Droga
Rodzino Matki Bożej Bolesnej!
Umiłowani
w Sercu Jezusa, bracia i siostry!
1. „Każdego roku o tej porze przeżywamy Adwent – czas czujnego i mądrego
oczekiwania na przyjście Pana. Jest to nie tylko wspomnienie tego pierwszego
przyjścia, które dokonało się z chwilą narodzin Syna Człowieczego w
betlejemskiej stajni, ale przede wszystkim przypomnienie, wręcz napomnienie, że
„Pan powtórnie przyjdzie”. Przyjdzie na pewno, i to w chwili, której się nie
spodziewamy, bo tak sam zapowiadał. Pamiętajmy, że wszystko, co mówi Jezus jest
prawdą. Jego ostateczne przyjście będzie w tych adwentowych dniach wybrzmiewało
coraz mocniej. Dlatego: „Czuwajcie! – mówi Jezus – bo nie wiecie, kiedy Pan
domu przyjdzie” (Mk 13, 35-37). (…) Pan zachęca nas: „Czuwajcie więc i módlcie
się w każdym czasie (…), abyście mogli stanąć przed Synem Człowieczym” (Łk
21,36)” (Bp Marek Mendyk).
Nie
wiemy kiedy nastąpi Paruzja, czyli drugie przyjście Chrystusa i dokona się Sąd
Ostateczny. Nie znamy także dnia, ani godziny naszej śmierci, gdy dokona się
sąd szczegółowy naszej nieśmiertelnej duszy. Dlatego zawsze powinniśmy być
przygotowani na przyjście Pana. Opierając się na objawieniu Bożym, Kościół
uczy: “Każdy człowiek w swojej
nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną zapłatę na sądzie
szczegółowym, który polega na odniesieniu jego życia do Chrystusa...” (KKK
1022). Tak więc “postanowione [jest]
ludziom raz umrzeć, a potem sąd (por. Hbr 9,27). “Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy
otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre” (2 Kor 5,10).
„Nie musimy koniecznie znać godziny naszej
śmierci, aby dojść do raju; musimy jednak się do tego przygotować – uczy
św. Jan Bosko.
Najważniejsze
zatem byśmy zawsze byli przygotowani, żyjąc w stanie łaski uświęcającej, w
przyjaźni z Bogiem, jako Jego umiłowane dzieci. Pomocą będzie tutaj praktyka
regularnej comiesięcznej spowiedzi i częsta komunia święta.
Bł.
Siostra Marta Wiecka, młoda szarytka pracująca w szpitalu, w swoim dzienniku
duchowym napisała:
„Niech naszą jedyną tęsknotą stanie się
niebo, troska o taki stan duszy, by w każdej chwili być gotową stanąć przed
Bogiem”. Bardzo często młoda szarytka wyrywana ze snu, biegła na salę
szpitalną, by ulżyć ludzkiemu cierpieniu. Opatrując rany chorego, pytała: „jak tam dusza?”
Potrzeba,
aby ta troska o wieczne zbawienie wypełniała też nasze serca, abyśmy byli
zawsze przygotowani, gdy Pan nadejdzie i zapuka do naszych drzwi. Abyśmy
pomagali naszym bliskim w tym przygotowaniu na spotkanie z Panem.
„Nasza
troska wobec chorych powinna koncentrować się na uczynieniu wszystkiego, co w
naszej mocy, aby ci, których życie jest zagrożone pojednali się z Bogiem i
bliźnimi, aby żyli w stanie łaski uświęcającej. Dla tych, którzy zostali
ochrzczeni i wierzą w Jezusa, oprócz zapewnienia leczenia, troska o zbawienie
duszy jest najważniejszą potrzebą” (Biskup
Siedlecki Kazimierz Gurda).
Drodzy
Moi! Jakże ważne jest, aby przeżywać codzienne trudy, chorobę i wszelkie nasze
ludzkie cierpienia w łączności z Chrystusem Ukrzyżowanym, w zjednoczeniu z Jego
zbawczą Ofiarą, która sakramentalnie uobecnia się na ołtarzu w każdej Mszy
świętej. To zjednoczenie z Chrystusem poprzez modlitwę i sakramenty jest zawsze
źródłem wielkiej pociechy i duchowego umocnienia, szczególnie gdy zbliża się
ostateczna godzina naszej ziemskiej wędrówki.
Z
tej łączności z Panem, z tej komunii miłości z Jezusem Eucharystycznym, rodzi
się pogodna nadzieja zmartwychwstania i życia wiecznego, a serce napełnia się
pokojem.
Drodzy
w Sercu Jezusa, bracia i siostry!
We
wszystkich okolicznościach naszego życia pamiętajmy o celu naszej ziemskiej
pielgrzymki, którym jest Niebo i o tym, co nadaje prawdziwy sens i wartość
naszemu życiu.
Prymas
Tysiąclecia, Błogosławiony Stefan Wyszyński powiedział : „Powszechnie mówi się,
że: czas to pieniądz. A ja wam powiem: czas to miłość! […] Całe nasze życie
tyle jest warte, ile jest w nim miłości”.
Św.
Jan od Krzyża, wielki hiszpański karmelita, przypomina: „pod wieczór życia będziemy sądzeni tylko z miłości”.
Dlatego
św. Paweł Apostoł w liście do Filipian napisał: „Modlę się o to, by miłość wasza doskonaliła się coraz bardziej i
bardziej w głębszym poznaniu i wszelkim wyczuciu dla oceny tego, co lepsze,
abyście byli czyści i bez zarzutu na dzień Chrystusa”
„Warunkiem bycia gotowymi na spotkanie z
Panem jest nie tylko wiara, ale i chrześcijańskie życie pełne miłości dla
bliźniego” – podkreśla papież Franciszek.
Rozumiała
to chora na gruźlicę 24 – letnia siostra Teresa, święta Karmelu w Lisieux, gdy
pisała: „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy
jedynie”.
A
Święty Charbel, pustelnik z Góry Annaya w Libanie, mówi: „Kochaj aż do
poświęcenia siebie; miłość jest jedynym atramentem, którym możesz cokolwiek zapisać
na tym świecie, wszystko inne jest kleksem na papierze”.
Dlatego
nie wolno nam marnować czasu ofiarowanego przez Opatrzność. Prostujmy ścieżki
naszego życia i pamiętajmy o celu naszej ziemskiej pielgrzymki, wypełniając
pracowicie każdy dzień miłością do Boga i ludzi.
„Nie
ma takich sytuacji, w których by jeszcze miłość nie miała czegoś do
powiedzenia” – mówi nam bł. Stefan Wyszyński. „Zamiast oczekiwać na dobroć
innych, sami napełniajmy codzienne życie dobrocią”.
Służebnica
Boża Rozalia Celakówna, pielęgniarka pracująca wśród chorych wenerycznie w
jednym z krakowskich szpitali, mówi: „Miłość musi kierować każdym mym krokiem,
i być w każdym tchnieniu, by wszystkie me czyny, poczynania, były przepojone
miłością. Miłość każe mi zapomnieć o sobie, pracować dokładnie i
bezinteresownie, służyć wszystkim, bez względu jak się na mnie zapatrują i jak
ze mną postępują”.
Zdobyła
zaufanie chorych, a Pan Jezus jej pracy szczególnie pobłogosławił: w czasie 20
lat jej służby, podczas jej dyżurów nikt nie umarł bez sakramentów.
„Naucz
mnie Panie miłości codziennej, co prosty uśmiech w dotyk Boga przemienia” –
napisze młoda karmelitanka z Gdyni.
Przykładem
może być dla nas św. Jan Paweł II, który w czasie swoich pielgrzymek zawsze
znajdował czas na spotkanie z chorymi. Adam Bujak, fotograf, opowiada:
"Do
najbardziej wzruszających przeżyć zaliczam te związane z wizytami papieskimi w
szpitalach rzymskich. Ojciec Święty stał zwykle po jednej stronie łóżka
chorego, a ja po drugiej, tak, że swobodnie mogłem obserwować mimikę i gesty
papieża i pacjenta. Utkwiła mi w pamięci szczególnie taka
scena. Leżała na łóżku kobieta wyglądała jak zmarła. Ojciec Święty podszedł do
niej, pogładził ja po twarzy i pocałował w czoło. Wówczas ona otworzyła oczy,
próbowała lekko się unieść, by mu coś powiedzieć. Ojciec Święty pochylił się
nad nią ze słowami, których nie zrozumiałem. Była to scena przejmująca.
I tak podchodził do każdego chorego, nie pominął żadnego. To jego współczujące
pochylenie się nad cierpiącymi utrwaliło we mnie przekonanie, że jest
to Papież Miłości".
Bł.
Władysław Batthyány-Strattmann, nazywany lekarzem ubogich, powiedział: „Kiedy
jakiś pacjent do mnie przychodzi, jeszcze zanim go zobaczę, myślę o nim jak o
przyjacielu”.
To
dlatego starał się znaleźć wystarczająco dużo czasu, aby każdego ze swoich
pacjentów cierpliwie wysłuchać, a tych, którzy leżeli w jego szpitalu, podnieść
na duchu łagodnym uściskiem dłoni. Był to u niego całkiem naturalny odruch.
Czuł się narzędziem Boga, miał świadomość, że jako lekarz chce przywracać
zdrowie nie tylko ciała, ale i duszy.
Ten
ceniony okulista swój dzień pracy zawsze zaczynał i kończył modlitwą w
przydomowej kaplicy.
We
wspomnieniach rodziny Batthyány można znaleźć opowieść jednej z ciotek
Władysława o pewnym biednym robotniku, który poparzył sobie oczy wapnem. Jedno
oko stracił od razu i wszystko wskazywało na to, że drugiego również nie da się
uratować. Wówczas lekarz z całą swoją liczną rodziną modlili się o ocalenie
wzroku dla biedaka. Kiedy Bóg wysłuchał ich próśb i udało się zapobiec utracie
drugiego oka, chory przyszedł pożegnać się ze swoim lekarzem. Wzruszony upadł
na kolana przed swoim dobroczyńcą. Ukląkł również Władysław i tak znalazła ich
reszta rodziny, jak klęcząc naprzeciw siebie, dziękowali Bogu za pomoc. Zanim się
rozstali, lekarz obdarował jeszcze robotnika nowymi butami i ubraniem.
Tego
ewangelicznego podejścia do chorego uczy nas także bł. Hanna Chrzanowska,
pielęgniarka z Krakowa, prekursorka hospicjum domowego w Polsce.
Często
zjawiała się w mieszkaniach, o których wszyscy zapomnieli. A tam, zamiast
potłuczonych butelek, brudnych szmat czy pcheł widziała po prostu cierpiącego
człowieka. Wiecznie uśmiechnięta, w białym wykrochmalonym uniformie. Mawiała,
że z zawodu jest „posługaczką i pośredniczką od wszystkiego”.
„Moja
praca to nie tylko mój zawód, ale – powołanie. Powołanie to zrozumiem, jeśli
przeniknę i przyswoję sobie słowa Chrystusa: nie przyszedłem, aby mnie służono,
ale abym służył”.
Świadkowie
zeznają, że Hanna przyjmowała postawę matki w stosunku do chorych oraz swoich
współpracowników, którzy bardzo często nazywali ją „naszą matką”. Była
szczególnie wspaniałomyślna w leczeniu i opiece nad ciężko chorymi. Odwiedzała
ich i troszczyła się o ich potrzeby.
Czyniła
to z prostotą i serdecznością traktując chorego jako najwyższe dobro, jak
swojego brata czy siostrę.
W
napisanym przez nią „Rachunku sumienia pielęgniarki” znalazły się m. in.
pytania:
„Jaki
jest mój stosunek do chorego człowieka? Czy zdobywam się na stały, świadomy
wysiłek, aby nie popaść w oschłość i rutynę? Czy modlę się za chorych i
wszystkich powierzonych mojej opiece? Czy nie traktuję chorych jak numery, jak
przypadki chorobowe, zapominając o osobowości każdego z nich? Czy pamiętam, że
operacja dla mnie setna jest pierwszą dla chorego? Że każdy noworodek, którego
spośród wielu zanoszę matce, jest jej największym ukochaniem?
Czy
ze zdwojoną życzliwością pielęgnowałam nieprzytomnych, dzieci i starców?
Jaki był mój stosunek do
umierających? Może nie było przy nich nikogo z rodziny – czy zrobiłam wszystko,
aby ją zastąpić?
Jaki
był mój stosunek do rodziny chorego? Czy starałam się ją rozumieć? Czy byłam
cierpliwa nawet wtedy, kiedy mi się wydawała nudna i nachalna? A gdyby chore
było moje dziecko, albo mój ojciec
Czy
rozumiem, że do moich obowiązków należy dbanie o psychikę chorych? Czy starałam
się znaleźć czas na rozmowę, czy miałam dosyć cierpliwości? Czy starałam się o
rozrywkę dla chorego dziecka? Czy starałam się wśród chorych o atmosferę
spokoju i pogody?”
Jak
więc widzimy Błogosławiona Hanna Chrzanowska „miała integralną wizję człowieka
chorego, to znaczy patrzyła na niego całościowo, holistycznie. Chory nie był
dla niej przypadkiem, jednostką chorobową, ale człowiekiem. W podejściu do
niego uwzględniała zarówno aspekt fizyczny, jak i stronę psychiczną czy sferę
duchową. A nawet szerzej: to spojrzenie obejmowało również jego otoczenie i
środowisko rodzinne. Ewangelicznego spojrzenia Błogosławionej Hanny
Chrzanowskiej na całość problemu cierpienia powinni uczyć się wszyscy, którzy
służą człowiekowi choremu.
To
jest pełne spojrzenie na człowieka we wszystkich wymiarach jego życia. Dla
pielęgniarki czy lekarza tą pierwszą, najbliższa sferą zwłaszcza człowieka
chorego jest jego ciało. Ale nie tylko ciało, bo w ślad za ciąłem zwraca baczną
uwagę na psychikę chorego, na jego emocje. Lekarz wierzący, pielęgniarka
wierząca odkrywa człowieka jako istotę duchową. Jako osobę stworzona przez Boga
na Jego obraz i podobieństwo. Obdarzonego niezbywalną godnością. Ta prawda o
człowieku, w którym jest obecny cierpiący Jezus Chrystus, który dźwiga razem z
Chrystusem Jego Krzyż, determinuje rodzaj, charakter posługi wobec tak
rozumianej osoby” (ks. Kazimierz Kubik).
Podkreślała,
że „do chorego nie umytego i nie nakarmionego, Słowo Boże dociera z trudem lub
nie dociera wcale”. „Często powtarzała, że trudno mówić choremu o sakramentach
świętych, gdy dokuczają mu odleżyny i podstawowe potrzeby nawet w najmniejszym
stopniu nie są zaspokojone. Była przekonana, że gdy ciało jest pielęgnowane, to
i dusza z czasem otworzy się na Boże sprawy.” (Alina Rumun).
W
jednym ze swoich referatów wspomina: „Był pod naszą opieką taki jeden starszy
pan, filozofujący matematyk odwiedzany przez kapłanów często – nic z tych
rzeczy – nie chciał sakramentów; myśmy go w dalszym ciągu pielęgnowały. Aż raz
sam powiedział, że patrząc na naszą pracę widzi, że „co innego jest filozofia
Kanta, a co innego filozofia Ewangelii”. W końcu na prośbę młodej pielęgnującej
go zakonnicy nawrócił się i przyjął sakramenty”.
Dużą
zasługą Hanny było wprowadzenie zwyczaju sprawowania Mszy świętych w domach
chorych, o co bardzo walczyła u władz kościelnych, a co kiedyś bywało jedynie
uprzywilejowaną rzadkością. Z czasem Msze stały się dużo bardziej dostępne dla
chorych, szczególnie chronicznych, którzy nieraz całymi latami pozostawali w
swoich łóżkach. W okresie Wielkiego Tygodnia osobiście zawiozła kardynała
Wojtyłę do domów trzydziestu czterech chorych.
W
opracowanym przez nią „Rachunku sumienia pielęgniarki” znalazło się pytanie:
„Jak
traktowałam sprawy religijne chorych? Czy o nie dbałam? Czy zrobiłam wszystko,
co w mojej mocy. aby ciężko chory przyjął Sakramenty święte? Czy
ochrzciłam niemowlęta zagrożone śmiercią? Jak wyglądała moja współpraca z
kapelanem szpitalnym? Czy ułatwiałam mu pracę zapewniając, o ile możności
spokój na sali chorych, udzielając wyjaśnień, dzieląc się spostrzeżeniami?”
Drodzy
bracia i siostry!
„Czas
Adwentu i przygotowanie do Świąt Narodzenia Pańskiego daje nam wiele
możliwości, aby okazać naszym bliźnim kochające serce, pomocną dłoń,
zrozumienie ich trudnej sytuacji, pośpieszenie z dobrym słowem i konkretną
pomocą. W ten sposób możemy lepiej przygotować się na spotkanie z Bogiem, który
z miłości do nas stał się Człowiekiem i narodził się w Betlejem” (Abp Stanisław Budzik), i który powróci
pełen chwały w dniu ostatecznym, aby zasiąść na swoim tronie jako Sędzia żywych
i umarłych.
Drodzy Moi! To wszystko niech nas zachęca i
przynagla do jeszcze lepszego przeżycia tych chwil naszej ziemskiej wędrówki, tych
dni naszego życiowego adwentu, które nam pozostały do przyjścia Pana. Wyjdźmy
Mu na spotkanie! Idźmy z odwagą w ramiona Odwiecznej Miłości! Nie bójmy się żyć
dla tej Miłości!
2. „Eucharystia to najcenniejszy dar, jaki Bóg pozostawił
człowiekowi. Eucharystia, czyli święta i realna obecność Chrystusa pośród
nas, a także pokarm na życie wieczne, przyjmowany
przez wierzących jako Chleb Życia, jest tematem, który rozważamy
od dwóch lat w polskim Kościele. Przed nami kolejny, trzeci rok
cyklu o tematyce eucharystycznej”
(Abp Adam Szal z Przemyśla).
Wraz
z pierwszą Niedzielą Adwentu weszliśmy w nowy rok liturgiczny i
duszpasterski 2021/2022, którego tematem głównym są słowa: Posłani
w pokoju Chrystusa. Są one nawiązaniem do słów, które wypowiada
kapłan na końcu Mszy świętej.
„Każda
Eucharystia kończy się bowiem rozesłaniem wiernych, kiedy kapłan lub diakon
wypowiada słowa: „Idźcie w pokoju
Chrystusa”. Te słowa dla wszystkich uczestniczących we Mszy św. stanowią
rodzaj posłania. Słysząc je rozumiemy, że obdarowani pokojem Chrystusa,
jesteśmy posłani, aby być Jego świadkami w otaczającym nas świecie. Mamy iść z
odwagą drogą wiary, zachowując radość i pokój w sercach, pomimo niepokojów czy
zagrożeń ze strony świata” (Bp Kazimierz
Gurda).
„Jak
uczy Papież Franciszek, wychodzimy z kościoła,
aby „iść w pokoju” niosąc Boże błogosławieństwo w codzienne działania, do
naszych domów, w miejsca pracy, „wielbiąc Pana naszym życiem” (…). Za każdym
razem, gdy wychodzę ze Mszy św., powinienem wychodzić lepszym niż wszedłem, mając
więcej życia, więcej sił. I wreszcie - udział
w Eucharystii zobowiązuje do pomocy innym, a zwłaszcza ubogim ucząc nas
przechodzenia od ciała Chrystusa do ciała braci, gdzie oczekuje, że Go
rozpoznamy, będziemy Jemu usługiwali, oddawali cześć i miłowali.
Udział w Eucharystii nas do tego zobowiązuje.
Prośmy,
aby Bóg obdarzał nasze serca pokojem, (…) byśmy przyjmując Chrystusowy pokój,
potrafili go zanosić innym, szczególnie chorym i cierpiącym, (…) tym, którzy
cierpiąc, wołają o naszą solidarność i konkretną braterską pomoc” (Abp Wojciech Polak).
„W
nowym roku duszpasterskim Kościół zachęca wierzących do właściwego świętowania
Dnia Pańskiego, do uczestniczenia w Eucharystii oraz do autentycznego i
odważnego świadectwa swojej wiary. (…) W kontekście pandemii pojawia się
konieczność „rehabilitacji eucharystycznej”, która ma prowadzić do ponownego
odkrycia wartości Mszy św. przeżywanej nie przed ekranem telewizora, ale we
wspólnocie wiary.
W
czasie każdej Eucharystii jesteśmy umocnieni i posłani, by nieść Chrystusa, by
dzielić się radością spotkania z Nim (…) aby być świadkiem i apostołem
Chrystusa w swojej rodzinie, miejscu pracy, szkole, w każdym miejscu
przebywania” (Bp Jerzy Mazur SVD).
Papież
Franciszek w katechezie wygłoszonej podczas jednej z Audiencji Generalnych
mówił:
„Co
możemy odpowiedzieć tym, którzy twierdzą, że nie ma potrzeby chodzenia na Mszę
św., nawet w niedziele, bo ważne jest, aby dobrze żyć, kochać innych? To
prawda, że jakość życia chrześcijańskiego mierzy się zdolnością do miłości, jak
Jezus powiedział: "Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli
będziecie się wzajemnie miłowali" (J 13,35). Jakże jednak możemy
praktykować Ewangelię, nie czerpiąc niezbędnej do tego energii, w każdą
niedzielę, jedna po drugiej w niewyczerpalnym źródle Eucharystii? Nie idziemy
na Mszę świętą, aby dać coś Bogu, ale aby otrzymać od Niego to, czego naprawdę
potrzebujemy.
Podsumowując
- dlaczego trzeba iść na Mszę św. w niedziele? Nie wystarczy odpowiedzieć, że
jest to przykazanie Kościoła. Choć pomaga to strzec jego wartości, to samo nie
wystarcza. My, chrześcijanie musimy uczestniczyć w niedzielnej Mszy św.,
ponieważ tylko dzięki łasce Jezusa, z Jego żywą obecnością w nas i między nami,
możemy wypełniać Jego przykazanie, i w ten sposób być Jego wiarygodnymi
świadkami”.
„Do
dawania świadectwa Pan Jezus nie tylko nas wzywa ale i uzdalnia łaską. Tym jest
przyjęcie Go w Komunii św.” (Bp Józef
Górzyński).
Ks.
dr Mariusz Bernyś, kapelan szpitala na Banacha w Warszawie, mówi: „Dobre
kwalifikacje, odruch serca – to za mało. Prawdziwe towarzyszenie choremu w
cierpieniu zaczyna się na adoracji Najświętszego Sakramentu, na Eucharystii i
poprzez Jej moc. A wówczas każde spotkanie z chorym, będzie spotkaniem z
Jezusem”.
Święta
Matka Teresa z Kalkuty powiedziała kiedyś: Nie mogę wyobrazić sobie
nawet jednego dnia bez Eucharystii. Dotykam Jezusa, kocham Go, służę Mu
w biednych umacniana Jego miłością.
Święta
Faustyna w swoim Dzienniczku wyznaje: O Jezu (…) gdybyś
sam nie zapalał w duszy mojej tej miłości, nie umiałabym w niej
wytrwać. Sprawia to Twoja miłość Eucharystyczna, która mnie codziennie zapala
(Dz 1769).
Przypomina
o tym także Służebnica Boża Wanda Malczewska, żyjąca w XIX wieku polska
mistyczka, troskliwie
opiekująca się chorymi i ubogimi. W jednej z wizji mistycznych z ust Matki
Bożej usłyszała słowa: „Córko Moja!
Czyżbyś ty dotąd żyła i wśród różnych bied pokój duszy zachowała, gdybyś
Najświętszego Sakramentu codziennie nie przyjmowała! Któż cię uleczył z
ciężkiej, obłożnej choroby... Kto ci daje siły obchodzić chorych, jeżeli nie
Najświętszy Sakrament?".
Przykładem
może być także święty Józef Moscati, lekarz z Neapolu, z wielkim poświęceniem
oddany posłudze swoim pacjentom. Temu, kto pytał go, jak jest w stanie temu
wszystkiemu podołać, odpowiadał w prosty sposób: "Kto przyjmuje Komunię Świętą każdego ranka, ma ze sobą ładunek
energii, który nie ulega wyczerpaniu".
Podobnie
Święta Matka Teresa z Kalkuty wskazuje nam Jezusa obecnego w tabernakulum
ołtarza i mówi: „Tutaj jest źródło mojego życia, mojego powołania
i poświęcenia się ludziom cierpiącym. On jest moim życiem, moją miłością,
moim wszystkim”.
Drodzy
bracia i siostry! Łącząc się z Chrystusem w Jego zbawczej Ofierze
uobecnianej sakramentalnie na ołtarzu i jednocząc z Nim poprzez adorację
i częstą komunię świętą –
pozwólmy, aby Jezus żył w nas
i promieniował przez nas miłością i pokojem swego Najświętszego Serca.
Za
Świętą z Kalkuty wołajmy do Chrystusa Niebieskiego Lekarza obecnego w
sakramencie Miłości:
Panie,
oto moje ręce: weź je, aby niosły pomoc ubogim i cierpiącym. Oto moje stopy, aby mogły pójść i nawiedzić
tych, którzy są samotni. Oto mój głos dla tych, którzy potrzebują słów
pełnych miłości. Oto moje serce: niechaj służy jedynie dla miłości.
Weź moje serce i wszystko, co posiadam.
3. Pod koniec listopada br. nawiedziłem Klasztor Sióstr Karmelitanek
Bosych we Włocławku – Michalinie, któremu patronuje Św. Józef. Tam właśnie – w ciszy
i ukryciu karmelitańskiej klauzury – 25 listopada odprawiłem Mszę święta w intencji
naszej Wspólnoty „Pieta” zawierzając szczególnej opiece Św. Józefa każdego i
każdą z Was oraz wszystkich naszych drogich chorych.
Dobiega końca Rok Świętego Józefa obchodzony w całym Kościele. 2
grudnia br. – w pierwszy czwartek miesiąca – Biskup Płocki Piotr Libera
przewodniczył Mszy świętej w Narodowym Sanktuarium Św. Józefa w Kaliszu. W swojej
homilii biskup Piotr powiedział:
„Tak sobie wyobrażam, ile - szczególnie w tym roku Jemu
poświęconym - święty Józef „nachodził się za nami”, „naszukał się” każdego z
nas? Podobnie, jak dobry ojciec nie spuszcza oczu ze swego dziecka, gdy stawia
pierwsze kroki, gdy jest małe i nieporadne - tak święty Józef natrudził się
przy nas, na tylu krętych i zawiłych ścieżkach życia, w tak zwodniczych i
pełnych miraży czasach, w tylu trudnych sprawach. Jakże często, z bólem serca
szukał On każdego z nas?!
Błogosławione
twoje stopy, święty Józefie, które nas szukały i tak wytrwale za nami chodziły!
Błogosławione twoje spracowane dłonie! Błogosławione twoje przeczyste serce! Bo
rzeczywiście napracowałeś się przy nas, natrudziłeś się strzegąc naszego
Kościoła, nie mniej niż w nazaretańskim warsztacie”. Niech
Św. Józef wzywany w litanii jako pociecha nieszczęśliwych, nadzieja chorych i
patron umierających obejmie ich swoim ojcowskim sercem („patris corde”) i
wspiera naszą pokorną samarytańską posługę wszystkim cierpiącym. Niech czuwa
nad naszą Wspólnotą i naszymi rodzinami jak czuwał nad Świętą Rodziną w
Nazarecie. Niech Trzy Zjednoczone Serca – Jezusa, Maryi i Józefa – zawsze mieszkają
w naszych sercach i pomagają budować jedność we wzajemnej miłości i pokoju
Chrystusa. Drodzy
bracia i siostry! Na koniec pragnę powrócić do naszych rekolekcji w Oborach we wrześniu 2018 roku. Pan Jezus w charyzmatycznym
słowie proroctwa mówił wtedy (15 września)
do nas: „Moje umiłowane dzieci! Pozwólcie
abym w was działał i dokonał w was tego co zaplanował Ojciec Niebieski.
Jesteście Jego dziełem. Jesteście w planach Jego Opatrzności. Będę wraz z wami
budował nowe życie w duszach, które jeszcze nie poznały Mojej miłości.
Zacznijcie od budowania relacji ze Mną i z drugim człowiekiem. Bez relacji nie
ma wspólnoty. Bez wspólnoty z człowiekiem, nie ma jedności ze Mną. Nic nie
czyńcie sami, żyjcie we wspólnocie Kościoła. To droga, którą was prowadzę.
Troszczcie się o siebie nawzajem. Miłujcie się wzajemnie tak jak Ja was
umiłowałem, bo przez miłość was uświęcam. To największy dar ze wszystkich
darów. To miłość ożywia każde serce, wlewa radość i nadzieję. Dlatego wszystko
czyńcie z miłością, a wtedy Ja jestem pośród was. Światu potrzebna jest miłość.
Ja was posyłam z misją niesienia Mojej miłości bo tylko ona uzdrawia, leczy,
uszczęśliwia i jednoczy ze Mną. Jesteście apostołami Mojej miłości”.
Pamiętajmy,
aby codziennie (o godz. 17.40) jednoczyć się duchowo odmawiając koronkę do
siedmiu boleści Maryi za chorych i cierpiących, oraz we Mszy Świętej za chorych
odprawianej przy ołtarzu Matki Bożej Bolesnej w Oborach w każdą drugą niedzielę
miesiąca o godz. 11.30.
4. Droga Rodzino Matki Bolesnej!
Wszyscy
poczujmy się przez Nią posłani, gdy na koniec Mszy świętej z ust kapłana
usłyszymy słowa: „Idźcie w pokoju Chrystusa!”.
„Wychodząc
ze Mszy św., idąc do otaczającego nas świata, mamy mu nieść przesłanie pokoju.
Pokoju, który nosimy w sobie, który otrzymaliśmy od Jezusa. Nikt nie może nam
dać takiego pokoju, jaki daje Chrystus. Bo jest to pokój płynący z
uporządkowanego serca. Uporządkowanego przez Niego w sakramencie pokuty i
pojednania, oczyszczonego ze zła, które burzy pokój, które niepokoi i drażni.
Człowiek wewnętrznie nieuporządkowany, rozdrażniony, nigdy nie będzie
nosicielem prawdziwego pokoju. Raczej będzie niepokoił, niszczył pokój i dobro,
czy to w rodzinie, czy w społeczeństwie. Tak bardzo potrzeba nam dzisiaj pokoju
w naszych sercach, w naszych rodzinach i w naszej Ojczyźnie (…) Ludzie mający
pokój w sercach, osiągnięty dzięki Chrystusowi, noszą w sercu i na ustach
nieustanną modlitwę o pokój i o nawrócenie tych, którzy go niszczą” (Biskup Siedlecki Kazimierz Gurda).
Do tego wzywa nas także Piękna Pani (Gospa) z Medjugorie w swoim
ostatnim matczynym orędziu do świata z 25 listopada 2021 r.:
„Drogie
dzieci! Jestem z wami w tym czasie łaski i wzywam was wszystkich, abyście
nieśli pokój i miłość na tym świecie, gdzie was, dzieci, za moim pośrednictwem
Bóg wzywa, abyście byli modlitwą i miłością i uosobieniem raju tutaj na
ziemi. Niech wasze serca będą wypełnione radością i wiarą w Boga, abyście
dzieci pokładali pełną ufność w Jego świętej woli. Dlatego jestem z wami, bo On
– Najwyższy- posyła mnie między was, abym w was przebudziła nadzieję i byście
byli orędownikami pokoju w tym niespokojnym świecie. Dziękuję wam, że
odpowiedzieliście na moje wezwanie”.
Najmilsi
bracia i siostry, polecam was czułej opiece i orędownictwu Maryi Niepokalanej i
życzę udanego Adwentu, bogatego łaską duchowej odnowy i miłości bliźniego.
Z darem
Chrystusowego pokoju i błogosławieństwa od ołtarza Matki Bożej Bolesnej - o.
Piotr O. Carm.
Obory, dnia 8 grudnia 2021 r.
– w uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP
|