Karmelitańscy
”Pielgrzymi Nadziei”
Drodzy
w Sercu Jezusa, bracia i siostry!
III
W
moim brewiarzu kapłańskim noszę stary obrazek z wizerunkiem naszej Matki Bożej
Bolesnej na którego odwrocie umieszczone zostały takie słowa: „Pamiątka Uroczystej Profesji, którą złożył
Br. Alojzy Misiniec, Karmelita, dnia 11 – go lipca 1926 roku w Oborach”.
Ten obrazek z wieczystych ślubów zakonnych brata Alojzego (*1876 r. †1964 r.),
złożonych blisko 100 lat temu u stóp Matki Bożej Bolesnej, przypomina mi o
pokoleniach karmelitów, którzy w ciągu czterech wieków żyli i ofiarnie
pracowali w tym klasztorze, strzegli Cudownej Figury i troszczyli się o rozwój
tego Sanktuarium, służąc wiernie Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie.
W
głównej mierze to właśnie Bratu Alojzemu Misińcowi zawdzięczamy ocalenie
Oborskiej Piety przed profanacją i zniszczeniem ze strony bezbożnych
hitlerowców, którzy jesienią 1939 roku wtargnęli do klasztoru i urządzili tutaj
więzienie Gestapo dla polskiego duchowieństwa. Łącznie Niemcy więzili tutaj aż
55 kapłanów, w tym karmelitów oborskiego konwentu.
Dzięki
ogromnej zapobiegliwości br. Alojzego najcenniejsze przedmioty oborskiego
sanktuarium udało się uratować. Zabytkowa figura M.B. Oborskiej złożona została
do drewnianej skrzyni, a następnie zakopana w ziemi pod budynkiem gospodarczym
u rolnika w niedalekim Stalmierzu. W innej skrzyni zakopano starą, złotą
monstrancję, cenne kielichy oraz inne przybory kościelne. Szaty liturgiczne br.
Misiniec przechował w sąsiednim kościele w Rużu. Jego zasługą było również
uratowanie części księgozbioru znajdującego się na drugim piętrze klasztoru
przy wejściu na wieżę. Książki te spuścił na sznurze przez okno do ogrodu,
gdzie przejął je jeden z mieszkańców Obór, a następnie ulokował w domach
okolicznych rolników. Br. Alojzy jako były sanitariusz armii austriackiej,
znany był w okolicy z prowadzonych praktyk medycznych. Przeżył wojnę, ukrywając
się w gospodarstwie u rolnika w niedalekim Kazimierzewie. Na jednym z
archiwalnych zdjęć z czasów stalinowskich widzimy go jako klasztornego
kwestarza objeżdżającego wozem zaprzęgniętym w konie okoliczne wioski, aby
zebrać od życzliwych gospodarzy dary w naturze z przeznaczeniem do klasztornej
spiżarni. Br. Alojzy kochał Boga i ludzi, rozumiał i troszczył się o ludzkie
potrzeby, podobnie jak wtedy gdy kapłanom więzionym przez hitlerowców w
oborskim klasztorze podczas srogiej zimy 1939/40 roku, stłoczonym w
nieogrzewanych celach i przymierającym głodem organizował żywność przynoszoną
przez okolicznych mieszkańców na umówione miejsce. Po latach gorliwej służby w
Domu Matki Bolesnej zmarł w 1964 roku w wieku 88 lat i został pochowany w
zakonnym grobowcu na Kalwarii.
Podobne
świadectwo wiernej i ofiarnej służby Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie pozostawili
także inni ojcowie i bracia oborskiego konwentu. Wymieńmy tu m.in. Brata
Anastazego Szablewskiego, zmarłego 9 grudnia 1986 roku.
Wdzięczni
Bogu i Matce Najświętszej za świadectwo ich życia zakonnego, prośmy z ufnością
o dar nowych i świętych powołań do Karmelu. Niech te odnowione stalle zakonne
przed wielkim ołtarzem Matki Bożej Bolesnej przyjmą kolejne pokolenia młodych
ludzi ubranych w brązowe habity, którzy podejmą zadanie stróży Oborskiego
Sanktuarium.
Niech
Maryja Dziewica, nieustannie okrywa ich swoim opiekuńczym płaszczem, wychowuje
i pomaga w dochowaniu wierności łasce powołania.
Za
Jej macierzyńskim wstawiennictwem niech Bóg błogosławi wszystkim osobom
konsekrowanym, oraz tym, którzy tutaj pielgrzymując usłyszą i odpowiedzą
na Jezusowe: „Pójdź za Mną!”.
IV
Drodzy
w Chrystusie Panu, bracia i siostry, zgromadzeni w Oborskim Karmelu!
O
pięknie i wartości życia poświęconego Bogu przez profesję rad ewangelicznych,
przypomina nam św. Maria od Jezusa Ukrzyżowanego, karmelitanka bosa z Betlejem,
mistyczka i stygmatyczka, nazywana Małą Arabką.
Wcześnie
straciła rodziców i została sierotą. Jako młoda dziewczyna wybrała Pana Jezusa
na swojego jedynego oblubieńca. Jemu ofiarowała swoje serce i swoje życie. Ta
decyzja spotkała się jednak ze sprzeciwem krewnych, którzy sprawowali nad nią
opiekę i planowali wydać ją za mąż. Sytuacja w której się znalazła zmusiła ją
do ucieczki z domu. Pewnego dnia spotkała na ulicy muzułmanina, który udawał
współczucie, i zaproponował, że pomoże jej wyjechać do jej brata Bulosa
mieszkającego w innym mieście, jednak na koniec spotkania ów muzułmanin zaczął
domagać się od nie przejścia na islam. Stanowcza odmowa Miriam doprowadziła go
do furii. Rozwścieczony przestał panować nad sobą, przewrócił dziewczynę na
ziemię i podciął jej gardło. Wydarzyło się to 7 września 1858 r.,
w wigilie święta Narodzenia Matki Najświętszej. Krewni Miriam byli
zupełnie nieświadomi tragedii. Sądzili, że uciekła z domu, gdyż nie
chciała dłużej znosić złego traktowania, i dlatego jej nie szukali.
Wspominając
po latach tę dramatyczną sytuacje, Miriam zapewniała, że przeżyła prawdziwą
śmierć, a następnie wizję nieba. Usłyszała sąd: Twoja księga jeszcze nie jest zapisana. Gdy zniknęła wizja, Miriam spostrzegła, że znalazła
się w nieznanej grocie, w towarzystwie ubranej w błękitną suknie
młodej kobiety. Dzięki staraniom opiekunki udało się zaszyć przecięte gardło.
Siedemnaście
lat po tym wydarzeniu znany lekarz z Marsylii, ateista, badając bliznę
gardła u Miriam, stwierdził brak kilku pierścieni tchawicy. Badania
podsumował wyznaniem: Musi
istnieć Pan Bóg, gdyż nikt na świecie bez cudu nie mógłby przeżyć po takim
zranieniu.
Powoli
dziewczyna odzyskiwała zdrowie. Przed rozstaniem opiekunka zarysowała przed
rekonwalescentką jej przyszłość: nie zobaczysz już swej rodziny; wyjedziesz do Francji, gdzie
wstąpisz do zakonu. (...) Przyjmiesz habit karmelitański w jednym domu
zakonnym, śluby złożysz w drugim, a umrzesz w trzecim,
w Betlejem. Następnie
zaprowadziła Miriam do kościoła franciszkanów, przywołała zakonnika
i odeszła. Wszystko w jej życiu wypełniło się tak jak zapowiedziała
tajemnicza opiekunka. Wiele lat później Miriam uświadomiła sobie, kim była
troszcząca się o nią Piękna Pani z groty – z całym przekonaniem
twierdziła, że ocalenie zawdzięcza Matce Bożej.
Wspominając
Panią w błękitnej sukni z płomienną miłością śpiewała:
U stóp
Maryi, mej kochanej Matki, odzyskałam życie.
O, wy wszyscy, którzy
cierpicie,
Przyjdźcie do Maryi,
Wasze zbawienie i wasze życie
Są u stóp Maryi. [...]
Bracia
i siostry, święta Mistyczka z Betlejem mówi dzisiaj do nas:
Wy, którzy mówicie, że jestem sierotą, popatrzcie: Mam Matkę na wysokościach, w niebie. Szczęśliwe dziecko takiej Matki!...
Mając
20 lat przyjęła habit karmelitanek bosych, wstąpiła zatem do zakonu całkowicie
poświęconego Matce Bożej.
Do
swoich sióstr wołała: „O, wy, którzy pracujecie w tym klasztorze, Maryja liczy
wasze kroki i wasz pot. Powiedzcie same do siebie: U stóp Maryi znalazłam
życie! Wy, które mieszkacie w tym klasztorze, Maryja do każdej z was mówi: Moje
dziecko, wybrałam ciebie spośród dziesięciu tysięcy, spośród dziesięciu
tysięcy, ciebie umieszczę w mojej świątyni!...”.
Święta
Arabka na progu swego życia zakonnego napisała: „Nie potrafię wypowiedzieć jak
jestem szczęśliwa, będąc w Karmelu. Pomiędzy siostrami zawsze i wszędzie
miłość. Jest nas tutaj dwadzieścia sześć, ale jesteśmy jak jedna dusza”.
Drodzy
bracia i siostry!
Mamy
tutaj piękny przykład jak ważne dla głoszenia innym ludziom dobrej nowiny o
Chrystusie jest świadectwo naszego osobistego spotkania z Panem i wspólnoty
zjednoczonej w Jego miłości.
Myślę,
że każdy z nas zetknął się w swoim życiu z takim świadectwem, może była to
siostra zakonna na katechezie lub w zakrystii, na sali szpitalnej lub przy
furcie klasztornej, czy też siostry żyjące jak mówimy „za kratami”
promieniujące ogromną radością swego
spotkania z Chrystusem, niosące w naczyniu swego serca Jego wielką miłość do
każdego człowieka.
Boski
Oblubieniec daje swej oblubienicy całego siebie, całe swoje Serce, szczególnie
gdy przychodzi w pokorze konsekrowanej Hostii. Pragnie, aby ona oddała Mu swoje
serce w darze oblubieńczej miłości. „Daj Mi pić” – mówi do niej Jezus, jak do
Samarytanki przy studni w Sychar.
Gdy
ona przyszła do studni, aby czerpać wody, On już czekał na nią z całą miłością
swego Serca. Przyszła do studni z wiadrem i ze swoimi pragnieniami, a On
pierwszy wyciągnął do niej swoją dłoń i powiedział: „Daj Mi pić!”. Te słowa
przypominają nam, że „Bóg pragnie nas, naszych serc, naszej miłości i to
pragnienie umieścił w sercu Jezusa” (papież Franciszek).
Drodzy
Moi! Trzeba nam uważnie wsłuchać się w te słowa Pana wypowiedziane przy studni
Jakuba, a potem w Jego „Pragnę” –
wypowiedziane na krzyżu. Te słowa, umęczony i spragniony Chrystus nieustannie
wypowiada do nas poprzez usta ubogich i chorych spotykanych na drodze naszego
życia, poprzez samotnych i opuszczonych starców, poprzez ludzi zagubionych na
drogach grzechu i rozmaitych uzależnień. „Zaprawdę powiadam wam: wszystko, co
uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili – mówi
Jezus. Bo byłem spragniony, a daliście Mi pić”. Dobrze zrozumiała te słowa
siostra Maria od Jezusa Ukrzyżowanego. „Miej dużo ofiarnej miłości! – mówiła.
Jeśli jesteś spragniony i dają ci wody, podaj tę szklankę bliźniemu, który
również pragnie, chociaż tobie bardziej chce się pić niż jemu… ale masz
pewność, że Pan da ci pić ze swej ręki”. Oczami wiary rozpoznawała w bliźnim
umęczone Oblicze Boskiego Oblubieńca i miłością swego serca gasiła Jego
pragnienie. Pewnego dnia s. Maria niosła dzbany z wodą dla robotników
pracujących przy budowie klasztoru karmelitanek w Betlejem. Upadła wtedy tak
nieszczęśliwie, że złamała lewą rękę w kilku miejscach. Pomimo troskliwej
opieki rozwijała się u niej gangrena. Zmarła po kilku dniach w wieku 33 lat,
zjednoczona w doskonałej miłości ze swym Boskim Oblubieńcem. Wyszła Mu na
spotkanie, pragnąc ugasić Jego pragnienie. W jednym z ostatnich listów pisze:
„Znalazłam
radość mego serca, odnajdując mego Stwórcę! Ten, który jest Wszystkim,
wystarczy, już niczego więcej nie potrzeba mi na ziemi, moje serce jest
napełnione, całe wypełnione. (…)
Mam
tylko jedno pragnienie, które mnie spala, jedno jedyne: iść do Jezusa! (…)
Jezus!
Na to imię moje serce tańczy z radości”.
Drodzy
bracia i siostry, zgromadzeni pod macierzyńskim płaszczem Królowej Karmelu!
Zawierzając
dzisiaj wszystkie osoby konsekrowane Matce Bożej, prośmy niech otoczy swoją
matczyną opieką wszystkie mniszki żyjące w ukryciu klauzury, oddane modlitwie i
pokucie, wypraszające łaski dla całego Kościoła. Wyrażając wdzięczność za ich
modlitwę i pracę w winnicy Pańskiej, prośmy Boga, aby chronił i darzył
pomyślnością wszystkie te „gołębniki Matki Bożej”, jak mawiała o klasztorach
karmelitanek św. Teresa z Avila. Prośmy Jezusa, Boskiego Oblubieńca, aby
powiększał liczbę tych, którzy radosnym sercem podejmą drogę życia
konsekrowanego w Karmelu.
V
Przez
wiele lat w Oborskim Sanktuarium posługiwała muzycznie Agnieszka z Radziejowa,
grająca pięknie na skrzypcach. Należała do zespołu muzycznego Flos Carmeli –
Kwiat Karmelu. Dziesięć lat temu zdecydowała, że swoim dalszym życiem będzie
grać i śpiewać Panu jako karmelitanka bosa.
W jednym
z listów s. Agnieszka napisała:
„W
marcu 2011 roku pojechałam do Izraela.
Oddałam Bogu cały czas pielgrzymowania w Ziemi Świętej, jednak miałam
jedno pragnienie: słyszałam wcześniej, że Siostry Karmelitanki w Betlejem
przechowują płaszcz Małej Arabki, świętej Marii od Jezusa Ukrzyżowanego, miałam
potężne pragnienie dotknięcia tej relikwii. Niestety, przewodnik zapytany
odpowiedział, że nic nie wie o płaszczu, poza tym wizyty w Karmelu w Betlejem
nie ma w programie. Wtedy pojawił się Ojciec Jan Kanty karmelita bosy, który
miał nam towarzyszyć. Jego radość, siła, młodość ducha, a miał wtedy 78 lat,
sprawiły, że zaczęłam myśleć „ja tak chcę żyć, tak chcę wyglądać w wieku 78
lat.” Odważyłam się zapytać Ojca o płaszcz św. Marii od Jezusa Ukrzyżowanego…
Uśmiechnął się tylko, a następnego poranka pielgrzymi dowiedzieli się o zmianie
programu dnia. I tak w Uroczystość św. Józefa stanęliśmy w przed relikwiami
Małej Arabki w Karmelu w Betlejem. Nie umiem powiedzieć co czułam. Po Mszy
Świętej, Ojciec poprosił żebym pomodliła się przed ołtarzem. Po chwili wrócił i
okrył mnie płaszczem, płaszczem świętej karmelitanki. To było prawdziwe
spotkanie, czułam się otulona Jej świętością, napełniała mnie coraz
potężniejsza radość i świadomość jedności. Jakby w tej chwili dobry Bóg uczynił
mi dar i dał poznać, że jesteśmy jednym Kościołem, że święci bracia wspierają
nas pielgrzymujących, że silni zawsze wspierają słabych. Że naszym powołaniem
jest trwanie w komunii, Komunii z Bogiem i każdym człowiekiem, że nikt z nas
nie jest sam. Wiedziałam, że św. Mariam już zawsze będzie ze mną.
Pielgrzymka
zakończyła się, a ja po przyjeździe do Polski odwiedziłam Siostry karmelitanki
bose w Klasztorze w Ełku, gdzie 5 września 2011 roku rozpoczęłam swoje zakonne
życie. Od pierwszego dnia w Karmelu czuję się jak w domu.
Papież Franciszek, przypomina nam mniszkom klauzurowym: „Wasze
powołanie (…) jest pukaniem do Serca Pana. Jesteście jak Mojżesz, który wznosił
ręce ku górze, modląc się, podczas gdy naród walczył” (16.05.2015).
Doświadczam
ogromnie, że klauzura nie zamyka, nie oddziela, wręcz przeciwnie, otwiera
przestrzeń najczystszej miłości, miłości, która jest darem Boga, miłości dla
każdego.
Nasz
klasztor dla wielu ludzi [świeckich] stał się oazą miłości i nadziei.
Przychodzą szukać tutaj pomocy, pokoju, pocieszenia.
Wiele
lat temu Ojciec Karmelita z Obór przesłał mi wiadomość o treści: „Agnieszka w
Sercu Jezusa mieszka”. Ten wierszyk stał się i jest do dzisiaj hymnem mojego
serca.
Dzisiaj
tam właśnie, w Sercu Jezusa spotykam każdego człowieka. Klęcząc przed Panem w
Jego oczach widzę was wszystkich. Pan poprowadził mnie i sprawił, że w Jego
mistycznym ciele, w Jego Sercu kocham każdego człowieka.
Kończąc
pragnę zwrócić się do każdego i każdej z Was. Przyjmijcie dar jakim jest nasze
ukryte życie [w Karmelu]. Zanim rano wstaniecie do pracy, siostry klauzurowe,
na kolanach przed Panem przygotowują przez modlitwę i miłość świat na przyjęcie
nowego dnia, na przyjęcie każdego z Was. W gorącej modlitwie prosimy o pokój,
pełnię łask dla wszystkich ludzi, o miłość i nadzieję. I wierzymy, że Pan
wysłuchuje nasze pokorne modlitwy.
Na
początku sierpnia 2011 roku wraz z przyjaciółmi, z którymi kilka lat
posługiwałam muzycznie na Oborskich Wieczernikach, przyjechałam zagrać „ten
ostatni raz” – tak wtedy myślałam. Kiedy po południu wyszliśmy na ołtarz polowy
zagrać w czasie błogosławieństwa chorych, po raz pierwszy doświadczyłam czym
jest powołanie karmelitanki bosej. W jednej chwili zrozumiałam, że nie jest to
pożegnanie, że od teraz duchowo zawsze będę stać w tym miejscu w modlitwie,
kochając.
Drodzy
Moi! Dziękujemy za to piękne świadectwo s. Agnieszki i za wszystkie siostry
żyjące w ukryciu klauzury Karmelu.
Wszystkie
te drogie siostry zawierzamy dzisiaj czułej opiece Niepokalanej Dziewicy Maryi,
Matce pięknej miłości i świętej nadziei, która jest Pierwowzorem Oblubienicy
Baranka.
Odnówmy
dzisiaj naszą konsekrację Jej Niepokalanemu Sercu, o której przypomina nam brązowy
szkaplerz spoczywający na naszych piersiach i starożytna dewiza naszego Zakonu:
Carmelus totus Marianus”. Zgromadzeni pod płaszczem Jej opieki podążajmy razem
jako Karmelitańscy ”Pielgrzymi Nadziei”. Amen.
o. Piotr Męczyński O.Carm.
|