Drodzy
w Chrystusie Panu, bracia i siostry! Kochani Chorzy zgromadzeni na Oborskiej
Kalwarii!
Każdy
z nas, wznosząc oczy na Ukrzyżowanego, może powtórzyć za świętym Pawłem: „Syn
Boży umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2,20). „On, istniejąc w
postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz
ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi.
A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy
się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej” (Flp 2, 6-8).
Jak
mówi znany ewangelizator o. James Manjackal z Indii: „największym darem Boga
dla ludzkości jest Jego Jednorodzony Syn Jezus Chrystus, a najwyższym wyrazem
Jego miłości jest Jego haniebna śmierć ofiarna na Krzyżu w celu odkupienia i
odpokutowania win za grzechy ludzkości oraz przywrócenia jej nieskazitelnej
chwały i piękna utraconego przez grzech, a tym samym przyprowadzenia wszystkich
z powrotem do Raju, który został utracony. „Bóg zaś okazuje nam swoją miłość
[właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami”
(Rz 5,8) – pisze św. Paweł.
Podobnie
Święty Jan Apostoł: „W tym przejawia się
miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna
swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy” (1J 4, 10).
Święta Faustyna w swoim dzienniczku duchowym
zamieściła zapis wzruszającej rozmowy duszy grzesznej z miłosiernym Bogiem:
„Nie lękaj się, duszo grzeszna, swego Zbawiciela – mówi Jezus, pierwszy zbliżam się do ciebie, bo wiem, że sama z siebie nie jesteś zdolna
wznieść się do mnie”.
„Jesteśmy
chrześcijanami - mawiał bł.
ks. Michał Sopoćko, spowiednik i duchowy przewodnik świętej s. Faustyny – nie
dlatego, że kochamy Boga, ale dlatego, że uwierzyliśmy, że Bóg nas kocha
i nad nami się lituje”.
Drodzy
bracia i siostry! „Musimy popatrzeć na Jezusa na krzyżu, żeby ponownie zrozumieć,
czym jest Serce Boga” – powie pięknie o. Jan Chrzciciel Bashobora.
Bł.
Matka Teresa z Kalkuty zwraca się z serdeczna zachętą: „Spójrz na Krzyż, a
zobaczysz głowę Jezusa pochyloną, aby cię pocałować, Jego ramiona rozwarte, aby
cię objąć, Jego serce otwarte, by cię przyjąć, by zamknąć cię w swojej
miłości”.
Pięknie
przypomina o tym obraz z kaplicy klasztornej ojców karmelitów w Gdańsku.
Przedstawia on św. Bernarda z Clairvaux (1091–1153), który w mistycznej wizji
ujrzał Chrystusa wiszącego na krzyżu, jak uwalnia swoje ręce, by go objąć i
ucałować.
Pięknie
przypomina o tym także historia uzdrowienia św. Peregryna, patrona chorych na
raka. Należał do Zakonu Serwitów czyli Sług Maryi, którego celem szczególnym
było rozważanie boleści Maryi i naśladowanie jej cnót. Miał już 60 lat, gdy na
jego nodze pojawiła się dziwna rana. Nie pomagały na nią żadne lekarstwa ani
zabiegi. Lekarze byli bezradni. Rak powiększał się atakując coraz mocniej,
uszkadzając kości. W końcu pozostało tylko jedno wyjście – amputacja.
Wieczorem, w przeddzień amputacji, ojciec Peregryn dowlókł się do klasztornej
kaplicy. W żarliwej modlitwie przed wizerunkiem Ukrzyżowanego prosił o
uzdrowienie. I nie zawiódł się. W nocy, we śnie, objawił mu się Pan Jezus,
który zszedł z Krzyża i dotknięciem wyleczył mu nogę. Gdy rano do chorego
przyszedł lekarz by go przygotować do operacji stwierdził, że noga jest
całkowicie zdrowa i sprawna. Po ranie nie pozostał nawet ślad”.
Drodzy
Moi! To uzdrowienie fizyczne, którego dokonał Ukrzyżowany Jezus, jest tylko
znakiem o wiele ważniejszego uzdrowienia – uzdrowienia duchowego, z tego
największego raka, jakim jest grzech raniący śmiertelnie nasze dusze. Tylko
Jezus może uzdrowić nas z tego raka, jakim jest grzech. Tylko Jezus może
rozerwać krepujące nas kajdany grzechu. Tylko Jezus może przywrócić chrzcielną
biel naszej duszy i oczy dziecka naszemu sercu.
Błogosławiona
Maria Karłowska pisze: „O Jezu! Podaj mi rękę z krzyża i spraw, abym się z tego
ziemskiego padołu wzbiła w niebo, bo ja, marny robak ziemi i marnotrawicielka
Twoich świętych darów, pragnę kiedyś oglądać Boga w niebie! Przez krzyż Twój
święty przebacz mi wszystkie grzechy moje i daj łaskę prawdziwego nawrócenia.
Pytajcie
łotra na krzyżu, dlaczego się nawrócił – radzi Matka Maria – pytajcie Marii
Magdaleny, pytajcie tylu innych pokutników, dlaczego się nawrócili – a wszyscy,
milcząc, wskażą wam wśród łez na miłosiernego Jezusa na krzyżu: «To On!».
„By
zostać uleczonymi z grzechów, patrzmy na Chrystusa ukrzyżowanego!” – mówi św.
Augustyn.
Jak
uczy bł. Jan Paweł II właśnie Krzyż jest tym "uprzywilejowanym
miejscem", na którym ukazała się nam miłość Boża. Na krzyżu spotyka się
ludzka nędza i miłosierdzie Boga. (…) Krzyż wyrasta z ziemi, jakby zapuszcza
korzenie w ludzkiej złości. Ale jest wzniesiony w górę, ku niebu, jakby palcem
wskazywał na dobroć Bożą”.
Podobnie papież Benedykt XVI „zachęca nas, byśmy skierowali wzrok na Chrystusa
ukrzyżowanego, konającego na Kalwarii: "Będą patrzeć na Tego, którego
przebili" (J 19,37). Tylko kierując wzrok na Jezusa umierającego za nas na
krzyżu, możemy poznać i kontemplować tę podstawową prawdę, że "Bóg jest
miłością" (1 J 4 ,8.16). Kontemplując oczyma wiary Ukrzyżowanego możemy do
głębi zrozumieć czym jest grzech, jak tragiczny jest jego ciężar, a zarazem jak
niezmierzona jest moc przebaczenia i miłosierdzia Pańskiego. Do iluż nawróceń
doszło w ciągu wieków właśnie dzięki wymownemu orędziu miłości, jakie otrzymuje
ten, kto kieruje wzrok na Jezusa ukrzyżowanego!”.
Drogi
Bracie! Droga Siostro! Dzisiaj Jezus Miłosierny delikatnie puka do drzwi twego
serca, chce wejść do niego ze swoją miłością i być z tobą, by cię obdarzyć
pełnią życia, wolności i radości dziecka Bożego. Nie może jednak tego zrobić
bez ciebie. Nie bój się Tego, który Cię kocha, który z krzyża wyciąga do ciebie
swoje ramiona, by cię objąć i przygarnąć do Serca. On czeka na ciebie w
konfesjonale, aby swoją Najdroższą Krwią oczyścić cię z wszelkiego grzechu i
obdarzyć radością udziału w swoim Boskim życiu. Z ufnością zbliż się zatem do
Niego, taki jaki jesteś i pozwól, by objął cię swoją czułą miłością i uleczył
rany twojej duszy. Oddaj się całkowicie w ramiona Jego miłosierdzia. Tylko
Jezus, Twój Zbawiciel ma moc rozerwać wszelkie kajdany, uleczyć z każdej
słabości, podnieść z każdego upadku, On przemienia zimne i ciemne więzienie biednego
grzesznika w ciepły i jasny Dom Ojca, On przemienia przestraszonego i smutnego
niewolnika w pełne radości i ufności dziecko spoczywającego w objęciach Ojca.
On jest jedyną drogą, prawdą i życiem, i nikt nie przychodzi do Ojca inaczej
jak tylko przez Niego.
Drodzy
Moi! Warto nam zastanowić się nad słowami św. Alfonsa Marii Liguori: „Jeśli ktoś nie pokocha
Jezusa ukrzyżowanego, nie pokocha Go nigdy”. To wstrząsające słowa, bo widzimy
jak dzisiaj traktuje się ten znak Największej Miłości, jak ta Miłość jest
opluwana, znieważana i deptana. „Jeśli ktoś nie pokocha Jezusa ukrzyżowanego,
nie pokocha Go nigdy”. To wstrząsające słowa, bo poświadczone męczeństwem tych,
którzy dla tej Ukrzyżowanej Miłości oddali i ciągle są gotowi oddać swoje
życie.
Pochodzący
z Ukrainy 24 – letni br. Paweł Wyszkowski, kleryk Zgromadzenia Misjonarzy Maryi
Niepokalanej mówi:
“Kocham
Chrystusa! On był moją siłą, szczególnie wtedy, gdy miałem 13 lat i na apelu
szkolnym, przy wszystkich, w dzień Bożego Narodzenia nazwano mnie “wrogiem
narodu” i za karę zabrano kurtkę dlatego, że poszedłem na pasterkę. Wtedy
musiałem wracać do domu 5 km
w zimie tylko w koszuli. Gdy nie mogłem iść, czołgałem się, gdy już zamarzałem
i traciłem przytomność zawsze pamiętałem, że warto wierzyć w Boga, skoro tylu
ludzi umarło za Jego Królestwo. Bóg pomógł mi przeżyć. Nie zamarzłem na śmierć.
Przypadkowo ktoś znalazł mnie na drodze, już trochę przysypanego śniegiem. 8
miesięcy w szpitalu. Do dziś nie słyszę na jedno ucho.
Kocham
Chrystusa!!! On dał mi dobrych rodziców. Nigdy nie przestanę być im wdzięczny
za to, że w tak ciężkich chwilach prowadzili mnie do kościoła; że
niejednokrotnie nocami wyciągali stare i zniszczone książeczki do nabożeństwa,
zakopane w ogrodzie lub lesie, i z nich uczyli mnie modlitwy. Pamiętam, jak
przygotowanie do pierwszej Komunii odbywało się w prywatnym domu jednego z
wierzących. Katechetka przyciszonym głosem uczyła nas katechizmu, a rodzice
stali przed drzwiami, by zapobiec wejściu władz. Sama uroczystość odbywała się
w nocy, przy zamkniętych drzwiach kościoła, ponieważ był zakaz państwowy i nie
wolno było dzieciom przyjmować żadnych sakramentów. Wtedy całą noc spędziliśmy
w ciemnej wieży kościoła, który na zewnątrz otoczyła milicja, gdyż ktoś
doniósł, że dzieci mają pierwszą Komunię. Dopiero rankiem, gdy parafianie
dowiedzieli się, że nas oblężono, obronili nas przed zabraniem do domu dziecka.
Kocham
Chrystusa za to, że jestem oblatem, w sutannie, z krzyżem za pasem. On dał mi
świętą mamę, która zawsze uczyła mnie głębokiej wiary. Miałem do kościoła 8 km i mimo tego, że był zakaz
państwowy, który zabraniał dzieciom do 18 roku życia nawet wstępu na próg kościoła,
mama w każdą niedzielę prowadziła mnie do kościoła, w błocie, deszczu i śniegu,
polnymi drogami. A gdy już nie mogłem iść, bo byłem mały i nogi mnie bolały,
brała mnie na plecy i niosła. Do tej pory pamiętam te drogi i plecy matczyne. A
gdy gromadziliśmy się pod zamkniętymi drzwiami kościoła i nadchodziły władze,
rodzice chowali mnie w krzakach, przykrywali chustą, żeby nie zabrano mnie do
domu dziecka. Pamiętam, jak podczas procesji na Wszystkich Świętych władze
rzucały na nas szkło, kamienie, wyrywały świece i biły nimi ludzi po głowach.
Było ciężko, ale wytrwaliśmy, gdyż rodzice uczyli, że za wiarę zawsze trzeba
cierpieć. Kiedyś, gdy przyjechał do nas kapłan i zapytał, kim chciałbym być,
odpowiedziałem, że papieżem – dlatego, żeby swoją mamę ogłosić świętą. Mama
ukończyła wyższe studia, ale nigdy nie otrzymała żadnej posady państwowej,
tylko dlatego, że chodziła do kościoła. Przez 32 lata pracowała z motyką w polu
w brygadzie rolniczej”.
Tak
mówił 24 – letni br. Paweł. Po przyjęciu sakramentu kapłaństwa od lipca 1999
roku cały czas gorliwie pracuje na Ukrainie.
Drodzy
bracia i siostry, zgromadzeni u stóp Ukrzyżowanego na Oborskiej Kalwarii!
Obecny
rok pracy duszpasterskiej Kościoła w Polsce przebiega pod hasłem: „Wierzę
w Syna Bożego”.
Jesteśmy
zatem wezwani do stałej troski o naszą wiarę w Chrystusa Pana, do jej ciągłego
umacniania i odważnego wyznawania.
Ta wiara w ukrzyżowanego Chrystusa będzie nasza
siłą, będzie źródłem pociechy i nadziei, szczególnie gdy znajdziemy się w nocy
cierpienia i godzinie próby.
Trzy lata temu na łamach Naszego Dziennika ukazało
się poruszające świadectwo 23 – letniej Aliny Milan, studentki piątego roku wydziału prawa uniwersytetu w
Moskwie. W 2010 roku zapadła na poważną chorobę. Po badaniach okazało się, że
dziewczynę uratować może jedynie przeszczep wątroby, ale takich operacji w
Rosji się nie wykonuje. Jak opowiada matka Aliny, stan córki pogorszył się do
tego stopnia, że zaczęła grozić jej śmierć. Wtedy to w Tel Awiwie, w jednym z
najnowocześniejszych szpitali na świecie, pojawiła się szansa na przeszczep. 11
listopada 2010 r. kobiety były na miejscu. Wyniknęły jednak problemy z
finansowaniem leczenia oraz samej operacji. Okazało się, że ze względu na swoje
pochodzenie – ojciec dziewczyny był Żydem, babcia obywatelką Izraela – Alina
mogła starać się o obywatelstwo izraelskie, co umożliwiłoby jej bezpłatne
przeprowadzenie operacji. Ale zgodnie z prawem obywatelem Izraela może być albo
żyd, albo ateista i tertium non datur. Alina stanęła więc przed dylematem: określić
się jako ateistka lub żydówka i skorzystać z szansy na operację albo pozostać
wierną Chrystusowi i zaakceptować śmiertelne konsekwencje takiego wyboru.
Zwróciła się wówczas do o. Aleksandra Naruszewa, dzięki któremu na forum cerkwi
św. Serafina z Sarowa w Kuncewie, dzielnicy Moskwy, możemy dziś poznać historię
jej trudnej drogi. Kapłan tak opisuje moment, kiedy odwiedził ją w tamtejszym
szpitalu: "Kiedy wszedłem do jej sali, ujrzałem młodą, wychudzoną istotę,
ledwo przypominającą 22-letnią dziewczynę. Ale jej spojrzenie było jasne,
zaskakująco stanowcze i zdecydowane. "My już podjęłyśmy decyzję z
mamą" – powiedziała na mój widok. "Nie zdejmę krzyża i nie wyrzeknę
się wiary. (…) Bóg nas nie opuści. Będziemy szukać sponsorów". Ojciec Aleksander
zwrócił wtedy uwagę, że przecież zostało jej już mało czasu, na co ona odparła:
"Przede mną wieczność". Wielu ludzi włączyło się w akcję zbierania
pieniędzy na operację, jednak nie udało się zgromadzić koniecznych 300 tys.
dolarów. Dziewczyna do końca pozostała wierna Chrystusowi, więc nie przyznano
jej prawa do nieodpłatnego wykonania przeszczepu. Przez kilka miesięcy leżała
podłączona do respiratora w klinice w Tel Awiwie. Jak zauważył jeden z
izraelskich lekarzy, do ostatniego dnia była w pełni świadoma. Zmarła w nocy 14 marca w izraelskim szpitalu.
Przed śmiercią zdążyła jeszcze napisać w internecie przepiękny list do
przyjaciół: Nie wykazałam żadnego bohaterstwa. Nie dokonałam teraz żadnego
wyboru, bo swojego wyboru dokonałam już dawno – jestem prawosławną chrześcijanką.
Dalej pisała: "Mam przed sobą dokument izraelskiego Ministerstwa Spraw
Wewnętrznych, (…) gdzie jest napisane: "Przyjmuję
obywatelstwo/prawo/religię kraju". Tylko podpisz. Powiedzcie mi jednak:
Czy mam wybór? Najważniejszy wybór to nie ten na papierze, ale w duszy… A w
niej ufność Bogu jest silniejsza aniżeli jakiekolwiek dokumenty, prawa,
państwa, straszne diagnozy, czas! I nawet w najtrudniejszych chwilach nie
opuszcza mnie poczucie, że sam Bóg trzyma mnie za
rękę. Decyzja jakiegokolwiek lekarza dotycząca przeprowadzenia operacji,
niezależnie od kraju, niesie ze sobą ryzyko, więc każdy dzień i tak może być
ostatnim… Jedyny wybór – jakiego dokonałam już dawno i który nie jest związany
z obywatelstwem – to wybór wiary w Boga i bezgranicznej wdzięczności za to, co
jest mi sądzone (…)".
Na
końcu Alina podziękowała wszystkim, którzy pamiętali o niej i troszczyli się o
nią. Podkreśliła, że nie jest żadną bohaterką. Prawdziwe bohaterstwo to
zostawić na boku wszystkie swoje sprawy i zająć się bliźnim, brzmiały jej
ostatnie słowa skierowane do przyjaciół.
„Ta
śmierć jest bardzo poruszająca – mówi Ks.
prof. Waldemar Chrostowski z UKSW w Warszawie. Przypomina heroizm, jaki znamy z przekazów o życiu wyznawców i
męczenników z pierwszych pokoleń chrześcijańskich. Tak to właśnie wtedy
wyglądało. Nagle pojawiały się arcytrudne wybory i sytuacje, a ludzie
wychodzili z nich zwycięsko. Zdawali sobie sprawę, że największe zwycięstwo
odnosi się w blasku Chrystusowego Krzyża.
Kiedy czytamy o ostatnich miesiącach i tygodniach życia tej młodej Rosjanki
– to jest to naprawdę bardzo żywe świadectwo z jednej strony wewnętrznych
zmagań, a z drugiej – niezłomnej wiary w to, że życie ma sens tylko wtedy,
kiedy jest życiem z Chrystusem. (…) Zwróćmy uwagę, że wybór był na pozór łatwy.
Mając żydowskie pochodzenie, wystarczyło, żeby Alina wyraziła zgodę na
obywatelstwo państwa Izrael, a to jest równoznaczne z przyjęciem wiary
żydowskiej bądź z deklaracją ateizmu. (…) Nie zrobiła ani jednego, ani
drugiego. Myślę, że w analogicznej sytuacji bardzo wielu chrześcijan – chociaż
trudno o jakiekolwiek statystyki – postąpiłoby inaczej. To bolesne, że wobec
znacznie mniej poważnych wyborów, tych codziennych, chrześcijanie często nie
przykładają tak wielkiej wagi do wiary, do jej znaczenia, a przede wszystkim do
tego, że jej wyznawanie ma charakter publiczny. (…) Myślę, że przykład zmarłej
Aliny daje nam wiele do myślenia i zobowiązuje nas, żebyśmy swoim wyznawaniem
wiary także wykazali cnotę chrześcijańskiego męstwa”.
Drodzy
bracia i siostry zjednoczeni w znaku Chrystusowego Krzyża! Pamiętajmy, że na mocy przyjętego sakramentu
chrztu i bierzmowania wszyscy jesteśmy wezwani do dawania świadectwa wiary w
Chrystusa, Syna Bożego, jedynego Pana życia i śmierci. Nie tylko w murach
świątyni, nie tylko w czterech ścianach naszego domu, ale wszędzie i zawsze – w
rodzinnym domu i szkole, w zakładzie pracy i podczas odpoczynku, w urzędzie i
sklepie, na radzie gminy i w debacie sejmowej, w rozmowie prywatnej i w
wystąpieniu telewizyjnym, wśród przyjaciół i nieznajomych, w obecności
duchownych i ludzi wrogich Kościołowi, w zdrowiu i chorobie, w małych i
wielkich sprawach naszego życia – zawsze jesteśmy chrześcijanami, uczniami
Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, wezwanymi do tego, aby odważnie
wyznawać swoją wiarę i potwierdzać ją swoim życiem, swoimi decyzjami, swoim
całkowitym zawierzeniem Jego Sercu i posłuszeństwem Jego Ewangelii.
Przypomnijmy
sobie słowa młodej Rosjanki przykutej do szpitalnego łóżka w Tel - Awiwie:
"Nie zdejmę krzyża i nie wyrzeknę się wiary. (…) Bóg nas nie opuści.
Przede mną wieczność".
Drodzy
bracia i siostry, kochani chorzy!
Wznieśmy
nasze oczy i serca na Ukrzyżowanego! „Ja nie zapomnę o tobie. Oto wypisałem cię
na moich dłoniach” – mówi Jezus. A święty Antoni z Padwy pięknie wyjaśnia, że
piórem, którego użył Bóg był gwóźdź, atramentem była krew, a pergaminem –
dłonie Jezusa.
Drodzy
Moi! Z naczyniem ufności zbliżmy się do stóp Ukrzyżowanej Miłości! Obejmijmy
serdecznym uściskiem przebite stopy Jezusa, ucałujmy święte rany i za świętym
Pawłem powtarzajmy: „Syn Boży umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie…
Wiem, komu uwierzyłem” (por. Ga 2, 20; 2Tm 1, 12). Amen.
o.
Piotr Męczyński O. Carm.
|