Bł. Jan Paweł II wskazując krzyż na Giewoncie, a zarazem każdy krzyż na polskiej ziemi, powiedział: „Niech przypomina o naszej chrześcijańskiej godności i narodowej tożsamości, o tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, i gdzie są nasze korzenie. Niech przypomina nam o miłości Boga do człowieka, która w krzyżu znalazła swój najgłębszy wyraz” (Zakopane, 1997). Prymas
Tysiąclecia, Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński wspomina:
"Kiedyś, jako mały chłopiec,
wędrowałem ciemną nocą ze swoim ojcem od stacji kolejowej do wioski rodzinnej
mojego dziadka. Lękałem się bardzo, a ojciec pytał: »Czegóż ty się lękasz?«.
Bałem się, że ojciec w lesie zagubi drogę, ale on ją
dobrze znał. Zatrzymaliśmy się przy krzyżu, który stał przy drodze i odpoczywaliśmy.
Gdy byłem tu przed paroma laty, w tym samym miejscu znalazłem krzyż. Może to nie ten sam,
może tamten spróchniał, ale krzyż stoi. (...) To jest znak, który się nie
odmienia! (...) Jak prawda ewangeliczna, której słuchali nasi dziadowie, tak
nie zmienia się i krzyż, który budził w nich nadzieję. On trwa!
Pozdrawiamy go w trudzie naszego codziennego życia: Witaj Krzyżu, nadziejo
jedyna!".
Cyprian
Kamil Norwid zwykł był mawiać: "Po cóż szukać drogi, jeśli przed wieki
zrobiona".
Tak,
to prawda – Boży drogowskaz od wieków znaczy polskie drogi, pomaga łączyć „pamięć i tożsamość”.
Bł.
Jan Paweł II przypominał nam o tym, że "Na
naszej polskiej ziemi krzyż ma długą, już ponad tysiącletnią historię. Jest to
historia zbawienia, która wpisuje się w historię tej wielkiej wspólnoty
ludzkiej, jaką jest naród. W okresach najcięższych dziejowych prób naród szukał
i znajdował siłę do przetrwania i do powstania z dziejowych klęsk właśnie w nim
– w Chrystusowym Krzyżu! I nigdy się nie zawiódł. Był mocny mocą i mądrością
Krzyża!" (Skoczów, 1995).
Kazimierz
Węgrzyn, współczesny poeta z Beskidu Śląskiego, w utworze zatytułowanym „Znak
Krzyża” pisze:
przed znakiem Twojej męki klękam Panie
Jezu
bo krzyż jest dla nas światłem na drodze wolności
niech zatem światło krzyża rozprasza mrok grzechu
i trwa od tylu wieków symbolem miłości
bądź zatem pozdrowiony znaku naszej
wiary
w codziennym naszym czynie i w ufnym przymierzu
broń tych co w Twoje imię klękają z ufnością
przy każdej polskiej drodze w codziennym pacierzu
w imię Ojca i Syna i Świętego Ducha
te słowa naszej wiary niechaj będą z nami
tyle wieków strzegliśmy tego co w nas święte
to dzięki Twej miłości nie byliśmy sami
i szliśmy z Twoim krzyżem przez kolejne
lata
przez upadki dopóki serce nasze biło
choć łudzili nas często pozorem wolności
On był naszą nadzieją… On był naszą siłą…
Wymownie
przypominają nam o tym liczne świadectwa naszych Rodaków. Kilka miesięcy temu
oborskie sanktuarium odwiedził 83 – letni p. Józef Polak z Torunia. Opowiadał
mi o swoich przeżyciach z okresu drugiej wojny światowej.
„Był koniec lipca 1944 roku. Wojska
niemieckie pod naciskiem Armii Radzieckiej zaczęły wycofywać się z woj.
Podlaskiego. Linia frontu zbliżała się do wsi Złotorja nad Narwią. Gospodarze
starali się przed zbliżającym frontem zabezpieczyć siebie i swój dobytek.
Przeprowadzili swoje krowy i konie w ukryte miejsca. Niektórzy przeprowadzili
się z całymi rodzinami. Robili tam ziemianki i okopy na czas spodziewanego
frontu. Jednak starsi ojcowie z żonami pozostawali w domach, by pilnować domu i
gospodarstw. U nas w domu został mój tata z mamą i najstarszy brat. Ja z
młodymi bratankami i ciocią mieliśmy wykopaną małą ziemiankę i okop. Pilnowałem
całości krów i koni.
Niemcy od strony Białegostoku wycofali
się za Narew. Most na rzece Narew łączący Warszawę i Białystok wysadzili w
powietrze. Był pozorny spokój. Rosjanie od strony Białegostoku nie atakowali.
Upłynęło dwa tygodnie.
Skończyła się nam żywność, nie mieliśmy
co jeść – wspomina pan Józef. Miałem 17
lat, byłem najstarszy i odpowiedzialny za całość. Mój najstarszy bratanek
Henryk płakał, bo był głodny. Postanowiłem pójść do domu i przynieść chleba.
Wydostałem się z tych łąk i postanowiłem iść polami. Będąc na górce zobaczyłem
nasz dom, gospodarstwo i las. Gdy się zbliżyłem bliżej domu, to zauważyłem, że
w naszym lesie i w pobliżu domu jest pełno Niemców. Zrewidowali
mnie i prowadzą dalej. Las jest sosnowy,
gęsty. Widzę czołgi do połowy wkopane w ziemię, zamaskowane, tylko lufy
wystają. Widzę inne wozy pancerne, zamaskowane, pełne żołnierzy. Wprowadzili
mnie do ziemianki. Siedziało w niej kilku oficerów wysokiej rangi, na stole
rozłożone mapy. Pytali mnie skąd jestem, po co tu przyszedłem i dokąd idę.
Odpowiadałem przez tłumacza. Następnie
trzej uzbrojeni żołnierze poprowadzili mnie do stodoły najbliższego
gospodarstwa. Kazali mi położyć się na ziemi. Nie wolno mi próbować wstać, bo
będę z miejsca zabity. Żołnierze usiedli…Karabiny położyli przy sobie na stole,
lufami skierowanymi w moim kierunku. Śmieli się, rozmawiali, a ja nic nie
rozumiałem. Leżałem na barłogu i mówiłem w myślach sam do siebie. Józefie, musisz zginąć za dużo widziałeś.
Widziałeś rozlokowane tabory, widziałeś oficerów w swoim domu, widziałeś okopy,
wojska, zamaskowane czołgi i wozy pancerne. Widziałeś ziemiankę w której
mieścił się sztab dowodzenia. Zrozumiałem, że ja nie mogę wyjść żywy. Oni mnie
żywego nie wypuszczą. Przypomniały mi się słowa mego kochanego
ojca. „Jak będziesz w zagrożeniu śmiertelnym to zrób znak krzyża świętego i się
spowiadaj. Przewróciłem się na bok na lewą stronę. Prawą ręką palcem w barłogu
robię znak krzyża świętego. Modeluję, żeby był taki ładny, o równych ramionach.
Krzyż już mam. Jestem
ministrantem i wiem, że Pan Jezus jest pierwszym Kapłanem. Powiedział do
uczniów: Nie zostawię was samych. Pozostanę z wami po wszystkie dni, aż do końca
świata. Dzisiaj, gdy leżę w barłogu, widzę jak człowiek jest wielką nicością. W
myślach snują mi się słowa Ewangelii. Jak wielkie jest Miłosierdzie Boże, że
Bóg Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy nie zginął, ale
miał życie wieczne. Rozważam jak na Ostatniej Wieczerzy Jezus ustanowił
Eucharystię i Kapłaństwo. Jak zawsze potrzebny jest kapłan. Jak bym się
cieszył, gdyby dziś kapłan nie w konfesjonale siedział, ale przy mnie na
barłogu i uniósł rękę swoją do góry, wypowiadając przy tym słowa: „Ja
odpuszczam tobie grzechy. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”. Gdyby po raz
drugi uniósł rękę do góry trzymając w palcach konsekrowaną hostię i
wypowiedział słowa: Ciało Chrystusa. Jak Jezus jest dobry i miłosierny. Konając
na krzyżu dał nam swoją Matkę za naszą matkę.
Snują się moje myśli dalej. Gdy byłem
przyjęty do pierwszej komunii świętej, w tym dniu miałem nałożony Szkaplerz.
Pamiętam, jak misjonarz mówił: Jak będziecie codziennie nosić Szkaplerz, to
Matka Boża będzie nad wami czuwać i w razie nieszczęścia przyjdzie wam z
pomocą. Chwyciłem ręką swój szkaplerz. Na cienkim sznurku na szyi miałem
założony medalik. Z jednej strony Matka Boża Szkaplerzna, a z drugiej strony
Serce Pana Jezusa. Pomyślałem, jak to dobrze, że mam Jezusa i Maryję, moją
Niebieską Matkę.
Snują się moje myśli dalej. Po pierwszej
komunii świętej ks. Proboszcz przyjął mnie na ministranta. W prezencie
otrzymałem małą książeczkę z tekstem Mszy świętej po łacinie. Musiałem na
pamięć dobrze nauczyć się ministrantury. Tak było dobrze i uroczyście przez
kilka lat. No i co, Józefie, skończyło się wszystko. Już nie będziesz klęczał
na stopniach ołtarza, by wspólnie z kapłanem celebrować Mszę świętą. Nie
będziesz w dni majowe biec przez las, by być pierwszym w kościele i zapalić
świece na ołtarzu, a po nabożeństwie zgasić. Nie będzie Nieszporów. Widocznie
tak Bóg chce.
Pomyślałem: Jezu mój, po co mi te
rozważania, przecież Ty jesteś ze mną. Całuję
Krzyż zrobiony w barłogu i żegnam się. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
Zaczynam spowiedź, tak jak do normalnego kapłana. Ostatni raz byłem u spowiedzi
około 2 miesiące temu. Wyznaję swoje grzechy i kończę znakiem krzyża świętego.
Jestem zupełnie spokojny. Słońce chyli się ku zachodowi. Każą mi wstać.
Wyprowadzili ze stodoły w pobliże domu.
(…) Stał tam samochód ciężarowy
obciągnięty plandeką. Miałem jakiś niepokój wewnętrzny, jakieś złe przeczucie.
Myślałem, czy to zbliża się moja ostatnia godzina. Prosiłem ich, żeby mnie
puścili, pokazywałem im, że ten sąsiedni dom to jest moich rodziców, że ja tu
mieszkam. Ten Niemiec, co znał język polski, tłumaczył im, a oni śmieli się i
drwili ze mnie. Nie martw się, miejsce będziesz miał. Tam leży dwóch twoich
kamratów. Liście drzew będą ci szumiały i grały. Kazali mi wejść do ciężarówki.
Jeden z nich uderzył mnie kolbą karabinu w piersi i krzyknął. Wiedziałem, że są
to ostatnie chwile mojego życia. Samochód jadąc lekko się kołysał. Gałęzie
młodej olszyny trzepały po plandece ciężarówki. Przychodzi myśl, ale to taka
odważna i zdecydowana: Uciekaj. Przeżegnałem się i wypowiedziałem słowa:
Maryjo, jeśli chcesz, wydostań mnie stąd. Zerwałem się i skoczyłem w małą
szparę między Niemcami, siedzącymi na burcie samochodu. Jeden chwycił mnie za
ramię, chciał zatrzymać. Ja zwaliłem się na ziemię, poderwałem, chciałem biec w
las. Ale przy drodze był rozciągnięty jeden drut kolczasty, który zabezpieczał
rosnące żyto przed bydłem. Przechyliłem się pod drut i wyprostowałem. A Niemcy
z samochodu. Salwa kul, jak błyszczące meteoryty gwizdały wokół mnie i przy
oczach. Biegnę dalej i słyszę wewnętrzny głos, stój bo okopy. Zatrzymałem się. Wtem stanął przede mną Jaśniejący Krzyż,
wysoki na jakieś trzy metry. Stanął tuż przy mnie. Wyciągnąłem ręce, chciałem
ten krzyż przytulić do siebie i go ucałować. Lecz ręce przeszyły powietrze,
krzyż mi znikł. To działo
się tak szybko. Samochód stanął. Ja stoję i słucham, czy Niemcy biegną za mną.
Słyszę szwargot ich mowy. Po chwili samochód ruszył.
Przychodzi myśl, a raczej jakiś
wewnętrzny zdecydowany rozkaz: Wychodź z lasu, bo tu leży wojsko, idź i połóż
się w żyto na środku szerokości pola. Tak robię, pomalutku wracam i przyglądam
się, czy gdzieś za krzakami nie są zaczajeni Niemcy. Wchodzę w żyto. To był pas
szerokości jakieś 30 m
nie ściętego żyta. Staram się położyć na połowie szerokości, tak aby Niemcy
idąc drogą mnie nie widzieli. (…) Słyszę szwargot Niemców. Patrzę i widzę dwóch
Niemców z psami na smyczy. Idą tą drogą, którą mnie wieźli samochodem.
Przycisnąłem głowę do ziemi. I w głębi duszy mówię: Maryjo, o ile Ty z Jezusem
wyrwałaś mnie z samochodu od Niemców, zasłoniłaś mnie przed kulami, że żadna
kula mnie nie trafiła, to psy mnie nie znajdą. Ty okryjesz mnie swoim płaszczem
i psy mnie nie znajdą. Mówię tak do Maryi kilka razy. Po pewnym czasie słyszę
szwargot Niemców, wracają, a głos, gdy minął pozycję mojego leżenia, uniosłem
głowę do góry i widziałem dwóch Niemców z psami, którzy poszli w głąb lasu.
Doleżałem do rana. Słońce podeszło jakieś dwa metry w górę. Wstałem, podszedłem
do tego ściętego żyta i udając gospodarza poprawiam stojące snopy w kopach i
podchodzę coraz bliżej mojego domu. Przyszedłem do domu. Mama zdziwiła się, że
wczoraj z Michałem nie przyszedłem ciąć żyta. Zacząłem mamie opowiadać o tym i
w tym wchodzi brat Michał. Opowiedziałem, że wczoraj Niemcy wieźli mnie na
rozstrzelanie. Zdenerwował się, wziął kosę i chciał ciąć żyto obok domu. Ja
powiedziałem: Michał, ja mam jakiś niepokój, jakieś złe przeczucie, chodź
pójdziemy ciąć żyto za wzgórze. Nie robił mi żadnego oporu, poszliśmy za górkę.
Ściął tylko jeden pokos i ja zebrałem. Patrzę, z za wzgórza wyłania się głowa
mojego najstarszego brata Piotra z kosą na ramieniu. Podchodzi do mnie i mówi:
Józef, uciekaj, Niemcy po ciebie przyjechali. Dwaj Niemcy przyjechali do domu
na motorze z przyczepą. Szybko wpadli do kuchni. Jeden nich wszedł na strych,
sprawdził, że nikogo nie ma. Wyjął mój dowód osobisty i pyta mamy kto to jest. Mama
odpowiada: To mój syn Józef. To twój syn? To jest szpieg rosyjski. Panie, on
nie jest szpiegiem rosyjskim, to jest mój syn. A on na to: Powiedz mu, że jak
go nie będzie za 20 minut, to rozstrzelamy wszystkich twoich synów. I
odjechali. Wtedy mama z tatą uciekli. Niemcy wieczorem zebrali z wioski
wszystkich mężczyzn. Trzymali ich w stodole u p. Jarosza. Rano ich wypuścili.
Myśleli, że w ten sposób uda się im chwycić mnie. Zabudowania naszego
gospodarstwa spalili. Wszystko opisałem zgodnie z prawdą”.
Pan
Józef Polak mówi, że każdego dnia rozważa Drogę Krzyżową. Kończy swoje
świadectwo słowami:
„Dziękuję Bogu Ojcu, Synowi i Duchowi
Świętemu, że wyrwał mnie ze śmierci i obdarzył drugim życiem. Dziękuję Jezusowi, że obdarzył mnie
Jaśniejącym Krzyżem. Choć minęło już 67 lat to widzę ten Krzyż zawsze, gdy
tylko wspomnę. Tamtej nocy stanął przy mnie Jaśniejący Krzyż, pamiętam jak
bardzo chciałem go przytulić i ucałować. Dziękuję Pięknej Królowej, Pani
Szkaplerznej, mojej czułem Matce Niebieskiej za to, że wyrwała mnie od Niemców
z samochodu, zasłoniła przed kulami, ukryła przed psami, wyprowadziła
bezpiecznie z miejsca, gdzie leżałem i zaprowadziła do domu. Po chwili znowu
wyprowadziła mnie z domu za wzgórze i ocaliła przed Niemcami. Proszę Maryję
Najświętszą, aby zawsze strzegła nas od sideł szatana. Do śmierci będę
dziękować Wszechmogącemu Bogu za miłosierdzie jakie mi okazał. Błagam o Boży
pokój dla mojej rodziny, Ojczyzny i całego świata”.
Drodzy
bracia i siostry! Dziękujemy dzisiaj Bogu za liczne świadectwa wierności
Polaków wobec Chrystusowego Krzyża. Niech pozostanie w nas żywa pamięć ich
przykładu i pomaga zachować naszą chrześcijańską i narodową tożsamość.
Przypomina
o tym poeta Ziemi Dobrzyńskiej p. Jan Jagodziński w wierszu p. t. „Brońcie
Krzyża!”.
„Krzyżu Chrystusa bądź nam pochwalony,
Za źródło miłości przez nas wywyższony;
Uświęcasz Ojczyznę od Chrztu
Mieszkowego.
W tobie jest nadzieja Polaka wiernego.
Tyś symbolem wiary Piasta rodu synów,
Zwalcza cię od dawna złe plemię Kainów;
Ty znakiem sprzeciwu jesteś od zarania –
Wróg Cię wciąż usuwa, wierny Ci się
kłania.
Rozciągasz nad Polską swe święte
ramiona,
Polak w imię Twoje walczył, godnie
konał;
Znaczysz pola chwały, naszych ojców
groby,
Mogiły zbiorowe z totalizmów doby…
Wrosłeś w nasz krajobraz Symbolu
Chrystusa,
Koisz grzeszne dusze, uświęcasz i
wzruszasz…
Miłość, którą dajesz, ma siłę oręża! –
Zło od niego pada a dobro zwycięża! –
Jesteś Krzyżu Święty w każdej polskiej
chacie,
Widniejesz w salonie i w pańskiej
komnacie;
Ze szkół i szpitali rugowany byłeś,
Jednak los to sprawił, że tam,
powróciłeś.
Zdobisz pierś Polaka za walkę i męstwo;
Polska Ci zawdzięcza nie jedno zwycięstwo.
Jesteś nam ostoją, ucieczką w niedoli,
Tobie zawierzamy, to, co dręczy, boli…
„Można powiedzieć, że przez całe wieki
krzyż Chrystusa był [w naszym narodzie] mocą dla Jego uczniów i doznawał od
nich ogromnej czci, a był zwalczany: wykopywany i ściągany tylko przez wrogów
Chrystusa i Kościoła. W Polsce ściągali krzyże zaborcy, ściągano je w czasach
stalinowskich, ściągano je wiele razy w powojennej historii, ściągano je
zazwyczaj rękami wyrobników, tchórzów, karierowiczów” (Ks. Bp Ignacy Dec).
Do
pewnej szkoły na Woli w Warszawie przyszedł funkcjonariusz partyjny i mówił do
dzieci: - Ten krzyż powieszony między portretem Stalina i Lenina nie pasuje
tutaj i zdjął krzyż. Młody człowiek głośno powiedział: - Ale Pan Jezus wisiał miedzy dwoma łotrami.
Tego chłopaka wyrzucono ze szkoły.
A
dzisiaj?...
Jakże
aktualnie brzmią słowa bł. ks. Jerzego Popiełuszki, męczennika, wypowiedziane
blisko 30 lat temu:
„Proces nad Chrystusem trwa. Trwa proces
nad Chrystusem w Jego braciach. Bo aktorzy dramatu i procesu Chrystusa żyją
nadal. Zmieniły się tylko ich nazwiska i twarze, zmieniły się daty i miejsca
ich urodzin. Zmieniają się metody, ale sam proces nad Chrystusem trwa.
Uczestniczą w nim ci wszyscy, którzy zadają ból i cierpienie braciom swoim, ci,
którzy walczą z tym, za co Chrystus umierał na krzyżu. Uczestniczą w nim ci
wszyscy, którzy usiłują budować na kłamstwie, fałszu i półprawdach, którzy
poniżają godność ludzką, godność dziecka Bożego…” (26 września 1982 r.).
„Obudź się Polsko! – wołał niedawno od Grobu Bł. Ks. Jerzego jeden z
biskupów polskich. Odezwij się głosem
prawdy i wdzięczności dla Chrystusowego Krzyża. Czym byś była, gdyby nie ten
święty znak? Dokąd byś poszła, gdyby na twych drogach historii nie stanął znak
krzyża – znak największej miłości Boga do człowieka? Jak podźwignęłabyś się z
upadków i niepowodzeń, gdybyś nie wsparła się o drzewo Krzyża?” (Ks. Abp
Sławoj Leszek Głódź, Metropolita Gdański, 18 października 2011).
„Ojcowie wasi na szczycie Giewontu
ustawili krzyż – mówił w Zakopanem
Ojciec Święty Jan Paweł II. Ten krzyż tam
stoi i trwa. Jest niemym, ale wymownym świadkiem naszych czasów. Rzec można, że
ten krzyż patrzy w [stronę] Zakopanego i Krakowa, i dalej: w kierunku Warszawy
i Gdańska. Ogarnia całą naszą ziemię od Tatr po Bałtyk. (...) nie wstydźcie się
tego krzyża. Starajcie się na co dzień podejmować krzyż i odpowiadać na miłość
Chrystusa. Brońcie krzyża, nie pozwólcie, aby Imię Boże było obrażane w waszych
sercach, w życiu rodzinnym czy społecznym. Dziękujmy Bożej Opatrzności za to,
że krzyż powrócił do szkół, urzędów publicznych i szpitali. Niech on tam
pozostanie! Niech przypomina o naszej chrześcijańskiej godności i narodowej
tożsamości, o tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, i gdzie są nasze korzenie”.
Albowiem,
jak ciągle przypomina wieszcz narodowy Adam Mickiewicz:
Tylko pod krzyżem,
Tylko pod tym znakiem,
Polska jest Polską,
A Polak Polakiem.
Amen.
o.
Piotr Męczyński O. Carm.
Adoracja Krzyża
Posłuchajmy najpierw fragmentu
Rozważania Papieża Benedykta XVI wygłoszonego na zakończenie Drogi Krzyżowej w
Wielki Piątek 2011 r.
„Drodzy bracia i siostry! (…) Co widzą
teraz nasze oczy? Widzą Ukrzyżowanego; krzyż wzniesiony na Golgocie, krzyż,
który zdaje się świadczyć o ostatecznej porażce Tego, który przyniósł światło
pogrążonym w ciemnościach, który mówił o mocy przebaczenia i miłosierdzia,
który zachęcał do wiary w nieskończoną miłość Boga do każdej ludzkiej istoty.
Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, stoi przed nami «Mąż boleści, oswojony z
cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarz zakrywa» (Iz 53, 3).
Przyjrzyjmy się lepiej temu Człowiekowi
ukrzyżowanemu między ziemią a niebem, spójrzmy na Niego głębszym wzrokiem, a
zobaczymy, że krzyż nie jest znakiem zwycięstwa śmierci, grzechu, zła, ale jest
świetlistym znakiem miłości, więcej, bezkresu Bożej miłości, tego, o co nigdy
nie ośmielilibyśmy się prosić, czego nie mielibyśmy odwagi sobie wyobrazić, na
co nie mielibyśmy nadziei: Bóg pochylił się nad nami, uniżył się tak bardzo, by
dosięgnąć najciemniejszego zakątka naszego życia, podać nam rękę i przyciągnąć
nas do siebie, wziąć nas do siebie. Krzyż mówi o najwyższej miłości Boga i
zachęca nas do tego, byśmy dziś odnowili naszą wiarę w moc tej miłości, byśmy
wierzyli, że w każdej sytuacji naszego życia, naszej historii, świata Bóg
potrafi zwyciężyć śmierć, grzech, zło i dać nam nowe życie, zmartwychwstałe. W
śmierci krzyżowej Syna Bożego jest zalążek nowej nadziei na życie, niczym
ziarno, które obumiera w ziemi.
(…) Utkwijmy nasze spojrzenia w
Ukrzyżowanym Jezusie i módlmy się, prosząc: Oświeć, Panie, nasze serce, byśmy
mogli iść za Tobą drogą krzyża, spraw, by umarł w nas «stary człowiek»,
uwikłany w egoizm, zło, grzech, uczyń z nas «nowych ludzi», świętych mężczyzn i
święte kobiety, przemienionych i ożywianych Twoją miłością”. Amen.
Litania do Krzyża Świętego
Kyrie elejson, Chryste
elejson,
Chryste, usłysz nas, Chryste,
wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże, - Zmiłuj
się nad nami!
Synu, Odkupicielu świata,
Boże,
Duchu Święty, Boże,
Święta Trójco, jedyny Boże,
Jezu, świata Zbawicielu,
Jezu, na śmierć krzyżową
skazany,
Jezu, krzyż na swych
ramionach niosący,
Jezu, pod krzyżem upadający,
Jezu, krzyżem przygnieciony,
Jezu, na drzewie krzyża
rozciągnięty,
Jezu, do drzewa krzyża
przybity,
Jezu, na krzyżu podwyższony,
Jezu, na krzyżu Krew swoją
przelewający,
Jezu, z krzyża modlący się za
nieprzyjaciół,
Jezu, z krzyża przebaczający,
Jezu, z krzyża Matkę swoją
żegnający,
Jezu, na krzyżu umierający,
Jezu, na krzyżu włócznią
przebity,
Jezu, na krzyża złożony i
pogrzebany,
Jezu, na krzyżu uwielbiony,
Krzyżu Święty, drzewo życia,
- Ochraniaj nas!
Krzyżu Święty, mocy i
mądrości Boga,
Krzyżu Święty, zwycięski
sztandarze chwały Chrystusa,
Krzyżu Święty, powszechny
znaku zbawienia,
Krzyżu Święty,
zadośćuczynienie za nasze grzechy,
Krzyżu Święty, narzędzie
pojednania Boga z ludźmi,
Krzyżu Święty, źródło
wszelkich łask,
Krzyżu Święty, drogowskazie
chrześcijańskiego życia,
Krzyżu Święty, znaku
wyznawanej wiary,
Krzyżu Święty, nauczycielu
miłości i przebaczenia,
Krzyżu Święty, pociecho
smutnych i cierpiących,
Krzyżu Święty, pokrzywdzonych
i zrozpaczonych,
Krzyżu Święty, pomocy na
drodze nawrócenia,
Krzyżu Święty, umocnienie
pokutujących,
Krzyżu Święty, wolności przed
zniewoleniem zła,
Krzyżu Święty, nadziejo
umierających,
Krzyżu Święty, zwiastunie
zmartwychwstania.
Baranku Boży, który gładzisz
grzechy świata, przepuść nam Panie!
Baranku Boży, który gładzisz
grzechy świata, wysłuchaj nas Panie!
Baranku Boży, który gładzisz
grzechy świata, zmiłuj się nad nami!
Kłaniamy Ci się, Panie Jezu
Chryste,
I błogosławimy Tobie,
Żeś przez krzyż i mękę swoją
świat odkupić raczył.
Módlmy się
Wszechmogący Boże, Syn Twój
posłuszny Twojej woli poniósł śmierć na krzyżu, aby wszyscy ludzie zostali
zbawieni, + spraw, abyśmy poznawszy na ziemi tajemnicę odkupienia, * mogli
otrzymać jej owoce w niebie. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna,
który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie
wieki wieków. Amen.
Na zakończenie zwróćmy się do Matki
Bożej Bolesnej słowami wyjętymi z Listu Pasterskiego Czcigodnego Sługi Bożego
Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia, z
1957 r. pt. „Narodowy ciężar
Ślubowań Jasnogórskich poniesiemy z Maryją”
„Dochowamy wierności Synowi Twojemu i
Jego Krzyżowi, boć on dla nas chlubą i mocą, i sztandarem zwycięskim. Ty
dochowałaś wierności Krzyżowi, Ty nie zawahałaś się, nie ustąpiłaś. Stałaś pod
krzyżem, Służebnico, aż do ostatniego drgnienia głosu Twojego Syna. A my? Czyż
moglibyśmy, Królowo, my dzieci Twoje, nie naśladować Ciebie? Gdy Królowa przy Chrystusie
– i Jej dzieci też! Gdy Królowa pod krzyżem – i Jej dzieci też! Dochowamy,
Matko, wierności Krzyżowi!
Szukamy dzisiaj wielkich mocy, bo
widzimy, ile nadziei zawiodło na tysiącletnim szlaku dziejowym naszej
ojczystej, rodzinnej, polskiej drogi. Ale gdy znikały sztandary i korony, gdy
waliły się moce i ustroje – jeden znak nigdy nie znikał z drogi Narodu
polskiego: znak Krzyża. Tysiąc już lat idzie Krzyż przez polską ziemię. Tak jak
Ty ongiś, utkwiona sercem w drzewie krzyża, który dźwigał Syn Twój, doszłaś aż
na Kalwarie, tak i my, ze wzrokiem utkwionym w drzewo krzyża, doszliśmy przez
naszą dziesięciowiekową wędrówkę aż do Tysiąclecia. Po krzyżowej drodze stanął
na Kalwarii Krzyż. Czyżby u kresu tysiącletniej wędrówki Narodu po naszej
krzyżowej drodze Krzyż miał się osunąć?
Będziemy stali, bo pod nim stoi Królowa
nasza, Królowa świata i Królowa Polski, bo pod nim rzesza ludu, który swoimi
ramionami podtrzyma Krzyż, choćby się chwiał. Ale to nie Krzyż się chwieje, to
świat się chwieje i toczy. Krzyż stoi! Tyle mocy poszło w proch na oczach
tysiącletnich dziejów, a Krzyż pozostał jako sztandar zwycięstwa. I…
pozostanie! Jesteś pod krzyżem,
Służebnico Pańska, a my, Twoje dzieci,
gromadzimy się przy Tobie, przy Matce Bolesnej i Zwycięskiej, jak kurczęta,
które skupiają się wokół kokoszy, pod jej macierzyńskie skrzydła. Matko, nie
opuścimy Kalwarii, bo Ty tam jesteś, a skoro stoisz, to i Krzyż, i Kalwaria
jest dla nas tylko moc, tylko zwycięstwem, tylko radością. W wiekowej wędrówce
Narodu ocalała ta potęga. Czyż nie jest to wskazaniem dla nas, szukających mocy
na nowe tysiąclecie, że opierać się mamy na takich tylko mocach, które
przetrwały i zwyciężyły czas? Pozostaniemy więc, Matko, wierni Krzyżowi!”.
Amen.
|