1. Droga Rodzino Matki Bolesnej, kochani bracia i siostry! Niedawno
papież Franciszek powiedział:
„Nasza
radość pochodzi nie z posiadania wielu rzeczy, ale ze spotkania pewnej Osoby:
Jezusa, z tego, że wiemy, iż będąc z Nim, nigdy nie jesteśmy sami, nawet w
chwilach trudnych, nawet kiedy na drodze życia napotykamy problemy czy
trudności, które wydają się nie do pokonania, a jest ich tak wiele!
Towarzyszymy, idziemy za Jezusem, ale przede wszystkim wiemy, że to On nam
towarzyszy i bierze nas na swe ramiona: na tym polega nasza radość, nadzieja,
którą winniśmy wnosić w nasz świat. Nieśmy wszystkim radość wiary!”.
Na
zbliżające się święta wielkanocne życzę każdemu z Was takiej właśnie „radości wiary”
płynącej ze spotkania ze zmartwychwstałym Panem i dzielonej z innymi naszym codziennym
świadectwem Jego miłości, Jego zwycięstwa nad grzechem i śmiercią, Jego
bliskości i pokoju.
2. Z radością informuję, że kopia figury Matki Bożej Bolesnej po
odnowieniu przez konserwatora na początku marca br. powróciła do klasztornej
kaplicy (Oratorium). Z serca dziękuję wszystkim za ofiary złożone na renowację
Piety. To nasze wotum dziękczynne dla Maryi Bolesnej z okazji 5 – rocznicy
powstania naszej Wspólnoty, którą obchodzić będziemy 15 września br. Pamiętajmy
jednocześnie o tym co najważniejsze, o duchowym wymiarze naszego daru. Chodzi o
piękno naszego serca, oczyszczonego z brudu grzechowego i pozłoconego miłością
Boga i bliźniego. W nadchodzących miesiącach zwróćmy szczególną uwagę na tę duchową
odnowę, a wtedy nasz pokorny dar stanie się prawdziwie miły Maryi i przyniesie
radość jej Sercu. Drodzy Moi! Przygotujmy się także do tej wrześniowej uroczystości
przez odnowienie i pogłębienie naszego całkowitego oddania się Matce Bolesnej,
jako narzędzia Jej macierzyńskiej miłości wobec chorych i cierpiących. Patrząc
na piękną Pietę w klasztornej kaplicy widzimy, że także postać ukrzyżowanego Chrystusa
spoczywająca na kolanach Maryi została odnowiona. Prośmy Ją, by uczyła nas
ciągle na nowo rozpoznawać Jego umęczone oblicze w drugim człowieku. W istocie
o tym wszystkim powinna nam przypominać odnowiona Pieta w Oratorium.
3. Najbliższy dzień skupienia dla członków „Piety” przypada 19 maja br.,
w niedzielę Zesłania Ducha Świętego. Nasze spotkanie rozpocznie Eucharystia o
godz. 11.30, a zakończy agapa w klasztornej herbaciarni o godz. 16.00. Serdecznie
zapraszam do wspólnej modlitwy i braterskiego spotkania.
4. Przypominam, że XIV Ogólnopolskie Spotkanie Rodziny Karmelitańskiej w
Oborach odbędzie się w sobotę 13 lipca br. w godz. 10.00 – 19.00.
5. Rekolekcje dla naszej Wspólnoty tradycyjnie odbędą się w Oborach przed
Odpustem Matki Bożej Bolesnej w dniach 12 – 15 września br.
6. Na koniec zachęcam do lektury nowego rozważania p.t.: „Chodźcie,
wejdźmy na górę Pana! (Iż 2, 3).
Całą
naszą Wspólnotę i każdego z was, najmilsi bracia i siostry, oddaję i zawierzam
Sercu Zmartwychwstałego Pana i Sercu naszej Oborskiej Matki Bolesnej. Pozdrawiam
raz jeszcze z radosnym Alleluja!, bukietem serdecznych życzeń i darem Chrystusowego
błogosławieństwa.
o. Piotr O. Carm.
Chodźcie, wejdźmy na górę Pana! (Iz 2, 3)
Droga
Rodzino Matki Bolesnej! Z radosnym Alleluja! zapraszam Was na oborskie wzgórze do
Ogrodu Serca Maryi! To o Niej mówi biblijny autor Pieśni nad Pieśniami: „Cała piękna jesteś (…) i nie ma w tobie skazy, (…) a
zapach olejków twych nad wszystkie balsamy! (…) zapach twoich szat jak woń
Libanu. Ogrodem zamkniętym jesteś, siostro ma, oblubienico, ogrodem zamkniętym,
źródłem zapieczętowanym. [Tyś] źródłem mego ogrodu, zdrojem wód żywych
spływających z Libanu” (por. Pnp 4, 7 – 15).
Z
weselem ducha i utęsknieniem podążajmy do stóp naszej Niebieskiej Matki, aby
ukryć się w ciszy Oborskiego Karmelu, na tym wzgórzu wybranym przez Najświętszą
Dziewicę, daleko od wielkich aglomeracji miejskich i gwaru tego świata. Wejdźmy
do tego ukrytego Ogrodu Maryi, aby spotkać zmartwychwstałego Pana, ujrzeć
oblicze Boskiego Ogrodnika, trwać w milczeniu przy Jego Sercu, adorując Jego
prawdziwą i żywą obecność w ukryciu świętej Hostii.
Jak
wielką łaską są dla nas te chwile i te miejsca, gdzie możemy być sam na sam z
naszym Panem. Bez takich miejsc, jakże łatwo w naszym rozbieganym życiu,
zatracić świadomość prawdziwego sensu i ostatecznego celu naszej ziemskiej
wędrówki, naszego chrześcijańskiego powołania. Bez takich miejsc staniemy się niezdolni,
aby rozpoznać oblicze zmartwychwstałego Pana. Bez takich miejsc i chwil
staniemy się pustym naczyniem, bez wody Bożej łaski, wina Jego miłości oraz
oliwy Jego pokoju i pocieszenia, a więc niezdolni do prawdziwej posługi miłości
i świadectwa nadziei wobec bliźnich spotykanych na drodze naszego życia.
O
tym musimy ciągle pamiętać w zwyczajnych okolicznościach codziennego życia, a
także wtedy, gdy raz w miesiącu gromadzimy się w oborskim sanktuarium na Mszy
świętej za chorych. Wtedy bezpośrednio spotykamy się z tymi, którzy z wielu
stron Polski przybywają do Domu Matki Bolesnej i w ufnej modlitwie powierzają
Jej swoje bóle i cierpienia, swoją nadzieję uzdrowienia i umocnienia w
niesieniu krzyża choroby. Jak zatem powinniśmy się przygotować do tych comiesięcznych
spotkań, by stać się jeszcze bardziej skutecznymi narzędziami uzdrawiającej
miłości naszego Pana, by jeszcze lepiej służyć chorym i cierpiącym naszą
modlitwą wstawienniczą, każdym naszym słowem i gestem?
Pragnę
przywołać w tym miejscu słowa kamedułki, mniszki żyjącej w ukryciu pustelni,
które stanowią także dla nas cenną wskazówkę:
„Nasza
modlitwa służy nie tylko innym, ale jest niezbędna dla nas samych. Od niej
zależy jakość naszego życia i naszego świadectwa. Na ile „napełnimy się”
Bożą miłością, mocą i światłością; na ile staniemy się podobne do naszego
Pana – na tyle też ukażemy Go innym i w proporcjonalnym stopniu zdołamy
uprosić dla nich łaski. Sam Pan Jezus pokazał to na swoim przykładzie, gdy
bowiem „rozchodziła się Jego sława, a liczne tłumy zbiegały się, aby Go
słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swoich niedomagań, On jednak usuwał się
na miejsca pustynne i modlił się” (Łk 5, 15-16)” (m. Weronika H. E.
Sowulewska OSBCam).
Także
i my, jeżeli chcemy być wiarygodnymi świadkami Chrystusa i skutecznymi
narzędziami Jego uzdrawiającej miłości, musimy troszczyć się nieustannie o to
„miejsce pustynne” w naszym życiu, gdzie będziemy tylko z Panem w modlitwie i
kontemplacji. To nie może być dodatkiem do naszej samarytańskiej posługi
bliźnim, ale jej prawdziwym źródłem i szczytem – „Świętą Górą” ku której
codziennie podążamy, by spotkać Pana i z której potem schodzimy ku naszym
braciom i siostrom, aby chustą miłosierdzia otrzeć w nich Jego umęczone Oblicze.
Trzeba nam codziennie powracać na to „miejsce pustynne”, wchodzić do tego „Namiotu
Spotkania”, czerpać ze „źródła” Bożej miłości – z otwartego Serca Zbawiciela,
aby potem obmywać rany i gasić pragnienie wszystkich szukających i spragnionych
prawdziwego życia i szczęścia. Tutaj kryje się „sekret” skuteczności naszego
zaangażowania w dzieło nowej ewangelizacji. Wyjście z Chrystusem „na miejsce
pustynne” przynależy do samej istoty naszej posługi miłości wobec chorych i
cierpiących, jest jej prawdziwym sercem i tajemnicą jej duchowej płodności. W naturalny
sposób wyraża zarazem nasz udział w duchowości i charyzmacie Karmelu.
Dla
lepszego zobrazowania tej fundamentalnej prawdy życia duchowego prawdziwego
chrześcijanina przywołajmy jeszcze jeden fragment z Ewangelii.
„Jezus
wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z
nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i (…) zeszedł z nimi na dół (…) Było
tam wielkie mnóstwo ludu; przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze
swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali
uzdrowienia. A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od
Niego i uzdrawiała wszystkich” (por. Łk 6, 12 – 19).
Drodzy
Przyjaciele! Jeżeli chcemy być wiernymi uczniami Chrystusa to każda nasza
posługa miłosierdzia świadczonego chorym i cierpiącym powinna wyróżniać się tym
prymatem osobistej modlitwy, cichej adoracji i ukrytego trwania przy Sercu
Pana. Tylko wtedy staniemy się czytelnym znakiem Jego żywej obecności i
narzędziem Jego troskliwej miłości wobec każdego człowieka. Tylko wtedy
będziemy wskazywać i prowadzić innych do prawdziwego i jedynego źródła życia,
do osobistej komunii miłości z Ojcem przez Syna w Duchu Świętym.
Wymownie
przypomina nam o tym kolejny fragment z Ewangelii: „O zachodzie słońca wszyscy,
którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś
na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich. (…) Z nastaniem dnia wyszedł i
udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego” (por.
Łk 4, 40 – 42).
Drodzy
bracia i siostry! Także i my, angażując się na różne sposoby w posługę
miłosierdzia wobec chorych i ubogich, samotnych i opuszczonych, zniewolonych
nałogami i zranionych słabościami jesteśmy zaproszeni, aby razem z Jezusem
powracać „na miejsce pustynne”, aby wchodzić codziennie w Jego intymną relację miłości
z Ojcem. Wszystko w naszym życiu – jako prawdziwych uczniów Chrystusa - powinno
zawsze wychodzić „Od Ojca” i „Do Ojca” powracać. To powinno stanowić codzienny
rytm naszego chrześcijańskiego życia i posługi miłosierdzia wobec bliźnich.
Przykładem
niech będzie dla nas święty o. Charbel [czyt. Szarbel] Makhlouf (1828 – 1898), pustelnik z Libanu żyjący w
XIX wieku.
Urodził
się 8 maja 1828 roku jako piąte dziecko ubogich rolników Antuna i Brygidy
Makhloufów, zamieszkałych w małej, górskiej miejscowości Bekaa Kafra, 140 km na północ od Bejrutu.
Na chrzcie otrzymał imię Józef. Rodzice jego byli katolikami obrządku
maronickiego. Dzieci Makhloufów wzrastały w radosnej atmosferze wzajemnej
miłości, która wynikała z codziennej modlitwy oraz ciężkiej pracy na roli.
Kiedy
Józef miał 3 lata, umarł mu ojciec. Osierocony Józef wraz ze swoimi
rówieśnikami zaczął uczęszczać do wiejskiej szkoły, która podlegała miejscowej
parafii i była przez nią utrzymywana. Z wielką miłością też pomagał w pracy
matce. Aby zapewnić dzieciom utrzymanie i wykształcenie, matka decyduje się
powtórnie wyjść za mąż - za uczciwego i pobożnego Ibrahima, który był stałym
diakonem.
Już
jako dziecko odznaczał się wielką pobożnością, zamiłowaniem do modlitwy i
samotności. Mały Józef był ministrantem; prosił często księdza o odrobinę
kadzidła, które zanosił do groty mieszczącej się blisko jego domu. Tam, przed
małym obrazkiem Matki Bożej, modlił się i zapalał kadzidło. Inne dzieci
szły się bawić, a Józef biegał do groty, więc przezywały go świętym,
a o „jego” grocie mówiły: „grota świętego”.
Był
urzeczony pięknem otaczającej go przyrody. Patrzył na góry libańskie, na wysokie
i rozłożyste cedry Libanu pokryte bielą i w dziecinny sposób oddawał się
kontemplacji dzieł Bożych i wtenczas rodziła się myśl całkowitego oddania się
Bogu. Czuł, że Bóg coraz gwałtowniej go woła. Kontemplując i upajając się
niezwykłością przyrody poznawał coraz lepiej Swego Stwórcę. Jeżeli świat
przyrody jest tak piękny, to cóż dopiero jej Twórca. Czytając Pismo Święte
znajdował w nim słowa mówiące wiele o cedrach Libanu. Wtenczas – gdy czystą
duszę człowieka i wierną Bogu porównywano ze śniegiem znajdującym się na
szczytach cedrów i taką czystą duszę dla Boga postanowił zachować Józef.
Mając
23 lata wstępuje do Zakonu Maronitów, a osiem lat później otrzymuje święcenia
kapłańskie.
Jako
młody ksiądz w 1860 r. jest świadkiem strasznej masakry przeszło 20 000
chrześcijan, dokonanej przez muzułmanów i druzów. Bojówki muzułmańskie bez
żadnej litości mordowały całe rodziny chrześcijan, plądrowały, grabiły i paliły
kościoły, konwenty, gospodarstwa i domy. Setki uciekinierów - głodnych,
poranionych, przerażonych tym, co się stało i co mogło ich jeszcze spotkać -
szukało schronienia w klasztorze w Annai. Ojciec Charbel całym sercem pomagał
uciekinierom oraz modlił się, pościł i stosował surowe praktyki pokutne,
ofiarując siebie Bogu w duchu ekspiacji za popełnione zbrodnie i błagając o
Boże miłosierdzie dla prześladowców i prześladowanych.
Kiedy człowiek całkowicie oddany Chrystusowi się
modli, uobecnia w świecie wszechmocną miłość Boga. Wtedy sam Chrystus działa
przez niego, zwyciężając zło dobrem, kłamstwo prawdą, nienawiść miłością. Jest
to jedyny w pełni skuteczny sposób walki ze złem obecnym w świecie. W taki
właśnie sposób przeciwstawiał się złu o. Charbel. Wiedział on, że najskuteczniejszym
sposobem zmiany świata na lepsze jest najpierw zmiana samego siebie, czyli
własne uświęcenie poprzez zjednoczenie się z Bogiem. To był główny cel jego
zakonnego życia. Tylko ludzie, którzy szczerze dążą do świętości, czynią świat
lepszym.
W
pewnym momencie swojej zakonnej drogi o. Charbel odkrył w sobie powołanie
do życia pustelniczego, ale przez wiele lat nie otrzymał od swych przełożonych
zgody na taką formę życia. Stało się to dopiero po niezwykłym wydarzeniu, jakie
miało miejsce w klasztorze. Dwaj współbracia dla żartu zamiast oliwy wlali
mu do lampy wodę i poprosili go, by zapalił lampę. Ku ich ogromnemu
zdziwieniu, woda w lampie… zapłonęła. Zakonnicy poinformowali
o sprawie przełożonego.
15 lutego 1875 r., po 17 latach pobytu we wspólnocie
zakonnej w Annai, o. Charbel otrzymuje pozwolenie na przeniesienie się do eremu
świętych Piotra i Pawła, aby tam - w całkowitym milczeniu, przez modlitwę,
pracę i jeszcze surowsze umartwienia - całkowicie zjednoczyć się z Chrystusem.
Pustelnia ta mieściła się 200
m powyżej klasztoru, na wysokości 1400 m nad poziomem morza.
Tworzyła ona szczyt góry Annaya, od której klasztor bierze swą nazwę. Cela o.
Charbela miała tylko 6 metrów kwadratowych; do niej przylegała mała
kaplica. Pod habitem libański eremita nosił zawsze włosiennicę, spał tylko
kilka godzin na dobę, jadł bardzo skromne potrawy bez mięsa, i to tylko jeden
raz na dzień. Jego jedynym napojem była woda.
Centrum
jego życia i „sekretem” jego świętości była Eucharystia. Codziennie o godzinie
jedenastej odprawiał Mszę św. w kaplicy eremu; długo się do niej przygotowywał,
a po jej skończeniu przez 2 godziny trwał w dziękczynieniu. Ojciec Charbel
odkrył, że dla kapłana nie ma nic ważniejszego od celebracji Ofiary Mszy
Świętej. Papież Paweł VI powiedział o nim: „Całe jego życie zakonne było oparte
na sprawowaniu Mszy Świętej, milczącej modlitwie przed Najświętszym Sakramentem
i heroicznym realizowaniem cnót posłuszeństwa, ubóstwa i czystości”.
Czcił
gorąco Matkę Bożą, którą Maronici wzywają jako „Panią Gór Libanu”. Czcił Ją tak
wielką miłością, że jego serce upodobniło się do Serca Maryi. Godzinami
odmawiał przed Jej obrazem różaniec. Jako kapłan z upodobaniem odprawiał Mszę
Świętą o Najświętszej Maryi Pannie. Był absolutnie przekonany, że „ratuje Ona
niezawodnie tego, kto Ją czci”. W modlitwach mszy maronickiej można wyczytać
przy konsekracji chleba i wina:
„Matko
Pana naszego Jezusa Chrystusa, módl się za mnie do swego jedynego Syna, żeby
wyjednał mi przebaczenie mych grzechów i przyjął z mych nędznych, grzesznych
rąk tę Ofiarę, którą w swej słabości składam na tym ołtarzu. Zachowaj mnie
swymi modlitwami, o Święta Maryjo!”. A w hymnie nieszporów z pierwszej
niedzieli brzmi śpiew:
„Bądź
błogosławiona, o Maryjo, i niech będzie błogosławiona Twoja dusza godna chwały,
Ty, która tak bardzo przewyższasz świętością innych świętych. Bądź
błogosławiona, albowiem nosiłaś, całowałaś i miłowałaś jako dziecię Tego, który
jest Wszechmocny, który trzyma ziemię w swych rękach”. I dalej:
„Błogosławiona
bądź, bo z Twego łona wyszedł Zbawiciel jako oślepiające światło. On związał
szatana i dał światu pokój. Błogosławiona bądź, bo Twoje czyste usta spoczęły
na wargach Tego, którego chwała jaśnieje na obliczu Serafinów”.
O.
Charbel zawsze szanował innych, nawet tych, którzy mieli we wspólnocie
najmniejsze znaczenie. W klasztorze oraz w pustelni oddany był najsurowszej
pokucie i pracy. Stanowił wzór ascezy i świętości. Wybierał zawsze takie
zajęcia, które były najtrudniejsze i poniżające. Jego życie w ten sposób było
podzielone pomiędzy modlitwę i pracę. Jego ciągła praca, wydłużające się posty,
akty umartwienia i zjednoczenie z Bogiem uczyniło z niego anioła w ludzkiej
postaci. Duchowość swojego życia oprócz kultu Eucharystii i nabożeństwa do
Najświętszej Maryi Panny, która w liturgii maronickiej zajmuje naczelne
miejsce, opierał na głębokiej znajomości Pisma Świętego. Przez 39 lat swojego
kapłańskiego życia odprawiał Mszę Św. po długim przygotowaniu i zawsze kończył
dziękczynieniem, które nie trwało krócej jak dwie godziny.
Przez
23 lata przebywania w pustelni – wychodził z niej bardzo rzadko. Ojciec Charbel
był tak ściśle zjednoczony z Chrystusem, że w spotkaniu z każdym człowiekiem
promieniował radością czystej miłości, a Jezus przez jego pośrednictwo mógł
dokonywać różnych znaków i cudów. Spośród wielu cudów libańskiego zakonnika
warto przypomnieć zdarzenie, kiedy to w 1885 r. na polach rolników
mieszkających w wioskach w pobliżu klasztoru w Annai osiadła potężna chmura
szarańczy, która niszczyła uprawy rolne. Dla miejscowych ludzi była to straszna
plaga, prowadząca do wielkiego głodu. Przełożony polecił o. Charbelowi, aby natychmiast
udał się na pola zajęte przez szarańczę i by się tam modlił, błogosławił i
kropił wodą święconą. Ze wszystkich pól, które udało się zakonnikowi
pobłogosławić, szarańcza zniknęła, a zbiory zostały uratowane.
W
1873 r. o. Charbel z polecenia swojego przełożonego został zawieziony do pałacu
księcia Rachida Beika Al-Khoury, aby się pomodlić nad jego synem Nagibem, który
umierał zarażony tyfusem. Lekarze nie dawali mu żadnych szans na przeżycie.
Ojciec Charbel udzielił choremu sakramentu chorych, a następnie pokropił go
święconą wodą - wtedy w jednym momencie, ku wielkiej radości wszystkich
obecnych, Nagib całkowicie odzyskał zdrowie. Po skończeniu studiów medycznych
rozpoczął praktykę lekarską i stał się jednym z najsławniejszych lekarzy w
Libanie.
Ojciec
Charbel w pustelni spędził ostatnie 23 lata swego życia. W piątek 16 grudnia
1898 roku podczas sprawowania Bezkrwawej Ofiary Chrystusa dostał udaru mózgu.
Zmarł
tydzień później, w Wigilię Bożego Narodzenia, podczas nocnej adoracji
Najświętszego Sakramentu.
Współbracia
zakonni znaleźli go rano leżącego na posadzce kaplicy; widzieli, jak z
tabernakulum promieniowało przedziwne światło, które otaczało ciało zmarłego.
25
grudnia, w dzień Bożego Narodzenia, o. Charbel został pochowany we wspólnym
zakonnym grobie.
Święty
Pustelnik pragnął umrzeć w całkowitym zapomnieniu, ale Opatrzność Boża nie
dozwoliła, aby tak się stało.
W
pierwszą noc po pogrzebie zauważono nad miejscem pochówku zakonnika
oślepiające, tajemnicze światło, widoczne w całej dolinie, które świeciło
nieustannie przez 45 nocy od dnia pogrzebu. Fakt ten wywołał wielkie poruszenie
w całej okolicy. Tysiące chrześcijan i muzułmanów przybywało do grobu, aby
zobaczyć to osobliwe zjawisko. Patriarcha maronitów, poinformowany o tym, co
się działo przy grobie pustelnika, ze względów bezpieczeństwa nakazał
przeniesienie ciała do klasztoru. Grób o. Charbela został otwarty w obecności
lekarza i innych urzędowych świadków. Po wyjęciu z grobu ciało pustelnika poddano
badaniom; stwierdzono, że nie miało ono najmniejszych śladów pośmiertnego
rozkładu i wydzielało wspaniały zapach oraz płyn nieznanego pochodzenia. Do
dnia dzisiejszego ten tajemniczy olej wypływa z ciała Świętego i jest znakiem
Chrystusowej mocy uzdrawiania. Ojcowie maronici zaczęli go rozdawać,
a wierni przykładać w chore miejsca. Tak rozpoczęła się fala
uzdrowień. Do kanonizacji, której dokonał Ojciec Święty Paweł VI w roku
1977, otwierano trumnę kilkakrotnie i za każdym razem zbierano
wydobywający się olej. Święty Charbel umarł, ważąc zaledwie 52 kg, a oleju
z jego ciała wydobyło się ponad 100 litrów.
Sanktuarium
św. Charbela w Annai stało się celem pielgrzymek nie tylko dla chrześcijan, ale
także dla muzułmanów oraz przedstawicieli innych wyznań.
Do
jego grobu przybywa każdego roku ponad 4 mln pielgrzymów, by prosić
o łaski i za nie dziękować.
O
nim zdaje się mówić prorok Ozeasz: “Wspaniały jak drzewo oliwne, woń jego (…)
jak woń Libanu” (Oz 14, 7).
W
ciągu trzech pierwszych miesięcy od jego śmierci, zanotowano 350 uzdrowień. Do
dzisiaj udokumentowanych jest ponad 23 tys. cudów, które dokonały się za
wstawiennictwem Świętego Charbela.
Drodzy
bracia i siostry!
Święci
są czytelnym znakiem obecności niewidzialnego Boga, kochają nas i działają mocą
Jego miłości. Innymi słowy to sam Pan Bóg działa przez nich, apeluje do naszej
wolności, pokazuje nam ostateczny sens i cel naszego ziemskiego życia - niebo.
Święty
Pustelnik z Libanu, Ojciec Charbel Makhlouf ciągle przypomina:
„Istnieje
Bóg i Jego królestwo. Każdy człowiek jest powołany, aby w nim uczestniczyć
przez zjednoczenie się w miłości z Bogiem. Jest tylko jedna droga, która tam
prowadzi, a jest nią Jezus Chrystus, najprawdziwszy Bóg, który stał się
najprawdziwszym człowiekiem. Ta droga dojrzewania do miłości jest trudną
duchową wspinaczką. Powinniśmy wzajemnie się kochać miłością bezinteresowną,
bezwarunkową i nieograniczoną. Aby dojrzewać do takiej miłości, trzeba
nieustannie czerpać z jej Źródła, którym jest Jezus Chrystus. Z tego jedynego
Źródła mogą czerpać wszyscy bez wyjątku – przez codzienną, wytrwałą modlitwę
oraz sakramenty pokuty i Eucharystii.
Tylko
Jezus może uwolnić człowieka od wszystkich grzechów, problemów i zmartwień. On
bardzo cierpi, gdy człowiek odkupiony Jego krwią upada w grzechu. Bóg pragnie,
abyśmy byli wolni i szczęśliwi. Ludzie jednak szukają szczęścia tam, gdzie go
nigdy nie znajdą, a więc na ziemi, w dobrach materialnych lub w innych
ludziach. Pełnię szczęścia można odnaleźć tylko przez zjednoczenie się w
miłości z Chrystusem”.
Droga
Rodzino Matko Bolesnej! Na kartach Ewangelii czytamy jak pewnego dnia „Jezus
wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką,
osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce,
odzienie zaś stało się białe jak światło” (por. Mt 17, 1-9).
Z
pewnością Ojciec Charbel przebywając w swej pustelni na szczycie Annaya czuł
się jak apostołowie na górze Tabor. Klęcząc w swej małej kaplicy przed
tabernakulum, unosząc świętą Hostię nad ołtarzem, kontemplował oczami wiary i
płonącym sercem święte oblicze zmartwychwstałego Pana.
Każda
Msza Święta była dla niego wejściem na „świętą górą” Przemienienia Pańskiego. Codziennie
był świadkiem tej przemiany, której Chrystus dokonuje na ołtarzu. Każda
milcząca adoracja Najświętszego Sakramentu była dla niego „mistyczną górą”
kontemplacji Świętego Oblicza.
Błogosławiony
Papież Jan Paweł II uczy: „Gorliwa i długotrwała adoracja Chrystusa obecnego w Eucharystii
pozwala w pewien sposób doświadczyć tego, co przeżył Piotr podczas
Przemienienia: „[Panie] dobrze, że tu jesteśmy”.
Drodzy
bracia i siostry! Spotkanie z Chrystusem w Eucharystii umacnia nas, podobnie
jak uczniów na Górze Tabor, by wiernie podążać Jego śladami „przez krzyż na
szczyt Bożej Chwały”. Przykładem tej głębokiej pobożności eucharystycznej niech
będzie dla nas święty Pustelnik z Libanu.
Niech
jego świadectwo pomoże nam zrozumieć jak ważne dla naszej relacji z Bogiem i
naszej samarytańskiej posługi chorym i cierpiącym, dla wytrwałego świadectwa
wiary i nadziei, jest nasze codzienne wychodzenie i przebywanie z Chrystusem
modlącym się „na górze” i „w miejscach pustynnych”, zwłaszcza w Tajemnicy Eucharystii,
która jest prawdziwym źródłem i szczytem całego naszego chrześcijańskiego
życia.
Drodzy
bracia i siostry! Staje więc dzisiaj przed nami święty o. Charbel, mistyczny
cedr Libanu, wielki świadek żywej obecności Chrystusa w Eucharystii. Ciągle wielu
chorych i cierpiących modli się przy jego grobie, prosząc o wstawiennictwo
tego, który całkowicie poświęcił się Bogu w ukryciu swego eremu na szczycie
Annai.
Jednym
z najbardziej znanych cudów jest uzdrowienie Nouhad Al-Chami, 59-letniej
Libanki, matki 12 dzieci. Po wylewie na początku stycznia 1993 r. dostała
lewostronnego paraliżu ciała. Sprawę dodatkowo komplikowała niedrożność jej
arterii szyjnej. Nouhad z coraz większą trudnością mogła mówić i jeść. Według
opinii lekarzy można było jeszcze próbować operować tętnicę szyjną, ale szansę
powodzenia tej chirurgicznej interwencji były minimalne. Mąż i dzieci jedyną
nadzieję położyli w Bogu.
Najstarszy
syn chorej, Saad, wybrał się z pielgrzymką do pobliskiego klasztoru w Annai, w
którym znajduje się grób św. Charbela Makhloufa, aby za jego wstawiennictwem
modlić się o uzdrowienie swojej mamy. Po powrocie namaścił szyję matki płynem
wydzielającym się z ciała św. Charbela. Kobieta bardzo cierpiała i modliła się
do Matki Bożej i św. Charbela, aby zabrali ją już do siebie.
W
najbliższą noc miała dziwny sen. Śniła, że przy jej łóżku zjawił się św.
Charbel wraz z innym zakonnikiem i powiedział, że przyszedł zoperować jej
szyję. Chora początkowo nie chciała się na to zgodzić, ale w końcu uwierzyła
argumentacji mnichów, że tylko wtedy odzyska zdrowie, gdy podda się operacji.
"Jak mogą to zrobić, skoro nie mają narzędzi chirurgicznych i środków
znieczulających?" - pytała sama siebie, drżąc ze strachu. W pewnym
momencie poczuła ręce zakonnika na swojej szyi i wielki ból, ale nie mogła
krzyczeć ani się opierać. Kiedy operacja się zakończyła, zbliżył się drugi
zakonnik, pomógł jej usiąść, poprawił poduszkę i podał szklankę wody.
Powiedziała mu, że nie może pić bez słomki, gdyż ma sparaliżowany język.
Zakonnik zapewnił ją, że jest już zdrowa i że może sama jeść, pić, chodzić oraz
pracować. Potem obaj mnisi zniknęli w tajemniczym świetle.
Kiedy
sen się skończył, Nouhad zaraz się obudziła i z radością stwierdziła, że jej
paraliż całkowicie ustąpił. Wstała sama z łóżka i bez żadnych trudności zaczęła
chodzić po pokoju. Patrząc w lustro, zauważyła, że po obu stronach szyi ma dwie
blizny o długości 12
centymetrów każda, ze szwami, z których zwisały końcówki
czarnych nici chirurgicznych. Jej szyja i nocna koszula były całe zakrwawione.
Kiedy jej mąż się przebudził, zaczął krzyczeć ze strachu, ponieważ zobaczył
swoją żonę we krwi, z dwoma bliznami na szyi, swobodnie chodzącą po pokoju.
"Co się z nią stało, przecież była sparaliżowana i sama w ogóle nie mogła
wstać z łóżka? Skąd tyle krwi?". Nouhad uspokoiła męża i w szczegółach
opowiedziała mu o nocnej wizycie św. Charbela, o przebytej operacji oraz swoim
całkowitym uzdrowieniu.
Jeszcze tego samego dnia cała rodzina Al-Chami
pojechała do klasztoru w Annai, żeby donieść przełożonemu o cudzie uzdrowienia
za pośrednictwem św. Charbela. Następnego dnia Nouhad zgłosiła się do szpitala
w Bejrucie, by spotkać się z lekarzami, którzy ją leczyli. Można sobie
wyobrazić ich zdziwienie, gdy po dokładnych badaniach i usunięciu szwów
stwierdzili, że z medycznego punktu widzenia nie da się wytłumaczyć całkowitego
powrotu do zdrowia pani Nouhad, a tak perfekcyjnie założonych szwów jeszcze
nigdy nie widzieli.
Wiadomość
o cudownym uzdrowieniu Nouhad Al-Chami odbiła się głośnym echem w środkach
masowego przekazu w całym Libanie. Tłumy ciekawskich zaczęły przychodzić do jej
domu. Proboszcz i lekarz rodzinny doradzali kobiecie, aby przeniosła się z
rodziną w inne miejsce. Jednakże pewnej nocy podczas snu znowu pokazał się jej
św. Charbel i powiedział: "Zoperowałem cię, aby ludzie się nawracali,
widząc, że zostałaś cudownie uzdrowiona. Wielu ludzi oddaliło się od Boga,
przestali się modlić, przystępować do sakramentów i żyją tak jakby Bóg nie
istniał. Proszę cię, abyś uczestniczyła we Mszy św. w klasztorze Annaya 22 dnia
każdego miesiąca. Na pamiątkę twojego uzdrowienia, do końca ziemskiego życia, w
każdy pierwszy piątek miesiąca oraz 22 dnia każdego miesiąca twoje pooperacyjne
rany będą krwawić".
Od
tego czasu każdego miesiąca w wyznaczonym dniu uzdrowiona Nouhad przybywa do
klasztoru w Annai, aby wraz z wielką rzeszą pielgrzymów uczestniczyć we Mszy
św. i dziękować za cud uzdrowienia.
Drodzy
bracia i siostry!
Święci
są czytelnym znakiem obecności niewidzialnego Boga, kochają nas i działają mocą
Jego miłości. Innymi słowy to sam Pan Bóg działa przez nich, apeluje do naszej
wolności, pokazuje nam ostateczny sens i cel naszego ziemskiego życia - niebo.
Wzywa nas do nawrócenia, byśmy porzucili drogę grzechu, która prowadzi do
strasznej rzeczywistości piekła, i zachęca do wytrwałej, codziennej modlitwy,
regularnej spowiedzi, częstej Eucharystii oraz do życia według zasad
Ewangelii.
Święty
Pustelnik z Libanu mówi: „Miłość jest jedynym skarbem, który możecie zgromadzić
w ciągu ziemskiego życia i który będzie trwał na wieki. Wszystkie bogactwa
materialne, sława, władza, pozycja społeczna i najróżniejsze sukcesy wraz ze
śmiercią pozostaną na tym świecie. W chwili śmierci będzie się liczyła tylko
miłość. (…)
Każdy
człowiek jest jakby lampą Boga. Jego zadaniem jest rozświetlanie ciemności w
świecie. Pan Bóg stworzył każdą lampę z jasnym i przezroczystym szkłem, aby
umożliwić światłu przenikanie i oświecanie ciemności świata. Ludzie jednak
zapominają o świetle, a dbają tylko o szkło. Tak je kolorują i dekorują, aż
staje się tak zaciemnione, że nie pozwala na przenikanie światła. I dlatego tak
wielkie ciemności panują w świecie. Szkło Waszych lamp powinno na nowo stać się
przezroczyste, aby Wasze światło świeciło w świecie – mówi święty Charbel.
Dlatego po każdym upadku natychmiast trzeba pójść do spowiedzi, aby zawsze
trwać w stanie łaski uświęcającej”.
Święty
Eremita z Libanu przykładem swojego życia i nieustannym wstawiennictwem u Boga
apeluje do nas, abyśmy codziennie, z odwagą i w sposób bezkompromisowy,
zmierzali do szczęścia wiecznego w niebie. A prowadzi tam tylko jedna droga, na
którą zaprasza nas Jezus: "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze
samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce
zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i
Ewangelii, zachowa je" (Mk 8, 34-35). Patrząc na przykład św. Charbela,
nie bójmy się iść drogą umartwienia, zaparcia się siebie, śmierci dla grzechu,
aby całkowicie jednoczyć się z Chrystusem - Źródłem Miłości - przez wytrwałą
modlitwę, sakramenty pokuty i Eucharystii oraz ofiarną miłość bliźniego.
Kończąc
nasze rozważanie z ufnością polecajmy się wstawiennictwu tego wielkiego
świętego Kościoła Maronickiego:
Święty
Ojcze Charbelu [czyt. Szarbelu], który wyrzekłeś się przyjemności światowych i
żyłeś w pokorze i ukryciu w samotności eremu, a teraz
przebywasz w chwale nieba, wstawiaj się za nami.
Rozjaśnij
nasze umysły i serca, utwierdź wiarę i wzmocnij wolę. Rozpal
w nas miłość Boga i bliźniego.
Pomagaj
w wyborze dobra i unikania zła. Broń nas przed wrogami widzialnymi i
niewidzialnymi i wspomagaj w naszej codzienności.
Za
Twoim wstawiennictwem wielu ludzi otrzymało od Boga dar uzdrowienia duszy i
ciała, rozwiązania problemów w sytuacjach po ludzku beznadziejnych.
Wejrzyj
na nas z miłością, a jeżeli będzie to zgodne z wolą Bożą, uproś nam u Boga
łaskę…, o którą pokornie prosimy, a przede wszystkim pomagaj nam iść codziennie
drogą świętości do życia wiecznego. Amen.
o.
Piotr Męczyński O. Carm.
|