Wielkim
doświadczeniem cierpienia stało się dla Adama Chmielowskiego przeżycie, które
go spotkało w czasie rekolekcji, gdy rozważał sprawy grzechu
i potępienia wiecznego, pojawiły się u niego straszne skrupuły, wyrzuty
sumienia i ogromne poczucie winy. Widząc swoje grzechy z przeszłości,
czuł się potępionym na wieki. Natrętne myśli były tak ostre, iż skierowano go
na leczenie do szpitala psychiatrycznego. Małomówny Brat Albert wyjaśniał lapidarnie
to straszne przeżycie: „Byłem przytomny, nie postradałem zmysłów, ale
cierpiałem okropne męki i najstraszliwsze katusze; torturowały mię
przerażające skrupuły”. Chmielowski po kilku miesiącach pobytu został zwolniony
ze szpitala i zamieszkał u swojego brata Stanisława w Kudryńcach na
Podolu. Skrupuły i obsesje nie ustąpiły jednak od razu. Zły smutek dręczył
jego duszę. Adam Chmielowski nie odzywał się do nikogo, nie wychodził
z pokoju, nawet nie miał odwagi pójść do kościoła na Mszę świętą. Katusze
potępieńca drążyły jego wnętrze. Przeżywał ataki rozpaczy i trwogi. Chciał
kochać Boga porzucając dla niego wszystko, a miał wrażenie, jakby Bóg
odrzucił go na wieki. Chciał kochać Boga, a On poddawał go próbom. Im
bardziej Bóg odsłaniał mu jego powołanie, tym boleśniej Adam przeżywał swoją
nicość. Przypadkowa rozmowa z ks. Pogorzelskim, proboszczem
z Szarogrodu przyniosła mu ukojenie. Kapłan ten wyspowiadał Chmielowskiego
i polecił mu przyjąć Komunię świętą. Było to najlepsze lekarstwo na jego
cierpienia duchowe. Odsłoniło przed nim sens krzyża, ukazując sens działania.
Adam Chmielowski zaczął na nowo malować obrazy i odnawiać przydrożne
kapliczki na Podolu. U ks. Pogorzelskiego odkrył regułę Trzeciego Zakonu św.
Franciszka. Zapoznał się z nią i odkrył, jak ma nieść krzyż swojego
życia.
Brat
Albert, z pokorą i ufnością zwrócił się do Pana, całą swoją nadzieję położył w
Sercu Miłosiernego Zbawiciela. Zapatrzony w Ukrzyżowanego w swej pustelni na
zakopiańskich Kalatówkach, zdawał się mówić za psalmistą: „On Opoką moją”. Nie
liczył na siebie, nie opierał się na swoich ludzkich siłach, ale całą nadzieję
położył w Tym, który „poniża drzewo wysokie, który drzewo niskie wywyższa,
który sprawia, że drzewo zielone usycha, który zieloność daje drzewu suchemu”.
Papież
Franciszek uczy: „Bóg pochyla się nad nami (por. Oz 11,4), abyśmy i my mogli
naśladować Go, pochylając się nad braćmi. (…) Pragnienie bycia blisko Chrystusa
wymaga, by stać się bliźnim wobec braci, gdyż nic nie jest bardziej miłe Ojcu
od konkretnego znaku miłosierdzia. Miłosierdzie z samej swej natury staje się
widzialne i namacalne w konkretnym i dynamicznym działaniu. Gdy ktoś raz go
doświadczy w jego prawdzie, to już się nie cofa: stale wzrasta ono i przemienia
życie”.
O
tym właśnie przypomina nam święty Brat Albert.
Szczególnie
bliski jego sercu był obraz Chrystusa Cierpiącego „Ecce Homo” – wizerunek
Jezusa w koronie cierniowej na głowie, w płaszczu purpurowym i trzciną w ręku.
Tak modlił się do Niego: „Królu niebios cierniem ukoronowany, ubiczowany,
w purpurę odziany, Królu znieważony, oplwany, bądź królem i panem naszym tu i na
wieki”. (Pisma, s. 191).
Brat
Albert rozpoznał Jego królewskie umęczone Oblicze w twarzach żebraków i
włóczęgów spotykanych na ulicach Krakowa. Doświadczywszy tego zrozumiał, że
swojego obrazu na płótnie już nie dokończy, lecz będzie odnawiał wizerunek Boga
w człowieku zdeprawowanym i odepchniętym przez innych.
Wsłuchany
w słowa Chrystusa w Ewangelii: "wszystko, co uczyniliście jednemu z tych
braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili", dotknął tajemnicy
utożsamienia się Chrystusa z człowiekiem. W ludziach wydziedziczonych dostrzegł
umęczone oblicze Chrystusa, który w nędzarzu dopomina się o pomoc, o wsparcie.
Chrystus z namalowanego przez niego obrazu Ecce Homo zdawał się go pytać: Czy
duszę dasz? Czy dasz siebie samego? Chmielowski stanął wobec pytania: "Czy
Panu Jezusowi cierpiącemu za mnie mękę, mogę czego odmówić". Przestało się
liczyć wszystko, co mogło obiecywać karierę i sławę. Porzucił sztukę malarską. Zamieszkał
w ogrzewalni stając się bratem nędzarzy. Duszę swą dał.
Aby
upodobnić się do swych nędzarzy, przywdział szary zgrzebny habit św. Franciszka
i przyjął nowe imię: Brat Albert. W dniu swoich obłóczyn napisał: "Umarł
Adam Chmielowski a narodził się brat Albert". Zajął się całkowicie opieką
nad bezdomnymi w ogrzewalni. W rok później złożył na ręce biskupa Dunajewskiego
śluby zakonne, dając tym początek nowej rodzinie zakonnej w Kościele.
Wpajał
braciom i siostrom to przekonanie, że służąc ubogim - służy się samemu Panu
Jezusowi. "Im więcej kto opuszczony - mawiał - z tym większą miłością
służyć mu trzeba, bo samego Pana Jezusa w osobie tegoż zbolałego się
ratuje". Zakładane przez siebie domy dla bezdomnych nazwał przytuliskami.
Cechą ich było, że będący w potrzebie, każdy i o każdej porze znajdował w nich
dach nad głową, odzież, pożywienie. Bracia czy też siostry mieszkali w
przytuliskach pod jednym dachem z ubogimi, stanowiąc z nimi wspólnotę rodzinną.
Papież
Franciszek w adhortacji „Ewangelii Gaudium” pisze: „Aby dzielić życie z ludźmi
i dać siebie ofiarnie, musimy także uznać, że każda osoba jest godna naszego
poświęcenia. Nie ze względu na wygląd fizyczny, na zdolności, na język, na
mentalność albo ze względu na przyjemność, jaką może nam sprawić, ale dlatego,
że jest dziełem Boga, Jego stworzeniem. On ją stworzył na swój obraz i w
jakiejś mierze jest ona odbiciem Jego chwały. Każdy człowiek jest przedmiotem
nieskończonej czułości Pana i zamieszkuje On w jego życiu. Jezus Chrystus
przelał swoją cenną krew na krzyżu za tę osobę. Niezależnie od jakichkolwiek
pozorów, każdy (…) zasługuje na naszą miłość i nasze poświęcenie. Stąd jeśli
uda mi się pomóc żyć lepiej jednej jedynej osobie, to już wystarczy, aby uzasadnić
dar mojego życia. (…) Osiągamy pełnię, gdy łamiemy bariery, a nasze serce
napełnia się twarzami i imionami!”.
„Ewangelia
zachęca nas zawsze, by podejmować ryzyko spotkania z twarzą drugiego człowieka,
z jego fizyczną obecnością stawiającą pytania, z jego bólem i jego prośbami,
stale ramię w ramię. Prawdziwa wiara w Syna Bożego, który przyjął ciało, jest
nieodłączna od daru z siebie, od przynależności do wspólnoty, od służby (…).
Syn Boży przez swoje wcielenie zachęcił nas do rewolucji czułości”.
Innym
razem papież powiedział: „Czy uważamy, że Wcielenie Jezusa jest jedynie faktem
z przeszłości, który nas osobiście nie angażuje? Wierzyć w Jezusa znaczy dać Mu
nasze ciało z pokorą i odwagą Maryi, aby mógł On nadal mieszkać pośród ludzi.
Oznacza dać Mu nasze ręce, żeby okazać czułość maluczkim i ubogim; nasze ręce,
by wychodzić na spotkanie braciom; nasze ramiona, aby wspierać słabych…”.
Św.
Brat Albert w służbie ubogim podkreślał zasadę powszechności, czyli obejmował
opieką wszystkich znajdujących się w ostatecznej potrzebie, bez względu na
narodowość, wyznanie czy pochodzenie, w każdym bowiem widział Chrystusa.
Gdy
na progu Ogrzewalni stawał bezdomny w łachmanach, wołał: Dajcie mu chleba. Nie
wypominał nikomu, że pił i kradł. Jego „resocjalizacja” polegała na tym, że przypominał
swoim podopiecznym Boże przykazania i pacierz, oraz uczył ich pracy. Nic
dziwnego, że wielu z nich opuściło schronisko jako porządni ludzie.
Ileż
trzeba było mieć w sobie miłości, żeby służyć, żyć a nawet zamieszkać z tymi,
których tak zwani porządni ludzie omijają szerokim łukiem. Jak pięknie napisała
siostra Magdalena Kaczmarzyk: W odrażających postaciach włóczęgów widział
okiem wiary sponiewieranego Chrystusa i pragnął otrzeć Jego twarz, jak
Weronika, podeprzeć Go, jak Cyrenejczyk, towarzyszyć Mu, jak Maryja”. Dlatego
też – podkreśla siostra Magdalena – Tam, gdzie żaden policjant nie
poszedłby w pojedynkę z obawy, że go poturbuja, tam poszedł samotny, bezbronny
człowiek o jednej nodze, bez żadnego oręża, a jedynie z miłością w sercu i z
chlebem na otwartej dłoni.
Papież
św. Jan Paweł II wspominając go w książce ‘Wstańcie, chodźmy!” pisze:
Szczególne
miejsce w mojej pamięci, a nawet więcej, w moim sercu, ma Brat Albert - Adam
Chmielowski. Walczył w powstaniu styczniowym i w tym powstaniu pocisk zniszczył
mu nogę. Odtąd był kaleką – nosił protezę. Był dla mnie postacią przedziwną.
Bardzo byłem z nim duchowo związany. Napisałem o nim dramat, który
zatytułowałem „Brat naszego Boga”. Fascynowała mnie jego osobowość. Widziałem w
nim model, który mi odpowiadał: rzucił sztukę, żeby stać się sługą biedaków –
„opuchlaków”, jak ich nazywano. Jego dzieje bardzo mi pomogły zostawić sztukę i
teatr, i wstąpić do seminarium duchownego (Wstańcie, chodzmy!, str.150. Kraków 2004).
Jeszcze
jako metropolita krakowski w kazaniu na 50 – lecie śmierci Brata Alberta mówił:
Miłosierdzie
i chrześcijaństwo jest wielką sprawą naszych dni. Jeżeliby nie było
miłosierdzia, nie byłoby chrześcijaństwa: to jest jedno i to samo. W służbie
miłosierdzia (...) trzeba świadczyć swoim człowieczeństwem, sobą. Tutaj Brat
Albert jest dla nas nieporównanym wzorem. (...) Trzeba, ażeby nasze
człowieczeństwo wróciło w nowy sposób uwrażliwione na człowieka, jego potrzeby,
jego niedolę i cierpienia i ażeby gotowe było świadczyć sobą, świadczyć gołymi
rękami, ale pełnym sercem; taki dar bowiem więcej znaczy aniżeli pełne ręce i
środki bogate. „Ponad to wszystko większa jest miłość”.
Brat
Albert mawiał, że "powinno się być dobrym jak chleb; powinno się być jak
chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie
ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny".
"Święty
Brat Albert nie pisał uczonych traktatów..., On po prostu pokazał jak należy
miłosierdzie czynić. Pokazał, że kto chce prawdziwie czynić miłosierdzie, musi
stać się bezinteresownym darem dla drugiego człowieka. Służyć bliźniemu to
według niego przede wszystkim dawać siebie, być dobrym jak chleb" (św. Jan
Paweł II).
To
było motto jego życia. Kieruje nas ono nie tylko w stronę powszedniego chleba,
wyrabianego w piekarniach, ale jeszcze bardziej w stronę Eucharystii,
prawdziwego Chleba życia, łamanego i rozdawanego odczuwającym głód Boga.
Ten
wielki Apostoł Miłosierdzia, pokorny brat w szarym habicie, przypomina nam, że
niewyczerpanym źródłem miłości i siły do naszej codziennej samarytańskiej
posługi bliźniemu jest Eucharystia:
„Patrzę
na Jezusa w Jego Eucharystii. Czy Jego miłość obmyśliła coś jeszcze
piękniejszego? Skoro jest chlebem i my bądźmy chlebem... Dawajmy siebie samych”
– wołał Brat Albert.
Swoich
braci uczył, że „łaska nie może przebywać w sercu człowieka razem z
nieczułością na nędzę bliźnich”.
Krakowski
jałmużnik, z całą mocą przypominał, że „nędzarza – (człowieka) nie ratuje się
wyłącznie chlebem. Ratuje się go dając mu chleb okraszony miłością”.
Uczył,
że „jałmużna bez miłości gorzka jest, chleb nie ma smaku, pomoc najtroskliwsza
przykra”. Jest zasadnicza różnica pomiędzy litością a miłosierdziem.
Litość każe patrzeć na drugiego człowieka z góry, czasem z politowaniem,
poniżając go. Natomiast miłosierdzie jest wolne od wywyższania się, traktuje
potrzebującego z powagą i szacunkiem. Nie ocenia, nie oskarża, nie potępia ani
też nie poucza. Tylko taka pomoc, która jest dana człowiekowi z miłością jest
słodka, godna przyjęcia.
Jeszcze
jedna uwaga, jaką kieruje Święty z Krakowa dla pełniących dzieła miłosierdzia
brzmi następująco: „Te są przyczyny niepowodzenia dzieł dobroczynnych, choć
rozporządzają znacznymi funduszami i nowoczesnym urządzeniem: jeśli miłości
brakuje, wszystkiego nie dostaje”. Owszem, należy pozyskiwać odpowiednie
środki, aby można było pomagać. One, choć bardzo potrzebne, nie są jednak
najważniejsze. Najważniejsi są ludzie, których serca wypełnione są miłością,
których serca są bardzo wrażliwe. Właśnie oni mogą uczynić znacznie więcej,
aniżeli wielkie organizacje, które nierzadko większość pozyskanych środków
przeznaczają na utrzymanie struktur.
Św.
Jan Paweł II uczy: „Człowiek musi się poczuć powołany niejako w pierwszej
osobie do świadczenia miłości w cierpieniu. Instytucje są bardzo ważne i
nieodzowne, jednakże żadna instytucja sama z siebie nie zastąpi ludzkiego
serca, ludzkiego współczucia, ludzkiej miłości, ludzkiej inicjatywy, gdy chodzi
o wyjście naprzeciw cierpieniu drugiego człowieka. Odnosi się to do cierpień
fizycznych; o ileż bardziej jeszcze, gdy chodzi o różnorodne cierpienia
moralne, gdy przede wszystkim cierpi dusza”.
Drodzy Moi! O tym wszystkim przypomina nam dzisiaj
Święty Brat Albert. Także i my, idźmy i głośmy naszym życiem – każdym słowem,
uczynkiem i modlitwą – orędzie o Bogu bogatym w miłosierdzie dla każdego
człowieka.
„O
jakże pragnę – apelował papież Franciszek – aby nadchodzące lata były
naznaczone miłosierdziem tak, byśmy wyszli na spotkanie każdej osoby, niosąc
dobroć i czułość Boga! Do wszystkich, tak wierzących jak i tych, którzy są
daleko, niech dotrze balsam miłosierdzia jako znak Królestwa Bożego, które jest
już obecne pośród nas”.
Św.
Jan Paweł II, zwracając się do Polaków w dniu kanonizacji Brata Alberta,
wyraził życzenie, by "Święty, który dla wszystkich był dobry jak chleb,
dopomógł wszystkim Polakom do odzyskania wzajemnej dobroci i aby stał się żywym
kamieniem w budowaniu (...) cywilizacji miłości na naszej ojczystej ziemi".
Kończąc
nasze dzisiejsze rozważanie prosimy:
Boże
bogaty w miłosierdzie, Ty natchnąłeś św. Brata Alberta, aby dostrzegł w
najbardziej ubogich i opuszczonych znieważone oblicze Twojego Syna. Spraw
łaskawie, abyśmy spełniając dzieła miłosierdzia, za jego przykładem umieli być
braćmi wszystkich potrzebujących. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
o. Piotr Męczyński O. Carm.
Modlitwa o łaskę
za wstawiennictwem św. Brata Alberta
Boże, nieskończenie dobry i
miłosierny, wejrzyj na zasługi Świętego Brata Alberta, który za przykładem
Twego Syna stał się bratem wszystkich ludzi i przez pokorną posługę najbardziej
opuszczonym i skrzywdzonym, ocalał w nich godność ludzką i wzbudzał wiarę w
Twoją Opatrzność. Przez Jego wstawiennictwo racz łaskawie użyczyć mi łaski……..,
o którą z ufnością Cię proszę.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu …
Litania do św. Brata Alberta
Kyrie eleison, Chryste
eleison, Kyrie eleison;
Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas;
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami;
Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami;
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami;
Święta Trójco, jedyny Boże, zmiłuj się nad nami;
Święta Maryjo, módl się za
nami;
Święty Bracie Albercie, módl się za nami;
Ojcze ubogich,
Opiekunie bezdomnych,
Bracie odrzuconych,
Orędowniku opuszczonych,
Przyjacielu poszukujących,
Powierniku strapionych,
Żarliwy miłośniku Chrystusa,
Wierny czcicielu Bożej Matki,
NIestrudzony naśladowco św. Franciszka,
Duchowy synu św. Jana od Krzyża,
Bracie Albercie, gorąco kochający Ojczyznę,
Bracie Albercie, poszukujący prawdy i piękna,
Bracie Albercie, wzorze cnót chrześcijańskich,
Bracie Albercie, wrażliwy na ludzkie cierpienie,
Bracie Albercie, posłuszny Bożym wezwaniom,
Bracie Albercie, kontemplujący Boże miłosierdzie,
Bracie Albercie, pełen wdzięczności za mękę Syna Bożego,
Bracie Albercie, głoszący Chrystusową miłość w obrazie Ecce Homo,
Bracie Albercie, przejęty dobrocią Jezusa w Eucharystii,
Bracie Albercie, porzucający sztukę, by służyć najmniejszym braciom Chrystusa,
Bracie Albercie, ubogi dla ubogich,
Bracie Albercie, odkrywający w najbiedniejszym godność Bożego dziecka,
Bracie Albercie, odnawiający zatarty obraz Chrystusa we wzgardzonych i
grzesznych,
Bracie Albercie, dźwigający upadających i słabych,
Bracie Albercie, służący bliźnim jak Chrystusowi,
Bracie Albercie, dobry jak chleb, którym każdy głodny może się nakarmić,
Bracie Albercie, ufający Bożej opatrzności,
Bracie Albercie, wytrwały w modlitwie,
Bracie Albercie, wierny duchowi pokuty,
Bracie Albercie, rozmiłowany w Bogu,
Bracie Albercie, wspomagający wszystkich, którzy idą Twoimi śladami,
Baranku Boży, który gładzisz
grzechy świata, przepuść nam, Panie
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami
Módl się za nami, św. Bracie Albercie,
- abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.
Módlmy się:
Boże bogaty w miłosierdzie, Ty natchnąłeś św. Brata Alberta, aby dostrzegł w
najbardziej ubogich i opuszczonych znieważone oblicze Twojego Syna. Spraw
łaskawie, abyśmy spełniając dzieła miłosierdzia, za jego przykładem umieli być
braćmi wszystkich potrzebujących. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.