25.03.2013
List do Wspólnoty na Wielkanoc A. D. 2013


1. Droga Rodzino Matki Bolesnej, kochani bracia i siostry! Niedawno papież Franciszek powiedział:

„Nasza radość pochodzi nie z posiadania wielu rzeczy, ale ze spotkania pewnej Osoby: Jezusa, z tego, że wiemy, iż będąc z Nim, nigdy nie jesteśmy sami, nawet w chwilach trudnych, nawet kiedy na drodze życia napotykamy problemy czy trudności, które wydają się nie do pokonania, a jest ich tak wiele! Towarzyszymy, idziemy za Jezusem, ale przede wszystkim wiemy, że to On nam towarzyszy i bierze nas na swe ramiona: na tym polega nasza radość, nadzieja, którą winniśmy wnosić w nasz świat. Nieśmy wszystkim radość wiary!”.

Na zbliżające się święta wielkanocne życzę każdemu z Was takiej właśnie „radości wiary” płynącej ze spotkania ze zmartwychwstałym Panem i dzielonej z innymi naszym codziennym świadectwem Jego miłości, Jego zwycięstwa nad grzechem i śmiercią, Jego bliskości i pokoju.

2. Z radością informuję, że kopia figury Matki Bożej Bolesnej po odnowieniu przez konserwatora na początku marca br. powróciła do klasztornej kaplicy (Oratorium). Z serca dziękuję wszystkim za ofiary złożone na renowację Piety. To nasze wotum dziękczynne dla Maryi Bolesnej z okazji 5 – rocznicy powstania naszej Wspólnoty, którą obchodzić będziemy 15 września br. Pamiętajmy jednocześnie o tym co najważniejsze, o duchowym wymiarze naszego daru. Chodzi o piękno naszego serca, oczyszczonego z brudu grzechowego i pozłoconego miłością Boga i bliźniego. W nadchodzących miesiącach zwróćmy szczególną uwagę na tę duchową odnowę, a wtedy nasz pokorny dar stanie się prawdziwie miły Maryi i przyniesie radość jej Sercu. Drodzy Moi! Przygotujmy się także do tej wrześniowej uroczystości przez odnowienie i pogłębienie naszego całkowitego oddania się Matce Bolesnej, jako narzędzia Jej macierzyńskiej miłości wobec chorych i cierpiących. Patrząc na piękną Pietę w klasztornej kaplicy widzimy, że także postać ukrzyżowanego Chrystusa spoczywająca na kolanach Maryi została odnowiona. Prośmy Ją, by uczyła nas ciągle na nowo rozpoznawać Jego umęczone oblicze w drugim człowieku. W istocie o tym wszystkim powinna nam przypominać odnowiona Pieta w Oratorium.  

3. Najbliższy dzień skupienia dla członków „Piety” przypada 19 maja br., w niedzielę Zesłania Ducha Świętego. Nasze spotkanie rozpocznie Eucharystia o godz. 11.30, a zakończy agapa w klasztornej herbaciarni o godz. 16.00. Serdecznie zapraszam do wspólnej modlitwy i braterskiego spotkania.

4. Przypominam, że XIV Ogólnopolskie Spotkanie Rodziny Karmelitańskiej w Oborach odbędzie się w sobotę 13 lipca br. w godz. 10.00 – 19.00.

5. Rekolekcje dla naszej Wspólnoty tradycyjnie odbędą się w Oborach przed Odpustem Matki Bożej Bolesnej w dniach 12 – 15 września br.  

6. Na koniec zachęcam do lektury nowego rozważania p.t.: „Chodźcie, wejdźmy na górę Pana! (Iż 2, 3).

Całą naszą Wspólnotę i każdego z was, najmilsi bracia i siostry, oddaję i zawierzam Sercu Zmartwychwstałego Pana i Sercu naszej Oborskiej Matki Bolesnej. Pozdrawiam raz jeszcze z radosnym Alleluja!, bukietem serdecznych życzeń i darem Chrystusowego błogosławieństwa.

                                             o. Piotr O. Carm.

 

Chodźcie, wejdźmy na górę Pana! (Iz 2, 3)

 

Droga Rodzino Matki Bolesnej! Z radosnym Alleluja! zapraszam Was na oborskie wzgórze do Ogrodu Serca Maryi! To o Niej mówi biblijny autor Pieśni nad Pieśniami: „Cała piękna jesteś (…) i nie ma w tobie skazy, (…) a zapach olejków twych nad wszystkie balsamy! (…) zapach twoich szat jak woń Libanu. Ogrodem zamkniętym jesteś, siostro ma, oblubienico, ogrodem zamkniętym, źródłem zapieczętowanym. [Tyś] źródłem mego ogrodu, zdrojem wód żywych spływających z Libanu” (por. Pnp 4, 7 – 15).

Z weselem ducha i utęsknieniem podążajmy do stóp naszej Niebieskiej Matki, aby ukryć się w ciszy Oborskiego Karmelu, na tym wzgórzu wybranym przez Najświętszą Dziewicę, daleko od wielkich aglomeracji miejskich i gwaru tego świata. Wejdźmy do tego ukrytego Ogrodu Maryi, aby spotkać zmartwychwstałego Pana, ujrzeć oblicze Boskiego Ogrodnika, trwać w milczeniu przy Jego Sercu, adorując Jego prawdziwą i żywą obecność w ukryciu świętej Hostii.

Jak wielką łaską są dla nas te chwile i te miejsca, gdzie możemy być sam na sam z naszym Panem. Bez takich miejsc, jakże łatwo w naszym rozbieganym życiu, zatracić świadomość prawdziwego sensu i ostatecznego celu naszej ziemskiej wędrówki, naszego chrześcijańskiego powołania. Bez takich miejsc staniemy się niezdolni, aby rozpoznać oblicze zmartwychwstałego Pana. Bez takich miejsc i chwil staniemy się pustym naczyniem, bez wody Bożej łaski, wina Jego miłości oraz oliwy Jego pokoju i pocieszenia, a więc niezdolni do prawdziwej posługi miłości i świadectwa nadziei wobec bliźnich spotykanych na drodze naszego życia.  

O tym musimy ciągle pamiętać w zwyczajnych okolicznościach codziennego życia, a także wtedy, gdy raz w miesiącu gromadzimy się w oborskim sanktuarium na Mszy świętej za chorych. Wtedy bezpośrednio spotykamy się z tymi, którzy z wielu stron Polski przybywają do Domu Matki Bolesnej i w ufnej modlitwie powierzają Jej swoje bóle i cierpienia, swoją nadzieję uzdrowienia i umocnienia w niesieniu krzyża choroby. Jak zatem powinniśmy się przygotować do tych comiesięcznych spotkań, by stać się jeszcze bardziej skutecznymi narzędziami uzdrawiającej miłości naszego Pana, by jeszcze lepiej służyć chorym i cierpiącym naszą modlitwą wstawienniczą, każdym naszym słowem i gestem?   

Pragnę przywołać w tym miejscu słowa kamedułki, mniszki żyjącej w ukryciu pustelni, które stanowią także dla nas cenną wskazówkę:

„Nasza modlitwa służy nie tylko innym, ale jest niezbędna dla nas samych. Od niej zależy jakość naszego życia i naszego świadectwa. Na ile „napełnimy się” Bożą miłością, mocą i światłością; na ile staniemy się podobne do naszego Pana – na tyle też ukażemy Go innym i w proporcjonalnym stopniu zdołamy uprosić dla nich łaski. Sam Pan Jezus pokazał to na swoim przykładzie, gdy bowiem „rozchodziła się Jego sława, a liczne tłumy zbiegały się, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swoich niedomagań, On jednak usuwał się na miejsca pustynne i modlił się” (Łk 5, 15-16)” (m. Weronika H. E. Sowulewska OSBCam).

Także i my, jeżeli chcemy być wiarygodnymi świadkami Chrystusa i skutecznymi narzędziami Jego uzdrawiającej miłości, musimy troszczyć się nieustannie o to „miejsce pustynne” w naszym życiu, gdzie będziemy tylko z Panem w modlitwie i kontemplacji. To nie może być dodatkiem do naszej samarytańskiej posługi bliźnim, ale jej prawdziwym źródłem i szczytem – „Świętą Górą” ku której codziennie podążamy, by spotkać Pana i z której potem schodzimy ku naszym braciom i siostrom, aby chustą miłosierdzia otrzeć w nich Jego umęczone Oblicze. Trzeba nam codziennie powracać na to „miejsce pustynne”, wchodzić do tego „Namiotu Spotkania”, czerpać ze „źródła” Bożej miłości – z otwartego Serca Zbawiciela, aby potem obmywać rany i gasić pragnienie wszystkich szukających i spragnionych prawdziwego życia i szczęścia. Tutaj kryje się „sekret” skuteczności naszego zaangażowania w dzieło nowej ewangelizacji. Wyjście z Chrystusem „na miejsce pustynne” przynależy do samej istoty naszej posługi miłości wobec chorych i cierpiących, jest jej prawdziwym sercem i tajemnicą jej duchowej płodności. W naturalny sposób wyraża zarazem nasz udział w duchowości i charyzmacie Karmelu.

Dla lepszego zobrazowania tej fundamentalnej prawdy życia duchowego prawdziwego chrześcijanina przywołajmy jeszcze jeden fragment z Ewangelii.

„Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i (…) zeszedł z nimi na dół (…) Było tam wielkie mnóstwo ludu; przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia. A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich” (por. Łk 6, 12 – 19).

Drodzy Przyjaciele! Jeżeli chcemy być wiernymi uczniami Chrystusa to każda nasza posługa miłosierdzia świadczonego chorym i cierpiącym powinna wyróżniać się tym prymatem osobistej modlitwy, cichej adoracji i ukrytego trwania przy Sercu Pana. Tylko wtedy staniemy się czytelnym znakiem Jego żywej obecności i narzędziem Jego troskliwej miłości wobec każdego człowieka. Tylko wtedy będziemy wskazywać i prowadzić innych do prawdziwego i jedynego źródła życia, do osobistej komunii miłości z Ojcem przez Syna w Duchu Świętym.

Wymownie przypomina nam o tym kolejny fragment z Ewangelii: „O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich. (…) Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego” (por. Łk 4, 40 – 42).

Drodzy bracia i siostry! Także i my, angażując się na różne sposoby w posługę miłosierdzia wobec chorych i ubogich, samotnych i opuszczonych, zniewolonych nałogami i zranionych słabościami jesteśmy zaproszeni, aby razem z Jezusem powracać „na miejsce pustynne”, aby wchodzić codziennie w Jego intymną relację miłości z Ojcem. Wszystko w naszym życiu – jako prawdziwych uczniów Chrystusa - powinno zawsze wychodzić „Od Ojca” i „Do Ojca” powracać. To powinno stanowić codzienny rytm naszego chrześcijańskiego życia i posługi miłosierdzia wobec bliźnich.

Przykładem niech będzie dla nas święty o. Charbel [czyt. Szarbel] Makhlouf  (1828 – 1898), pustelnik z Libanu żyjący w XIX wieku.

Urodził się 8 maja 1828 roku jako piąte dziecko ubogich rolników Antuna i Brygidy Makhloufów, zamieszkałych w małej, górskiej miejscowości Bekaa Kafra, 140 km na północ od Bejrutu. Na chrzcie otrzymał imię Józef. Rodzice jego byli katolikami obrządku maronickiego. Dzieci Makhloufów wzrastały w radosnej atmosferze wzajemnej miłości, która wynikała z codziennej modlitwy oraz ciężkiej pracy na roli.

Kiedy Józef miał 3 lata, umarł mu ojciec. Osierocony Józef wraz ze swoimi rówieśnikami zaczął uczęszczać do wiejskiej szkoły, która podlegała miejscowej parafii i była przez nią utrzymywana. Z wielką miłością też pomagał w pracy matce. Aby zapewnić dzieciom utrzymanie i wykształcenie, matka decyduje się powtórnie wyjść za mąż - za uczciwego i pobożnego Ibrahima, który był stałym diakonem.

Już jako dziecko odznaczał się wielką pobożnością, zamiłowaniem do modlitwy i samotności. Mały Józef był ministrantem; prosił często księdza o odrobinę kadzidła, które zanosił do groty mieszczącej się blisko jego domu. Tam, przed małym obrazkiem Matki Bożej, modlił się i zapalał kadzidło. Inne dzieci szły się bawić, a Józef biegał do groty, więc przezywały go świętym, a o „jego” grocie mówiły: „grota świętego”.

Był urzeczony pięknem otaczającej go przyrody. Patrzył na góry libańskie, na wysokie i rozłożyste cedry Libanu pokryte bielą i w dziecinny sposób oddawał się kontemplacji dzieł Bożych i wtenczas rodziła się myśl całkowitego oddania się Bogu. Czuł, że Bóg coraz gwałtowniej go woła. Kontemplując i upajając się niezwykłością przyrody poznawał coraz lepiej  Swego Stwórcę. Jeżeli świat przyrody jest tak piękny, to cóż dopiero jej Twórca. Czytając Pismo Święte znajdował w nim słowa mówiące wiele o cedrach Libanu. Wtenczas – gdy czystą duszę człowieka i wierną Bogu porównywano ze śniegiem znajdującym się na szczytach cedrów i taką czystą duszę dla Boga postanowił zachować Józef.

Mając 23 lata wstępuje do Zakonu Maronitów, a osiem lat później otrzymuje święcenia kapłańskie.

Jako młody ksiądz w 1860 r. jest świadkiem strasznej masakry przeszło 20 000 chrześcijan, dokonanej przez muzułmanów i druzów. Bojówki muzułmańskie bez żadnej litości mordowały całe rodziny chrześcijan, plądrowały, grabiły i paliły kościoły, konwenty, gospodarstwa i domy. Setki uciekinierów - głodnych, poranionych, przerażonych tym, co się stało i co mogło ich jeszcze spotkać - szukało schronienia w klasztorze w Annai. Ojciec Charbel całym sercem pomagał uciekinierom oraz modlił się, pościł i stosował surowe praktyki pokutne, ofiarując siebie Bogu w duchu ekspiacji za popełnione zbrodnie i błagając o Boże miłosierdzie dla prześladowców i prześladowanych.

Kiedy człowiek całkowicie oddany Chrystusowi się modli, uobecnia w świecie wszechmocną miłość Boga. Wtedy sam Chrystus działa przez niego, zwyciężając zło dobrem, kłamstwo prawdą, nienawiść miłością. Jest to jedyny w pełni skuteczny sposób walki ze złem obecnym w świecie. W taki właśnie sposób przeciwstawiał się złu o. Charbel. Wiedział on, że najskuteczniejszym sposobem zmiany świata na lepsze jest najpierw zmiana samego siebie, czyli własne uświęcenie poprzez zjednoczenie się z Bogiem. To był główny cel jego zakonnego życia. Tylko ludzie, którzy szczerze dążą do świętości, czynią świat lepszym.

W pewnym momencie swojej zakonnej drogi o. Charbel odkrył w sobie powołanie do życia pustelniczego, ale przez wiele lat nie otrzymał od swych przełożonych zgody na taką formę życia. Stało się to dopiero po niezwykłym wydarzeniu, jakie miało miejsce w klasztorze. Dwaj współbracia dla żartu zamiast oliwy wlali mu do lampy wodę i poprosili go, by zapalił lampę. Ku ich ogromnemu zdziwieniu, woda w lampie… zapłonęła. Zakonnicy poinformowali o sprawie przełożonego.

15 lutego 1875 r., po 17 latach pobytu we wspólnocie zakonnej w Annai, o. Charbel otrzymuje pozwolenie na przeniesienie się do eremu świętych Piotra i Pawła, aby tam - w całkowitym milczeniu, przez modlitwę, pracę i jeszcze surowsze umartwienia - całkowicie zjednoczyć się z Chrystusem. Pustelnia ta mieściła się 200 m powyżej klasztoru, na wysokości 1400 m nad poziomem morza. Tworzyła ona szczyt góry Annaya, od której klasztor bierze swą nazwę. Cela o. Charbela miała tylko 6 metrów kwadratowych; do niej przylegała mała kaplica. Pod habitem libański eremita nosił zawsze włosiennicę, spał tylko kilka godzin na dobę, jadł bardzo skromne potrawy bez mięsa, i to tylko jeden raz na dzień. Jego jedynym napojem była woda.

Centrum jego życia i „sekretem” jego świętości była Eucharystia. Codziennie o godzinie jedenastej odprawiał Mszę św. w kaplicy eremu; długo się do niej przygotowywał, a po jej skończeniu przez 2 godziny trwał w dziękczynieniu. Ojciec Charbel odkrył, że dla kapłana nie ma nic ważniejszego od celebracji Ofiary Mszy Świętej. Papież Paweł VI powiedział o nim: „Całe jego życie zakonne było oparte na sprawowaniu Mszy Świętej, milczącej modlitwie przed Najświętszym Sakramentem i heroicznym realizowaniem cnót posłuszeństwa, ubóstwa i czystości”.

Czcił gorąco Matkę Bożą, którą Maronici wzywają jako „Panią Gór Libanu”. Czcił Ją tak wielką miłością, że jego serce upodobniło się do Serca Maryi. Godzinami odmawiał przed Jej obrazem różaniec. Jako kapłan z upodobaniem odprawiał Mszę Świętą o Najświętszej Maryi Pannie. Był absolutnie przekonany, że „ratuje Ona niezawodnie tego, kto Ją czci”. W modlitwach mszy maronickiej można wyczytać przy konsekracji chleba i wina:

„Matko Pana naszego Jezusa Chrystusa, módl się za mnie do swego jedynego Syna, żeby wyjednał mi przebaczenie mych grzechów i przyjął z mych nędznych, grzesznych rąk tę Ofiarę, którą w swej słabości składam na tym ołtarzu. Zachowaj mnie swymi modlitwami, o Święta Maryjo!”. A w hymnie nieszporów z pierwszej niedzieli brzmi śpiew:

„Bądź błogosławiona, o Maryjo, i niech będzie błogosławiona Twoja dusza godna chwały, Ty, która tak bardzo przewyższasz świętością innych świętych. Bądź błogosławiona, albowiem nosiłaś, całowałaś i miłowałaś jako dziecię Tego, który jest Wszechmocny, który trzyma ziemię w swych rękach”. I dalej:

„Błogosławiona bądź, bo z Twego łona wyszedł Zbawiciel jako oślepiające światło. On związał szatana i dał światu pokój. Błogosławiona bądź, bo Twoje czyste usta spoczęły na wargach Tego, którego chwała jaśnieje na obliczu Serafinów”.     

O. Charbel zawsze szanował innych, nawet tych, którzy mieli we wspólnocie najmniejsze znaczenie. W klasztorze oraz w pustelni oddany był najsurowszej pokucie i pracy. Stanowił wzór ascezy i świętości. Wybierał zawsze takie zajęcia, które były najtrudniejsze i poniżające. Jego życie w ten sposób było podzielone pomiędzy modlitwę i pracę. Jego ciągła praca, wydłużające się posty, akty umartwienia i zjednoczenie z Bogiem uczyniło z niego anioła w ludzkiej postaci. Duchowość swojego życia oprócz kultu Eucharystii i nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny, która w liturgii maronickiej zajmuje naczelne miejsce, opierał na głębokiej znajomości Pisma Świętego. Przez 39 lat swojego kapłańskiego życia odprawiał Mszę Św. po długim przygotowaniu i zawsze kończył dziękczynieniem, które nie trwało krócej jak dwie godziny.

Przez 23 lata przebywania w pustelni – wychodził z niej bardzo rzadko. Ojciec Charbel był tak ściśle zjednoczony z Chrystusem, że w spotkaniu z każdym człowiekiem promieniował radością czystej miłości, a Jezus przez jego pośrednictwo mógł dokonywać różnych znaków i cudów. Spośród wielu cudów libańskiego zakonnika warto przypomnieć zdarzenie, kiedy to w 1885 r. na polach rolników mieszkających w wioskach w pobliżu klasztoru w Annai osiadła potężna chmura szarańczy, która niszczyła uprawy rolne. Dla miejscowych ludzi była to straszna plaga, prowadząca do wielkiego głodu. Przełożony polecił o. Charbelowi, aby natychmiast udał się na pola zajęte przez szarańczę i by się tam modlił, błogosławił i kropił wodą święconą. Ze wszystkich pól, które udało się zakonnikowi pobłogosławić, szarańcza zniknęła, a zbiory zostały uratowane.

W 1873 r. o. Charbel z polecenia swojego przełożonego został zawieziony do pałacu księcia Rachida Beika Al-Khoury, aby się pomodlić nad jego synem Nagibem, który umierał zarażony tyfusem. Lekarze nie dawali mu żadnych szans na przeżycie. Ojciec Charbel udzielił choremu sakramentu chorych, a następnie pokropił go święconą wodą - wtedy w jednym momencie, ku wielkiej radości wszystkich obecnych, Nagib całkowicie odzyskał zdrowie. Po skończeniu studiów medycznych rozpoczął praktykę lekarską i stał się jednym z najsławniejszych lekarzy w Libanie.

Ojciec Charbel w pustelni spędził ostatnie 23 lata swego życia. W piątek 16 grudnia 1898 roku podczas sprawowania Bezkrwawej Ofiary Chrystusa dostał udaru mózgu.

Zmarł tydzień później, w Wigilię Bożego Narodzenia, podczas nocnej adoracji Najświętszego Sakramentu.

Współbracia zakonni znaleźli go rano leżącego na posadzce kaplicy; widzieli, jak z tabernakulum promieniowało przedziwne światło, które otaczało ciało zmarłego.

25 grudnia, w dzień Bożego Narodzenia, o. Charbel został pochowany we wspólnym zakonnym grobie.

Święty Pustelnik pragnął umrzeć w całkowitym zapomnieniu, ale Opatrzność Boża nie dozwoliła, aby tak się stało.

W pierwszą noc po pogrzebie zauważono nad miejscem pochówku zakonnika oślepiające, tajemnicze światło, widoczne w całej dolinie, które świeciło nieustannie przez 45 nocy od dnia pogrzebu. Fakt ten wywołał wielkie poruszenie w całej okolicy. Tysiące chrześcijan i muzułmanów przybywało do grobu, aby zobaczyć to osobliwe zjawisko. Patriarcha maronitów, poinformowany o tym, co się działo przy grobie pustelnika, ze względów bezpieczeństwa nakazał przeniesienie ciała do klasztoru. Grób o. Charbela został otwarty w obecności lekarza i innych urzędowych świadków. Po wyjęciu z grobu ciało pustelnika poddano badaniom; stwierdzono, że nie miało ono najmniejszych śladów pośmiertnego rozkładu i wydzielało wspaniały zapach oraz płyn nieznanego pochodzenia. Do dnia dzisiejszego ten tajemniczy olej wypływa z ciała Świętego i jest znakiem Chrystusowej mocy uzdrawiania. Ojcowie maronici zaczęli go rozdawać, a wierni przykładać w chore miejsca. Tak rozpoczęła się fala uzdrowień. Do kanonizacji, której dokonał Ojciec Święty Paweł VI w roku 1977, otwierano trumnę kilkakrotnie i za każdym razem zbierano wydobywający się olej. Święty Charbel umarł, ważąc zaledwie 52 kg, a oleju z jego ciała wydobyło się ponad 100 litrów.

Sanktuarium św. Charbela w Annai stało się celem pielgrzymek nie tylko dla chrześcijan, ale także dla muzułmanów oraz przedstawicieli innych wyznań.

Do jego grobu przybywa każdego roku ponad 4 mln pielgrzymów, by prosić o łaski i za nie dziękować.

O nim zdaje się mówić prorok Ozeasz: “Wspaniały jak drzewo oliwne, woń jego (…) jak woń Libanu” (Oz 14, 7).  

W ciągu trzech pierwszych miesięcy od jego śmierci, zanotowano 350 uzdrowień. Do dzisiaj udokumentowanych jest ponad 23 tys. cudów, które dokonały się za wstawiennictwem Świętego Charbela.

Drodzy bracia i siostry!

Święci są czytelnym znakiem obecności niewidzialnego Boga, kochają nas i działają mocą Jego miłości. Innymi słowy to sam Pan Bóg działa przez nich, apeluje do naszej wolności, pokazuje nam ostateczny sens i cel naszego ziemskiego życia - niebo.

Święty Pustelnik z Libanu, Ojciec Charbel Makhlouf ciągle przypomina:

„Istnieje Bóg i Jego królestwo. Każdy człowiek jest powołany, aby w nim uczestniczyć przez zjednoczenie się w miłości z Bogiem. Jest tylko jedna droga, która tam prowadzi, a jest nią Jezus Chrystus, najprawdziwszy Bóg, który stał się najprawdziwszym człowiekiem. Ta droga dojrzewania do miłości jest trudną duchową wspinaczką. Powinniśmy wzajemnie się kochać miłością bezinteresowną, bezwarunkową i nieograniczoną. Aby dojrzewać do takiej miłości, trzeba nieustannie czerpać z jej Źródła, którym jest Jezus Chrystus. Z tego jedynego Źródła mogą czerpać wszyscy bez wyjątku – przez codzienną, wytrwałą modlitwę oraz sakramenty pokuty i Eucharystii.

Tylko Jezus może uwolnić człowieka od wszystkich grzechów, problemów i zmartwień. On bardzo cierpi, gdy człowiek odkupiony Jego krwią upada w grzechu. Bóg pragnie, abyśmy byli wolni i szczęśliwi. Ludzie jednak szukają szczęścia tam, gdzie go nigdy nie znajdą, a więc na ziemi, w dobrach materialnych lub w innych ludziach. Pełnię szczęścia można odnaleźć tylko przez zjednoczenie się w miłości z Chrystusem”. 

Droga Rodzino Matko Bolesnej! Na kartach Ewangelii czytamy jak pewnego dnia „Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło” (por. Mt 17, 1-9).

Z pewnością Ojciec Charbel przebywając w swej pustelni na szczycie Annaya czuł się jak apostołowie na górze Tabor. Klęcząc w swej małej kaplicy przed tabernakulum, unosząc świętą Hostię nad ołtarzem, kontemplował oczami wiary i płonącym sercem święte oblicze zmartwychwstałego Pana.

Każda Msza Święta była dla niego wejściem na „świętą górą” Przemienienia Pańskiego. Codziennie był świadkiem tej przemiany, której Chrystus dokonuje na ołtarzu. Każda milcząca adoracja Najświętszego Sakramentu była dla niego „mistyczną górą” kontemplacji Świętego Oblicza.

Błogosławiony Papież Jan Paweł II uczy: „Gorliwa i długotrwała adoracja Chrystusa obecnego w Eucharystii pozwala w pewien sposób doświadczyć tego, co przeżył Piotr podczas Przemienienia: „[Panie] dobrze, że tu jesteśmy”.

Drodzy bracia i siostry! Spotkanie z Chrystusem w Eucharystii umacnia nas, podobnie jak uczniów na Górze Tabor, by wiernie podążać Jego śladami „przez krzyż na szczyt Bożej Chwały”. Przykładem tej głębokiej pobożności eucharystycznej niech będzie dla nas święty Pustelnik z Libanu.

Niech jego świadectwo pomoże nam zrozumieć jak ważne dla naszej relacji z Bogiem i naszej samarytańskiej posługi chorym i cierpiącym, dla wytrwałego świadectwa wiary i nadziei, jest nasze codzienne wychodzenie i przebywanie z Chrystusem modlącym się „na górze” i „w miejscach pustynnych”, zwłaszcza w Tajemnicy Eucharystii, która jest prawdziwym źródłem i szczytem całego naszego chrześcijańskiego życia.

Drodzy bracia i siostry! Staje więc dzisiaj przed nami święty o. Charbel, mistyczny cedr Libanu, wielki świadek żywej obecności Chrystusa w Eucharystii. Ciągle wielu chorych i cierpiących modli się przy jego grobie, prosząc o wstawiennictwo tego, który całkowicie poświęcił się Bogu w ukryciu swego eremu na szczycie Annai.   

Jednym z najbardziej znanych cudów jest uzdrowienie Nouhad Al-Chami, 59-letniej Libanki, matki 12 dzieci. Po wylewie na początku stycznia 1993 r. dostała lewostronnego paraliżu ciała. Sprawę dodatkowo komplikowała niedrożność jej arterii szyjnej. Nouhad z coraz większą trudnością mogła mówić i jeść. Według opinii lekarzy można było jeszcze próbować operować tętnicę szyjną, ale szansę powodzenia tej chirurgicznej interwencji były minimalne. Mąż i dzieci jedyną nadzieję położyli w Bogu.

Najstarszy syn chorej, Saad, wybrał się z pielgrzymką do pobliskiego klasztoru w Annai, w którym znajduje się grób św. Charbela Makhloufa, aby za jego wstawiennictwem modlić się o uzdrowienie swojej mamy. Po powrocie namaścił szyję matki płynem wydzielającym się z ciała św. Charbela. Kobieta bardzo cierpiała i modliła się do Matki Bożej i św. Charbela, aby zabrali ją już do siebie.

W najbliższą noc miała dziwny sen. Śniła, że przy jej łóżku zjawił się św. Charbel wraz z innym zakonnikiem i powiedział, że przyszedł zoperować jej szyję. Chora początkowo nie chciała się na to zgodzić, ale w końcu uwierzyła argumentacji mnichów, że tylko wtedy odzyska zdrowie, gdy podda się operacji. "Jak mogą to zrobić, skoro nie mają narzędzi chirurgicznych i środków znieczulających?" - pytała sama siebie, drżąc ze strachu. W pewnym momencie poczuła ręce zakonnika na swojej szyi i wielki ból, ale nie mogła krzyczeć ani się opierać. Kiedy operacja się zakończyła, zbliżył się drugi zakonnik, pomógł jej usiąść, poprawił poduszkę i podał szklankę wody. Powiedziała mu, że nie może pić bez słomki, gdyż ma sparaliżowany język. Zakonnik zapewnił ją, że jest już zdrowa i że może sama jeść, pić, chodzić oraz pracować. Potem obaj mnisi zniknęli w tajemniczym świetle.

Kiedy sen się skończył, Nouhad zaraz się obudziła i z radością stwierdziła, że jej paraliż całkowicie ustąpił. Wstała sama z łóżka i bez żadnych trudności zaczęła chodzić po pokoju. Patrząc w lustro, zauważyła, że po obu stronach szyi ma dwie blizny o długości 12 centymetrów każda, ze szwami, z których zwisały końcówki czarnych nici chirurgicznych. Jej szyja i nocna koszula były całe zakrwawione. Kiedy jej mąż się przebudził, zaczął krzyczeć ze strachu, ponieważ zobaczył swoją żonę we krwi, z dwoma bliznami na szyi, swobodnie chodzącą po pokoju. "Co się z nią stało, przecież była sparaliżowana i sama w ogóle nie mogła wstać z łóżka? Skąd tyle krwi?". Nouhad uspokoiła męża i w szczegółach opowiedziała mu o nocnej wizycie św. Charbela, o przebytej operacji oraz swoim całkowitym uzdrowieniu.

Jeszcze tego samego dnia cała rodzina Al-Chami pojechała do klasztoru w Annai, żeby donieść przełożonemu o cudzie uzdrowienia za pośrednictwem św. Charbela. Następnego dnia Nouhad zgłosiła się do szpitala w Bejrucie, by spotkać się z lekarzami, którzy ją leczyli. Można sobie wyobrazić ich zdziwienie, gdy po dokładnych badaniach i usunięciu szwów stwierdzili, że z medycznego punktu widzenia nie da się wytłumaczyć całkowitego powrotu do zdrowia pani Nouhad, a tak perfekcyjnie założonych szwów jeszcze nigdy nie widzieli.

Wiadomość o cudownym uzdrowieniu Nouhad Al-Chami odbiła się głośnym echem w środkach masowego przekazu w całym Libanie. Tłumy ciekawskich zaczęły przychodzić do jej domu. Proboszcz i lekarz rodzinny doradzali kobiecie, aby przeniosła się z rodziną w inne miejsce. Jednakże pewnej nocy podczas snu znowu pokazał się jej św. Charbel i powiedział: "Zoperowałem cię, aby ludzie się nawracali, widząc, że zostałaś cudownie uzdrowiona. Wielu ludzi oddaliło się od Boga, przestali się modlić, przystępować do sakramentów i żyją tak jakby Bóg nie istniał. Proszę cię, abyś uczestniczyła we Mszy św. w klasztorze Annaya 22 dnia każdego miesiąca. Na pamiątkę twojego uzdrowienia, do końca ziemskiego życia, w każdy pierwszy piątek miesiąca oraz 22 dnia każdego miesiąca twoje pooperacyjne rany będą krwawić".

Od tego czasu każdego miesiąca w wyznaczonym dniu uzdrowiona Nouhad przybywa do klasztoru w Annai, aby wraz z wielką rzeszą pielgrzymów uczestniczyć we Mszy św. i dziękować za cud uzdrowienia.

Drodzy bracia i siostry!

Święci są czytelnym znakiem obecności niewidzialnego Boga, kochają nas i działają mocą Jego miłości. Innymi słowy to sam Pan Bóg działa przez nich, apeluje do naszej wolności, pokazuje nam ostateczny sens i cel naszego ziemskiego życia - niebo. Wzywa nas do nawrócenia, byśmy porzucili drogę grzechu, która prowadzi do strasznej rzeczywistości piekła, i zachęca do wytrwałej, codziennej modlitwy, regularnej spowiedzi, częstej Eucharystii oraz do życia według zasad Ewangelii. 

Święty Pustelnik z Libanu mówi: „Miłość jest jedynym skarbem, który możecie zgromadzić w ciągu ziemskiego życia i który będzie trwał na wieki. Wszystkie bogactwa materialne, sława, władza, pozycja społeczna i najróżniejsze sukcesy wraz ze śmiercią pozostaną na tym świecie. W chwili śmierci będzie się liczyła tylko miłość. (…)

Każdy człowiek jest jakby lampą Boga. Jego zadaniem jest rozświetlanie ciemności w świecie. Pan Bóg stworzył każdą lampę z jasnym i przezroczystym szkłem, aby umożliwić światłu przenikanie i oświecanie ciemności świata. Ludzie jednak zapominają o świetle, a dbają tylko o szkło. Tak je kolorują i dekorują, aż staje się tak zaciemnione, że nie pozwala na przenikanie światła. I dlatego tak wielkie ciemności panują w świecie. Szkło Waszych lamp powinno na nowo stać się przezroczyste, aby Wasze światło świeciło w świecie – mówi święty Charbel. Dlatego po każdym upadku natychmiast trzeba pójść do spowiedzi, aby zawsze trwać w stanie łaski uświęcającej”.

Święty Eremita z Libanu przykładem swojego życia i nieustannym wstawiennictwem u Boga apeluje do nas, abyśmy codziennie, z odwagą i w sposób bezkompromisowy, zmierzali do szczęścia wiecznego w niebie. A prowadzi tam tylko jedna droga, na którą zaprasza nas Jezus: "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je" (Mk 8, 34-35). Patrząc na przykład św. Charbela, nie bójmy się iść drogą umartwienia, zaparcia się siebie, śmierci dla grzechu, aby całkowicie jednoczyć się z Chrystusem - Źródłem Miłości - przez wytrwałą modlitwę, sakramenty pokuty i Eucharystii oraz ofiarną miłość bliźniego.

Kończąc nasze rozważanie z ufnością polecajmy się wstawiennictwu tego wielkiego świętego Kościoła Maronickiego:

Święty Ojcze Charbelu [czyt. Szarbelu], który wyrzekłeś się przyjemności światowych i żyłeś w pokorze i ukryciu w samotności eremu, a teraz przebywasz w chwale nieba, wstawiaj się za nami.

Rozjaśnij nasze umysły i serca, utwierdź wiarę i wzmocnij wolę. Rozpal w nas miłość Boga i bliźniego.

Pomagaj w wyborze dobra i unikania zła. Broń nas przed wrogami widzialnymi i niewidzialnymi i wspomagaj w naszej codzienności.

Za Twoim wstawiennictwem wielu ludzi otrzymało od Boga dar uzdrowienia duszy i ciała, rozwiązania problemów w sytuacjach po ludzku beznadziejnych.

Wejrzyj na nas z miłością, a jeżeli będzie to zgodne z wolą Bożą, uproś nam u Boga łaskę…, o którą pokornie prosimy, a przede wszystkim pomagaj nam iść codziennie drogą świętości do życia wiecznego. Amen.

                 o. Piotr Męczyński O. Carm.


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio