Drodzy w Sercu Jezusa, bracia i siostry!
Droga Rodzino Matki Bożej Szkaplerznej!
Patronką naszego tegorocznego spotkania jest Św.
Teresa od Dzieciątka Jezus, której 150. rocznicę urodzin obchodzimy w tym roku.
Przeżyła na tym świecie zaledwie 24 lata, u
schyłku XIX wieku, wiodąc życie bardzo zwyczajne i ukryte mniszki karmelitanki
bosej w klasztorze w Liseux. Jednak po śmierci i ogłoszeniu jej pism, szczególnie
autobiografii pod tytułem „Dzieje duszy”, stała się jedną z najbardziej znanych
i kochanych świętych.
„Mała Tereska” nigdy nie przestała pomagać duszom
najprostszym, maluczkim, ubogim i cierpiącym, które ją o to prosiły, ale
rozświetliła również cały Kościół swoją głęboką nauką duchową, i to do tego
stopnia, że w 1997 r. Św. Jan Paweł II zechciał obdarzyć ją tytułem doktora
Kościoła, dodanym do tytułu patronki misji, jaki nadał jej wcześniej Pius XI” (Benedykt
XVI).
„Teresa była „duchową siostrą” różnych
misjonarzy: z klasztoru towarzyszyła im swoimi listami, modlitwami i
nieustannymi ofiarami w ich intencji. Nie rzucając się w oczy, modliła się za
misje, jak silnik, który będąc ukrytym daje pojazdowi moc do poruszania się
naprzód” (Papież Franciszek).
Obchodząc w tym roku Jubileusz 150. Rocznicy
urodzin Św. Teresy dziękujemy Dobremu Bogu za dar Świętej Karmelu w Lisieux dla
całego Kościoła.
Jej słowa: "W Sercu Kościoła, mojej Matki,
będę Miłością!" - stanowią myśl
przewodnią i hasło tegorocznego spotkania Rodziny Karmelitańskiej w Oborach. Łączą
się ściśle z tematem Roku Duszpasterskiego Kościoła w Polsce zawartym w haśle:
„Wierzę w Kościół Chrystusowy”. Zachęceni przykładem Świętej z Lisieux,
pragniemy, jako dzieci Karmelu, wyznać naszą wiarę w Kościół Chrystusowy, objąć
serdeczną troską wszystkie jego sprawy oraz na nowo odkryć i zachwycić się
naszym powołaniem i misją w Kościele.
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus niech nas zachęca
i pociąga swoim przykładem, poucza swoją nauką i wspiera swoim wstawiennictwem.
Jej pragnieniem było „żyć miłością”, miłością całkowitą, mocną, która nie ma
końca. Swoją modlitwą i cierpieniem przyjmowanym z radością osłaniała innych;
tych którzy niedomagali, odeszli od Kościoła lub do niego nie należeli. Była jedną
z tych osób, które sobą i swoim życiem pragnęły osłaniać Kościół i leczyć rany
jego członków. Jej życie jest przykładem żywej, pełnej, owocnej obecności w
Kościele.
Jezus uczynił ze mnie rybaka dusz – pisze Teresa; poczułam wielkie pragnienie, by pracować nad
nawróceniem grzeszników, pragnienie tak żywe jak nigdy dotąd...
Jak słodko pomagać Jezusowi, naszymi drobnymi
ofiarami, pomagać Mu w zbawianiu dusz, które odkupił za cenę Swojej Krwi
i które oczekują na naszą pomoc, ażeby nie pogrążyć się w otchłani.
Wyniszczaj mnie..., aby nie zginęła żadna dusza – powtarzała Teresa swemu Boskiemu Oblubieńcowi.
Święta Karmelu uczy nas, że nie ma prawdziwej
miłości Boga bez miłości bliźniego. Miłość do Boga przeradza się w miłość
i troskę o człowieka, o jego wieczne zbawienie.
Teresa niosąca po cichu krzyż swojej choroby -
gruźlicy, mówi dzisiaj wszystkim chorym i przeżywającym swoją życiową Kalwarię:
Ofiarujmy całym sercem cierpienia nasze Jezusowi,
by zbawić dusze, biedne dusze!... Przecież krew Boga została przelana dla ich
zbawienia!... Jezus chce, by zbawienie ich zostało uzależnione od westchnienia
naszego serca... Jakaż to tajemnica!... Nie odmawiajmy nic Jezusowi.
Wszystko pragnęła ofiarować dla zbawienia dusz.
Nigdy nic nie zostawiała dla siebie. Zapytana przez Matkę Agnieszkę o to, czy
chce zbierać zasługi, odpowiedziała: Tak, lecz nie dla siebie... dla dusz,
dla potrzeb całego Kościoła, wreszcie, aby rzucać róże wszystkim, sprawiedliwym
i grzesznikom.
Oto cel każdego jej dnia: „sprawić, aby Jezus był
miłowany” (List do Céline, 15 października 1889 r.), wstawiać się za
innymi. Pisała: „Chciałabym zbawić dusze i zapomnieć dla nich o sobie:
chciałabym ratować je nawet po mojej śmierci” (List do o. Roullana, 19
marca 1897 r.).
W innym miejscu dodaje „kiedy się kocha, to się
nie odmierza”. Całkowicie należy do Ukrzyżowanej Miłości, oddając wszystko dla
Tej Miłości stała się wolna, prawdziwie wolna: „biegnę swobodnie” i „jedynie
chcę żyć Miłością”. Żyjąc w prostocie i surowości życia ukrytego w Karmelu
ofiaruje swoje młode serce Boskiemu Oblubieńcowi, złączona z Jego pragnieniem
zbawienia dusz, przynosi Mu codziennie małe akty ofiarnej miłości, jak płatki
róż, którymi tak chętnie obsypuje wizerunek Ukrzyżowanego Zbawiciela. Dlatego
mówiła, że po śmierci stanie przed Bogiem „z pustymi rękami”, z gestem dziecka,
które nic nie posiada i które wszystkiego oczekuje od Ojca. A wtedy Bóg widząc
Jej puste ręce obdaruje Ją na sposób boski czyli bez granic.
I tak na pewno się dzieje, widać to po wpływie
jaki św. Teresa wywiera obecnie na Serce Boga. Przekonują się o tym zwłaszcza
ci, którzy się do Niej zwracają z prośbami, którzy czytając Jej „Dzieje duszy”,
uczą się, jak być pełnym ufności dzieckiem Bożym w każdym miejscu i w każdym
czasie.”.
Teresa zmarła wypowiadając proste słowa: „Boże
mój, kocham Cię!”, spoglądając na krucyfiks, który trzymała w swych dłoniach.
Te ostatnie słowa Świętej są kluczem całej jej nauki, jej odczytywania
Ewangelii. Akt miłości, wyrażony w tym ostatnim tchnieniu, był jakby
nieustannym oddechem jej duszy, jak uderzenie serca. Proste słowa „Jezu, kocham
Cię” znajdują się w centrum wszystkich jej pism. „Ufność i Miłość” są (…) dwoma
słowami, które niczym latarnie morskie rozświetliły całą jej drogę świętości,
aby mogła prowadzić innych tą samą swoją „małą drogą zaufania i miłości”. (Papież
Benedykt XVI). Teresa poucza, że „najmniejsza nawet czynność wykonana z
miłością należy do tych, które najbardziej zachwycają Serce Jezusa”.
W liście do siostry pisze: Jezus upodobał
sobie wskazać mi jedyną drogę, która prowadzi do Boskiego żaru, tą drogą jest
zdanie się małego dziecka, które zasypia bez obaw w ramionach swego Ojca.
„Mała droga” to całkowite zdanie się na Boga Ojca, zaufanie Jemu i odpowiedź
miłości na Jego miłość.
Wejdźmy zatem do szkoły najmłodszej Doktor
Kościoła. Podążajmy Jej „małą drogą”. Uniżmy się przed Panem i stańmy jako
dzieci, gdyż do takich tylko należy królestwo Boże.
Droga dziecięctwa duchowego jest właściwa małym i
pokornym. Aby należeć do Jezusa, trzeba być małym, małym jak kropelka rosy
– pisze Teresa. „Windą, która mnie uniesie aż do nieba, są Twoje ramiona, o
Jezu. A do tego nie potrzebuję wzrastać, przeciwnie, powinnam stać się małą,
stawać się coraz mniejszą”.
„Św. Teresa uczy
realizmu, który w ascetyce nazywa się pokorą, uczy więc wierności prawdzie o
nas: jesteśmy słabi, mali, nieporadni. Należy więc zaufać miłosierdziu Boga.
Bóg zresztą wzywa nas, byśmy poczuli się wobec Niego dziećmi. Św. Teresa
powołuje się tu na Księgę Mądrości 6,6. Według tej Księgi „mali otrzymają
miłosierdzie” (Mieczysław Gogacz).
Sługa Boży O. Anzelm Gądek powiedział:
„Ta mała święta, królewna, jak
ją nazywał jej ojciec, prowadzi za sobą cały zastęp dusz
na drodze dziecięctwa, czyli uczy praktyki, by z Ojcem
w niebie i z Matką Najświętszą obcować jak małe dzieci,
wykluczając z dziecięctwa wszystko, co jest niedoskonałe, kapryśne,
dziecinne.
Uczy porywać się nie na wielkie rzeczy,
ale małe, codzienne, powszednie, i doskonale w sposób
nadprzyrodzony je wykonywać. Więc najpierw z pokorą, potem
z poczuciem własnej niemocy, czyli ubóstwa duchowego, potem
z ufnością, opierając się na łasce [Bożej], potem z miłością jak
dziecko, z oddaniem się Miłości Miłosiernej, wreszcie
z tą prostotą i szczerością dziecka, bez zakłamania,
udawania”.
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus przekazała
Kościołowi wielki skarb duchowy – ideę dziecięctwa duchowego, wyrażającego
prawdę o możliwości nawiązania bliskiej relacji z Bogiem w oparciu o postawę
całkowitego zaufania Jemu – dobremu Ojcu, jak małe dziecko ufa bezgranicznie
swojemu ojcu.
„Świętość, jaką osiągnęła pragnąc pozostać dzieckiem wtulonym w
Boże ramiona zafascynowała wiele osób jej współczesnych. Także i w naszych
czasach znajdujemy ludzi, którzy poznawszy jej dorobek duchowy pragną dojść do
Boga wybierając „Małą drogę” dziecięctwa i prostoty. Jest ona możliwa do
realizacji w życiu każdego chrześcijanina. Nie polega ona na stosowaniu
surowych pokut, wyrzeczeń, długich medytacji, do których wielu ludzi nie czuje
się predysponowanych lub których praktykowanie wymaga specyficznych warunków
życiowych. Teresa proponuje wszystkim – osobom zakonnym i świeckim – drogę
prostszą, opartą jednak na głębokim odczytaniu Ewangelii. Pierwszym krokiem na
tej drodze jest uznanie własnej małości, zaparcie się siebie, aby móc potem
stać się bezinteresownym darem dla Boga i bliźnich. Teresa przypomina wszystkim
wierzącym, że trzeba zaakceptować własną ograniczoność i niedoskonałość, iść z
miłością i ufnością do Boga, po to, aby On sam mógł nas podźwignąć swoją
miłością miłosierną i udoskonalić swoją łaską. Cała trudność „Małej drogi”
polega na tym, że trzeba pokonać własny egoizm, wyrzec się pychy w spojrzeniu
na siebie i swe możliwości. Piękno duchowości Teresy polega na tym, że ukazuje
ona wielkość ojcowskiej miłości Boga. W „Małej drodze” jest mocno obecny
element nadziei: trzeba, aby człowiek nie zniechęcał się trudnościami i swymi
słabościami w drodze do Boga. Zbawienie jest zawsze darem Bożym. Niedoskonałość
i nędza człowieka przyzywa tylko Boże miłosierdzie. Teresa akcentuje mocno
prawdę, że Bóg przyszedł do grzeszników i ludzi słabych, że niedoskonałość ludzka
pozwala Bogu objawić swoją miłość, która jest zawsze oczyszczająca, umacniająca
i udoskonalająca człowieka”.
„Dziś jedyną moją busolą jest zawierzenie Bogu” –
napisze Teresa.
Zrozumiała, że odpowiedzią na nieskończoną miłość
Boga, która wyraża się w Miłosierdziu, jest postawa zaufania, polegająca na
oddaniu siebie do dyspozycji Jezusowi i pozwolenie, by to On działał: “O! nigdy
jeszcze słowa czulsze, o bardziej melodyjnym brzmieniu nie rozweseliły mej
duszy; windą, która mnie uniesie aż do Nieba, są Twoje ramiona, o Jezu! A do
tego nie potrzebuję wzrastać, przeciwnie, powinnam zostać małą, stawać się
coraz mniejszą. O mój Boże, przewyższyłeś wszelkie moje oczekiwanie, toteż
pragnę wyśpiewywać Twoje miłosierdzie”. Ufność stała się dla św. Teresy “małą drogą”
i “szybkim środkiem” dojścia do doskonałości i zjednoczenia z Umiłowanym.
Odpowiedzią na nieskończoną miłość Boga, na Jego
miłosierdzie stała się postawa bezgranicznego zaufania Bogu i przyjęcie od
Niego każdego doświadczenia.
„W naszym życiu nie ma ani jednej godziny, minuty
czy ułamka sekundy, w których moglibyśmy doświadczać opuszczenia nas przez
Boga. To my sami oddalamy się od Niego przez nasz grzech i nieposłuszeństwo,
ale On jest zawsze przy nas czekając na nasz powrót i na nasze wyznanie
miłości.” (Renata Katarzyna Cogiel).
Katarzyna z Tczewa
wspomina sytuację, gdy znalazła się w obliczu głębokiego kryzysu duchowego i
trudności życiowych: „Pamiętam dzień, (…) kiedy wyszłam na balkon
mojego domu, spojrzałam w niebo i zawołałam na cały głos: „ Boże mój, czy Ty
już całkowicie zapomniałeś o mnie...gdzie jesteś? Przecież to ja….nie pamiętasz
mnie?” Nastała głucha cisza, przez którą przedzierał się tylko mój płacz. I
wtedy poczułam w sercu pragnienie pójścia na wieczorną Eucharystię. Pomysł ten
wydawał mi się trochę absurdalny ale potrzeba serca stawała się tak silna, ze
postanowiłam posłuchać wewnętrznego pragnienia. Poszłam do kościoła ale
Eucharystię przesiedziałam jako słuchacz, z oczu którego sączyły się łzy.
Wychodząc z Kościoła pomyślałam, że tak naprawdę nic się nie wydarzyło, nic nie
poczułam jednak w pewnej chwili mój wzrok przykuł pewien plakat wiszący w
gablocie przy drzwiach wyjściowych. Był to obraz przedstawiający ślady stóp na
piasku i słowa anonimowego autora: „Po każdym z minionych dni zostawały na
piasku dwa ślady mój i Pana. Czasem jednak widziałem tylko jeden
ślad odciśnięty w najcięższych dniach mego życia. I
rzekłem: “Panie postanowiłem iść zawsze z Tobą przyrzekłeś być zawsze
ze mną; czemu zatem zostawiłeś mnie samego wtedy, gdy mi było tak
ciężko?” Odrzekł Pan: “Wiesz synu, że Cię kocham i nigdy Cię nie
opuściłem. W te dni, gdy widziałeś jeden tylko ślad ja niosłem Ciebie
na moich ramionach.”
To był moment mojego nawrócenia. Zrozumiałam, ze
to nie Bóg odwrócił się ode mnie
zapominając o mnie ale że to Ja
dokonałam tego wyboru odsunięcia się od
Miłości Boga… Przez tyle lat mój Bóg, mój Ojciec, cierpliwie czekał na mnie z
otwartymi ramionami i Sercem pełnym Miłości, żeby jak tylko zapragnę przemiany
życia, przywrócić mi godność dziecka Bożego.
„Roztrwoniłeś swą miłość, z pustym sercem
powracasz a On tobie przebacza. I wychodzi naprzeciw Ojca Serce zbolałe –
wreszcie synu wróciłeś, tak czekałem”. Tak. Taki jest nasz kochający Bóg
Ojciec”.
Piękną ilustracją dla „małej drogi” duchowego
dziecięctwa na która zaprasza nas dzisiaj św. Teresa może być historia małej
dziewczynki z byłej Jugosławii.
Było to na początku lat 90. minionego wieku
podczas krwawej wojny na Bałkanach. W jednym ze zbombardowanych domów
wybuchł pożar. Mała, kilkuletnia dziewczynka stoi w oknie, uwięziona
w mieszkaniu na piętrze. Żadnych możliwości ucieczki. Płomienie coraz
większe. Kłęby dymu sprawiają całkowity brak widoczności. Na dole stoi ojciec,
słyszący płacz i wołanie swego dziecka. Widzi, jak córeczka stoi
w oknie, a płomienie coraz bliżej. – Skacz, chwycę cię – woła ojciec.
– Boję się! Nie widzę cię, tato – odpowiada dziewczynka. – Ale ja ciebie widzę!
Nie bój się, skacz córeczko! Skoczyła i została uratowana. Znalazła się
w ojcowskich ramionach. Ocaliła swoje życie.
Najmilsi Bracia i Siostry! Wszyscy jesteśmy
wezwani do takiego całkowitego oddania i zawierzenia naszemu Ojcu
niebieskiemu.
Przykładem tutaj może być dla nas Święta Faustyna,
którą ze Świętą Karmelitanka z Lisieux łączyły szczególne więzy przyjaźni i
zrozumienia:
Z ufnością dziecka rzucam się w objęcia
Twoje, Ojcze miłosierdzia, by Ci wynagrodzić za niedowierzanie tylu dusz, które
lękają się Tobie zaufać! O, jak mała liczba dusz prawdziwie Cię zna (Dz 505).
Od dziś wola Twoja Panie jest mi pokarmem. Masz
całą istotę moją, rozporządzaj mną według Swych Boskich upodobań. Cokolwiek
poda mi Twoja ojcowska dłoń, przyjmuję z poddaniem się, spokojem
i radością. Nie lękam się niczego, jakkolwiek mną pokierujesz i spełnię
przy pomocy Twej łaski, wszystko czegokolwiek ode mnie zażądasz. Prowadź mnie,
o Boże, drogami jakimi Ci się podoba, zaufałam całkowicie woli Twojej,
która jest dla mnie miłością i miłosierdziem samym. Od tej chwili żyję
w najgłębszym spokoju, bo sam Pan niesie mnie na ręku swoim (Dz 1264).
I my także, z dziecięcą ufnością i miłością,
wołajmy: Abba - Tatusiu, w twoje ręce oddaję moje życie (por. Łk
23,46). Niech mnie odtąd prowadzi Twoja wola i wspiera Twoja prawica, niech
mnie ożywia i uświęca Twoja Miłosierna Miłość, której całkowicie się oddaję i
zawierzam.
Święta Karmelitanka z
Lisieux zbliżając się do kresu swej doczesnej pielgrzymki mówi: Niebem moim
będzie dobrze czynić na ziemi. Nie, nie spocznę do końca świata, dopóki będą
dusze, które trzeba zbawić.
Jak wszyscy święci tak i ten "kwiatek Matki
Bożej", jak sama siebie nazwała, wzrastał i doskonalił się w miłości ku
Bogu pod przemożną opieką Niepokalanej Królowej nieba i ziemi.
Także i my, drodzy bracia i siostry, zwróćmy się
z ufnością do Tej, która łaskawie patrzy na nas z Oborskiego tronu i która –
jak mawiała Teresa – jest „więcej Matką niż Królową”.
o.
Piotr Męczyński OCarm.
|