trwania w postawie
całkowitego poddania się woli Bożej była dla mnie codzienna Eucharystia oraz
sakrament chorych, przyjęty w kaplicy szpitalnej na początku pobytu na
oddziale chirurgii i później na oddziale chemioterapii.
Piękne modlitwy kapłana,
odmawiane nad grupą chorych i cierpiących pacjentów, i nad każdym
z nich indywidualnie oraz namaszczanie olejami świętymi wlały we mnie
ogromną siłę i moc Bożą. Dały mi wyraźną świadomość realnej obecności żywego
Boga w codziennym cierpieniu i zmaganiu się z moimi słabościami.
Utwierdziły także moje przekonanie, że to Bóg jest jedyną Siłą i Mocą
człowieka, jedynym Wsparciem i Pocieszycielem. Dlatego, ilekroć tylko
mogłam, przyjmowałam sakrament chorych. Czerpałam z tego źródła łaski
i chłonęłam moc oraz siłę do trwania w Bogu i z Nim na
trudnych drogach życia szpitalnego. Za każdym razem umacniałam się
w głębszym i radosnym przyjmowaniu woli Bożej w moim życiu. Doświadczałam
coraz większej i niewzruszonej radości, odkrywając, że na miłość Boga do
mnie i na Jego śmierć krzyżową za mnie – właśnie z miłości podjętą –
mogę odpowiedzieć swoim cierpieniem przeżywanym w chorobie. Zatem,
z jeszcze większą ofiarnością i głębszą mocą, realizowałam podjęte
intencje ofiarowania moich cierpień za Kościół święty – moją kochaną Matkę, za
Ojca Świętego, kapłanów oraz za wielu innych potrzebujących modlitwy ludzi; za
dzieła Boże leżące mi na sercu, a wymagające wsparcia duchowego, oraz
w intencji obecnie pojawiających się problemów. Moje cierpienie nabrało
sensu, nie było daremne. Stało się potrzebne, konieczne i wartościowe.
Zrozumienie tego jest dla mnie
ogromną łaską, płynącą z sakramentów Kościoła świętego. Przyjęty
w ten sposób krzyż stał się zupełnie lekki. Już nie ja go niosłam, lecz
Chrystus Miłosierny dźwigał go ze mną i za mnie. Z refleksji spod krzyża
zrodziły się w czasie moich nocnych czuwań szczęśliwe i radosne
uniesienia ku Bogu, zawarte w kilku słowach:
Korzeniami cierpienia
Wrosłam w Krzyż Twój, Panie
Z Twoją męką i bólem
Łączę moje życie
I zakwitnie na Drzewie
Kwiat, co oczy raduje
Twemu Sercu on powie:
„Za wszystko dziękuję”.
Wierzę, że namaszczenie olejem powinno dokonywać się z taką samą
miłością, z jaką Maria namaściła głowę Jezusa w Betanii (Mk 14,3), z jaką
Miłosierny Samarytanin namaścił rany człowieka leżącego na drodze i na pół
umarłego (Łk 10,30-37). Wspominam w tym miejscu niezwykłe świadectwo, jakie
przekazał ks. Jarosław Wiśniewski w swojej książce „Korzenie”. Ten gorliwy
kapłan pracujący od wielu lat jako misjonarz w Rosji pisze: „W szpitalu w
Chołmsku miało miejsce podwójne działanie. Najpierw udzieliłem sakramentu
chorych staruszce, którą niedawno ochrzciłem, a potem zgłosiłem się do punktu
krwiodawstwa, by dać jej potrzebną krew. Była wymęczona i nie chciała żyć po
pęknięciu wrzodu żołądka. Były małe szanse, że żyć będzie. A jednak”.
Kochani bracia i siostry, pragnę jeszcze zwrócić uwagę na kilka istotnych
spraw, dotyczących spotkania chorego z kapłanem udzielającym sakramentów świętych.
Co powinien wiedzieć ksiądz przed przyjściem do chorego? Jaki jest
stan jego zdrowia (psychiczny, fizyczny)? Czy będzie on mógł przyjąć Komunię
Świętą, czy chory jest przytomny? Ważne jest dla posługi kapłana, czy sam
zainteresowany prosił o wezwanie kapłana i udzielenie Sakramentów Świętych.
Najbliżsi mogą też krótko poinformować o sylwetce religijnej odwiedzanego.
Jak należy przygotować pokój chorego na udzielenie mu Sakramentów
Świętych? Chorego należy ubrać czysto (z wyjątkiem nagłych wypadków).
Pokój powinien być wysprzątany. Radio i telewizor wyłączone. Stół w pobliżu
łóżka chorego nakrywamy białym obrusem (jak podczas odwiedzin duszpasterskich –
„kolędy). Umieszczamy na nim krzyż, a
obok świecę chrzcielną chorego lub inne dwie świece (przynajmniej jedną). Na
małym talerzyku przygotowujemy trochę chleba i soli oraz kilka kulek z waty.
Służą one księdzu do wytarcia palców po namaszczeniu olejem chorych. Po wyjściu
księdza, z szacunku dla rzeczy poświęconych, należałoby tę watę, chleb czy sól
spalić. Ustawiamy również w małym
naczyniu wodę święconą i kropidło. Dobrze jest przygotować także
szklankę z czystą wodą (ewentualnie także łyżeczkę) do popicia dla chorego,
żeby mu było łatwiej spożyć hostię. Warto też chorym przypomnieć, że obowiązuje
ich post 15. minutowy (w razie niebezpieczeństwa śmierci post nie obowiązuje),
a przyjmowanie leków czy picie wody takiego postu nie łamią. Gdy chory ma słaby
słuch, należy zapewnić warunki dla jego swobodnej spowiedzi św.
Na co chciałby liczyć ksiądz, idący do chorego? Na dokładny adres.
W razie potrzeby i możliwości - na podwiezienie samochodem. Na towarzyszenie mu
w drodze (w modlitewnym milczeniu) do chorego w nocy (dla bezpieczeństwa) i
odprowadzenie na plebanię (jeśli to tylko jest możliwe). Na oczekiwanie ze
świecą przy drzwiach domu (mieszkania). Na udział otoczenia w sprawowaniu
Sakramentów Świętych (z pokoju wychodzi się jedynie na czas Spowiedzi
Świętej chorego).
Przypomnijmy też zasady
zachowania się rodziny w czasie odwiedzin chorego: Ktoś powinien czuwać przy
drzwiach wejściowych. Gdy kapłan wchodzi z Panem Jezusem, rodzina powinna klęczeć
w milczeniu (nie przed kapłanem, ale przed Jezusem Eucharystycznym). W czasie
spowiedzi, rodzina czeka na zewnątrz pokoju chorego i modli się. Po spowiedzi
rodzina wchodzi do pokoju i modli się na klęcząco wraz z chorym. Rodzina wstaje
dopiero po wyjściu kapłana z Panem Jezusem (chyba, że kapłan zakończył
udzielanie komunii i już nie ma Eucharystii, wówczas wszyscy wstają).
Jak należy się zachować widząc (na drodze) kapłana niosącego Najświętszy
Sakrament? W miarę możności uklęknąć (przystanąć, skłonić głowę;
mężczyźni - zdjąć nakrycie głowy). Podjąć modlitwę w intencji chorego, do
którego ksiądz podąża (podobnie chrześcijanin powinien się modlić słysząc
sygnał karetki pogotowia).
Na koniec, trzeba powiedzieć
kilka słów o Wiatyku. Określenie „wiatyk” pochodzi od łacińskiego słowa „via” –
„droga”, i oznacza „zaopatrzenie na drogę”. Katechizm Kościoła Katolickiego
wyjaśnia, że "tym, którzy kończą swoje ziemskie życie, Kościół poza
namaszczeniem chorych ofiaruje Eucharystię, jako Wiatyk. Zgodnie ze słowami Pana,
Eucharystia jest zaczątkiem życia wiecznego i mocy zmartwychwstania: Kto
spożywa moje Ciało i pije mój ą Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w
dniu ostatecznym' (J 6,54)" (KKK 1524). Kościół od samego początku
nauczał, że Komunia święta udzielona w formie wiatyku jest właściwym
sakramentem ludzi umierających.
Katechizm poucza, iż „pokuta,
namaszczenie chorych i Eucharystia jako wiatyk, gdy życie chrześcijańskie
osiąga swój kres, są sakramentami, które przygotowują do Ojczyzny, lub
sakramentami, które stanowią zakończenie ziemskiej pielgrzymki” (KKK 1525).
Krąg rodziny i najbliżsi powinni
zadbać o to, aby chory, który już został zaopatrzony świętymi sakramentami,
mógł w czasie choroby częściej przyjmować Komunię świętą, a także przed
śmiercią przyjąć Eucharystię jako Wiatyk na drogę do domu Ojca.
Do tego w dzisiejszą niedzielę (VI Niedziela Zwykła, Rok C) wzywa nas Słowo
Boże. Taka postawa chorego, wspartego pomocą bliskich, świadczyć będzie, że
„pokłada ufność w Panu i Pan jest jego nadzieją! Jest on podobny do drzewa
zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi. Nie obawia się,
skoro przyjdzie upał, bo utrzyma zielone liście. Także w roku posuchy nie
doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców” (Jr 17, 7-8). On prawdziwie
ufa Chrystusowi i wierzy, że „Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród
tych, co pomarli” (1Kor 15, 20). On wie, że Pan, z którym łączył się przez
sakramenty święte i krzyż swej choroby, otrze każda łzę, przemieni jego smutek
w radość, której nikt mu nie zdoła odebrać. Chrystus mówi o takich ludziach:
„Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie” (Łk 6,
21) oraz „cieszcie się i radujcie, bo wielka jest wasz nagroda w niebie” (Łk 6,
23). Podobnie pisze św. Paweł, Apostoł: „Jak bowiem obfitują w nas cierpienia
Chrystusa, tak też wielkiej doznajemy przez Chrystusa pociechy” (2Kor 1, 5) „Albowiem,
(…) skoro wspólnie z Nim cierpimy, to po to, by wspólnie mieć udział w chwale”
(Rz 8, 17). Dlatego, najmilsi bracia i siostry, kochani chorzy, wszystko co
teraz doświadczamy, każdy nasz ból, łzy i cierpienie, jeżeli przeżywamy to w
jedności z Chrystusem Odkupicielem staje się błogosławieństwem dla nas i dla
innych. A co powiedzieć o człowieku, który tylko w tym życiu pokłada nadzieję i
„który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce” (Jr 17, 5),
który nie chce dopuścić Chrystusa do swojej choroby i należy do tych, którzy
twierdzą, że nie ma zmartwychwstania (por. 1Kor 15, 12). Co powiedzieć o
człowieku, który tylko szuka bogactw, sławy i rozkoszy ziemskich, który gardzi
Bogiem, lekceważy Jego przykazania i zamyka swe serce na potrzeby bliźnich. Pan
Jezus mówi do takich ludzi: „Biada wam” (por. Łk 6, 24-26), a prorok Jeremiasz,
używając porównania, mówi o takim człowieku, że „jest podobny do dzikiego
krzaka na stepie. Nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście. Wybiera miejsca
spalone na pustyni, ziemię słoną i bezludną” (Jr 17,6). Psalmista powie o nim,
że „jest jak plewa, którą wiatr rozmiata. Albowiem znana jest Panu droga sprawiedliwych,
a droga występnych zaginie” (Ps 1,6).
Trafnie zauważa św. Gabriel od Matki Bożej Bolesnej, mówiąc, że „lepiej
jest kilka lat na tej ziemi cierpieć i mozolić się, a potem cieszyć się
radością, której nie będzie końca, aniżeli przez kilka lat wieść wygodne życie,
a potem cierpieć, nie sto, czy tysiąc, czy milion lat, ale na wieki, na
wieki!”.
„Mniej jest cierpienia, kiedy idzie się drogą Chrystusowego Krzyża, niż
kiedy służy się światu i jego przyjemnościom” - mówi św. Jan Maria Vianney.
Dlatego, Najmilsi, tak ważne jest, abyśmy poprzez sakramenty święte trwali
w Chrystusie, jak latorośl w winnym krzewie, abyśmy w naszym cierpieniu nie
byli sami, lecz przeżywali je w zjednoczeniu z Chrystusem Cierpiącym. To w nich
- sakramentach świętych - doświadczamy Jego miłującej bliskości, uzdrawiającego
dotknięcia, to w nich Pan umacniam naszą wiarę i ożywia naszą nadzieję, abyśmy z
odwagą i ufnością podążali Jego śladami – „przez krzyż do Nieba”. To dzięki nim
Jego jarzmo staje się dla nas słodkie, a brzemię lekkie. To w sakramentach
uzdrowienia Boski Samarytanin przychodzi do nas, by podnieść nas z naszych
duchowych i fizycznych słabości, i namaścić nasze zranione serca balsamem swego
pocieszenia. To On wreszcie w komunii świętej, jako Boski Wiatyk, umacnia nas
na ostatnią drogę do Domu Ojca. To Jezus i tylko Jezus Sakramentalny, jest
naszą jedyną Nadzieją, naszym Życiem i Zmartwychwstaniem, Bramą Nieba, która
otwiera się na ziemi,
Na koniec – razem z Janem Pawłem II – módlmy się za wszystkich chorych
i umierających:
„Wszechmogący i wieczny Boże, Ojcze ubogich,
Pocieszycielu chorych, Nadziejo umierających, Twoja miłość kieruje każdą chwilą
naszego życia. Wznosimy na modlitwie do Ciebie nasze serca i umysły. Sławimy
Cię za dar ludzkiego życia, a szczególności za obietnicę życia wiecznego.
Wiemy, że zawsze jesteś blisko pogrążonych w smutku i ubogich oraz wszystkich
tych, którzy są bezbronni i którzy cierpią.
O Boże łagodności i współczucia, przyjmij modlitwy, które zanosimy w
imieniu naszych chorych braci i sióstr. Wzmocnij ich wiarę i zaufanie do
Ciebie. Pociesz ich swoją pełną miłości obecnością i - jeśli taka jest Twoja
wola - przywróć ich zdrowie, daj nowe siły ich ciałom i duszom.
O miłościwy Ojcze, pobłogosław tych, którzy umierają, pobłogosław tych
wszystkich, którzy wkrótce staną z Tobą twarzą w twarz. Wierzymy, że uczyniłeś
ze śmierci drzwi do życia wiecznego. Podtrzymuj w imię Twoje naszych braci i
siostry, którzy są u kresu swego życia, i zaprowadź ich bezpiecznie do domu
życia wiecznego z Tobą.
O Boże, Źródło wszelkiej mocy, broń i chroń tych, którzy opiekują się
chorymi i troszczą się o umierających. Obdarz ich duchem odwagi i życzliwości.
Wspieraj ich w wysiłkach na rzecz niesienia pocieszenia i ulgi. Uczyń z nich
jeszcze bardziej promieniujący znak Twojej przemieniającej miłości.
Panie życia i Opoko naszej nadziei, obdarz swym obfitym
błogosławieństwem tych wszystkich, którzy żyją, pracują i umierają. Napełnij
ich swoim pokojem i swoją łaską. Ukaż im, że jesteś kochającym Ojcem, Bogiem
miłosierdzia i współczucia. Amen”.
Na Adoracji Najświętszego
Sakramentu
Słowo przekazane w charyzmacie proroctwa: „Moje drogie dzieci! Przychodzę
do was w swojej wielkiej miłości we wszystkich sakramentach świętych, w których
namaszczam was Duchem Świętym na tę drogę na ziemi i na wieczność, abyście
uwierzyli, że Jestem wszechmocny i miłosierny, i pragnę was uzdrawiać. Niech w
waszych sercach nie zabraknie wiary, że Ja Jestem. Jestem waszym początkiem i końcem.
Jestem waszą jedyną Nadzieją, której możecie złożyć całe swoje życie, ona was
nigdy nie zawiedzie. Uwierzcie Nadziei wbrew nadziei. Nie opuszczajcie
sakramentów świętych, wtedy opuszczacie samego Boga i zamykacie drogę swego
uzdrowienia. Błogosławieni jesteście w swoim cierpieniu, albowiem jesteście
najbliżej Mojego Krzyża i Serca i boleści Maryi, Matki naszej. Moje Serce
goreje wielką miłością do was i nigdy was nie opuści, zapewniam was o tym, Moje
drogie dzieci – to mówi wasz Pan”.
o. Piotr Męczyński O. Carm.
|