Nasz
Wielki Rodak, Błogosławiony Jan Paweł II, powiedział: „Szczególnym przejawem
macierzyństwa Maryi w stosunku do ludzi są miejsca, na których spotyka się
Ona z ludźmi – domy, w których Ona mieszka. Domy, w których
odczuwa się szczególną obecność Matki. (…) Są to sanktuaria maryjne” (Fatima,
13.05.1982).
Drodzy Bracia i Siostry! Takim miejscem jest Sanktuarium Matki
Bożej Bolesnej w Oborach. Tutaj głębiej przeżywamy prawdę, że „Kościół
jest naszym Domem” opromienionym ciepłem macierzyńskiej
miłości Niepokalanego Serca Maryi. Tutaj jest Dom Matki, do którego pragniemy
powracać.
Jadwiga z Rogowa pisze: „W tym sanktuarium byłam po raz pierwszy
jako 5 – letnie dziecko. Przyprowadzała mnie babcia.
Pamiętam, że siadałam zawsze przy bocznym ołtarzu Matki Bożej Szkaplerznej. Przyjeżdżałam na Msze święte z grupą dzieci, młodzieży i z
harcerzami podczas wakacji, rajdów, i biwaków. Potem z panią katechetką, a w
końcu jako osoba dorosła, pracując w szkole zaczęłam
przyjeżdżać ze swoją klasą”.
18
– letnia Kinga swoją pieszą wędrówkę do Obór nazywa „szlakiem prowadzącym
prosto ku kochającemu sercu Matki Boskiej”. „Wpatrując się w oblicze Matki
czuję, że nie jestem sama, jest przy mnie ktoś, kto pomorze mi wszystko,
zwyciężyć. Wierzę, że dzięki Jej pomocy przetrwam wszystko, nawet najgorsze
dni. Czuję obecność Matki i wiem, że Ona da mi siłę do przetrwania trudnych
chwil. Maryja nie może się z nikim równać, jest niezastąpiona”.
Tutaj, drodzy bracia i siostry, przychodzimy z naszymi troskami i
problemami, by mówić Jej o wszystkim, by szukać pomocy i
rady, pociechy i umocnienia. Ona jako Matka Kościoła troszczy się o wszystkie
swoje dzieci, zgodnie z wolą Chrystusa przekazaną na krzyżu.
Krystyna
z Pułtuska na sobotnim Wieczerniku 14 lipca 2012 roku powiedziała: „Z chorobą
skórną stóp walczyłam ponad 25 lat, a dłoni około 15 lat. Pękała mi skóra na
stopach i dłoniach, wyciekała krew i ropa. Ból nie pozwalał chodzić, rękoma nie
mogłam nic robić. Leczyłam się prywatnie i w różnych lecznicach. Stosowałam
różne maści, zawijałam nogi bandażami, plastrem zaklejałam dłonie. Stosowałam
wszystko co mi kto doradził. Nic nie pomagało. Zawsze chodziłam w skarpetkach.
Przez sen drapałam chore miejsca aż do krwi bo strasznie swędziało. Najgorzej
było w upalne lata bo maści cuchnęły. Moja koleżanka Janeczka znała moją
chorobę i zaproponowała mi wyjazd z pielgrzymką do Sanktuarium Matki Boskiej
Bolesnej. Przyjechałam do Obór wiosną 2009 roku. Byłam blisko ołtarza Matki
Boskiej, modliłam się gorąco i strasznie płakałam. Przyjęłam Komunię świętą
oraz szkaplerz Maryi. Jej brązową szatę przyjął także mój mąż, moje dzieci i
wnuki – czyli wszyscy, którzy ze mną byli. Po Mszy świętej ojciec karmelita
udzielił chorym błogosławieństwa.
W
ciągu pół roku zauważyłam jak ustępują mi rany na nogach i dłoniach. Odstawiłam
wszystkie leki i maści, zdjęłam bandaże i plastry. 13 marca 2010 roku ponownie
przyjechałam do Obór, aby złożyć podziękowanie. Wtedy ze łzami, które dławiły
mi gardło przeczytałam przed Ołtarzem Matki Boskiej Bolesnej świadectwo mojego uzdrowienia
jakiego doznałam od Tej Matki przez ręce kapłana. Mija już 3 lata jak choroba
mnie opuściła”.
Drodzy bracia i siostry! Znakiem tej macierzyńskiej miłości i troski
Maryi jest brązowy szkaplerz karmelitański. Od ponad
czterech wieków pobożni pątnicy z różnych stron Polski przybywają do stóp
Oborskiej Matki i przyjmują Jej święty szkaplerz. Przybywają dzieci komunijne w
swoich śnieżnobiałych szatach, które
ozdobione zostają brązowym szkaplerzem opieki Królowej Karmelu. Przybywa
młodzież maturalna, prosząc by Maryja Szkaplerzna prowadziła ich w dorosłe
życie. Przybywają chorzy, którzy u Maryi Bolesnej znajdują pociechę, nadzieję i
umocnienie do dźwigania słodkiego jarzma krzyża Chrystusowego. Przybywają
starsi, przeżywający jesień życia prosząc, by Maryja była im Matką Miłosierdzia
w ich ostatniej godzinie i gwiazdą przewodnią pewnie prowadzącą do portu
zbawienia wiecznego. Często przyjmują szkaplerz całe rodziny, dziadkowie,
rodzice i dzieci. Maryja Szkaplerzna uczy nas nieustannie, że wszyscy jesteśmy
jedną Rodziną Bożą, a „Kościół jest naszym Domem”. Pewna święta Karmelu pisze:
„Jak dobrze jest być w tym Domu Maryi, pod Jej płaszczem, pod Jej spojrzeniem,
doznając Jej miłości!”
14
lipca 2012 roku Piotr z Warszawy napisał: „Mam 29 lat. Z zawodu jestem
kucharzem. Pragnę podziękować Matce Bożej Bolesnej za to, że zajęła się mną
zniewolonym narkotykami. Przez 6 lat zażywałem heroinę, byłem w niemocy. Podnosiłem
się i upadałem.
Otrzymałem
łaskę z Nieba - pragnienie pojechać na pielgrzymkę do Matki Boskiej Bolesnej,
na którą wybierała się moja Mama. Uradowałem się bo było dla mnie miejsce w
autokarze.
Gdy
znalazłem się przed Oborską Pietą ogarnęło mnie wzruszenie, odczułem, że Matka
Boża bierze mnie na Swoje kolana i przytula do Swego Serca. Zrozumiałem, że Matka
Boża pragnie mi pomóc wyzwolić się z sideł zła. Przystąpiłem do Sakramentu
Spowiedzi Świętej i z radością przyjąłem Szkaplerz Święty.
(…)
Dziękuje Ci Matko że pomogłaś i pomagasz mi, prowadzisz do Jezusa przez Sakrament Pokuty, który jest
moim uzdrowieniem. Stajesz na drodze mojej codzienności poprzez życzliwych
wspomagających mnie ludzi, którzy ratują mnie od zagłady ciała i duszy.
Pragnę
podziękować Matce Bożej Szkaplerznej za
Jej opiekę, wyprowadzenie z nałogu i czuwanie nade mną. Jestem wolnym
człowiekiem, Twoim dzieckiem Maryjo”.
Ona
swoim wstawiennictwem przyprowadza marnotrawnych synów do Chrystusa i Jego
zbawczej Ofiary oraz do miłości Ojca. Ona, zatroskana Matka, wszystkim swoim
zabłąkanym dzieciom podaje rękę i wskazuje drogę do Kościoła, który jest domem
naszej komunii z Bogiem i ludźmi.
Jeden
z pielgrzymów napisał: „Mam na imię Andrzej. 26 lat temu starszy „kolega”
pokazał mi gazetkę z pornografią . Mając 12 lat i nie mając wzorców miłości z
domu stworzyłem we własnym świecie własną miłość, miłość do własnego ciała. Z
początku niewinnie, zło zaczęło mnie wciągać i wciągać coraz dalej i dalej. Po
ludzku myślałem że sobie jakoś poradzę, pojawił się też alkohol następna
ucieczka ze zła w zło. Przez 15-naście lat małżeństwa żyłem w dwóch odrębnych
światach. Nienawidziłem siebie, niejednokrotnie prosiłem Boga żeby zabrał mnie
z tego świata. Powoli zacząłem wygasać duchowo i tracić łączność z Panem
Bogiem. W styczniu ubiegłego roku żona przyjechała do Matki Bożej Bolesnej w
Oborach. Matka Boża przywołała do siebie i mnie. W lutym wraz z małżonką
przyjechałem tu i ja. Utkwiły mi wtedy w pamięci słowa karmelity, że „Szkaplerz
Matki Bożej z Góry Karmel uchroni cię od piekła”. Po konferencji o Szkaplerzu
Świętym wiedziałem że muszę go przyjąć. Tu w Sanktuarium pierwszy raz
uczestniczyłem w prawdziwej Drodze Krzyżowej w relacji z Jezusem, odebrałem ją
bardzo osobiście. (…) Dzieci wybaczyły mi to, że niejednokrotnie patrzyły
na mnie jak pijany wracałem do domu. Matko Boża dziękuję za nowy dar życia…”.
Beata
z Przasnysza przekazała niedawno świadectwo „dotyczące Cudownego Wizerunku Piety
Oborskiej. Wszystko miało miejsce na początku 2005 r. Do tego czasu byłam
duchowo daleko od kościoła, choć starałam się uczestniczyć w obowiązkowych
nabożeństwach i świętach kościelnych. Moje ochłodzenie uczuć religijnych
następowało stopniowo zwłaszcza po zajmowaniu się bioenergioterapią, jogą, New
Age, reinkarnacją, parapsychologią. Ta powolna degradacja znajdowała wyraz w
stopniowym lecz systematycznym pogarszaniu więzi i relacji w rodzinie; wszystko
zaczynało się walić, ale moje oczy były zasłonięte, dużo pracowałam i na nic
nie miałam czasu, a życie przeciekało mi między palcami.
Na
zaproszenie Rodziców pojechaliśmy wszyscy do Częstochowy. (…) Czułam się tam
jak w domu, jak u Matki. (…)
Pięć
miesięcy po przyjeździe przyśnił mi się dziwny sen. Przechodziłam obok Kaplicy
Jasnogórskiej i nie bardzo miałam ochotę tam wejść. Sumienie jednak nie
pozwoliło przejść obojętnie. Weszłam niczego nie mogąc dostrzec na ołtarzu,
próbowałam dojrzeć Obraz, wszystko było rozmazane… Po pewnym czasie dostrzegłam
zamiast Obrazu Maryję, która trzymała na rękach Jezusa po męce, Ten wygiął
Ciało, Ręką, Która zrobiła się bardzo długa wskazał na leżącą fioletową stułę
kapłańską. Nikt obok mnie nie widział tego. Gdy się obudziłam wiedziałam już,
że chcę jak najszybciej iść do spowiedzi…
Mąż
wspomniał o jakichś Oborach, do których jeżdżą ludzie na jakieś czuwania….
Sprawdziłam w internecie i moje zdumienie było ogromne… [To przecież] Pieta ze
snu, i jeszcze moje 40 urodziny, bo urodziłam się 16 lipca, w święto Matki
Boskiej Szkaplerznej….
Oczywiście
pojechaliśmy do Obór, wraz z córka przyjęłyśmy szkaplerz. Podziękowałam
Patronce swego urodzenia, Która przyszła wyrwać nas z paszczy lwa. Od tego
czasu minęło 6 lat.
W
kolejnych miesiącach moje życie zaczęło przebiegać pod znakiem pierwszych
piątków i nawrócenia.
Nasze życie wyznacza codzienna Eucharystia i Miłość
Chrystusa i Jego Matki, choć był to bardzo burzliwy i trudny okres nasza
rodzina się zjednoczyła i stała się zupełnie inna. Jeździmy na rekolekcje i
modlimy się wspólnie.
To
Matka Boska Szkaplerzna odmieniła mój los, ale także wielu osób związanych ze
mną, i nadal działa poprzez swą Miłość”.
Drodzy bracia i siostry! „Kościół jest naszym Domem” w którym jako
jedna rodzina Boża jesteśmy sobie potrzebni i wzajemnie
za siebie odpowiedzialni. Nabożeństwo szkaplerzne uczy wyobraźni miłosierdzia w
odniesieniu do potrzeb bliźniego, tych doczesnych, ale przede wszystkim
troski o wieczne zbawienie.
Lucyna
z Warszawy mówi: „Matka Boża uzdolniła mnie do posługi chorym i cierpiącym w
Domu Pomocy Społecznej. Pracuję tam jako opiekunka. Pielęgnuję nie tylko ich
ciała ale również ich zbolałe dusze. Dzielę się z nimi o przemożnej opiece
Matki Bożej w znaku Szkaplerza Świętego. Niektórzy z nich przed śmiercią
przeżywają walkę duchową, wzywam na pomoc Maryję i całe Niebo aby przyszli im
na pomoc, na ostatnie przejście do domu Ojca, modlę się nakładam Szkaplerz Święty,
trzymam za rękę, wzywam Bożego Miłosierdzia. Widzę jak odchodzą w pokoju do
wieczności. To piękne kiedy z Bożej łaski mogę być przy ich śmierci. Zanim nadejdzie
ostatnia chwila często wzywam kapelana na ostatnią spowiedź, sakrament
namaszczenia chorych. Jak pięknie jest służyć w obecności Matki Bożej. Posyła
tam gdzie jest rozpacz i niezgoda, tam gdzie jest lęk i odrzucenie i gdzie brak
przebaczenia. […] Kocham swoją posługę drugiemu człowiekowi, kiedy mogę służyć
całą sobą moim chorym siostrom i braciom w Jezusie Chrystusie. Dziękuję Bogu za
tak ogromne dobrodziejstwa jakich mi użyczył. Nasza Oborska wspólnota
pielgrzymkowa ofiarowuje Szkaplerze Święte chorym i cierpiącym, które zakładane
są przez kapelana w szpitalu dziecięcym w Międzylesiu, w szpitalu Bródnowskim
,w hospicjum na ulicy Bednarskiej, oraz w Domu Pomocy Społecznej w Warszawie.
To Maryja w znaku Szkaplerza Świętego jednoczy ze swoim Synem Jezusem
Chrystusem, uczy miłości do drugiego człowieka, uczy nie osądzać, lecz kochać
miłością bezinteresowną, takich jakimi są. Maryja to wielka szkoła miłości. Dziś
jestem inną osobą : widzę, słyszę i czuję inaczej jak przed laty. […] Dziękuję
za wierność i wytrwałość w pielgrzymowaniu do Ciebie Matko, bo Ty jesteś ze mną
i prowadzisz do Swojego Syna”.
Św. Matka Maravillas od Jezusa żyjąca w ukryciu karmelitańskiej
klauzury w jednym z listów napisała:
„Wiem,
że jesteś chory, że cierpisz, i nie muszę chyba mówić, jak bardzo pamiętam o
tobie przed Panem i proszę Go o twoje zdrowie. Chciałabym jednak w czymś tobie
usłużyć, ofiarować pewną pomoc, ulżyć w tym co mogę, a skoro nie mogę cię
odwiedzić, bo jestem mniszką klauzurową, pomyślałam o tym, że poślę ci
szkaplerz Maryi, naszej Matki, prosząc cię o dwie rzeczy: abyś go nosił i byś w
nim widział pragnienie, aby Maryja uzdrowiła cię ze wszystkich cierpień
fizycznych i moralnych, bo Ona jest Matką i wszystko rozumie, wszystkiego
wysłuchuje, i wszystko czyni słodkim”.
Innym
razem ta święta karmelitanka zachęca: „Noście szkaplerz święty, bo to jest znak
zbawienia i aby dzięki niemu nie zatraciło się mojemu Chrystusowi tyle dusz,
które On chce zbawić poprzez swą Matkę. (…) Cała nadzieja jest w Najświętszej
Pannie. Biedne dusze, które nie chcą korzystać z tak wielkiej miłości i tak
wielkiego miłosierdzia! To sprawia wielki ból, lecz co się nas dotyczy, co za
ufność, co za bezpieczeństwo! Co za szczęście mieć taką Orędowniczkę w naszej
najsłodszej Matce!”
Święty
o. Rafał Kalinowski zachęca: „Noście zawsze Szkaplerz święty, nie pozwólcie
sobie nigdy i pod żadnym warunkiem na to, aby się go pozbyć! Noście go
pobożnie, ucałujcie go z miłością przynajmniej rano i wieczorem. Szkaplerz to
barwa Maryi, (w której zostaliśmy zgromadzeni, to Jej sztandar, pod którym
walczymy o życie wieczne), to zadatek miłosierdzia Bożego i ocalenia od ognia
wiecznego”.
o.
Piotr Męczyński O. Carm.
|