Drodzy w Sercu Jezusa, bracia i siostry!
Pełni
radości i ufności wznosimy dzisiaj nasze oczy i serca ku Maryi, naszej
Niebieskiej Matce, pozostając jeszcze w klimacie wczorajszej uroczystości Jej wniebowzięcia.
Prymas
Tysiąclecia Bł. Stefan Wyszyński nakładając papieskie korony na skronie naszej
Oborskiej Matki Bolesnej i spoczywającego w Jej ramionach Boskiego Odkupiciela
powiedział:
Pamiętajmy,
że uczciliśmy Matkę Chrystusa, która stała pod krzyżem pełna boleści, ale Jej
boleść zamieniła się w radość, jaką ma przy boku swojego Syna
w niebie.
Jej
smutek przemienił się w radość, a w Jej szczęśliwych oczach odbija się
chwalebne Oblicze Najmilszego Syna. Teraz Maryja kontempluje to Święte Oblicza
w szczęśliwej wieczności i własnym przykładem prowadzi nas śladami swego Syna –
przez krzyż na szczyt Bożej Chwały. Uczy nas jak żyć w codzienności Chrystusową
Ewangelią – jak mamy codziennie zbliżać się do Nieba. Maryja jest zatem
najlepszą przewodniczką na drodze wiary i „ikoną nadziei spełnionej dla
chrześcijan wędrujących nie tylko do różnych sanktuariów, ale również
zdążających przez ziemię do nieba”.
„Bolesna
Matka, […] gromadzi nas dzisiaj w swoim Oborskim Sanktuarium i jako
„Panna Chwalebna” przypomina, że jesteśmy powołani do chwały nieba” (Bp Piotr Libera).
Papież
Franciszek w jednej z homilii powiedział: „Podobnie jak nasza Matka Maryja,
jesteśmy wezwani, aby w pełni uczestniczyć w zwycięstwie Pana nad grzechem i
śmiercią oraz królować wraz z Nim w Jego odwiecznym Królestwie”.
Bł.
Siostra Marta Wiecka, młoda szarytka pracująca w szpitalu, w swoim dzienniku
duchowym napisała:
„Niech
naszą jedyną tęsknotą stanie się niebo, troska o taki stan duszy, by w każdej
chwili być gotową stanąć przed Bogiem”. Bardzo często młoda szarytka wyrywana
ze snu, biegła na salę szpitalną, by ulżyć ludzkiemu cierpieniu. Opatrując rany
chorego, pytała: „jak tam dusza?”
Dlatego
też na jej oddziale nikt nie umierał bez pojednania się z Bogiem.
Przykładem
niech będzie dla nas także Błogosławiona Hanna Chrzanowska, pielęgniarka z
Krakowa. Dziś mówimy o niej „prekursorka pielęgniarstwa domowego i ruchu
hospicyjnego w Polsce”. Napisała „Rachunek sumienia pielęgniarki”. Znalazło się
w nim pytanie:
„Jak
traktowałam sprawy religijne chorych? Czy o nie dbałam? Czy zrobiłam wszystko,
co w mojej mocy. aby ciężko chory przyjął Sakramenty święte?”
Drodzy
Moi! Potrzeba, aby ta troska o wieczne zbawienie wypełnia też nasze serca,
abyśmy byli zawsze przygotowani, gdy Pan nadejdzie i zapuka do naszych drzwi.
O.
Albert Urbański, karmelita urodzony w niedalekim Frankowie k. Zbójna, który od
dziecka przychodził na to Święte Miejsce, uczy: „Kościół Chrystusowy nazywa
Maryję „Bramą niebios”. Ona jest dla nas Tą, Która przeprowadza przez próg
śmierci. Ona – jak najlepsza matka – troszczy się o nasze zbawienie i strzeże
życia Bożego w naszej duszy. Słusznie więc czcimy Ją jako Furtę Rajską i Bramę
Niebieską, bo wszelkie Jej staranie zmierza do tego, by nas doprowadzić do Domu
Ojca”.
Na
jednym z grobowców zakonnych widnieje napis: „Gdy Anioł śmierci z rozkazu
Bożego naszego życia zerwie wątłą nić. Przytul nas, Matko, do Serca Swojego,
pozwól na wieki w niebie przy Nim być”.
Matka
Bolesna towarzysząca wiernie Cierpiącemu Synowi na Jego Via Dolorosa w
Jerozolimie, a teraz z duszą i ciałem uczestnicząca w Jego niebieskiej chwale,
przypomina nam, że nie ma innej drogi duchowej odnowy i zbawienia wiecznego,
jak tylko ta, którą przeszedł Jej Syn w Wielki Piątek.
Warto
zwrócić uwagę na wypowiedź jednego z sześciorga widzących z Medjugorie, gdy
relacjonuje swoje codzienne spotkania z Matką Bożą. Ivan mówi, że Piękna Pani
kończy zawsze swoje objawienie słowami posłania: „Idźcie w pokoju, moje drogie
dzieci!”. A potem odchodzi – unosi się ku niebu w znaku świetlistego krzyża. Myślę,
że to jest bardzo piękne i posiada głęboką wymowę.
Nasza
Niebieska Matka niestrudzenie wskazuje nam ten świetlisty drogowskaz i wzywa do
podążania śladami Jej Syna – „przez krzyż do Nieba”. Ona pierwsza przeszła tę
jedyną drogę zbawienia, zjednoczona z Ofiarą Miłości swego najdroższego Syna, o
czym w przejmujący sposób przypomina nam Pieta umieszczona w ołtarzowym tronie
Oborskiego Sanktuarium.
Maryja,
pokorna Służebnica Pańska, po macierzyńsku współcierpiała i współpracowała z
Boskim Odkupicielem na Jego Via Dolorosa (por. J 19, 25), a teraz wniebowzięta
uczestniczy w Jego wiecznej chwale.
Dzisiaj
nasza Niebieska Matka obejmuje nas swoim czułym spojrzeniem i miłością swego
serca, zaprasza nas do wiernego podążania śladami Jej Syna przez krzyż do
chwały zmartwychwstania, wzywa do przeżywania całego naszego chrześcijańskiego
życia w świetle Chrystusowego Krzyża.
W
Gdyni, moim rodzinnym mieście, na wysokim wzgórzu umieszczony został 25 -
metrowy krzyż, który świecąc nocą wskazuje drogę statkom wpływającym do portu.
Papież
Franciszek pięknie powiedział:
„Krzyż
Chrystusa jest jak latarnia morska, która wskazuje port statkom na wzburzonym
morzu. To znak nadziei, która nie zawodzi i mówi nam, że ani jedna łza, ani
jeden jęk nie giną bezpowrotnie w Bożym planie zbawienia”.
Maryja,
nasza Oborska Matka Bolesna, współcierpiąca z Synem na Jego Via Dolorosa i
stojąca pod Jego krzyżem na Kalwarii, wskazuje nam dzisiaj tę jedyną drogę
pewnie prowadzącą nas do portu zbawienia wiecznego.
Na
jednym z kamieni ofiarowanych i umieszczonych u stóp Ukrzyżowanego Zbawiciela przy
XII Stacji na Oborskiej Kalwarii umieszczono napis: „W łączności z Chrystusem
Cierpiącym – Pielgrzymi z Gdańska”.
Bracia
i Siostry! To jest bardzo ważne, aby podczas naszych życiowych doświadczeń
łączyć się z Chrystusem i Jego zbawczą Ofiarą Krzyża, która uobecnia się
sakramentalnie na ołtarzu w każdej Mszy świętej, aby z wiarą i miłością łączyć
się ze Zbawicielem dźwigającym krzyż na Kalwarię, aby trwać w zjednoczeniu z
Nim, jak latorośl w winnym krzewie, poprzez codzienną modlitwę i sakramenty
święte – szczególnie regularną spowiedź i częstą komunię świętą. Nigdy sami,
ale zawsze z Jezusem, podtrzymywani Jego ramionami i pocieszeni czułością Jego
Serca. Prowadzeni przez światło Jego Krzyża pod płaszczem opieki naszej
Niebieskiej Matki.
Matka
Bolesna, która zaprosiła nas dzisiaj do swego Oborskiego Karmelu jest naszą
Matką i Przewodniczką w wędrówce śladami ofiarnej miłości Jezusa, uczy nas
wiernie towarzyszyć Mu w jego kalwaryjskiej drodze, zwraca ku nam swoje czułe
spojrzenie, ociera nasze łzy, umacnia na godzinę próby, wyprasza łaskę
osobistego nawrócenia i prawdziwej przemiany naszego życia, wyzwolenia z
nałogu, pojednania z braćmi, uczy codziennej służby i ofiarnej miłości
bliźniego, pomaga łączyć nasze ludzkie cierpienia z męką Zbawiciela, i
przypomina obietnicę Syna: „Smutek wasz przemieni się w radość, a radości
waszej nikt wam nie zdoła odebrać”.
To
mówi nam dzisiaj Maryja Wniebowzięta. „Jeżeli będziemy Jej wierni, czyż możemy
pomyśleć, aby nas Ona do nieba nie wzięła? – mówił Święty Maksymilian Kolbe.
Znając miłosierdzie Boże, jeżeli Niepokalanej całkowicie się oddamy, możemy
mieć w Bogu nadzieję, że nasze zbawienie jest Jej sprawą”.
Dlatego
za przykładem Rycerza Niepokalanej „zbliżajmy się do Niej i naśladujmy Jej
cnoty, byśmy zasłużyli sobie na oglądanie Jej przez całą wieczność”.
Maryja
uczy nas jak mamy codziennie przybliżać się do Nieba, jak każdą chwilę naszego
życia wypełniać pracowicie miłością Boga i bliźniego, która ma swoje źródło w
Sercu Jej Syna, Boskiego Odkupiciela.
„Nie
śmierć ale miłość całą Cię zabrała…” –
napisał w swojej poezji ks. Jan Twardowski.
Patrząc
na Maryję możemy powiedzieć, że doświadczenie nieba już tu na ziemi jest
możliwe tam, gdzie jest miłość, poświęcenie, czuła troska, bezinteresowna służba, bliskość i wzajemna
pomoc w podążaniu drogą Chrystusowej Ewangelii Miłości.
Maryja
„pokazuje nam, że niebo jest w zasięgu ręki – mówi papież Franciszek. Jak to
jest możliwe? Tak, niebo jest w zasięgu ręki, jeśli i my nie ulegniemy
grzechowi, będziemy chwalić Boga w pokorze i wielkodusznie służyć innym”.
Jak
podkreśla przywołany przez mnie wcześniej o. Albert Urbański, karmelita:
„Codzienne
życie Maryi było zupełnie zwykłe, szare, nie różniące się zewnętrznie od życia
Jej sąsiadów i rodaków. Maryja spełniała szereg domowych posług, podobnie jak
to czyniły izraelskie kobiety i jak to czynią kobiety wszystkich czasów.
Starania o dom, o najbliższych, o ich wygodę, odpoczynek wypełniały Jej dzień
od świtu do zmierzchu. Jednak te nieefektowne, pozornie szare i nużące zajęcia
codzienne, spełniała Maryja z wielką miłością, z wielkim staraniem,
rzetelnością i gorliwością. Miłość Boża przepromieniała wszelkie Jej,
najbardziej nawet prozaiczne zajęcia.
Piękna
Pani wskazuje nam drogę do Nieba i uczy nas, że świętość prawdziwa jest
zwyczajna, dyskretna, na pozór niedostrzegalna, a jej siła tkwi w miłości,
która mając swe źródło i korzenie w Bogu promieniuje na otoczenie oświecając i
ogrzewając wszystko i wszystkich swym ciepłem i blaskiem”.
Ta
miłość opromieniała codzienne życie Świętej Rodziny w Nazarecie, stając się
wzorem dla naszych rodzin i naszą wspólną drogą do Domu Ojca w Niebie.
„Miłość
jest bezustannym wędrowaniem” - pisał
ks. Józef Tischner. Papież Franciszek mówi, że „nie możemy wyobrażać sobie
Maryi „jako nieruchomego posągu z wosku”, ale widzimy w Niej „siostrę w
znoszonych sandałach, zmęczoną”, ponieważ szła za Panem, aby spotkać swoich
braci i siostry, kończąc swoją podróż w chwale nieba”.
Ojciec
Święty w orędziu na Światowy Dzień Chorego 2014 roku napisał:
„Maryja,
pobudzona Bożym miłosierdziem, które w niej staje się ciałem, zapomina o sobie
i pospiesznie wyrusza w drogę z Galilei do Judei, aby zobaczyć się z swoją
krewną Elżbietą, wstawia się u swego Syna na weselu w Kanie, gdy widzi, że
brakuje wina na godach, niesie w swoim sercu przez całą swoją pielgrzymkę
życiową słowa starca Symeona, który zapowiedział, że miecz przeniknie Jej duszą
i mężnie trwa u stóp Jezusowego krzyża. Ona wie, jak pokonuje się tę drogę i
dlatego jest Matką wszystkich chorych i cierpiących. Ufnie możemy się do Niej
uciekać z synowskim oddaniem, będąc pewnymi że będzie nam pomagać, wspierać nas
i że nas nie opuści. Ona jest Matką Chrystusa zmartwychwstałego: trwa przy
naszych krzyżach i towarzyszy nam na naszej drodze ku zmartwychwstaniu i życiu
w pełni”.
Lucyna
z Warszawy, od lat organizująca pielgrzymki autokarowe do Obór, posługująca
codziennie chorym i cierpiącym, mówi:
„Pielęgnuję
nie tylko ich ciała ale również ich zbolałe dusze. Niektórzy z nich przed
śmiercią przeżywają walkę duchową, wzywam na pomoc Maryję i całe Niebo aby
przyszli im na pomoc, na ostatnie przejście do domu Ojca, modlę się nakładam
Szkaplerz Święty, trzymam za rękę, wzywam Bożego Miłosierdzia. Widzę jak
odchodzą w pokoju do wieczności.
To
piękne kiedy z Bożej łaski mogę być przy ich śmierci. Zanim nadejdzie ostatnia
chwila często wzywam kapelana na ostatnią spowiedź, sakrament namaszczenia
chorych. Jak pięknie jest służyć w obecności Matki Bożej. […] To Maryja w znaku
Szkaplerza Świętego jednoczy ze swoim Synem Jezusem Chrystusem, uczy miłości do
drugiego człowieka, uczy nie osądzać, lecz kochać miłością bezinteresowną,
takich jakimi są. Maryja to wielka szkoła miłości”.
„Dzieci
Drogie, miłujcie się wzajemnie… wołał św. Maksymilian Kolbe. Niech miłość Wasza
doprowadzi Was do Niepokalanej, do nieba, gdzie będzie tylko miłość panowała
społecznie… Tak, Drogie Dzieci, jeśli miłość towarzyszyć Wam będzie poprzez
życie, i w miłości wzajemnej żyć będziecie, już tu na ziemi odczuwać będziecie
przedsmak nieba. Wszystko przeminie – wiara i nadzieja przeminą – miłość
zostanie, z miłością wejdziemy w życie wieczne i w miłości rozkoszować się
będziemy w niebie z Niepokalaną”.
Drodzy
bracia i siostry, kochani chorzy, zgromadzeni w Oborskim Sanktuarium!
„Maryja
przez swoje wniebowzięcie nas nie opuściła, przeciwnie, właśnie przez nie
wniknęła w świat jeszcze głębiej. Dzięki wniebowzięciu jest Ona pośrodku
naszego życia” (O.Stinissen OCD).
Wymownie
przypominają o tym słowa Matki Bożej skierowane do Sługi Bożego ks. Stefano
Gobbiego: „Dzięki przywilejowi wzięcia Mnie z ciałem do Nieba mogę dziś być przy
was wszystkich, Moje biedne dzieci, pielgrzymujące jeszcze po tej ziemi.
Jestem
blisko całej ludzkości odkupionej
przez Jezusa, a tak bardzo oddalonej obecnie od swego Pana, idącej
niewłaściwymi drogami zła i grzechu, nienawiści i nieprawości.
Znajduję
się blisko Moich zagubionych dzieci,
aby je poprowadzić drogą nawrócenia i powrotu do Pana; blisko chorych, aby im
udzielić umocnienia i uzdrowienia; blisko wszystkich oddalonych, aby ich
doprowadzić do domu Ojca Niebieskiego, który czeka na nich z tak wielką
miłością; blisko zrozpaczonych, by im dać nadzieję i ufność; blisko
umierających, aby im otworzyć bramę wiecznego szczęścia”.
Wanda
z Warszawy pisze:
„Do
Obór przyjechałam za namową znajomej. Byłam w wielkim bólu po śmierci męża.
Zostałam wdową z dziećmi jeszcze uczącymi się.
W
Sanktuarium Oborskim spojrzała na mnie Bolesna lecz promienna Matka Boża.
Odczułam fizyczne przytulenie mnie i świadomość, że Maryja rozumie mój ból i że
mam Mamę, która zatroszczy się o mnie.
Przyjęłam
Szkaplerz Święty. Podczas Kapłańskiego błogosławieństwa przez Ojca karmelitę
doznałam uczucia, że z serca spadają kamienne ciężary. Serce stało się lekkie,
jakby uniosło się do Nieba.
Po
powrocie do domu dzieci zauważyły mój uśmiech i radosną twarz. Były zadziwione
i zaskoczone przemianą. Tak, jest do dziś mimo trudów dnia codziennego. Od
siedmiu lat co miesiąc jestem w Oborach. Maryi powierzam problemy, kłopoty
domowe i zawodowe. Matka Boża mnie rozumie, umacnia, pociesza i prowadzi przez
trudy życia.
Bądź
pozdrowiona Matko Dobra, Matko Pocieszenia, Matko Przytulenia”.
Drodzy
bracia i siostry, zgromadzeni w Oborskim Sanktuarium!
Maryja
Wniebowzięta z macierzyńską miłością, nieustannie pociesza nas w trudach
ziemskiej wędrówki, podtrzymuje w nas światło wielkanocnego poranka i naszego zmartwychwstania
w Chrystusie.
To
światło nadziei przekazywał bł. Stefan Wyszyński, gdy zwracał się do chorych:
„Gdy będzie
Wam ciężko, pamiętajcie, że i Chrystus cierpiał. Ale idąc
na Krzyż uprzedzał uczniów swoich, że trzeciego dnia
zmartwychwstanie. Pamiętajcie o tym, że i przed Wami jest
zmartwychwstanie i życie. „Smutek wasz w radość się odmieni”.
Wy
posiadacie skarb cierpienia, ofiarowanego Bogu. Dlatego możecie wiele pomóc
innym. Chciejcie więc dołączyć wasze cierpienie do Męki Chrystusa.
Nie tylko Go przez to pocieszycie, nie tylko sami
doznacie ulgi, ale jeszcze (…) swoją wiarą i nadzieją pomożecie innym
(…) Życie wasze nabierze nowych barw. Zapomnicie o sobie i swoich
udrękach, a będziecie pamiętali o innych i o całym Kościele”.
Stefan
Wyszyński, jako młody kapłan, w czerwcu 1942 roku przyjechał do Lasek k.
Warszawy, gdzie pomagał matce Elżbiecie Róży Czackiej i siostrom franciszkankom
prowadzić zakład dla niewidomych. Tam często słyszał słowa „Przez krzyż do
Nieba”. którymi do dzisiaj pozdrawiają się siostry franciszkanki i ich
niewidomi podopieczni. Te słowa odnoszą się także do osoby Bł. Stefana
Wyszyńskiego, koronatora Oborskiej Piety i wyrażają jego własną drogę życia i
posługi pasterskiej.
W
dzieciństwie przeżył śmierć matki, doświadczył prześladowań i rusyfikacji,
dowiedział się, czym jest głód, chorował na tyfus i gruźlicę. Widział ogrom
cierpienia podczas II wojny światowej, zwłaszcza jako kapelan Armii Krajowej w
Powstaniu Warszawskim.
Ks.
Prymas wspomina: „W okresie powstania byłem kapelanem AK i miałem
dużo kontaktu z cierpieniem, niedolą i męką ludzką. Długie miesiące
pracy w szpitalu powstańczym bardzo wiele mnie nauczyły. To więcej
niż uniwersytet, bo to głębokie zrozumienie bliźniego, czego się
na ogół z książek nie nauczy. (…)
Pamiętam
operację bardzo dzielnego żołnierza, któremu trzeba było odjąć nogę.
Powiedział, że zgodzi się na operację pod tym warunkiem,
że przez cały czas będę przy nim stał. Złapał mnie za rękę
i trzymał ją, dopóki nie zacznie działać środek usypiający. Byłem
wtedy strasznie nieuczciwy, bo gdy poczułem, że jego ręka opadła,
pobiegłem do innych, których trzeba było spowiadać lub przygotowywać
do następnych operacji. Aby zdążyć na czas umówiłem się
tylko z lekarzem, że mnie natychmiast wezwie,
gdy mój żołnierz zacznie się budzić. W tym wypadku nie było
innego wyjścia. Przyszedłem w porę, gdy on już budził się
po operacji. Było to dla niego wielką pociechą, podtrzymaniem
i otuchą. Wystarczyła sama życzliwość, współczująca obecność, jakieś dobre
słowo, trzymanie za rękę”.
Ks.
Wyszyński pomagał ”przy transporcie rannych, kiedy z terenu Puszczy
Kampinoskiej zwożono ich do Lasek. Wraz z niewidomymi chłopcami tworzył
kilkuosobowe ekipy do przenoszenia rannych na noszach. W takiej grupce był też
zawsze jeden widzący, który pełnił rolę przewodnika. Z obawy przed Niemcami i
szpiegami, rannych przywożono do laskowskiego szpitala nie główną bramą, ale od
strony cmentarza. Trzeba to było robić potajemnie. Nieraz zdarzało się, że
chorych transportowano schowanych na wozie pod warzywami. W tym wszystkim
niezwykle ofiarnie pomagał ks. Wyszyński. Kiedy brakowało środków
opatrunkowych, prał, prasował i zwijał bandaże oraz czyścił mundury rannych
żołnierzy, by po opuszczeniu szpitala mogli w nich wrócić do swoich oddziałów.
Zachowało
się wiele świadectw i osobistych zapisków ks. Wyszyńskiego, które pokazują, jak
bardzo związany był z wieloma chorymi i rannymi. Zapiski te są też obrazem
niezwykłej wrażliwości jego kapłańskiego serca:
„Janka
spowiadałem i przygotowywałem na śmierć, był bardzo poszarpany od kul. Po
operacji tracił przytomność, śpiewał pieśń do Matki Bożej, z tym śpiewem
umarł. Pochowałem go na cmentarzu pod Izabelinem na górce, w piasku bez trumny,
bo już trumien nie było”.
Anna
Rastawicka, należąca do grona najbliższych współpracowników Ks. Prymasa
wspomina: „W czasie wojny, gdy był kapelanem szpitala wojennego w Laskach,
żołnierzem AK, nie ograniczał się do posługi w kaplicy czy nawet w szpitalu.
Nie tylko udzielał sakramentów, ale także towarzyszył przy operacjach, chodził
po okolicznych lasach, spowiadał żołnierzy w okopach, rannych przynosił do
szpitala. Wspomina, że kiedyś znalazł dziewczynę ranną w nogę. Rana była tak
głęboka, że nie przyniósłby dziewczyny do szpitala, bo umarłaby z upływu krwi.
Nie miał czym zrobić opaski uciskowej. Zdjął stułę, przewiązał ranę, wziął
dziewczynę na plecy i przyniósł do szpitala. Po latach przyszła bardzo
elegancka pani, matka pięciorga dzieci, podziękować Księdzu Prymasowi za
ocalenie. Mówiła: to ja jestem tą dziewczyną, którą ksiądz wtedy z lasu
przyniósł do szpitala. W trudnym czasie wojennym potrafił zauważyć pojedyncze
dziecko, sierotę”.
W
ostatnich latach swojego życia Ks. Prymas zmagał się z chorobą nowotworową. Jak
wszystko w życiu, tak i te chorobę, a potem nadchodzącą śmierć, przyjmował ze
spokojem. Nigdy też się nie skarżył, nie narzekał, że cierpi.
16
maja 1981 r. przyjął sakrament namaszczenia chorych. Trzy dni później do pokoju
chorego Prymasa został przyniesiony wędrujący po parafiach obraz Matki Bożej
Częstochowskiej. „Dziękuję Ci, Matko, że jeszcze raz przyszłaś do mnie" –
wyszeptał wpatrzony w Jej Jasnogórski Wizerunek…
Jedna
z sióstr franciszkanek wspomina: „Gdy ksiądz Prymas był już umierający, w
katedrze warszawskiej trwało czuwanie modlitewne w jego intencji. W tym samym
czasie w klinice Gemellego w Rzymie przebywał po zamachu papież Jan Paweł II.
Pamiętam, że podczas tego modlitewnego czuwania (w którym uczestniczyłam),
zostały odtworzone z taśmy słowa Prymasa, który dziękował wszystkim za modlitwy
i jednocześnie prosił, by wszystkie cierpienia i modlitwy ofiarowane w jego
intencji przekierować na osobę papieża Jana Pawła II. Był to z jego strony
niezwykły heroizm miłości, że w tak trudnym momencie, jakim jest odchodzenie z
tego świata, potrafił pomyśleć o cierpieniu innego człowieka”.
W
ten sposób Ks. Prymas pocieszał i umacniał wszystkich chorych, pouczał ich
słowem i przykładem, ukazując ich wielką godność i misję w Kościele. Uczył jak
być pielgrzymami nadziei i podążać z miłością śladami Jezusa: „przez krzyż do
Nieba”.
Pełni
ufności spoglądamy dzisiaj w oblicze Matki Bolesnej i za poetą z Dobrzynia nad Drwęcą prosimy:
„Gdy
dopełnimy żywota swego,
Niechaj
doznamy szczęścia wiecznego,
Przy
Twoim boku, u tronu Boga,
Pani
Oborska, Matuchno droga!...”. Amen.
o.
Piotr Męczyński O.Carm.
|