07.12.2021
List do Wspólnoty PIETA na Adwent A. D. 2021


Droga Rodzino Matki Bożej Bolesnej!

Umiłowani w Sercu Jezusa, bracia i siostry!

1. „Każdego roku o tej porze przeżywamy Adwent – czas czujnego i mądrego oczekiwania na przyjście Pana. Jest to nie tylko wspomnienie tego pierwszego przyjścia, które dokonało się z chwilą narodzin Syna Człowieczego w betlejemskiej stajni, ale przede wszystkim przypomnienie, wręcz napomnienie, że „Pan powtórnie przyjdzie”. Przyjdzie na pewno, i to w chwili, której się nie spodziewamy, bo tak sam zapowiadał. Pamiętajmy, że wszystko, co mówi Jezus jest prawdą. Jego ostateczne przyjście będzie w tych adwentowych dniach wybrzmiewało coraz mocniej. Dlatego: „Czuwajcie! – mówi Jezus – bo nie wiecie, kiedy Pan domu przyjdzie” (Mk 13, 35-37). (…) Pan zachęca nas: „Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie (…), abyście mogli stanąć przed Synem Człowieczym” (Łk 21,36)” (Bp Marek Mendyk).

Nie wiemy kiedy nastąpi Paruzja, czyli drugie przyjście Chrystusa i dokona się Sąd Ostateczny. Nie znamy także dnia, ani godziny naszej śmierci, gdy dokona się sąd szczegółowy naszej nieśmiertelnej duszy. Dlatego zawsze powinniśmy być przygotowani na przyjście Pana. Opierając się na objawieniu Bożym, Kościół uczy: “Każdy człowiek w swojej nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną zapłatę na sądzie szczegółowym, który polega na odniesieniu jego życia do Chrystusa...” (KKK 1022). Tak więc “postanowione [jest] ludziom raz umrzeć, a potem sąd (por. Hbr 9,27). “Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre” (2 Kor 5,10).

Nie musimy koniecznie znać godziny naszej śmierci, aby dojść do raju; musimy jednak się do tego przygotować – uczy św. Jan Bosko.

Najważniejsze zatem byśmy zawsze byli przygotowani, żyjąc w stanie łaski uświęcającej, w przyjaźni z Bogiem, jako Jego umiłowane dzieci. Pomocą będzie tutaj praktyka regularnej comiesięcznej spowiedzi i częsta komunia święta.

Bł. Siostra Marta Wiecka, młoda szarytka pracująca w szpitalu, w swoim dzienniku duchowym napisała:

Niech naszą jedyną tęsknotą stanie się niebo, troska o taki stan duszy, by w każdej chwili być gotową stanąć przed Bogiem”. Bardzo często młoda szarytka wyrywana ze snu, biegła na salę szpitalną, by ulżyć ludzkiemu cierpieniu. Opatrując rany chorego, pytała: „jak tam dusza?

Potrzeba, aby ta troska o wieczne zbawienie wypełniała też nasze serca, abyśmy byli zawsze przygotowani, gdy Pan nadejdzie i zapuka do naszych drzwi. Abyśmy pomagali naszym bliskim w tym przygotowaniu na spotkanie z Panem.

„Nasza troska wobec chorych powinna koncentrować się na uczynieniu wszystkiego, co w naszej mocy, aby ci, których życie jest zagrożone pojednali się z Bogiem i bliźnimi, aby żyli w stanie łaski uświęcającej. Dla tych, którzy zostali ochrzczeni i wierzą w Jezusa, oprócz zapewnienia leczenia, troska o zbawienie duszy jest najważniejszą potrzebą” (Biskup Siedlecki Kazimierz Gurda).

Drodzy Moi! Jakże ważne jest, aby przeżywać codzienne trudy, chorobę i wszelkie nasze ludzkie cierpienia w łączności z Chrystusem Ukrzyżowanym, w zjednoczeniu z Jego zbawczą Ofiarą, która sakramentalnie uobecnia się na ołtarzu w każdej Mszy świętej. To zjednoczenie z Chrystusem poprzez modlitwę i sakramenty jest zawsze źródłem wielkiej pociechy i duchowego umocnienia, szczególnie gdy zbliża się ostateczna godzina naszej ziemskiej wędrówki.

Z tej łączności z Panem, z tej komunii miłości z Jezusem Eucharystycznym, rodzi się pogodna nadzieja zmartwychwstania i życia wiecznego, a serce napełnia się pokojem.

Drodzy w Sercu Jezusa, bracia i siostry!

We wszystkich okolicznościach naszego życia pamiętajmy o celu naszej ziemskiej pielgrzymki, którym jest Niebo i o tym, co nadaje prawdziwy sens i wartość naszemu życiu.

Prymas Tysiąclecia, Błogosławiony Stefan Wyszyński powiedział : „Powszechnie mówi się, że: czas to pieniądz. A ja wam powiem: czas to miłość! […] Całe nasze życie tyle jest warte, ile jest w nim miłości”.

Św. Jan od Krzyża, wielki hiszpański karmelita, przypomina: „pod wieczór życia będziemy sądzeni tylko z miłości”.

Dlatego św. Paweł Apostoł w liście do Filipian napisał: „Modlę się o to, by miłość wasza doskonaliła się coraz bardziej i bardziej w głębszym poznaniu i wszelkim wyczuciu dla oceny tego, co lepsze, abyście byli czyści i bez zarzutu na dzień Chrystusa

Warunkiem bycia gotowymi na spotkanie z Panem jest nie tylko wiara, ale i chrześcijańskie życie pełne miłości dla bliźniego” – podkreśla papież Franciszek. 

Rozumiała to chora na gruźlicę 24 – letnia siostra Teresa, święta Karmelu w Lisieux, gdy pisała: „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie”.

A Święty Charbel, pustelnik z Góry Annaya w Libanie, mówi: „Kochaj aż do poświęcenia siebie; miłość jest jedynym atramentem, którym możesz cokolwiek zapisać na tym świecie, wszystko inne jest kleksem na papierze”.

Dlatego nie wolno nam marnować czasu ofiarowanego przez Opatrzność. Prostujmy ścieżki naszego życia i pamiętajmy o celu naszej ziemskiej pielgrzymki, wypełniając pracowicie każdy dzień miłością do Boga i ludzi.

„Nie ma takich sytuacji, w których by jeszcze miłość nie miała czegoś do powiedzenia” – mówi nam bł. Stefan Wyszyński. „Zamiast oczekiwać na dobroć innych, sami napełniajmy codzienne życie dobrocią”.

Służebnica Boża Rozalia Celakówna, pielęgniarka pracująca wśród chorych wenerycznie w jednym z krakowskich szpitali, mówi: „Miłość musi kierować każdym mym krokiem, i być w każdym tchnieniu, by wszystkie me czyny, poczynania, były przepojone miłością. Miłość każe mi zapomnieć o sobie, pracować dokładnie i bezinteresownie, służyć wszystkim, bez względu jak się na mnie zapatrują i jak ze mną postępują”.

Zdobyła zaufanie chorych, a Pan Jezus jej pracy szczególnie pobłogosławił: w czasie 20 lat jej służby, podczas jej dyżurów nikt nie umarł bez sakramentów.

„Naucz mnie Panie miłości codziennej, co prosty uśmiech w dotyk Boga przemienia” – napisze młoda karmelitanka z Gdyni.

Przykładem może być dla nas św. Jan Paweł II, który w czasie swoich pielgrzymek zawsze znajdował czas na spotkanie z chorymi. Adam Bujak, fotograf, opowiada:

"Do najbardziej wzruszających przeżyć zaliczam te związane z wizytami papieskimi w szpitalach rzymskich. Ojciec Święty stał zwykle po jednej stronie łóżka chorego, a ja po drugiej, tak, że swobodnie mogłem obserwować mimikę i gesty papieża i pacjenta. Utkwiła mi w pamięci szczególnie taka scena. Leżała na łóżku kobieta wyglądała jak zmarła. Ojciec Święty podszedł do niej, pogładził ja po twarzy i pocałował w czoło. Wówczas ona otworzyła oczy, próbowała lekko się unieść, by mu coś powiedzieć. Ojciec Święty pochylił się nad nią ze słowami, których nie zrozumiałem. Była to scena przejmująca. I tak podchodził do każdego chorego, nie pominął żadnego. To jego współczujące pochylenie się nad cierpiącymi utrwaliło we mnie przekonanie, że jest to Papież Miłości".

Bł. Władysław Batthyány-Strattmann, nazywany lekarzem ubogich, powiedział: „Kiedy jakiś pacjent do mnie przychodzi, jeszcze zanim go zobaczę, myślę o nim jak o przyjacielu”.

To dlatego starał się znaleźć wystarczająco dużo czasu, aby każdego ze swoich pacjentów cierpliwie wysłuchać, a tych, którzy leżeli w jego szpitalu, podnieść na duchu łagodnym uściskiem dłoni. Był to u niego całkiem naturalny odruch. Czuł się narzędziem Boga, miał świadomość, że jako lekarz chce przywracać zdrowie nie tylko ciała, ale i duszy.

Ten ceniony okulista swój dzień pracy zawsze zaczynał i kończył modlitwą w przydomowej kaplicy.

We wspomnieniach rodziny Batthyány można znaleźć opowieść jednej z ciotek Władysława o pewnym biednym robotniku, który poparzył sobie oczy wapnem. Jedno oko stracił od razu i wszystko wskazywało na to, że drugiego również nie da się uratować. Wówczas lekarz z całą swoją liczną rodziną modlili się o ocalenie wzroku dla biedaka. Kiedy Bóg wysłuchał ich próśb i udało się zapobiec utracie drugiego oka, chory przyszedł pożegnać się ze swoim lekarzem. Wzruszony upadł na kolana przed swoim dobroczyńcą. Ukląkł również Władysław i tak znalazła ich reszta rodziny, jak klęcząc naprzeciw siebie, dziękowali Bogu za pomoc. Zanim się rozstali, lekarz obdarował jeszcze robotnika nowymi butami i ubraniem.

Tego ewangelicznego podejścia do chorego uczy nas także bł. Hanna Chrzanowska, pielęgniarka z Krakowa, prekursorka hospicjum domowego w Polsce.

Często zjawiała się w mieszkaniach, o których wszyscy zapomnieli. A tam, zamiast potłuczonych butelek, brudnych szmat czy pcheł widziała po prostu cierpiącego człowieka. Wiecznie uśmiechnięta, w białym wykrochmalonym uniformie. Mawiała, że z zawodu jest „posługaczką i pośredniczką od wszystkiego”.

„Moja praca to nie tylko mój zawód, ale – powołanie. Powołanie to zrozumiem, jeśli przeniknę i przyswoję sobie słowa Chrystusa: nie przyszedłem, aby mnie służono, ale abym służył”.

Świadkowie zeznają, że Hanna przyjmowała postawę matki w stosunku do chorych oraz swoich współpracowników, którzy bardzo często nazywali ją „naszą matką”. Była szczególnie wspaniałomyślna w leczeniu i opiece nad ciężko chorymi. Odwiedzała ich i troszczyła się o ich potrzeby.

Czyniła to z prostotą i serdecznością traktując chorego jako najwyższe dobro, jak swojego brata czy siostrę.

W napisanym przez nią „Rachunku sumienia pielęgniarki” znalazły się m. in. pytania:

„Jaki jest mój stosunek do chorego człowieka? Czy zdobywam się na stały, świadomy wysiłek, aby nie popaść w oschłość i rutynę? Czy modlę się za chorych i wszystkich powierzonych mojej opiece? Czy nie traktuję chorych jak numery, jak przypadki chorobowe, zapominając o osobowości każdego z nich? Czy pamiętam, że operacja dla mnie setna jest pierwszą dla chorego? Że każdy noworodek, którego spośród wielu zanoszę matce, jest jej największym ukochaniem?

Czy ze zdwojoną życzliwością pielęgnowałam nieprzytomnych, dzieci i starców?

Jaki był mój stosunek do umierających? Może nie było przy nich nikogo z rodziny – czy zrobiłam wszystko, aby ją zastąpić?

Jaki był mój stosunek do rodziny chorego? Czy starałam się ją rozumieć? Czy byłam cierpliwa nawet wtedy, kiedy mi się wydawała nudna i nachalna? A gdyby chore było moje dziecko, albo mój ojciec

Czy rozumiem, że do moich obowiązków należy dbanie o psychikę chorych? Czy starałam się znaleźć czas na rozmowę, czy miałam dosyć cierpliwości? Czy starałam się o rozrywkę dla chorego dziecka? Czy starałam się wśród chorych o atmosferę spokoju i pogody?”

Jak więc widzimy Błogosławiona Hanna Chrzanowska „miała integralną wizję człowieka chorego, to znaczy patrzyła na niego całościowo, holistycznie. Chory nie był dla niej przypadkiem, jednostką chorobową, ale człowiekiem. W podejściu do niego uwzględniała zarówno aspekt fizyczny, jak i stronę psychiczną czy sferę duchową. A nawet szerzej: to spojrzenie obejmowało również jego otoczenie i środowisko rodzinne. Ewangelicznego spojrzenia Błogosławionej Hanny Chrzanowskiej na całość problemu cierpienia powinni uczyć się wszyscy, którzy służą człowiekowi choremu.

To jest pełne spojrzenie na człowieka we wszystkich wymiarach jego życia. Dla pielęgniarki czy lekarza tą pierwszą, najbliższa sferą zwłaszcza człowieka chorego jest jego ciało. Ale nie tylko ciało, bo w ślad za ciąłem zwraca baczną uwagę na psychikę chorego, na jego emocje. Lekarz wierzący, pielęgniarka wierząca odkrywa człowieka jako istotę duchową. Jako osobę stworzona przez Boga na Jego obraz i podobieństwo. Obdarzonego niezbywalną godnością. Ta prawda o człowieku, w którym jest obecny cierpiący Jezus Chrystus, który dźwiga razem z Chrystusem Jego Krzyż, determinuje rodzaj, charakter posługi wobec tak rozumianej osoby” (ks. Kazimierz Kubik).

Podkreślała, że „do chorego nie umytego i nie nakarmionego, Słowo Boże dociera z trudem lub nie dociera wcale”. „Często powtarzała, że trudno mówić choremu o sakramentach świętych, gdy dokuczają mu odleżyny i podstawowe potrzeby nawet w najmniejszym stopniu nie są zaspokojone. Była przekonana, że gdy ciało jest pielęgnowane, to i dusza z czasem otworzy się na Boże sprawy.” (Alina Rumun).

W jednym ze swoich referatów wspomina: „Był pod naszą opieką taki jeden starszy pan, filozofujący matematyk odwiedzany przez kapłanów często – nic z tych rzeczy – nie chciał sakramentów; myśmy go w dalszym ciągu pielęgnowały. Aż raz sam powiedział, że patrząc na naszą pracę widzi, że „co innego jest filozofia Kanta, a co innego filozofia Ewangelii”. W końcu na prośbę młodej pielęgnującej go zakonnicy nawrócił się i przyjął sakramenty”.

Dużą zasługą Hanny było wprowadzenie zwyczaju sprawowania Mszy świętych w domach chorych, o co bardzo walczyła u władz kościelnych, a co kiedyś bywało jedynie uprzywilejowaną rzadkością. Z czasem Msze stały się dużo bardziej dostępne dla chorych, szczególnie chronicznych, którzy nieraz całymi latami pozostawali w swoich łóżkach. W okresie Wielkiego Tygodnia osobiście zawiozła kardynała Wojtyłę do domów trzydziestu czterech chorych.

W opracowanym przez nią „Rachunku sumienia pielęgniarki” znalazło się pytanie:

„Jak traktowałam sprawy religijne chorych? Czy o nie dbałam? Czy zrobiłam wszystko, co w mojej mocy. aby ciężko chory przyjął Sakramenty święte? Czy ochrzciłam niemowlęta zagrożone śmiercią? Jak wyglądała moja współpraca z kapelanem szpitalnym? Czy ułatwiałam mu pracę zapewniając, o ile możności spokój na sali chorych, udzielając wyjaśnień, dzieląc się spostrzeżeniami?”

Drodzy bracia i siostry!

„Czas Adwentu i przygotowanie do Świąt Narodzenia Pańskiego daje nam wiele możliwości, aby okazać naszym bliźnim kochające serce, pomocną dłoń, zrozumienie ich trudnej sytuacji, pośpieszenie z dobrym słowem i konkretną pomocą. W ten sposób możemy lepiej przygotować się na spotkanie z Bogiem, który z miłości do nas stał się Człowiekiem i narodził się w Betlejem” (Abp Stanisław Budzik), i który powróci pełen chwały w dniu ostatecznym, aby zasiąść na swoim tronie jako Sędzia żywych i umarłych.

 Drodzy Moi! To wszystko niech nas zachęca i przynagla do jeszcze lepszego przeżycia tych chwil naszej ziemskiej wędrówki, tych dni naszego życiowego adwentu, które nam pozostały do przyjścia Pana. Wyjdźmy Mu na spotkanie! Idźmy z odwagą w ramiona Odwiecznej Miłości! Nie bójmy się żyć dla tej Miłości!

2. „Eucharystia to najcenniejszy dar, jaki Bóg pozostawił człowiekowi. Eucharystia, czyli święta i realna obecność Chrystusa pośród nas, a także pokarm na życie wieczne, przyjmowany przez wierzących jako Chleb Życia, jest tematem, który rozważamy od dwóch lat w polskim Kościele. Przed nami kolejny, trzeci rok cyklu o tematyce eucharystycznej (Abp Adam Szal z Przemyśla).

Wraz z pierwszą Niedzielą Adwentu weszliśmy w nowy rok liturgiczny i duszpasterski 2021/2022, którego tematem głównym są słowa: Posłani w pokoju Chrystusa. Są one nawiązaniem do słów, które wypowiada kapłan na końcu Mszy świętej.

„Każda Eucharystia kończy się bowiem rozesłaniem wiernych, kiedy kapłan lub diakon wypowiada słowa: „Idźcie w pokoju Chrystusa”. Te słowa dla wszystkich uczestniczących we Mszy św. stanowią rodzaj posłania. Słysząc je rozumiemy, że obdarowani pokojem Chrystusa, jesteśmy posłani, aby być Jego świadkami w otaczającym nas świecie. Mamy iść z odwagą drogą wiary, zachowując radość i pokój w sercach, pomimo niepokojów czy zagrożeń ze strony świata” (Bp Kazimierz Gurda).

„Jak uczy Papież Franciszek, wychodzimy z kościoła, aby „iść w pokoju” niosąc Boże błogosławieństwo w codzienne działania, do naszych domów, w miejsca pracy, „wielbiąc Pana naszym życiem” (…). Za każdym razem, gdy wychodzę ze Mszy św., powinienem wychodzić lepszym niż wszedłem, mając więcej życia, więcej sił. I wreszcie - udział w Eucharystii zobowiązuje do pomocy innym, a zwłaszcza ubogim ucząc nas przechodzenia od ciała Chrystusa do ciała braci, gdzie oczekuje, że Go rozpoznamy, będziemy Jemu usługiwali, oddawali cześć i miłowali. Udział w Eucharystii nas do tego zobowiązuje.

Prośmy, aby Bóg obdarzał nasze serca pokojem, (…) byśmy przyjmując Chrystusowy pokój, potrafili go zanosić innym, szczególnie chorym i cierpiącym, (…) tym, którzy cierpiąc, wołają o naszą solidarność i konkretną braterską pomoc” (Abp Wojciech Polak).

„W nowym roku duszpasterskim Kościół zachęca wierzących do właściwego świętowania Dnia Pańskiego, do uczestniczenia w Eucharystii oraz do autentycznego i odważnego świadectwa swojej wiary. (…) W kontekście pandemii pojawia się konieczność „rehabilitacji eucharystycznej”, która ma prowadzić do ponownego odkrycia wartości Mszy św. przeżywanej nie przed ekranem telewizora, ale we wspólnocie wiary.

W czasie każdej Eucharystii jesteśmy umocnieni i posłani, by nieść Chrystusa, by dzielić się radością spotkania z Nim (…) aby być świadkiem i apostołem Chrystusa w swojej rodzinie, miejscu pracy, szkole, w każdym miejscu przebywania” (Bp Jerzy Mazur SVD).

Papież Franciszek w katechezie wygłoszonej podczas jednej z Audiencji Generalnych mówił:

„Co możemy odpowiedzieć tym, którzy twierdzą, że nie ma potrzeby chodzenia na Mszę św., nawet w niedziele, bo ważne jest, aby dobrze żyć, kochać innych? To prawda, że jakość życia chrześcijańskiego mierzy się zdolnością do miłości, jak Jezus powiedział: "Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali" (J 13,35). Jakże jednak możemy praktykować Ewangelię, nie czerpiąc niezbędnej do tego energii, w każdą niedzielę, jedna po drugiej w niewyczerpalnym źródle Eucharystii? Nie idziemy na Mszę świętą, aby dać coś Bogu, ale aby otrzymać od Niego to, czego naprawdę potrzebujemy.

Podsumowując - dlaczego trzeba iść na Mszę św. w niedziele? Nie wystarczy odpowiedzieć, że jest to przykazanie Kościoła. Choć pomaga to strzec jego wartości, to samo nie wystarcza. My, chrześcijanie musimy uczestniczyć w niedzielnej Mszy św., ponieważ tylko dzięki łasce Jezusa, z Jego żywą obecnością w nas i między nami, możemy wypełniać Jego przykazanie, i w ten sposób być Jego wiarygodnymi świadkami”.

„Do dawania świadectwa Pan Jezus nie tylko nas wzywa ale i uzdalnia łaską. Tym jest przyjęcie Go w Komunii św.” (Bp Józef Górzyński).

Ks. dr Mariusz Bernyś, kapelan szpitala na Banacha w Warszawie, mówi: „Dobre kwalifikacje, odruch serca – to za mało. Prawdziwe towarzyszenie choremu w cierpieniu zaczyna się na adoracji Najświętszego Sakramentu, na Eucharystii i poprzez Jej moc. A wówczas każde spotkanie z chorym, będzie spotkaniem z Jezusem”.

Święta Matka Teresa z Kalkuty powiedziała kiedyś: Nie mogę wyobrazić sobie nawet jednego dnia bez Eucharystii. Dotykam Jezusa, kocham Go, służę Mu w biednych umacniana Jego miłością.

Święta Faustyna w swoim Dzienniczku wyznaje: O Jezu (…)  gdybyś sam nie zapalał w duszy mojej tej miłości, nie umiałabym w niej wytrwać. Sprawia to Twoja miłość Eucharystyczna, która mnie codziennie zapala (Dz 1769).

Przypomina o tym także Służebnica Boża Wanda Malczewska, żyjąca w XIX wieku polska mistyczka, troskliwie opiekująca się chorymi i ubogimi. W jednej z wizji mistycznych z ust Matki Bożej usłyszała słowa: „Córko Moja! Czyżbyś ty dotąd żyła i wśród różnych bied pokój duszy zachowała, gdybyś Najświętszego Sakramentu co­dziennie nie przyjmowała! Któż cię uleczył z ciężkiej, obłożnej cho­roby... Kto ci daje siły obchodzić chorych, jeżeli nie Najświętszy Sakrament?".

Przykładem może być także święty Józef Moscati, lekarz z Neapolu, z wielkim poświęceniem oddany posłudze swoim pacjentom. Temu, kto pytał go, jak jest w stanie temu wszystkiemu podołać, odpowiadał w prosty sposób: "Kto przyjmuje Komunię Świętą każdego ranka, ma ze sobą ładunek energii, który nie ulega wyczerpaniu".

Podobnie Święta Matka Teresa z Kalkuty wskazuje nam Jezusa obecnego w tabernakulum ołtarza i mówi: „Tutaj jest źródło mojego życia, mojego powołania i poświęcenia się ludziom cierpiącym. On jest moim życiem, moją miłością, moim wszystkim”.

Drodzy bracia i siostry! Łącząc się z Chrystusem w Jego zbawczej Ofierze uobecnianej sakramentalnie na ołtarzu i jednocząc z Nim poprzez adorację i częstą komunię świętą –

pozwólmy, aby Jezus żył w nas i promieniował przez nas miłością i pokojem swego Najświętszego Serca.

Za Świętą z Kalkuty wołajmy do Chrystusa Niebieskiego Lekarza obecnego w sakramencie Miłości:

Panie, oto moje ręce: weź je, aby niosły pomoc ubogim i cierpiącym. Oto moje stopy, aby mogły pójść i nawiedzić tych, którzy są samotni. Oto mój głos dla tych, którzy potrzebują słów pełnych miłości. Oto moje serce: niechaj służy jedynie dla miłości. Weź moje serce i wszystko, co posiadam.

3. Pod koniec listopada br. nawiedziłem Klasztor Sióstr Karmelitanek Bosych we Włocławku – Michalinie, któremu patronuje Św. Józef. Tam właśnie – w ciszy i ukryciu karmelitańskiej klauzury – 25 listopada odprawiłem Mszę święta w intencji naszej Wspólnoty „Pieta” zawierzając szczególnej opiece Św. Józefa każdego i każdą z Was oraz wszystkich naszych drogich chorych.

Dobiega końca Rok Świętego Józefa obchodzony w całym Kościele. 2 grudnia br. – w pierwszy czwartek miesiąca – Biskup Płocki Piotr Libera przewodniczył Mszy świętej w Narodowym Sanktuarium Św. Józefa w Kaliszu. W swojej homilii biskup Piotr powiedział:

„Tak sobie wyobrażam, ile - szczególnie w tym roku Jemu poświęconym - święty Józef „nachodził się za nami”, „naszukał się” każdego z nas? Podobnie, jak dobry ojciec nie spuszcza oczu ze swego dziecka, gdy stawia pierwsze kroki, gdy jest małe i nieporadne - tak święty Józef natrudził się przy nas, na tylu krętych i zawiłych ścieżkach życia, w tak zwodniczych i pełnych miraży czasach, w tylu trudnych sprawach. Jakże często, z bólem serca szukał On każdego z nas?!

Błogosławione twoje stopy, święty Józefie, które nas szukały i tak wytrwale za nami chodziły! Błogosławione twoje spracowane dłonie! Błogosławione twoje przeczyste serce! Bo rzeczywiście napracowałeś się przy nas, natrudziłeś się strzegąc naszego Kościoła, nie mniej niż w nazaretańskim warsztacie”.

Niech Św. Józef wzywany w litanii jako pociecha nieszczęśliwych, nadzieja chorych i patron umierających obejmie ich swoim ojcowskim sercem („patris corde”) i wspiera naszą pokorną samarytańską posługę wszystkim cierpiącym. Niech czuwa nad naszą Wspólnotą i naszymi rodzinami jak czuwał nad Świętą Rodziną w Nazarecie. Niech Trzy Zjednoczone Serca – Jezusa, Maryi i Józefa – zawsze mieszkają w naszych sercach i pomagają budować jedność we wzajemnej miłości i pokoju Chrystusa.

Drodzy bracia i siostry! Na koniec pragnę powrócić do naszych rekolekcji w Oborach we wrześniu 2018 roku. Pan Jezus w charyzmatycznym słowie proroctwa mówił wtedy (15 września) do nas: „Moje umiłowane dzieci! Pozwólcie abym w was działał i dokonał w was tego co zaplanował Ojciec Niebieski. Jesteście Jego dziełem. Jesteście w planach Jego Opatrzności. Będę wraz z wami budował nowe życie w duszach, które jeszcze nie poznały Mojej miłości. Zacznijcie od budowania relacji ze Mną i z drugim człowiekiem. Bez relacji nie ma wspólnoty. Bez wspólnoty z człowiekiem, nie ma jedności ze Mną. Nic nie czyńcie sami, żyjcie we wspólnocie Kościoła. To droga, którą was prowadzę. Troszczcie się o siebie nawzajem. Miłujcie się wzajemnie tak jak Ja was umiłowałem, bo przez miłość was uświęcam. To największy dar ze wszystkich darów. To miłość ożywia każde serce, wlewa radość i nadzieję. Dlatego wszystko czyńcie z miłością, a wtedy Ja jestem pośród was. Światu potrzebna jest miłość. Ja was posyłam z misją niesienia Mojej miłości bo tylko ona uzdrawia, leczy, uszczęśliwia i jednoczy ze Mną. Jesteście apostołami Mojej miłości”.

Pamiętajmy, aby codziennie (o godz. 17.40) jednoczyć się duchowo odmawiając koronkę do siedmiu boleści Maryi za chorych i cierpiących, oraz we Mszy Świętej za chorych odprawianej przy ołtarzu Matki Bożej Bolesnej w Oborach w każdą drugą niedzielę miesiąca o godz. 11.30.

4. Droga Rodzino Matki Bolesnej!

Wszyscy poczujmy się przez Nią posłani, gdy na koniec Mszy świętej z ust kapłana usłyszymy słowa: „Idźcie w pokoju Chrystusa!”.

„Wychodząc ze Mszy św., idąc do otaczającego nas świata, mamy mu nieść przesłanie pokoju. Pokoju, który nosimy w sobie, który otrzymaliśmy od Jezusa. Nikt nie może nam dać takiego pokoju, jaki daje Chrystus. Bo jest to pokój płynący z uporządkowanego serca. Uporządkowanego przez Niego w sakramencie pokuty i pojednania, oczyszczonego ze zła, które burzy pokój, które niepokoi i drażni. Człowiek wewnętrznie nieuporządkowany, rozdrażniony, nigdy nie będzie nosicielem prawdziwego pokoju. Raczej będzie niepokoił, niszczył pokój i dobro, czy to w rodzinie, czy w społeczeństwie. Tak bardzo potrzeba nam dzisiaj pokoju w naszych sercach, w naszych rodzinach i w naszej Ojczyźnie (…) Ludzie mający pokój w sercach, osiągnięty dzięki Chrystusowi, noszą w sercu i na ustach nieustanną modlitwę o pokój i o nawrócenie tych, którzy go niszczą” (Biskup Siedlecki Kazimierz Gurda).

Do tego wzywa nas także Piękna Pani (Gospa) z Medjugorie w swoim ostatnim matczynym orędziu do świata z 25 listopada 2021 r.:

„Drogie dzieci! Jestem z wami w tym czasie łaski i wzywam was wszystkich, abyście nieśli pokój i miłość na tym świecie, gdzie was, dzieci, za moim pośrednictwem Bóg wzywa, abyście byli modlitwą i miłością i uosobieniem raju tutaj na ziemi. Niech wasze serca będą wypełnione radością i wiarą w Boga, abyście dzieci pokładali pełną ufność w Jego świętej woli. Dlatego jestem z wami, bo On – Najwyższy- posyła mnie między was, abym w was przebudziła nadzieję i byście byli orędownikami pokoju w tym niespokojnym świecie. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie”.

Najmilsi bracia i siostry, polecam was czułej opiece i orędownictwu Maryi Niepokalanej i życzę udanego Adwentu, bogatego łaską duchowej odnowy i miłości bliźniego.

Z darem Chrystusowego pokoju i błogosławieństwa od ołtarza Matki Bożej Bolesnej - o. Piotr O. Carm.

 

Obory, dnia 8 grudnia 2021 r. – w uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio