08.10.2013
Przekazujmy światło wiary


„Ewangelizować oznacza nieść innym Dobrą Nowinę o zbawieniu, a tą Dobrą Nowiną jest osoba: Jezus Chrystus. Kiedy Go spotykam, kiedy odkrywam, do jakiego stopnia jestem przez Boga kochany i przez Niego zbawiony, rodzi się we mnie nie tylko pragnienie, lecz potrzeba ukazywania Go innym” (Benedykt XVI)

 

Drodzy bracia i siostry!

„Kto prawdziwie spotkał Chrystusa nie może zatrzymywać Go dla siebie, ale winien Go głosić” mówił bł. Jan Paweł II (Novo millennio ineunte, 40). 

 „Ukazywanie Chrystusa jest najcenniejszym darem, jaki możecie uczynić innym” - napisał papież Benedykt XVI w specjalnym Orędziu na Światowe Dni Młodzieży, które rozpoczną się 22 lipca br. w Rio de Janeiro.

Ojciec Święty zaprasza młodych chrześcijan, aby stali się „misjonarzami nowej ewangelizacji”.

„Ewangelizacja rozpoczyna się zawsze od spotkania z Panem Jezusem: ten, kto zbliżył się do Niego i doświadczył Jego miłości, natychmiast chce dzielić się z innymi pięknem tego spotkania i radością, rodzącą się z tej przyjaźni. Im lepiej znamy Chrystusa, tym bardziej pragniemy Go głosić. Im więcej z Nim rozmawiamy, tym bardziej pragniemy o Nim mówić. Im bardziej On przyciąga nas do siebie, tym bardziej chcemy prowadzić do Niego innych ludzi. (…)”.

Wszyscy możemy i powinniśmy ewangelizować – przekazywać innym światło wiary, własnym życiem ukazywać światło Chrystusowego Oblicza.

Przykładem może być dla nas niespełna 19 – letnia włoszka, Chiara Badano. Mówiono o niej Chiara „Luce”, tzn. Światło.

Była radosnym dzieckiem, od wczesnych lat wrażliwa na potrzeby innych. Kiedy mama poprosiła ją, by przygotowała jakieś zabawki dla ubogich dzieci, Chiara wybrała tylko te, które nie były w żaden sposób uszkodzone czy zużyte. Na jedne ze świąt Bożego Narodzenia zaprosiła do domu swoją koleżankę z klasy, której zmarła mama. Prosiła wtedy mamę, by pięknie przygotowała stół - w swoim gościu odnajdywała Chrystusa.

Jako dorastająca dziewczynka znajduje czas, by odwiedzać domy starości, opiekować się chorymi dziadkami czy odwiedzać, za zgodą rodziców, koleżankę chorą na szkarlatynę. Powie o tym: „Uważam, że ważniejsza jest miłość niż strach”.
Chiara kochała ludzi, a szczególnie tych, którzy są daleko od Boga. Gdy pewnego razu mama zapytała ją, czy mówi tym osobom o Bogu, Chiara odpowiedziała, że nie mówi o Nim, lecz chce Go im dawać przez świadectwo życia.

Benedykt XVI w tegorocznym Orędziu do Młodych napisał: „Głoszenie Chrystusa dokonuje się nie tylko słowami, ale winno obejmować całe życie i wyrażać się w gestach miłości. Bycie ewangelizatorami rodzi się z miłości, jaką wlał w nas Chrystus. Nasza miłość musi zatem coraz bardziej upodabniać się do Jego miłości. Tak jak Miłosierny Samarytanin, zawsze musimy zatroszczyć się o tych, których spotykamy, umieć ich wysłuchać, zrozumieć, pomóc, aby doprowadzić szukających prawdy i sensu życia do domu  Boga, którym jest  Kościół, gdzie  jest  nadzieja i zbawienie (por. Łk 10, 29-37). Drodzy przyjaciele – mówi papież, nie zapominajcie nigdy, że pierwszym aktem miłości, jaki możecie uczynić dla bliźniego, jest dzielenie się źródłem naszej nadziei: ten, kto nie daje Boga, daje zbyt mało!”.

Jeden ze świadków, Ivana Pianta, wspomina, ze Chiara, jako trzynastoletnia dziewczynka, w małej miejscowości, gdzie mieszkała, była niekiedy wyśmiewana, ponieważ chodziła na Mszę Świętą także w ciągu tygodnia, uczestniczyła z uwagą w lekcji religii, starała się pokochać wszystkich profesorów, także tych, których trudno było kochać, była bardzo dyspozycyjna i gotowa do pomocy wszystkim. Z tego powodu jej przyjaciółki – dzieci niekiedy potrafiły być bardzo złośliwe – nazywały ją "zakonnicą". Bardzo cierpiała z tego powodu, lecz (…) znajdowała odpowiedź w Nim, w Jezusie Opuszczonym. Serce Chiary mieściło w sobie ogromną miłość, wielką jak ocean.

Kochała bliźnich, kochała Kościół, kochała Papieża. Pewnego dnia jej mama udała się do liceum córki na rozmowę z nauczycielką, która zaledwie ją zobaczyła, zawołała: "pani córka będzie sędzią albo adwokatem". W domu mama poprosiła Chiarę o wyjaśnienie tych słów. Wtedy Chiara opowiedziała jej, że jedna z nauczycielek, niewierząca, próbowała na różne sposoby w złym świetle ukazać Ojca Świętego, krytykując jego liczne podróże: "Wstałam i powiedziałam: " nie zgadzam się z tym, co pani powiedziała". I dodałam, że papież podróżował jedynie po to, aby ewangelizować świat".

Gdy Chiara miała 17 lat podczas gry w tenisa nagle odczuła bardzo silny ból w ramieniu. Początkowo nie przywiązywała do tego wagi, podobnie zresztą jak lekarze. Nawroty bólu skłaniają ich jednak do przeprowadzenia dokładniejszych badań. I oto wynik jak wyrok: rak kości z przerzutami, jedna z najcięższych i bolesnych postaci nowotworu. Po długim milczeniu, bez płaczu i bólu Chiara przyjmuje odważnie wiadomość. Jej ojciec powie później: "Byliśmy pewni, że Jezus był pośród nas. To On dawał nam siłę".

Podczas pobyt w szpitalu Chiara wyróżnia się altruizmem. Rezygnując z własnego wypoczynku, pomaga dziewczynie w ciężkiej depresji, uzależnionej od narkotyków. Towarzyszy jej wszędzie. Wstaje z łóżka mimo bólu, jaki odczuwa z powodu przerzutów w kręgosłupie. Potem będę miała czas aby spać - mówi.

Chiara swoimi czynami miłości objawiała i dawała Boga. Swoim aktami miłości napełniła walizkę na swą świętą podróż. Jej miłość do Jezusa była przeżywana w codzienności w tysiącznych aktach miłości. Nie postanowienia rzucane na wiatr, ale konkretne czyny miłości. Wolontariuszowi, Janowi Franciszkowi Piccardo, który wyjeżdża do Beninu, by wykopać (wybudować) 30 studni wody pitnej, przekazuje swoje oszczędności, prezent z ostatnich urodzin, mówiąc: "nie potrzebuję ich, ja mam wszystko".

Misje są wielką miłością Chiary. Pragnie kiedyś tam wyjechać. I mimo że nie zrealizowała tego marzenia - po jej śmierci w krajach misyjnych powstają dzieła nazwane jej imieniem. W trakcie choroby Chiara przekazuje na cele misyjne swoje oszczędności, a i po śmierci rodzice znajdują w jej rzeczach pieniądze odłożone dla Afryki.

W dzień św. Walentego 1990 roku Chiara, będąc już obłożnie chora, pragnie, by mama i tata wyszli tego dnia na kolację. Mama próbowała znaleźć wytłumaczenie, że było już zbyt późno na znalezienie miejsca. Chiara wzięła książkę telefoniczną, i po wielu próbach zdołała zamówić miejsce na kolację w jakimś lokalu. Przed wyjściem dała im następujące polecenia: "Patrzcie sobie w oczy i nie wracajcie przed 24.00". Nieco wcześniej powiedziała mamie: "Pamiętaj mamo, że przede mną był tato". Chiara przygotowywała w ten sposób rodziców na to, że zostaną sami, bez niej.

Wszyscy, którzy ją odwiedzali, chcieli jej okazać serdeczność i pociechę, ale w rzeczywistości to oni otrzymywali pociechę i zachętę do odwagi. W czasie choroby dawała Jezusa nie mówiąc kazań, ale rozsiewając radość i nadzieję wiecznego życia. Jej apostolat polegał na harmonijnym łączeniu tego padołu łez z niebieskim Jeruzalem. Jedna z pielęgniarek opowiada, ze kiedy przychodzono ją odwiedzać, gdy nadchodziła wizyta lekarska prosiła odwiedzającą osobę, by poczekała na jej zakończenie. Kiedy mówiono jej, że potem będzie zbyt zmęczona, Chiara odpowiadała: "Nieważne, tam na zewnątrz jest Jezus, który czeka". Spotkanie z Chiarą – mówi jeden ze świadków – dawało odczucie spotkania z Bogiem.

Jedna z osób odwiedzających ją w turyńskim szpitalu mówi: "Na początku myśleliśmy, że idziemy do niej, aby ją podtrzymać na duchu. Zrozumieliśmy jednak bardzo szybko, że to my nie mogliśmy się bez niej obejść, jakby przyciągani tajemniczym magnesem". Jeden z lekarzy wyznaje: "Swoim uśmiechem i wielkimi, pełnymi światła oczyma pokazuje, że śmierci nie ma, a jest tylko Życie".

Po chemioterapii traci włosy, na których jej tak bardzo zależało. Przy każdym straconym kosmyku mówi prosto ale treściwie: "Dla Ciebie Jezu". Nic nie pomagają operacje kręgosłupa ani chemioterapia. Następuje paraliż nóg. Chiara unieruchomiona w łóżku mówi „tak” Jezusowi Ukrzyżowanemu i Opuszczonemu, łącząc swoje cierpienia z Jego bólem. Powtarza: „Dla Ciebie Jezu, jeśli Ty tego chcesz, ja również tego pragnę”. "Nie mogę już chodzić, a tak lubiłem jeździć na rowerze, ale w zamian Bóg dał mi skrzydła". Kiedy nie ma już sił fizycznych, mówi: „Niczego już nie posiadam, ale mam jeszcze serce, którym mogę kochać”. Chiara nie chce morfiny. Tłumaczy: "Odbiera świadomość, a ja mogę ofiarować Jezusowi jedynie cierpienie. Chcę dzielić z Nim jeszcze przez trochę Jego Krzyż". Pyta lekarzy o swój stan. Chce być wszystkiego świadoma. Często mówiła: "Jezus jest po to aby Go kochać i koniec!".

Pokój w szpitalu a następnie jej dom rodzinny staje się "domowym Kościołem" - miejscem spotkań i apostolatu.

Przygotowuje się na śmierć jak na spotkanie z Oblubieńcem. Nazywa ją dniem zaślubin. Wybiera na swój pogrzeb czytania mszalne i pieśni. Prosi także, by uszyto jej białą sukienkę z czerwoną wstążką.

Mamie zatroskanej tym, że może stracić córkę powtarza: „Zaufaj Bogu, zrobiłaś wszystko”, i: „Kiedy już mnie nie będzie – bądź blisko Boga, a odnajdziesz siły, by iść naprzód”.

Odwiedza ją kardynał Saldarini i pyta: "Masz przepiękne oczy. [Bije z nich] cudowne światło. Skąd ono w Tobie się bierze?". Chiara odpowiada: "Staram się bardzo kochać Jezusa".

Przed śmiercią potwierdza, że zgadza się na przekazanie swoich rogówek, nienaruszonych przez chorobę, do transplantacji i – jak powiedziała jej matka – był to ostatni akt miłości do ludzi z jej strony. Zostały one przeszczepione, i dzisiaj dwoje młodych ludzi widzi dzięki niej.

Umiera 7 października 1990 r., w niedzielę nad ranem, w święto Matki Bożej Różańcowej.

Abp Angelo Amato w homilii beatyfikacyjnej powiedział: „Dni ziemskiego życia Chiary były dniami miłości rozdawanej pełnymi dłońmi. Życie, które po ludzku patrząc, było bardzo bolesną wspinaczką na Kalwarię, dzięki jej wielkiej miłości, stało się jaśniejącym przemienieniem na Taborze”.

Papież Franciszek w swojej pierwszej encyklice „Lumen Fidei” uczy: „Światło Jezusa jaśnieje jak w zwierciadle na obliczach chrześcijan i tak się rozchodzi, i tak dociera do nas, abyśmy i my mieli udział w tym widzeniu i odzwierciedlali innym Jego światło, tak jak światło paschału, które w liturgii wielkanocnej zapala tyle innych świec. Wiara przekazywana jest, można powiedzieć, od osoby do osoby, podobnie jak płomień zapala się od innego płomienia” (Lumen Fidei, 37).

Przykładem niech będzie dla nas błogosławiona Chiara „Luce”. Swoim rówieśnikom zostawiła przesłanie: „Ja nie mogę już biec, ale chciałabym przekazać Wam pochodnię, jak na olimpiadzie. Macie jedno życie, warto przeżyć je dobrze”.

I my także, najmilsi bracia i siostry, nieśmy wszystkim Światło Chrystusa, ukazujmy piękno i radość życia z Nim i dla Niego.

Poprzez nasze słowa i uczynki miłości, poprzez świadectwo żywej wiary, pomagajmy innym spotkać Jezusa i przylgnąć z ufnością do Jego Najświętszego Serca. Amen.

                 o. Piotr Męczyński O. Carm.


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio