18.05.2011
Razem z Maryją Szkaplerzną bądźmy świadkami Miłości


Z imieniem Maryi na ustach i szkaplerzem na piersiach przychodzimy dzisiaj do Domu Matki Bożej Bolesnej. Z ufnością wpatrujemy się w Jej pochylone nad nami Oblicze, by usłyszeć na nowo słowa Jezusowego testamentu: Oto Matka twoja (por. J 19,27).

 

„Rzućcie się spiesznie w ramiona Matki Bożej" – nawoływał swoich parafian św. Jan Maria Vianney. „Jezus Chrystus dawszy nam wszystko, co mógł dać, zechciał nadto uczynić nas dziedzicami tego, co było dla Niego najcenniejsze, to znaczy dał nam swą Matkę Najświętszą”.

„Każda łaska idąca z nieba przechodzi przez Jej ręce” – mówi Proboszcz z Ars. „Pokładajmy więc wielką ufność w Matce Najświętszej i złóżmy całkowicie w Jej ręce życie, śmierć i wieczność. Kto w Maryi położył ufność, kto ma do niej prawdziwe nabożeństwo, z pewnością osiągnie zbawienie”.

W sposób niezwykle piękny i prosty przypominają nam o tym święci Karmelu. Kiedy święta Teresa z Lisieux utraciła w wieku czterech lat swą matkę ziemską, podbiegła do figurki Matki Najświętszej i powiedziała: „Maryjo, teraz Ty będziesz moja matką”. Odtąd całym sercem przylgnęła do Matki Niebieskiej.

„Kiedy ogarnia mnie niepokój, zamieszanie, natychmiast zwracam się do Niej i zawsze zaopiekuje się mymi sprawami jak najczulsza Matka” - mówi Teresa. Jej więź z Matką Boga wyraża znane stwierdzenie: „Wiadomo dobrze, że Najświętsza Dziewica jest Królową nieba i ziemi, lecz ona jest więcej matką niż królową”.

Z kolei błogosławiona  Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej, karmelitanka z Dijon, wyznaje: „Płaczę z radości na myśl, że ta pogodna i promienna Istota, Maryja, jest moją Matką. Cieszę się z Jej piękności, jak dziecko kochające swą matkę... Obrałam Ją za Królową i Strażniczkę mego nieba”.

Podobnie cieszymy się my wszyscy, którzy nosimy na piersiach szkaplerz Matki Bożej. Od wieków utrwaliło się przekonanie, że dzięki nabożeństwu szkaplerznemu człowiek pozostaje pod opieką Matki Bożej w życiu, w śmierci i po śmierci.

Wszystkie wielkie przywileje związane z brązową szatą Królowej Karmelu mówią nam o Jej macierzyńskiej miłości ogarniającej całą drogę człowieka do Nieba. Sam zaś szkaplerz Maryja nazwała znakiem zbawienia.

Oto Jej słowa skierowane do generała zakonu św. Szymona Stocka, w poranek 16 lipca 1251 roku: „Przyjmij najmilszy Synu Szkaplerz Twojego Zakonu. Znak mego braterstwa. Przywilej dla ciebie i Karmelitów. Ecce signum salutis! – Oto znak zbawienia! Ratunek w niebezpieczeństwach, przymierze pokoju i wiecznego zobowiązania. Kto w nim umrze nie dozna ognia piekielnego”.

Komentując te słowa, wybitny polski mariolog, o.Albert Urbański, karmelita, stwierdza: „Obietnica szkaplerzna osiągnięcia zbawienia wiecznego znaczy, że Maryja będzie pomagać do wytrwania w łasce, względnie do odzyskania jej w wypadku utraty przez grzech ciężki. Za Jej wstawiennictwem człowiek konający, a będący w stanie grzechu śmiertelnego, albo zdobędzie się na akt żalu doskonałego, albo pojedna go z Bogiem sakrament pokuty.

Takie zrozumienie obietnicy szkaplerznej całkowicie pokrywa się z nauką Kościoła o pośrednictwie Matki Bożej, a szczególnie zgodne jest z przekonaniem Kościoła, iż Matka Boża wspiera wszystkich i do dobrego życia i, przede wszystkim, do szczęśliwej śmierci. Obietnica Szkaplerza św. usprawiedliwia naszą wiarę, że człowiek noszący przez całe życie szkaplerz święty tym samym jest lepiej usposobiony do przyjęcia w chwili śmierci troskliwej pomocy Matki Niebieskiej – i bardziej na to zasługuje”.

„Minęło już dwa lata jak obiecałam podziękować publicznie Najświętszej Panience za opiekę nad moim tatą - pisze Zuzanna z Bartoszyc. Otóż dwa lata temu mój tata przeszedł poważną operację płuca. Po wyjściu ze szpitala tata dowiedział się, ze to rak płuc. Bardzo się załamał i znowu trafił do szpitala. Przez tydzień byt nieprzytomny. Okazało się, że przeszedł zawał. (…) Wkrótce umarła mama. Ojciec był załamany i nie walczył o życie jak do tej pory.

Wtedy na mojej drodze stanęła kobieta, która zaproponowała mi przyjęcie szkaplerza. Zaproponowałam też i tacie. Przyjął z ochotą. Bardzo dziękowałam Matce Najświętszej za tę łaskę. (…) Mimo swojego grzesznego życia, bo trochę nadużywał alkoholu, zmarł jak prawdziwy katolik. Dziś wiem, że Matka Najświętsza to sprawiła, że przed śmiercią wyspowiadał się, przyjął Komunię św. i namaszczenie chorych. Swój szkaplerz trzymał w ręku i całował, dziękując, że Maryja jest z nim. Podczas przyjmowania Komunii św. był w pełni świadomy. Nawet podczas modlitwy Pod Twoją obronę ostatnie słowa wypowiadał bardzo wyraźnie. Matuchno Najświętsza, wiem, że byłaś razem z nami. Dziękuję Ci za wszystkie łaski, którymi obdarzyłaś i obdarzasz wszystkich w mojej rodzinie. Maryjo, Tobie zawierzam całkowicie siebie i moją rodzinę”.

Drodzy Bracia i Siostry! W prawidłowej postawie chrześcijanina powinna zaznaczać się ciągła pamięć o rzeczach ostatecznych. Nastawienie eschatologiczne jest nieodzowne, aby każdy odcinek życia traktować poważnie. „Żyjemy tylko raz. Żaden dzień ani najmniejsza chwila nie powtarzają się, lecz zbliżają nieodwracalnie do ostatecznego celu” – mówił bł. Ks. Jerzy Popiełuszko. Podobnie nauczał św. O. Pio: „Obecne życie zostało nam dane tylko po to, byśmy mogli uzyskać życie wieczne; gdy zabraknie refleksji nad tym, wtedy opieramy nasze uczucia na rzeczach tego świata, przez który tylko przechodzimy; i kiedy trzeba go opuścić, przerażamy się i niepokoimy. Aby być szczęśliwym w naszym pielgrzymowaniu, trzeba mieć przed oczyma nadzieję dotarcia do ojczyzny, w której pozostaniemy na wieczność, a zanim to nastąpi, mocno trzeba w to wierzyć”.

O tym ma nam przypominać szkaplerz karmelitański, w istocie szkaplerz to znak pielgrzyma zdążającego do niebieskiej ojczyzny.

Sługa Boży Jan Paweł II nawiedzając sanktuarium w Fatimie, powiedział:

„Maryja swoją macierzyńska miłością ogarnia całą drogę człowieka do Boga – i tę, która wiedzie poprzez ziemię, i tę, która prowadzi poza ziemię – zwłaszcza przez czyściec. Troska Matki Zbawiciela jest troską o dzieło zbawienia: dzieło Jej Syna. Jest troską o wieczne zbawienie wszystkich ludzi”.

Drodzy bracia i siostry, Maryja jest naszą Matką i Przewodniczką w drodze do Nieba. O tym nieustannie przypomina nam brązowa szata czy medalik Matki Bożej Szkaplerznej noszony na naszej piersi.

Kilka dni temu Halina z Młyńca k. Torunia napisała: „W duchu wdzięczności pragnę podziękować Matce Bożej, że przed kilku laty przyjęła mnie wraz z trójką moich dzieci pod swoją szczególną opiekę w znaku szkaplerza. Odtąd częściej i śmielej w różnych sytuacjach odwołuję się do Jej pomocy, pamiętając o Jej wizerunku, jakby pieczęci noszonej na piersi, a Matka Boża mnie nie zawodzi.

Któregoś dnia, późnym wieczorem, koleżanka z grupy modlitewnej zadzwoniła do mnie zatroskana o ciężko chorą mamę. Mama leżała w szpitalu i mimo troskliwej opieki medycznej i córek, pomału jej życie gasło. Nie było to jednak spokojne odchodzenie, ale pełne lęku i niepokoju. Dlatego koleżanka poprosiła o pomoc. Gdy zaproponowałam kapłana, stwierdziła, że mama pojednała się z Bogiem i przyjęła sakrament chorych, ale nadal jest niespokojna. Po modlitwie zrozumiałam, że może warto zaprosić w sposób szczególny do chorej Maryję. Wzięłam ze sobą szkaplerz i pojechałam do szpitala. Rozmowa i modlitwa do Maryi przyniosła jej wyraźna ulgę. Twarz się rozpogodziła i niedługo potem spokojnie odeszła do Pana.

Korzystając z tego doświadczenia, gdy mój tatuś cierpiał z powodu zaawansowanej choroby nowotworowej zaproponowałam mu przyjęcie szkaplerza. Będąc w Oborach poprosiłam o błogosławieństwo ojca karmelitę nad dwoma szkaplerzami, by móc drugi ofiarować mojej mamie, która w Szczecinie nie odstępowała od łóżka chorego taty. Był to dla nas wszystkich wzruszający moment. Na pewno pozwolił obojgu rodzicom dojrzeć do pięknego rozstania. Tatuś nie mając siły mówić ucałował dłoń mamy i wyszeptał tylko: Dziękuję, a mamusia prosiła, by szedł do Pana spokojnie i by się już o nią nie martwił”.

Bracia i Siostry! To wielka łaska żyć i umierać ze szkaplerzem na piersiach. Żyć i umierać w ramionach Matki Bożej.

Zachęca nas do tego nabożeństwa Sługa Boży Jan Paweł II, który od pierwszej komunii świętej, aż do ostatniej godziny swego przejścia do Domu Ojca, zawsze nosił szkaplerz święty na sercu, całował go jak ręce matki i mówił: Totus tuus, cały jestem Twój, Maryjo.

Nasz umiłowany Ojciec święty zdaje się dzisiaj także i do nas przemawiać słowami: „Niech wam towarzyszy zawsze Matka Boża Szkaplerzna, Matka Boża z Góry Karmelu... Niech prowadzi was Ona jak gwiazda, która nigdy nie znika z horyzontu. I niech was Ona zawiedzie w końcu do Boga, ostatecznego Portu, ostatniej Przystani nas wszystkich.

Najmilsi! Przyjmując na nasze piersi ten wielki dar, jakim jest szkaplerz święty, powinniśmy jednak we właściwy sposób odczytać treść Maryjnej obietnicy i nie traktować szkaplerza jak talizman, magiczny znak, który przez samo tylko noszenie miałby zapewnić nam zbawienie.

Jak mówił jeden z karmelitów: „Szkaplerz czyni człowieka radosnym i szczęśliwym, pod warunkiem, że nie jest on przeżywany połowicznie” (o. Leszek Pawlak O. Carm.). Podobnie stwierdza inny karmelita: „Wiara bez uczynków jest martwa. Tak też jest i z noszeniem Szkaplerza” (o. Piotr Spiller O. Carm.).

Bracia i Siostry! Matka Boża przychodzi nam z pomocą, oczekując naszej współpracy, naszego zaangażowania w dzieło naszego zbawienia. A zatem, „jeżeli noszę szkaplerz na szyi, to ten szkaplerz mi nieustannie przypomina o moich obowiązkach chrześcijańskich. Za każdym razem kiedy go dotknę, poczuję, przypomina mi, że jestem dzieckiem Bożym, dzieckiem Maryi. A gdybym zszedł na drogę grzechu, kiedy znajdę się na krawędzi grzechu, to szkaplerz jest dla mnie wyrzutem sumienia, mówi: stój, zatrzymaj się, dalej nie można. Jakże często szkaplerz chroni mnie przed grzechem. W tym tkwi siła szkaplerza, siła tego znaku. Dlatego w ciągu wieków uświęciło się tylu ludzi noszących szkaplerz.

Mówi się, że ludzką rzeczą jest upaść, szatańska rzeczą trwać w upadku, a chrześcijańską rzeczą powstawać z upadku. Może być i tak, że człowiek noszący szkaplerz upadnie, może nawet zgrzeszy ciężko. Jednak nie wierzę, żeby ktoś, kto nosi szkaplerz, nie podniósł się z upadku, by trwał w okazji do grzechu. Matka Boża na to nie pozwoli. Bo prędzej czy później albo taki człowiek zerwie szkaplerz z szyi, odrzuci go od siebie lub schowa, i dalej będzie brnął w grzechu, albo porzuci grzech, pójdzie do spowiedzi, pojedna się z Bogiem i będzie żył w łasce Bożej” (o. Benedykt Belgau OCD).

Kilka lat temu w szpitalu w Gdyni przebywał jeden z karmelitów – ojciec Jozafat, który pochodził z Kaszub. Chorował na cukrzycę, stracił wzrok. Był człowiekiem bardzo prostym, skromnym i świątobliwym. Promieniowała od niego dobroć i świętość do tego stopnia, że lekarze i pielęgniarki przychodzili do niego i prosili go o spowiedź.

Pewnego razu przyszła do niego z płaczem młoda pani doktor i zwierzyła mu się, że jej małżeństwo się rozpada, bo mąż znalazł sobie inną kobietę. Mówiła, że jest bezradna, i pytała, co ma zrobić. Wtedy ojciec Jozafat poradził jej: „Niech Pani da mu szkaplerz, niech pani go przekona, żeby on ten szkaplerz od Pani przyjął”. Uczyniła tak, jak poradził jej ojciec Jozafat. Matka Boża Szkaplerzna uratowała ten rozpadający się związek małżeński. Mąż tej lekarki porzucił kochankę i wrócił do swojej żony. Po jakimś czasie oboje przyszli do spowiedzi do ojca Jozafata i podziękowali mu za pomoc. Takich przykładów o skuteczności szkaplerza można opowiedzieć wiele.

Na Wieczerniku 10 lipca br. Teresa z Warszawy podeszła do mnie przy ołtarzu polowym i przekazała swoje świadectwo:

„Jestem uczestniczką pielgrzymek z parafii p.w. Św. Stanisława Kostki i Bł. Księdza Jerzego na warszawskim Żoliborzu. Moje świadectwo dotyczy przemiany jaka nastąpiła we mnie po przyjęciu Szkaplerza Świętego.

Dwa miesiące po stracie ukochanej osoby, ze względu na stan w jakim się znajdowałam, otrzymałam propozycję wzięcia udziału w autokarowej pielgrzymce do sanktuarium w Oborach. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tym sanktuarium. Tak naprawdę było mi obojętne gdzie jadę. Jednak, kiedy znalazłam się przed obliczem Matki Bożej Płaczącej, wpatrzona w Jej wizerunek, poczułam, że we mnie coś pękło. Wiedziałam już, że jestem we właściwym miejscu, i że właśnie tu znajdę ukojenie. Modliłam się żarliwie, aby Matka Bolesna zabrała moją boleść ode mnie. Przyjęłam Szkaplerz Święty, pod którym zapragnęłam się schronić. Od tamtej pory minęły prawie 2 lata. Bogu polecam osobę, która mnie tu przywiozła. Dzisiaj ja spłacam dług i zachęcam innych do odwiedzania sanktuarium w Oborach, bo wiem, że Mateńka Oborska czeka na swoje dzieci, zwłaszcza na te, doświadczone przez los. Tym świadectwem pragnę podziękować Matce Bożej Szkaplerznej, że moją boleść zmieniła w radość. Moje życie zmieniło się i zmienia nadal, na lepsze.

W przeszłości zajmowałam się praktykami okultystycznymi (bioenergoterapia, reiki, joga, NLP, magia Kahunów, SILVA, agnihotra, pierścienie Atlantów, parapsychologia – dużo tego było). Przestałam zajmować się tymi rzeczami, bo za nimi stoją siły nieczyste. Dzisiaj już wiem na pewno, że nie jest to moc pochodząca od Boga i za tę wiedzę składam podziękowanie u stóp Matki Szkaplerza Świętego. Dzisiaj już wiem, że największym lekarzem, lekarzem duszy i ciała jest Pan Jezus, a najlepszą uzdrowicielką jest Matka Boża. Odbyłam już spowiedź św., przede mną msza o uwolnienie, a być może i egzorcyzmy. Nie przypuszczałam nigdy, że będę dawać świadectwo, aby przestrzec innych przed podobnymi praktykami. To nie był przypadek, że trafiłam do oborskiego sanktuarium. To Matka Boża upomniała się o swoją „zbłąkaną owieczkę”. Pragnę podziękować Matce Szkaplerza Świętego, że otuliła mnie swym płaszczem i wyzwoliła z sideł nieczystych. Tu, w Oborach, dzięki spotkaniom modlitewnym prowadzonym przez ojców karmelitów, otwiera się moje serce na dary Bożej miłości, a z oczu płyną łzy. Tu przeżywam swoiste katharsis za każdym razem. Dziękuję za te modlitwy, poruszające do głębi serca, dziękuję za spotkania z Panem Jezusem i Jego Matką. Umocniona w wierze – Teresa”.

Maryja nieustannie pomaga nam odzyskać i zachować godność dziecka Bożego otrzymaną na chrzcie świętym. Okrywa nas swoim Szkaplerzem, by nieustannie przypominał nam szatę łaski uświęcającej otrzymaną na chrzcie.

Pewien mężczyzna mówi do mnie: „Proszę Ojca, trzy miesiące temu pierwszy raz przyjechałem do Obór i przyjąłem brązowy szkaplerz Matki Bożej. Od tego czasu nie wypiłem ani kieliszka, jestem nałogowym alkoholikiem. Modlę się codziennie na Różańcu. Wiem, że to Maryja okryła mnie swoim macierzyńskim płaszczem i pomaga mi wytrwać w trzeźwości i stać się nowym człowiekiem”.

Podobnie w sobotę 28 sierpnia br. Krystyna z Chełmży, nosząca od lat szkaplerz Maryi, napisała: „Paliłam papierosy przez 22 lata. Próbowałam na różne sposoby rzucić, bez rezultatu. 8 grudnia 2001 roku podczas Mszy w Oborach ojciec karmelita prosił, żeby złożyć na ołtarzu wszystko to z czym przyjechaliśmy. Ja złożyłam moje papierosy, od tej pory nie palę. Dziękuję Matuchno”.

Czasami Matka Boża pomaga nam w tym poprzez innych. Pewien adwokat z Warszawy pisze:

„Proszę o wpisanie do bractwa szkaplerznego mego klienta, który dzisiaj w areszcie przyjął szkaplerz, który nabyłem dlań w ostatnią sobotę w Oborach. Polecam nowego czciciela naszej najukochańszej Matki Bolesnej modlitwom wspólnoty karmelitańskiej”.

Jak słusznie podkreśla jeden z karmelitów: „Człowiek Szkaplerza jest człowiekiem zbawienia… który chce ocalić drugiego, a nie potępić” (o. Marian Zawada OCD).

„Szkaplerz zasłania mnie przed działaniem zła, które zawłaszcza tyle Bożych dzieci – pisze Tadeusz z Konina. Na zakończenie Roku Jubileuszowego 6 stycznia 2001r. dostąpiłem łaski przyjęcia tego Bożego daru. Byłem z rodziną i znajomymi w Oborach. Nie mogłem tego daru zawłaszczać tylko dla siebie, ale postanowiłem się dzielić nim z innymi, zaczynając od mojej parafii. Organizowałem do Obór pielgrzymki. Coraz więcej osób doświadczało pokoju w sercu, uzdrowień ciała i duszy, kiedy przyobleczeni zostali w szkaplerz. Udało się namówić ojca karmelitę z Obór do nawiedzenia naszej parafii i 1500 osób przyjęło brązową szatę Maryi. Ta łaską rozlała się na Konin i okolice. Dzisiaj wielu z nich, nie żyje. Na pewno skorzystali z obietnic Maryi, dla przyjmujących szkaplerz.

Pielgrzymowałem do różnych miejsc w Polsce, zabierając ze sobą szkaplerze, tak na wszelki wypadek. Dziesiątki kilometrów przeszedłem pieszo, aby dotrzeć do miejsc bliskich mojemu sercu. Każdy zrobiony krok ofiarowałem Bogu z intencją, aby Szkaplerz był pokrzepieniem dla napotkanych dusz. Jesienią 2001 roku byliśmy z małżonką w Częstochowie nawiedzając Jasną Górę. Podziękowaliśmy za wszystkie łaski, jakie otrzymaliśmy, przepraszając za ciernie jakie wbiliśmy w Serce Jezusa i Maryi poprzez naszą grzeszność. Zawsze przed odjazdem odprawiamy Drogę Krzyżową w różnych intencjach. Około jedenastej stacji napotkaliśmy sporą grupę pielgrzymów i postanowiliśmy dokończyć ją razem z nimi. Miałem ze sobą trzy szkaplerze i tylu było kapłanów, więc od razu wiedziałem, że są one dla nich. Byli kapelanami zakładów karnych: w Strzelcach Opolskich, Nysie i Opolu.

Drugiego dnia odszukałem telefonicznie jednego z nich i 11 lutego 2002 roku byłem ze szkaplerzami w Strzelcach Opolskich na zaproszenie kapelana Księdza Józefa Krawca. Było to niesamowite przeżycie, kiedy mogłem być wśród Braci żyjących w odosobnieniu. A jak zaśpiewali pieśń – My chcemy Boga.. to myślałem, że te poniemieckie mury popękają od tych potężnych męskich głosów, niczym mury Jerycha. 55 osób przyjęło szkaplerz, a dla 25 ich brakło. Zrobiło mi się bardzo smutno, że zawiodłem Maryję i Braci pragnących przyjąć tą szatę. Z czasem dostarczyłem brakującą ilość, aby nikt nie poczuł się odrzucony.

Maryja w sposób niewidzialny puka do bram ZK, a my w sposób widzialny stajemy się Jej posłańcami. Trudne były początki rozpoczętej misji. Jak udowodnić telefonicznie, że przyjedziemy w dobrej intencji, że jesteśmy odpowiedzialnymi ludźmi. Kapelani „zaryzykowali” zapraszając nas. Zawsze w czasie Mszy Świętej lub po niej daję świadectwo mojego nawrócenia i mocy szkaplerza. Wbrew przewidywaniom, wielu Braci i Sióstr żyjących w odosobnieniu, na kolanach przyjęło szatę Maryi, podobnie Komunię Świętą. Ta postawa mnie ujęła i zrozumiałem, że nie wszystko jest stracone, że warto inwestować w te zbłąkane dusze, które są głodne Boga. Choć wielu zostało wykreślonych ze swoich rodzin, to Maryja o nikim nie zapomina, bo to są Jej dzieci pod Krzyżem dane przez Jezusa Chrystusa na Golgocie. Przez ostatnie pół roku nawiedziliśmy siedem ZK, a szkaplerz przyjęło 260 osób. Najciężej było zimą, kiedy warunki drogowe i śnieżyce były wielkim utrudnieniem. Dzięki odwadze moich współbraci udawało się pokonać wszystkie trudności. Dziękuję Bogu, dwom Tadeuszom i mojemu synowi Adamowi, że nie ustaliśmy w tej misji. Ojcowie Karmelici nam z serca błogosławią i sprzyjają tej posłudze.

Jan Paweł II w 1991roku w Płocku do osadzonych, powiedział: „Jesteście skazani, ale nie potępieni”.

Te słowa wyznaczają drogę naszej misji, a dzięki ofiarowanym szkaplerzom przez pielgrzymów oborskich, możemy ją kontynuować. Wielu z nich nigdy nie przyjedzie do Obór, czy innych sanktuariów karmelitańskich, ze względu na długość wyroków, dlatego mają tą jedyną szansę przyjęcia szkaplerza, kiedy my przyjeżdżamy. Nie pytajmy się, czy są godni jego przyjęcia, ale zaufajmy Matce Jezusa”.

Z całą pewnością ta brązowa szata na piersiach człowieka żyjącego „za kratami” będzie dla niego znakiem bliskości i opieki Maryi, znakiem Jej macierzyńskiego wsparcia na drodze duchowej przemiany i nadziei zwycięstwa nad słabościami. Ten znak noszony dniem i nocą na sercu będzie przypominał: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj!”.

27 lutego br. Pani Teresa napisała do mnie: „W imieniu Bractwa Więziennego , któremu przewodniczy niezwykły Kapelan Ks. Józef Krawiec pragnę podziękować za misję Tadeusza z Konina jaką podjął w dwóch Zakładach Karnych w Strzelcach Opolskich.

Liczba osadzonych, którzy zdecydowali się na przyjęcie Szkaplerza potwierdza głęboki sens wspomnianego działania. Świadectwo Tadeusza , który na pewnym etapie swojego życia zdołał odbić się od dna i odnaleźć drogę do BOGA, pozwoliło uczestnikom spotkania uwierzyć w możliwość zerwania z trudną przeszłością i rozpoczęcia uczciwego, radosnego życia w BOGU”. Te szkaplerze przekazywane więźniom są darem serca od pielgrzymów i wiernych z różnych stron Polski, którzy przybywają do Obór. Ze strony Ojców Karmelitów oraz Naczelnego Kapelana Więziennictwa w Polsce Pan Tadeusz ma pełną aprobatę na tę piękną misję szkaplerzną „za kratami”.

Tadeusz w swoim ostatnim liście dzielił się radością swojej posługi w Zakładzie Karnym dla kobiet w Grudziądzu, i dodał:

„Czy mogę zatrzymać się w tej posłudze? (…) Jest 90 tysięcy za murami w 90 ZK. Może na 100 lecie Orędzi Fatimskich w 1917 r. uda się wszystkich nawiedzić. W tej chwili jest 295 dusz obleczonych w szatę Maryi. Gdybyśmy naszą posługę badali rozumem ludzkim, to byśmy powiedzieli NIE. Ale tu jest coś więcej i nieważne jest ilu przyjmuje szkaplerz. Jedziemy 8 godzin, aby tam być od 1.5 do 2 godzin, ale tam są dusze wyczekujące nadziei…To modlitwy moich najbliższych wydały owoc obfity. Zabieram ze sobą młodsze pokolenie, tzn. syna, aby im ukazać, że nie tylko korzystanie z życia doczesnego jest treścią życia. Edukujemy się wspólnie ku chwale Boga i Maryi. Niech Dobry Bóg błogosławi, a Maryja strzeże”.

Drodzy bracia i siostry! Nasza Pani z Góry Karmel, okrywając nas swoją świętą szatą, uczy wyobraźni miłosierdzia. Praktykujący nabożeństwo szkaplerzne nie powinni zamykać się w świecie swoich osobistych spraw, lecz – tak jak Maryja – mają starać się dostrzegać innych ludzi i ich problemy. Winni naśladować Jej zatroskanie o krewną Elżbietę (Łk 1,38-40) i o nowożeńców z Kany Galilejskiej (J 2,3-5). Razem z noszącym szkaplerz Maryja ociera łzy cierpiącym, ochrania niewinność dzieci, broni wiary świętej w sercach młodzieży, rodzinom naszym uprasza pokój, miłość wzajemną i ducha ofiary. Odziani szkaplerzem stanowią jakby oczy, ręce i nogi Maryi, dzięki którym może Ona dotrzeć do wszystkich potrzebujących. Jej pomoc nie ogranicza się wyłącznie do matczynego uczucia miłości względem nas, ale zawsze jest konkretna i skuteczna. Ci, którzy się Jej oddają, powinni więc zająć podobną postawę.

Tej pięknej miłości uczy nas Matka Boża Szkaplerzna, zatroskana o nasze wieczne zbawienie. Wielu pielgrzymów nawiedzających oborskie sanktuarium zabiera poświęcone szkaplerze dla chorych w domu, w szpitalu, hospicjum, dla osób podeszłych wiekiem, inni  przesyłają je na misje, zanoszą do więzienia.

W dniu 10 lipca br. u stóp Matki Bolesnej zgromadzili się pielgrzymi z całej Polski, przybyli na XI Ogólnopolskie Spotkanie Rodziny Karmelitańskiej. Tegoroczne Spotkanie Rodziny Szkaplerznej w Oborach odbywało się pod hasłem: „Razem z Maryją bądźmy świadkami Miłości”.

Wymowną ilustracją do tematu sobotniego spotkania był obraz (p. Ilony Koll – Korwel z Hanoweru) umieszczony na ołtarzu. Pan Jezus ukazuje swoje Serce i unosi łagodnie swoją dłoń w geście błogosławieństwa. Obok stoi Maryja, Matka Pana, która swoim wielkim opiekuńczym płaszczem okrywa rodzinę zgromadzoną u Jej stóp. To rodzice z szóstką dzieci. Jak mówi malarka, troje z nich to dzieci adoptowane. Jedno trzymane na rękach przez ojca. Kolejne dotknięte chorobą klęczy pomiędzy rodzicami, którzy z troską kładą swoje dłonie na jego ramieniu. Widać, że cała rodzina właśnie przyjmuje szkaplerz Maryi. Matka Boża jednemu z tych dzieci podaje szkaplerz, zagarniając jednocześnie całą gromadę pod opiekuńczy płaszcz swej macierzyńskiej miłości. Pan Jezus patrzy na tę rodzinę z wielką miłością i radością. Na obrazie widzimy też ojca karmelitę, zatopionego w głębokiej modlitwie, który swoją kapłańską dłonią błogosławi rodzinie i jednocześnie wskazuje drogę do Serca Jezusa przez Maryję, Matkę Szkaplerzną. Matka Boża patrzy na nas z tego obrazu i delikatnie przywołuje pod swój płaszcz. Pragnie zgromadzić pod nim wszystkie swoje dzieci, pragnie byśmy wszyscy stali się jedną wielką Rodziną Szkaplerzną. Jej spojrzenie wyraża skupienie i macierzyńskie zatroskanie o wszystkich oddalonych jeszcze od Serca Jej Syna. Tło za Jezusem i Maryją w kolorze indygo, wyrażającym zwykłe, ciemne i szare dni ludzkiej egzystencji. Autorka obrazu mówi: „Weźmy więc Jezusa i Jego Matkę do siebie, zaprośmy ich do naszych serc i naszych rodzin, do centrum naszego życia, a rozpromieni się Miłość”.

                                                                            o. Piotr Męczyński O. Carm.

« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio