„Pan jest moim Pasterzem”
(homilia na IV Niedzielę Wielkiego Postu - 22 marca A. D. 2020)
Drodzy
bracia i siostry, zgromadzeni sercem na Oborskiej Kalwarii! Drodzy
Parafianie i Pielgrzymi, Kochani Chorzy, wszyscy złączeni duchowo w
przeżywaniu Niedzielnej Eucharystii!
Trzeba,
abyśmy wsłuchali się ponownie w orędzie krzyża i otworzyli nasze serca na Bożą
miłość uzdrawiającą nas z duchowej ślepoty.
Spójrzmy
na Ukrzyżowanego i „dajmy się ogarnąć tym miłosierdziem, które wychodzi nam na
spotkanie” – wzywa papież Franciszek.
Pewna
kobieta pisze: „Od wielu lat jestem chora na cukrzycę, co jest przyczyną tego,
że zaczęłam tracić wzrok. Miałam już osiem zabiegów, które miały powstrzymać
utratę wzroku ale choroba dalej postępowała. Mieszkam sama w Niemczech, do
kościoła chodziłam rzadko, bo mam bardzo daleko, a mój słaby wzrok ograniczał
moje możliwości samodzielnego poruszania się. Będąc na odwiedzinach w Polsce,
dzieci zabrały mnie na spotkanie modlitewne. Ze spotkania i modlitwy wyniosłam
bardzo ważną naukę „Bogu trzeba zaufać”. W maju przyjechałam ponownie i
zdecydowałam się na spowiedź generalną. Po spowiedzi, modląc się w kaplicy,
stopniowo zaczęłam widzieć szczegóły krzyża nad ołtarzem, przecierałam
kilkakrotnie oczy i za każdym razem widziałam więcej. Najpierw głowę Jezusa,
potem postać do połowy, aż w końcu zobaczyłam całego Jezusa na krzyżu. Zostałam
uzdrowiona! Wcześniej w tej kaplicy byłam dwa razy i widziałam tylko czarny
krzyż. Szlochając, zaczęłam dziękować Bogu za uzdrowienie. Teraz, każdego dnia,
kiedy wstaję i spoglądam na świat dziękuję Bogu za uzdrowienie i wiem, że Jezus
jest ze mną”.
Okres
Wielkiego Postu jest nam dany przez dobroć i miłosierdzie Boga, abyśmy ponownie
zapatrzyli się w najdroższy wizerunek Chrystusa Ukrzyżowanego, towarzyszyli Mu
w Jego kalwaryjskiej drodze, jest czasem osobistego nawrócenia i pokuty za
grzechy, pojednania z Bogiem i ludźmi, oczyszczenia serca z pychy i nieuporządkowanych
grzesznych przywiązań, wszelkich nałogów, oraz tego wszystkiego co czyni nas
duchowymi ślepcami.
Do
tego wszystkich nas, którzy przez chrzest staliśmy się uczniami Chrystusa,
zachęca dzisiaj św. Paweł mówiąc: „Bracia: Niegdyś byliście ciemnością, lecz
teraz jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości. Owocem
bowiem światłości jest wszelka prawość i sprawiedliwość, i prawda. Badajcie, co
jest miłe Panu”.
Drodzy
bracia i siostry!
Stajemy
dzisiaj wobec tajemnicy Chrystusowego krzyża i ludzkiego cierpienia. Wobec daru
i tajemnicy działania miłującego Boga, tak jak było to w przypadku niewidomego
z dzisiejszej Ewangelii. Ten znany wszystkim w okolicy żebrak, ślepy od
urodzenia, został cudownie uzdrowiony przez Chrystusa, jakby narodził się na
nowo, gdy obmył swoje oczy przy sadzawce – tak jak polecił mu Rabbi z Nazaretu.
Zaczął widzieć otaczający go świat. Nie wiedział jeszcze kim jest Jezus. Tym,
którzy pytali: «Jakżeż oczy ci się otworzyły?» On odpowiedział: «Człowiek, zwany
Jezusem, uczynił błoto, pomazał moje oczy i rzekł do mnie: „Idź do sadzawki
Siloam i obmyj się”. Poszedłem więc, obmyłem się i przejrzałem». Jak widzimy
uzdrowiony młodzieniec mówił o Tym, którego spotkał i który okazał mu tak
wielkie dobrodziejstwo: „człowiek zwany Jezusem”. Ale Boski Lekarz prowadził go
stopniowo do poznania prawdy i wyznania wiary, z miłością i łagodnością, pomimo
sprzeciwu pysznych faryzeuszy i lęku rodziców, ukazywał mu prawdę o sobie. A
gdy potem ponownie „Jezus (…) spotkał go, rzekł do niego: «Czy ty wierzysz w
Syna Człowieczego?» On odpowiedział: «A któż to jest, Panie, abym w Niego
uwierzył?» Rzekł do niego Jezus: «Jest nim Ten, którego widzisz i który mówi do
ciebie». On zaś odpowiedział: «Wierzę, Panie!» i oddał Mu pokłon”. Oczami wiary
rozpoznał, wargami wyznał i nowym życiem oddał chwałę swemu Panu i Zbawcy. Wiedział,
że odtąd jego życie i wieczność są w rękach Tego, który powiedział o sobie: „Ja
jestem światłością świata, kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności,
ale będzie miał światło życia”. Wiedział, że odtąd niczego mu nie zabraknie, bo
Pan łaskawie rozpromienił nad nim swoje Oblicze. Wiedział, że sam teraz jest
posłany, aby innym nieść światło Chrystusowej Ewangelii i głosić wszystkim „niewidomym
przejrzenie”.
Drodzy
bracia i siostry! Drodzy uczestnicy wielkopostnej liturgii! Także i my jesteśmy
wezwani, aby spotkać się osobiście z Jezusem, który pragnie uzdrawiać nas z
duchowej ślepoty i umacniać naszą wiarę.
Dlatego,
musimy popatrzeć na Jezusa na krzyżu, żeby ponownie zrozumieć, czym jest Serce
Boga.
Św.
Matka Teresa z Kalkuty zwraca się do nas z serdeczną zachętą: „Spójrz na Krzyż,
a zobaczysz głowę Jezusa pochyloną, aby cię pocałować, Jego ramiona rozwarte,
aby cię objąć, Jego serce otwarte, by cię przyjąć, by zamknąć cię w swojej
miłości”.
„W
krzyżu Chrystusa jest cała miłość Boga, Jego ogromne miłosierdzie” – podkreśla
papież Franciszek.
Kilka
lat temu będąc w rodzinnych stronach odwiedziłem katedrę w Gdańsku – Oliwie.
Przechodząc po krużganku klasztornym tej pocysterskiej budowli, moją uwagę
zwrócił obraz XVII-wiecznego flamandzkiego malarza, zatytułowany: „Chrystus Ukrzyżowany
z chorymi”. Muszę wam wyznać, że nie mogłem oderwać oczu od tego
niezwykłego obrazu. Przedstawiał Chrystusa rozpiętego na krzyżu, który skłania
głowę, patrzy na wszystkich zgromadzonych u Jego stóp, wyciąga do nich
swoje ramiona i zdaje się mówić: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni
jesteście, a Ja was pokrzepię”. A pod tym krzyżem Chrystusa
byli chorzy, ubodzy, dotknięci kalectwem. Byli tam ludzie o kulach,
z opaską na oku, leżący na łożu boleści. Niezwykłe było to, że wszyscy oni
patrzyli w górę – na Jezusa, mając dłonie złożone do modlitwy. Ich twarze
spokojne i pogodne, oczy pełne światła i nadziei – zdawały się mówić:
Jak jesteśmy uczestnikami cierpień Chrystusowych, tak też wielkiej doznajemy
przez Chrystusa pociechy. Albowiem skoro wspólnie z Nim cierpimy, to po
to, by też wspólnie z Nim przebywać w chwale.
W
tego Chrystusa przybitego do krzyża wpatrują się wszyscy chorzy, przykuci do
łóżka, którzy po cichu, z wiarą i miłością, łączą codziennie swoje ludzkie
cierpienia z Męką Zbawiciela dla dobra Kościoła, swoich bliskich i całego
świata. Ten Chrystus obejmuje ich swoją czułą miłością, jest ich Lekarzem, Mistrzem
i Przyjacielem, mocą i mądrością w godzinie próby, źródłem najgłębszej pociechy
i nadziei sięgającej Wielkanocnego Poranka.
Tego
słowem i przykładem uczył nas Święty Jan Paweł II. Abp Mieczysław Mokrzycki,
wieloletni osobisty sekretarz papieża wspomina:
„W
Wielki Piątek [2005 roku] Ojciec Święty (…) po raz pierwszy nie wziął udziału w
drodze krzyżowej w Koloseum. Ale był tam duchem (…). Nie chciał leżeć w łóżku,
chciał mimo wszystko w tej drodze krzyżowej uczestniczyć. I wtedy wymyśliliśmy
transmisję z prywatnej kaplicy. Mógł się modlić razem z tymi, którzy byli w
Koloseum. Mógł ich obserwować, a oni jego (…). Patrzyłem, jak przytulał twarz
do krzyża. To był niezwykły obraz, niezwykłe świadectwo. My, stojąc obok,
widzieliśmy tę rurkę w tchawicy. Widzieliśmy, jak ciężko oddycha i jak walczy.
To była jego droga krzyżowa. To był jego krzyż. I (…) słowa (…), które (…)
odczytał kardynał Ruini, za świętym Pawłem: «W moim ciele dopełniam braki udręk
Chrystusa dla dobra Jego ciała, którym jest Kościół». I na koniec: «Witaj
Krzyżu, jedyna nadziejo». Ojciec Święty tłumaczył nam, tłumaczył światu, co się
dzieje. I jak wielki sens ma jego cierpienie, jaką misję”.
Ojciec
Święty przemawiał do nas całym sobą, każdym gestem i przypominał:
”Krzyż
przyjmuje się przede wszystkim sercem, a potem dźwiga się go przez całe
życie. […] Przyjęty krzyż rodzi zbawienie i owocuje spokojem. Krzyż bez
Boga przygniata, z Bogiem daje odkupienie i zbawia” (2 kwietnia
1998).
Jak
uczy św. Jan Paweł II: W chorobie czy jakimkolwiek cierpieniu trzeba
zawierzyć Bożej Miłości, jak dziecko, które zawierza wszystko, co ma
najdroższego, tym, którzy je miłują, zwłaszcza swoim rodzicom. Potrzeba nam
więcej tej dziecięcej zdolności zawierzenia siebie Temu, który jest Miłością.
Tego
właśnie nieustannie uczymy się tutaj – gdy gromadzimy się przy Sercu Matki
Bolesnej.
Przykładem
może być dla nas 23 – letnia Angelika z Podlasia, studentka III Roku Iberystyki
(języka hiszpańskiego) w Warszawie, która od kilku lat wspólnie z rodzicami
nawiedza Oborskie Sanktuarium. Tutaj, jak mówi znajduje swój drugi dom. Podczas
naszej comiesięcznej Eucharystii z modlitwą o uzdrowienie czyta zawsze Słowo
Boże zapisane alfabetem Braille'a (czyt. Brajla). Trzy lata temu napisała:
„Jezus
jest dla mnie Kimś bardzo ważnym. Jest moim Przyjacielem, zawsze mogę się do
niego zwrócić, odnajduję sens życia, przy Jezusie. Dzięki wierze nie załamałam
się, kiedy 8 lat temu straciłam wzrok. (…) W tym samym czasie dowiedziałam się,
że mam guza jajnika prawego. Dzięki Bogu, był to guz niezłośliwy. Ważnym
wydarzeniem w moim życiu było przyjęcie Szkaplerza w Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach, z którym nie
rozstaję się nigdy – Matka Boża towarzyszy mi przez cały czas. Do Obór
pielgrzymuję przynajmniej raz w miesiącu – najczęściej jest to druga niedziela
miesiąca, wtedy jest odprawiana msza święta w intencji chorych i czytam w
brajlu Słowo Boże. Wtedy czuję się, że jestem potrzebna. U Matki Bożej
otrzymuję siłę do zmagania się z moimi
trudnościami. Czuję opiekę Matki Bożej,
wierzę, że gdy nie ma przy mnie moich rodziców – to prowadzi mnie właśnie Ona.
Cztery lata temu wracałam z tatą z Częstochowy, mieliśmy wypadek nic nam się
nie stało – jestem przekonana, że wtedy Matka Boża czuwała nad nami. Na mojej
drodze spotykam dużo życzliwych osób, którym jestem wdzięczna za każdą pomoc.
Bóg naprawdę działa w moim życiu i
pomaga, dlatego warto być z Jezusem. Dziękuję Ci Jezu”.
Ze
wzruszeniem wsłuchujemy się w to piękne świadectwo wiernego dziecka Matki Bożej
Bolesnej.
Angelika
zdaje się śpiewać za psalmistą:
„Pan
jest moim pasterzem, niczego mi nie braknie (…) Chociażbym przechodził przez
ciemną dolinę, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną”.
Bracia
i siostry!
Także i my uczmy się od Maryi całkowitego
zawierzenia Jezusowi i bądźmy świadkami Jego czułej miłości i bliskości wobec
wszystkich chorych i cierpiących. Nieśmy im światło nadziei, pomagajmy odnaleźć
radość i sens życia. Pomagajmy im spotkać Najsłodszego Odkupiciela, Boskiego
Przyjaciela, Niebieskiego Lekarza naszych dusz i ciał, aby i oni mogli
powiedzieć Mu: „Jezu, ufam Tobie!”.
Kilka
lat temu Oborskie Sanktuarium nawiedził Witek z Koła, niewidomy od urodzenia.
Podczas
Mszy świętej czytał lekcję. Oczy wszystkich zwrócone były na niego, a on
stał przy ołtarzu, trzymając dłonie na księdze i czytał głośno Słowo Boże,
zapisane Brailleam. To był wzruszający widok... i ta cisza
w kościele. Potem mówił o sobie.
Od
chwili urodzenia był w domu, wśród swoich, tylko przez pierwsze 8 lat.
Musiał wyjechać, ponieważ na miejscu nie było specjalnej szkoły dla
niewidomych. Przyjeżdżał do domu jedynie na Boże Narodzenie i Wielkanoc.
W sumie 24 lata los rzucał go po kraju. Po 1989 roku stracił pracę.
Obecnie przebywa w domu z rodziną, która do niedawna jeszcze była
rodziną katolicką. Niestety jego najbliżsi związali się z sektą, która spotyka
się w jego domu w każdy czwartek. Jestem katolikiem, pragnę nim
być – mówi Witek. Raz już mnie świadkowie Jehowy chcieli w swoje
szeregi wciągnąć. Nie dałem się im.
Od
szkolnych lat nigdy nie spędzałem świąt Bożego Narodzenia, czy Wielkanocy
z dala od domu. Teraz niestety muszę wyjeżdżać, bo świąt po katolicku
wśród swoich nie ma.
W ostatnich
latach Witek spędza je z Siostrami Orionistkami w Kole, gdzie tak jak
w Oborach staje przy ołtarzu w ich domowej kaplicy i czyta Słowo
Boże.
Znamienne
są jego słowa: Może ktoś jest od urodzenia ociemniały lub w inny sposób
poszkodowany przez los lub ma kogoś takiego wśród swoich najbliższych lub
znajomych, to niech się nie załamuje, bo ja chociaż jestem potworny nerwus,
gdybym miał się załamać, to już dawno bym na tym świecie nie był. A znam
jednego człowieka, który mimo tego, że zna mnie od dziecka i wie, że nie
widzę od urodzenia – straciwszy wzrok na skutek cukrzycy się załamał.
Dlatego,
drodzy bracia i siostry, tak bardzo potrzebne nam jest światło wiary, aby się
nie załamać w godzinie próby, ale widzieć we wszystkim Święte Oblicze Boga
spoczywające na nas nieustannie, Serce Ojca czuwające nad nami, Jego prawicę
która nas chroni i podtrzymuje zawsze i wszędzie, Jego plan miłości pełen
mądrości.
Tego
wszystkiego uczymy się w szkole Chrystusowego krzyża przy Sercu Matki Bolesnej.
Maryja
stojąca pod krzyżem uczy nas heroicznego posłuszeństwa wobec Bożego planu,
odważnego trwania przy Chrystusie, towarzyszenia Mu aż po najtrudniejsze chwile
życia. Ona własnym przykładem uczy nas łączyć nasze ludzkie cierpienia ze
zbawczą męką swego najdroższego Syna i podążać ufnie wraz z Nim „do chwały
zmartwychwstania”.
I
to jest bardzo ważne, aby w podczas naszych życiowych doświadczeń łączyć się z
Chrystusem i Jego zbawczą Ofiarą Krzyża, która uobecnia się sakramentalnie na
ołtarzu w każdej Mszy świętej, aby łączyć się z Nim, trwać w zjednoczeniu z
Nim, poprzez codzienną modlitwę i sakramenty święte – szczególnie regularną
spowiedź i częstą komunię świętą. Nigdy sami, ale zawsze z Jezusem,
podtrzymywani Jego ramionami i pocieszeni czułością Jego Serca. Prowadzeni
przez światło Jego Krzyża.
Potrzeba
nam tego spojrzenia wiary, które pozwala nam widzieć spotykające nas
doświadczenia oczyma Boga, przez pryzmat Jego krzyża i miłości najpełniej
objawionej na krzyżu.
Dlatego
też tak ważna jest nasza modlitwa przed krzyżem, jak tych wszystkich chorych w przywołanym
przez mnie wcześniej obrazie, którzy ze złożonymi rękami wpatrywali się z wiarą
i ufnością w Oblicze Chrystusa.
W
roku 2002 odbyło się w Mediolanie sympozjum Katolickiego Stowarzyszenia
Lekarzy Włoskich na temat: „Lekarz wobec cudu”. Kardynał Dionigi Tettamanzi,
przemawiając na zakończenie, wyraził niezwykle piękną i głęboką myśl:
„Prawdziwy”
cud nie jest przede wszystkim darem uzdrowienia, którego Pan Bóg i tak
może udzielić w sposób całkowicie wolny.
„Prawdziwy” cud polega na rozpoznaniu
w obliczu Jezusa ukrzyżowanego posuniętej aż do granic miłości Boga, który
daje siebie samego każdemu mężczyźnie i każdej kobiecie, czyniąc również
nas zdolnymi do takiej miłości.
„Prawdziwy”
cud polega na tym, że potrafimy patrzeć na chorobę, ból i cierpienie,
ucząc się od Jezusa nazywać je po imieniu, a właściwie dając im imię
Chrystusowego krzyża.
„Prawdziwy”
cud to umiejętność całkowitego powierzenia się Bogu i złożenia w Nim
całej nadziei i ufności, również wtedy gdy z ludzkiego
i lekarskiego punktu widzenia nie widać drogi wyjścia.
„Prawdziwy”
cud to umiejętność uczynienia z bólu daru, aktu miłości nie tylko do Boga,
ale również daru dla braci: dokładnie tak, jak uczynił Jezus!
Dlatego,
drodzy bracia i siostry, tak potrzebne jest towarzyszenie chorym
w ich życiowej drodze, wspomaganie ich z delikatnością, ale też
odważną miłością, w trudzie nadawania sensu temu, co przeżywają.
„To
towarzyszenie, które rzeczywiście może przyczyniać się i na swój sposób
wzniecać „cud” przeżywania choroby czy śmierci z wewnętrznym pokojem,
okazuje się dzisiaj szczególnie potrzebne i konieczne, w sytuacji
kulturowej naznaczonej poważnym kryzysem „utraty poczucia sensu”.
Jeden
z kapucynów napisał: „Spotkałem kiedyś człowieka, którego krzyżem było to, że
urodził się niewidomy. Gdy podczas szczerej rozmowy zapytałem go o sens tego
krzyża, odpowiedział mi: „Myślę, że Bóg dopuścił ten krzyż po to, abym mógł być
człowiekiem wierzącym. Moi rodzice byli ateistami. Gdybym urodził się zdrowy
wychowaliby mnie na ateistę. Skoro jednak byłem niewidomy od urodzenia, oddali
mnie do zakładu u sióstr zakonnych w Laskach. Tam nie tylko nauczyłem się
czytać i pisać oraz zdobyłem zawód, ale także usłyszałem o Jezusie Chrystusie i
stałem się człowiekiem wierzącym. Wbrew temu, co myślą niektórzy, Bóg dając mi
ten krzyż wyświadczył mi wielkie dobro, okazał mi swoją miłość i za to Mu
dzisiaj dziękuję”.
Drodzy
bracia i siostry! W tym trudnym czasie pandemii koronawirusa w Polsce i na
świecie bądźmy wszyscy świadkami nadziei ukazującymi przez uśmiech i proste
gesty dobroci wobec bliźnich piękno Bożego Oblicza spoczywającego na nas
nieustannie z czułą miłością. Niech nas inspiruje do okazywania tej miłości
młoda włoszka bł. Chiara [Klara] Badano, która po ciężkiej chorobie
nowotworowej przeżywanej w głębokim zjednoczeniu z Chrystusem, prosiła tuż
przed śmiercią, aby rogówki jej oczu nienaruszonych jeszcze chorobą przekazać do
transplantacji tym, którzy ich potrzebują. Zostały one przeszczepione, i
dzisiaj dwoje młodych ludzi widzi dzięki niej. Chiara nie załamała się,
wytrwała w wierze i zaufaniu Sercu Jezusa do końca, swoja postawą budowała
innych, choć miała przecież zaledwie 19 lat. W czasie choroby dawała Jezusa nie
mówiąc kazań, ale rozsiewając radość i nadzieję wiecznego życia. Spotkanie z
Chiarą – tak mówi jeden ze świadków – dawało odczucie spotkania z Bogiem.
Gdy
w szpitalu odwiedził ją kardynał Saldarini zapytał: "Masz
przepiękne oczy. Bije z nich cudowne światło. Skąd ono w Tobie się
bierze?". Chiara odpowiada: "Staram się bardzo kochać Jezusa".
Drogi
bracie, droga siostro!
„Zbliż
się przeto z ufnością i w rozwartych ramionach rozpoznaj wołającą cię
miłość Ukrzyżowanego” (św. Bonawentura).
Obejmij
serdecznym uściskiem przebite stopy Jezusa, ucałuj święte rany Odkupiciela i za
świętym Pawłem powtarzaj: „Wiem, komu uwierzyłem… Syn Boży umiłował mnie i
samego siebie wydał za mnie… abym nie
zginął, ale miał życie wieczne”. „Nic nie zdoła odłączyć mnie od Jego miłości”
„Pan
jest moim pasterzem, niczego mi nie braknie (…) Chociażbym przechodził przez
ciemną dolinę, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną”.
Amen.
o.
Piotr Męczyński O. Carm.
|