14.11.2025
O. Wincenty Kruszewski O.Carm. (1843-1922) - Miłosierny Samarytanin z Oborskiego Karmelu


Umiłowani w Chrystusie Panu, bracia i siostry!

Drodzy Czciciele Matki Bożej Bolesnej i Przyjaciele Oborskiego Karmelu!

Wysłuchajmy najpierw fragmentu z Ewangelii według św. Łukasza.

„Powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: «Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» Jezus mu odpowiedział: «Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?» On rzekł: «Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego». Jezus rzekł do niego: «Dobrze odpowiedziałeś. To czyń, a będziesz żył». Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A kto jest moim bliźnim?» Jezus, nawiązując do tego, rzekł: «Pewien człowiek schodził z Jeruzalem do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, wędrując, przyszedł również na to miejsce. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: „Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał”. Kto z tych trzech okazał się według ciebie bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?» On odpowiedział: «Ten, który mu okazał miłosierdzie». Jezus mu rzekł: «Idź i ty czyń podobnie!» (Łk 10, 25-37).

Św. Jan Paweł II w jednym z Orędzi na Światowy Dzień Chorego napisał:

„Idąc za przykładem swego Boskiego Założyciela, Kościół «ze stulecia w stulecie (...) wciąż od nowa pośród ogromnej rzeszy chorych i cierpiących pisze ewangeliczną przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, objawiając i przekazując uzdrawiającą i pocieszającą miłość Jezusa Chrystusa”.

Z pewnością do grona wiernych naśladowców Boskiego Samarytanina należał o. Wincenty Kruszewski, zmarły w opinii świętości karmelita z Obór, którego 103. rocznicę śmierci wspominaliśmy 6 października.

W roku 1879 rozpoczął swoją posługę kapłańską i zakonną u stóp Matki Bożej Bolesnej.

Tutaj – przez 43 lata - jak ów ewangeliczny samarytanin z wielką miłością i oddaniem nieustannie pochylał się nad chorymi na duszy i ciele. Jako niestrudzony spowiednik i prawdziwy więzień konfesjonału, ceniony kierownik duchowy i poszukiwany egzorcysta, troskliwy ojciec dla ubogich i pocieszyciel nieszczęśliwych, często nawiedzający chorych z darem sakramentów i umiejętnie wykorzystujący dary natury poprzez ziołolecznictwo, naśladował we wszystkim Boskiego Samarytanina, naszego Pana Jezusa Chrystusa.  

Jeden z dawnych przeorów oborskiego konwentu napisał o nim: „Utrwaliła się opinia u wszystkich, którzy znali tego kapłana, że tyle dobrego dla ludzi mógł zdziałać tylko święty. On odszedł do wieczności po nagrodę, ale pamięć o jego cnotach żyje nadal…”.

Poetka [Jolanta Motylińska] z Brodnicy w utworze „Święty Samarytanin” pisze:

„Święci nie lubią rozgłosu, W milczeniu idą do celu,

Lecz zostawiają swe ślady, Którymi przeszło niewielu.

Jak zgodnie żyć z Wolą Bożą, Która jest często zakryta,

Pokazał pięknie przed laty, Wincenty, brat – karmelita.

Trudno jest zostać dziś świętym, Lecz nie jest to niemożliwe,

Zatem niech Ojciec Wincenty, Zwróci swe oczy życzliwe.

I niech rozpali (jak dawniej) Serca zmrożone goryczą,

By znowu były gorliwe, Do Boga niech głośno krzyczą:

„Ty, Panie mój, wiesz – upadłem... I może już milion razy,

Ale z pomocą Twej Łaski, Chciałbym darować urazy.

Pragnę być dobry dla wszystkich, Bo świętych świat potrzebuje

I tylko z świętych pomocą, Ludzkość się dziś uratuje!”.

Drodzy bracia i siostry! O czym przede wszystkim przypomina nam dzisiaj ten miłosierny Samarytanin z Oborskiego Karmelu? Do czego nas wzywa ten cichy i pokorny zakonnik zapatrzony nieustannie w najdroższy wizerunek Chrystusa Ukrzyżowanego i rozważający codziennie Jego bolesną drogę na Kalwarię? 

O. Wincenty całą swoją postawą i ofiarną posługą pomagał wszystkim zwrócić się z ufnością do Serca Zbawiciela otwartego na krzyżu i przyjąć miłość Ojca zawsze bogatego w miłosierdzie.

Jako gorliwy i niestrudzony spowiednik bardzo troszczył się o formację sumienia tych, którzy klękali przy kratkach jego konfesjonału. Posługując wiernym w sakramencie spowiedzi świętej był bardzo spokojny i niezwykle cierpliwy.

Jak zapamiętali to świadkowie: O. Wincenty „spowiadał zawsze w konfesjonale przy zakrystii (…) „Spowiadał długo, dokładnie i miał zwyczaj pouczać ludzi o prawdach wiary”. „Człowiek czuł się po takiej spowiedzi bardzo oczyszczony. Ludzie cenili sobie spowiedź u niego. Dlatego dużo się osób u niego spowiadało”. „Był zawsze do dyspozycji, dla wszystkich, którzy przychodzili i prosili go o spowiedź. Spowiedź u niego była szczególna, do wszystkiego naprowadził, wszystko przypomniał… O wszystko się wypytał, od A do Z i dopomógł spowiadającemu się.”. Jego też ludzie najczęściej prosili, aby zaopatrywał i dysponował chorych na śmierć”.

Jeden ze świadków zeznaje, że Ojciec Wincenty „przesiadywał długo w konfesjonale. Ponieważ był słabo ubrany, przeziębiwszy się, zmarł na zapalenie pęcherza”.

Z pełnym przekonaniem można zatem powiedzieć, że o. Wincenty sprawując niestrudzenie i z największym poświęceniem swoją spowiedniczą posługę miłosierdzia był prawdziwym „więźniem i męczennikiem konfesjonału”.

Drodzy bracia i siostry!

W czasie zaborów, gdy Polska była wymazana z mapy Europy, a klasztor w Oborach, cudem ocalony od kasaty przez rosyjskiego zaborcę, O. Kruszewski niestrudzenie pracował nad wolnością w wymiarze najgłębszym i najistotniejszym - w sercach i sumieniach Polaków, tam gdzie żaden zaborca nie ma dostępu. 

Przypominał, że prawdziwa wolność dzieci ochrzczonego narodu zaczyna się zawsze od wolności ducha, od osobistego spotkania i zjednoczenia z Chrystusem, który wskazując na swoje zbawcze dzieło mówił: „Jeżeli więc Syn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolni” (J 8, 36).

O. Wincenty uczył budować dom swego życia i niepodległej Polski nie na piasku fałszywie rozumianej wolności do której kusi nas szatan i namawia świat, ale na mocnym fundamencie wierności przykazaniom Dekalogu i Chrystusowej Ewangelii oraz chrześcijańskiej moralności.

Przypominał, że najstraszniejszym rodzajem niewoli w wymiarze osobistym i wspólnotowym jest trwanie w grzechu śmiertelnym, w zatwardziałości serca, we wzajemnej nienawiści i braku przebaczenia, oraz obojętności na potrzeby bliźnich. Tutaj widział największe zagrożenie, o którym poeta Ignacy Krasicki pisał: „niczym Sybir, niczym knuty, lecz narodu duch zatruty, to dopiero bólów ból”.

„Naród ginie, gdy znieprawia swojego ducha, naród rośnie, gdy duch jego coraz bardziej się oczyszcza” – uczył św. Jan Paweł II.

Podobnie bł. ks. Jerzy Popiełuszko przypominał, że „tylko naród, który ma zdrowego ducha i czułe sumienie może tworzyć śmiałą przyszłość”.

Dlatego też o. Wincenty tak bardzo troszczył się o formacje sumienia swoich penitentów. Był to wyraz jego miłości do Chrystusa, Kościoła i Ojczyzny. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, że „wychowanie sumienia jest zadaniem całego życia” (KKK 1784). Najcenniejszą pomocą w formowaniu sumienia jest codzienna modlitwa oraz Słowo Boże zawarte w Piśmie świętym; to jest dla nas światło i drogowskaz. Sumienie dobre, to sumienie wierne Bogu. Ideałem jest, by każdy z ludzi miał dobre sumienie, sumienie dobrze uformowane poprzez odpowiednie wychowanie w atmosferze wartości ludzkich i chrześcijańskich przekazywanych przez religijną rodzinę, Kościół, szkołę i przez osobistą pracę nad wyrobieniem charakteru. Nieszczęściem dla człowieka, dla rodziny, dla narodu jest brak sumienia, czyli sumienie złe, szerokie, faryzejskie.

Nieszczęściem dla społeczeństwa, dla Narodu jest, gdy do władzy, do rządzenia, do wychowywania, do środków masowego przekazu dostają się jednostki bez sumienia, o zdeprawowanym sumieniu, osoby, które Boga się nie boją, ani ludzi się nie wstydzą. Od takich ludzi nie można spodziewać się budowania dobra wspólnego, poszanowania godności drugiego człowieka, równości i sprawiedliwości społecznej, lecz jedynie szybkiego bogacenia się, oszukiwania, okradania społeczeństwa, jego laicyzowania i demoralizowania: przyzwalania na rozpijanie, na sprzyjanie najniższym ludzkim instynktom. To zaś prowadzi do zniszczenia etosu Narodu” (ks. Piotr Gajda), zatracenia jego chrześcijańskiej tożsamości i stanowi śmiertelne zagrożenie dla samego bytu narodowego.

Drodzy Moi! Jakże aktualne są dzisiaj słowa papieża św. Jana Pawła II wypowiedziane do Rodaków w Skoczowie w 1995 roku: „Polska woła dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia. (…) Bracia i Siostry! Czas próby polskich sumień trwa! Musicie być mocni w wierze! Dzisiaj, kiedy zmagacie się o przyszły kształt życia społecznego i państwowego, pamiętajcie, iż zależy on przede wszystkim od tego, jaki będzie człowiek - jakie będzie jego sumienie”.

To wezwanie naszego wielkiego Rodaka Św. Jana Pawła II, pozostaje dla nas ciągle aktualnym zadaniem. Musimy wiernie trwać razem z Maryją pod krzyżem Chrystusa i słuchać głosu sumienia, aby nie dać się zwieść przez tych, którzy głoszą zmierzch chrześcijaństwa, wolność bez moralności, którzy znieważają nasze największe świętości i chcą żyć tak jakby Boga nie było.

Dyktatura relatywizmu i fałszywie rozumianej wolności, wyraża się dzisiaj przede wszystkim atakiem wymierzonym w godność, nienaruszalność i świętość ludzkiego życia od chwili poczęcia aż do naturalnej śmierci, w małżeństwo rozumiane jako ustanowiony przez Boga sakramentalny związek mężczyzny i kobiety, w rodzinę katolicką, która jest Domowym Kościołem i odblaskiem Świętej Rodziny z Nazaretu oraz w chrześcijańskie wychowanie dzieci i młodzieży.

Drodzy bracia i siostry! „Trzeba iść po śladach tego, czym — a raczej kim — na przestrzeni pokoleń był Chrystus dla synów i córek tej ziemi” – powtarzał nam niestrudzenie św. Jan Paweł II.

„My musimy Ojczyźnie zapewnić zwycięstwo, a będzie ono zależało od wzrostu świętości naszego życia” – uczył Prymas Tysiąclecia.

Dlatego, przychodzimy dzisiaj do Maryi, „danej naszemu narodowi jako przedziwna pomoc i obrona”. Ona z macierzyńską miłością ciągle pomaga i uczy nas stać na straży naszej wolności. Tej zewnętrznej – odzyskanej przez Polaków w 1918 roku, jak i tej wewnętrznej – otrzymanej przez nas w darze na chrzcie świętym – wolności przybranych dzieci Bożych ku której wyswobodził nas Chrystus za cenę swojej Krwi przelanej na krzyżu.

„Apostoł Paweł w Liście do Galatów stwierdza, że «ku wolności wyswobodził nas Chrystus» (Ga 5, 1). Ta wolność ma bardzo wysoką cenę: jest nią życie, krew Odkupiciela. Tak! Krew Chrystusa jest ceną, którą Bóg zapłacił, aby wyzwolić ludzkość z niewoli grzechu i śmierci” – uczy św. Jan Paweł II.

Tak wielki dar domaga się więc z naszej strony wielkiej troski i odpowiedzialności. Jako chrześcijanie, każdego dnia musimy odważnie podejmować trud walki duchowej o naszą godność i wolność przybranych dzieci Bożych. To zadanie, którego podjęliśmy się na chrzcie świętym.

Św. Augustyn mówi: „Raz wybrawszy, codziennie wybierać muszę”, a poeta Jerzy Libert napisze: „Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę”.

O. Kruszewski, jako wieloletni egzorcysta, podejmując w imieniu Kościoła posługę miłosierdzia wobec ludzi opętanych i dręczonych przez złego ducha oraz codzienną walkę duchową z szatanem, dobrze rozumiał, że ostatecznie stawką jest zbawienie dusz i osiągnięcie ojczyzny niebieskiej.

Dzisiaj pełni wdzięczności przychodzimy na Oborską Kalwarię, by razem z o. Wincentym stanąć z wiarą pod krzyżem Chrystusa u boku Matki Bolesnej. Ona, jako Ucieczka Grzeszników i Matka Miłosierdzia, nieustannie wskazuje nam otwarte na krzyżu Serce Zbawiciela i pomaga w zachowaniu i odzyskaniu tej wewnętrznej wolności i godności przybranych dzieci Bożych otrzymanej w sakramencie chrztu świętego. Matka Bolesna stojąca cicho pod krzyżem Syna, wolna od rozpaczy i nienawiści wobec Jego oprawców, uczy nas być prawdziwie wolnymi.

Drodzy bracia i siostry!

U Matki Bożej szukajmy wsparcia i otuchy, z ufnością wołajmy do Niej, jak dzieci:

Matko Pocieszenia, szczerą daj nam skruchę,

Uproś nam u Syna łaskę i otuchę!

Ucz nas szukać Bożej woli

W każdej sprawie, w każdej doli

I na straży stój sumienia!

Święta Matko Pocieszenia”.

O. Wincenty Kruszewski dożył tej szczęśliwej chwili gdy Polska w 1918 roku, po 123 latach zaborów i nieobecności na mapach politycznych Europy, odzyskała niepodległość. Zmarł w opinii świętości 6 października 1922 roku. Dla wszystkich gromadzących się w Oborskim Sanktuarium pozostanie wielkim nauczycielem drogi do prawdziwej wolności i korzystania z daru wolności.  

W roku 1927, a więc zaledwie pięć lat po jego śmierci, wydana została niewielka książeczka „U stóp Matki Boskiej Bolesnej łaskami słynącej w kościele OO. Karmelitów w Oborach”, w której autor zawarł takie słowa:

„OO. Karmelici, wielcy czciciele Maryi, strzegli mimo różnych kolei dziejowych, z całym oddaniem i wiernością tego drogiego klejnotu [figury Matki Boskiej Bolesnej], w ich kościele umieszczonego. Nie ulegli przemocy i różnym udrękom, doznanym ze strony prusaków, znosili cierpliwie i mężnie ciosy, zadawane klasztorowi przez przemożnego moskwiczyna. Nie wolno im było przyjmować nowych członków do zakonu. Karmel w Oborach zdawał się wymierać. Ostatnim jakby stróżem Syjonu Oborskiego pozostał czcigodny O. Wincenty Kruszewski, znany w całej okolicy i czczony dla wielkich swoich cnót i zalet serca. On to, jakby biblijny „robaczek w drzewie” krzątał się, sędziwym starcem będąc, w tej świątyni, pracując nieustannie dla pomnożenia jej chwały. Gorliwość tego domu Bożego pochłaniała go. Był żywym przykładem wiary i miłości dla wszystkich odwiedzających kościółek Matki Boskiej Bolesnej w Oborach i zdawał się żarliwością swoją przypominać wiernym czcicielom Maryi Oborskiej owe słowa psalmisty, pełne zachwytu i słodkich wylewów serca: „O jak są miłe, Twe przybytki Panie”!

Maryja ze swej strony nie dopuściła, by Jej „bracia” (jak Karmelitów nazwać poleciła), od straży tej świątyni odstąpili. Jakkolwiek w ostatnich czasach nieliczne były powołania do zakonu, przybyli w odrodzonej już i wolnej Polsce bracia zakonni z innych klasztorów, by strzec i chronić przekazane im dziedzictwo i szerzyć nabożeństwo do Matki Boskiej Bolesnej, która w Oborach tron łask założyła”.

O. Wincenty był przykładem prawdziwego i głębokiego nabożeństwa do Maryi, na co dzień nie rozstawał się z różańcem, wszystkim mówił o miłości i mocy wstawiennictwa Matki Bolesnej, której był całkowicie oddany.

Jeden ze świadków jego świętego życia wspomina: Przed dorocznym odpustem na Uroczystość Matki Bożej Szkaplerznej 16 lipca, „gdy ludzie przyjechali na odpust i spali w stodole, to o. Wincenty z różańcem całą niemal noc po ogrodzie chodził i modlił się” za pielgrzymów. Tak sprawował swoją duchową opiekę nad pielgrzymami. Czuwał nad nimi jako świadek czułej i troskliwej miłości Niebieskiej Matki.

O przywiązaniu i czci wyrażanej Matce Bożej przez Ojca Wincentego mówiła też w swojej relacji jedna ze starszych mieszkanek Obór: „Widziałam, jak się modlił po cichu, klęcząc ze złożonymi rękami, przy ołtarzu Matki Bożej Szkaplerznej. Różaniec to już u niego było pierwsze; różaniec i szkaplerz. On przyjmował dzieci do szkaplerza, mówiąc: »Noś ten szkaplerz zawsze!«”.

„Kiedyś o. Wincenty został zapytany przez pewnego kapłana, jak to robi, że leczy, że pomaga ludziom niepokojonym przez szatana?

Odpowiedział pełen prostoty:

- »Odprawiam Mszę świętą o Duchu Świętym w intencji nieszczęśliwego człowieka, a następnie modlę się do Matki Boskiej Bolesnej – słynącej tu cudami«”.

Świadectwo tego pokornego karmelity, męża modlitwy zaprawionego w pokucie i napełnionego Duchem Świętym apostoła Bożej miłości, jest dla nas wszystkich bardzo cenne i pouczające.

Widziano go zawsze z różańcem w dłoniach, klęczącego często przed Tabernakulum u stóp Matki Bolesnej. Z tego Ukrytego Źródła – z Serca Jezusa obecnego w Eucharystii – czerpał tę miłość Bożą uzdrawiająca ludzkie dusze i ciała, którą rozlewał na wszystkich z którymi się spotykał.

„Pamiętam, gdy w pierwszy piątek lipca 1998 r. udając się z posługą do chorych w naszej parafii, zabrałem ze sobą małe obrazki przedstawiające o. Kruszewskiego na tle oborskiego kościoła. Dałem jeden taki obrazek podeszłej wiekiem pani Jadwidze w Oborach.

A ona się uśmiecha i mówi: - Poznaję, to ojciec Wincenty. On mnie uzdrowił!

Pytam więc: – Jak Panią uzdrowił? Proszę to opowiedzieć.

»Byłam – opowiada – małą, może 6-letnią dziewczynką, nie chodziłam jeszcze wtedy do szkoły. Zachorowałam bardzo ciężko na żołądek. Leżałam i byłam tak osłabiona, że nie mogłam chodzić o własnych siłach. O. Wincenty znał moją mamę, która bardzo strapiona zwróciła się do niego z prośbą o pomoc. Wtedy o. Wincenty, będący już wówczas staruszkiem, przyszedł i przyniósł w małej buteleczce poświęcone wino. Dał mi to wino do wypicia. Było tego może dwie duże łyżki. Jednocześnie modlił się za mnie i udzielił kapłańskiego błogosławieństwa. Po przyjęciu tego „lekarstwa” byłam coraz silniejsza i szybko powróciłam do zdrowia«”.

Świadectwo oborskiej parafianki dowodzi, że Ojciec Wincenty, napełniony i rozpalony Duchem Świętym, aż do ostatnich dni swego zakonnego i kapłańskiego życia, niestrudzenie roznosił wszystkim, w naczyniu swego kapłańskiego serca, miłość Bożą, uzdrawiającą ludzkie dusze i ciała.

Takim był i takim pozostał do dzisiaj, nie tylko we wdzięcznej pamięci wiernych, ale także w tajemnicy świętych obcowania, orędując za tymi, którzy proszą go o wstawiennictwo u Boga. Jakże wymowny jest krótki zapis Gabrieli z Gniewu pod Gdańskiem, uzdrowionej z raka kości: „Mój ból pozostał przy grobie ojca Wincentego”.

Drodzy bracia i siostry, zgromadzeni w Domu Matki Bolesnej! Drodzy Przyjaciele Oborskiego Karmelu!

Wierzę, że ojciec Wincenty jest cichym opiekunem i stróżem tego sanktuarium, troskliwym ojcem i wiernym przyjacielem wszystkich chorych, strapionych i ubogich, zniewolonych nałogami i dręczonych przez złego ducha, wspomożycielem spowiedników i egzorcystów, wzorem dla kapłanów i osób konsekrowanych, potężnym orędownikiem i pełnym współczucia bratem dla wszystkich proszących go o wstawiennictwo u Boga.

Nasze rozważanie zakończę słowami poezji pielgrzymowiczki [Anny Trzeciak] z Gdańska, która w utworze poświęconym Ojcu Wincentemu zawarła takie strofy:

„Dziś wierni pielgrzymi licznie przybywają,

W miejscu, gdzie spoczywa, z pokorą klękają.

Zatroskani o swych bliskich, zdjęcia ich przynoszą

I z ufnością przez modlitwę o pomoc Go proszą.

Bo ojciec Kruszewski wciąż ludziom pomaga,

Wysłucha każdego, kto o pomoc błaga”.

Amen. 

o. Piotr Męczyński OCarm

Obory, Uroczystość Wszystkich Świętych Zakonu Karmelitańskiego – 14 listopada A. D. 2025


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio