15.03.2014
07.04.2014 - ostatnia aktualizacja
Jak pieczęć na Twoim Ramieniu (por. Pnp 8, 6)


Drodzy Czciciele Męki Pańskiej, zgromadzeni na Oborskiej Kalwarii!

Niedawno moją uwagę zwróciła piękna ikona Chrystusa pochodząca z Ukrainy. Jego Święte Oblicze pełne jest łagodności i miłości, a na rękach widoczne są rany po gwoździach. Pan Jezus odsuwa delikatnie szatę na prawym ramieniu i ukazuje ukrytą ranę. Tym gestem Zbawiciel pragnie zwrócić naszą uwagę i przypomnieć o tej ranie spowodowanej ciężarem niesionego krzyża.

Tajemnicę nieznanej i bolesnej Rany Świętego Ramienia objawił Pan Jezus Św. Bernardowi z Clairvaux podczas jednej z jego wizji. Św. Bernard zapytał, która z Ran podczas Jego Męki była najbardziej bolesna, wtedy Pan Jezus odpowiedział mu w takich słowach: "Miałem ranę na ramieniu, spowodowaną dźwiganiem krzyża, na trzy palce głęboką, w której widniały trzy odkryte kości. Sprawiła Mi ona większe cierpienie i ból, aniżeli wszystkie inne. Ludzie mało o Niej myślą, dlatego jest nieznana, lecz ty staraj się objawić ją wszystkim chrześcijanom całego świata”.

Niezwykle wymowna będzie tutaj wypowiedź Abpa Karola Wojtyły, późniejszego papieża Jana Pawła II, dotycząca jego spotkania z Ojcem Pio: 

„Zapytałem go tylko: który ze stygmatów sprawia największy ból. Byłem przekonany, że to ten na sercu. Ojciec Pio bardzo mnie zaskoczył, mówiąc: „nie, najbardziej boli mnie ten na ramieniu, o którym nikt nie wie, i który nie jest nawet opatrywany”.

 

Potwierdzeniem tych słów jest świadectwo Brata Modestio z Pietrelciny: „Któregoś wieczoru w 1947 roku Ojciec Pio wyznał mi, że jednego z największych cierpień doświadcza, gdy zmienia sobie podkoszulek. Przyglądając się z większą uwagą jednej z używanych przez niego wełnianych koszulek, zauważyłem, ku memu wielkiemu zdumieniu, na wysokości prawego obojczyka ślad kolistej krwawej wybroczyny o średnicy około dziesięciu centymetrów. Zabłysła mi myśl, że ból, na który skarżył się Ojciec Pio, mógł pochodzić od tej tajemniczej rany na ramieniu. Byłem wstrząśnięty i zakłopotany. Jeśli w Ojcu Pio powtarzały się wszystkie cierpienia męki, nie można wykluczyć, że cierpiał także z powodu rany na ramieniu. Cierpliwa kontemplacja Chrystusa obarczonego ciężkim drzewem, a jeszcze bardziej obciążonego naszymi grzechami naznaczyła jego ramię kolejną raną, bólem mistycznym i fizycznym. Teraz już, dzięki mojemu przyjacielowi lekarzowi, miałem na ten temat jasne lub prawie jasne wyobrażenie. U obarczonego krzyżem Jezusa wystąpiło na ramieniu zniszczenie naskórka i tkanki podskórnej. Ciężar drewna oraz tarcie twardego krzyża o tkanki miękkie wywołało mięśniową ranę urazową, ze skutkiem bólowym spowodowanym zapaleniem nerwu kostnego.

Również inny kapucyn, ojciec Pellegrini Funicelli, który przez lata asystował Ojcu Pio, wyznał mi, że pomagając Ojcu w zmianie podkoszulki, prawie zawsze zauważał na ramieniu okrągłą krwawą wybroczynę.

Potwierdzenie, jakże dla mnie ważne, uzyskałem zresztą od samego Ojca Pio. Wieczorem, przed zaśnięciem, z wielką wiarą zwróciłem się do niego z modlitwą: Drogi Ojcze, jeżeli naprawdę miałeś ranę na ramieniu, daj mi tego znak. Zasnąłem. Dokładnie o pierwszej pięć tamtej nocy, gdy spokojnie spałem, obudził mnie nagły, ostry ból w barku. Jakby ktoś nożem odzierał mi z ciała kość obojczyka. Myślę, że gdyby ten ból trwał jeszcze kilka minut, umarłbym. Równocześnie usłyszałem głos, który mówił: „Ja właśnie tak cierpiałem!” I otoczył mnie intensywny zapach, który wypełnił całą moją celę. Poczułem, jak me serce przepełnia miłość Boga. Doświadczyłem dziwnego uczucia: ciało pragnęło uwolnić się od tego nieznośnego cierpienia, lecz dusza w niewytłumaczalny sposób domagała się go. Było ono bardzo przykre, a zarazem tak słodkie. Już rozumiałem! Zmieszany bardziej niż zwykle, miałem pewność, że Ojciec Pio miał nie tylko stygmaty na dłoniach, stopach i boku. Że nie tylko doświadczał biczowania i cierniem koronowania. Ale, że ten nowy Cyrenejczyk przez lata w imieniu wszystkich i dla wszystkich pomagał nieść Jezusowi krzyż naszych grzechów i win, naszej nędzy.
A ta koszula była tego niezatartym śladem”.

Ojciec Pio mówi: „To za moich braci, za cały świat poświęcam samego siebie. W tym usposobieniu każdego dnia przystępuję do ołtarza ofiarnego, każdego dnia przyjmuję postawę pokornego Cyrenejczyka, by dźwigać krzyż grzechów moich braci”.

Święty Stygmatyk był dla Chrystusa prawdziwym Cyrenejczykiem, gdy stawał codziennie przy ołtarzu Bezkrwawej Ofiary Krzyża i odtwarzał w sobie Mękę Chrystusa na Kalwarii; gdy rozpalony ogniem Chrystusowej miłości i palącym pragnieniem zbawienia dusz stał się prawdziwym więźniem konfesjonału i nieustannie trwał na modlitwie ściskając w dłoniach paciorki różańca.

Drodzy bracia i siostry! Jak wiele mówi nam ta Święta Rana na ramieniu Chrystusa. Trzeba nam dobrze zrozumieć jej orędzie. Do wszystkich grzeszników i do każdego z nas, Jezus zdaje się mówić: „Kocham ciebie i wiem o wszystkich twoich ranach. Także tych najbardziej bolesnych, najbardziej ukrytych i wstydliwych (por. J 4, 17-19. 39; 21, 17). Zanurz je w Moich Świętych Ranach (por. Iz 53, 5), a znajdziesz ukojenie dla swej duszy i doświadczysz słodyczy Mego miłosierdzia (por. Mt 11, 28-30; Łk 7, 48-50).

Kilka lat temu na łamach katolickiego pisma „Miłujcie się!” (nr 3 – 2008) ukazało się świadectwo zatytułowane „Jezus opatrzył moje rany, uleczy i Twoje!”. 39 – letnia Janina opowiada:

„Wychowałam się w rodzinie z problemem alkoholowym. […] Ta domowa rana rosła wraz ze mną. Odkąd sięga moja pamięć, brakowało mi poczucia bezpieczeństwa, spokoju wewnętrznego i pewności siebie. […]Po studiach spotkałam mężczyznę, o 13 lat starszego ode mnie, imponował mi pewnością siebie, obyciem wśród ludzi, poczuciem humoru. Z głodu miłości przylgnęłam do niego całym swym sercem i prędko zamieszkaliśmy razem. […] Po jakimś czasie się rozstaliśmy - ale tylko dlatego, że on twierdził, że "mnie nigdy nie kochał". Czułam się brudna, wykorzystana, pusta w środku... Towarzyszyło mi poczucie winy i obrzydzenie do samej siebie. W ciągu kilku tygodni dokonało się totalne spustoszenie w mojej i tak już cierpiącej duszy. Wiedziałam, że straciłam coś cennego, co miało być darem tylko dla mojego przyszłego męża. To ból trudny do opisania. Zrozumiałam wówczas, że osiągnęłam swoje dno i że tak dalej być nie może, że muszę coś zrobić ze sobą, dla siebie, że chcę Bogu wynagrodzić ten upadek. Przystąpiłam do spowiedzi. Zaczęłam jeździć na rekolekcje. […] Intensywne życie modlitewne pozwoliło mi otworzyć serce i Pan Bóg stał się centralną Osobą mojego życia. Głęboko doświadczyłam Bożej miłości i szacunku, jaki ma Bóg Ojciec dla każdego swojego dziecka. […] Chciałabym powiedzieć wszystkim osobom z rodzin dysfunkcyjnych, wszystkim poranionym, pogubionym i odrzuconym: Pan Bóg pragnie leczyć Wasze rany każdego dnia. Pozwólcie Mu na to! […] Mimo bolesnej przeszłości możecie kochać i być szczęśliwi!”.

Drodzy Moi! Święta Rana na Ramieniu Chrystusa mówi nam, że On sam najpierw stał się naszym Cyrenejczykiem, gdy z miłości wziął na siebie ciężar naszych słabości, i został przebity za nasze grzechy. Miłosiernie pochylił się nad nami, biednymi grzesznikami, aby Krwią swoich Ran uleczyć rany naszej duszy. On nigdy nas nie opuści, nie ulegnie zniechęceniu, nie przekreśli, nie potępi (por. J 8, 1-11). „Nie bój się! Ja jestem z tobą w twoim cierpieniu i w twojej słabości. Zaufaj Mi i wesprzyj się na Moim Ramieniu” – mówi Miłosierny Jezus. Spójrz na Moją Ranę niesionego krzyża!... Położyłem cię jak pieczęć na moim ramieniu (por. Pnp 8, 6). Niosę cię nieustannie na moich barkach, jak ojciec niesie swoje dziecko. Wziąłem na siebie wszystkie twoje słabości i nosiłem twoje choroby (por. Mt 8, 17). Ja sam opatrzę i uleczę wszystkie twoje rany (por. Iz 30, 26).

Drodzy bracia i siostry w Chrystusie!

Boski Odkupiciel zaprasza nas dzisiaj do rozważania sercem tajemnic swej drogi krzyżowej, do modlitewnego wejścia w przepaść Jego bolesnej męki, odkrywa przed nami swoje Święte Rany, abyśmy poznali i uwierzyli Jego miłości, i doświadczyli mocy Bożego Miłosierdzia.

On pierwszy nas umiłował, gdyśmy jeszcze byli grzesznikami. Ta Jego zawsze uprzedzająca miłość pociąga i przynagla nas do zerwania z grzechem i odważnego wejścia na drogę osobistego nawrócenia i pokuty. W ten sposób staniemy się dla Jezusa prawdziwymi Cyrenejczykami.

Ukochani bracia i siostry! Jak wiele mówi ta ukryta Rana na ramieniu Chrystusa tym wszystkim, którzy dźwigają codziennie krzyż swej choroby, kalectwa, podeszłego wieku i samotności ukryci w czterech ścianach swego domu, w szpitalnych salach, domach Pomocy Społecznej.

Święta Rafka z Zakonu Libańskich Mniszek Maronickich miała wielkie nabożeństwo do Ran Chrystusa Pana. Rozpalona ogniem Bożej miłości często powtarzała siostrom, aby nie zapomniały o tej Ranie Pana Jezusa, jaka powstała na Jego ramieniu od dźwigania krzyża. Podczas długotrwałej i bolesnej choroby łączyła się z Jego zbawczą Męką. Najpierw utraciła wzrok, potem została sparaliżowana, w końcu poruszała tylko ustami i palcami, którymi przesuwała paciorki różańca. Cierpienie przyjęła dobrowolnie, bo chciała w ten sposób pomóc Jezusowi w niesieniu krzyża. Przy klasztorze w którym żyła święta Rafka umieszczona została biała figura przedstawiająca postać zakonnicy dźwigającej na prawym ramieniu krzyż.

Do każdego z nas Chrystus kieruje pełne miłości wezwanie: „Weź swój krzyż na ramiona (por. Łk 9, 23), przyjmij Moje jarzmo na siebie (por. Mt 11, 29) i pomóż Mi zbawiać świat – połącz swoje ludzkie trudy, cierpienia i choroby z Moją bolesną Męką (por. Kol 1, 24), a staniesz się Moim Cyrenejczykiem (por. Mt 27, 32; Mk 15, 21; Łk 23, 26)”.

Kiedyś bardzo ciężko chory chłopiec zapytał swoją mamę: Mamusiu, dlaczego mnie tak boli? Kobieta objęła go z miłością i odpowiedziała pytaniem: a gdyby Pan Jezus poprosił cię, byś cierpiał dla Niego, czy zgodziłbyś się? Tak – odpowiedział chłopczyk. No to Cię poprosił. Bracie i siostro, a gdyby ciebie Chrystus poprosił?

Drodzy Czciciele Krzyża Pańskiego, zgromadzeni na Oborskiej Kalwarii!

O czym jeszcze pragnie nam dzisiaj przypomnieć Boski Odkupiciel?

Chrystus odsłania przed nami ukrytą Ranę na swoim ramieniu i wzywa: „Bądźcie naśladowcami Moimi – jeden drugiego brzemiona noście, i tak wypełnicie przykazanie Mojej Miłości”.

Najsłodszy Jezus to Boski  Cyrenejczyk dla każdego z nas, zawsze i we wszystkim. On nigdy nie zawodzi! O tym wszystkim przypomina nam Rana Miłości na Ramieniu Pana.

Drodzy bracia i siostry! Powinniśmy zapytać: w jaki sposób możemy odpowiedzieć na tę miłość Chrystusa? Możemy, najmilsi, odpowiedzieć na tę miłość stając się Cyrenejczykiem dla Jezusa cierpiącego w drugim człowieku. Albowiem On rzekł: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych, Mnieście uczynili”.

Św. Jan Boży, Patron chorych i pielęgniarzy, miał zwyczaj myć nogi każdemu choremu trafiającemu do szpitala. Jakże się zdziwił, gdy podczas tej czynności u jednego z biedaków dostrzegł na stopach stygmaty Chrystusa. Zobaczył również poświatę wokół głowy mężczyzny i usłyszał słowa: „Janie cokolwiek dobrego czynisz ubogim i chorym, Mnie samemu czynisz”. Zaraz potem widzenie znikło.

Wspaniały przykład takiej właśnie wiary i miłości daje nam także święty Kamil de Lelli. Opatrzność posłużyła się ropiejącą, trudną do zagojenia raną w nodze, aby znalazł się on w szpitalu św. Jakuba w Rzymie", gdzie oddał się posłudze chorym, zwłaszcza tym najcięższym przypadkom, w których widział Jezusa. Szpital stał się dla niego domem, a leczeni w nim chorzy - rodziną. Oddając się bezgranicznie chorym i cierpiącym odnajduje w ich przepełnionych bólem twarzach oblicze samego Chrystusa. Chce im służyć i dla nich tylko żyć.

Założył zakon posługujących chorym, zwanych kamilianami, którzy na swych habitach noszą wielkie czerwone krzyże, "aby przypominać samym sobie i wszystkim, że Chrystus jest boskim lekarzem, prawdziwym uzdrowicielem ludzkości”.

„Daj Boże, abym mógł umierać z rękami zniszczonymi przez miłosierdzie” – mówił Święty.

„Że też nie mam stu ramion, aby nieść pomoc tym biednym, którzy wzywają pomocy”.

Przykładem może być dla nas także wspomniany już wcześniej Święty Ojciec Pio. Z jego inicjatywy w San Giovanni Rotondo w 1956 roku powstał Dom Ulgi w Cierpieniu.

Zakonnik bardzo pragnął, by pracujący w nim lekarze i pielęgniarki oraz personel pomocniczy żyli świadomością, że „w każdym potrzebującym pomocy jest obecny Chrystus”, że trzeba jednocześnie leczyć ciało i duszę człowieka. Myślał również o stworzeniu w szpitalu prawdziwej wspólnoty ludzi – tych, którzy troszczą się o chorych, i tych, którzy są leczeni. Źródła tej wspólnoty upatrywał w miłości do Chrystusa ukrzyżowanego, wyrażanej poprzez świadectwo ofiarnej służby pracowników szpitala. Mówił o tym, podkreślając potrzebę miłości: „Miłość Boga winna być źródłem siły dla duszy chorego, miłość do Jezusa ukrzyżowanego posiadać winny osoby opiekujące się chorymi na duszy czy na ciele. Tutaj chorzy, lekarze, księża powinni być oazą miłości, która im bardziej będzie pełna w każdym z nich, tym łatwiej będzie przekazywana”.

Ojciec Pio przypomniał o szczególnych obowiązkach lekarza, płynących z miłości do pacjentów i wiary w Boga: „Waszym obowiązkiem jest leczyć chorych. Jeśli jednak do łoża chorego nie zaniesiecie miłości, to wątpię, czy zdołacie spełnić swą posługę... Miłość wyrażona słowem nie może być mniejsza od tej wyrażonej w konkretnym czynie... Zanieście więc chorym nadzieję, zanieście chorym Boga”.

Zgodnie z wolą Ojca Pio pomocy udzielano wszystkim, którzy się zgłosili do szpitala, bez względu na ich stan, pochodzenie czy majętność. Biednych leczono bezpłatnie. Personel szpitala miał służyć każdemu choremu człowiekowi, tak jakby służył samemu Chrystusowi.

Ojciec Pio był nie tylko inicjatorem Domu Ulgi w Cierpieniu, zabiegał także o jego rozwój i troszczył się o chorych, którym oprócz pocieszenia i modlitwy udzielał błogosławieństwa, Komunii Świętej, a z okazji uroczystości odprawiał Mszę Świętą i organizował procesje z Najświętszym Sakramentem po wszystkich oddziałach szpitala. Do końca pozostał wierny swej duchowej posłudze wobec chorych przebywających w szpitalu, o czym zapewnił ich jeszcze w przemówieniu inauguracyjnym: „Ja zaś, nieużyteczny sługa Jezusa Chrystusa, będę wspierał to dzieło nieustanną modlitwą i zawsze polecał chorych i cierpiących miłosierdziu Bożemu”.

Po roku okazało się, że szpital nie jest w stanie pomieścić wszystkich chorych. W takiej sytuacji Ojciec Pio postanowił: „Postawcie nowe łóżka, zlikwidujcie pomieszczenia biurowe, a nigdy nie mówcie chorym: nie! Chorym nie można odmówić niczego”. Kiedy okazało się, że takie rozwiązanie nie przynosi oczekiwanych rezultatów, Zakonnik zadecydował o powiększeniu szpitala.

W 1966 roku otwarto nowe skrzydło budynku, które mogło pomieścić 600 chorych. Wkrótce jednak pojawiły się zarzuty, że szpital jest zbyt luksusowy i nowoczesny. Ojciec Pio skwitował je słowami: „Zbyt luksusowy? Gdyby to było możliwe, to bym ten dom zbudował ze złota..., gdyż chorym jest Jezus, a to wszystko tak mało, cośmy uczynili dla Pana”.

Jak uczy papież Franciszek: „Chodzi o ciało twojego brata poranionego, bo jest głodny, spragniony, nagi, ponieważ jest upokorzony, bo jest zniewolony, uwięziony, bo jest w szpitalu. To są dzisiaj rany Jezusa, które musimy otoczyć czułością, troskliwie leczyć i całować” – mówi Papież.

Drodzy Moi! Do tego wzywa nas dzisiaj Chrystus ukazując świętą ranę - „pieczęć” miłości – na swoim ramieniu. Naśladujmy tę Miłość każdego dnia! Pomagajmy w niesieniu tej Miłości… wszystkim ludziom!

Kończąc nasze rozważanie z pokorą i ufnością zbliżmy się do Pana i za Świętym Opatem z Clairvaux wołajmy:

”O Najukochańszy Jezu, Najcichszy Baranku Boży, ja biedny grzesznik pozdrawiam i czczę tę Ranę Twoją Świętą, która Ci sprawiła ból bardzo dotkliwy, gdyś niósł Krzyż ciężki na Swym Boskim Ramieniu. Ból cięższy i dotkliwszy, niż inne Rany na Twoim Świętym Ciele. Dziękuję Ci za tę najgłębszą i najdotkliwszą Ranę Twego Ramienia. Pokornie proszę, abyś dla tej srogiej boleści Twojej, którą w skutek tej Rany cierpiałeś i w Imię Krzyża Twego ciężkiego, któryś na tej Ranie Świętej dźwigał, ulitować się raczył nade mną nędznym grzesznikiem, darował mi wszystkie grzechy i sprawił, abym wstępując w Twoje Krwawe Ślady doszedł do szczęśliwej wieczności. Amen”.

                 o. Piotr Męczyński O. Carm.


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio