Naród Polski od początku związał się z Maryją. „Bogarodzico, Dziewico… To ojców naszych śpiew” – przypominał Juliusz Słowacki. W naszych ojczystych dziejach jednym z najbardziej wymownych znaków tej wspólnej drogi z Maryją był zawsze szkaplerz święty.W roku 1396 święta królowa
Jadwiga sprowadziła karmelitów z Pragi czeskiej do Krakowa i ofiarowała
im kościół wybudowany na przedmieściu zwanym Garbary, później noszącym
nazwę Piasek. Ona z ich rąk przyjęła
szkaplerz, a potem jej mąż król Władysław Jagiełło, rycerstwo i lud.
Przypominają o tym dwa portrety królewskiej pary okrytej szkaplerzem,
umieszczone
na klasztornych krużgankach w Krakowie.
Józef Makłowicz w książce zatytułowanej
„Przykłady ojczyste” podaje opis następującego zdarzenia: Król Władysław
Jagiełło w czasie drogi był świadkiem gwałtownej burzy. Przerażony truchlał za
każdym ukazaniem się błyskawicy. Chwytał wtedy za swój szkaplerz i błagał
Maryję o ratunek. W pewnej chwili piorun uderzył w powóz królewski. Woźnica padł
nieżywy, a król ogłuszony również się przewrócił. Podbiegli ludzie z jego
dworu, którzy jechali w dalszych powozach. Zobaczyli króla nieprzytomnego,
kurczowo trzymającego się za swój szkaplerz. W ten sposób Matka Boża ocaliła
życie swego wiernego czciciela. Obecni tam ludzie byli szczerze przekonani, że
była to niezwykła łaska Boża za przyczyną Maryi. Z tym szkaplerzem Maryi na
piersiach szedł potem Jagiełło w wigilię święta NMP z Góry Karmel do zwycięskiej
bitwy pod Grunwaldem w dniu 15 lipca 1410 roku.
Królowa Jadwiga wiosną 1397 roku przebywała w
Bydgoszczy. W tamtym czasie miasto nie posiadało jeszcze na swoim terenie
konwentu zakonnego. Według podania Królowa Jadwiga – wielka protektorka
karmelitów miała zachęcić ich do osiedlenia się w Bydgoszczy oraz wydać
stosowne zezwolenie. Pierwsza wzmianka o nowym kościele klasztornym pochodzi z
2 listopada 1398 roku. Rozpoczęte na polecenie Władysława Jagiełły wznoszenie
konwentu karmelickiego w Bydgoszczy zakończono ostatecznie w 1408 roku.
Pierwotny drewniany klasztor spłonął w 1409 r. podczas najazdu krzyżackiego.
Gdy Krzyżacy opuścili Bydgoszcz (6 października 1409 r.) klasztor został
odbudowany. W 1470 roku przy kościele karmelitów erygowane zostało bydgoskie
Bractwo Matki Bożej Szkaplerznej. Obecnie
po dawnych zabudowaniach karmelickich pozostały jedynie relikty ukryte pod ziemią oraz elementy wyposażenia świątyni
przeniesione do kościoła farnego. Po dawnym klasztorze pozostała tylko nazwa
ulicy Karmelickiej – naprzeciw kościoła farnego (katedry). Jednym z elementów
przeniesionych z dawnego kościoła karmelitów do bydgoskiej fary jest ołtarz
p.w. Matki Boskiej Szkaplerznej z II połowy XVII wieku (zdjęcie obok tekstu). Z
kościołem karmelitów w Bydgoszczy wiąże się także historia rzeźby Matki Boskiej
Bolesnej – Piety obecnej dzisiaj w sanktuarium karmelitańskim w Oborach.
Figurka ta powstała wg tradycji na miejscu w Bydgoszczy, wyrzeźbiona przez
biegłego w sztuce karmelitę. Przez ponad 200 lat, aż do 1605 r. figurka
przebywała w bydgoskim kościele karmelitów w ołtarzu głównym, gdzie zasłynęła
cudami. W czasie powstawania nowej placówki zakonnej w Oborach na Ziemi
Dobrzyńskiej bydgoscy karmelici – odpowiedzialni za założenie klasztoru –
przywieźli ją ze sobą. Gdy po kilkunastu latach fundacja oborska usamodzielniła
się, część bydgoskich karmelitów wróciła do macierzystego klasztoru, zabierając
ze sobą cudowną figurę. W tym momencie rozpoczął się okres kilkunastoletnich
przetargów między obu klasztorami o posiadanie Piety. Ostatecznie rzeźba
została w 1627 r. na stałe umieszczona w nowym oborskim kościele, a jej replika
znajduje się od 1996 r. w kościele p. w. Matki Boskiej Królowej Męczenników w
Bydgoszczy-Fordonie. Wg historyków sztuki oryginał Piety znajdujący się dzisiaj
w oborskim sanktuarium powstał w czasach królowej Jadwigi i króla Władysława
Jagiełły.
Spośród wiernych Szkaplerzowi władców polskich wsławił się także Jan
III Sobieski, który w 1683 roku spieszył z odsieczą wiedeńską.
Brązową szatę Maryi nosili szlachcice,
mieszczanie i chłopi; rycerze, powstańcy i żołnierze. Z czasem nabożeństwo do
Matki Bożej Szkaplerznej stało się tak powszechne, że powstało nawet
przysłowie: „Szkaplerz noś, na różańcu proś”. Jan Matejko malując obraz pt.
„Rejtan”, zawiesił szkaplerz na szyi posła sprzeciwiającego się rozbiorom, gdyż
inaczej nie mógł sobie wyobrazić prawdziwego Polaka i obrońcy Ojczyzny.
Szkaplerz nosił także Kazimierz Pułaski, nosiło go wielu wielkich Polaków. Jan Paweł II pozostając od dziecka wierny
temu nabożeństwu, uczył nas całkowitego zawierzenia macierzyńskiej opiece
Maryi. Przypomniał o tym kardynał Stanisław Dziwisz, mówiąc: „Sługa Boży, mając 10 lat, zapisał się do
szkaplerza, który stale nosił i z którym poszedł do Domu Ojca”.
Ks. bp Kazimierz Górny, ordynariusz rzeszowski,
zwracając się do Czcicieli Matki Bożej Szkaplerznej powiedział:
„Pod płaszczem Maryi możemy bez lęku podążać za Chrystusem. Tu także
odkrywamy korzenie naszej chrześcijańskiej i polskiej tożsamości.
Polska żyje, bo siłą przetrwania i odzyskania niepodległości była
wiara, była modlitwa, było nabożeństwo do Najświętszej Panny oraz świadomość
potężnej i niezwykłej mocy ideału: BÓG – HONOR – OJCZYZNA. Dziękujemy Matce
Najświętszej za opiekę, za wspaniałych świadków miłości Boga i Ojczyzny,
duchownych i świeckich, których rzesza jest niezliczona”.
Mało kto pamięta, że szkaplerz
nosił święty Brat Albert. Wspomina o tym Maria Winowska w biograficznej książce
o Adamie Chmielowskim pt. Znieważone
oblicze, opowiadając o jego udziale w powstaniu styczniowym.
„Zagrożeni okrążeniem, towarzysze
Adama musieli go porzucić. Miał szczęście wpaść w ręce strzelców fińskich,
będących na żołdzie moskiewskim. Kapitan rozpoznał w jeńcu tego, którego nieraz
jego żołnierze brali pod obstrzał. Widywał, jak u boku swego dowódcy, z
najzimniejszą krwią wytrzymywał na odsłoniętych terenach istny grad pocisków.
Nic dziwnego, że zarówno swoi, jak i przeciwnicy zaczynali wierzyć w szczęśliwą
gwiazdę obydwóch; jeden z nich w końcu zginął, drugi został ciężko ranny.
- Mieliście przy sobie jakąś
maskotkę, a może obroniły was uroki? – zapytał podejrzliwie kapitan.
- Mieliśmy szkaplerz Najświętszej
Panny na piersiach – odparł dumnie Chmielowski, patrząc mu prosto w oczy,
dobrze wiedząc, że ma do czynienia z protestantami.
Kapitan zrobił, co tylko było w
jego mocy, aby ocalić tak wybitnego przeciwnika”.
Do dzisiaj w muzeum u sióstr
Albertynek w Krakowie można oglądać szkaplerz noszony przez brata Alberta,
który wyjęto z jego trumny tuż przed beatyfikacją.
Moi Kochani! Jakże wielu Polaków
okrytych brązowym szkaplerzem doświadczało wprost cudownej interwencji Maryi,
ratunku w niebezpieczeństwach, ocalenia w sytuacjach po ludzku sądząc
beznadziejnych. Wymownie przypomina o tym świadectwo przekazane w ubiegłym roku
przez panią Marię z Sierpca. Nazwała je „świadectwem zaufania Matce Bożej
Szkaplerznej”. Wspomina w nim swego męża Kazimierza Rzeszotarskiego, który jako
uczeń gimnazjum „został przyjęty do Bractwa Szkaplerza Karmelitańskiego w
klasztorze Ojców Karmelitów w Oborach dnia 11 sierpnia 1929 roku”. Przypomina o
tym oryginalny dyplomik przyjęcia dołączony do świadectwa. Pani Maria pisze:
„Nowy podopieczny Matki Boskiej
Szkaplerznej chętnie i wiernie spełniał przyjęte na siebie codzienne obowiązki
modlitewne doznając przezeń na sobie licznych skutków przemożnej i łaskawej
opieki Matki Bożej. W marcu 1940 roku w ramach hitlerowskiej akcji wyniszczenia
polskiej inteligencji i właścicieli ziemskich został (w miejsce chorego ojca)
zabrany z innymi właścicielami sąsiednich majątków do obozu w Działdowie. 1
września 1940 roku 43 wyniszczonych fizycznie więźniów z obozu w Działdowie
przywieziono czterema samochodami wojskowymi aż do Sierpca na Glinki. W celu
zastraszenia Polaków spędzono najbliższych mieszkańców, by przyglądali się
egzekucji. Rozstrzeliwano po dziesięciu. W trakcie wyprowadzania skazanych z
ciężarówki nad wykopany rów, z ostatniego samochodu więźniowie rzucili się do
ucieczki w kierunku rzeki Sierpienicy. Uciekających szybko wystrzelali
żandarmi; dwóch jednak odbiegło nieci dalej. Jednego z nich dopadły psy i
rozszarpały na miejscu. Drugi – Kazimierz Rzeszotarski – szuwarami dobiegł do
rzeki i schronił się w wodzie. Biegnące psy straciły ślad. Po dłuższym czasie
bezskutecznych poszukiwań żandarmi uznali, że utopił się i służby obozowe
odjechały do Działdowa. Ukryty w rzece więzień nr 4.905 wydostał się i o zmroku
schronił w najbliższej podwórkowej stajence. Wieczorem spostrzegła go
właścicielka obejścia, domyśliła się, kim jest, poinformowała go, gdzie się
znajduje, zaopatrzyła w suche okrycie, żywność i umożliwiła dalsza ucieczkę
wyprowadzając go bocznymi dróżkami za miasto w kierunku Bieżunia. Największe
osłabienie fizyczne przeżył w pobliżu Bieżunia nad rzeką, gdyż musiał ominąć
miasto, ale i tam nie stracił nadziei w pomoc Matki Boskiej Szkaplerznej, którą
zawsze nosił i ukrywał przy sobie. Chociaż nie mógł iść dalej został rozpoznany
przez spotkanego tam człowieka, który udzielił mu dalszej pomocy i oddał żywego
rodzinie. Po długiej kuracji zdrowotnej, ze zmienionym dowodem osobistym,
doczekał końca wojny. (…) A ponieważ nigdy nie zwątpił w pomoc Matki Boskiej
Szkaplerznej, zawsze otrzymywał ocalenie na miarę swojej ufności.
Po wojnie Kazimierz Rzeszotarski
(chcąc zaopiekować się samotną wtedy matką) zorganizował w domu rodzinnym
szkołę podstawową i został nauczycielem. Po przeprowadzeniu w majątku Stawiszyn
reformy rolnej aresztowano go ponownie za to, że podobno nie posiadał
odpowiednich na tamte czasy poglądów i osadzono w sierpeckim UB. Potem pracował
jako nauczyciel w Lutocinie, a od 1960 roku w Szkole Podstawowej nr 1 w
Sierpcu. Dotknięty chorobą nowotworową zdołał jeszcze przed śmiercią
zrealizować swoje pragnienie odprawienia dziewięciu pierwszych piątków miesiąca
ku czci Najświętszego Serca Jezusowego. (…) Cierpiał cicho. (…) Odwiedzający
czasem chorego zacny ks. kan. Włodzimierz Załęski bywał zaskoczony, widział
spokój, uśmiech, ufność w Miłosierdzie Boże. 30 czerwca, w pierwszy dzień
wakacji, w niedzielę rano, zupełnie przytomny, świadomy końca, pogodny i
pogodzony, bez żadnego lęku, w czasie odmawianej Litanii Loretańskiej, z palącą
się gromnicą w rękach oddał swoją duszę Bogu Ojcu na sąd, na który doskonale
przygotowała go Matka Boska Szkaplerzna”.
Od czterech wieków pobożni
pątnicy z różnych stron Polski przybywają do stóp Oborskiej Matki i przyjmują
Jej święty szkaplerz. Przybywają dzieci komunijne w swoich śnieżnobiałych
szatach, które ozdobione zostają brązowym szkaplerzem opieki Królowej Karmelu.
Przybywa młodzież maturalna, prosząc by Maryja Szkaplerzna prowadziła ich w
dorosłe życie. Przybywają chorzy, którzy u Maryi Bolesnej znajdują pociechę,
nadzieję i umocnienie do dźwigania słodkiego jarzma krzyża Chrystusowego.
Przybywają starsi, przeżywający jesień życia prosząc, by Maryja była im Matką Miłosierdzia
w ich ostatniej godzinie i gwiazdą przewodnią pewnie prowadzącą do portu
zbawienia wiecznego.
Ktoś powiedział: „Mój stary
sukienny Szkaplerz jest mi herbem, szatą i zbroją. Całując go, całuję ręce niebieskiej
Matki”.
Święty Arcybiskup Józef Bilczewski,
Metropolita Lwowski, w liście pasterskim o czci Najświętszej Maryi Panny
stwierdza: „Śmiało wyznać możemy, iż wszystko cośmy mieli dobrego, wielkiego,
sławnego, Bóg nam dał przez ręce Maryi. Piersi narodu Pan Bóg okrył szkaplerzem
Maryi, a do ręki podał różaniec. "Nauczył wargi nasze śpiewać Pannę
świętą", i razem "opowiadać cześć Jej niepojętą".
Najmilsi, bądźmy apostołami
nabożeństwa szkaplerznego w naszych rodzinach, parafiach i całej Ojczyźnie.
Obudźmy w sobie to szlachetne i miłe Bogu pragnienie: Polska pod płaszczem
Maryi. Amen.
o. Piotr Męczyński O. Carm.
|