Czy
pamiętam, aby czuwać i być zawsze przygotowanym na spotkanie z Panem w godzinie
mojej śmierci, która może przyjść nagle i niespodziewanie?
Pan
Bóg nam o tym przypomina w różny sposób, w tym wyraża się Jego miłość do nas i
jego wielkie miłosierdzie.
Pewien
człowiek, uchodzący za bardzo bogatego, był jednocześnie znanym w okolicy
grzesznikiem. Ludzie wiedzieli o jego niewłaściwym trybie życia i uważali go
za człowieka całkiem zepsutego. On jednak doszedł do wniosku, że tak dłużej
nie może, postanowił się nawrócić. Chciał odbyć pielgrzymkę do Rzymu i
wyspowiadać się u papieża. Tak też uczynił. Po spotkaniu z Ojcem świętym,
poprosił go o spowiedź. Kiedy wyznał swoje grzechy, papież udzielił mu nauki,
wyznaczył pokutę i rozgrzeszył. Na koniec dał mu dziwny dar: pierścień z
łacińskim napisem memento mori – pamiętaj, że umrzesz. Kiedy ów
człowiek zaczął się głębiej zastanawiać nad sensem tych słów, zdał sobie
sprawę, że ten pierścień stanowi dla niego największą pokutę. Cokolwiek teraz
będzie myślał, mówił lub robił, będzie odtąd jakby napiętnowane tymi słowami: memento
mori, pamiętaj, abyś wszystkim zasługiwał sobie na to drugie życie,
którego bramą jest śmierć.
Dla
mnie osobiście takim przypomnieniem łacińskiego „memento mori” był nekrolog
jaki dwa lata temu przeczytałem, przecierając oczy ze zdumienia, w jednej z
gazet mojego rodzinnego miasta.
Dziennik
Bałtycki z dnia 26 kwietnia 2011 roku zamieścił nekrolog nieznanego mi
człowieka, w którym przeczytałem jakby o sobie samym:
„Z
głębokim żalem zawiadamiamy, że dnia 19 kwietnia 2011 r. zginął tragicznie Syn,
Brat i Przyjaciel śp. Piotr Andrzej Męczyński. Msza św. żałobna odprawiona
zostanie dnia 27 kwietnia 2011 r. o godzinie 12.00 w kościele pw. św. Michała
Archanioła w Gdyni. Pogrzeb odbędzie się tego samego dnia po mszy św. na cmentarzu
parafialnym przy kościele. Pogrążona w smutku rodzina”.
Byłem
w szoku. Odczytując nekrolog tego młodego człowieka, który zginął tragicznie na
drodze, pomyślałem momentalnie o mojej własnej śmierci. Dlaczego? Najpierw
dlatego, że ten nieznany mi człowiek miał nie tylko to samo nazwisko, ale nawet
dwa identyczne imiona i mieszkał w moim rodzinnym mieście Gdynia, gdzie i ja
się wychowałem.
Później
do Domu Matki Bolesnej w Oborach przyjechała jego schorowana mama, wdowa.
Dopiero tutaj dowiedziała się o kapłanie, który nosi te same dwa imiona i
nazwisko jak jej zmarły syn. Rozmawialiśmy ze sobą. Oczywiście, była także
zaskoczona i wzruszona. Jako kapłan starałem się, żeby była przede wszystkim
pocieszona i umocniona w swojej żałobie i niesieniu krzyża choroby.
Traktuję
to wszystko, jako wielką łaskę Boga, który delikatnie puka do drzwi naszego
serca i przypomina, że godzina Jego przyjścia się zbliża. Czy jestem
przygotowany?
To
pytanie na które powinien odpowiedzieć sobie każdy z nas.
Chrystus
Pan mówi: „Czuwajcie! Bądźcie gotowi, gdyż Syn Człowieczy przyjdzie w dniu i godzinie,
której się nie spodziewacie”.
Tak
naprawdę nie jest ważne kiedy Pan przyjdzie, ważnie jest abyśmy byli zawsze
przygotowani.
Bracia
i siostry! „Wszyscy musimy stanąć przed trybunałem Boga”. Od nas tylko zależy
czy będzie to „dzień palący jak piec”, czy też dzień, w którym „wzejdzie [dla
nas] słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w Jego promieniach”.
A
zatem, najmilsi, trwajmy zawsze przy Sercu zmartwychwstałego Pana, byśmy nigdy
nie byli zaskoczeni, ale zawsze gotowi gdy zapuka do naszych drzwi. Gdy za
chwilę przyjdzie do nas w komunii świętej mówmy Mu: „Dla mnie jest szczęściem
przebywać blisko Boga, w Panu Bogu pokładać nadzieję” (por. Antyfona na Komunię).
On nigdy nie zawodzi i nie zostawia nas sierotami. Uchwyćmy się mocno Jego
miłosiernej dłoni i pozwólmy się przez Niego prowadzić do Domu Ojca w Niebie.
Pamiętajmy o tym celu naszej ziemskiej pielgrzymki, wypełniając pracowicie
każdy dzień miłością do Boga i ludzi. Rozpoznajmy dzisiaj oblicze Chrystusa
przychodzącego w przebraniu ubogiego brata, abyśmy nie lękali się, gdy pod wieczór
życia przyjdzie pełen chwały, aby nas sądzić z miłości. Do tego realizmu
duchowego wzywa nas święta Teresa z Lisieux, gdy mówi: „By kochać Cię, Panie,
tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie”.
A
zatem, drodzy bracia i siostry, każdego dnia żyjmy w głębokiej komunii z
Bogiem, w ramionach Jego miłości, bądźmy radosnymi świadkami tej miłości Pana
wobec bliźnich i nadziei sięgającej Nieba.
Nadejdzie
godzina, gdy opadnie zasłona i ujrzymy jaśniejące Oblicze Jezusa. Będzie to
„dzień nie znający zachodu”.
Idźmy
z odwagą w ramiona Odwiecznej Miłości! Nie bójmy się żyć dla tej Miłości! Pamiętajmy
o słowach Chrystusa: „przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie” i „kto
wytrwa do końca, ten będzie zbawiony”. Amen.
o.
Piotr Męczyński O. Carm.
|