Drodzy
Czciciele Męki Pańskiej, zgromadzeni na Oborskiej Kalwarii!
Niedawno
moją uwagę zwróciła piękna ikona Chrystusa pochodząca z Ukrainy. Jego Święte
Oblicze pełne jest łagodności i miłości, a na rękach widoczne są rany po
gwoździach. Pan Jezus odsuwa delikatnie szatę na prawym ramieniu i ukazuje
ukrytą ranę. Tym gestem Zbawiciel pragnie zwrócić naszą uwagę i przypomnieć o
tej ranie spowodowanej ciężarem niesionego krzyża.
Tajemnicę
nieznanej i bolesnej Rany Świętego Ramienia objawił Pan Jezus Św. Bernardowi z
Clairvaux podczas jednej z jego wizji. Św. Bernard zapytał, która z Ran podczas
Jego Męki była najbardziej bolesna, wtedy Pan Jezus odpowiedział mu w takich
słowach: "Miałem ranę na ramieniu, spowodowaną dźwiganiem krzyża, na trzy
palce głęboką, w której widniały trzy odkryte kości. Sprawiła Mi ona większe
cierpienie i ból, aniżeli wszystkie inne. Ludzie mało o Niej myślą, dlatego
jest nieznana, lecz ty staraj się objawić ją wszystkim chrześcijanom całego
świata”.
Niezwykle
wymowna będzie tutaj wypowiedź Abpa Karola Wojtyły, późniejszego papieża Jana
Pawła II, dotycząca jego spotkania z Ojcem Pio:
„Zapytałem
go tylko: który ze stygmatów sprawia największy ból. Byłem przekonany, że to
ten na sercu. Ojciec Pio bardzo mnie zaskoczył, mówiąc: „nie, najbardziej boli
mnie ten na ramieniu, o którym nikt nie wie, i który nie jest nawet
opatrywany”.
Potwierdzeniem
tych słów jest świadectwo Brata Modestio z Pietrelciny: „Któregoś wieczoru w
1947 roku Ojciec Pio wyznał mi, że jednego z największych cierpień doświadcza,
gdy zmienia sobie podkoszulek. Przyglądając się z większą uwagą jednej z
używanych przez niego wełnianych koszulek, zauważyłem, ku memu wielkiemu
zdumieniu, na wysokości prawego obojczyka ślad kolistej krwawej wybroczyny o
średnicy około dziesięciu centymetrów. Zabłysła mi myśl, że ból, na który
skarżył się Ojciec Pio, mógł pochodzić od tej tajemniczej rany na ramieniu. Byłem
wstrząśnięty i zakłopotany. Jeśli w Ojcu Pio powtarzały się wszystkie cierpienia
męki, nie można wykluczyć, że cierpiał także z powodu rany na ramieniu. Cierpliwa
kontemplacja Chrystusa obarczonego ciężkim drzewem, a jeszcze bardziej
obciążonego naszymi grzechami naznaczyła jego ramię kolejną raną, bólem
mistycznym i fizycznym. Teraz już, dzięki mojemu przyjacielowi lekarzowi,
miałem na ten temat jasne lub prawie jasne wyobrażenie. U obarczonego krzyżem
Jezusa wystąpiło na ramieniu zniszczenie naskórka i tkanki podskórnej. Ciężar
drewna oraz tarcie twardego krzyża o tkanki miękkie wywołało mięśniową ranę
urazową, ze skutkiem bólowym spowodowanym zapaleniem nerwu kostnego.
Również
inny kapucyn, ojciec Pellegrini Funicelli, który przez lata asystował Ojcu Pio,
wyznał mi, że pomagając Ojcu w zmianie podkoszulki, prawie zawsze zauważał na ramieniu
okrągłą krwawą wybroczynę.
Potwierdzenie,
jakże dla mnie ważne, uzyskałem zresztą od samego Ojca Pio. Wieczorem, przed
zaśnięciem, z wielką wiarą zwróciłem się do niego z modlitwą: Drogi Ojcze,
jeżeli naprawdę miałeś ranę na ramieniu, daj mi tego znak. Zasnąłem. Dokładnie
o pierwszej pięć tamtej nocy, gdy spokojnie spałem, obudził mnie nagły, ostry
ból w barku. Jakby ktoś nożem odzierał mi z ciała kość obojczyka. Myślę, że
gdyby ten ból trwał jeszcze kilka minut, umarłbym. Równocześnie usłyszałem
głos, który mówił: „Ja właśnie tak
cierpiałem!” I otoczył mnie intensywny zapach, który wypełnił całą moją
celę. Poczułem, jak me serce przepełnia miłość Boga. Doświadczyłem dziwnego
uczucia: ciało pragnęło uwolnić się od tego nieznośnego cierpienia, lecz dusza
w niewytłumaczalny sposób domagała się go. Było ono bardzo przykre, a zarazem
tak słodkie. Już rozumiałem! Zmieszany bardziej niż zwykle, miałem pewność, że
Ojciec Pio miał nie tylko stygmaty na dłoniach, stopach i boku. Że nie tylko
doświadczał biczowania i cierniem koronowania. Ale, że ten nowy Cyrenejczyk
przez lata w imieniu wszystkich i dla wszystkich pomagał nieść Jezusowi krzyż
naszych grzechów i win, naszej nędzy.
A ta koszula była tego niezatartym śladem”.
Ojciec
Pio mówi: „To za moich braci, za cały świat poświęcam samego siebie. W tym
usposobieniu każdego dnia przystępuję do ołtarza ofiarnego, każdego dnia
przyjmuję postawę pokornego Cyrenejczyka, by dźwigać krzyż grzechów moich
braci”.
Święty
Stygmatyk był dla Chrystusa prawdziwym Cyrenejczykiem, gdy stawał codziennie
przy ołtarzu Bezkrwawej Ofiary Krzyża i odtwarzał w sobie Mękę Chrystusa na
Kalwarii; gdy rozpalony ogniem Chrystusowej miłości i palącym pragnieniem
zbawienia dusz stał się prawdziwym więźniem konfesjonału i nieustannie trwał na
modlitwie ściskając w dłoniach paciorki różańca.
Drodzy
bracia i siostry! Jak wiele mówi nam ta Święta Rana na ramieniu Chrystusa.
Trzeba nam dobrze zrozumieć jej orędzie. Do wszystkich grzeszników i do każdego
z nas, Jezus zdaje się mówić: „Kocham ciebie i wiem o wszystkich twoich ranach.
Także tych najbardziej bolesnych, najbardziej ukrytych i wstydliwych (por. J 4,
17-19. 39; 21, 17). Zanurz je w Moich Świętych Ranach (por. Iz 53, 5), a
znajdziesz ukojenie dla swej duszy i doświadczysz słodyczy Mego miłosierdzia
(por. Mt 11, 28-30; Łk 7, 48-50).
Kilka
lat temu na łamach katolickiego pisma „Miłujcie się!” (nr 3 – 2008) ukazało się
świadectwo zatytułowane „Jezus opatrzył moje rany, uleczy i Twoje!”. 39 –
letnia Janina opowiada:
„Wychowałam
się w rodzinie z problemem alkoholowym. […] Ta domowa rana rosła wraz ze mną.
Odkąd sięga moja pamięć, brakowało mi poczucia bezpieczeństwa, spokoju
wewnętrznego i pewności siebie. […]Po studiach spotkałam mężczyznę, o 13 lat
starszego ode mnie, imponował mi pewnością siebie, obyciem wśród ludzi,
poczuciem humoru. Z głodu miłości przylgnęłam do niego całym swym sercem i
prędko zamieszkaliśmy razem. […] Po jakimś czasie się rozstaliśmy - ale tylko
dlatego, że on twierdził, że "mnie nigdy nie kochał". Czułam się
brudna, wykorzystana, pusta w środku... Towarzyszyło mi poczucie winy i
obrzydzenie do samej siebie. W ciągu kilku tygodni dokonało się totalne
spustoszenie w mojej i tak już cierpiącej duszy. Wiedziałam, że straciłam coś
cennego, co miało być darem tylko dla mojego przyszłego męża. To ból trudny do
opisania. Zrozumiałam wówczas, że osiągnęłam swoje dno i że tak dalej być nie
może, że muszę coś zrobić ze sobą, dla siebie, że chcę Bogu wynagrodzić ten
upadek. Przystąpiłam do spowiedzi. Zaczęłam jeździć na rekolekcje. […]
Intensywne życie modlitewne pozwoliło mi otworzyć serce i Pan Bóg stał się
centralną Osobą mojego życia. Głęboko doświadczyłam Bożej miłości i szacunku,
jaki ma Bóg Ojciec dla każdego swojego dziecka. […] Chciałabym powiedzieć
wszystkim osobom z rodzin dysfunkcyjnych, wszystkim poranionym, pogubionym i
odrzuconym: Pan Bóg pragnie leczyć Wasze rany każdego dnia. Pozwólcie Mu na to!
[…] Mimo bolesnej przeszłości możecie kochać i być szczęśliwi!”.
Drodzy
Moi! Święta Rana na Ramieniu Chrystusa mówi nam, że On sam najpierw stał się
naszym Cyrenejczykiem, gdy z miłości wziął na siebie ciężar naszych słabości, i
został przebity za nasze grzechy. Miłosiernie pochylił się nad nami, biednymi
grzesznikami, aby Krwią swoich Ran uleczyć rany naszej duszy. On nigdy nas nie
opuści, nie ulegnie zniechęceniu, nie przekreśli, nie potępi (por. J 8, 1-11).
„Nie bój się! Ja jestem z tobą w twoim cierpieniu i w twojej słabości. Zaufaj
Mi i wesprzyj się na Moim Ramieniu” – mówi Miłosierny Jezus. Spójrz na Moją
Ranę niesionego krzyża!... Położyłem cię jak pieczęć na moim ramieniu (por. Pnp
8, 6). Niosę cię nieustannie na moich barkach, jak ojciec niesie swoje dziecko.
Wziąłem na siebie wszystkie twoje słabości i nosiłem twoje choroby (por. Mt 8,
17). Ja sam opatrzę i uleczę wszystkie twoje rany (por. Iz 30, 26).
Drodzy
bracia i siostry w Chrystusie!
Boski
Odkupiciel zaprasza nas dzisiaj do rozważania sercem tajemnic swej drogi
krzyżowej, do modlitewnego wejścia w przepaść Jego bolesnej męki, odkrywa przed
nami swoje Święte Rany, abyśmy poznali i uwierzyli Jego miłości, i doświadczyli
mocy Bożego Miłosierdzia.
On
pierwszy nas umiłował, gdyśmy jeszcze byli grzesznikami. Ta Jego zawsze
uprzedzająca miłość pociąga i przynagla nas do zerwania z grzechem i odważnego
wejścia na drogę osobistego nawrócenia i pokuty. W ten sposób staniemy się dla
Jezusa prawdziwymi Cyrenejczykami.
Ukochani
bracia i siostry! Jak wiele mówi ta ukryta Rana na ramieniu Chrystusa tym
wszystkim, którzy dźwigają codziennie krzyż swej choroby, kalectwa, podeszłego
wieku i samotności ukryci w czterech ścianach swego domu, w szpitalnych salach,
domach Pomocy Społecznej.
Święta
Rafka z Zakonu Libańskich Mniszek Maronickich miała wielkie nabożeństwo do Ran
Chrystusa Pana. Rozpalona ogniem Bożej miłości często powtarzała siostrom, aby
nie zapomniały o tej Ranie Pana Jezusa, jaka powstała na Jego ramieniu od
dźwigania krzyża. Podczas długotrwałej i bolesnej choroby łączyła się z Jego
zbawczą Męką. Najpierw utraciła wzrok, potem została sparaliżowana, w końcu
poruszała tylko ustami i palcami, którymi przesuwała paciorki różańca.
Cierpienie przyjęła dobrowolnie, bo chciała w ten sposób pomóc Jezusowi w
niesieniu krzyża. Przy klasztorze w którym żyła święta Rafka umieszczona
została biała figura przedstawiająca postać zakonnicy dźwigającej na prawym
ramieniu krzyż.
Do
każdego z nas Chrystus kieruje pełne miłości wezwanie: „Weź swój krzyż na
ramiona (por. Łk 9, 23), przyjmij Moje jarzmo na siebie (por. Mt 11, 29) i
pomóż Mi zbawiać świat – połącz swoje ludzkie trudy, cierpienia i choroby z
Moją bolesną Męką (por. Kol 1, 24), a staniesz się Moim Cyrenejczykiem (por. Mt
27, 32; Mk 15, 21; Łk 23, 26)”.
Kiedyś
bardzo ciężko chory chłopiec zapytał swoją mamę: Mamusiu, dlaczego mnie tak
boli? Kobieta objęła go z miłością i odpowiedziała pytaniem: a gdyby Pan Jezus
poprosił cię, byś cierpiał dla Niego, czy zgodziłbyś się? Tak – odpowiedział chłopczyk.
No to Cię poprosił. Bracie i siostro, a gdyby ciebie Chrystus poprosił?
Drodzy
Czciciele Krzyża Pańskiego, zgromadzeni na Oborskiej Kalwarii!
O
czym jeszcze pragnie nam dzisiaj przypomnieć Boski Odkupiciel?
Chrystus
odsłania przed nami ukrytą Ranę na swoim ramieniu i wzywa: „Bądźcie
naśladowcami Moimi – jeden drugiego brzemiona noście, i tak wypełnicie
przykazanie Mojej Miłości”.
Najsłodszy
Jezus to Boski Cyrenejczyk dla każdego z
nas, zawsze i we wszystkim. On nigdy nie zawodzi! O tym wszystkim przypomina
nam Rana Miłości na Ramieniu Pana.
Drodzy
bracia i siostry! Powinniśmy zapytać: w jaki sposób możemy odpowiedzieć na tę
miłość Chrystusa? Możemy, najmilsi, odpowiedzieć na tę miłość stając się
Cyrenejczykiem dla Jezusa cierpiącego w drugim człowieku. Albowiem On rzekł:
„Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych, Mnieście
uczynili”.
Św.
Jan Boży, Patron chorych i pielęgniarzy, miał zwyczaj myć nogi każdemu choremu
trafiającemu do szpitala. Jakże się zdziwił, gdy podczas tej czynności u
jednego z biedaków dostrzegł na stopach stygmaty Chrystusa. Zobaczył również
poświatę wokół głowy mężczyzny i usłyszał słowa: „Janie cokolwiek dobrego
czynisz ubogim i chorym, Mnie samemu czynisz”. Zaraz potem widzenie znikło.
Wspaniały
przykład takiej właśnie wiary i miłości daje nam także święty Kamil de Lelli.
Opatrzność posłużyła się ropiejącą, trudną do zagojenia raną w nodze, aby
znalazł się on w szpitalu św. Jakuba w Rzymie", gdzie oddał się posłudze
chorym, zwłaszcza tym najcięższym przypadkom, w których widział Jezusa. Szpital
stał się dla niego domem, a leczeni w nim chorzy - rodziną. Oddając się
bezgranicznie chorym i cierpiącym odnajduje w ich przepełnionych bólem twarzach
oblicze samego Chrystusa. Chce im służyć i dla nich tylko żyć.
Założył
zakon posługujących chorym, zwanych kamilianami, którzy na swych habitach noszą
wielkie czerwone krzyże, "aby przypominać samym sobie i wszystkim, że
Chrystus jest boskim lekarzem, prawdziwym uzdrowicielem ludzkości”.
„Daj
Boże, abym mógł umierać z rękami zniszczonymi przez miłosierdzie” – mówił
Święty.
„Że
też nie mam stu ramion, aby nieść pomoc tym biednym, którzy wzywają pomocy”.
Przykładem
może być dla nas także wspomniany już wcześniej Święty Ojciec Pio. Z jego
inicjatywy w San Giovanni Rotondo w 1956 roku powstał Dom Ulgi w Cierpieniu.
Zakonnik
bardzo pragnął, by pracujący w nim lekarze i pielęgniarki oraz personel
pomocniczy żyli świadomością, że „w każdym potrzebującym pomocy jest obecny
Chrystus”, że trzeba jednocześnie leczyć ciało i duszę człowieka. Myślał
również o stworzeniu w szpitalu prawdziwej wspólnoty ludzi – tych, którzy
troszczą się o chorych, i tych, którzy są leczeni. Źródła tej wspólnoty
upatrywał w miłości do Chrystusa ukrzyżowanego, wyrażanej poprzez świadectwo
ofiarnej służby pracowników szpitala. Mówił o tym, podkreślając potrzebę
miłości: „Miłość Boga winna być źródłem siły dla duszy chorego, miłość do
Jezusa ukrzyżowanego posiadać winny osoby opiekujące się chorymi na duszy czy
na ciele. Tutaj chorzy, lekarze, księża powinni być oazą miłości, która im
bardziej będzie pełna w każdym z nich, tym łatwiej będzie przekazywana”.
Ojciec
Pio przypomniał o szczególnych obowiązkach lekarza, płynących z miłości do
pacjentów i wiary w Boga: „Waszym obowiązkiem jest leczyć chorych. Jeśli jednak
do łoża chorego nie zaniesiecie miłości, to wątpię, czy zdołacie spełnić swą
posługę... Miłość wyrażona słowem nie może być mniejsza od tej wyrażonej w
konkretnym czynie... Zanieście więc chorym nadzieję, zanieście chorym Boga”.
Zgodnie
z wolą Ojca Pio pomocy udzielano wszystkim, którzy się zgłosili do szpitala,
bez względu na ich stan, pochodzenie czy majętność. Biednych leczono
bezpłatnie. Personel szpitala miał służyć każdemu choremu człowiekowi, tak jakby
służył samemu Chrystusowi.
Ojciec
Pio był nie tylko inicjatorem Domu Ulgi w Cierpieniu, zabiegał także o jego
rozwój i troszczył się o chorych, którym oprócz pocieszenia i modlitwy udzielał
błogosławieństwa, Komunii Świętej, a z okazji uroczystości odprawiał Mszę
Świętą i organizował procesje z Najświętszym Sakramentem po wszystkich
oddziałach szpitala. Do końca pozostał wierny swej duchowej posłudze wobec
chorych przebywających w szpitalu, o czym zapewnił ich jeszcze w przemówieniu
inauguracyjnym: „Ja zaś, nieużyteczny sługa Jezusa Chrystusa, będę wspierał to
dzieło nieustanną modlitwą i zawsze polecał chorych i cierpiących miłosierdziu
Bożemu”.
Po
roku okazało się, że szpital nie jest w stanie pomieścić wszystkich chorych. W
takiej sytuacji Ojciec Pio postanowił: „Postawcie nowe łóżka, zlikwidujcie
pomieszczenia biurowe, a nigdy nie mówcie chorym: nie! Chorym nie można odmówić
niczego”. Kiedy okazało się, że takie rozwiązanie nie przynosi oczekiwanych
rezultatów, Zakonnik zadecydował o powiększeniu szpitala.
W
1966 roku otwarto nowe skrzydło budynku, które mogło pomieścić 600 chorych.
Wkrótce jednak pojawiły się zarzuty, że szpital jest zbyt luksusowy i
nowoczesny. Ojciec Pio skwitował je słowami: „Zbyt luksusowy? Gdyby to było
możliwe, to bym ten dom zbudował ze złota..., gdyż chorym jest Jezus, a to
wszystko tak mało, cośmy uczynili dla Pana”.
Jak
uczy papież Franciszek: „Chodzi o ciało twojego brata poranionego, bo jest
głodny, spragniony, nagi, ponieważ jest upokorzony, bo jest zniewolony,
uwięziony, bo jest w szpitalu. To są dzisiaj rany Jezusa, które musimy otoczyć
czułością, troskliwie leczyć i całować” – mówi Papież.
Drodzy
Moi! Do tego wzywa nas dzisiaj Chrystus ukazując świętą ranę - „pieczęć”
miłości – na swoim ramieniu. Naśladujmy tę Miłość każdego dnia! Pomagajmy w
niesieniu tej Miłości… wszystkim ludziom!
Kończąc
nasze rozważanie z pokorą i ufnością zbliżmy się do Pana i za Świętym Opatem z
Clairvaux wołajmy:
”O
Najukochańszy Jezu, Najcichszy Baranku Boży, ja biedny grzesznik pozdrawiam i
czczę tę Ranę Twoją Świętą, która Ci sprawiła ból bardzo dotkliwy, gdyś niósł Krzyż ciężki na Swym
Boskim Ramieniu. Ból cięższy i dotkliwszy, niż inne Rany na Twoim Świętym
Ciele. Dziękuję Ci za tę najgłębszą i najdotkliwszą Ranę Twego Ramienia.
Pokornie proszę, abyś dla tej srogiej boleści Twojej, którą w skutek tej Rany
cierpiałeś i w Imię Krzyża Twego ciężkiego, któryś na tej Ranie Świętej
dźwigał, ulitować się raczył nade mną nędznym grzesznikiem, darował mi
wszystkie grzechy i sprawił, abym wstępując w Twoje Krwawe Ślady doszedł do
szczęśliwej wieczności. Amen”.
o.
Piotr Męczyński O. Carm.
|