Gromadząc się dzisiaj w Oborach na modlitwie przed cudowną figurą Matki Bożej Bolesnej, której skronie zostały ozdobione papieskimi koronami podążamy naszą myślą i sercem do stóp marmurowej Piety umieszczonej na jednym z ołtarzy Bazyliki Świętego Piotra w Rzymie, przy której modliło się wielu papieży. Klękamy więc dzisiaj przed Pietą Oborską, ale duchem jesteśmy jednocześnie przy tej Watykańskiej. Sercem wpatrujemy się w postać Matki pochylonej z miłością nad Jezusem, nad przyszłym papieżem i nad każdym z nas. Poniżej HOMILIA, która została wygłoszona 10 marca 2013 r. Wprowadzenie
W
tych dniach oczy wszystkich dzieci Kościoła skierowane są na Rzym. We wtorek
popołudniu 115 kardynałów rozpocznie na Watykanie konklawe dla wyboru nowego
papieża. Myślę, że w tych dniach każdy prawdziwy uczeń Chrystusa, każdy z nas
powinien starać się ożywić i umocnić swoją więź z Kościołem, którego Skałą i
widzialną Głową jest Następca Świętego Piotra. Przede wszystkim trzeba nam w
tych dniach trwać jednomyślnie na modlitwie razem z Maryją, Matką Kościoła
przyzywając żarliwie daru Ducha Świętego dla wszystkich kardynałów elektorów by
wskazał im tego, którego sam wybrał, by zajął miejsce na katedrze świętego
Piotra.
Gromadząc
się dzisiaj w Oborach na modlitwie przed cudowną figurą Matki Bożej Bolesnej,
której skronie zostały ozdobione papieskimi koronami podążamy naszą myślą i
sercem do stóp marmurowej Piety umieszczonej na jednym z ołtarzy Bazyliki
Świętego Piotra w Rzymie, przy której modliło się wielu papieży. Klękamy więc
dzisiaj przed Pietą Oborską, ale duchem jesteśmy jednocześnie przy tej
Watykańskiej. Sercem wpatrujemy się w postać Matki pochylonej z miłością nad
Jezusem, nad przyszłym papieżem i nad każdym z nas. Pełni ufności klękamy u Jej
stóp i zawierzamy Jej opiece Piotra naszych czasów, tego, którego kardynałowie
wybiorą na konklawe oraz cały Kościół, którego Ona jest najtroskliwszą Matką i
Wzorem.
Homilia
Umiłowani
w Chrystusie Panu bracia i siostry! Drodzy Czciciele Męki Pańskiej zgromadzeni
na Oborskiej Kalwarii przy Sercu Matki Bożej Bolesnej! Kochani Chorzy!
Był
rok 2001. Jak co roku, w Wielki Piątek papież Jan Paweł II zasiadł około
południa w konfesjonale Bazyliki Świętego Piotra i
spowiadał wiernych. Przez ponad godzinę papież wyspowiadał 12 osób. Spowiadał
po włosku, angielsku, hiszpańsku, portugalsku i po polsku. Penitenci byli
przypadkowi. Jak
zwykle przed nadejściem papieża, personel bazyliki obszedł inne konfesjonały i
pytał czekające osoby, czy nie zechciałyby się wyspowiadać u Ojca
Świętego.
"To
nade wszystko w konfesjonale objawia się miłosierdzie Boże" – pisał w
liście do kapłanów bł. Jan Paweł II.
W
sakramencie pojednania miłosierny ojciec wychodzi nam na spotkanie.
Ojciec
Tomasz Roztworowski SJ, wspominając wakacje z Karolem Wojtyłą, pisze:
"Uderzył
mnie (...) następujący fakt - po porannej Mszy św. jedna z uczestniczek
kajaków, prosiła o spowiedź. Patrzyłem z daleka na sprawowany przez „Wujka”
[czyli ks. Wojtyłę] sakrament pojednania. Po skończonej spowiedzi pocałował on ją
w czoło, jak czyni ojciec chcąc okazać dziecku czułość i szacunek" (Zapis
drogi, s. 201).
Jan
Paweł II pokazywał swoim przykładem i uczył nas w swoich pismach, byśmy
spowiedź zawsze łączyli z tajemnicą miłosierdzia Bożego. Tylko wtedy możemy
ustrzec się od pokus i lęków, jakie mogą się w nas rodzić w związku z tym
sakramentem. Tylko wtedy w kapłanie zobaczymy miłosiernego ojca, który wychodzi
nam na spotkanie i przygarnia nas do serca; tylko wtedy bez niepokoju przejdą
nam przez usta słowa: "Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Tobie"; tylko wtedy
konfesjonał będzie świadkiem radości ojca, który nakłada nam najlepszą suknię,
daje pierścień na rękę, sandały na nogi i wyprawia ucztę na naszą cześć, bo
"byliśmy umarli a znów ożyliśmy, zaginęliśmy, a odnaleźliśmy się".
To
jest istota miłosierdzia, to jest istota spowiedzi, zdaje się mówić Ojciec
Święty nawiązując do przypowieści o synu marnotrawnym (por. Łk 15, 11-32).
Umiłowani
w Chrystusie Panu bracia i siostry! Kościół jest naszym Domem, zbudowanym na skale
Piotrowej wiary w miłosiernego Zbawiciela; Rodziną Bożą skupioną wokół tego,
którego nazywamy Ojcem Świętym.
O
tym przypominali nam wszyscy następcy świętego Piotra. Tego uczył nas Benedykt
XVI i jego wielki poprzednik bł. Jan Paweł II, ukazując się w oknie Pałacu
Apostolskiego z gestem szeroko rozwartych ramion, którymi pragnęli zawsze objąć
i przygarnąć wszystkich i każdego z osobna, a szczególnie tych, którzy się
zagubili.
Przypomina
nam o tym poruszające świadectwo Bruno Cornacchioli z Rzymu. To prawdziwa historia
powrotu marnotrawnego syna do Kościoła katolickiego, który jest naszym Domem.
Bruno
Cornacchiola urodził się w 1913 r. w stajni na przedmieściach Wiecznego Miasta,
ponieważ w tak skrajnym ubóstwie mieszkali jego rodzice. Został ochrzczony
dopiero po powrocie swego ojca alkoholika z więzienia. Dorastał i wychowywał
się w bezbożnym środowisku rzymskich slumsów, w których mieszkali prawie sami
kryminaliści i prostytutki. Imiona Boga, Chrystusa i Matki Bożej słyszał tylko
wtedy, gdy dorośli przeklinali albo bluźnili. W domu Brunona trwały nieustanne
kłótnie, przekleństwa i bicie dzieci. Starsze z nich na noc uciekały z domu,
aby móc się spokojnie przespać. Bez butów, w podartym ubraniu, zawszony Bruno
chodził spać na schodach Bazyliki św. Jana na Lateranie.
Pewnego
ranka zziębniętym chłopcem zainteresował się jakiś zakonnik, który zabrał go do
klasztoru mniszek. Tam go nakarmiono, umyto, dano mu lepsze ubranie i – co
najważniejsze – siostry zaczęły uczyć go katechizmu. Po 40 dniach przygotowania
szesnastoletni Bruno przyjął pierwszą Komunię świętą i sakrament bierzmowania.
I na tym skończyła się, niestety, jego edukacja religijna.
W
wieku 20 lat został powołany do wojska, gdzie po raz pierwszy w swoim życiu
miał pod dostatkiem jedzenia. Po zakończeniu służby wojskowej w 1936 r.
Cornacchiola żeni się z dziewczyną, którą znał od dzieciństwa. Tylko dzięki jej
naleganiom godzi się na ślub kościelny.
W
tym właśnie czasie Bruno zaczął się fascynować ideologią komunizmu i wstąpił do
partii komunistycznej. Tam jego partyjni towarzysze przekonali go do wyjazdu z
włoskim wojskiem na wojnę domową do Hiszpanii.
W
Saragossie Cornacchiola spotkał pewnego niemieckiego żołnierza, który mu bardzo
zaimponował, ponieważ ani na chwilę nie rozstawał się z Biblią. Żołnierz ten
należał do jakiejś protestanckiej sekty. Rozmowy z nim sprawiły, że u Brunona
awersja do Kościoła katolickiego przerodziła się w tak wielką nienawiść, że
kupił sobie sztylet i napisał na nim „śmierć papieżowi”. Zamierzał zabić
papieża, gdy tylko nadarzy się okazja.
W
roku 1939 Bruno wrócił do Rzymu i nakazał żonie zmienić wyznanie. W tym też
czasie nawiązał kontakt z Adwentystami Dnia Siódmego. Po szkoleniu w krótkim
czasie został mianowany dyrektorem misyjnej młodzieżówki adwentystów w Rzymie i
Lazio. Cornacchiola wyróżniał się zaangażowaniem i gorliwością w zwalczaniu
kultu Matki Bożej, Kościoła katolickiego oraz papieża. W związku z tym w
kwietniu 1947 r. otrzymał polecenie wygłoszenia mowy na placu Piazza della
Croce Rossa, w której miał ośmieszyć kult Eucharystii i Matki Bożej. Był to dla
niego wielki zaszczyt, pragnął więc jak najlepiej przygotować to wystąpienie.
Z
tego właśnie powodu w sobotę 12 kwietnia razem z trójką swoich dzieci
(11-letnią Isolą, 7-letnim Carlem oraz 4-letnim Gianfrankiem) udał się na
peryferie Rzymu – do Tre Fontane (miejsca męczeńskiej śmierci św. Pawła
Apostoła), aby tam w spokoju, na łonie przyrody, przygotować swoje
przemówienie; jednocześnie chciał pozwolić dzieciom wyhasać się do woli.
Niedaleko
drogi znalazł piękną polanę, na której rozbili swój obóz. Dzieci zaczęły się
bawić piłką, natomiast ojciec z notatnikiem i Biblią, w skupieniu i z wielką
gorliwością, przygotowywał swoje wystąpienie. Na okładce swego egzemplarza
Pisma św. napisał: „To będzie śmierć Kościoła katolickiego z papieżem na
czele”. Warto dodać, że Cornacchiola odznaczał się dużą inteligencją, miał
łatwość wymowy i cięty język w dyskusjach, a przy tym był porywczy i gwałtowny.
Całym sercem nienawidził Kościoła katolickiego, papieża, kultu Matki Bożej oraz
robił wszystko, aby jak najwięcej ludzi przekonać do swoich racji i uczynić ich
wyznawcami sekty Adwentystów Dnia Siódmego.
Kiedy
Bruno siedział w cieniu eukaliptusa i przygotowywał swe przemówienie, w pewnym
momencie jego dzieci zgubiły piłkę i prosiły go, aby pomógł im ją odnaleźć.
Gdy
wrócił z piłką odnalazł dzieci w pobliskiej grocie, gdzie klęcząc ze złożonymi
rękami, powtarzały jak w transie: „Bella Signora!...”, „Bella Signora!...”.
Bruno próbował nawiązać z nimi kontakt, ale ani jego córka, ani obaj synowie w
ogóle na to nie reagowali. Poczuł się bezsilny jak małe dziecko i w końcu
zaczął płakać, powtarzając: „Co tu się dzieje?”. Po chwili w tej swojej
bezradności i lęku podniósł ręce i oczy do nieba z prośbą o pomoc: „Boże, tylko
Ty możesz mi pomóc”.
Gdy
tylko wypowiedział te słowa, nagle zobaczył dwie śnieżnobiałe, przezroczyste
ręce, które zbliżyły się do jego oczu, zdejmując z nich jakby łuski lub
zasłonę. Ogarnęła go nieopisana radość i pokój, coś tak zdumiewająco pięknego,
czego istnienia nigdy nie przeczuwał.
Po
pewnym czasie Bruno odzyskał zdolność widzenia i wtedy zauważył, że nagle z
tego niezwykłego światła wyłoniła się postać młodej kobiety – średniego
wzrostu, o ciemnej karnacji i semickich rysach twarzy, której piękna nie jest w
stanie wyrazić ludzki język. Kobieta cała była otoczona aureolą złocistych
promieni. W prawej ręce trzymała na piersi Biblię, a lewą rękę miała na nią
nałożoną. W pierwszym odruchu Bruno chciał krzyknąć z zachwytu, ale nie mógł w
ogóle wydobyć z siebie głosu. W międzyczasie na miejscu objawienia pojawił się
cudowny zapach kwiatów. Cornacchiola padł na kolana obok swoich dzieci i w
zachwycie, ze złożonymi rękami, także i on zaczął powtarzać: „Bella Signora!”.
„Piękna
Pani” zaczęła w pewnym momencie mówić do Brunona: „Jestem Dziewicą Objawienia,
a Objawienie to są słowa Boga, które mówią również o Mnie… Prześladujesz Mnie,
ale już jest najwyższy czas, abyś z tym skończył. Wracaj do świętej wspólnoty
Kościoła katolickiego”. Głos Matki Bożej brzmiał jak najsubtelniejsza muzyka, a
Jej przepiękna postać promieniowała niebiańskim światłem miłości. Maryja
rozmawiała z Cornacchiolą przez godzinę i dwadzieścia minut. „Trwaj mocno w
wierze” – zakończyła.
Na
koniec spotkania Matka Boża lekko się ukłoniła, odwróciła się i przeniknęła
przez ścianę groty, powoli oddalając się w kierunku Bazyliki św. Piotra.
Dla
Cornacchioli było to tym silniejsze przeżycie, że zupełnie nie mógł zrozumieć,
dlaczego tak wielki grzesznik jak on otrzymał od Boga dar widzenia Matki Bożej.
Najpierw
razem z dziećmi zabrał się do usuwania z pieczary wszelkich nieczystości. Jak
wspominał później: „Nagle, niespodziewanie cała ziemia, którą czyściliśmy w
grocie, zaczęła intensywnie pachnieć. Kurz, który się unosił, także pachniał.
Co za wspaniały, intensywny zapach! Ziemia pachniała, ściany w jaskini także –
słowem wszystko tam pachniało. Ja popłakałem się z wielkiego wzruszenia, a
dzieci z radości wołały: »widzieliśmy piękną Panią«!”. Po wysprzątaniu groty
Bruno usiadł i na gorąco, w skrócie opisał, co się wydarzyło. Następnie na
ścianie pieczary wyrył napis o takiej treści: „W tej grocie 12 kwietnia 1947 r.
Najświętsza Maryja Panna objawiła się protestantowi Brunonowi Cornacchioli i jego
dzieciom”. Kiedy skończył, powiedział do córki i synów: „Zawsze wam mówiłem, że
w środku tabernakulum nie ma Jezusa, że jest to kłamstwo wymyślone przez
księży. Teraz pokażę wam, gdzie jest Jezus”. Potem wszyscy razem zeszli z
pagórka i udali się do pobliskiego kościoła w klasztorze Trapistów w Tre
Fontane – miejscu męczeńskiej śmierci św. Pawła Apostoła. Kiedy weszli do
świątyni, przez chwilę trwali w milczeniu, które przerwał Bruno. Wskazując
dzieciom tabernakulum powiedział: „Piękna Pani powiedziała mi w grocie, że
tutaj obecny jest Jezus. Wcześniej mówiłem wam, żebyście w to nie wierzyły, i
dlatego zabraniałem wam się modlić. Teraz już wiemy, że tutaj jest Jezus.
Módlmy się i adorujmy Go w milczeniu!”.
Gdy
po skończonej modlitwie Cornacchiola z dziećmi wrócił do domu, jego żona
Jolanda zauważyła, że jej mąż ze wzruszenia ma oczy pełne łez i jest bardzo
blady. Zaczęła więc go pytać: „co ci się stało?”. „Widzieliśmy Matkę Bożą” –
odpowiedział Bruno. I w tej samej chwili uświadomił sobie, jak wielką krzywdę
wyrządzał dotychczas swej żonie. Często ją bowiem bił i zdradzał; także noc
poprzedzającą objawienie się Matki Bożej spędził poza domem, cudzołożąc ze
swoją przyjaciółką. Świadomy ogromu zła, które popełnił,
Cornacchiola ukląkł przed swą małżonką i płacząc, prosił ją o
przebaczenie. Zaskoczona i wzruszona Jolanda również uklękła, a Bruno mówił: „Z
całego serca przepraszam cię za wszystkie zdrady, cierpienia i przykrości,
które ci wyrządziłem, i proszę, abyś mi to wszystko wybaczyła. Nauczyłem cię
wielu złych rzeczy, bluźniłem przeciwko Eucharystii, Matce Bożej, papieżowi,
księżom i sakramentom. I takiemu nędznemu grzesznikowi jak ja objawiła się
Niepokalana Dziewica Maryja”. Objęci, zaczęli razem płakać, próbując po raz
pierwszy w życiu wspólnie modlić się na różańcu. W takiej postawie zjednoczenia
w modlitwie i we wzajemnej miłości trwali aż do rana.
Po
jakimś czasie, tak jak zapowiedziała mu Matka Boża spotkał kapłana, który miał
mu pomóc. Był nim ks. Gilberto Carniel, który już wcześniej przygotował wielu
protestantów pragnących powrócić do Kościoła katolickiego. To właśnie tego
kapłana Cornacchiola brutalnie wyrzucił ze swego domu, kiedy ten w czasie
kolędy przyszedł z wizytą duszpasterską do jego rodziny. Tym razem jednak Bruno
klęknął przed nim i w skrócie opowiedział mu historię swojego nawrócenia.
Wzruszony ksiądz Gilberto uściskał go i zobowiązał się przeprowadzić cykl
katechez z nim oraz z jego żoną i dziećmi, aby przygotować ich wszystkich do
powrotu do Kościoła katolickiego.
Oficjalny
powrót do Kościoła katolickiego rodziny Cornacchiolów został wyznaczony na 8
maja.
Cornacchiola
i jego żona przystąpili do sakramentu pokuty i złożyli wyznanie wiary. W ten
sposób oficjalnie wrócili, wraz ze swoimi dziećmi, do wspólnoty Kościoła
katolickiego. Po szczerze odbytej spowiedzi Bruno doświadczył ogromnej ulgi.
Jezus całkowicie uwolnił go od ciężaru grzechów, który przygniatał go przez
wiele lat; w końcu doświadczył wewnętrznej wolności oraz nieopisanej radości i
pokoju. Od tego czasu Bruno Cornacchiola regularnie się spowiadał i codziennie
uczestniczył w Eucharystii, gdyż wiedział, że stan grzechu ciężkiego i brak
łaski uświęcającej jest najtragiczniejszą sytuacją, w jakiej może się znajdować
człowiek.
Cornacchiola
w dalszym ciągu pracował jako tramwajowy konduktor, lecz od czasu swego
nawrócenia codziennie modlił się na różańcu, czytał Pismo św. i uczestniczył we
Mszy św., regularnie się spowiadał i angażował się w życie swojej parafii.
Ponadto często udawał się do groty w Tre Fontane, aby się tam modlić i
opowiadać pielgrzymom historię swojego nawrócenia.
Bruno
szybko się zorientował, że nawrócenie to nie jest jednorazowy akt, ale proces
przemiany serca, który ma trwać przez całe życie. Sprawcą zaś tej przemiany
jest sam Chrystus, ale przy nieustannej zgodzie i współpracy człowieka.
9
października 1949 r. Bruno Cornacchiola miał szczęście spotkać się na audiencji
z papieżem Piusem XII. Ze łzami w oczach opowiedział Ojcu Świętemu o swoim
nawróceniu, a wręczając mu swoją Biblię, mówił: „To jest protestanckie Pismo
św., które błędnie interpretowałem – i przez to uśmierciłem wiele dusz
ludzkich”. A kiedy przekazywał Piusowi XII sztylet z napisem „śmierć
papieżowi”, mówił z płaczem: „Proszę o przebaczenie, gdyż przy użyciu tego
sztyletu planowałem zamach na Jego Świątobliwość”. Ojciec Święty pobłogosławił
wówczas Brunona i z uśmiechem odpowiedział: „Drogi synu, w ten sposób dałbyś
Kościołowi nowego męczennika, a dla Chrystusa kolejne zwycięstwo miłości”.
Matka
Boża uświadomiła Cornacchioli, że nie można wierzyć w Chrystusa i równocześnie
walczyć z Kościołem, gdyż Kościół jest świętą owczarnią Chrystusa. Kościół to
Chrystus, który powołuje do wspólnoty ze sobą wszystkich bez wyjątku
grzeszników, gdyż pragnie ich uwalniać od grzechów i czynić świętymi – czyli dojrzałymi
do nieba. Kto walczy z Kościołem, ten walczy z Chrystusem, kto odrzuca Kościół
– odrzuca Chrystusa.
Matka
Boża wezwała Brunona, aby nigdy nie upadał na duchu i nigdy się nie zniechęcał,
lecz trwał mocno w wierze, w całkowitym posłuszeństwie papieżowi i nauce
Kościoła.
Matka
Boża uświadomiła Cornacchioli, który planował zabić papieża, że nie ma
prawdziwego Kościoła bez jedności z papieżem. Dlatego wezwała go, aby ukochał
papieża, gdyż każdy biskup Rzymu z ustanowienia Chrystusa jest Jego widzialnym
zastępcą na ziemi i następcą św. Piotra, a przez to pasterzem całego Kościoła,
zwierzchnikiem wszystkich biskupów. Dzięki tej szczególnej misji, którą
Chrystus powierza każdemu papieżowi, otrzymuje on również dar nieomylności
wtedy, gdy naucza w sprawach wiary i moralności oraz definiuje objawione przez
Boga prawdy wiary. „Gdzie jest Piotr, tam jest Kościół” – uczy św. Ambroży.
Cornacchiola
z prześladowcy stał się wielkim obrońca papieża. Sam kilkakrotnie spotkał się z
Ojcem Świętym Janem Pawłem II, co zostało udokumentowane na zdjęciach.
23
lutego 1982 r., Matka Boża podczas objawienia powiedziała Brunonowi o kolejnym
planowanym zamachu na Jana Pawła II. Proroctwo to spełniło się trzy miesiące
później.
W
dniach 12-15 maja
1982, w pierwszą rocznicę
zamachu dokonanego przez Turka Mehmeta Ali Agcę papież Jan Paweł II odbywał
podróż do Portugalii. Wieczorem 12 maja 1982 r. Jan Paweł II przybył do
sanktuarium w Fatimie, by podziękować Matce Boskiej za ocalenie życia i
zawierzyć świat Jej Niepokalanemu Sercu. Nagle rzucił się na niego z nożem
wielkości bagnetu hiszpański ksiądz-schizmatyk Juan Fernandez Krohn. Krzyczy: -
Precz z papieżem! Próbuje ranić go w serce. Ochroniarz papieski Camillo Cibin i
pracownik portugalskiej Security obezwładniają zamachowca. Niezrównoważony
mężczyzna zdołał lekko ugodzić papieża nożem. Jan Paweł II odwraca się do
Krohna i mimo wszystko błogosławi go. Potem pomimo krwawienia Ojciec Święty
dokończył nabożeństwa – wspomina abp Stanisław Dziwisz.
Drodzy
bracia i siostry!
Matka
Boża w Tre Fontane nie tylko wzywała swoje dzieci do ciągłego poznawania i
pogłębiania swojej wiary, ale również do tego, aby dzieliły się tym skarbem z
innymi ludźmi. Mówiła do Brunona:
„Nawracaj
się każdego dnia, ale staraj się również, aby ten skarb wiary przyjmowała także
twoja rodzina, twoi współpracownicy, sąsiedzi oraz wszyscy spotykani przez
ciebie ludzie. Ci, których spotykasz, są ci powierzeni przez Jezusa. Oczekują
od ciebie znaków wiary, chrześcijańskiego świadectwa i nadziei. Nie myśl tylko
o sobie samym. Im więcej będziesz się dzielił wiarą z innymi, tym więcej będzie
ona rosła w tobie”.
Do
końca swoich dni Bruno Cornacchiola odważnie głosił Ewangelię słowem i
przykładem chrześcijańskiego życia. Zmarł w opinii świętości w 2001 r.
Z
okazji 50. rocznicy objawień Matki Bożej w Tre Fontane Ojciec Święty Jan Paweł
II zatwierdził nazwę tego miejsca: „Święta Maryja Trzeciego Tysiąclecia przy
Trzech Fontannach”.
Drodzy
bracia i siostry, złączeni wspólną wiarą w Chrystusa i miłością do Jego
Kościoła. Jakże wiele mówi nam dzisiaj to świadectwo nawrócenia i wyznania wiary
prostego rzymskiego tramwajarza Bruno Cornacchioli.
Jaką
zarazem budzi w naszych sercach ufność i nadzieję w nieustanną macierzyńską
opiekę Maryi nad całym Kościołem, nad przyszłym papieżem i nad każdym z nas.
W
tym świętym czasie Wielkiego Postu wejdźmy szczerze i gorliwie na drogę
osobistego nawrócenia do Ojca zawsze bogatego w miłosierdzie. Nie zwlekając
pojednajmy się z Bogiem i naszymi braćmi – wzywa nas dzisiaj święty Paweł
Apostoł.
A
w nadchodzących dniach, jako prawdziwe dzieci Kościoła, trwajmy jednomyślnie na
modlitwie, razem następcami apostołów zgromadzonymi w Watykanie na konklawe,
prośmy Ducha Świętego, by wskazał im tego, którego sam wybrał, jako Piotra
naszych czasów.
„Boże, wiekuisty Pasterzu, Ty nieustannie opiekujesz
się Twoim ludem i nim kierujesz, daj Kościołowi Papieża, który będzie się Tobie
podobał przez święte życie i poprowadzi nas drogą zbawienia” (z Kolekty Mszy
świętej o wybór Papieża). Amen.
O.
Piotr Męczyński O. Carm.
|