Droga
Rodzino Matki Bolesnej!
Obecny
rok pracy duszpasterskiej Kościoła w Polsce przebiega pod hasłem: „Wierzę
w Syna Bożego”.
Jesteśmy
zatem wezwani do stałej troski o naszą wiarę w Chrystusa Pana, do jej ciągłego
umacniania i odważnego wyznawania.
Przykładem mogą być dla nas świadectwa chrześcijan
żyjących na Wschodzie.
Pochodzący
z Ukrainy 24 – letni br. Paweł Wyszkowski, kleryk Zgromadzenia Misjonarzy Maryi
Niepokalanej mówił.:
“Kocham
Chrystusa! On był moją siłą, szczególnie wtedy, gdy miałem 13 lat i na apelu
szkolnym, przy wszystkich, w dzień Bożego Narodzenia nazwano mnie “wrogiem
narodu” i za karę zabrano kurtkę dlatego, że poszedłem na pasterkę. Wtedy
musiałem wracać do domu 5 km
w zimie tylko w koszuli. Gdy nie mogłem iść, czołgałem się, gdy już zamarzałem
i traciłem przytomność zawsze pamiętałem, że warto wierzyć w Boga, skoro tylu
ludzi umarło za Jego Królestwo. Bóg pomógł mi przeżyć. Nie zamarzłem na śmierć.
Przypadkowo ktoś znalazł mnie na drodze, już trochę przysypanego śniegiem. 8
miesięcy w szpitalu. Do dziś nie słyszę na jedno ucho.
Kocham
Chrystusa!!! On dał mi dobrych rodziców. Nigdy nie przestanę być im wdzięczny
za to, że w tak ciężkich chwilach prowadzili mnie do kościoła; że niejednokrotnie
nocami wyciągali stare i zniszczone książeczki do nabożeństwa, zakopane w
ogrodzie lub lesie, i z nich uczyli mnie modlitwy. Pamiętam, jak przygotowanie
do pierwszej Komunii odbywało się w prywatnym domu jednego z wierzących.
Katechetka przyciszonym głosem uczyła nas katechizmu, a rodzice stali przed
drzwiami, by zapobiec wejściu władz. Sama uroczystość odbywała się w nocy, przy
zamkniętych drzwiach kościoła, ponieważ był zakaz państwowy i nie wolno było
dzieciom przyjmować żadnych sakramentów. Wtedy całą noc spędziliśmy w ciemnej
wieży kościoła, który na zewnątrz otoczyła milicja, gdyż ktoś doniósł, że
dzieci mają pierwszą Komunię. Dopiero rankiem, gdy parafianie dowiedzieli się,
że nas oblężono, obronili nas przed zabraniem do domu dziecka.
Kocham
Chrystusa za to, że jestem oblatem, w sutannie, z krzyżem za pasem. On dał mi
świętą mamę, która zawsze uczyła mnie głębokiej wiary. Miałem do kościoła 8 km i mimo tego, że był zakaz
państwowy, który zabraniał dzieciom do 18 roku życia nawet wstępu na próg
kościoła, mama w każdą niedzielę prowadziła mnie do kościoła, w błocie, deszczu
i śniegu, polnymi drogami. A gdy już nie mogłem iść, bo byłem mały i nogi mnie
bolały, brała mnie na plecy i niosła. Do tej pory pamiętam te drogi i plecy
matczyne. A gdy gromadziliśmy się pod zamkniętymi drzwiami kościoła i
nadchodziły władze, rodzice chowali mnie w krzakach, przykrywali chustą, żeby
nie zabrano mnie do domu dziecka. Pamiętam, jak podczas procesji na Wszystkich
Świętych władze rzucały na nas szkło, kamienie, wyrywały świece i biły nimi
ludzi po głowach. Było ciężko, ale wytrwaliśmy, gdyż rodzice uczyli, że za
wiarę zawsze trzeba cierpieć. Kiedyś, gdy przyjechał do nas kapłan i zapytał,
kim chciałbym być, odpowiedziałem, że papieżem – dlatego, żeby swoją mamę ogłosić
świętą. Mama ukończyła wyższe studia, ale nigdy nie otrzymała żadnej posady
państwowej, tylko dlatego, że chodziła do kościoła. Przez 32 lata pracowała z
motyką w polu w brygadzie rolniczej”.
Tak
mówił 24 – letni br. Paweł. Po przyjęciu sakramentu kapłaństwa od lipca 1999
roku cały czas gorliwie pracuje na Ukrainie.
Drodzy
bracia i siostry! W 1988 roku obchodzony był Jubileusz Tysiąclecia Chrztu Rusi
Kijowskiej. Bł. Jan Paweł II nawiązał do tego wielkiego wydarzenia podczas
swojej Pielgrzymki Apostolskiej na Ukrainę w czerwcu 2001 roku. Przemawiając w
Kijowie papież powiedział: „Z tego miasta, kolebki wiary chrześcijańskiej na
Ukrainie i w całym tym regionie, patrzę na wszystkich mieszkańców tych ziem i
obejmuję ich serdecznym uściskiem. (…) Ludu Boży, który wierzysz, nie
tracisz nadziei i miłujesz na ziemi ukraińskiej, ciesz się na nowo darem
Ewangelii, który otrzymałeś ponad tysiąc lat temu!”.
Domyślamy się, że te słowa Ojca Świętego skierowane
są także do innych narodów dawnego imperium sowieckiego, które łączy wspólne
źródło chrzcielne 988 roku i postać św. Włodzimierza Chrzciciela Rusi
Kijowskiej, którego relikwie znajdują się w Moskwie.
Niedawno pewien dziennikarz napisał: „Kilka lat temu czytając objawienia fatimskie
(z 1917 roku) przy fragmencie mówiącym o nawróceniu Rosji pomyślałem „mrzonki”.
Nie żebym nie wierzył w Moc Bożą ale słowa o nawróceniu Rosji traktowałem
podobnie jak przepowiednie o końca świata odsuwając je w odległą przyszłość,
której nie spodziewałem się dożyć ani ja ani moje wnuki. Jak mawiał mój dziadek
„człowiek myśli a Pan Bóg kryśli”. (…) Moje poglądy na nawrócenie Rosji zostały
radykalnie zweryfikowane i wbrew pozorom przyczyna tej nagłej zmiany poglądów
nie tkwiła w jakichś wielkich wydarzeniach o charakterze polityczno -
gospodarczym. Zdecydował drobny epizod, świadectwo młodej Rosjanki, o którym
nie rozpisywały się tabloidy, o którym cicho było w mediach.
Trzy lata temu na łamach Naszego Dziennika ukazało
się poruszające świadectwo 23 – letniej Aliny Milan, studentki piątego roku wydziału prawa uniwersytetu w
Moskwie. W 2010 roku zapadła na poważną chorobę. Po badaniach okazało się, że
dziewczynę uratować może jedynie przeszczep wątroby, ale takich operacji w
Rosji się nie wykonuje. Jak opowiada matka Aliny, stan córki pogorszył się do
tego stopnia, że zaczęła grozić jej śmierć. Wtedy to w Tel Awiwie, w jednym z
najnowocześniejszych szpitali na świecie, pojawiła się szansa na przeszczep. 11
listopada 2010 r. kobiety były na miejscu. Wyniknęły jednak problemy z
finansowaniem leczenia oraz samej operacji. Okazało się, że ze względu na swoje
pochodzenie – ojciec dziewczyny był Żydem, babcia obywatelką Izraela – Alina
mogła starać się o obywatelstwo izraelskie, co umożliwiłoby jej bezpłatne
przeprowadzenie operacji. Ale zgodnie z prawem obywatelem Izraela może być albo
żyd, albo ateista i tertium non datur. Alina stanęła więc przed dylematem:
określić się jako ateistka lub żydówka i skorzystać z szansy na operację albo
pozostać wierną Chrystusowi i zaakceptować śmiertelne konsekwencje takiego
wyboru. Zwróciła się wówczas do o. Aleksandra Naruszewa, dzięki któremu na
forum cerkwi św. Serafina z Sarowa w Kuncewie, dzielnicy Moskwy, możemy dziś
poznać historię jej trudnej drogi. Kapłan tak opisuje moment, kiedy odwiedził
ją w tamtejszym szpitalu: "Kiedy wszedłem do jej sali, ujrzałem młodą,
wychudzoną istotę, ledwo przypominającą 22-letnią dziewczynę. Ale jej
spojrzenie było jasne, zaskakująco stanowcze i zdecydowane. "My już
podjęłyśmy decyzję z mamą" – powiedziała na mój widok. "Nie zdejmę
krzyża i nie wyrzeknę się wiary. (…) Bóg nas nie opuści. Będziemy szukać
sponsorów". Ojciec Aleksander zwrócił wtedy uwagę, że przecież zostało jej
już mało czasu, na co ona odparła: "Przede mną wieczność". Wielu
ludzi włączyło się w akcję zbierania pieniędzy na operację, jednak nie udało
się zgromadzić koniecznych 300 tys. dolarów. Dziewczyna do końca pozostała
wierna Chrystusowi, więc nie przyznano jej prawa do nieodpłatnego wykonania
przeszczepu. Przez kilka miesięcy leżała podłączona do respiratora w klinice w
Tel Awiwie. Jak zauważył jeden z izraelskich lekarzy, do ostatniego dnia była w
pełni świadoma. Zmarła w nocy 14 marca w
izraelskim szpitalu. Przed śmiercią zdążyła jeszcze napisać w internecie przepiękny
list do przyjaciół: Nie wykazałam żadnego bohaterstwa. Nie dokonałam teraz
żadnego wyboru, bo swojego wyboru dokonałam już dawno – jestem prawosławną
chrześcijanką. Dalej pisała: "Mam przed sobą dokument izraelskiego
Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, (…) gdzie jest napisane: "Przyjmuję obywatelstwo/prawo/religię
kraju". Tylko podpisz. Powiedzcie mi jednak: Czy mam wybór? Najważniejszy
wybór to nie ten na papierze, ale w duszy… A w niej ufność Bogu jest silniejsza
aniżeli jakiekolwiek dokumenty, prawa, państwa, straszne diagnozy, czas! I nawet
w najtrudniejszych chwilach nie opuszcza mnie poczucie, że sam Bóg trzyma mnie
za
rękę. Decyzja jakiegokolwiek lekarza dotycząca przeprowadzenia operacji,
niezależnie od kraju, niesie ze sobą ryzyko, więc każdy dzień i tak może być
ostatnim… Jedyny wybór – jakiego dokonałam już dawno i który nie jest związany
z obywatelstwem – to wybór wiary w Boga i bezgranicznej wdzięczności za to, co
jest mi sądzone (…)". (Małgorzata Pabis, Wybrała Boga ponad wszystko, w
Nasz Dziennik, 28 marca 2011 r.)
Na
końcu Alina podziękowała wszystkim, którzy pamiętali o niej i troszczyli się o
nią. Podkreśliła, że nie jest żadną bohaterką. Prawdziwe bohaterstwo to
zostawić na boku wszystkie swoje sprawy i zająć się bliźnim, brzmiały jej
ostatnie słowa skierowane do przyjaciół.
„Ta
śmierć jest bardzo poruszająca – mówi Ks.
prof. Waldemar Chrostowski z UKSW w Warszawie. Przypomina heroizm, jaki znamy z przekazów o życiu wyznawców i
męczenników z pierwszych pokoleń chrześcijańskich. Tak to właśnie wtedy
wyglądało. Nagle pojawiały się arcytrudne wybory i sytuacje, a ludzie
wychodzili z nich zwycięsko. Zdawali sobie sprawę, że największe zwycięstwo
odnosi się w blasku Chrystusowego Krzyża.
Kiedy czytamy o ostatnich miesiącach i tygodniach życia tej młodej Rosjanki
– to jest to naprawdę bardzo żywe świadectwo z jednej strony wewnętrznych
zmagań, a z drugiej – niezłomnej wiary w to, że życie ma sens tylko wtedy,
kiedy jest życiem z Chrystusem. (…) Zwróćmy uwagę, że wybór był na pozór łatwy.
Mając żydowskie pochodzenie, wystarczyło, żeby Alina wyraziła zgodę na
obywatelstwo państwa Izrael, a to jest równoznaczne z przyjęciem wiary
żydowskiej bądź z deklaracją ateizmu. (…) Nie zrobiła ani jednego, ani
drugiego. Myślę, że w analogicznej sytuacji bardzo wielu chrześcijan – chociaż
trudno o jakiekolwiek statystyki – postąpiłoby inaczej. To bolesne, że wobec
znacznie mniej poważnych wyborów, tych codziennych, chrześcijanie często nie
przykładają tak wielkiej wagi do wiary, do jej znaczenia, a przede wszystkim do
tego, że jej wyznawanie ma charakter publiczny. (…) Myślę, że przykład zmarłej
Aliny daje nam wiele do myślenia i zobowiązuje nas, żebyśmy swoim wyznawaniem
wiary także wykazali cnotę chrześcijańskiego męstwa”.
Drodzy
bracia i siostry zjednoczeni w znaku Chrystusowego Krzyża!
Pamiętajmy, że na mocy przyjętego sakramentu chrztu
i bierzmowania wszyscy jesteśmy wezwani do dawania świadectwa wiary w
Chrystusa, Syna Bożego, jedynego Pana życia i śmierci. Nie tylko w murach
świątyni, nie tylko w czterech ścianach naszego domu, ale wszędzie i zawsze – w
rodzinnym domu i szkole, w zakładzie pracy i podczas odpoczynku, w urzędzie i
sklepie, na radzie gminy i w debacie sejmowej, w rozmowie prywatnej i w wystąpieniu
telewizyjnym, wśród przyjaciół i nieznajomych, w obecności duchownych i ludzi
wrogich Kościołowi, w zdrowiu i chorobie, w małych i wielkich sprawach naszego
życia – zawsze jesteśmy chrześcijanami, uczniami Jezusa ukrzyżowanego i
zmartwychwstałego, wezwanymi do tego, aby odważnie wyznawać swoją wiarę i potwierdzać
ją swoim życiem, swoimi decyzjami, swoim całkowitym zawierzeniem Jego Sercu i
posłuszeństwem Jego Ewangelii.
Najmilsi
bracia i siostry! Przypomnijmy sobie słowa młodej Rosjanki przykutej do
szpitalnego łóżka w Tel - Awiwie: "Nie zdejmę krzyża i nie wyrzeknę się
wiary. (…) Bóg nas nie opuści. Przede mną wieczność".
Drodzy
Moi! Z naczyniem ufności zbliżmy się do stóp Ukrzyżowanej Miłości! Obejmijmy
serdecznym uściskiem przebite stopy Jezusa, ucałujmy święte rany i za świętym
Pawłem powtarzajmy: „Syn Boży umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie…
Wiem, komu uwierzyłem” (por. Ga 2, 20; 2Tm 1, 12).
Droga
Rodzino Matki Bolesnej! Tego świadectwa naszej wiary i miłości potrzebują
chorzy i cierpiący. Potrzebują tego wyraźnego świadectwa ludzie dotknięci nędzą
materialną, moralną i duchową. Oni muszą zobaczyć w nas prawdziwych uczniów
Chrystusa. Przypomina o tym papież Franciszek w tegorocznym Orędziu na Wielki
Post:
„Na wzór
naszego Nauczyciela jesteśmy jako chrześcijanie powołani do tego, aby
dostrzegać różne rodzaje nędzy trapiącej naszych braci, dotykać ich dłonią,
brać je na swoje barki i starać się je łagodzić przez konkretne działania. (…)
Ewangelia
to prawdziwe lekarstwo na nędzę duchową: zadaniem chrześcijanina jest głosić we
wszystkich środowiskach wyzwalające orędzie o tym, że popełnione zło może
zostać wybaczone, że Bóg jest większy od naszego grzechu i kocha nas za darmo i
zawsze, że zostaliśmy stworzeni dla komunii i dla życia wiecznego. Bóg wzywa
nas, byśmy byli radosnymi głosicielami tej nowiny o miłosierdziu i nadziei!
Dobrze jest zaznać radości, jaką daje głoszenie tej dobrej nowiny, dzielenie
się skarbem, który został nam powierzony, aby pocieszać strapione serca i dać
nadzieję wielu braciom i siostrom pogrążonym w mroku. Trzeba iść śladem Jezusa,
który wychodził naprzeciw ubogim i grzesznikom niczym pasterz szukający
zaginionej owcy, wychodził do nich przepełniony miłością. Zjednoczeni z Nim,
możemy odważnie otwierać nowe drogi ewangelizacji i poprawy ludzkiej kondycji”.
Całą
Wspólnotę „Pieta”, wszystkich chorych objętych naszą serdeczną modlitwą i posługą
miłości, zawierzam czułej opiece Matki Bolesnej towarzyszącej Synowi na drodze
krzyżowej i stojącej pod krzyżem na Kalwarii. A na ten święty czas pobożnego
rozważania Pasji Chrystusa, czas głębokiej modlitwy, Adoracji Krzyża, pokuty za
grzechy i szczerego nawrócenia, czas szczególnego umacniania i wyznawania wiary
w Syna Bożego z serca wam błogosławię.
Wasz
oddany w Sercu Jezusa i Maryi – o. Piotr
O. Carm.
|