„Jezus
udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a szli z Nim Jego uczniowie i tłum
wielki. Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego,
jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta. Na
jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: "Nie płacz". Potem
przystąpił, dotknął się mar, a ci, którzy je nieśli, stanęli i rzekł: "Młodzieńcze,
tobie mówię, wstań". Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał Go jego matce.
A wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: "Wielki prorok
powstał wśród nas i Bóg łaskawie nawiedził lud swój". I rozeszła się ta
wieść o Nim po całej Judei i po całej okolicznej krainie” (Łk 7, 11-17).
Drodzy
Chrystusie Panu, bracia i siostry!
W
pobliżu Nain Zbawiciel napotyka orszak pogrzebowy; biedna wdowa opłakuje śmierć
jedynaka. „Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: „Nie płacz”.
Możliwe,
że ta niewiasta płacząca przypomniała mu Jego Matkę, która kiedyś miała Go
zobaczyć umierającego na krzyżu, ale potem oglądać także zmartwychwstałego.
Pragnie przywrócić wdowie jedynego syna. Nie czeka, aż Go poproszą, nie wymaga
wyznania wiary — jak to zwykle miało miejsce przed dokonaniem cudu — zdjęty
litością mówi: „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań!”. Jak matce powiedział: „nie
płacz”, tak umarłemu synowi rozkazuje wstać. Tylko ten, kto jest panem życia
i śmierci może tak mówić, używając słów, które sprawiają to, co oznaczają.
„Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce”.
Stary
Testament zapisał również zmartwychwstanie dziecka — syna wdowy ze Sarepty — za
przyczyną Eliasza. Lecz co za różnica! Prorok zwrócił swe błaganie do Boga,
następnie trzykrotnie rozciągnął się nad zwłokami dziecka modląc się: „O Panie,
Boże mój! Błagam Cię, niech dusza tego dziecka wróci do niego” (1 Krl 17, 21). Jezus zaś nie
potrzebuje posługiwać się gestami czy modlitwami, lecz posiadając władzę działa
jak ten, kto własną mocą wydaje prosty rozkaz: wstań.
Te
trzy cuda Jezusa – wskrzeszenie młodzieńca z Nain, 12 – letniej córki Jaira, i
Łazarza z Betanii – zapowiadały i przygotowywały uczniów na to wydarzenie
największe, najważniejsze, kiedy Chrystus zerwie więzy śmierci i zmartwychwstanie.
Bracia
i siostry!
Przejście
ze śmierci do życia ma jeszcze głębszy sens. Ma nam uświadomić podstawową
prawdą: człowiek, pozostający w mocy grzechu, jest umarły, jego dusza doznaje
śmierci.
Święty
Augustyn pisał: „Grzesznik wprawdzie chodzi na swoich nogach, porusza rękami,
patrzy oczyma… Czy jednak ten grzesznik naprawdę żyje? Żyje tylko jego ciało,
ale jego dusza jest martwa. Najważniejsza jego część jest martwa. Mieszkanie
jest żywe, ale jego mieszkaniec nie żyje”.
Dzięki
miłosierdziu Boga zawsze ma jednak szansę na wskrzeszenie i powrót do życia
łaski.
Święty
Augustyn mówi: „Ewangelia opowiada, że Pan wskrzesił widzialnie trzech
umarłych, lecz wskrzesił tysiące umarłych niewidzialnie”. Święty był jednym
z nich, powstał ze straszliwej śmierci grzechu, dzięki łasce Chrystusa.
A podobnie jak on, powstali również inni niezliczeni. Właśnie dzisiaj
drugie czytanie wspomina wielkie nawrócenie Pawła. On sam opisuje je
w liście do Galatów z nadzwyczajną odwagą: „Słyszeliście przecież
o moim postępowaniu ongiś... jak z niezwykłą gorliwością zwalczałem
Kościół Boży i usiłowałem go zniszczyć” (1, 13). Lecz kiedy łaska powaliła go na ziemię na drodze do
Damaszku, „natychmiast, nie radząc się ciała i krwi”, zmienił życie
i poświęcił się całkowicie Ewangelii Chrystusowej. To są te cuda, jakich
Pan nie przestaje działać, wskrzeszając do nowego życia tyle istot opanowanych
grzechem. Lecz trzeba, aby ktoś płakał i cierpiał, by wyjednać takie
zmartwychwstanie. „Niechaj płacze za tobą — mówi św. Ambroży zwracając się do
grzesznika — matka Kościół, który wstawia się za każdym ze swoich synów, jak
wstawiała się matka wdowa za swoim jedynym synem... a lud niezliczony [lud
wierzących] niechaj uczestniczy w bólu dobrej matki”.
Bł.
Ks. Michał Sopoćko, spowiednik świętej s. Faustyny, nawiązując do dzisiejszej
Ewangelii, mówi:
„Wskrzeszenie
tego młodzieńca mas głębokie mistyczne znaczenie. Umarły jest obrazem duszy, w
której grzechy ciężkie zabiły życie nadprzyrodzone. Kościół, jak owa matka,
opłakuje stan owej duszy, ale dopiero Zbawiciel zbliża się do umarłego w
sakramencie pokuty, albo przez straty, klęski i choroby, by obudzić w nim nowe
życie nadprzyrodzone, pobudzić do pokuty i odzyskania łaski”.
Kiedyś była w Oborach matka z synem.
Przyjechali razem z Warszawy. Oboje pozostawili niezwykłe świadectwo. Najpierw matka
Teresa mówi:
„Od
2007r. cierpiałam na ostre bóle kolan. Miałam trudności przy schodzeniu i
wchodzeniu po schodach, do autobusu, klękaniu, wstawaniu. Badania lekarskie
wykazały poważne zmiany w kolanach. Krzyż cierpienia przyjęłam. Cierpiałam i
nie ustawałam w modlitwie. Nie prosiłam dla siebie o zdrowie. Ofiarowałam Maryi
moje cierpienie w intencji syna Piotra – narkomana. I stało się, Matka Boża
cierpliwie słuchająca, pomogła. 25 lutego 2012r. przyjechał do Obór mój syn
narkoman. Sam z własnej woli zapragnął
wziąć udział w pielgrzymce. Przystąpił do Sakramentu Pokuty, przyjął Szkaplerz
Święty. Podczas błogosławieństwa i modlitwy Ojca [karmelity] nad synem doznałam
ponownie silnego bólu w kolanach. Płakałam z bólu i prosiłam Matkę Bolesną o
wstawiennictwo w intencji syna. Przez kilka tygodni ból nie ustępował. To było
współcierpienie matki z moim synem narkomanem”.
Syn
Piotr napisał: „Mam 29 lat. Z zawodu jestem kucharzem. Pragnę podziękować Matce
Bożej Bolesnej za to, że zajęła się mną zniewolonym narkotykami. Przez 6 lat
zażywałem heroinę, byłem w niemocy. Podnosiłem się i upadałem.
Otrzymałem
łaskę z Nieba - pragnienie pojechać na pielgrzymkę do Matki Boskiej Bolesnej,
na którą wybierała się moja Mama. Uradowałem się bo było dla mnie miejsce w
autokarze.
Gdy
znalazłem się przed Oborską Pietą ogarnęło mnie wzruszenie, odczułem, że Matka
Boża bierze mnie na Swoje kolana i przytula do Swego Serca. Zrozumiałem, że
Matka Boża pragnie mi pomóc wyzwolić się z sideł zła. Przystąpiłem do
Sakramentu Spowiedzi Świętej i z radością przyjąłem Szkaplerz Święty. (…)
Dziękuje
Ci Matko że pomogłaś i pomagasz mi, prowadzisz do Jezusa przez Sakrament
Pokuty, który jest moim uzdrowieniem. Stajesz na drodze mojej codzienności
poprzez życzliwych wspomagających mnie ludzi, którzy ratują mnie od zagłady
ciała i duszy.
Pragnę
podziękować Matce Bożej za Jej opiekę, wyprowadzenie z nałogu i czuwanie
nade mną. Jestem wolnym człowiekiem, Twoim dzieckiem Maryjo”.
Wracam
jeszcze do świadectwa matki. Teresa pisze: „Po powrocie z Obór lekarz zlecił
ponownie badanie kolan. W porównaniu z
poprzednim badaniem wynik badań zadziwił lekarza wykazał, cytuję: „ nie ma
żadnych zmian w kolanach (wynik w załączeniu do świadectwa). (…) Cisną się na
usta słowa pieśni: „ i chodząc i skacząc wciąż Pana chwal”. Tak mogę skakać i
tańczyć w uwielbieniu Pana.
Tylko
Jezus jest Panem życia i Najlepszym Lekarzem. Jezus przez wstawiennictwo Matki
Oborskiej uzdrowił mnie, uzdrowił z nałogu syna.
Jezusowi
chwała, cześć i uwielbienie”.
Drodzy
Moi!
Słowo
dzisiejszej liturgii pyta nas o nasze pragnienie życia, przede wszystkim tego
życia wewnętrznego, życia w komunii z Bogiem zapoczątkowanego na chrzcie
świętym. Życie biologiczne chronimy. Czy równie gorliwie troszczymy się o to
duchowe? „Cóż za korzyść przyniesie człowiekowi, choćby cały świat zyskał, a na
swej duszy szkodę poniósł?” – pyta Chrystus. To również do mnie skierowane jest
Jego wezwanie: „Młodzieńcze, tobie mówię wstań!”, czyli zobacz w konfesjonale
szansę na cud; szansę na powrót do prawdziwego życia i trwania w przyjaźni z
Bogiem .
Potem, najmilsi bracia i siostry, od konfesjonału idziemy do
ołtarza, gdzie w Eucharystii odnajdujemy Tę samą, żywą Miłość, która dwa
tysiące lat temu otworzyła grób i rozerwała pieczęcie.
Jezus
Miłosierny przychodzi do nas w komunii świętej, zwraca ku nam swoje słodkie
Oblicze jak na zbolałą matkę młodzieńca z Nain i mówi: „Nie płacz”.
Pan
ociera nasze łzy, wskrzesza nadzieję w sercu, i mówi: Nie lękaj się! Ja jestem
z tobą! „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie
wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6, 54).
Amen.
o.
Piotr Męczyński O. Carm.
|