Drodzy
w Chrystusie Zmartwychwstałym, bracia i siostry!
Kiedy
liście opadają z drzewa jesienią, kiedy czas obala spróchniałe drzewo, kiedy
umiera długoletnie, dojrzałe życie, dzieje się to jakby zgodnie z naturą. Ale
kiedy okrutny wicher na wiosnę strąca młode listki, drzewo dające nadzieję
wyrywa z korzeniem, kiedy młodociane życie obumiera, wówczas trudno nam się z
tym pogodzić...
Jeśli
każda śmierć jest zawsze przedwczesna i nigdy nie w porę, to cóż powiedzieć o
śmierci 14 – letniej dziewczynki. Razem z kochanymi rodzicami i braćmi zmarłej
Julii stajemy tutaj w niemym bólu, jak Maryja, Matka Bolesna, na człowieczej
Kalwarii.
Wspominam ze wzruszeniem jak pewnego dnia Julia
przyjechała z rodzicami do kościoła w Oborach i przywiozła własnoręcznie
wykonaną figurę Matki Bożej Królowej Pokoju trzymającą na rękach białego
gołąbka. Maryja swoimi dłońmi delikatnie podtrzymuje i zarazem osłania tego
gołąbka. „Ty, Julcio, jesteś tym małym gołąbkiem Matki Bożej” – pomyślałem. Dwa
tygodnie przed jej odejściem do Domu Ojca poświęciłem przydomową drewnianą
kapliczkę wykonaną specjalnie dla tej pięknej figury. Po kilku dniach w sobotę
27 grudnia Anno Domini 2014 biała gołąbka opuściła rodzinne gniazdo i wyfrunęła
do Nieba… niesiona na rękach Maryi.
Drodzy
bracia i siostry! Stajemy na tej Eucharystii z wiarą w Boga, który jest
Bogiem Życia. Jezus Chrystus jest Panem takiego życia, które się nie kończy.
Życie
Jezusa było pielgrzymowaniem do domu Ojca, takie jest życie Jego uczniów, takie
było życie Julii. To życie się zmienia, ale się nie kończy.
Pochylamy
pokornie głowę przed tajemnicą życia i śmierci. W swych niezbadanych planach
Bóg dał Julii szczególny udział w zbawczym misterium Krzyża swego Syna. Jej
choroba nowotworowa i śmierć - wbrew pozorom - nie jest więc bezsensem i
absurdem; wpatrzeni w Krzyż wierzymy, że owocuje ona nadprzyrodzonym dobrem - o
czym w pełni przekonamy się po tamtej stronie Czasu.
Kościół,
zrodzony z boku Ukrzyżowanego, zawsze pamięta, że „człowiek w swoim cierpieniu
pozostaje nietykalną tajemnicą” (SD,4). Stojąc z drżeniem na progu tajemnicy
cierpienia i zła, w wierze, uświadamiamy sobie, że właściwie jedyną odpowiedzią
na dramatyczne pytania bez odpowiedzi jest Krzyż Chrystusa.
Syn
Boży z miłości przyjął naszą ludzką naturę, stał się prawdziwym człowiekiem,
naszym bratem, abyśmy w Nim mogli stać się dziećmi Bożymi. On umie współczuć
naszym słabościom, doświadczony we wszystkim na nasze podobieństwo. On
prawdziwie jest Emanuelem, Bogiem z nami. Z miłości do nas i dla naszego
zbawienia cierpiał okrutnie i umarł na krzyżu za nasze grzechy, a
zmartwychwstając dnia trzeciego przywrócił nam życie i otworzył bramy Nieba.
Na
Oborskiej Kalwarii [w ogrodzie klasztornym] przy XII Stacji pielgrzymi z
Gdańska umieścili kiedyś tablicę ze słowami: „W łączności z Jezusem Cierpiącym”.
Wielu pobożnych pątników, a szczególnie ludzi chorych, przechodziło tutaj te
stacje drogi krzyżowej właśnie w taki sposób i doświadczało łaski wewnętrznego
pocieszenia i umocnienia. „W łączności z Jezusem Cierpiącym” przeżywała swoją
chorobę zmarła Julia, gdy razem z rodzicami odwiedzała Oborskie Sanktuarium i
odmawiała różaniec przy ołtarzu Matki Bolesnej; gdy Chrystus przez kapłana
wyciągał do niej swoje ręce i umacniał darem błogosławieństwa. „W łączności z
Jezusem Cierpiącym” przeżywała ostatnie stacje swojej drogi krzyżowej, gdy leżąc
w domu przyjmowała komunię świętą.
W
encyklice o Bogu bogatym w miłosierdzie św. Jan Paweł II wyjaśnia: „Krzyż
stanowi najgłębsze pochylenie się Bóstwa nad człowiekiem, nad tym, co człowiek
- zwłaszcza w chwilach trudnych i bolesnych - nazywa swoim losem. Krzyż stanowi
jakby dotknięcie odwieczną miłością najboleśniejszych ran ziemskiej egzystencji
człowieka”(DiM,8). W piękny sposób wyraża to łacińskie słowo „ con-solatio”,
„pocieszenie”, wskazując na bycie razem w doświadczeniu, które już nie jest
samotnością. W człowiecze cierpienie wszedł Ktoś, kto je z nami dzieli i znosi
- stąd w każdym cierpieniu jest obecne „ con-solatio”, pocieszenie przez
współcierpiącą miłość Boga…”(Spe salvi,38-39).
Umiłowani
Nam, wpatrzonym w zwycięski Krzyż Chrystusa zmartwychwstałego wolno płakać,
ale, jako ludziom wierzącym, nie wolno rozpaczać. Nie możemy się smucić jak ci,
którzy nie mają nadziei wyrastającej z wiary w zmartwychwstanie i życie
wieczne.
Nigdy
nie zapominajmy, że ostatnią stacją naszej drogi „w łączności z Chrystusem
Cierpiącym” jest Zmartwychwstanie.
Najmilsi
bracia i siostry, kochani rodzice!
Wiara
uczy nas, że na chwilę rozłączeni, spotkamy się znowu w domu naszego Ojca. Tam
wszyscy zdążamy. W drodze krzepi nas ta prawda chrześcijaństwa, którą wyznajemy
każdej niedzieli w kościele: „Wierzę w świętych obcowanie”.
W
kontekście tej prawdy możemy więc z całą pewnością powiedzieć, że nasza
ukochana Julia nie odeszła definitywnie; ona jest teraz blisko, a może jeszcze
bliżej swoich rodziców, niż wtedy, gdy we dnie i w nocy czuwali przy jej łóżku
w domu i w szpitalu. Julia będąc w zjednoczeniu z Chrystusem zakończyła już
swoją ziemską pielgrzymkę, odeszła do Domu Ojca, ale w tajemnicy „świętych
obcowania” pozostaje blisko i oręduje za nami przed Bogiem.
Dowodzi
ksiądz poeta: [Umarli] są uparcie obecni, nie zasypiają, mają okrągły czas więc
się nie spieszą (…) zawsze ci sami jak olcha do końca zielona znają nawet
prywatny adres Pana Boga (ks. J.
Twardowski. O stale obecnych).
Idąc
szlakiem tego wiersza (…) w tej wyjątkowej chwili, gromadzimy się na Mszy św.,
będącej źródłem i szczytem chrześcijańskiej modlitwy; to jest czas, w którym
Jezus jest z nami; dzieli nasz ból, współcierpi i pociesza. (…) Ten zaś, kto
przyjmuje słowo i Ciało Pańskie, otwiera Mu drogę do swego serca. On przychodzi
tu jako Boski Lekarz, który chce dotknąć rany śmierci, rozstania i uzdrowić
nas; napełnić życiem, podźwignąć nadzieję.
Przy
Jezusie nasze żałobne łzy nawadniają wyschłą nieraz glebę nadziei i
niepostrzeżenie przechodzą w pokorną modlitwę…
Ta
serdeczna modlitwa, a szczególnie sprawowana Ofiara Mszy Świętej, przepełniona naszą
miłością i nadzieją zmartwychwstania to nasz największy dar dla zmarłej Julii.
Przychodzimy
dziś, do Ciebie, Panie Jezu, aby Cię słuchać i znaleźć pocieszenie.
Przychodzimy dotknąć i przyjąć Ciebie w Eucharystii w tej godzinie modlitwy i
straszliwej życiowej próby, ponieważ Ty jesteś naszym Zmartwychwstaniem i
Życiem, Ty jesteś naszą Mocą i Pociechą!
Wejrzyj
zwłaszcza na bliskich zmarłej Julii: na jej drogich rodziców: Piotra i
Agnieszkę, na jej braci: Pawła i Janka oraz całą rodzinę. Niech będą mocni
wiarą i żywą nadzieją pełną obietnicy nieśmiertelności, która mówi, że życie
ludzkie zmienia się, ale się nie kończy; że ostatecznie będzie nowe niebo i
nowa ziemia; a Bóg otrze z cierpiących oczu wszelką łzę.
Drodzy
Rodzice i Rodzino!
W
tym czasie ciężkim jak ołów, pragniemy okazać wam naszą solidarność w bólu,
pragniemy przynieść dar modlitwy i pocieszenia. Niech kojącą będzie dla was, i
dla nas wszystkich tu zgromadzonych, świadomość, że Julia już nie cierpi, że
jest - jak ufamy - w ręku Bogu, w Jego miłującym uścisku, że w niebie ma wieczny
odpoczynek.
Ona ze swoim łagodnym spojrzeniem i promiennym uśmiechem zapisanym
w naszych sercach, przypomina nam pielgrzymującym jeszcze na ziemi, że miłość
mająca swoje źródło w Sercu Jezusa nigdy nie umiera.
Ta
miłość Boża i ludzka nieustannie otaczała ją tu na ziemi, w domu i w szkole, w
szpitalu i na tym świętym miejscu, w tym Domu Matki Bożej Bolesnej, którą
bardzo kochała, nawiedzała i której mała figurka zawsze stała na stoliku obok
jej łóżka. Ta miłość Boża i ludzka trzymała ją za rękę, pocieszała i dodawała
odwagi. A teraz Julcia weszła w jej pełnię w wieczności, bo Bóg jest miłością.
Drodzy
Moi! Dziękujemy dzisiaj Bogu za Julię, która udziela nam ostatniej, bezcennej
lekcji.
Prymas
Tysiąclecia, Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński powiedział kiedyś:
„Powszechnie mówi się, że: czas to pieniądz. A ja wam powiem: czas to miłość!
[…] Całe nasze życie tyle jest warte, ile jest w nim miłości”.
Rozumiała
to młodziutka święta Teresa z Karmelu w Lisieux, gdy pisała: „By kochać Cię,
Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie”.
A
Święty Ojciec Charbel, pustelnik z Góry Annaya w Libanie, którego wierną
czcicielką była Julia, powie nam całkiem wyraźnie: „Kochaj aż do poświęcenia
siebie; miłość jest jedynym atramentem, którym możesz cokolwiek zapisać na tym
świecie, wszystko inne jest kleksem na papierze”.
Jedna
z jego cennych wskazówek brzmi: „Zwróćcie się do siebie nawzajem, popatrzcie na
siebie, posłuchajcie się wzajemnie, pozdrówcie, pocieszcie słowami miłości i
otuchy, wyjdźcie z siebie i wyruszcie do swoich braci, obejmijcie się w miłości
Chrystusa”.
Tak,
drodzy bracia i siostry! Tylko miłość nadaje sens i prawdziwą wartość naszemu życiu, tylko miłość się
liczy, nigdy nie ustaje i otwiera nam bramy Nieba. Ona jest powietrzem, którym
oddycha się w Domu Ojca, gdzie spotkamy się znowu z naszym bliskimi.
Dlatego zmarła Julia mówi dzisiaj do nas wszystkich
otaczających jej białą trumnę:
Odwagi! Ty „dopiero żyć zaczniesz, gdy umrzesz kochając”
(ks. J. Twardowski). Bo Bóg jest miłością (por. 1J 4, 8). Amen.
o. Piotr Męczyński O. Carm.
|