"Twój przykład niech nas prowadzi, abyśmy umieli uczynić z naszego życia
nieustanny hymn uwielbienia miłości Bożej. Rozbudź w nas wrażliwość na
potrzeby innych i gorliwość w niesieniu pomocy cierpiącym, daj nam
zdolność towarzyszenia samotnym i budowania nadziei tam, gdzie
rozgrywają się ludzkie dramaty. Na każdym etapie naszego życia, radosnym
czy smutnym, z macierzyńską miłością ukazuj nam Twego Syna Jezusa, o
łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo" (bł. Jan Paweł II)
Droga
Rodzino Matki Bolesnej!
W
klasztornej kaplicy (oratorium) w Oborach znajduje się gipsowa replika Cudownej
Figury Matki Bożej Bolesnej, wykonana w 1971 roku, w celu eksponowania
zabytkowych koron i sukienek, które przez ponad 200 lat dotykały i zdobiły
Oborską Pietę w kościele.
Matka
Boża Bolesna, patronka parafii, w swojej kopii nawiedziła wszystkie rodziny,
przechodziła w każdej wiosce z domu do domu. Pierwsza peregrynacja kopii
Cudownej Figury dokonała się w latach 1995 – 1997, w związku z Jubileuszem 600
– lecia pobytu karmelitów w Polsce; drugie nawiedzenie odbyło się w latach 2004
– 2005 w związku z Jubileuszem 400 – lecia kościoła i klasztoru karmelitów w
Oborach.
Matka
Bolesna w tej figurze swego nawiedzenia, opuściła klasztorną kaplicę, wyszła
niejako ze swego Domu, aby być jeszcze bardziej w domach i sercach swoich
dzieci. Pragnęła w ten prosty sposób przypomnieć, że zawsze jest blisko,
szczególnie wszystkich chorych i cierpiących, tak jak Jej Syn na kalwaryjskiej
drodze.
To
Nawiedzenie kopii Cudownej Figury Matki Bolesnej w Parafii znalazło niejako
swoją kontynuację w małych figurkach Maryi Bolesnej, które pielgrzymi
nawiedzający oborskie sanktuarium zabierają do domu i umieszczają na rodzinnym
ołtarzyku lub stawiają na stoliku przy łóżku chorego. Niektórzy nawet wznoszą
dla Niej piękne przydomowe kapliczki, pragnąc by Maryja pozostała z nimi na
zawsze.
To
Nawiedzenie jest zatem wielkim darem Serca Maryi, ale także wielkim zadaniem,
które Ona składa w sercach swoich dzieci. Każdy z wiernych czcicieli Oborskiej
Matki Bolesnej ma być Jej żywą „ikoną”, Jej żywą „kopią”. Będzie to też nasza
odpowiedź – w duchu Maryi - na Chrystusowe: „Byłem chory, a odwiedziliście
Mnie” (Mt 25, 36). Nasza Niebieska Matka chce ich nawiedzać z nami i przez nas.
Prośmy by do nich przyszła ze swoją czułą i troskliwą miłością, używając nas
jako swoich narzędzi. Bądźmy całkowicie Jej, by mogła przez nas kontynuować
swoje macierzyńskie nawiedzenie. Odnawiajmy codziennie nasze oddanie się Maryi,
Jej miłość w naszych sercach, Jej spojrzenie w naszych oczach, Jej uśmiech na
naszych twarzach, Jej pokój w naszym głosie, Jej miłosierdzie w naszych
wyciągniętych dłoniach. Pozwólmy, by nas prowadziła i używała według swojej
woli, kiedy i jak chce, bądźmy posłuszni Jej cichym wezwaniom, by mogła przez
nas kontynuować swoją macierzyńską posługę i opatrywać rany swoich dzieci. Niech
Ona będzie zawsze obecna, gdy odwiedzamy i pielęgnujemy chorych, gdy czuwamy
przy umierających. Polecajmy ich w koronce do siedmiu boleści Maryi. Rozdawajmy
im poświęcone obrazki i małe figurki naszej Oborskiej Matki oraz brązowe
szkaplerze karmelitańskie. To szczególnie miłe Sercu Maryi znaki Jej obecności
i narzędzia Jej łaski.
Drodzy
bracia i siostry! Niebieska Matka pragnie kontynuować przez nas swoje
nawiedzenie. Potrzebuje tylko naszego dziecięcego zawierzenia i całkowitego
oddania, by mogła nas używać jako swoje narzędzia.
Przykładem
tego ufnego oddania Matce Bożej Bolesnej mogą być dla nas dzieci, które razem
ze swoimi rodzicami regularnie nawiedzają oborskie sanktuarium.
12
– letnia Samanta, najmłodsza z sześciorga rodzeństwa, zawsze pogodna, uczennica
piątej klasy szkoły podstawowej, niskiego wzrostu, ale wielkiego serca. W swoim
dziecięcym świadectwie napisała: „Choruję na kamienicę cystynową. Polega ona na
tym, że mam kamienie na nerkach twarde jak diament. Kiedy miałam roczek miałam
dwie pierwsze operacje, a wszystkich było dziewięć. (…) Od kiedy zaczęłam przyjeżdżać
do Obór [miała wtedy 8 lat] kamienie zaczęły znikać, a przedtem nie chciały się
w ogóle rozpuszczać. Kiedy miałam 6 lat miałam sześć nefrostomii, rok temu
dwie, a dzisiaj jedną [z lewej strony]. W urodziny odblokował mi się moczowód.
Po wężyku z prawej strony pozostała tylko blizna, myślę, że po tym [z lewej]
tez pozostanie tylko ślad. Razem z rodzicami jeżdżę do Obór co sobotę i
niedzielę. Odmawiam różaniec za chorych, kiedy ojciec przy ołtarzu ich
błogosławi. Poznałam wiele osób, które też tu przyjeżdżają, tak jak ja”.
Pewnego
dnia Mama Samanty powiedziała do mnie: „Proszę Ojca, ona nigdy się nie skarży,
jest taka spokojna. Od trzech lat, od dnia kiedy tu przyjeżdżamy z naszą
córeczką, maż nie pije”. To ona w każdą niedzielę swoim delikatnym i spokojnym
głosem prowadzi modlitwę różańcową w trakcie kapłańskiego błogosławieństwa
udzielanego chorym.
Kiedy uśmiechając się pytam, kto poprowadzi dzisiaj różaniec, ona już jest w
połowie drogi do ołtarza. W tej dziecięcej posłudze jest niezwykle wierna Matce
Bolesnej. Na tablicy wotywnej obok Cudownej Figury zawisły jej
dziecięce ryngrafy z wizerunkiem Maryi wykonane z tektury i plasteliny.
Kolejna
dziewczynka, którą wspominam z radością to niewidoma Angelika z Podlasia, uczennica
drugiej klasy gimnazjum. Straciła wzrok mając 12 lat. Od dwóch lat pielgrzymuje
z rodzicami do Matki Bolesnej. Kilkakrotnie podczas Mszy świętej w Oborach
czytała przy ołtarzu Słowo Boże zapisane Breilem. Przesuwając palcem po białej
kartce z wytłoczonymi literkami, powoli i wyraźnie odczytała tekst. Była to dla
niej wielka radość, podobnie jak aktywny udział w odmawianiu różańca i koronki do
Bożego Miłosierdzia. Tutaj, w Oborach, czuje się szczęśliwa, znajduje swój
drugi dom.
Ostatnio,
w prosty i piękny sposób pomogła mi ponownie zrozumieć, co to znaczy oddać się
całkowicie w ręce Matki Bożej, co to znaczy być Jej dzieckiem. Angelika
podprowadzona przez mamę, trzymając ją za rękę, zbliżyła się do Jezusa
Eucharystycznego w
tabernakulum ołtarza. Potem podeszła do zakrystii. Tutaj podała mi
białą kartkę zapisaną Breilem, na której dopisała jedynie czarnym długopisem u
dołu swoje imię.
Myślę,
najmilsi bracia i siostry, że scena ta może stanowić jakże piękny i wymowny
obraz naszego ufnego powierzenia się prowadzeniu Maryi w naszej pielgrzymce
wiary.
Św.
Maksymilian Kolbe uczył: „Pozwólmy się tylko Jej prowadzić coraz to doskonalej,
a Ona sama w nas i przez nas jak najwięcej zrobi dla zbawienia dusz, zdobycia
ich dla siebie, a przez Nią dla Serca Pana Jezusa” (POMK III, 540).
Podobnie
jak Angelika,
powinniśmy z ufnością uchwycić się macierzyńskiej dłoni Maryi i pozwolić się prowadzić
przez naszą Niebieską Mamę. Trzymajmy się mocno Różańca i wsłuchujmy uważnie w
Jej matczyne natchnienia. To wymaga osobistego zaangażowania, wierności
modlitwie i czystości serca.
Powinniśmy
być w Jej dłoniach, jak biała kartka, pozwalając, by Ona tę kartę naszego życia
codziennie zapisywała według swojej woli, by czyniła z nami co zechce.
Wystarczy, że Ona wie i prowadzi nas krok po kroku. Zaufanie jest tutaj podstawą
wszystkiego.
Niestety
czasami o tym zapominamy i liczymy tylko na siebie. Mamy już gotowy projekt dla
naszego życia i pragniemy by Bóg go tylko pobłogosławił i podpisał ten nasz
ludzki plan. A ma być dokładnie odwrotnie. To Bóg ma plan, a my jak Maryja,
pokorna służebnica Pańska, mamy go odczytać i z Jej pomocą wypełnić.
Dlatego
święty Maksymilian mówi: „Sami z siebie nic nie potrafimy, ale przy pomocy
Niepokalanej cały świat nawrócimy, mówię, cały świat do jej stóp rzucimy! Bądźmy
tylko Jej, w całości Jej, bezgranicznie Jej. Niech Ona żyje w nas,
działa w nas i wszystko robi w nas. Bądźmy Jej ślepym narzędziem
(...). Niech Ona robi z nami, co się Jej tylko podoba”. Pozwólmy, by Ona
tę białą kartę naszego życia codziennie zapisywała, by nas prowadziła, by się
nami posługiwała według zamysłów miłości swego Niepokalanego Serca.
Dzięki
temu dziecięcemu zawierzeniu Matka Boża będzie mogła działać w nas i przez nas.
W ten sposób Maryja będzie mogła kontynuować swoje macierzyńskie nawiedzenie,
niosąc wszędzie miłość i
błogosławieństwo swego najmilszego Syna, słodycz Jego miłosierdzia dla biednych
grzeszników, rosę Boskiej pociechy dla serc strapionych, dar uzdrowienia i
umocnienia w niesieniu krzyża choroby oraz prawdziwy pokój i radość w Duchu
Świętym. Wtedy także nasi drodzy chorzy, których odwiedzamy, doświadczą miłości
Maryi i będą mogli powtórzyć za Elżbietą z Ain Karem: „Matka mojego Pana
przychodzi do mnie!” (por. Łk 1, 43).
Jak
uczy bł. Jan Paweł II „Maryja (…) uznając się za służebnicę Pana, oddaje się
zarazem na służbę Jego miłości do ludzi. (…) Znamienne jest, że przyjąwszy
wielkodusznie zwiastowanie anielskie, udaje się pospiesznie do Elżbiety, aby
jej pomóc. (…) Wpatrując się w Nią - Uzdrowienie chorych - wielu chrześcijan w
kolejnych stuleciach nauczyło się opiekować chorymi z prawdziwie macierzyńską
czułością”.
Drodzy
bracia i siostry, tego uczy nas tutaj, w tej oborskiej „Sali na górze”, Maryja
Bolesna, okrywając nas swoim płaszczem – szkaplerzem świętym.
Jako
Jej wierne dzieci bądźmy apostołami szkaplerza karmelitańskiego, dzielmy się
tym darem z innymi, szczególnie z naszymi drogimi chorymi i cierpiącymi. Wprowadzajmy ich pod płaszcz opieki Maryi, oni tego ciepła
szaty Jej macierzyńskiej miłości najbardziej potrzebują. W ten prosty sposób
Maryja Bolesna przypomina im o swej cichej obecności u ich boku, podobnie jak
była u boku Syna na kalwaryjskiej drodze, i pod Jego krzyżem na Golgocie. Ileż
pociechy, otuchy i nadziei niesie ta pokorna brązowa szata Niebieskiej Matki
okrywająca czule ich chore ciała i zbolałe serca w drodze na szczyt Bożej
Chwały.
Abp
Celestyno Migliore, nuncjusz apostolski w Polsce, w kazaniu wygłoszonym 8
grudnia 2011 r. w Niepokalanowie, powiedział:
Pewna
mistyczka naszych czasów tak opisała swoje przeżycia:
„Weszłam
pewnego dnia do kościoła i z sercem pełnym ufności zapytałam Jezusa:
"Dlaczego zechciałeś pozostać na ziemi w każdym miejscu ziemi pod postacią
Eucharystii, a nie znalazłeś - Ty, który jesteś Bogiem - sposobu, aby przynieść
tu i pozostawić również Maryję, Matkę nas wszystkich, którzy jesteśmy w
drodze?" Z ciszy zdawała się płynąć odpowiedź: "Nie pozostawiłem Jej,
ponieważ chcę zobaczyć Ją w tobie. Wprawdzie nie jesteście niepokalani, lecz
moja miłość przywróci wam dziewiczość. I wy otworzycie ramiona i matczyne serce
dla ludzkości, która tak samo, jak niegdyś, pragnie swego Boga i Jego Matki. Do
was teraz należy uśmierzać cierpienia, goić rany, wysuszać łzy".
Święty Maksymilian uczy: „My
chcemy być w sposób jeszcze bardziej bezgraniczny zawładnięci przez Nią, by to
Ona sama myślała, mówiła, działała za naszym pośrednictwem. Pragniemy do tego
stopnia należeć do Niepokalanej, by nie pozostało w nas nic, co by Nią nie
było, byśmy jakby unicestwili się w Niej, byśmy przemienili się w Nią, aby tylko
Ona pozostawała”. (POMK, VII, 452).
Drodzy
Bracia i Siostry! Co to w praktyce powinno oznaczać dla nas przyjmujących
i noszących szkaplerz Matki Bożej?
Tego
własnym przykładem uczył nas bł. Jan Paweł II. Jeszcze jako młody kapłan w
parafii św. Floriana w Krakowie, w 1949 roku Karol Wojtyła w sposób czynny
propagował wśród swoich podopiecznych ideę szkaplerznego nabożeństwa.
Dowiadujemy się o tym z relacji śp. o. Rudolfa Warzechy OCD, który wspomina o
wydarzeniu z roku 1949:
"Tam
właśnie [w Kościele św. Floriana] urządził pionierskie rekolekcje dla chorych
z parafii. Kościół zamienił się jakby w salę szpitalną, były pielęgniarki,
chorzy z łóżkami, lekarze, sanitariusze. Patronował tam Karol Wojtyła, chodził
między nimi z uśmiechem. Na Karmel (do klasztoru przy ul. Rakowickiej)
przyszedł jako czciciel Matki Bożej Szkaplerznej z zaproszeniem, żeby tych
chorych przyjąć do rodziny Świętego Szkaplerza Matki Bożej. Miałem to
szczęście, że mnie właśnie tam wysłali. W ostatnim dniu, na pożegnanie tych
chorych, po wygłoszeniu konferencji o Matce Bożej Szkaplerznej i o łaskach
Szkaplerza św. razem z Ojcem Świętym szliśmy wśród chorych i wśród radości,
łez, przyjmowaliśmy chorych do Szkaplerza świętego. Chorzy dziękowali, jak
mogli, często te dziękczynienia kończyły się wzruszeniami i łzami".
Ks.
Wojtyła na koniec zwrócił się też do chorych ze słowem zachęty: "Noście
zawsze szkaplerz święty. Ja zawsze mam szkaplerz na sobie, i wiele z tego
nabożeństwa doznałem pożytku".
Odziani
szkaplerzem stanowią jakby oczy, ręce i nogi Maryi, dzięki którym może Ona
dotrzeć do wszystkich potrzebujących. Jej pomoc nie ogranicza się wyłącznie do
matczynego uczucia miłości względem nas, ale zawsze jest konkretna
i skuteczna. Ci, którzy się Jej oddają, powinni więc zająć podobną
postawę.
Takiej
postawy oddania się Matce Bożej i otwartości na natchnienia Ducha Świętego,
postawy miłosierdzia zdolnej do przełamywania wszelkich sztywnych schematów, uczył
nas umiłowany Ojciec Święty Jan Paweł II. Oto jeszcze jeden z wymownych
przykładów:
„Powróciwszy
z Kalkuty 1986 roku. Papież szybko przystąpił do działań na rzecz
założenia w Watykanie domu miłosierdzia prowadzonego przez Misjonarki
Miłości Matki Teresy.
Administratorzy
papiescy oświadczyli, że to niemożliwe. Jak można wpuścić biednych
i włóczęgów do Watykanu? Co z bezpieczeństwem? Jan Paweł II nalegał
i ostatecznie znaleziono rozwiązanie – przejęcie odnowionego budynku na
granicy Państwa Watykańskiego, obok siedziby Kongregacji Nauki Wiary,
w pewnym sensie jednak nadal wewnątrz murów watykańskich. Papież
pobłogosławił kamień węgielny domu gościnnego dla najuboższych. Dom otrzymał
imię Dar Maryi. Do dzisiaj znajdują się w nim sale sypialne dla mężczyzn
i kobiet, dom może zapewnić nocleg jednorazowo dla siedemdziesięciu
osobom. Dwie jadalnie i kuchnia żywią dziennie stu bezdomnych”. (por.
George Weigel, Świadek nadziei. Wyd. Znak, Kraków 2000, str. 714-715).
Bracia
i Siostry! Ojciec święty swoim przykładem uczył nas nowej wyobraźni
miłosierdzia, która zawsze jest otwartością i wiernością Duchowi Świętemu i
Jego natchnieniom. Tylko taka postawa, postawa prawdziwie maryjna, może być
przekonywującym dowodem, że „Kościół jest naszym Domem”. Winniśmy zatem postępować
w taki sposób, aby w każdej chrześcijańskiej wspólnocie ubodzy czuli
się jak u siebie w domu (Jan Paweł II, Novo millennio ineunte, 50).
Niech nieustannie przypomina nam o tym brązowy szkaplerz, dar Maryi,
spoczywający na naszym sercu. Niech szata Maryi, naszej Niebieskiej Matki
przypomina nam pragnienie Jezusa: „Chcę Ją zobaczyć w tobie”.
Milena
z Nowego Dworu Mazowieckiego, należąca do Wspólnoty miłości Matki Bolesnej „Pieta”,
od niedawna posługuje jako wolontariuszka na oddziale hematologii w szpitalu.
Dzieląc się radością swojej nowej posługi pisze: „W ostatnią sobotę byłam po
raz drugi na oddziale - 3 osoby przyjęły Szkaplerz i widziałam w oczach chorych
wielką nadzieję jak zobaczyli mnie, jak wyglądam po chorobie i że z tego można
się wyleczyć. Wielu było także zdziwionych, że mam odwagę tam przychodzić.
Większość chorych kiedy kończy leczenie omija oddział szerokim łukiem. Mam
nadzieję, że dam radę wspomagać tam chorych. (…)
W październiku 2008 roku dowiedziałam się, że jestem chora na
ostrą białaczkę szpikową. Kiedy mój stan był beznadziejny i lekarze rozkładali
ręce, przyjęłam sakrament namaszczenia chorych i wyraźnie lepiej się poczułam.
Zostałam uzdrowiona.
Wiele zawdzięczam Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach,
gdzie pojechaliśmy całą rodziną. Od chwili przyjęcia Szkaplerza Świętego czuję
troskliwą opiekę Matki Bożej każdego dnia. Często wspominam wieczory przed
rozpoczęciem leczenia chemioterapią, kiedy nie mogłam zasnąć, ponieważ bałam
się, że już więcej się nie obudzę. To był dla mnie wielki dramat, ponieważ
kiedy już wszyscy zasypiali w domu, nie wiedzieli, że dla mnie rozpoczyna się
wielki dramat. Nie mówiłam mojej rodzinie o tym problemie, ponieważ nie
chciałam ich martwić. Kiedy nie mogłam zasnąć zawsze ściskałam w ręku Szkaplerz
Święty i modliłam się. Nawet nie wiem, w którym momencie spokojnie zasypiałam i
czułam bezpieczeństwo. Szkaplerz Święty jest dla mnie szczególnym znakiem
przynależności do Matki Bożej, nigdy nie rozstaję się z nim. Do dziś nawiedzam
Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej, gdyż to miejsce jest dla mnie szczególne i
bliskie mojemu sercu. Dziękuje Matce Bożej za wiele łask uproszonych za Jej
pośrednictwem i za Jej nieustanną opiekę.
W
styczniu 2010 rozpoczęłam posługę w wolontariacie ,, Dobrze, że jesteś” na Oddziale
Intensywnej Opieki Hematologicznej, gdzie sama byłam leczona. Posługa ta
sprawia mi wielką radość, że mogę pomóc dobrym słowem, rozmową szczególnie z tymi, którzy upadają na duchu. Świadcząc o moim
uzdrowieniu umacniam wiarę i rozpalam nadzieję w chorych. Cieszę się z tej
posługi, gdyż mogę dać coś z siebie innym.
Chorzy często pytają, skąd mam tyle
siły i odwagi, żeby przychodzić na oddział? Odpowiedź jest prosta: Bóg uzdalnia
mnie do tej posługi. Największym poruszeniem dla mnie na oddziale było stwierdzenie
chorej słuchającej mojego świadectwa, która płacząc powiedziała: ,,Nic lepszego
nie mogło mnie dziś spotkać. Dobrze, że jesteś”.
Barbara
z Gdańska pisze: „16 lipca 2011 r. wzięłam z Obór szkaplerz dla chorej ale
przyznam się szczerze, że bez wcześniejszego uzgodnienia, po prostu w ciemno. Miałam dylemat bo znałam
osobę tylko na gruncie towarzyskim, chodziłyśmy razem na zajęcia plastyczne i
Uniwersytet Trzeciego Wieku natomiast nie widziałam koleżanki w kościele mimo,
że byłyśmy z tej samej parafii. Martwiłam się co będzie jak do niej zadzwonię a
ona nie przyjmie szkaplerza. Na wszelki wypadek zanim do niej zadzwoniłam
odmówiłam modlitwę Pod Twoją Obronę, wzięłam słuchawkę i niech się dzieje wola
Nieba. Po krótkim opowiedzeniu o pielgrzymce do Obór mówię: - „Krysiu,
przywiozłam Tobie szkaplerz” i w tym momencie usłyszałam wielką radość: -
„Naprawdę z myślą o mnie przywiozłaś szkaplerz?
Bardzo chciałam mieć szkaplerz, tak się cieszę”.
Matko
Bolesna z Oborskiego Wieczernika, razem umiłowanym Janem Pawłem II ku Tobie z
ufnością zawracamy nasze oczy i serca:
„Twojej
matczynej dobroci powierzamy łzy, westchnienia i nadzieje chorych. Niech uleczy
ich rany dobroczynny balsam pocieszenia i nadziei. Ich cierpienie, zjednoczone
z cierpieniem Jezusa, niech się stanie narzędziem odkupienia.
Twój
przykład niech nas prowadzi, abyśmy umieli uczynić z naszego życia nieustanny
hymn uwielbienia miłości Bożej. Rozbudź w nas wrażliwość na potrzeby innych i
gorliwość w niesieniu pomocy cierpiącym, daj nam zdolność towarzyszenia
samotnym i budowania nadziei tam, gdzie rozgrywają się ludzkie dramaty. Na
każdym etapie naszego życia, radosnym czy smutnym, z macierzyńską miłością
ukazuj nam Twego Syna Jezusa, o łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo”.
Amen.
o.
Piotr Męczyński O. Carm.
|