18.05.2011
Dar wujka Leona


Drodzy bracia i siostry, kochani chorzy, zgromadzeni w Oborskim Sanktuarium!

Matka Bolesna, która wiernie towarzyszyła swemu cierpiącemu Synowi na kalwaryjskiej drodze, pozostaje także blisko nas w godzinie próby i cierpienia, aby nas po macierzyńsku wspierać, pocieszać i umacniać, byśmy z Chrystusem wytrwali do końca i osiągnęli zbawienie wieczne. Bo jak mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii: „Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie” (Łk 21,19). Maryja, stojąca pod krzyżem, uczy nas, jak łączyć nasze ludzkie cierpienia ze zbawczą męką Chrystusa, nasze małe ofiary z Jego wielką Ofiarą Golgoty. Z pomocą Matki Bolesnej czas choroby, cierpienia, czy nawet prześladowania, stanie się dla nas „sposobnością do składania świadectwa” (por. Łk 21, 13) miłości wobec Chrystusa i ludzi. Ona pomoże nam zachować silną wiarę, żywą nadzieję i pewność, że w obliczu choroby, i tego wszystkiego, co przypomina nam o kruchości i przemijalności tego świata, zawsze jest z nami zmartwychwstały Chrystus, Pan życia i śmierci, który przez krzyż prowadzi nas do radości Nieba, który nosi w swych dłoniach każdą chwilę naszego istnienia. Dlatego Kościół w antyfonie na komunię świętą poddaje nam dzisiaj te piękne słowa: „Dla mnie jest szczęściem przebywać blisko Boga, w Panu Bogu pokładać nadzieję”.

W niedzielę, 23 maja br., w uroczystość Zesłania Ducha Świętego, 74 – letni p. Leon z Kartuz ofiarował dla Oborskiego Sanktuarium własnoręcznie wykonaną figurę Matki Bożej – Czarnej Madonny z Montserrat (wys. 50 cm, szer. 20 cm). Do tego niezwykłego wotum dołączył następujące świadectwo:

„Moja siostrzenica przywiozła mi z Hiszpanii, z góry Montserrat, zdjęcie z opisem Czarnej Madonny.

Po pewnym czasie dostałem natchnienie wyrzeźbienia w drewnie figurki Matki Bożej na wzór otrzymanej fotografii. Tę figurkę wykonałem w czasie mojej ciężkiej choroby – rak płuc.

Wykonałem ją z twardego drewna gruszy, natomiast części czarne tzn. twarze Jezusa i Maryi, ich dłonie, owoc granatu trzymany przez Jezusa i stopy Dzieciątka są wykonane z drewna dębowego, liczącego ok. 600 lat, pochodzącego z kartuskiej kolegiaty (tzn. dawnego kościoła i klasztoru kartuzów).

Od trzech lat, prawie co miesiąc (o ile pozwalało mi na to zdrowie) przyjeżdżałem z pielgrzymką do Obór, do Matki Bożej Bolesnej, która dodawała mi sił i radości w zmaganiu się z moją chorobą. Wracając z Obór z jednej pielgrzymki niecierpliwie czekałem na wyjazd następnej.

Jestem bardzo szczęśliwy, że Matka Boża zaprosiła mnie do swojego Sanktuarium i od tego czasu wiem, że nie jestem sam w swoim cierpieniu, które przyjmuję za łaskę od Boga i ofiarowuję je za wszystkich chorych i cierpiących [przebywających] w domach, hospicjach i szpitalach.

W dowód wdzięczności pragnę ofiarować przeze mnie wykonaną rzeźbę do Sanktuarium Matki Bożej w Oborach”.

Pan Leon po raz ostatni był  w Oborach w listopadzie 2009 r. Przez trzy lata chorował na nowotwór płuc.

6 listopada 2010 roku pani Kornelia Sural napisała o nim świadectwo, które przekazała do Obór:

„Mój wujek Leon Piotrowski urodził się 27 lipca 1936 roku. Miał żonę Gertrudę i dwóch synów Ireneusza i Waldemara. Przez całe życie ciężko pracował, aby utrzymać rodzinę. W maju 2007 roku zachorował i po zrobieniu zleconych badań usłyszał wyrok – rak płuc.

Razem z jego rodziną - żoną i synami - starałam się być blisko niego i w tych ciężkich dla niego chwilach, jakoś go wspierać – dobrym słowem, modlitwą. Zaproponowałam mu wyjazd do Obór. Starałam się mu jak najwięcej opowiedzieć o tym przepięknym miejscu, w którym byłam już wielokrotnie, i o miłości Matki Bożej do nas wszystkich tam przybywających. Na początku niezbyt był do tego wyjazdu przekonany, ale prosiłam – jedź tylko jeden raz i zobaczysz, a potem zdecydujesz, czy warto tu wracać. Pojechał! I od tego czasu – o ile mu zdrowie pozwalało – jeździł z nami, pielgrzymami z Gdańska, co miesiąc. Wszyscy polubiliśmy go i nazwaliśmy Wujkiem Leonem nas wszystkich. Wujek Leon, mimo swojej choroby, tryskał zawsze dobrym humorem i energią, i mimo cierpienia i bólu, jakie nieraz w drodze pielgrzymowania doznawał, nie mógł się doczekać następnego wyjazdu, następnego spotkania z Matką Bożą w Oborach.

W drodze dużo rozmawialiśmy o jego chorobie, cierpieniu, a nawet o śmierci, ale Wujek będąc w międzyczasie w szpitalach (na chemii, radioterapii) widział nie swoje cierpienia, lecz cierpienia innych ludzi – a przede wszystkim dzieci. Za każdym razem kiedy jechaliśmy do Obór, w drodze prosił bym głośno odmawiała różaniec w jego imieniu (bo sam nie mógł ze wzruszenia) właśnie za chore dzieci, osoby samotne i cierpiące. Mówił do mnie, że swoje cierpienie ofiaruje za te dzieci w szpitalach i hospicjach, i wtedy jest mu lepiej uporać się z tą chorobą.

Ostatni raz do Obór pojechał z naszą grupą w listopadzie 2009 roku. Podczas przerwy po Mszy świętej, stanął przed kościołem na placu, obejmując wzrokiem całą Drogę Krzyżową i plac przed kościołem, i powiedział – ja jestem tutaj ostatni raz – po czym bardzo się rozpłakał. Od tego czasu coraz bardziej podupadał na zdrowiu i był coraz słabszy, ale nas pielgrzymów, wyjeżdżających na następne pielgrzymki, prosił o modlitwę i o szczęśliwą śmierć dla niego. Po każdym moim powrocie z Obór niecierpliwie czekał na mnie kiedy przyjadę do niego i mu wszystko opowiem o naszych przeżyciach. I wtedy mówił, że był tam z nami (na Wieczerniku), całą swoją duszą minuta po minucie. Mimo swojej słabości zawsze tryskał dobrym humorem i uśmiechem, w ręku trzymał różaniec, a na piesiach tulił Szkaplerz przyjęty w Oborach 29 września 2007 roku. Mówił do mnie, że wie iż musi umrzeć, stąd odejść, i się tego nie boi. (…) Mówił, że był szczęśliwy, że najpiękniejszy czas w jego życiu – to czas jego choroby, to czas pięknie przeżytych chwil w Oborach, bo dzięki chorobie dotarł właśnie do Obór, poznał ludzi z autokaru, których polubił i za którymi zawsze tęsknił.

Pasją wujka Leona było rzeźbienie w drewnie. W 2009 roku dostał od swojej siostrzenicy obrazek z postacią Matki Bożej – Czarnej Madonny z Montserrat (w Hiszpanii). Patrząc na ten obrazek dostał takie natchnienie, aby wyrzeźbić w drewnie taką figurkę. Udało mu się wydobyć całe piękno tej przepięknej Pani z Dzieciątkiem na kolanach. Po wykonaniu tej figurki Wujek prosił, abym zawiozła ją do Obór w podziękowaniu za opiekę Matki Bożej nad nim przez te wszystkie trudne chwile, za to, że Matka Boża zaprosiła go do Obór, gdzie czuł się naprawdę szczęśliwy. Przyjeżdżając z jednej pielgrzymki, przygotowywał się i tęsknił już za następnym wyjazdem.

Wujek Leon odszedł od nas 20 sierpnia 2010 roku o godzinie 14.30, był w pełni świadomy do samego końca. Odszedł cichutko, spokojnie… Po otrzymaniu wiadomości o odejściu wujka, pojechałam do niego natychmiast, czułam wielką ulgę, bo wiedziałam, że jest już szczęśliwy i bezpieczny, a potwierdzeniem tego była jego twarz, z której emanował niesamowity spokój i radość…”.

Na koniec, drodzy bracia i siostry, przyjrzyjmy się przez chwilę figurze Czarnej Madonny, wykonanej przez p. Leona z Kartuz. Ta piękna figura jest przesłaniem, swoistym testamentem Leona Piotrowskiego. Przede wszystkim zdumiewa fakt, że artysta dysponując jednym zdjęciem potrafił wykonać tak wierną kopię figury Matki Bożej z Montserrat. Wszystkie jej elementy były przez niego dogłębnie przemyślane, posiadają swoje znaczenie, podobnie zresztą jak inne jego prace, stanowiące prawdziwe „dzieła sztuki”. Wykonując kopię artysta wykorzystał drewno gruszy i stare, 600 – letnie, drewno dębowe z kartuskiej świątyni, ofiarowane mu przez proboszcza. W ten sposób rzeźba ta w symboliczny sposób łączy i zespala, staje się znakiem wierności i ciągłości, tego, co stare (symbolizowane przez 600 – letnie, czarne już, drewno dębowe z dawnego opactwa kartuzów) z tym co nowe (twarde drewno gruszy). Dzięki temu sama kopia Czarnej Madonny nabiera szczególnej wymowy. Maryja jest tą, która stoi na straży naszej wierności dziedzictwu wiary ojców, broni naszej chrześcijańskiej tożsamości. „Bogarodzico Dziewico… to ojców naszych śpiew” – pisał wieszcz narodowy, Juliusz Słowacki. Czarna twarz Madonny z Montserrat wykonana z dębowej deski liczącej ponad 600 lat przypomina nam Czarną Madonnę z Częstochowy do której lud polski śpiewa:

„Sześćset lat, Maryjo, z nami jesteś,

Z Jasnej Góry wiecznie trzymasz straż.

Sześćset lat już bronisz nas od nieszczęść,

By nie zginął polski naród nasz.

Chcemy prosić Cię, Maryjo, dzisiaj,

Gdy wokoło czyha tyle burz,

Zostań z nami, Matko ukochana,

Nie lat sześćset, lecz na zawsze już”.

Na figurze widzimy Maryję z koroną na głowie, siedzącą na tronie. Na Jej kolanach mały Jezus, także w koronie. Ona, pokorna służebnica Pańska, jest prawdziwym tronem Boga – Człowieka, Jezusa Chrystusa, Króla serc i dusz ludzkich. Taką też od sześciu wieków tronuje na Jasnej Górze, pragnąc by Najświętsze Serce Jezusowe zawsze królowało w naszych sercach, rodzinach i w całym Narodzie.

Tego potrzebuje dzisiaj Polska najbardziej, byśmy poprzez nasze codzienne, prawdziwie chrześcijańskie życie, stali się autentycznymi świadkami Króla Miłości i strażnikami Jego tronu w naszych sercach, w naszych rodzinach i w naszym Narodzie. Jaka to wielka misja! – być strażnikami Jego tronu w każdej polskiej duszy. To wielkie dzieło intronizacji Chrystusa w Narodzie Polskim prowadzi Jasnogórska Królowa z pomocą swoich wiernych dzieci. Pan Leon z Kartuz był jednym z tych wiernych synów Czarnej Madonny, prawdziwych świadków miłości Bożej i cichych budowniczych Królestwa Chrystusowego. Dawał świadectwo żywej wiary, wrażliwości na cierpienia bliźnich, chorych dzieci, oraz piękny przykład pielęgnowania chrześcijańskich i narodowych tradycji w polskim domu. Pamiętam, że pani Kornelia podczas naszego ostatniego spotkania w Oborach, pokazała mi zdjęcie płaskorzeźby wykonanej przez wujka Leona, której tematem była modlitwa rodziny przed posiłkiem.

Na figurze Czarnej Madonny wykonanej przez p. Piotrowskiego widzimy, że Maryja w prawej dłoni trzyma jabłko. Natomiast Dzieciątko Jezus prawą dłoń unosi w geście błogosławieństwa, a w lewej trzyma owoc granatu (czy też szyszki pinii lub winnego grona), Zatrzymajmy się przez chwilę nad ich teologiczną wymową.

Chrystus jest nowym Adamem, Maryja zaś Niepokalanie Poczęta z koroną na głowie - nową Ewą trzymającą w ręce owoc życia (jabłko), w przeciwieństwie do jabłka Ewy - owocu śmierci.

Już w V wieku nazywa się Chrystusa "Owocem Niepokalanie Poczętej i Jabłkiem z drzewa krzyżowego". Jest On tym potomkiem niewiasty, który na drzewie krzyża zdeptał głowę szatana, stając się nowym Adamem. Jak bowiem Adam był ojcem upadłej ludzkości, tak Chrystus jest ojcem odkupionej ludzkości. Maryja zaś, Jego matka, jest nową Ewą -"Śmierć przez Ewę, a życie przez Maryję".

Scena podania jabłka przez Ewę Nowego Testamentu - Maryję, jest przeciwieństwem sceny z raju, gdzie biblijna Ewa dała jabłko grzechu Adamowi. Nowe życie łaski, jakie daje nowy Adam, jest konsekwencją wynikającą z przyjęcia owocu symbolizującego "posłuszeństwo aż do śmierci i to śmierci krzyżowej" (Flp 2, 8). Chrystus zwycięzca zła ma moc zdeptania i zniszczenia wszystkiego co złe i grzeszne.

„Przybity do krzyża, wisząc jak jabłko na drzewie, Chrystus wydawał miły zapach odkupienia świata. Usunął przykry odór grzechu, a wylał życiodajny olejek /.../ Ale jabłko nie tylko wydziela życiodajną miłą woń, lecz jest także słodkim pokarmem. Tym słodkim pokarmem jest więc Chrystus.”

W języku greckim i łacińskim "owoc drzewa" dotyczy nie tylko jabłka, ale także innych owoców, między innymi gruszki czy owocu granatu. Na prawej dłoni Maryi leży jabłko. Możemy wyobrazić sobie, że Maryja, Nowa Ewa, podaje jabłko Chrystusowi, nowemu Adamowi. Chrystus przyjmuje owoc z dłoni swej Matki, bo jest posłuszny woli Ojca (por. Flp 2, 8). Przypomina o tym owoc granatu w Jego lewej dłoni.

Warto wspomnieć, że z okresu średniowiecza pochodzą również przedstawienia, w których wyobrażano sobie Madonnę jako winną latorośl, na której "wyrósł" Chrystus jako winne grono. Dzieciątko przyjmuje owoc winnego grona - symbol przyszłej ofiary Chrystusa. Maryja - nowa Ewa, pochodząca genealogicznie z pnia Jessego, jak winna latorośl, podaje Chrystusowi - nowemu Adamowi owoc. Winny owoc - Chrystus, zrodzony z winnej latorośli - Maryi, by stać się źródłem łaski w Eucharystii zgodził się wpierw - jak mówi św. Jan Damasceński - na "wytłoczenie w tłoczni" .

Moment przejęcia przez Chrystusa owocu winnego jest symbolem wyrażającym jego akceptację stania się nowym Adamem i jest zgodą na krwawą ofiarę na krzyżu dla zbawienia świata.

Umieszczając obok siebie jabłko i winne grono, artysta powiązał dwa wydarzenia z historii świętej: grzech pierworodny (symbolizowany przez jabłko) i Odkupienie dokonane przez Chrystusa na krzyżu (oznaczone przez winne grono).

W biblijnym opisie z Księgi Rodzaju nie podano, jaki owoc zakazany zjedli Adam i Ewa. Wiemy tylko, że był to owoc wiadomości dobrego i złego. Jabłko przypomina o dramacie utraty miłości, łaski Bożej i nadziei przez pierwszych rodziców.

Winne grono odsyła do trzech najważniejszych prawd wiary: Wcielenia, Ofiary Krzyżowej i Eucharystii.

Na figurze Maryja swoją lewą ręką zdaje się podtrzymywać, czy też osłaniać tę dłoń Dzieciątka, w której trzyma ono winne grono. Biorąc pod uwagę znaczenie tego owocu, jako symbolu Odkupienia, opisany wyżej gest Maryi interpretować można jako podkreślenie roli Syna-Odkupiciela. Natomiast podtrzymywanie dłoni Dzieciątka z owocem, jako współuczestnictwa Maryi w dziele Odkupienia.

Wielkie dzieła sztuki mają to do siebie, że często kryją w sobie wiele myśli również teologicznych. Tak jest i z naszą figurą. Kiedy przyjmiemy, że Dzieciątko trzyma w ręku owoc drzewa granatu, to w symbolice chrześcijańskiej jabłko granatu wyobraża Kościół Święty. Składa się bowiem ten owoc granatu z niezliczonej liczby ziaren, ściśle ze sobą zespolonych. Podobnie jak wszyscy wierni Kościoła stanowią jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół.

Pan Jezus trzyma ten owoc w swej dłoni, bo to przecież On założył Kościół. Jest to Jego Kościół. Jest Jego największą troską by był on jeden i niepodzielny, nie uległ rozbiciu, rozdrobnieniu.

Na twarzy małego Jezusa maluje się jakby dziecięce zatroskanie. Wzrok wybiega gdzieś daleko w nieokreśloną przyszłość.

To samo zauważymy na twarzy Matki Bożej. Pełne troski zamyślenie, jakby zastanawiała się, co się stanie z tym wielkim dziełem Jej Syna. Czy nie upadnie na ziemię ludzkich namiętności i pychy, złych ambicji i nie rozbije się?

Maryja swoją lewą dłonią osłania ten owoc granatu, by nie wysunął się Jezusowi z ręki. Jawi się nam jako Matka Jedności Kościoła.

Figura wykonana p. Leona Piotrowskiego wpisuje się w ciąg historycznych związków łączących Montserrat z Jasną Górą. Warto przypomnieć, że w 1939 roku hiszpański polityk Carles Pi i Sunyer napisał poemat pt. „Rozmowa Czarnych Madonn, polskiej i katalońskiej”.

Autor poematu, to były burmistrz Barcelony, minister pracy w rządzie Martineza Barrio i minister kultury w rządzie katalońskim w latach 1937–1939. Wiersz napisał jesienią 1939 r., kiedy po wojnie domowej w Hiszpanii znalazł się na uchodźstwie w Londynie. Tam spotkał polskich uchodźców i razem z nimi śledził tragiczne wydarzenia kampanii wrześniowej w Polsce. Podwójna inwazja na Polskę – nazistów 1 września i sowietów 17 września – a także własne doświadczenia katalońskiego polityka stały się pretekstem, by w poemacie zawrzeć dialog dwóch Czarnych Madonn, które nie dość, że są podobne do siebie, to mówią też o podobieństwie losów, jakie jednoczą nasze dwa narody – Katalończyków i Polaków.

Łączą je zarówno miejsca (obie znajdują się w sanktuariach, które powstały na wzniesieniach, przy czym góra Montserrat z powodu białych skał kojarzona jest z Jasną Górą). Łączy to, że obie są patronkami swoich narodów. Podobne są też cuda, jakie miały się dokonać za ich wstawiennictwem. Figurka Czarnej Madonny z Montserrat oparła się bowiem Maurom, tak jak nasza Madonna – Szwedom.

O czym w 1939 r. rozmawiały ze sobą dwie patronki zniewolonych wojną krajów? Autor Pi i Sunyer imponuje znajomością historii i kultury polskiej. Czyni aluzje do walk o niepodległość w przeszłości przeciwko tym, „którzy dzisiaj łupami się dzielą, na trupie Polski żerując bezkarnie”. Wskazuje na częste migracje Polaków z powodów politycznych, walki na wielu frontach w imię obcych celów (odnosząc się do udziału Polaków w wojnach swoich okupantów), nawiązuje do „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza.

Poemat rozpoczyna się wezwaniem Czarnulki (w tak pieszczotliwy sposób Katalończycy nazywają swoją świętą patronkę) do Matki Boskiej Częstochowskiej. Ta sama żałoba i ból jednoczą obie Madonny, patronki swoich narodów: „Wszak dwie my siostry jesteśmy w żałobie, jednym złączone nieludzkim cierpieniem”.

Madonny prowadzą roz­mowę ponad spalonymi ziemiami, ponad zniszczeniem spowodowanym wojną, śmiercią i dramatem wygnania: przeżyciem tego samego horroru roku 1939. Ich czarne twarze w sposób symboliczny mają wyrażać cierpienie, niesprawiedliwość i prześladowanie ich narodów, co uwidocznia się w słowach Matki Boskiej Częstochowskiej: „Jam jak Ty smagła, a na szczep mój spadły nienawiść, zazdrość i deszcz upokorzeń. Być może ludy bez końca nękane, co walczą twardo na wieków przestrzeni z losem, przed którym wzbraniają się ugiąć, z przekory czarne kochają Madonny?”.

Z kolei Madonna z Montserrat głosi, że one obie są strażniczkami Europy: „My dwie na straży, jako warty czujne na krańcach ziemi przez wieki stworzonej, ja na Zachodzie, Ty gdzie zorze wstają”.

Carles Pi i Sunyer porównuje inwazję nazistów na Polskę i frankistowską na Katalonię, wskazując na utratę wolności, przemoc i masową emigrację, jako konsekwencję działania totalitaryzmów na obu ziemiach. Madonny prowadzą swą rozmowę ponad spalonymi ziemiami, ponad zniszczeniem spowodowanym wojną, śmiercią i dramatem wygnania: przeżyciem tego samego horroru.

Jednocześnie obrona wiary katolickiej ukazuje się jako działanie mające na celu obronę własnej tożsamości: własnej i europejskiej. Patronki Katalonii i Polski są przedstawiane jako strażniczki Europy. „My dwie na straży – czytamy – jako warty czujne na krańcach ziemi przez wieki stworzonej: ja na Zachodzie, Ty gdzie zorze wstają”.

6 września 2009 roku podczas Mszy św. w intencji ofiar II wojny światowej w sanktuarium Montserrat niedaleko Barcelony kopia obrazu Matki Bożej Częstochowskiej została ofiarowana benedyktynom.  Było to symboliczne spotkanie dwóch Czarnych Madonn. Była to swoista kontynuacja owego dialogu sprzed siedemdziesięciu lat. Podczas Eucharystii obraz został postawiony obok figurki przedstawiającej Maryję. Z kolei na Jasnej Górze jest już kopia figurki z Montserrat – przywieźli ją ze sobą katalońscy pielgrzymi. Stoi ona w zakrystii cudownej kaplicy sanktuarium.

Pan Leon wykonując swoją kopię Czarnej Madonny, najprawdopodobniej nie słyszał o tych niezwykłych związkach łączących Jasną Górę z Montserrat. Wydaje się, że figura wykonana przez rzeźbiarza z Kartuz stanowi jakiś kolejny znak Boży, potwierdzający ten niezwykły związek i tę wspólną misję wyznaczoną przez Czarną Madonnę naszym narodom i całej wspólnocie Kościoła na starym kontynencie.

Myślę, że w świetle obecnej dechrystianizacji Hiszpanii i całej Europy Zachodniej, w świetle odrywania się starego kontynentu od chrześcijańskich korzeni, od zasad chrześcijańskiej wiary i moralności, jest to znak bardzo wymowny.

Sługa Boży Jan Paweł II w Adhortacji Apostolskiej Ecclesia in Europa naucza:

„Wielu współczesnych Europejczyków sądzi, że wie, co to jest chrześcijaństwo, ale w rzeczywistości go nie zna. Często nawet podstawy i najbardziej zasadnicze pojęcia chrześcijaństwa nie są już znane. Wielu ochrzczonych żyje tak, jakby Chrystus nie istniał; powtarza się gesty i znaki związane z wiarą, zwłaszcza w praktykach religijnych, ale nie odpowiada im rzeczywista akceptacja treści wiary i przylgnięcie do Osoby Jezusa. (…)

Czy Syn Człowieczy, gdy przyjdzie, znajdzie wiarę na ziemi? (Łk 18,8). Czy znajdzie ją na ziemiach naszej Europy o dawnej tradycji chrześcijańskiej? Jest to pytanie otwarte, które jasno wskazuje na głębię i dramatyzm jednego z najpoważniejszych wyzwań, które nasze Kościoły muszą podjąć. Można powiedzieć, że wyzwanie to polega często nie tyle na tym, by ochrzcić nowo nawróconych, ile na tym, by doprowadzić ochrzczonych do nawrócenia do Chrystusa i do Jego Ewangelii…”.

Te słowa następcy św. Piotra skłaniają nas do poważnego pytania o naszą chrześcijańską tożsamość, o naszą wierność zobowiązaniom podjętym na chrzcie świętym.

Pytanie jest tym bardziej ważne i aktualne, że trwa trudny proces budowy zjednoczonej Europy dla której prawdziwym fundamentem i duszą było zawsze chrześcijaństwo. Niestety, obserwujemy z niepokojem, patrząc choćby na to co dzieje się w Hiszpanii, że dzisiejsi architekci unijni zdają się tego nie dostrzegać i chcą budować bez Chrystusa, a nawet przeciw Chrystusowi. To są symptomy poważnej choroby ducha.

Coraz wyraźniej widać, że Europa pilnie potrzebuje nowej ewangelizacji ochrzczonych. Tak, Europa potrzebuje nawrócenia, bardziej niż kiedykolwiek! Europa potrzebuje świadectwa ludzi wierzących i mocy płynącej z krzyża.

Należy podkreślić, że w dziele obrony wiary, budowania Kościoła, rozszerzania Królestwa Chrystusowego, szczególną i niezastąpioną rolę odgrywają ludzie chorzy, tacy jak p. Leon, którzy wielkodusznie, z wiarą i miłością, łączą swoje ludzkie cierpienia ze zbawczą męką Chrystusa. Są oni najważniejszymi współpracownikami Chrystusa w dziele odkupienia, są prawdziwym skarbem Maryi Bolesnej, źrenicą Jej oczu, radością Jej Serca.

Jesteście największym skarbem Kościoła! – mówił do chorych Jan Paweł II.

Papież w swoim nauczaniu wielokrotnie podkreślał godność ludzi chorych, już na początku swojego pontyfikatu zwrócił się do nich z prośbą, aby go wspierali, ofiarując Bogu swoje cierpienia jako gwarancję skuteczności Jego posługi Kościołowi i ludzkości. Podkreślał również ogromną wartość świadectwa ludzi chorych:

Waszym bólem możecie umocnić chwiejnych, wezwać do poprawy upadających, napełnić spokojem i ufnością tych, którzy wątpią i są przerażeni. Wasze cierpienia jeśli całkowicie przyjęte i połączone z cierpieniami Ukrzyżowanego, mogą stać się wyjątkową mocą w walce o zwycięstwo dobra nad mocami zła, które na różne sposoby zagrażają współczesnemu człowiekowi.

Nawiązując do figury Czarnej Madonny wyrzeźbionej przez wujka Leona, można powiedzieć, że chorzy i cierpiący są jak owoc w ręku Boskiego Dzieciątka, podany Mu przez Maryję i chroniony Jej delikatną macierzyńską dłonią przed upadkiem, owoc zbawienny i życiodajny dla Kościoła i świata. Owoc ten nie może się zmarnować, nie może utracić niczego ze swojej nadprzyrodzonej wartości. Niech więc czas choroby i cierpienia będzie dla nas „sposobnością do składania świadectwa” miłości wobec Chrystusa i ludzi. Może właśnie dlatego ta piękna kopia Czarnej Madonny z Montserrat trafiła do Matki Bolesnej na Oborskiej Kalwarii i do Wspólnoty PIETA, tzn. Wspólnoty Miłości Matki Bolesnej w służbie chorym i cierpiącym. Drodzy chorzy przyjaciele, drodzy członkowie PIETY, bracia i siostry, jak wspaniała jest  wasza misja! Jak bardzo potrzebni jesteście Matce Bożej Bolesnej! Jak bardzo liczy na was Kościół i miłuje Chrystus Pan, Boski Odkupiciel, Niebieski Lekarz naszych dusz i ciał.

On swoją łagodną dłonią Dobrego Pasterza prowadzi nas w nocy cierpienia, rozprasza ciemności grzechu i śmierci, i umacnia nadzieją wielkanocnego poranka: „A dla was, czczących moje imię, wzejdzie słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w jego promieniach” (Ml 3,20). Amen.

                                                                      o. Piotr Męczyński O. Carm.     

 

Podczas Adoracji Najświętszego Sakramentu

Słowo proroctwa: „Umiłowani chorzy i cierpiący! Jesteście skarbem Mojego Serca i Kościoła. To wy jesteście filarem, na którym może oprzeć się każda ludzka słabość. Nie jesteście słabi, nigdy nie upadniecie dopóki opieracie się na Moim krzyżu. Jesteście Moją dumą, bo wspieracie Moje dzieło zbawienia. Na waszym cierpieniu buduję - w waszych sercach, rodzinach i na świecie - dom Boży. To wy jesteście Moim światłem, które nieustannie płonie miłością z krzyża, miłością, która wszystko łączy i jednoczy w Bogu. Przyjąć krzyż – to zysk, odrzucić – strata, i wy o tym świadczycie. Jesteście świadkami jego zbawiennej mocy, bo wydajecie wielkie owoce dla siebie i całego Kościoła. A Moja moc, miłość i miłosierdzie najobficiej objawia i rozlewa się w waszej słabości”..

« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio