Z imieniem Maryi na ustach i szkaplerzem na piersiach przychodzimy dzisiaj do Domu Matki Bożej Bolesnej. Z ufnością wpatrujemy się w Jej pochylone nad nami Oblicze, by usłyszeć na nowo słowa Jezusowego testamentu: Oto Matka twoja (por. J 19,27). „Rzućcie się spiesznie w ramiona Matki Bożej" –
nawoływał swoich parafian św. Jan Maria Vianney. „Jezus Chrystus dawszy nam
wszystko, co mógł dać, zechciał nadto uczynić nas dziedzicami tego, co było dla
Niego najcenniejsze, to znaczy dał nam swą Matkę Najświętszą”.
„Każda łaska idąca z nieba
przechodzi przez Jej ręce” – mówi Proboszcz z Ars. „Pokładajmy więc wielką
ufność w Matce Najświętszej i złóżmy całkowicie w Jej ręce życie, śmierć i
wieczność. Kto w Maryi położył ufność, kto ma do niej prawdziwe nabożeństwo, z
pewnością osiągnie zbawienie”.
W sposób niezwykle piękny
i prosty przypominają nam o tym święci Karmelu. Kiedy święta Teresa
z Lisieux utraciła w wieku czterech lat swą matkę ziemską, podbiegła
do figurki Matki Najświętszej i powiedziała: „Maryjo, teraz Ty będziesz moja
matką”. Odtąd całym sercem przylgnęła do Matki Niebieskiej.
„Kiedy ogarnia mnie niepokój,
zamieszanie, natychmiast zwracam się do Niej i zawsze zaopiekuje się mymi
sprawami jak najczulsza Matka” - mówi Teresa. Jej więź z Matką Boga wyraża
znane stwierdzenie: „Wiadomo dobrze, że Najświętsza Dziewica jest Królową nieba
i ziemi, lecz ona jest więcej matką niż królową”.
Z kolei błogosławiona Elżbieta
od Trójcy Przenajświętszej, karmelitanka z Dijon, wyznaje: „Płaczę z radości na
myśl, że ta pogodna i promienna Istota, Maryja, jest moją Matką. Cieszę się z
Jej piękności, jak dziecko kochające swą matkę... Obrałam Ją za Królową i
Strażniczkę mego nieba”.
Podobnie cieszymy się my wszyscy, którzy nosimy na piersiach szkaplerz
Matki Bożej. Od wieków utrwaliło się przekonanie, że dzięki nabożeństwu
szkaplerznemu człowiek pozostaje pod opieką Matki Bożej w życiu,
w śmierci i po śmierci.
Wszystkie wielkie przywileje związane z brązową szatą Królowej Karmelu
mówią nam o Jej macierzyńskiej miłości ogarniającej całą drogę człowieka do
Nieba. Sam zaś szkaplerz Maryja nazwała znakiem zbawienia.
Oto Jej słowa skierowane do generała zakonu św. Szymona Stocka, w
poranek 16 lipca 1251 roku: „Przyjmij najmilszy Synu Szkaplerz Twojego Zakonu.
Znak mego braterstwa. Przywilej dla ciebie i Karmelitów. Ecce signum salutis! –
Oto znak zbawienia! Ratunek w niebezpieczeństwach, przymierze pokoju i
wiecznego zobowiązania. Kto w nim umrze nie dozna ognia piekielnego”.
Komentując te słowa, wybitny polski mariolog, o.Albert Urbański,
karmelita, stwierdza: „Obietnica szkaplerzna osiągnięcia zbawienia wiecznego
znaczy, że Maryja będzie pomagać do wytrwania w łasce, względnie do odzyskania
jej w wypadku utraty przez grzech ciężki. Za Jej wstawiennictwem człowiek
konający, a będący w stanie grzechu śmiertelnego, albo zdobędzie się na akt
żalu doskonałego, albo pojedna go z Bogiem sakrament pokuty.
Takie zrozumienie obietnicy szkaplerznej całkowicie pokrywa się z nauką
Kościoła o pośrednictwie Matki Bożej, a szczególnie zgodne jest z przekonaniem
Kościoła, iż Matka Boża wspiera wszystkich i do dobrego życia i, przede
wszystkim, do szczęśliwej śmierci. Obietnica Szkaplerza św. usprawiedliwia
naszą wiarę, że człowiek noszący przez całe życie szkaplerz święty tym samym
jest lepiej usposobiony do przyjęcia w chwili śmierci troskliwej pomocy Matki
Niebieskiej – i bardziej na to zasługuje”.
„Minęło już dwa lata jak obiecałam podziękować
publicznie Najświętszej Panience za opiekę nad moim tatą - pisze Zuzanna z
Bartoszyc. Otóż dwa lata temu mój tata przeszedł poważną operację płuca. Po
wyjściu ze szpitala tata dowiedział się, ze to rak płuc. Bardzo się załamał
i znowu trafił do szpitala. Przez tydzień byt nieprzytomny. Okazało się,
że przeszedł zawał. (…) Wkrótce umarła mama. Ojciec był załamany
i nie walczył o życie jak do tej pory.
Wtedy na mojej drodze stanęła
kobieta, która zaproponowała mi przyjęcie szkaplerza. Zaproponowałam też i tacie.
Przyjął z ochotą. Bardzo dziękowałam Matce Najświętszej za tę łaskę. (…)
Mimo swojego grzesznego życia, bo trochę nadużywał alkoholu, zmarł jak
prawdziwy katolik. Dziś wiem, że Matka Najświętsza to sprawiła, że przed
śmiercią wyspowiadał się, przyjął Komunię św. i namaszczenie chorych. Swój
szkaplerz trzymał w ręku i całował, dziękując, że Maryja jest
z nim. Podczas przyjmowania Komunii św. był w pełni świadomy. Nawet
podczas modlitwy Pod Twoją obronę ostatnie słowa wypowiadał bardzo wyraźnie.
Matuchno Najświętsza, wiem, że byłaś razem z nami. Dziękuję Ci za
wszystkie łaski, którymi obdarzyłaś i obdarzasz wszystkich w mojej
rodzinie. Maryjo, Tobie zawierzam całkowicie siebie i moją rodzinę”.
Drodzy Bracia i Siostry! W prawidłowej postawie chrześcijanina
powinna zaznaczać się ciągła pamięć o rzeczach ostatecznych. Nastawienie
eschatologiczne jest nieodzowne, aby każdy odcinek życia traktować poważnie.
„Żyjemy tylko raz. Żaden dzień ani najmniejsza chwila nie powtarzają się, lecz
zbliżają nieodwracalnie do ostatecznego celu” – mówił bł. Ks. Jerzy
Popiełuszko. Podobnie nauczał św. O. Pio: „Obecne życie zostało nam dane tylko
po to, byśmy mogli uzyskać życie wieczne; gdy zabraknie refleksji nad tym,
wtedy opieramy nasze uczucia na rzeczach tego świata, przez który tylko
przechodzimy; i kiedy trzeba go opuścić, przerażamy się i niepokoimy. Aby być
szczęśliwym w naszym pielgrzymowaniu, trzeba mieć przed oczyma nadzieję
dotarcia do ojczyzny, w której pozostaniemy na wieczność, a zanim to nastąpi,
mocno trzeba w to wierzyć”.
O tym ma nam przypominać
szkaplerz karmelitański, w istocie szkaplerz to znak pielgrzyma zdążającego do
niebieskiej ojczyzny.
Sługa Boży Jan Paweł II
nawiedzając sanktuarium w Fatimie, powiedział:
„Maryja swoją macierzyńska miłością ogarnia całą drogę człowieka do
Boga – i tę, która wiedzie poprzez ziemię, i tę, która prowadzi poza
ziemię – zwłaszcza przez czyściec. Troska Matki Zbawiciela jest troską
o dzieło zbawienia: dzieło Jej Syna. Jest troską o wieczne zbawienie
wszystkich ludzi”.
Drodzy bracia i siostry, Maryja
jest naszą Matką i Przewodniczką w drodze do Nieba. O tym nieustannie
przypomina nam brązowa szata czy medalik Matki Bożej Szkaplerznej noszony na
naszej piersi.
Kilka dni temu Halina z Młyńca k.
Torunia napisała: „W duchu wdzięczności pragnę podziękować Matce Bożej, że
przed kilku laty przyjęła mnie wraz z trójką moich dzieci pod swoją szczególną
opiekę w znaku szkaplerza. Odtąd częściej i śmielej w różnych sytuacjach
odwołuję się do Jej pomocy, pamiętając o Jej wizerunku, jakby pieczęci noszonej
na piersi, a Matka Boża mnie nie zawodzi.
Któregoś dnia, późnym wieczorem,
koleżanka z grupy modlitewnej zadzwoniła do mnie zatroskana o ciężko chorą
mamę. Mama leżała w szpitalu i mimo troskliwej opieki medycznej i córek, pomału
jej życie gasło. Nie było to jednak spokojne odchodzenie, ale pełne lęku i
niepokoju. Dlatego koleżanka poprosiła o pomoc. Gdy zaproponowałam kapłana,
stwierdziła, że mama pojednała się z Bogiem i przyjęła sakrament chorych, ale
nadal jest niespokojna. Po modlitwie zrozumiałam, że może warto zaprosić w
sposób szczególny do chorej Maryję. Wzięłam ze sobą szkaplerz i pojechałam do
szpitala. Rozmowa i modlitwa do Maryi przyniosła jej wyraźna ulgę. Twarz się
rozpogodziła i niedługo potem spokojnie odeszła do Pana.
Korzystając z tego doświadczenia,
gdy mój tatuś cierpiał z powodu zaawansowanej choroby nowotworowej
zaproponowałam mu przyjęcie szkaplerza. Będąc w Oborach poprosiłam o
błogosławieństwo ojca karmelitę nad dwoma szkaplerzami, by móc drugi ofiarować
mojej mamie, która w Szczecinie nie odstępowała od łóżka chorego taty. Był to
dla nas wszystkich wzruszający moment. Na pewno pozwolił obojgu rodzicom
dojrzeć do pięknego rozstania. Tatuś nie mając siły mówić ucałował dłoń mamy i
wyszeptał tylko: Dziękuję, a mamusia prosiła, by szedł do Pana spokojnie i by
się już o nią nie martwił”.
Bracia i Siostry! To wielka łaska żyć i umierać ze szkaplerzem
na piersiach. Żyć i umierać w ramionach Matki Bożej.
Zachęca nas do tego nabożeństwa
Sługa Boży Jan Paweł II, który od pierwszej komunii świętej, aż do ostatniej
godziny swego przejścia do Domu Ojca, zawsze nosił szkaplerz święty na sercu,
całował go jak ręce matki i mówił: Totus tuus, cały jestem Twój, Maryjo.
Nasz umiłowany Ojciec święty
zdaje się dzisiaj także i do nas przemawiać słowami: „Niech wam towarzyszy zawsze Matka Boża Szkaplerzna, Matka Boża
z Góry Karmelu... Niech prowadzi was Ona jak gwiazda, która nigdy nie
znika z horyzontu. I niech was Ona zawiedzie w końcu do Boga,
ostatecznego Portu, ostatniej Przystani nas wszystkich.
Najmilsi! Przyjmując na nasze
piersi ten wielki dar, jakim jest szkaplerz święty, powinniśmy jednak we właściwy
sposób odczytać treść Maryjnej obietnicy i nie traktować szkaplerza jak
talizman, magiczny znak, który przez samo tylko noszenie miałby zapewnić nam
zbawienie.
Jak mówił jeden z karmelitów: „Szkaplerz
czyni człowieka radosnym i szczęśliwym, pod warunkiem, że nie jest on
przeżywany połowicznie” (o. Leszek Pawlak O. Carm.). Podobnie stwierdza inny
karmelita: „Wiara bez uczynków jest martwa. Tak też jest i z noszeniem
Szkaplerza” (o. Piotr Spiller O. Carm.).
Bracia i Siostry! Matka Boża przychodzi nam
z pomocą, oczekując naszej współpracy, naszego zaangażowania w dzieło
naszego zbawienia. A zatem, „jeżeli noszę szkaplerz na szyi, to ten szkaplerz
mi nieustannie przypomina o moich obowiązkach chrześcijańskich. Za każdym razem
kiedy go dotknę, poczuję, przypomina mi, że jestem dzieckiem Bożym, dzieckiem
Maryi. A gdybym zszedł na drogę grzechu, kiedy znajdę się na krawędzi grzechu,
to szkaplerz jest dla mnie wyrzutem sumienia, mówi: stój, zatrzymaj się, dalej
nie można. Jakże często szkaplerz chroni mnie przed grzechem. W tym tkwi siła
szkaplerza, siła tego znaku. Dlatego w ciągu wieków uświęciło się tylu ludzi
noszących szkaplerz.
Mówi się, że ludzką rzeczą jest upaść, szatańska rzeczą trwać w upadku,
a chrześcijańską rzeczą powstawać z upadku. Może być i tak, że człowiek noszący
szkaplerz upadnie, może nawet zgrzeszy ciężko. Jednak nie wierzę, żeby ktoś,
kto nosi szkaplerz, nie podniósł się z upadku, by trwał w okazji do grzechu.
Matka Boża na to nie pozwoli. Bo prędzej czy później albo taki człowiek zerwie
szkaplerz z szyi, odrzuci go od siebie lub schowa, i dalej będzie brnął w
grzechu, albo porzuci grzech, pójdzie do spowiedzi, pojedna się z Bogiem i
będzie żył w łasce Bożej” (o. Benedykt Belgau OCD).
Kilka lat temu w szpitalu w Gdyni przebywał jeden z karmelitów – ojciec
Jozafat, który pochodził z Kaszub. Chorował na cukrzycę, stracił wzrok. Był
człowiekiem bardzo prostym, skromnym i świątobliwym. Promieniowała od niego
dobroć i świętość do tego stopnia, że lekarze i pielęgniarki przychodzili do
niego i prosili go o spowiedź.
Pewnego razu przyszła do niego z płaczem młoda pani doktor i zwierzyła
mu się, że jej małżeństwo się rozpada, bo mąż znalazł sobie inną kobietę.
Mówiła, że jest bezradna, i pytała, co ma zrobić. Wtedy ojciec Jozafat poradził
jej: „Niech Pani da mu szkaplerz, niech pani go przekona, żeby on ten szkaplerz
od Pani przyjął”. Uczyniła tak, jak poradził jej ojciec Jozafat. Matka Boża
Szkaplerzna uratowała ten rozpadający się związek małżeński. Mąż tej lekarki
porzucił kochankę i wrócił do swojej żony. Po jakimś czasie oboje przyszli do
spowiedzi do ojca Jozafata i podziękowali mu za pomoc. Takich przykładów o
skuteczności szkaplerza można opowiedzieć wiele.
Na Wieczerniku 10 lipca br.
Teresa z Warszawy podeszła do mnie przy ołtarzu polowym i przekazała swoje
świadectwo:
„Jestem uczestniczką pielgrzymek
z parafii p.w. Św. Stanisława Kostki i Bł. Księdza Jerzego na warszawskim
Żoliborzu. Moje świadectwo dotyczy przemiany jaka nastąpiła we mnie po
przyjęciu Szkaplerza Świętego.
Dwa miesiące po stracie ukochanej
osoby, ze względu na stan w jakim się znajdowałam, otrzymałam propozycję
wzięcia udziału w autokarowej pielgrzymce do sanktuarium w Oborach. Nigdy
wcześniej nie słyszałam o tym sanktuarium. Tak naprawdę było mi obojętne gdzie
jadę. Jednak, kiedy znalazłam się przed obliczem Matki Bożej Płaczącej,
wpatrzona w Jej wizerunek, poczułam, że we mnie coś pękło. Wiedziałam już, że
jestem we właściwym miejscu, i że właśnie tu znajdę ukojenie. Modliłam się
żarliwie, aby Matka Bolesna zabrała moją boleść ode mnie. Przyjęłam Szkaplerz
Święty, pod którym zapragnęłam się schronić. Od tamtej pory minęły prawie 2
lata. Bogu polecam osobę, która mnie tu przywiozła. Dzisiaj ja spłacam dług i
zachęcam innych do odwiedzania sanktuarium w Oborach, bo wiem, że Mateńka
Oborska czeka na swoje dzieci, zwłaszcza na te, doświadczone przez los. Tym
świadectwem pragnę podziękować Matce Bożej Szkaplerznej, że moją boleść
zmieniła w radość. Moje życie zmieniło się i zmienia nadal, na lepsze.
W przeszłości zajmowałam się
praktykami okultystycznymi (bioenergoterapia, reiki, joga, NLP, magia Kahunów,
SILVA, agnihotra, pierścienie Atlantów, parapsychologia – dużo tego było).
Przestałam zajmować się tymi rzeczami, bo za nimi stoją siły nieczyste. Dzisiaj
już wiem na pewno, że nie jest to moc pochodząca od Boga i za tę wiedzę składam
podziękowanie u stóp Matki Szkaplerza Świętego. Dzisiaj już wiem, że
największym lekarzem, lekarzem duszy i ciała jest Pan Jezus, a najlepszą
uzdrowicielką jest Matka Boża. Odbyłam już spowiedź św., przede mną msza o
uwolnienie, a być może i egzorcyzmy. Nie przypuszczałam nigdy, że będę dawać
świadectwo, aby przestrzec innych przed podobnymi praktykami. To nie był
przypadek, że trafiłam do oborskiego sanktuarium. To Matka Boża upomniała się o
swoją „zbłąkaną owieczkę”. Pragnę podziękować Matce Szkaplerza Świętego, że
otuliła mnie swym płaszczem i wyzwoliła z sideł nieczystych. Tu, w Oborach,
dzięki spotkaniom modlitewnym prowadzonym przez ojców karmelitów, otwiera się
moje serce na dary Bożej miłości, a z oczu płyną łzy. Tu przeżywam swoiste
katharsis za każdym razem. Dziękuję za te modlitwy, poruszające do głębi serca,
dziękuję za spotkania z Panem Jezusem i Jego Matką. Umocniona w wierze –
Teresa”.
Maryja nieustannie pomaga nam odzyskać i zachować godność dziecka
Bożego otrzymaną na chrzcie świętym. Okrywa nas swoim Szkaplerzem, by
nieustannie przypominał nam szatę łaski uświęcającej otrzymaną na chrzcie.
Pewien mężczyzna mówi do mnie: „Proszę
Ojca, trzy miesiące temu pierwszy raz przyjechałem do Obór i przyjąłem
brązowy szkaplerz Matki Bożej. Od tego czasu nie wypiłem ani kieliszka, jestem
nałogowym alkoholikiem. Modlę się codziennie na Różańcu. Wiem, że to Maryja
okryła mnie swoim macierzyńskim płaszczem i pomaga mi wytrwać
w trzeźwości i stać się nowym człowiekiem”.
Podobnie w sobotę 28 sierpnia br. Krystyna z
Chełmży, nosząca od lat szkaplerz Maryi, napisała: „Paliłam papierosy przez 22
lata. Próbowałam na różne sposoby rzucić, bez rezultatu. 8 grudnia 2001 roku
podczas Mszy w Oborach ojciec karmelita prosił, żeby złożyć na ołtarzu wszystko
to z czym przyjechaliśmy. Ja złożyłam moje papierosy, od tej pory nie palę.
Dziękuję Matuchno”.
Czasami Matka Boża pomaga nam w tym poprzez innych. Pewien adwokat
z Warszawy pisze:
„Proszę o wpisanie do bractwa
szkaplerznego mego klienta, który dzisiaj w areszcie przyjął szkaplerz,
który nabyłem dlań w ostatnią sobotę w Oborach. Polecam nowego
czciciela naszej najukochańszej Matki Bolesnej modlitwom wspólnoty
karmelitańskiej”.
Jak słusznie podkreśla jeden z karmelitów:
„Człowiek Szkaplerza jest człowiekiem zbawienia… który chce ocalić drugiego, a
nie potępić” (o. Marian Zawada OCD).
„Szkaplerz zasłania mnie przed
działaniem zła, które zawłaszcza tyle Bożych dzieci – pisze Tadeusz z Konina.
Na zakończenie Roku Jubileuszowego 6 stycznia 2001r. dostąpiłem łaski przyjęcia
tego Bożego daru. Byłem z rodziną i znajomymi w Oborach. Nie mogłem tego daru
zawłaszczać tylko dla siebie, ale postanowiłem się dzielić nim z innymi,
zaczynając od mojej parafii. Organizowałem do Obór pielgrzymki. Coraz więcej
osób doświadczało pokoju w sercu, uzdrowień ciała i duszy, kiedy przyobleczeni
zostali w szkaplerz. Udało się namówić ojca karmelitę z Obór do nawiedzenia
naszej parafii i 1500 osób przyjęło brązową szatę Maryi. Ta łaską rozlała się
na Konin i okolice. Dzisiaj wielu z nich, nie żyje. Na pewno skorzystali z
obietnic Maryi, dla przyjmujących szkaplerz.
Pielgrzymowałem do różnych miejsc
w Polsce, zabierając ze sobą szkaplerze, tak na wszelki wypadek. Dziesiątki
kilometrów przeszedłem pieszo, aby dotrzeć do miejsc bliskich mojemu sercu.
Każdy zrobiony krok ofiarowałem Bogu z intencją, aby Szkaplerz był
pokrzepieniem dla napotkanych dusz. Jesienią 2001 roku byliśmy z małżonką w
Częstochowie nawiedzając Jasną Górę. Podziękowaliśmy za wszystkie łaski, jakie otrzymaliśmy,
przepraszając za ciernie jakie wbiliśmy w Serce Jezusa i Maryi poprzez naszą
grzeszność. Zawsze przed odjazdem odprawiamy Drogę Krzyżową w różnych
intencjach. Około jedenastej stacji napotkaliśmy sporą grupę pielgrzymów i
postanowiliśmy dokończyć ją razem z nimi. Miałem ze sobą trzy szkaplerze i tylu
było kapłanów, więc od razu wiedziałem, że są one dla nich. Byli kapelanami
zakładów karnych: w Strzelcach Opolskich, Nysie i Opolu.
Drugiego dnia odszukałem
telefonicznie jednego z nich i 11 lutego 2002 roku byłem ze szkaplerzami w
Strzelcach Opolskich na zaproszenie kapelana Księdza Józefa Krawca. Było to
niesamowite przeżycie, kiedy mogłem być wśród Braci żyjących w odosobnieniu. A
jak zaśpiewali pieśń – My chcemy Boga.. to myślałem, że te poniemieckie mury
popękają od tych potężnych męskich głosów, niczym mury Jerycha. 55 osób
przyjęło szkaplerz, a dla 25 ich brakło. Zrobiło mi się bardzo smutno, że
zawiodłem Maryję i Braci pragnących przyjąć tą szatę. Z czasem dostarczyłem
brakującą ilość, aby nikt nie poczuł się odrzucony.
Maryja w sposób niewidzialny puka
do bram ZK, a my w sposób widzialny stajemy się Jej posłańcami. Trudne były
początki rozpoczętej misji. Jak udowodnić telefonicznie, że przyjedziemy w
dobrej intencji, że jesteśmy odpowiedzialnymi ludźmi. Kapelani „zaryzykowali”
zapraszając nas. Zawsze w czasie Mszy Świętej lub po niej daję świadectwo
mojego nawrócenia i mocy szkaplerza. Wbrew przewidywaniom, wielu Braci i Sióstr
żyjących w odosobnieniu, na kolanach przyjęło szatę Maryi, podobnie Komunię
Świętą. Ta postawa mnie ujęła i zrozumiałem, że nie wszystko jest stracone, że
warto inwestować w te zbłąkane dusze, które są głodne Boga. Choć wielu zostało
wykreślonych ze swoich rodzin, to Maryja o nikim nie zapomina, bo to są Jej
dzieci pod Krzyżem dane przez Jezusa Chrystusa na Golgocie. Przez ostatnie pół
roku nawiedziliśmy siedem
ZK, a szkaplerz przyjęło 260 osób. Najciężej było zimą, kiedy warunki
drogowe i śnieżyce były wielkim utrudnieniem. Dzięki odwadze moich współbraci
udawało się pokonać wszystkie trudności. Dziękuję Bogu, dwom Tadeuszom i mojemu
synowi Adamowi, że nie ustaliśmy w tej misji. Ojcowie Karmelici nam z serca
błogosławią i sprzyjają tej posłudze.
Jan Paweł II w 1991roku w Płocku
do osadzonych, powiedział: „Jesteście skazani, ale nie potępieni”.
Te słowa wyznaczają drogę naszej
misji, a dzięki ofiarowanym szkaplerzom przez pielgrzymów oborskich, możemy ją
kontynuować. Wielu z nich nigdy nie przyjedzie do Obór, czy innych sanktuariów
karmelitańskich, ze względu na długość wyroków, dlatego mają tą jedyną szansę
przyjęcia szkaplerza, kiedy my przyjeżdżamy. Nie pytajmy się, czy są godni jego
przyjęcia, ale zaufajmy Matce Jezusa”.
Z całą pewnością ta brązowa szata
na piersiach człowieka żyjącego „za kratami” będzie dla niego znakiem bliskości
i opieki Maryi, znakiem Jej macierzyńskiego wsparcia na drodze duchowej
przemiany i nadziei zwycięstwa nad słabościami. Ten znak noszony dniem i nocą
na sercu będzie przypominał: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem
zwyciężaj!”.
27 lutego br. Pani Teresa
napisała do mnie: „W imieniu Bractwa Więziennego , któremu przewodniczy
niezwykły Kapelan Ks. Józef Krawiec pragnę podziękować za misję Tadeusza z
Konina jaką podjął w dwóch Zakładach Karnych w Strzelcach Opolskich.
Liczba osadzonych, którzy
zdecydowali się na przyjęcie Szkaplerza potwierdza głęboki sens wspomnianego
działania. Świadectwo Tadeusza , który na pewnym etapie swojego życia zdołał
odbić się od dna i odnaleźć drogę do BOGA, pozwoliło uczestnikom spotkania
uwierzyć w możliwość zerwania z trudną przeszłością i rozpoczęcia uczciwego,
radosnego życia w BOGU”. Te szkaplerze przekazywane więźniom są darem serca od
pielgrzymów i wiernych z różnych stron Polski, którzy przybywają do Obór. Ze
strony Ojców Karmelitów oraz Naczelnego Kapelana Więziennictwa w Polsce Pan
Tadeusz ma pełną aprobatę na tę piękną misję szkaplerzną „za kratami”.
Tadeusz w swoim ostatnim liście dzielił się radością swojej posługi w
Zakładzie Karnym dla kobiet w Grudziądzu, i dodał:
„Czy mogę zatrzymać się w tej posłudze? (…) Jest 90 tysięcy za murami w
90 ZK. Może na 100 lecie Orędzi Fatimskich w 1917 r. uda się wszystkich
nawiedzić. W tej chwili jest 295 dusz obleczonych w szatę Maryi. Gdybyśmy naszą
posługę badali rozumem ludzkim, to byśmy powiedzieli NIE. Ale tu jest coś
więcej i nieważne jest ilu przyjmuje szkaplerz. Jedziemy 8 godzin, aby tam być
od 1.5 do 2 godzin, ale tam są dusze wyczekujące nadziei…To modlitwy moich
najbliższych wydały owoc obfity. Zabieram ze sobą młodsze pokolenie, tzn. syna,
aby im ukazać, że nie tylko korzystanie z życia doczesnego jest treścią życia.
Edukujemy się wspólnie ku chwale Boga i Maryi. Niech Dobry Bóg błogosławi, a
Maryja strzeże”.
Drodzy bracia i siostry! Nasza
Pani z Góry Karmel, okrywając nas swoją świętą szatą, uczy wyobraźni
miłosierdzia. Praktykujący nabożeństwo szkaplerzne nie powinni zamykać się
w świecie swoich osobistych spraw, lecz – tak jak Maryja – mają starać się
dostrzegać innych ludzi i ich problemy. Winni naśladować Jej zatroskanie
o krewną Elżbietę (Łk 1,38-40) i o nowożeńców z Kany
Galilejskiej (J 2,3-5). Razem z noszącym szkaplerz Maryja ociera łzy
cierpiącym, ochrania niewinność dzieci, broni wiary świętej w sercach
młodzieży, rodzinom naszym uprasza pokój, miłość wzajemną i ducha ofiary.
Odziani szkaplerzem stanowią jakby oczy, ręce i nogi Maryi, dzięki którym
może Ona dotrzeć do wszystkich potrzebujących. Jej pomoc nie ogranicza się
wyłącznie do matczynego uczucia miłości względem nas, ale zawsze jest konkretna
i skuteczna. Ci, którzy się Jej oddają, powinni więc zająć podobną
postawę.
Tej pięknej miłości uczy
nas Matka Boża Szkaplerzna, zatroskana o nasze wieczne zbawienie. Wielu
pielgrzymów nawiedzających oborskie sanktuarium zabiera poświęcone szkaplerze
dla chorych w domu, w szpitalu, hospicjum, dla osób podeszłych wiekiem,
inni przesyłają je na misje, zanoszą do
więzienia.
W dniu 10 lipca br. u stóp Matki
Bolesnej zgromadzili się pielgrzymi z całej Polski, przybyli na XI
Ogólnopolskie Spotkanie Rodziny Karmelitańskiej. Tegoroczne Spotkanie Rodziny
Szkaplerznej w Oborach odbywało się pod hasłem: „Razem z Maryją bądźmy
świadkami Miłości”.
Wymowną ilustracją do tematu
sobotniego spotkania był obraz (p. Ilony Koll – Korwel z Hanoweru) umieszczony
na ołtarzu. Pan Jezus ukazuje swoje
Serce i unosi łagodnie swoją dłoń w geście błogosławieństwa. Obok stoi Maryja,
Matka Pana, która swoim wielkim opiekuńczym płaszczem okrywa rodzinę
zgromadzoną u Jej stóp. To rodzice z szóstką dzieci. Jak mówi malarka, troje z
nich to dzieci adoptowane. Jedno trzymane na rękach przez ojca. Kolejne
dotknięte chorobą klęczy pomiędzy rodzicami, którzy z troską kładą swoje dłonie
na jego ramieniu. Widać, że cała rodzina właśnie przyjmuje szkaplerz Maryi.
Matka Boża jednemu z tych dzieci podaje szkaplerz, zagarniając jednocześnie
całą gromadę pod opiekuńczy płaszcz swej macierzyńskiej miłości. Pan Jezus
patrzy na tę rodzinę z wielką miłością i radością. Na obrazie widzimy też ojca
karmelitę, zatopionego w głębokiej modlitwie, który swoją kapłańską dłonią
błogosławi rodzinie i jednocześnie wskazuje drogę do Serca Jezusa przez Maryję,
Matkę Szkaplerzną. Matka Boża patrzy na nas z tego obrazu i delikatnie
przywołuje pod swój płaszcz. Pragnie zgromadzić pod nim wszystkie swoje dzieci,
pragnie byśmy wszyscy stali się jedną wielką Rodziną Szkaplerzną. Jej
spojrzenie wyraża skupienie i macierzyńskie zatroskanie o wszystkich oddalonych
jeszcze od Serca Jej Syna. Tło za Jezusem i Maryją w kolorze indygo,
wyrażającym zwykłe, ciemne i szare dni ludzkiej egzystencji. Autorka obrazu
mówi: „Weźmy więc Jezusa i Jego Matkę do siebie, zaprośmy ich do naszych serc i
naszych rodzin, do centrum naszego życia, a rozpromieni się Miłość”.
o. Piotr Męczyński O. Carm.
|