Drodzy w Sercu Jezusa, bracia i
siostry!
Drodzy Pielgrzymi i Przyjaciele
Oborskiego Sanktuarium!
W progu Roku Jubileuszowego Wcielenia Syna Bożego, naszego Pana Jezusa Chrystusa, z ciszy Oborskiego Karmelu rozlega się głośne wołanie: „Chodźmy, wstąpmy na Górę Pańską,
do świątyni Boga … Niech nas nauczy dróg swoich, byśmy kroczyli Jego
ścieżkami.” (Iz 2, 3).
I
Błogosławiony Stefan Wyszyński, Prymas
Tysiąclecia, stając na wzgórzu Matki Bolesnej w dniu koronacji (18 lipca 1976
roku), mówił:
„Oto ustał smutek, przeszły
burze dziejowe, a świątynia, która nieraz płonęła, stoi odbudowana
wytrwale i cierpliwie przez zasłużonych stróżów Sanktuarium, Ojców
Karmelitów. Wszystkie męki minęły, a w Sanktuarium Oborzańskim trwa
nadal spokojnie Maryja...”.
Ks. Walenty Załuski, proboszcz z
Gójska, wspominając swoje pielgrzymowanie z kompanią Osiecką do Oborskiego Sanktuarium
w roku 1899 napisał: „Po kilkugodzinnej drodze, zbliżyliśmy się do Obór. Było
to już pod wieczór, ukazała się nam wysoka wieża klasztorna i przynęcała ku
sobie! Spuściliśmy się z góry w głęboki parów, który nas doprowadził na
miejsce. Wysokie wierzby ocieniały drogę, doszliśmy do wioski. Domy z obu stron
schludne, niektóre nawet okazałe…, droga wiodła teraz do góry, mając z lewej
strony dolinę, na której szemrał wartki strumień. Ukazał się sad klasztorny,
nie szeroki, ale – długi, a ponad nim – mury klasztorne i wspaniała wieżyca
kościelna!.. Przy bramie stanęli OO. Karmelici wraz z ojcem przeorem Dyonizym
Mierzwickim (jego portret znajduje się w klasztorze). Weszliśmy do kościoła z
pieśnią ”Kto się w opiekę…” i stanęliśmy przed Bolesną Matką Boską Oborską!...
Prosiłem OO. Karmelitów o spowiedź parafian moich i gościnność. O. Wincenty
[Kruszewski] odpowiedział i jasno wykazał cel pielgrzymek do miejsc cudownych.
Odśpiewaliśmy „Pod Twoją obronę” i usiedliśmy do konfesjonałów. Praca była nie
lada, bo kompania Osiecka była liczna i wielu zresztą przybyło okolicznych
pielgrzymów na odpust do Obór”.
Pani
Bolesna dana nam przez Chrystusa w testamencie z krzyża za Matkę trwa tutaj
wiernie ze swoimi dziećmi, pociesza i podtrzymuje w chwilach próby, pomaga w
dochowaniu wierności chrzcielnemu przymierzu z Bogiem i zachowaniu dziedzictwa
wiary ojców, niestrudzenie prowadzi nas do miłosiernego Serca Zbawiciela
czekającego na nas przy kratkach konfesjonału i jak wieczna lampka wskazuje nam
źródło życia ukryte w tabernakulum ołtarza – Jezusa obecnego w Świętej Hostii.
Ktoś
powiedział: „Ja tu nie przychodzę jak do muzeum, by nasycić się zabytkami,
zapachem przeszłości, dotknąć dorobku tradycji, ale przede wszystkim kieruję
moją uwagę i serce na tego, który tu zawsze jest, dzień i noc, w Najświętszym
Sakramencie”.
Święta
Siostra Faustyna Kowalska, Apostołka Bożego Miłosierdzia, w swoim Dzienniczku
napisała: „O, gdyby dusze wszystkie wiedziały, Kto mieszka w świątyniach
naszych, to nie byłoby tyle zniewag i nieuszanowania w tych miejscach świętych”
(Dz. 409).
Drodzy
Moi! Te słowa Mistyczki z Krakowa są dla nas wezwaniem do stałej troski o Dom
Boży i gorliwości w chwałę jaką należy składać Bogu na tym miejscu świętym.
Przykładem
może być dla nas o. Wincenty Kruszewski, zmarły sto lat temu w opinii świętości
karmelita z Obór, który „najchętniej przebywał w świątyni, modląc się,
słuchając spowiedzi, przystrajając ołtarze. On sam był prawdziwą ozdobą tego
kościoła”. Wszystkim mówił o miłości i mocy wstawiennictwa
Matki Bolesnej, której był całkowicie oddany.
O.
Wincenty uczył słowem i przykładem, że nasza troska o Dom Boży nie powinna ograniczać
się tylko do tej świątyni materialnej w której się gromadzimy w Dzień Pański na
sprawowaniu Eucharystii.
Św.
Paweł Apostoł przypomina: „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch
Boży mieszka w was? (...) Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście” (1Kor
3,16-17).
A
zatem nie tylko chodzi o tę świątynię materialną w której spotykamy się na
modlitwie i oddajemy Bogu kult publiczny, w której słuchamy Słowa Bożego,
przyjmujemy sakramenty Kościoła i sprawowana jest Najświętsza Ofiara Mszy
Świętej. Jak uczy św. Cezary z Arles: „Bóg mieszka nie tylko w „świątyniach
zbudowanych ręką ludzką”, nie tylko w domu uczynionym z drzewa i kamieni, ale
przede wszystkim w duszy, stworzonej na obraz Boga ręką samego Stwórcy. (...)
Jakimi chcemy oglądać kościół, ilekroć doń przychodzimy, tak też powinniśmy
przygotować nasze dusze. Chcesz, aby bazylika była piękna? Nie zaśmiecaj swej
duszy brudem grzechów. (...) Podobnie jak ty wchodzisz do tego oto kościoła,
tak Bóg pragnie wejść do świątyni twej duszy”.
Nad drzwiami głównymi frontonu
oborskiej świątyni widnieje łaciński napis:
„Deo Optimo Maximo
In honorem Beatae Dei
Genitrix Virginis Mariae
De Monte Carmelo
RENOVATUM
Anno Domini MDCCXCV
(1795)”.
W tłumaczeniu słowa te znaczą:
„Na chwałę i uwielbienie Bogu Najlepszemu
i Najwyższemu oraz ku czci Błogosławionej Bożej Rodzicielki Dziewicy Maryi z
Góry Karmel świątynię tę odnowiono w Roku Pańskim 1795”.
Ten napis z końca XVIII wieku
mówi nam o odnowieniu tej świątyni poświęconej Bogu i dedykowanej szczególnej
opiece i orędownictwu Najświętszej Maryi Panny. Z pewnością nie było to jedyne
odnowienie tej świątyni. Dzisiaj ten napis w jakiś sposób przypomina nam o
potrzebie częstej duchowej odnowy tej świątyni jaką stał się każdy z nas w dniu
naszego chrztu.
Chrześcijanin jest świątynią Boga,
„miejscem świętym”, „chodzącym tabernakulum”, Bóg w nim przebywa. Jeśli mamy
świadomość tej rzeczywistości, traktujemy poważnie swoje życie, traktujemy
poważnie zmaganie z grzechem i powołanie do świętości. Pamiętamy, że od chwili
chrztu jesteśmy poświęconą Bogu świątynią, a trwając w grzechu dokonujemy
profanacji tej świątyni.
Jeśli Bóg nie znajdzie miejsca w moim
sercu i w moim życiu, to na nic się zdadzą wszelkie świątynie, choćby
najwspanialsze i ze szczerego złota.
W dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus
z miłością wzywa nas do ciągłego oczyszczenia świątyni naszego serca. On sam
dokonuje tego, ale zawsze przy naszej współpracy, szczególnie, gdy z pokorą i
skruchą przystępujemy do kratek konfesjonału i podejmujemy trud codziennej
walki z naszymi słabościami.
O tym przypominał tutaj
nieustannie świątobliwy Ojciec Kruszewski, jako prawdziwy więzień konfesjonału
i wierny sługa Sakramentu Pojednania.
Pewnego dnia podczas odprawiania
egzorcyzmu nad opętaną osobą, szatan miał mu powiedzieć: „Całą świątynię
zrujnuję”. „Nie wolno!” ‒ odpowiedział zdecydowanie Ojciec
Wincenty. Tak. Zmarły w opinii świętości Karmelita, troszczył się o tę
świątynię materialną, ale przede wszystkim, jako gorliwy spowiednik i
egzorcysta, przypominał, że „świątynia Boża jest święta i my nią jesteśmy,
jeśli tylko Duch Boży mieszka w nas”. Troska o zbawienie dusz, o Bożą
świątynię w ludzkich sercach, pochłaniała Go całkowicie.
Dlatego niestrudzenie wzywał do
nawrócenia, do walki z wadami narodowymi, z tym co zatruwa i osłabia ducha
narodu.
Przypominał, że tym, co niszczy
Bożą świątynię w każdym z nas jest trwanie w grzechu śmiertelnym, w
zatwardziałości serca, we wzajemnej nienawiści i braku przebaczenia, oraz
obojętności na potrzeby bliźnich.
II
Drodzy bracia i siostry!
W oborskiej świątyni po
odnowieniu Cudownej Figury Matki Bożej Bolesnej, a następnie ołtarza głównego i
stalli zakonnych przyszedł czas na odnowienie ambony, zaprojektowana jest także
renowacja ołtarza św. Józefa oraz w przyszłości kolejnych ołtarzy. Prace
konserwatorskie zmierzają do tego, aby przywrócić tej karmelitańskiej świątyni
jej pierwotny wygląd i piękno.
Od kilku miesięcy trwa także remont
45 – metrowej wieży kościoła w Oborach wybudowanej w połowie XVIII wieku. Naszą
uwagę zwracają widoczne z daleka rusztowania wokół wieży, cieszy nowa miedziana
blacha na kopule odbijająca słoneczne promienie.
Warto zwrócić uwagę, że remont
naszej wieży jak każdy odmawiany pacierz rozpoczął się od znaku krzyża.
Umieszczony w zwieńczeniu kopuły duży i ciężki krzyż zaczął się niebezpiecznie
chwiać na wietrze. Żeby zdjąć i odnowić ten krzyż znajdujący się na szczycie
konieczne okazało się postawienie rusztowania wokół wieży. A po odnowieniu
krzyża i oględzinach stanu wieży przez konserwatorów zapadła decyzja o jej
całościowym odnowieniu. Dlatego mówię, że na początku był krzyż. I myślę, że ma
to znaczenie głębsze – także w wymiarze duchowym. Na początku każdej prawdziwej
odnowy duchowej chrześcijanina znajduje się osobiste spotkanie z Chrystusem
Ukrzyżowanym i odpowiedź na Jego wielką miłość przez zerwanie z grzechem,
pokutę i nawrócenie, wejście na drogę życia Jego Ewangelią miłości we
wspólnocie dzieci Kościoła.
Wieża kościelna wznosząca się ku
niebu jest zatem jakby potężnym drogowskazem, wskazówką ukazującą cel
przyświecający tym, którzy odbywają jeszcze doczesną pielgrzymkę i gromadzą się
w świątyni. A ciemną nocą promienieje łagodnym światłem, jak lampa, ze swego
szczytu, wskazując gdzie jest nasza nadzieja i skąd możemy spodziewać się
pomocy w dźwiganiu codziennego krzyża.
O tej bliskości miłującego Boga i
o tym celu naszej ziemskiej pielgrzymki przypomina nam odnawiana obecnie wieża
Oborskiego Sanktuarium.
Wieża zwieńczona krzyżem wskazuje
nam na Jezusa, Baranka Bożego, obecnego z nami i dla nas w sakramencie Miłości,
który z każdego ołtarza i z każdego tabernakulum woła: „Przyjdźcie do Mnie
wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. Wieża
kościoła przypomina nam o tym zaproszeniu na Ucztę Miłości przygotowaną przez
Pana i o potrzebie czujności na drodze prowadzącej do Nieba, przypomina o
łączność między Niebem i ziemią, z jednej strony poprzez modlitwę wznoszoną do
Pana w świątyni, a z drugiej o Bożej opatrzności i spływających od Niego
łaskach.
Ze wzruszeniem wspominam
wypowiedzi naszych chorych parafian odwiedzanych z posługą kapłańską w pierwszy
piątek miesiąca. Przez całe życie wiernie przychodzili do tej świątyni na
niedzielne spotkanie z Jezusem Eucharystycznym i Matką Bolesną. Dzisiaj, gdy ze
względu na stan zdrowia nie mogą tutaj przybyć, jakże wielką pociechą jest dla
nich comiesięczne spotkanie z kapłanem, który przynosi im Eucharystię, a nawet
– jak sami zaświadczają – samo tylko spojrzenie przez okno ich domu na widoczną
z odległości kilku kilometrów wieżę oborskiego kościoła, która wraz z dźwiękiem
dzwonów zaprasza do modlitewnego spotkania z Chrystusem i z Matką Bolesną w
codziennym Różańcu.
Oni wiedzą i głęboko ufają, że z
tego Świętego Miejsca, które wskazuje im wieża kościoła, Mater Dolorosa
nieustannie obejmuje ich swoim czułym spojrzeniem, pociesza i podtrzymuje w
drodze prowadzącej śladami Jej Cierpiącego Syna do Domu Ojca w Niebie.
Na wieży oborskiego kościoła,
podobnie jak na wielu innych, umieszczono zegar z tarczami na cztery strony
świata. Ma on swoją ponadczasową symbolikę, albowiem jedna z tych godzin będzie
naszą ostatnią. Zegar ten przypomina: „Czas ucieka, wieczność czeka”.
Jeden ze starszych kapłanów
wypowiedział takie słowa: „Towarzyszyłem wielu ludziom, którzy stawiali
ostatni krok w stronę wieczności. Wśród nich byli profesorowie, artyści, ludzie
wybitni i najzwyklejsi. Nigdy nie spotkałem człowieka, który by w ostatnim
momencie życia żałował czasu spędzonego w kościele. Nie spotkałem człowieka,
który by obejmując spojrzeniem całe życie żałował, że chodził na Mszę św.,
słuchał kazań i modlił się w kościele. Przeciwnie, często moi rozmówcy
żałowali, że za mało czasu spędzili w kościele”.
Bracia i Siostry! Nie lekceważmy
tego świadectwa. W chwili ostatniej, najlepiej widać to, co ważne.
Odnawiana wieża Oborskiego
Sanktuarium niech będzie dla nas wezwaniem do odnowy naszej osobistej relacji z
Chrystusem Zmartwychwstałym, obecnym i działającym w Kościele, do spotkania z
Nim w codziennej modlitwie i niedzielnej Eucharystii, regularnej comiesięcznej
spowiedzi i częstej komunii świętej oraz większego zaangażowania w dzielenie
się radością tego spotkania i życia Ewangelią, z tymi, którzy Go jeszcze nie
spotkali i nie doświadczyli Jego miłującej obecności w Kościele. Myślę tutaj z
troską także o dzieciach i młodzieży, którzy będąc pozbawieni domowej katechezy
– czyli zachęty i przykładu chrześcijańskiego życia swoich rodziców, coraz
częściej rezygnują z udziału w katechezie szkolnej.
Trzeba, abyśmy jak ta wieża
kościelna, wznosząca się wysoko ku niebu, pomogli im odnaleźć drogę do Jezusa,
skierować ku Niemu myśli i czyny, z odwagą za Nim podążać i z ufnością
powierzyć Jego Sercu.
Pewna młoda kobieta wspomina jak
w swej beztrosce, pływając na materacu, została uniesiona przez fale morza. Nie
miała sił, aby powrócić, a na oddalającym się nieustannie brzegu widziała już
tylko wieżę kościoła. Została jej tylko gorąca modlitwa, którą Bóg wysłuchał.
Św. Paweł Apostoł
w jednym ze swoich listów pisze: „Chodzi o to, abyśmy już nie byli dziećmi,
którymi miotają fale i porusza każdy powiew nauki, na skutek oszustwa ze strony
ludzi i przebiegłości w sprowadzaniu na manowce fałszu”.
Jak mogliśmy się
przekonać z niedawnej historii wielu było tych, którzy próbowali sprowadzić
ludzkość na „manowce fałszu”.
Na fasadzie
dawnego kościoła karmelitów w Bołszowcach na Ukrainie do dziś pozostały resztki
liter hasła: „Kołchoz – jedyna droga do zamożnego życia”. Po drugiej wojnie
światowej stacjonował tam garnizon NKWD. Dla utrzymania wojskowych władza
radziecka zdecydowała w 1949 r., aby rozmieścić w kościele hodowlę świń. W 1955
r. pomieszczenie kościoła wykorzystywano jako spichlerz na ziarno, potem
magazyn nawozów sztucznych. Ten stan profanacji kościoła utrzymywał się przez
50 lat. Jeszcze pod koniec XX wieku świątynia Bołszowiecka reprezentowała sobą
symbol totalnego spustoszenia.
Film ,,Pokuta” w reżyserii Tengiza Abuładze stanowi gorzki rozrachunek ze stalinizmem. Ostatnia scena
filmu ukazuje kobietę w oknie, którą przechodząca obok staruszka pyta, czy ta
droga prowadzi do kościoła. Kiedy dowiaduje się, że przy tej ulicy nie ma
kościoła, staruszka odpowiada: „Co jest warta droga, która nie prowadzi do
kościoła?”.
Na jednym z konfesjonałów w
Watykanie umieszczona została sentencja, która zwraca się do Boga w
następujących słowach: „Oddalić się od Ciebie to upaść, do Ciebie powrócić to
powstać. Trwać w Tobie to żyć”.
Drodzy bracia i siostry, stajemy
dzisiaj w obliczu kolejnej fali bezbożności i demoralizacji zagrażającej
młodemu pokoleniu Polaków. Ciąży na nas wielka odpowiedzialność wobec Boga,
Kościoła i Ojczyzny, aby nie dali się zwieść przez złego ducha i w nie utonęli
w morzu nowej zgubnej ideologii spod znaku tęczowej flagi.
Trzeba abyśmy własnym przykładem
i pięknem chrześcijańskiego życia pomogli im doświadczyć radości spotkania z
Chrystusem i czułej miłości Jego Serca, odnaleźć w Kościele prawdziwy dom, w
Ewangelii busolę i nadprzyrodzony GPS prowadzący drogą zbawienia, a w krzyżu
najważniejszy drogowskaz kierujący nasze myśli i czyny w kierunku ostatecznego
celu, niczym latarnia morska, prowadząca bezpiecznie łódź naszego życia do
Portu Zbawienia Wiecznego. Amen.
o. Piotr Męczyński O.Carm.
|