08.10.2013
Maryjne Nawiedzenie - dar i zadanie


"Twój przykład niech nas prowadzi, abyśmy umieli uczynić z naszego życia nieustanny hymn uwielbienia miłości Bożej. Rozbudź w nas wrażliwość na potrzeby innych i gorliwość w niesieniu pomocy cierpiącym, daj nam zdolność towarzyszenia samotnym i budowania nadziei tam, gdzie rozgrywają się ludzkie dramaty. Na każdym etapie naszego życia, radosnym czy smutnym, z macierzyńską miłością ukazuj nam Twego Syna Jezusa, o łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo" (bł. Jan Paweł II)

Droga Rodzino Matki Bolesnej!

W klasztornej kaplicy (oratorium) w Oborach znajduje się gipsowa replika Cudownej Figury Matki Bożej Bolesnej, wykonana w 1971 roku, w celu eksponowania zabytkowych koron i sukienek, które przez ponad 200 lat dotykały i zdobiły Oborską Pietę w kościele.

Matka Boża Bolesna, patronka parafii, w swojej kopii nawiedziła wszystkie rodziny, przechodziła w każdej wiosce z domu do domu. Pierwsza peregrynacja kopii Cudownej Figury dokonała się w latach 1995 – 1997, w związku z Jubileuszem 600 – lecia pobytu karmelitów w Polsce; drugie nawiedzenie odbyło się w latach 2004 – 2005 w związku z Jubileuszem 400 – lecia kościoła i klasztoru karmelitów w Oborach.

Matka Bolesna w tej figurze swego nawiedzenia, opuściła klasztorną kaplicę, wyszła niejako ze swego Domu, aby być jeszcze bardziej w domach i sercach swoich dzieci. Pragnęła w ten prosty sposób przypomnieć, że zawsze jest blisko, szczególnie wszystkich chorych i cierpiących, tak jak Jej Syn na kalwaryjskiej drodze.  

To Nawiedzenie kopii Cudownej Figury Matki Bolesnej w Parafii znalazło niejako swoją kontynuację w małych figurkach Maryi Bolesnej, które pielgrzymi nawiedzający oborskie sanktuarium zabierają do domu i umieszczają na rodzinnym ołtarzyku lub stawiają na stoliku przy łóżku chorego. Niektórzy nawet wznoszą dla Niej piękne przydomowe kapliczki, pragnąc by Maryja pozostała z nimi na zawsze.

To Nawiedzenie jest zatem wielkim darem Serca Maryi, ale także wielkim zadaniem, które Ona składa w sercach swoich dzieci. Każdy z wiernych czcicieli Oborskiej Matki Bolesnej ma być Jej żywą „ikoną”, Jej żywą „kopią”. Będzie to też nasza odpowiedź – w duchu Maryi - na Chrystusowe: „Byłem chory, a odwiedziliście Mnie” (Mt 25, 36). Nasza Niebieska Matka chce ich nawiedzać z nami i przez nas. Prośmy by do nich przyszła ze swoją czułą i troskliwą miłością, używając nas jako swoich narzędzi. Bądźmy całkowicie Jej, by mogła przez nas kontynuować swoje macierzyńskie nawiedzenie. Odnawiajmy codziennie nasze oddanie się Maryi, Jej miłość w naszych sercach, Jej spojrzenie w naszych oczach, Jej uśmiech na naszych twarzach, Jej pokój w naszym głosie, Jej miłosierdzie w naszych wyciągniętych dłoniach. Pozwólmy, by nas prowadziła i używała według swojej woli, kiedy i jak chce, bądźmy posłuszni Jej cichym wezwaniom, by mogła przez nas kontynuować swoją macierzyńską posługę i opatrywać rany swoich dzieci. Niech Ona będzie zawsze obecna, gdy odwiedzamy i pielęgnujemy chorych, gdy czuwamy przy umierających. Polecajmy ich w koronce do siedmiu boleści Maryi. Rozdawajmy im poświęcone obrazki i małe figurki naszej Oborskiej Matki oraz brązowe szkaplerze karmelitańskie. To szczególnie miłe Sercu Maryi znaki Jej obecności i narzędzia Jej łaski.

Drodzy bracia i siostry! Niebieska Matka pragnie kontynuować przez nas swoje nawiedzenie. Potrzebuje tylko naszego dziecięcego zawierzenia i całkowitego oddania, by mogła nas używać jako swoje narzędzia.

Przykładem tego ufnego oddania Matce Bożej Bolesnej mogą być dla nas dzieci, które razem ze swoimi rodzicami regularnie nawiedzają oborskie sanktuarium.

12 – letnia Samanta, najmłodsza z sześciorga rodzeństwa, zawsze pogodna, uczennica piątej klasy szkoły podstawowej, niskiego wzrostu, ale wielkiego serca. W swoim dziecięcym świadectwie napisała: „Choruję na kamienicę cystynową. Polega ona na tym, że mam kamienie na nerkach twarde jak diament. Kiedy miałam roczek miałam dwie pierwsze operacje, a wszystkich było dziewięć. (…) Od kiedy zaczęłam przyjeżdżać do Obór [miała wtedy 8 lat] kamienie zaczęły znikać, a przedtem nie chciały się w ogóle rozpuszczać. Kiedy miałam 6 lat miałam sześć nefrostomii, rok temu dwie, a dzisiaj jedną [z lewej strony]. W urodziny odblokował mi się moczowód. Po wężyku z prawej strony pozostała tylko blizna, myślę, że po tym [z lewej] tez pozostanie tylko ślad. Razem z rodzicami jeżdżę do Obór co sobotę i niedzielę. Odmawiam różaniec za chorych, kiedy ojciec przy ołtarzu ich błogosławi. Poznałam wiele osób, które też tu przyjeżdżają, tak jak ja”.   

Pewnego dnia Mama Samanty powiedziała do mnie: „Proszę Ojca, ona nigdy się nie skarży, jest taka spokojna. Od trzech lat, od dnia kiedy tu przyjeżdżamy z naszą córeczką, maż nie pije”. To ona w każdą niedzielę swoim delikatnym i spokojnym głosem prowadzi modlitwę różańcową w trakcie kapłańskiego błogosławieństwa udzielanego chorym. Kiedy uśmiechając się pytam, kto poprowadzi dzisiaj różaniec, ona już jest w połowie drogi do ołtarza. W tej dziecięcej posłudze jest niezwykle wierna Matce Bolesnej. Na tablicy wotywnej obok Cudownej Figury zawisły jej dziecięce ryngrafy z wizerunkiem Maryi wykonane z tektury i plasteliny.

Kolejna dziewczynka, którą wspominam z radością to niewidoma Angelika z Podlasia, uczennica drugiej klasy gimnazjum. Straciła wzrok mając 12 lat. Od dwóch lat pielgrzymuje z rodzicami do Matki Bolesnej. Kilkakrotnie podczas Mszy świętej w Oborach czytała przy ołtarzu Słowo Boże zapisane Breilem. Przesuwając palcem po białej kartce z wytłoczonymi literkami, powoli i wyraźnie odczytała tekst. Była to dla niej wielka radość, podobnie jak aktywny udział w odmawianiu różańca i koronki do Bożego Miłosierdzia. Tutaj, w Oborach, czuje się szczęśliwa, znajduje swój drugi dom.

Ostatnio, w prosty i piękny sposób pomogła mi ponownie zrozumieć, co to znaczy oddać się całkowicie w ręce Matki Bożej, co to znaczy być Jej dzieckiem. Angelika podprowadzona przez mamę, trzymając ją za rękę, zbliżyła się do Jezusa Eucharystycznego w tabernakulum ołtarza. Potem podeszła do zakrystii. Tutaj podała mi białą kartkę zapisaną Breilem, na której dopisała jedynie czarnym długopisem u dołu swoje imię.

Myślę, najmilsi bracia i siostry, że scena ta może stanowić jakże piękny i wymowny obraz naszego ufnego powierzenia się prowadzeniu Maryi w naszej pielgrzymce wiary.

Św. Maksymilian Kolbe uczył: „Pozwólmy się tylko Jej prowadzić coraz to doskonalej, a Ona sama w nas i przez nas jak najwięcej zrobi dla zbawienia dusz, zdobycia ich dla siebie, a przez Nią dla Serca Pana Jezusa” (POMK III, 540).

Podobnie jak Angelika, powinniśmy z ufnością uchwycić się macierzyńskiej dłoni Maryi i pozwolić się prowadzić przez naszą Niebieską Mamę. Trzymajmy się mocno Różańca i wsłuchujmy uważnie w Jej matczyne natchnienia. To wymaga osobistego zaangażowania, wierności modlitwie i czystości serca.

Powinniśmy być w Jej dłoniach, jak biała kartka, pozwalając, by Ona tę kartę naszego życia codziennie zapisywała według swojej woli, by czyniła z nami co zechce. Wystarczy, że Ona wie i prowadzi nas krok po kroku. Zaufanie jest tutaj podstawą wszystkiego.

Niestety czasami o tym zapominamy i liczymy tylko na siebie. Mamy już gotowy projekt dla naszego życia i pragniemy by Bóg go tylko pobłogosławił i podpisał ten nasz ludzki plan. A ma być dokładnie odwrotnie. To Bóg ma plan, a my jak Maryja, pokorna służebnica Pańska, mamy go odczytać i z Jej pomocą wypełnić.

Dlatego święty Maksymilian mówi: „Sami z siebie nic nie potrafimy, ale przy pomocy Niepokalanej cały świat nawrócimy, mówię, cały świat do jej stóp rzucimy! Bądźmy tylko Jej, w całości Jej, bezgranicznie Jej. Niech Ona żyje w nas, działa w nas i wszystko robi w nas. Bądźmy Jej ślepym narzędziem (...). Niech Ona robi z nami, co się Jej tylko podoba”. Pozwólmy, by Ona tę białą kartę naszego życia codziennie zapisywała, by nas prowadziła, by się nami posługiwała według zamysłów miłości swego Niepokalanego Serca.

Dzięki temu dziecięcemu zawierzeniu Matka Boża będzie mogła działać w nas i przez nas. W ten sposób Maryja będzie mogła kontynuować swoje macierzyńskie nawiedzenie, niosąc  wszędzie miłość i błogosławieństwo swego najmilszego Syna, słodycz Jego miłosierdzia dla biednych grzeszników, rosę Boskiej pociechy dla serc strapionych, dar uzdrowienia i umocnienia w niesieniu krzyża choroby oraz prawdziwy pokój i radość w Duchu Świętym. Wtedy także nasi drodzy chorzy, których odwiedzamy, doświadczą miłości Maryi i będą mogli powtórzyć za Elżbietą z Ain Karem: „Matka mojego Pana przychodzi do mnie!” (por. Łk 1, 43).

Jak uczy bł. Jan Paweł II „Maryja (…) uznając się za służebnicę Pana, oddaje się zarazem na służbę Jego miłości do ludzi. (…) Znamienne jest, że przyjąwszy wielkodusznie zwiastowanie anielskie, udaje się pospiesznie do Elżbiety, aby jej pomóc. (…) Wpatrując się w Nią - Uzdrowienie chorych - wielu chrześcijan w kolejnych stuleciach nauczyło się opiekować chorymi z prawdziwie macierzyńską czułością”.

Drodzy bracia i siostry, tego uczy nas tutaj, w tej oborskiej „Sali na górze”, Maryja Bolesna, okrywając nas swoim płaszczem – szkaplerzem świętym.

Jako Jej wierne dzieci bądźmy apostołami szkaplerza karmelitańskiego, dzielmy się tym darem z innymi, szczególnie z naszymi drogimi chorymi i cierpiącymi. Wprowadzajmy ich pod płaszcz opieki Maryi, oni tego ciepła szaty Jej macierzyńskiej miłości najbardziej potrzebują. W ten prosty sposób Maryja Bolesna przypomina im o swej cichej obecności u ich boku, podobnie jak była u boku Syna na kalwaryjskiej drodze, i pod Jego krzyżem na Golgocie. Ileż pociechy, otuchy i nadziei niesie ta pokorna brązowa szata Niebieskiej Matki okrywająca czule ich chore ciała i zbolałe serca w drodze na szczyt Bożej Chwały.

Abp Celestyno Migliore, nuncjusz apostolski w Polsce, w kazaniu wygłoszonym 8 grudnia 2011 r. w Niepokalanowie, powiedział:

Pewna mistyczka naszych czasów tak opisała swoje przeżycia:

„Weszłam pewnego dnia do kościoła i z sercem pełnym ufności zapytałam Jezusa: "Dlaczego zechciałeś pozostać na ziemi w każdym miejscu ziemi pod postacią Eucharystii, a nie znalazłeś - Ty, który jesteś Bogiem - sposobu, aby przynieść tu i pozostawić również Maryję, Matkę nas wszystkich, którzy jesteśmy w drodze?" Z ciszy zdawała się płynąć odpowiedź: "Nie pozostawiłem Jej, ponieważ chcę zobaczyć Ją w tobie. Wprawdzie nie jesteście niepokalani, lecz moja miłość przywróci wam dziewiczość. I wy otworzycie ramiona i matczyne serce dla ludzkości, która tak samo, jak niegdyś, pragnie swego Boga i Jego Matki. Do was teraz należy uśmierzać cierpienia, goić rany, wysuszać łzy".

Święty Maksymilian uczy: „My chcemy być w sposób jeszcze bardziej bezgra­niczny zawładnięci przez Nią, by to Ona sama myślała, mówiła, działała za naszym pośred­nictwem. Pragniemy do tego stopnia należeć do Niepokalanej, by nie pozostało w nas nic, co by Nią nie było, byśmy jakby unicestwili się w Niej, byśmy przemienili się w Nią, aby tylko Ona pozostawała”. (POMK, VII, 452).

Drodzy Bracia i Siostry! Co to w praktyce powinno oznaczać dla nas przyjmujących i noszących szkaplerz Matki Bożej?

Tego własnym przykładem uczył nas bł. Jan Paweł II. Jeszcze jako młody kapłan w parafii św. Floriana w Krakowie, w 1949 roku Karol Wojtyła w sposób czynny propagował wśród swoich podopiecznych ideę szkaplerznego nabożeń­stwa. Dowiadujemy się o tym z relacji śp. o. Rudolfa Warzechy OCD, który wspomina o wyda­rzeniu z roku 1949:

"Tam właśnie [w Kościele św. Floriana] urządził pionierskie reko­lekcje dla chorych z parafii. Kościół zamienił się jakby w salę szpitalną, były pielęgniarki, chorzy z łóżkami, lekarze, sanitariusze. Patronował tam Karol Wojtyła, chodził między nimi z uśmiechem. Na Karmel (do klasztoru przy ul. Rakowickiej) przyszedł jako czciciel Matki Bożej Szkaplerznej z zaproszeniem, żeby tych chorych przyjąć do rodziny Świętego Szkaplerza Matki Bożej. Miałem to szczęście, że mnie właśnie tam wysłali. W ostatnim dniu, na pożegnanie tych chorych, po wygłoszeniu konferencji o Matce Bożej Szkaplerznej i o łaskach Szkaplerza św. razem z Ojcem Świętym szliśmy wśród chorych i wśród radości, łez, przyjmowaliśmy chorych do Szkaplerza świętego. Chorzy dziękowali, jak mogli, często te dziękczynienia kończyły się wzruszeniami i łzami".

Ks. Wojtyła na koniec zwrócił się też do chorych ze słowem zachęty: "Noście zawsze szkaplerz święty. Ja zawsze mam szkaplerz na sobie, i wiele z tego nabożeństwa doznałem pożytku".

Odziani szkaplerzem stanowią jakby oczy, ręce i nogi Maryi, dzięki którym może Ona dotrzeć do wszystkich potrzebujących. Jej pomoc nie ogranicza się wyłącznie do matczynego uczucia miłości względem nas, ale zawsze jest konkretna i skuteczna. Ci, którzy się Jej oddają, powinni więc zająć podobną postawę.

Takiej postawy oddania się Matce Bożej i otwartości na natchnienia Ducha Świętego, postawy miłosierdzia zdolnej do przełamywania wszelkich sztywnych schematów, uczył nas umiłowany Ojciec Święty Jan Paweł II. Oto jeszcze jeden z wymownych przykładów:

„Powróciwszy z Kalkuty 1986 roku. Papież szybko przystąpił do działań na rzecz założenia w Watykanie domu miłosierdzia prowadzonego przez Misjonarki Miłości Matki Teresy.

Administratorzy papiescy oświadczyli, że to niemożliwe. Jak można wpuścić biednych i włóczęgów do Watykanu? Co z bezpieczeństwem? Jan Paweł II nalegał i ostatecznie znaleziono rozwiązanie – przejęcie odnowionego budynku na granicy Państwa Watykańskiego, obok siedziby Kongregacji Nauki Wiary, w pewnym sensie jednak nadal wewnątrz murów watykańskich. Papież pobłogosławił kamień węgielny domu gościnnego dla najuboższych. Dom otrzymał imię Dar Maryi. Do dzisiaj znajdują się w nim sale sypialne dla mężczyzn i kobiet, dom może zapewnić nocleg jednorazowo dla siedemdziesięciu osobom. Dwie jadalnie i kuchnia żywią dziennie stu bezdomnych”. (por. George Weigel, Świadek nadziei. Wyd. Znak, Kraków 2000, str. 714-715).

Bracia i Siostry! Ojciec święty swoim przykładem uczył nas nowej wyobraźni miłosierdzia, która zawsze jest otwartością i wiernością Duchowi Świętemu i Jego natchnieniom. Tylko taka postawa, postawa prawdziwie maryjna, może być przekonywującym dowodem, że „Kościół jest naszym Domem”. Winniśmy zatem postępować w taki sposób, aby w każdej chrześcijańskiej wspólnocie ubodzy czuli się jak u siebie w domu (Jan Paweł II, Novo millennio ineunte, 50). Niech nieustannie przypomina nam o tym brązowy szkaplerz, dar Maryi, spoczywający na naszym sercu. Niech szata Maryi, naszej Niebieskiej Matki przypomina nam pragnienie Jezusa: „Chcę Ją zobaczyć w tobie”.

Milena z Nowego Dworu Mazowieckiego, należąca do Wspólnoty miłości Matki Bolesnej „Pieta”, od niedawna posługuje jako wolontariuszka na oddziale hematologii w szpitalu. Dzieląc się radością swojej nowej posługi pisze: „W ostatnią sobotę byłam po raz drugi na oddziale - 3 osoby przyjęły Szkaplerz i widziałam w oczach chorych wielką nadzieję jak zobaczyli mnie, jak wyglądam po chorobie i że z tego można się wyleczyć. Wielu było także zdziwionych, że mam odwagę tam przychodzić. Większość chorych kiedy kończy leczenie omija oddział szerokim łukiem. Mam nadzieję, że dam radę wspomagać tam chorych. (…)

W październiku 2008 roku dowiedziałam się, że jestem chora na ostrą białaczkę szpikową. Kiedy mój stan był beznadziejny i lekarze rozkładali ręce, przyjęłam sakrament namaszczenia chorych i wyraźnie lepiej się poczułam. Zostałam uzdrowiona.

Wiele zawdzięczam Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach, gdzie pojechaliśmy całą rodziną. Od chwili przyjęcia Szkaplerza Świętego czuję troskliwą opiekę Matki Bożej każdego dnia. Często wspominam wieczory przed rozpoczęciem leczenia chemioterapią, kiedy nie mogłam zasnąć, ponieważ bałam się, że już więcej się nie obudzę. To był dla mnie wielki dramat, ponieważ kiedy już wszyscy zasypiali w domu, nie wiedzieli, że dla mnie rozpoczyna się wielki dramat. Nie mówiłam mojej rodzinie o tym problemie, ponieważ nie chciałam ich martwić. Kiedy nie mogłam zasnąć zawsze ściskałam w ręku Szkaplerz Święty i modliłam się. Nawet nie wiem, w którym momencie spokojnie zasypiałam i czułam bezpieczeństwo. Szkaplerz Święty jest dla mnie szczególnym znakiem przynależności do Matki Bożej, nigdy nie rozstaję się z nim. Do dziś nawiedzam Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej, gdyż to miejsce jest dla mnie szczególne i bliskie mojemu sercu. Dziękuje Matce Bożej za wiele łask uproszonych za Jej pośrednictwem i za Jej nieustanną opiekę.

W styczniu 2010 rozpoczęłam posługę w wolontariacie ,, Dobrze, że jesteś” na Oddziale Intensywnej Opieki Hematologicznej, gdzie sama byłam leczona. Posługa ta sprawia mi wielką radość, że mogę pomóc dobrym słowem, rozmową szczególnie z tymi, którzy upadają na duchu. Świadcząc o moim uzdrowieniu umacniam wiarę i rozpalam nadzieję w chorych. Cieszę się z tej posługi, gdyż mogę dać coś z siebie innym.  Chorzy często pytają, skąd mam tyle siły i odwagi, żeby przychodzić na oddział? Odpowiedź jest prosta: Bóg uzdalnia mnie do tej posługi. Największym poruszeniem dla mnie na oddziale było stwierdzenie chorej słuchającej mojego świadectwa, która płacząc powiedziała: ,,Nic lepszego nie mogło mnie dziś spotkać. Dobrze, że jesteś”.

Barbara z Gdańska pisze: „16 lipca 2011 r. wzięłam z Obór szkaplerz dla chorej ale przyznam się szczerze, że bez wcześniejszego uzgodnienia,  po prostu w ciemno. Miałam dylemat bo znałam osobę tylko na gruncie towarzyskim, chodziłyśmy razem na zajęcia plastyczne i Uniwersytet Trzeciego Wieku natomiast nie widziałam koleżanki w kościele mimo, że byłyśmy z tej samej parafii. Martwiłam się co będzie jak do niej zadzwonię a ona nie przyjmie szkaplerza. Na wszelki wypadek zanim do niej zadzwoniłam odmówiłam modlitwę Pod Twoją Obronę, wzięłam słuchawkę i niech się dzieje wola Nieba. Po krótkim opowiedzeniu o pielgrzymce do Obór mówię: - „Krysiu, przywiozłam Tobie szkaplerz” i w tym momencie usłyszałam wielką radość: - „Naprawdę z myślą o mnie przywiozłaś szkaplerz?  Bardzo chciałam mieć szkaplerz, tak się cieszę”.

Matko Bolesna z Oborskiego Wieczernika, razem umiłowanym Janem Pawłem II ku Tobie z ufnością zawracamy nasze oczy i serca:

„Twojej matczynej dobroci powierzamy łzy, westchnienia i nadzieje chorych. Niech uleczy ich rany dobroczynny balsam pocieszenia i nadziei. Ich cierpienie, zjednoczone z cierpieniem Jezusa, niech się stanie narzędziem odkupienia.

Twój przykład niech nas prowadzi, abyśmy umieli uczynić z naszego życia nieustanny hymn uwielbienia miłości Bożej. Rozbudź w nas wrażliwość na potrzeby innych i gorliwość w niesieniu pomocy cierpiącym, daj nam zdolność towarzyszenia samotnym i budowania nadziei tam, gdzie rozgrywają się ludzkie dramaty. Na każdym etapie naszego życia, radosnym czy smutnym, z macierzyńską miłością ukazuj nam Twego Syna Jezusa, o łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo”. Amen.

                                      o. Piotr Męczyński O. Carm.


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio