Papież
Benedykt XVI podczas tegorocznej Pielgrzymki Apostolskiej do Meksyku powiedział:
„Drodzy
bracia i siostry, przybywając tutaj, mogłem znaleźć się w pobliżu pomnika
Chrystusa Króla na szczycie Cubilete. Pomnik przedstawia Chrystusa Króla.
Jednak korony, które Mu towarzyszą - jedna królewska, druga cierniowa -
wskazują, że Jego królewskość nie jest taka, jak to wielu rozumiało i rozumie.
Jego panowanie nie polega na sile Jego wojsk, aby ujarzmić innych siłą lub
przemocą. Opiera się na większej sile, która podbija serca: na miłości Boga,
którą przyniósł światu przez swoją ofiarą i na prawdzie, o której dał
świadectwo. Takie jest Jego panowanie, którego nikt nie może Go pozbawić ani
nie powinien o nim zapomnieć”.
Świadkiem takiego królowania Chrystusa
był bł. o. Miguel Pro, 36 - letni jezuita z Meksyku.
Swoją
posługę kapłańską pełnił w okresie gdy władzę w Meksyku przejęła całkowicie
masoneria i rozpoczęło się prześladowania ludzi wierzących.
Duchownych,
którzy wbrew zakazom władz w ukryciu pełnili posługę kapłańską, aresztowano,
torturowano i rozstrzeliwano. Był to okres męczeństwa porównywalny do prześladowań pierwszych
chrześcijan.
Ówczesny
prezydent Calles z powodu wyjątkowo fanatycznej nienawiści do chrześcijan
został nazwany „meksykańskim Neronem”. Wydał on szereg ustaw przeciwko
wyznawcom prawdziwej religii, zamykano klasztory, zakazywano publicznych
nabożeństw, księża nie mieli prawa chodzić w sutannach. Powstałą sytuację
podsumowywał ówczesny minister spraw wewnętrznych słowami: „Uchwyciliśmy
Kościół za gardło i zrobimy wszystko, by go zadusić”. Podobnych zamiarów nie
krył prezydent - prześladowca. Na szczęście, jak to zwykle bywało w dziejach
chrześcijaństwa, Pan Bóg wzbudził męstwo wśród swoich ludzi i dał im siłę, by
stawili czoła nieprzyjaciołom Królestwa Bożego.
Wśród
tysięcy męczenników za wiarę w Chrystusa, heroiczną odwagą w swojej kapłańskiej działalności
wyróżnił się jezuita Miguel Pro,
którego skazano na śmierć przez rozstrzelanie dlatego, że spełniał, pomimo zakazu władz, swoją posługę kapłańską.
Niosąc
swym rodakom Chrystusa, ojciec Miguel krążył na rowerze po całej stolicy;
rozdawał Komunię, chrzcił, udzielał ślubów i Ostatniego Namaszczenia. Nie
ograniczał się jedynie do posług duchowych. Ryzykował wiele pomagając
nędzarzom, gromadząc i roznosząc pożywienie i inne zapasy.
Policja
wiele razy była na tropie ojca Miguela, ale zawsze udawało mu się ujść z
opresji. Nadszedł jednak pamiętny dzień 17 listopada 1927 roku, w którym
rządowym agentom udało się aresztować ojca Pro, jego braci Humberta i Roberta,
oraz inne osoby. Mieli zostać wszyscy rozstrzelani razem z innymi więźniami.
W
dniu egzekucji, jako pierwszego wyprowadzono z celi Miguela. Nie było żadnego
procesu; zresztą nie spodziewał się tego. Mógł udowodnić swoją niewinność, ale
- w oczach Callesa, nowego prezydenta Meksyku - był winny znacznie gorszej zbrodni:
był katolikiem i kapłanem.
Jeden
z policjantów, który pomagał go ująć i prowadził na miejsce egzekucji, odwrócił
się ze łzami w oczach i zaczął go błagać o wybaczenie. Miguel objął tego
roztrzęsionego człowieka i powiedział: "Nie tylko wybaczam tobie, ale i
dziękuję". Potem zwrócił się cicho do plutonu egzekucyjnego: "Niech
Bóg wybaczy wam wszystkim".
Na
więziennym dziedzińcu zebrani byli fotoreporterzy, miejscowi urzędnicy i
dyplomaci. Zapytany o ostatnie życzenie powiedział, że pragnie się pomodlić.
Klęknął przed podziurawionymi przez kule belkami i modlił się żarliwie przez
dwie minuty. Potem wstał, ucałował krzyż i stając twarzą do plutonu
egzekucyjnego, rozkrzyżował ramiona rezygnując z zasłonięcia oczu. Donośnym
głosem zawołał: "Viva Cristo Rey!" (Niech żyje Chrystus
Król!).
Pluton
egzekucyjny nie zabił księdza Pro; śmiertelnie ranny, jeszcze oddychał. Generał
Cruz zbliżył się do niego i strzelił jeszcze raz w głowę Miguela.
Prezydent
Calles, prawdziwy fanatyk, widział w egzekucjach szansę na wykazanie tchórzostwa katolików meksykańskich.
Zapraszał przedstawicieli prasy,
fotografów i wiele innych osób, dzięki czemu powstała dobra dokumentacja fotograficzna owego męczeństwa. Ale
ludzie ci umierali jak bohaterowie i zdjęcia wywoływały zupełnie inną reakcję; posiadanie ich uznano potem
za przestępstwo.
Ciała
Miguela i Humberta spoczęły w domu ojcowskim. Do jednej z ich sióstr tonącej we
łzach, ojciec skierował pytanie: "To tak się zachowujesz w obecności
świętego?" Przez całą noc tłum ludzi żegnał braci Pro. Następnego dnia
odbył się pogrzeb. Kondukt ponad pięciuset samochodów i tysiące ludzi
uczestniczyło w pogrzebie. Trumny tonęły w kwiatach rzucanych z balkonów.
"Kiedy przechodził kondukt pogrzebowy - powiedział pewien ksiądz - ludzie
padali na kolana..." Wydany przez Callesa zakaz jakichkolwiek demonstracji
zlekceważono zupełnie wiedząc, że wszystkie więzienia w Meksyku nie pomieszczą
tych, którzy przyszli oddać hołd świątobliwemu kapłanowi i jego bratu.
Pewna
niewidoma staruszka, której udało się dotknąć jego ciała podczas ceremonii
pogrzebowych, odzyskała wzrok. Trzy inne osoby w przeciągu tygodnia od jego
śmierci oświadczyły, że im również pomógł.
Na
początku lat trzydziestych rozpoczęto proces beatyfikacyjny.
Papież
Jan Paweł II beatyfikował ojca Miguela Augustyna Pro Juareza w 1988 roku. Jego
wspomnienie obchodzimy 23 listopada w rocznicę jego śmierci.
Niedawno
urodzony w Meksyku arcybiskup Los Angeles José Gomez przypominając tych
świadków wiary, napisał: „Musimy brać z nich przykład […] Trzeba pamiętać także
o tej pięknej katechistce służebnicy Bożej Marii de la Luz Camacho. Kiedy armia
przyszła, aby spalić jej kościół, ona stanęła przed drzwiami, aby go bronić.
Zabito ją strzałem w głowę. Trzeba pamiętać o tych bohaterskich kapłanach,
którzy narażając swoje życie odprawiali msze i słuchali spowiedzi”. Ksiądz
arcybiskup wspomina: „Kiedy dorastaliśmy, mieliśmy obrazki z fotografią
wykonaną z momencie, gdy pluton egzekucyjny rozstrzeliwał błogosławionego
księdza Miguela Pro. On, stojąc z rękami rozłożonymi jak Jezus na krzyżu,
umierał z okrzykiem: „Niech żyje Chrystus Król!”.
Najmłodszym
świadkiem wiary i milości do Chrystusa Króla jest błogosławiony José Sánchez
del Río. Został zamęczony w wieku zaledwie 12 lat. Jak przekazali naoczni
świadkowie, żołnierze obcięli mu spody stóp i kazali chodzić,
w międzyczasie kalecząc go maczetami. Namawiali go też, aby krzyczał:
„Śmierć Chrystusowi Królowi!”, dzięki czemu mógłby ocalić swoje życie. Błogosławiony
José nie ugiął się jednak − krzyczał jeszcze głośniej: „Nigdy! Niech żyje
Chrystus Król!”. Został zamordowany strzałem w głowę 10 lutego 1928 roku.
25
maja 2000 roku Jan Paweł II kanonizował dwudziestu pięciu męczenników, którzy
oddali życie za Chrystusa Króla podczas prześladowań katolicyzmu
w Meksyku.
Jednym
z nich był o. Krzysztof Magallanes. Zachował on serce wspaniałomyślne dla swych
oprawców, wybaczając im ich zbrodnię, a ojcowskie dla swego pomocnika w
kapłaństwie, którego pocieszał w ostatnich momentach: „Bądź spokojny, synu, to
tylko chwila, a potem niebo!”. Zaś przed samą egzekucją miał powiedzieć:
„Umieram niewinny, wybaczam z serca tym, którzy przyczynili się do mojej
śmierci, i proszę Boga, by moja krew posłużyła jedności moich meksykańskich
braci”.
Ojciec
Święty Jan Paweł II w homilii kanonizacyjnej mówił: „Nie porzucili oni swojej
odważnej posługi, kiedy wzmogły się prześladowania na ziemi meksykańskiej,
budząc nienawiść do wiary katolickiej. Wszyscy dobrowolnie i spokojnie przyjęli
męczeństwo jako świadectwo swej wiary, publicznie przebaczając swoim
prześladowcom. Byli wierni Bogu i wierze katolickiej, głęboko zakorzenionej w
ich kościelnych wspólnotach, którym służyli. Dzisiaj są wzorem dla całego
Kościoła”.
o. Piotr Męczyński O. Carm.
|