„Ewangelizować oznacza nieść innym Dobrą Nowinę o zbawieniu, a tą Dobrą Nowiną jest osoba: Jezus Chrystus. Kiedy Go spotykam, kiedy odkrywam, do jakiego stopnia jestem przez Boga kochany i przez Niego zbawiony, rodzi się we mnie nie tylko pragnienie, lecz potrzeba ukazywania Go innym” (Benedykt XVI) Drodzy
bracia i siostry!
„Kto
prawdziwie spotkał Chrystusa nie może zatrzymywać Go dla siebie, ale winien Go
głosić” mówił bł. Jan Paweł II (Novo millennio ineunte, 40).
„Ukazywanie Chrystusa jest najcenniejszym
darem, jaki możecie uczynić innym” - napisał papież Benedykt XVI w specjalnym
Orędziu na Światowe Dni Młodzieży, które rozpoczną się 22 lipca br. w Rio de
Janeiro.
Ojciec
Święty zaprasza młodych chrześcijan, aby stali się „misjonarzami nowej
ewangelizacji”.
„Ewangelizacja
rozpoczyna się zawsze od spotkania z Panem Jezusem: ten, kto zbliżył się do
Niego i doświadczył Jego miłości, natychmiast chce dzielić się z innymi pięknem
tego spotkania i radością, rodzącą się z tej przyjaźni. Im lepiej znamy
Chrystusa, tym bardziej pragniemy Go głosić. Im więcej z Nim rozmawiamy, tym
bardziej pragniemy o Nim mówić. Im bardziej On przyciąga nas do siebie, tym
bardziej chcemy prowadzić do Niego innych ludzi. (…)”.
Wszyscy
możemy i powinniśmy ewangelizować – przekazywać innym światło wiary, własnym
życiem ukazywać światło Chrystusowego Oblicza.
Przykładem
może być dla nas niespełna 19 – letnia włoszka, Chiara Badano. Mówiono o niej
Chiara „Luce”, tzn. Światło.
Była
radosnym dzieckiem, od wczesnych lat wrażliwa na potrzeby innych. Kiedy mama
poprosiła ją, by przygotowała jakieś zabawki dla ubogich dzieci, Chiara wybrała
tylko te, które nie były w żaden sposób uszkodzone czy zużyte. Na jedne ze
świąt Bożego Narodzenia zaprosiła do domu swoją koleżankę z klasy, której
zmarła mama. Prosiła wtedy mamę, by pięknie przygotowała stół - w swoim gościu
odnajdywała Chrystusa.
Jako
dorastająca dziewczynka znajduje czas, by odwiedzać domy starości, opiekować
się chorymi dziadkami czy odwiedzać, za zgodą rodziców, koleżankę chorą na
szkarlatynę. Powie o tym: „Uważam, że ważniejsza jest miłość niż strach”.
Chiara kochała ludzi, a szczególnie tych, którzy są daleko od Boga. Gdy pewnego
razu mama zapytała ją, czy mówi tym osobom o Bogu, Chiara odpowiedziała, że nie
mówi o Nim, lecz chce Go im dawać przez świadectwo życia.
Benedykt
XVI w tegorocznym Orędziu do Młodych napisał: „Głoszenie Chrystusa dokonuje się
nie tylko słowami, ale winno obejmować całe życie i wyrażać się w gestach
miłości. Bycie ewangelizatorami rodzi się z miłości, jaką wlał w nas Chrystus.
Nasza miłość musi zatem coraz bardziej upodabniać się do Jego miłości. Tak jak
Miłosierny Samarytanin, zawsze musimy zatroszczyć się o tych, których
spotykamy, umieć ich wysłuchać, zrozumieć, pomóc, aby doprowadzić szukających
prawdy i sensu życia do domu Boga, którym jest Kościół, gdzie
jest nadzieja i zbawienie (por. Łk 10, 29-37). Drodzy przyjaciele – mówi
papież, nie zapominajcie nigdy, że pierwszym aktem miłości, jaki możecie
uczynić dla bliźniego, jest dzielenie się źródłem naszej nadziei: ten, kto nie
daje Boga, daje zbyt mało!”.
Jeden
ze świadków, Ivana Pianta, wspomina, ze Chiara, jako trzynastoletnia
dziewczynka, w małej miejscowości, gdzie mieszkała, była niekiedy wyśmiewana,
ponieważ chodziła na Mszę Świętą także w ciągu tygodnia, uczestniczyła z uwagą
w lekcji religii, starała się pokochać wszystkich profesorów, także tych,
których trudno było kochać, była bardzo dyspozycyjna i gotowa do pomocy
wszystkim. Z tego powodu jej przyjaciółki – dzieci niekiedy potrafiły być
bardzo złośliwe – nazywały ją "zakonnicą". Bardzo cierpiała z tego
powodu, lecz (…) znajdowała odpowiedź w Nim, w Jezusie Opuszczonym. Serce
Chiary mieściło w sobie ogromną miłość, wielką jak ocean.
Kochała
bliźnich, kochała Kościół, kochała Papieża. Pewnego dnia jej mama udała się do
liceum córki na rozmowę z nauczycielką, która zaledwie ją zobaczyła, zawołała:
"pani córka będzie sędzią albo adwokatem". W domu mama poprosiła
Chiarę o wyjaśnienie tych słów. Wtedy Chiara opowiedziała jej, że jedna z
nauczycielek, niewierząca, próbowała na różne sposoby w złym świetle ukazać
Ojca Świętego, krytykując jego liczne podróże: "Wstałam i powiedziałam:
" nie zgadzam się z tym, co pani powiedziała". I dodałam, że papież
podróżował jedynie po to, aby ewangelizować świat".
Gdy
Chiara miała 17 lat podczas gry w tenisa nagle odczuła bardzo silny ból w ramieniu.
Początkowo nie przywiązywała do tego wagi, podobnie zresztą jak lekarze.
Nawroty bólu skłaniają ich jednak do przeprowadzenia dokładniejszych badań. I
oto wynik jak wyrok: rak kości z przerzutami, jedna z najcięższych i bolesnych
postaci nowotworu. Po długim milczeniu, bez płaczu i bólu Chiara przyjmuje
odważnie wiadomość. Jej ojciec powie później: "Byliśmy pewni, że Jezus był
pośród nas. To On dawał nam siłę".
Podczas
pobyt w szpitalu Chiara wyróżnia się altruizmem. Rezygnując z własnego
wypoczynku, pomaga dziewczynie w ciężkiej depresji, uzależnionej od narkotyków.
Towarzyszy jej wszędzie. Wstaje z łóżka mimo bólu, jaki odczuwa z powodu
przerzutów w kręgosłupie. Potem będę miała czas aby spać - mówi.
Chiara
swoimi czynami miłości objawiała i dawała Boga. Swoim aktami miłości napełniła
walizkę na swą świętą podróż. Jej miłość do Jezusa była przeżywana w
codzienności w tysiącznych aktach miłości. Nie postanowienia rzucane na wiatr,
ale konkretne czyny miłości. Wolontariuszowi, Janowi Franciszkowi Piccardo,
który wyjeżdża do Beninu, by wykopać (wybudować) 30 studni wody pitnej,
przekazuje swoje oszczędności, prezent z ostatnich urodzin, mówiąc: "nie
potrzebuję ich, ja mam wszystko".
Misje
są wielką miłością Chiary. Pragnie kiedyś tam wyjechać. I mimo że nie
zrealizowała tego marzenia - po jej śmierci w krajach misyjnych powstają dzieła
nazwane jej imieniem. W trakcie choroby Chiara przekazuje na cele misyjne swoje
oszczędności, a i po śmierci rodzice znajdują w jej rzeczach pieniądze odłożone
dla Afryki.
W
dzień św. Walentego 1990 roku Chiara, będąc już obłożnie chora, pragnie, by
mama i tata wyszli tego dnia na kolację. Mama próbowała znaleźć wytłumaczenie,
że było już zbyt późno na znalezienie miejsca. Chiara wzięła książkę
telefoniczną, i po wielu próbach zdołała zamówić miejsce na kolację w jakimś
lokalu. Przed wyjściem dała im następujące polecenia: "Patrzcie sobie w
oczy i nie wracajcie przed 24.00". Nieco wcześniej powiedziała mamie:
"Pamiętaj mamo, że przede mną był tato". Chiara przygotowywała w ten
sposób rodziców na to, że zostaną sami, bez niej.
Wszyscy,
którzy ją odwiedzali, chcieli jej okazać serdeczność i pociechę, ale w
rzeczywistości to oni otrzymywali pociechę i zachętę do odwagi. W czasie
choroby dawała Jezusa nie mówiąc kazań, ale rozsiewając radość i nadzieję
wiecznego życia. Jej apostolat polegał na harmonijnym łączeniu tego padołu łez z
niebieskim Jeruzalem. Jedna z pielęgniarek opowiada, ze kiedy przychodzono ją
odwiedzać, gdy nadchodziła wizyta lekarska prosiła odwiedzającą osobę, by
poczekała na jej zakończenie. Kiedy mówiono jej, że potem będzie zbyt zmęczona,
Chiara odpowiadała: "Nieważne, tam na zewnątrz jest Jezus, który czeka".
Spotkanie z Chiarą – mówi jeden ze świadków – dawało odczucie spotkania z
Bogiem.
Jedna
z osób odwiedzających ją w turyńskim szpitalu mówi: "Na początku
myśleliśmy, że idziemy do niej, aby ją podtrzymać na duchu. Zrozumieliśmy
jednak bardzo szybko, że to my nie mogliśmy się bez niej obejść, jakby
przyciągani tajemniczym magnesem". Jeden z lekarzy wyznaje: "Swoim
uśmiechem i wielkimi, pełnymi światła oczyma pokazuje, że śmierci nie ma, a
jest tylko Życie".
Po
chemioterapii traci włosy, na których jej tak bardzo zależało. Przy każdym
straconym kosmyku mówi prosto ale treściwie: "Dla Ciebie Jezu". Nic
nie pomagają operacje kręgosłupa ani chemioterapia. Następuje paraliż nóg. Chiara
unieruchomiona w łóżku mówi „tak” Jezusowi Ukrzyżowanemu i Opuszczonemu, łącząc
swoje cierpienia z Jego bólem. Powtarza: „Dla Ciebie Jezu, jeśli Ty tego
chcesz, ja również tego pragnę”. "Nie mogę już chodzić, a tak lubiłem
jeździć na rowerze, ale w zamian Bóg dał mi skrzydła". Kiedy nie ma już
sił fizycznych, mówi: „Niczego już nie posiadam, ale mam jeszcze serce, którym
mogę kochać”. Chiara nie chce morfiny. Tłumaczy: "Odbiera świadomość, a ja
mogę ofiarować Jezusowi jedynie cierpienie. Chcę dzielić z Nim jeszcze przez
trochę Jego Krzyż". Pyta lekarzy o swój stan. Chce być wszystkiego świadoma.
Często mówiła: "Jezus jest po to aby Go kochać i koniec!".
Pokój
w szpitalu a następnie jej dom rodzinny staje się "domowym Kościołem"
- miejscem spotkań i apostolatu.
Przygotowuje
się na śmierć jak na spotkanie z Oblubieńcem. Nazywa ją dniem zaślubin. Wybiera
na swój pogrzeb czytania mszalne i pieśni. Prosi także, by uszyto jej białą
sukienkę z czerwoną wstążką.
Mamie
zatroskanej tym, że może stracić córkę powtarza: „Zaufaj Bogu, zrobiłaś wszystko”, i: „Kiedy już
mnie nie będzie – bądź blisko Boga, a odnajdziesz siły, by iść naprzód”.
Odwiedza
ją kardynał Saldarini i pyta: "Masz przepiękne oczy. [Bije z nich] cudowne
światło. Skąd ono w Tobie się bierze?". Chiara odpowiada: "Staram się
bardzo kochać Jezusa".
Przed
śmiercią potwierdza, że zgadza się na przekazanie swoich rogówek,
nienaruszonych przez chorobę, do transplantacji i – jak powiedziała jej matka –
był to ostatni akt miłości do ludzi z jej strony. Zostały one przeszczepione, i
dzisiaj dwoje młodych ludzi widzi dzięki niej.
Umiera
7 października 1990 r., w niedzielę nad ranem, w święto Matki Bożej Różańcowej.
Abp
Angelo Amato w homilii beatyfikacyjnej powiedział: „Dni ziemskiego życia Chiary
były dniami miłości rozdawanej pełnymi dłońmi. Życie, które po ludzku patrząc,
było bardzo bolesną wspinaczką na Kalwarię, dzięki jej wielkiej miłości, stało
się jaśniejącym przemienieniem na Taborze”.
Papież
Franciszek w swojej pierwszej encyklice „Lumen Fidei” uczy: „Światło Jezusa
jaśnieje jak w zwierciadle na obliczach chrześcijan i tak się rozchodzi, i tak
dociera do nas, abyśmy i my mieli udział w tym widzeniu i odzwierciedlali innym
Jego światło, tak jak światło paschału, które w liturgii wielkanocnej zapala
tyle innych świec. Wiara przekazywana jest, można powiedzieć, od osoby do
osoby, podobnie jak płomień zapala się od innego płomienia” (Lumen Fidei, 37).
Przykładem
niech będzie dla nas błogosławiona Chiara „Luce”. Swoim
rówieśnikom zostawiła przesłanie: „Ja
nie mogę już biec, ale chciałabym przekazać Wam pochodnię, jak na olimpiadzie.
Macie jedno życie, warto przeżyć je dobrze”.
I
my także, najmilsi bracia i siostry, nieśmy wszystkim Światło Chrystusa,
ukazujmy piękno i radość życia z Nim i dla Niego.
Poprzez
nasze słowa i uczynki miłości, poprzez świadectwo żywej wiary, pomagajmy innym
spotkać Jezusa i przylgnąć z ufnością do Jego Najświętszego Serca. Amen.
o.
Piotr Męczyński O. Carm.
|