Umiłowani w Chrystusie Panu, bracia i
siostry!
Drodzy Czciciele Matki Bożej Bolesnej i Przyjaciele
Oborskiego Karmelu!
Wysłuchajmy najpierw fragmentu z Ewangelii według św.
Łukasza.
„Powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na
próbę, zapytał: «Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» Jezus
mu odpowiedział: «Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?» On rzekł: «Będziesz
miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą
i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego». Jezus rzekł do
niego: «Dobrze odpowiedziałeś. To czyń, a będziesz żył». Lecz on, chcąc się
usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A kto jest moim bliźnim?» Jezus, nawiązując do
tego, rzekł: «Pewien człowiek schodził z Jeruzalem do Jerycha i wpadł w ręce
zbójców. Ci nie tylko go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na
pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył
go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął.
Pewien zaś Samarytanin, wędrując, przyszedł również na to miejsce. Gdy go
zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając
je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i
pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł:
„Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę
wracał”. Kto z tych trzech okazał się według ciebie bliźnim tego, który wpadł w
ręce zbójców?» On odpowiedział: «Ten, który mu okazał miłosierdzie». Jezus mu
rzekł: «Idź i ty czyń podobnie!» (Łk 10, 25-37).
Św. Jan Paweł II w jednym z Orędzi na Światowy Dzień
Chorego napisał:
„Idąc za przykładem swego Boskiego Założyciela,
Kościół «ze stulecia w stulecie (...) wciąż od nowa pośród ogromnej rzeszy
chorych i cierpiących pisze ewangeliczną przypowieść o miłosiernym
Samarytaninie, objawiając i przekazując uzdrawiającą i pocieszającą miłość
Jezusa Chrystusa”.
Z
pewnością do grona wiernych naśladowców Boskiego Samarytanina należał o.
Wincenty Kruszewski, zmarły w opinii świętości karmelita z Obór, którego 103.
rocznicę śmierci wspominaliśmy 6 października.
W roku
1879 rozpoczął swoją posługę kapłańską i zakonną u stóp Matki Bożej Bolesnej.
Tutaj
– przez 43 lata - jak ów ewangeliczny samarytanin z wielką miłością i oddaniem
nieustannie pochylał się nad chorymi na duszy i ciele. Jako niestrudzony
spowiednik i prawdziwy więzień konfesjonału, ceniony kierownik duchowy i
poszukiwany egzorcysta, troskliwy ojciec dla ubogich i pocieszyciel
nieszczęśliwych, często nawiedzający chorych z darem sakramentów i umiejętnie
wykorzystujący dary natury poprzez ziołolecznictwo, naśladował we wszystkim
Boskiego Samarytanina, naszego Pana Jezusa Chrystusa.
Jeden z dawnych przeorów oborskiego
konwentu napisał o nim: „Utrwaliła się
opinia u wszystkich, którzy znali tego kapłana, że tyle dobrego dla ludzi mógł
zdziałać tylko święty. On odszedł do wieczności po nagrodę, ale pamięć o jego
cnotach żyje nadal…”.
Poetka [Jolanta
Motylińska] z Brodnicy w utworze „Święty Samarytanin” pisze:
„Święci nie lubią rozgłosu, W
milczeniu idą do celu,
Lecz zostawiają swe ślady, Którymi
przeszło niewielu.
Jak zgodnie żyć z Wolą Bożą, Która
jest często zakryta,
Pokazał pięknie przed laty, Wincenty,
brat – karmelita.
Trudno jest zostać dziś świętym, Lecz
nie jest to niemożliwe,
Zatem niech Ojciec Wincenty, Zwróci
swe oczy życzliwe.
I niech rozpali (jak dawniej) Serca
zmrożone goryczą,
By znowu były gorliwe, Do Boga niech
głośno krzyczą:
„Ty, Panie mój, wiesz – upadłem... I
może już milion razy,
Ale z pomocą Twej Łaski, Chciałbym
darować urazy.
Pragnę być dobry dla wszystkich, Bo
świętych świat potrzebuje
I tylko z świętych pomocą, Ludzkość
się dziś uratuje!”.
Drodzy bracia i siostry! O czym przede
wszystkim przypomina nam dzisiaj ten miłosierny Samarytanin z Oborskiego
Karmelu? Do czego nas wzywa ten cichy i pokorny zakonnik zapatrzony nieustannie
w najdroższy wizerunek Chrystusa Ukrzyżowanego i rozważający codziennie Jego
bolesną drogę na Kalwarię?
O. Wincenty całą swoją postawą i
ofiarną posługą pomagał wszystkim zwrócić się z ufnością do Serca Zbawiciela
otwartego na krzyżu i przyjąć miłość Ojca zawsze bogatego w miłosierdzie.
Jako gorliwy i niestrudzony spowiednik
bardzo troszczył się o formację sumienia tych, którzy klękali przy kratkach
jego konfesjonału. Posługując wiernym w sakramencie spowiedzi świętej był
bardzo spokojny i niezwykle cierpliwy.
Jak zapamiętali to świadkowie: O.
Wincenty „spowiadał zawsze w konfesjonale
przy zakrystii (…) „Spowiadał długo,
dokładnie i miał zwyczaj pouczać ludzi o prawdach wiary”. „Człowiek czuł się po takiej spowiedzi bardzo
oczyszczony. Ludzie cenili sobie spowiedź u niego. Dlatego dużo się osób u
niego spowiadało”. „Był zawsze do
dyspozycji, dla wszystkich, którzy przychodzili i prosili go o spowiedź.
Spowiedź u niego była szczególna, do wszystkiego naprowadził, wszystko
przypomniał… O wszystko się wypytał, od A do Z i dopomógł spowiadającemu się.”.
Jego też ludzie najczęściej prosili, aby
zaopatrywał i dysponował chorych na śmierć”.
Jeden ze świadków zeznaje, że Ojciec
Wincenty „przesiadywał długo w
konfesjonale. Ponieważ był słabo ubrany, przeziębiwszy się, zmarł na zapalenie
pęcherza”.
Z pełnym przekonaniem można zatem
powiedzieć, że o. Wincenty sprawując niestrudzenie i z największym poświęceniem
swoją spowiedniczą posługę miłosierdzia był prawdziwym „więźniem i męczennikiem
konfesjonału”.
Drodzy bracia i siostry!
W czasie zaborów, gdy Polska była
wymazana z mapy Europy, a klasztor w Oborach, cudem ocalony od kasaty przez
rosyjskiego zaborcę, O. Kruszewski niestrudzenie pracował nad wolnością w
wymiarze najgłębszym i najistotniejszym - w sercach i sumieniach Polaków, tam
gdzie żaden zaborca nie ma dostępu.
Przypominał, że prawdziwa wolność dzieci
ochrzczonego narodu zaczyna się zawsze od wolności ducha, od osobistego
spotkania i zjednoczenia z Chrystusem, który wskazując na swoje zbawcze dzieło
mówił: „Jeżeli więc Syn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolni” (J
8, 36).
O. Wincenty uczył budować dom swego życia i
niepodległej Polski nie na piasku fałszywie rozumianej wolności do której kusi
nas szatan i namawia świat, ale na mocnym fundamencie wierności przykazaniom
Dekalogu i Chrystusowej Ewangelii oraz chrześcijańskiej moralności.
Przypominał, że najstraszniejszym rodzajem
niewoli w wymiarze osobistym i wspólnotowym jest trwanie w grzechu śmiertelnym,
w zatwardziałości serca, we wzajemnej nienawiści i braku przebaczenia, oraz
obojętności na potrzeby bliźnich. Tutaj widział największe zagrożenie, o którym
poeta Ignacy Krasicki pisał: „niczym Sybir, niczym knuty, lecz narodu duch
zatruty, to dopiero bólów ból”.
„Naród ginie, gdy znieprawia swojego ducha, naród
rośnie, gdy duch jego coraz bardziej się oczyszcza” – uczył św. Jan Paweł II.
Podobnie bł. ks. Jerzy Popiełuszko przypominał,
że „tylko naród, który ma zdrowego ducha i czułe sumienie może tworzyć
śmiałą przyszłość”.
Dlatego też o. Wincenty tak bardzo troszczył się
o formacje sumienia swoich penitentów. Był to wyraz jego miłości do Chrystusa,
Kościoła i Ojczyzny. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, że „wychowanie
sumienia jest zadaniem całego życia” (KKK 1784). Najcenniejszą pomocą w
formowaniu sumienia jest codzienna modlitwa oraz Słowo Boże zawarte w Piśmie
świętym; to jest dla nas światło i drogowskaz. Sumienie dobre, to sumienie
wierne Bogu. Ideałem jest, by każdy z ludzi miał dobre sumienie, sumienie
dobrze uformowane poprzez odpowiednie wychowanie w atmosferze wartości ludzkich
i chrześcijańskich przekazywanych przez religijną rodzinę, Kościół, szkołę i
przez osobistą pracę nad wyrobieniem charakteru. Nieszczęściem dla człowieka,
dla rodziny, dla narodu jest brak sumienia, czyli sumienie złe, szerokie,
faryzejskie.
Nieszczęściem dla społeczeństwa, dla Narodu jest,
gdy do władzy, do rządzenia, do wychowywania, do środków masowego przekazu
dostają się jednostki bez sumienia, o zdeprawowanym sumieniu, osoby, które Boga
się nie boją, ani ludzi się nie wstydzą. Od takich ludzi nie można spodziewać
się budowania dobra wspólnego, poszanowania godności drugiego człowieka,
równości i sprawiedliwości społecznej, lecz jedynie szybkiego bogacenia się,
oszukiwania, okradania społeczeństwa, jego laicyzowania i demoralizowania: przyzwalania
na rozpijanie, na sprzyjanie najniższym ludzkim instynktom. To zaś prowadzi do
zniszczenia etosu Narodu” (ks. Piotr Gajda), zatracenia jego
chrześcijańskiej tożsamości i stanowi śmiertelne zagrożenie dla samego bytu
narodowego.
Drodzy Moi! Jakże aktualne są dzisiaj słowa papieża
św. Jana Pawła II wypowiedziane do Rodaków w Skoczowie w 1995 roku: „Polska
woła dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia. (…) Bracia i Siostry! Czas próby
polskich sumień trwa! Musicie być mocni w wierze! Dzisiaj, kiedy zmagacie się o
przyszły kształt życia społecznego i państwowego, pamiętajcie, iż zależy on
przede wszystkim od tego, jaki będzie człowiek - jakie będzie jego sumienie”.
To wezwanie naszego wielkiego Rodaka Św. Jana
Pawła II, pozostaje dla nas ciągle aktualnym zadaniem. Musimy wiernie trwać
razem z Maryją pod krzyżem Chrystusa i słuchać głosu sumienia, aby nie dać się
zwieść przez tych, którzy głoszą zmierzch chrześcijaństwa, wolność bez
moralności, którzy znieważają nasze największe świętości i chcą żyć tak jakby
Boga nie było.
Dyktatura relatywizmu i fałszywie rozumianej
wolności, wyraża się dzisiaj przede wszystkim atakiem wymierzonym w godność,
nienaruszalność i świętość ludzkiego życia od chwili poczęcia aż do naturalnej
śmierci, w małżeństwo rozumiane jako ustanowiony przez Boga sakramentalny
związek mężczyzny i kobiety, w rodzinę katolicką, która jest Domowym Kościołem
i odblaskiem Świętej Rodziny z Nazaretu oraz w chrześcijańskie wychowanie
dzieci i młodzieży.
Drodzy bracia i siostry! „Trzeba iść
po śladach tego, czym — a raczej kim — na przestrzeni
pokoleń był Chrystus dla synów i córek tej ziemi” – powtarzał nam
niestrudzenie św. Jan Paweł II.
„My musimy Ojczyźnie zapewnić zwycięstwo, a
będzie ono zależało od wzrostu świętości naszego życia” – uczył Prymas
Tysiąclecia.
Dlatego, przychodzimy dzisiaj do Maryi, „danej
naszemu narodowi jako przedziwna pomoc i obrona”. Ona z macierzyńską miłością
ciągle pomaga i uczy nas stać na straży naszej wolności. Tej zewnętrznej –
odzyskanej przez Polaków w 1918 roku, jak i tej wewnętrznej – otrzymanej przez
nas w darze na chrzcie świętym – wolności przybranych dzieci Bożych ku której
wyswobodził nas Chrystus za cenę swojej Krwi przelanej na krzyżu.
„Apostoł Paweł w Liście do Galatów stwierdza,
że «ku wolności wyswobodził nas Chrystus» (Ga 5, 1). Ta wolność ma bardzo
wysoką cenę: jest nią życie, krew Odkupiciela. Tak! Krew Chrystusa jest ceną,
którą Bóg zapłacił, aby wyzwolić ludzkość z niewoli grzechu i śmierci” –
uczy św. Jan Paweł II.
Tak wielki dar domaga się więc z naszej strony
wielkiej troski i odpowiedzialności. Jako chrześcijanie, każdego dnia musimy
odważnie podejmować trud walki duchowej o naszą godność i wolność przybranych
dzieci Bożych. To zadanie, którego podjęliśmy się na chrzcie świętym.
Św. Augustyn mówi: „Raz wybrawszy, codziennie
wybierać muszę”, a poeta Jerzy Libert napisze: „Uczyniwszy na wieki wybór, w
każdej chwili wybierać muszę”.
O. Kruszewski, jako wieloletni egzorcysta,
podejmując w imieniu Kościoła posługę miłosierdzia wobec ludzi opętanych i
dręczonych przez złego ducha oraz codzienną walkę duchową z szatanem, dobrze
rozumiał, że ostatecznie stawką jest zbawienie dusz i osiągnięcie ojczyzny
niebieskiej.
Dzisiaj pełni wdzięczności przychodzimy na
Oborską Kalwarię, by razem z o. Wincentym stanąć z wiarą pod krzyżem Chrystusa
u boku Matki Bolesnej. Ona, jako Ucieczka Grzeszników i Matka Miłosierdzia,
nieustannie wskazuje nam otwarte na krzyżu Serce Zbawiciela i pomaga w
zachowaniu i odzyskaniu tej wewnętrznej wolności i godności przybranych dzieci
Bożych otrzymanej w sakramencie chrztu świętego. Matka Bolesna stojąca cicho
pod krzyżem Syna, wolna od rozpaczy i nienawiści wobec Jego oprawców, uczy nas
być prawdziwie wolnymi.
Drodzy bracia i siostry!
U Matki Bożej szukajmy wsparcia i otuchy, z
ufnością wołajmy do Niej, jak dzieci:
Matko Pocieszenia, szczerą daj nam skruchę,
Uproś nam u Syna łaskę i otuchę!
Ucz nas szukać Bożej woli
W każdej sprawie, w każdej doli
I na straży stój sumienia!
Święta Matko Pocieszenia”.
O. Wincenty Kruszewski
dożył tej szczęśliwej chwili gdy Polska w 1918 roku, po 123 latach zaborów i
nieobecności na mapach politycznych Europy, odzyskała niepodległość. Zmarł w
opinii świętości 6 października 1922 roku. Dla wszystkich
gromadzących się w Oborskim Sanktuarium pozostanie wielkim nauczycielem drogi
do prawdziwej wolności i korzystania z daru wolności.
W roku 1927, a więc
zaledwie pięć lat po jego śmierci, wydana została niewielka książeczka „U stóp
Matki Boskiej Bolesnej łaskami słynącej w kościele OO. Karmelitów w Oborach”, w
której autor zawarł takie słowa:
„OO. Karmelici, wielcy
czciciele Maryi, strzegli mimo różnych kolei dziejowych, z całym oddaniem i
wiernością tego drogiego klejnotu [figury Matki Boskiej Bolesnej], w ich
kościele umieszczonego. Nie ulegli przemocy i różnym udrękom, doznanym ze
strony prusaków, znosili cierpliwie i mężnie ciosy, zadawane klasztorowi przez
przemożnego moskwiczyna. Nie wolno im było przyjmować nowych członków do
zakonu. Karmel w Oborach zdawał się wymierać. Ostatnim jakby stróżem Syjonu
Oborskiego pozostał czcigodny O. Wincenty Kruszewski, znany w całej okolicy i
czczony dla wielkich swoich cnót i zalet serca. On to, jakby biblijny „robaczek
w drzewie” krzątał się, sędziwym starcem będąc, w tej świątyni, pracując
nieustannie dla pomnożenia jej chwały. Gorliwość tego domu Bożego pochłaniała
go. Był żywym przykładem wiary i miłości dla wszystkich odwiedzających
kościółek Matki Boskiej Bolesnej w Oborach i zdawał się żarliwością swoją
przypominać wiernym czcicielom Maryi Oborskiej owe słowa psalmisty, pełne
zachwytu i słodkich wylewów serca: „O jak są miłe, Twe przybytki Panie”!
Maryja ze swej strony
nie dopuściła, by Jej „bracia” (jak Karmelitów nazwać poleciła), od straży tej
świątyni odstąpili. Jakkolwiek w ostatnich czasach nieliczne były powołania do
zakonu, przybyli w odrodzonej już i wolnej Polsce bracia zakonni z innych klasztorów,
by strzec i chronić przekazane im dziedzictwo i szerzyć nabożeństwo do Matki
Boskiej Bolesnej, która w Oborach tron łask założyła”.
O. Wincenty był przykładem prawdziwego i
głębokiego nabożeństwa do Maryi, na
co dzień nie rozstawał się z różańcem, wszystkim mówił o miłości i mocy
wstawiennictwa Matki Bolesnej, której był całkowicie oddany.
Jeden ze świadków jego świętego życia
wspomina: Przed dorocznym odpustem na Uroczystość Matki Bożej Szkaplerznej 16
lipca, „gdy ludzie przyjechali na odpust i spali w stodole, to o. Wincenty z
różańcem całą niemal noc po ogrodzie chodził i modlił się” za pielgrzymów. Tak
sprawował swoją duchową opiekę nad pielgrzymami. Czuwał nad nimi jako świadek
czułej i troskliwej miłości Niebieskiej Matki.
O przywiązaniu i czci wyrażanej Matce
Bożej przez Ojca Wincentego mówiła też w swojej relacji jedna ze starszych
mieszkanek Obór: „Widziałam, jak się modlił po cichu, klęcząc ze złożonymi
rękami, przy ołtarzu Matki Bożej Szkaplerznej. Różaniec to już u niego było
pierwsze; różaniec i szkaplerz. On przyjmował dzieci do szkaplerza, mówiąc:
»Noś ten szkaplerz zawsze!«”.
„Kiedyś
o. Wincenty został zapytany przez pewnego kapłana, jak to robi, że leczy, że
pomaga ludziom niepokojonym przez szatana?
Odpowiedział
pełen prostoty:
-
»Odprawiam Mszę świętą o Duchu Świętym w intencji nieszczęśliwego człowieka, a
następnie modlę się do Matki Boskiej Bolesnej – słynącej tu cudami«”.
Świadectwo tego
pokornego karmelity, męża modlitwy zaprawionego w pokucie i napełnionego Duchem
Świętym apostoła Bożej miłości, jest dla nas wszystkich bardzo cenne i
pouczające.
Widziano go zawsze z
różańcem w dłoniach, klęczącego często przed Tabernakulum u stóp Matki
Bolesnej. Z tego Ukrytego Źródła – z Serca Jezusa obecnego w Eucharystii –
czerpał tę miłość Bożą uzdrawiająca ludzkie dusze i ciała, którą rozlewał na
wszystkich z którymi się spotykał.
„Pamiętam,
gdy w pierwszy piątek lipca 1998 r. udając się z posługą do chorych w naszej
parafii, zabrałem ze sobą małe obrazki przedstawiające o. Kruszewskiego na tle
oborskiego kościoła. Dałem jeden taki obrazek podeszłej wiekiem pani Jadwidze w
Oborach.
A
ona się uśmiecha i mówi: - Poznaję, to ojciec Wincenty. On mnie
uzdrowił!
Pytam
więc: – Jak Panią uzdrowił? Proszę to opowiedzieć.
»Byłam
– opowiada – małą, może 6-letnią dziewczynką, nie chodziłam jeszcze wtedy do
szkoły. Zachorowałam bardzo ciężko na żołądek. Leżałam i byłam tak osłabiona,
że nie mogłam chodzić o własnych siłach. O. Wincenty znał moją mamę, która
bardzo strapiona zwróciła się do niego z prośbą o pomoc. Wtedy o. Wincenty,
będący już wówczas staruszkiem, przyszedł i przyniósł w małej buteleczce
poświęcone wino. Dał mi to wino do wypicia. Było tego może dwie duże łyżki.
Jednocześnie modlił się za mnie i udzielił kapłańskiego błogosławieństwa. Po
przyjęciu tego „lekarstwa” byłam coraz silniejsza i szybko powróciłam do
zdrowia«”.
Świadectwo oborskiej parafianki
dowodzi, że Ojciec Wincenty, napełniony i rozpalony Duchem Świętym, aż do
ostatnich dni swego zakonnego i kapłańskiego życia, niestrudzenie roznosił
wszystkim, w naczyniu swego kapłańskiego serca, miłość Bożą, uzdrawiającą
ludzkie dusze i ciała.
Takim był i takim pozostał do dzisiaj,
nie tylko we wdzięcznej pamięci wiernych, ale także w tajemnicy świętych
obcowania, orędując za tymi, którzy proszą go o wstawiennictwo u Boga. Jakże
wymowny jest krótki zapis Gabrieli z Gniewu pod Gdańskiem, uzdrowionej z raka
kości: „Mój ból pozostał przy grobie ojca
Wincentego”.
Drodzy bracia i siostry, zgromadzeni w
Domu Matki Bolesnej! Drodzy Przyjaciele Oborskiego Karmelu!
Wierzę, że ojciec
Wincenty jest cichym opiekunem i stróżem tego sanktuarium, troskliwym ojcem i
wiernym przyjacielem wszystkich chorych, strapionych i ubogich, zniewolonych
nałogami i dręczonych przez złego ducha, wspomożycielem spowiedników i
egzorcystów, wzorem dla kapłanów i osób konsekrowanych, potężnym orędownikiem i
pełnym współczucia bratem dla wszystkich proszących go o wstawiennictwo u Boga.
Nasze
rozważanie zakończę słowami poezji pielgrzymowiczki [Anny Trzeciak] z Gdańska, która w utworze
poświęconym Ojcu Wincentemu zawarła takie strofy:
„Dziś wierni pielgrzymi licznie
przybywają,
W
miejscu, gdzie spoczywa, z pokorą klękają.
Zatroskani o swych bliskich, zdjęcia ich przynoszą
I z ufnością przez modlitwę o pomoc Go proszą.
Bo ojciec Kruszewski wciąż ludziom
pomaga,
Wysłucha każdego, kto o pomoc błaga”.
Amen.
o. Piotr Męczyński OCarm.
Obory, Uroczystość Wszystkich Świętych Zakonu
Karmelitańskiego – 14 listopada A. D. 2025
|