Umiłowani
w Sercu Jezusa, bracia i siostry, zgromadzeni na Oborskiej Kalwarii!
Służebnica
Boża Luiza Piccarreta (1865 – 1947) z Corato, włoska mistyczka i stygmatyczka, przez
64 lata była przykuta do łóżka, żyjąc tylko Eucharystią, bez jedzenia i bez
picia, i nieomalże całkowicie bez snu. Proces Beatyfikacyjny Luizy został
otwarty 20 listopada 1994 roku.
Na
polecenie swego spowiednika błogosławionego Annibala Marii di Francia w roku 1915
spisała rozważane stale “24 Godziny Męki Naszego Pana Jezusa Chrystusa”. W
pierwszej godzinie Luiza rozważa pożegnanie Jezusa z Matką Bolesną w Wielki
Czwartek. Zwracając się do Maryi mówi:
„Jezus
właśnie nadchodzi, a Ty z duszą przepełnioną miłością wybiegasz Mu naprzeciw
(…) O Moja droga Matko, czy wiesz, dlaczego ukochany Jezus przyszedł do Ciebie?
Ach, przyszedł żeby się po raz ostatni z Tobą pożegnać, żeby powiedzieć do Ciebie
ostatnie słowo, żeby otrzymać Twój ostatni uścisk!
O
Moja Niebiańska Mamo, czy wiesz, czego oczekuje od Ciebie ukochany Jezus? Nic
innego, jak tylko ostatniego błogosławieństwa. To prawda, że z każdej cząstki
Twojej istoty nie płynie ku Twojemu Stwórcy nic innego jak tylko nieustanny
potok błogosławieństw i uwielbień, ale opuszczając Cię, Jezus chce usłyszeć
słodkie słowo, ”Błogosławię Cię, o Synu”. I to, „Błogosławię
Cię” oczyszcza Jego słuch z wszelkich bluźnierstw i spływa słodko i
łagodnie do Jego Serca. Jezus potrzebuje Twojego, “Błogosławię Cię”
aby je ustawić nieomalże jako zaporę przeciwko wszelkim zniewagom jakich
doznaje od stworzeń.
Ja
też łączę się z Tobą, O słodka Matko. Na skrzydłach wiatru chciałabym obejść
całe Niebo, i poprosić Ojca, Ducha Świętego, i wszystkich Aniołów o, „Błogosławię
Cię” dla Jezusa, abym w powrotnej drodze mogła Mu przynieść Ich
błogosławieństwo. A tu, na ziemi, chcę pójść do wszystkich stworzeń i prosić
każde usta, każde uderzenie serca, każdy krok, każdy oddech, każde spojrzenie i
każdą myśl, o błogosławieństwo i podziękowanie dla Jezusa. A jeśliby ktoś nie
chciał mi ich dać, uczynię to w jego imieniu.
O
słodka Matko, wiele razy obeszłam wokół, prosiłam Trójcę Przenajświętszą,
Aniołów, wszystkie stworzenia, światło słońca, zapach kwiatów, fale morza,
każdy oddech wiatru, każdy błysk ognia, każde poruszenie liścia, każde
mrugnięcie gwiazdy, każde drgnienie natury o, „Błogosławię Cię”,
a teraz powracam do Ciebie i łączę wszystkie moje błogosławieństwa z Twoimi.
Moja
słodka Matko, widzę, że jesteś pocieszona i uspokojona, i że ofiarowujesz
Jezusowi wszystkie moje błogosławieństwa jako zadośćuczynienie za bluźnierstwa
i za przekleństwa, jakie otrzymuje od stworzeń. Składając to wszystko u Twoich
stóp, słyszę Twój drżący głos, gdy mówisz, „Synu, pobłogosław także i
Mnie!”
O
Moja słodka Miłości, gdy będziesz błogosławił Swoją Matkę, proszę, pobłogosław
także i mnie. Pobłogosław moje myśli, moje serce, moje ręce, moje kroki, moje
uczynki, razem ze Swoją Matką pobłogosław wszystkie stworzenia.
O
Moja Matko, gdy patrzysz na pełną boleści Twarz Jezusa, pobladłą, zgnębioną i
udręczoną, oczyma duszy widzisz cierpienia, jakie Go wkrótce czekają. Widzisz
Jego twarz pokrytą plwocinami i błogosławisz ją, Jego głowę przekłutą cierniami,
Jego ociemniałe oczy, Jego ciało storturowane biczami, Jego ręce i stopy
przebite gwoździami; i wszędzie tam, gdzie będzie szedł, Ty towarzyszysz Mu ze
Swoimi błogosławieństwami. Ja też towarzyszę Mu razem z Tobą. Gdy Jezus będzie
smagany biczami, koronowany cierniami, policzkowany, przebijany gwoździami,
znajdzie wszędzie razem z Twoim, również i moje, „Błogosławię Cię.”
Drodzy
bracia i siostry, zgromadzeni w Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej!
W
podziemiach oborskiego kościoła znajduje się Izba Pamięci Martyrologium
Polskiego Duchowieństwa. Stanowi ona szczególne przypomnienie świadectwa 55
polskich kapłanów i zakonników więzionych przez hitlerowców w murach klasztoru
od 30 października 1939 do 22 lutego 1940 roku.
Jednym
z tych bohaterskich kapłanów był ks. Stanisław Grabowski (1911 – 1993), którego
wojna zastała jako wikariusza w Rypinie (20 km od Obór). W swojej autobiograficznej
książce „Pójdź za Mną” opisuje tamte dramatyczne wydarzenia.
„Podczas
uwięzienia w Oborach odwiedziła mnie moja matka – wspomina ks. Stanisław.
Zmartwiona, że nie ma wiadomości ode mnie, a bardziej sercem matki domyślająca
się mojego nieszczęścia, w grudniu 1939 r. wybrała się w drogę do syna. Daleka
to droga, ponad 150 km,
nie było regularnej komunikacji. Nie znająca języka niemieckiego, zwykła
wieśniaczka w 65. roku życia, nareszcie dotarła do Rypina. Pyta się ludzi,
gdzie jest plebania, bo ona chce zobaczyć swego syna księdza. Przychodzi
wreszcie do plebani i tu dowiaduje się całej prawdy. Syna nie ma, jest w
więzieniu. Matka jednak musi zobaczyć syna, nawet i w więzieniu. Po prostu nie
wyobrażano sobie, żeby taka możliwość w ogóle istniała. Powodowana sercem
matki, sama udaje się do władz powiatowych i otrzymuje zezwolenie na spotkanie
się z synem w Oborach. Dobrzy ludzie przywieźli ją razem z żywnością do
klasztoru. Podeszła w latach, wymęczona trudem podróżowania, płacze z radości,
że znalazła swoje dziecko przy życiu. Cieszy się, że jej syn żyje. W rozmowach
ze mną jest pełna nadziei, otuchy, wiary, bo tego potrzebowałem ja, jej
dziecko. Odjeżdżając, naznaczyła mnie znakiem krzyża, bo moja matka tak
błogosławiła mnie ilekroć opuszczałem dom”.
Może
jak w dniu Prymicji powiedziała do niego: "Błogosławieństwo twojej matki
niech idzie z tobą. Maryja, Królowa kapłanów, niech cię otoczy swoją opieką. W
imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen".
Ks.
Stanisław pocieszony tym spotkaniem z matką i umocniony jej matczynym
błogosławieństwem przeszedł potem szczęśliwie kolejne stacje swojej kapłańskiej
drogi krzyżowej prowadzącej przez obozy koncentracyjne (Stutthof, Sachsenhausen,
Dachau), a po wojnie emigrował do Ameryki, gdzie przez lata pełnił swoją
gorliwą posługę kapłańską. Zmarł 31 marca 1993 r., w wieku 82 lat.
Najmilsi bracia i siostry, powróćmy jeszcze do słów
oblubienicy Chrystusa Ukrzyżowanego, włoskiej mistyczki i stygmatyczki Luizy
Piccarrety.
Służebnica
Boża w dalszej części swego rozważania drogi krzyżowej pisze:
„(…)
Mój uwielbiony Jezu, biorąc udział w Twoich cierpieniach i w cierpieniach
Twojej bolejącej Matki widzę jak żegnasz się i idziesz tam, gdzie woła Cię Wola
Ojca. Miłość Matki i Syna jest tak wielka, że czyni Was nierozłącznymi. Tak
więc Ty pozostawiasz Siebie w Sercu Swojej Matki i Królowej, a pełna słodyczy
Matka składa Siebie w Twoim Sercu, w przeciwnym bowiem razie rozdzielenie się
nie byłoby dla Was możliwe. A potem wzajemnie się błogosławicie. Ty dajesz Jej
ostatni pocałunek, aby dodać Jej sił przed oczekującym Ją gorzkim bólem i
pożegnawszy po raz ostatni, odchodzisz.
Ale
biel Twojej Twarzy, Twoje drgające wargi, Twój zdławiony głos, wybuchający
nieomalże płaczem, gdy Ją żegnasz, Och, wszystko to mówi mi jak bardzo Ją
kochasz i jak bardzo cierpisz, gdy Ją opuszczasz!
Moja
uwielbiona Miłości, (…) pozwól mi proszę pozostać z Twoją Matką, abym mogła Ją
pocieszyć i podtrzymać w momencie gdy Ją opuszczasz; zaraz później przyśpieszę
moje kroki, i przyłączę się do Ciebie. Ale ku mojemu ogromnemu bólowi, widzę,
że moja zrozpaczona Matka cała drży a żal Jej jest taki, że gdy chce pożegnać
Swojego Syna, głos zamiera na Jej wargach i nie może wymówić ani słowa. Słania
się nieomalże, i tylko jak na skrzydłach miłości płynie Jej szept, “Mój
Synu, Mój Synu, błogosławię Cię! Jakie gorzkie jest to rozłączenie,
bardziej okrutne niż jakakolwiek śmierć!” Żal odbiera Jej mowę i nie
pozwala wymówić ani słowa!
Nieszczęsna
Królowo, pozwól mi wesprzeć Cię, otrzeć Twoje łzy i ulżyć w Twej pełnej goryczy
boleści. Moja Matko, nie pozostawię Cię samą, a Ty, proszę, weź mnie z Sobą i
naucz mnie, w tych chwilach tak pełnych boleści dla Ciebie i dla Jezusa, tego
co ja powinnam robić: jak Go bronić, jak czynić Mu zadośćuczynienie i jak Go
pocieszyć…
Nie,
nie ruszę się z pod Twojego płaszcza. Gdy będziesz chciała, to pofrunę do
Jezusa i zaniosę Mu Twoją Miłość, Twoje uczucia i Twoje pocałunki razem z
moimi. Położę je w każdej ranie, w każdej kropli Jego Krwi, w każdym bólu i
zniewadze, tak więc gdy będzie czuł pocałunki i Miłość Swojej Matki, może Jego
cierpienia zostaną złagodzone. Potem wrócę pod Twój płaszcz, i przyniosę Ci
Jego pocałunki, aby ukoić Twoje przebite Serce. Moja Matko, moje serce mocno
bije, pozwól mi pójść do Jezusa. Gdy całuję Twoje matczyne ręce, pobłogosław
mnie tak, jak błogosławiłaś Jezusa i daj mi pozwolenie udania się do Niego”.
Na
koniec, najmilsi bracia i siostry, razem ze Służebnicą Bożą Luizą wołajmy do
naszego Pana:
„(…)
Błagam, O Jezu, spraw, aby z całej mojej istoty płynął ku Tobie nieprzerwany
potok dziękczynienia i błogosławieństw, aby w zamian mogło to spowodować
zesłanie na mnie i na każdego, Twoich błogosławieństw i Twoich łask. Proszę, O
Jezu, przyciśnij mnie do Twojego Serca i Twoimi najświętszymi rękoma opieczętuj
każdą cząstkę mojej istoty Twoim, “Błogosławię Cię”, tak, aby ode
mnie do Ciebie nie płynęło nic prócz nieustannego hymnu miłości”. Amen.
O. Piotr Męczyński O. Carm.
|