W sobotę 12 lipca odbył się XV Ogólnopolski Wieczernik Królowej Pokoju w Oborach. Na Placu przed Sanktuarium zgromadziło się kilka tysięcy czcicieli Matki Bożej Szkaplerznej przybyłych w ponad 60 grupach autokarowych z całej Polski. Pielgrzymów trwających wytrwale na modlitwie i w radosnym dzieleniu się świadectwem wiary w Syna Bożego i przynależnością do wielkiej rodziny dzieci Karmelu nie odstraszyła nawet deszczowa pogoda. Poniżej można znaleźć rozważania, świadectwa i obejrzeć dwa krótkie filmy ze zdjęciami.
Zobacz zdjęcia
- część I Zobacz zdjęcia
– część II Filmową relację na płytach
DVD (170 + 180 minut) można zamawiać na adres:
Józef Gołębiewski
Oś. Armii Krajowej
2/19
87 - 600 LIPNO
Tel. kom. 0-603 881
089
Oborska Góra
Przemienienia
Wprowadzenie
Drodzy bracia i siostry, Droga Rodzino Matki Bożej
Szkaplerznej, rozpoczynając nasze dzisiejsze spotkanie przyzywajmy śpiewem
Ducha Świętego, Pocieszyciela, prosząc o Jego światło, o Jego dary i
prowadzenie, o Jego pełne mocy działanie w naszych sercach, o dar pokoju i
radości, prawdziwej jedności dla wszystkich, których Pani Oborska zaprosiła
dzisiaj do swego Domu. Veni, Sancte Spiritus – Przybądź, Duchu Święty!
Drodzy bracia i siostry! Hasłem dzisiejszego
Wieczernika są słowa stanowiące temat tegorocznej pracy duszpasterskiej
Kościoła w Polsce: „Wierzę w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego”.
Posłuchajmy najpierw Słowa Bożego, które umacnia w nas tę
wiarę i prowadzić nas będzie podczas dzisiejszego Spotkania.
Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza
„Jezus wziął z sobą Piotra,
Jakuba i brata Jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam
przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało
się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali
z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli
chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden
dla Eliasza”. Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a obłoku
odezwał się głos: „To jest mój Syn Umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego
słuchajcie!”. Uczniowie, słysząc to upadli na twarz i bardzo się zlękli. A
Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: „Wstańcie, nie lękajcie się!”.
Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa” (Mt 17, 1–8).
Oto Słowo Pańskie.
Drodzy
bracia i siostry!
Przez
wieki jako zasłona dla Cudownej Figury Matki Bożej Bolesnej umieszczonej w
głównym ołtarzu służył obraz przedstawiający scenę Przemienienia Chrystusa.
Do
tej ewangelicznej sceny na Taborze nawiązuje także obraz namalowany specjalnie
na dzisiejszą uroczystość, który umieszczony został tutaj na ołtarzu.
Postać
Zbawiciela ubranego w białą tunikę wyłania się z dużej białej Hostii
jaśniejącej jak słońce. Jego wyciągnięte ręce zdają się zapraszać, a
jednocześnie przekazywać dar. Jedna dłoń Jezusa wskazuje kościół Matki Bolesnej
i klasztor karmelitów, a druga dłoń wskazuje XII Stację Oborskiej Kalwarii. Po
obu stronach Jezusa znajduje się dwóch karmelitów ubranych w białe płaszczyki.
Jeden z nich trzyma kielich Męki Pańskiej, a drugi zapatrzony w Oblicze
Zbawiciela przyciska do serca Biblię. Jakby już samą swoją postawą chciał
odpowiedzieć na głos z Nieba: „To jest Mój Syn Umiłowany, Jego słuchajcie!”.
Trochę poniżej znajduje się trzech karmelitów zapatrzonych w jaśniejące Oblicze
Jezusa obecnego w Świętej Hostii. Jeden z nich klęczy przesuwając w dłoniach
paciorki różańca i rozważając czwartą tajemnice światła – Przemienienie
Chrystusa na Górze Tabor. Drugi to młody kandydat na zakonnika ze szkaplerzem
na piersiach. Pełen lęku unosi rękę, aby zasłonić oczy przed blaskiem bijącym
od Przemienionego Chrystusa i wielkością otrzymanego daru powołania do
kapłaństwa i życia zakonnego w Karmelu.
Drodzy
bracia i siostry!
Chrystus
obecny w Eucharystii nie oślepia nas blaskiem swojego Boskiego Majestatu, ale
przywołuje do swego Serca i pozwala z ufnością podążać Jego śladami aż na
szczyt Bożej Chwały. Podczas adoracji i w komunii świętej podchodzi do nas, jak
do zalęknionych uczniów na świętej górze, dotyka łagodnie swoją dłonią i mówi:
„Wstańcie, nie lękajcie się!”, „Jestem z wami!”. Umacnia nas sakramentem swego
Ciała i Krwi, napełnia pokojem i dodaje odwagi, zaprasza do wspólnej wędrówki
prowadzącej przez krzyż do chwały zmartwychwstania.
Drodzy
Pielgrzymi!
Gromadzimy
się dzisiaj na Oborskiej Górze Tabor, aby trwać jednomyślnie na modlitwie i
umocnić naszą wiarę w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. Tutaj, w ciszy Oborskiego
Karmelu, gromadziły się pokolenia karmelitów i pobożnych pątników, aby za
świętym Piotrem wyznać wobec Chrystusa obecnego w sakramencie Miłości: „Ty
jesteś Mesjasz, Syn Boga Żywego” i z
radością powiedzieć do Niego: „Panie, dobrze nam tu być z Tobą”, przy Twoim
Sercu.
Krystyna z Gdańska niedawno napisała:
„W
październiku 2001 roku teściowie mojego syna – Barbara i Grzegorz z Wejherowa –
zaprosili mnie na pielgrzymkę do Obór.
Kiedy
w czasie Adoracji Najświętszego Sakramentu, ojciec karmelita stanął w pobliżu z
Panem Jezusem ukrytym w Białej Hostii – płakałam, płakałam ze szczęścia –
poczułam fizyczną Obecność Pana Boga; Bóg mnie dotknął…”.
Maria z Osieka k. Rypina pisze:
„Byłam
tu na odpuście jako 10 – letnie dziecko z moją ciocią. Pamiętam tę bramę w
parkanie, wtedy to było dla mnie jak wejście do tajemniczego ogrodu. Cała moja
rodzina nosiła szkaplerz święty i wyniosła wiele dobra z tego nabożeństwa. W
2000 roku razem z mężem i dziećmi przyjechaliśmy na Wieczernik do Matki Bożej
Bolesnej. Ten dzień pozostał w moim sercu utrwalony szczególnie. Gdy podczas
Adoracji kapłan podchodził z Panem Jezusem do ławek zaczęłam głośno płakać.
Przed moimi oczami nagle przesuwały się obrazy z mojego życia, gdzieś od 16
roku, i słyszę w moim sercu takie słowa – wybacz wszystkim, którzy wyrządzili
ci krzywdę. Wybaczyłam z radością i miłością.
Maryja
mnie tu zaprosiła, aby pokazać mi jak Bóg mnie kocha, jak mam Bogu dziękować,
jak adorować Jezusa, jak przygotować się do spowiedzi.
To
dzięki Maryi, która okryła mnie swoim płaszczem mogę mówić, że Jezus jest moim
Panem i Zbawicielem. Mogę nieść radosną Nowinę, że Jezus żyje. To Maryja uczy
mnie jak być posłuszną Bogu w każdej sytuacji. Obecnie katechizuję dzieci i
młodzież. Przyjechałam z nimi do Matki Bolesnej i wszyscy przyjęli szkaplerze.
Pomagam ludziom chorym, modlę się w ich intencji i przekazuję im szkaplerze. Przyjeżdżam
tu, aby czerpać ze źródła, które daje mi radość, miłość, pokój, aby nieść moim
braciom i siostrom nadzieję. Słuchać Słowa Bożego, rozważać i wprowadzać w
życie, tak jak Maryja – to mój paszport do Nieba”.
30
czerwca br. Marzena napisała: „Byłam
w Oborach w sobotę na Wieczerniku z całą moją rodziną. Czułam że muszę tam
pojechać, muszę mieć założony szkaplerz. Moje marzenie się ziściło. To był
cudowny dzień. Ja tam naprawdę się modliłam, tak po prostu jak dziecko. To tak
jakbym miała przystąpić do pierwszej komunii św. Na nowo poznaję Pana Boga”.
Drodzy
Moi! Jak wielką łaską są dla nas te chwile i te miejsca, gdzie możemy być sam
na sam z naszym Panem. Bez takich miejsc głębokiej osobistej modlitwy, bez
takich spotkań z Chrystusem, jakże łatwo w naszym rozbieganym życiu, zatracić
świadomość prawdziwego sensu i ostatecznego celu naszej ziemskiej wędrówki,
naszego chrześcijańskiego powołania. Potrzebujemy tej duchowej oazy, aby ugasić
pragnienie serca i napełnić mocą Ducha Świętego do dalszej drogi w wierności
Panu i Jego Ewangelii, do odważnego wyznawania wiary, do codziennej posługi
miłości i świadectwa nadziei wobec bliźnich spotykanych na drodze naszego
życia. Potrzebujemy tej Góry Tabor w naszym życiu. Dlatego „dobrze, że tu
jesteśmy”. Tutaj, najmilsi bracia i siostry, Maryja Bolesna ociera nasze łzy,
prowadzi przez krzyż do Nieba i przypomina słowa swego Syna: „Smutek wasz
przemieni się w radość, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać”.
Amen.
Wprowadzenie do Modlitwy
Różańcowej
Drodzy
braci i siostry!
„Ukazywanie
Chrystusa jest najcenniejszym darem, jaki możecie uczynić innym” – uczył papież
Benedykt XVI.
Jeszcze
przed wyborem na Stolicę Piotrową kardynał Joseph Ratzinger pisał: „Nie można
samymi słowami doprowadzić człowieka do poznania Boga. Nie możemy poznać
człowieka, jeśli mamy o nim tylko wiadomości z drugiej ręki. Głosić Boga znaczy
wprowadzać człowieka w relację z Bogiem: znaczy uczyć modlitwy. Tylko dzięki
doświadczeniu życia z Bogiem oczywiste staje się Jego istnienie. Dlatego tak
ważne są szkoły modlitwy, wspólnoty modlitwy. (…) Rozmowa o Bogu musi zawsze
iść w parze z rozmową z Bogiem”.
Przykładem,
drodzy bracia i siostry, jest dla nas sam Chrystus, który na Górze Tabor trwał
do modlitwie do Ojca. A z Nieba rozległ się głos: „Tyś Syn Mój Umiłowany”.
Świadkami tej rozmowy Jezusa z Ojcem Niebieskim byli trzej uczniowie, to była
prawdziwa szkoła modlitwy. Chrystus Pan także i nas zaprasza dzisiaj do wyjścia
razem z Nim na Górę Modlitwy, do serdecznej rozmowy z Ojcem. Taka modlitwa
przemienia nas codziennie w prawdziwych świadków i głosicieli Dobrej Nowiny o
Jezusie Chrystusie, Synu Bożym.
Pewna
kamedułka, mniszka żyjąca w ukryciu pustelni, mówi, że od tej właśnie modlitwy
„zależy jakość naszego życia i naszego świadectwa. Na ile „napełnimy się”
Bożą miłością, mocą i światłością; na ile staniemy się podobni do naszego
Pana – na tyle też ukażemy Go innym i w proporcjonalnym stopniu zdołamy
uprosić dla nich łaski. Sam Pan Jezus pokazał to na swoim przykładzie, gdy
bowiem „rozchodziła się Jego sława, a liczne tłumy zbiegały się, aby Go
słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swoich niedomagań, On jednak usuwał się
na miejsca pustynne i modlił się” (Łk 5, 15-16)” (m. Weronika H. E.
Sowulewska OSBCam).
Także
i my, jeżeli chcemy być wiarygodnymi świadkami Chrystusa, heroldami Jego
Ewangelii i skutecznymi narzędziami Jego uzdrawiającej miłości, musimy
troszczyć się nieustannie o to „miejsce pustynne” w naszym życiu, gdzie
będziemy tylko z Panem w modlitwie i kontemplacji Jego Oblicza. To nie może być
jedynie dodatkiem do naszego chrześcijańskiego życia, do naszej samarytańskiej
posługi bliźnim, ale prawdziwym źródłem i szczytem naszego życia – „Świętą
Górą” ku której codziennie podążamy, by spotkać Pana i z której potem schodzimy
napełnieni Jego miłością ku naszym braciom i siostrom, aby chustą miłosierdzia
otrzeć w nich Jego umęczone Oblicze. Trzeba nam codziennie powracać na to
„miejsce pustynne”, wchodzić do tego „Namiotu Spotkania”, czerpać ze „źródła”
Bożej miłości – z otwartego Serca Zbawiciela, aby potem obmywać rany i gasić
pragnienie wszystkich szukających i spragnionych prawdziwego życia i szczęścia.
Tutaj kryje się „sekret” skuteczności naszego zaangażowania w dzieło nowej
ewangelizacji. Wyjście z Chrystusem „na miejsce pustynne” przynależy do samej
istoty naszego bycia chrześcijaninem, naszej posługi miłosierdzia wobec
bliźnich, jest jej prawdziwym sercem i tajemnicą jej godności, nadprzyrodzonej
wartości i duchowej płodności.
Dla
lepszego zobrazowania tej fundamentalnej prawdy życia duchowego prawdziwego
chrześcijanina przywołajmy fragment z Ewangelii Świętego Łukasza.
„Jezus
wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z
nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i (…) zeszedł z nimi na dół (…) Było
tam wielkie mnóstwo ludu; przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze
swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali
uzdrowienia. A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od
Niego i uzdrawiała wszystkich” (por. Łk 6, 12 – 19).
Drodzy
bracia i siostry! Jeżeli chcemy być wiernymi uczniami Chrystusa to każda nasza
posługa miłosierdzia świadczonego bliźniemu powinna wyróżniać się tym prymatem
osobistej modlitwy, cichej adoracji i ukrytego trwania przy Sercu Pana. Tylko
wtedy staniemy się czytelnym znakiem Jego żywej obecności i narzędziem Jego
troskliwej miłości wobec każdego człowieka. Tylko wtedy będziemy wskazywać i
prowadzić innych do prawdziwego i jedynego źródła życia, do osobistej komunii
miłości z Ojcem przez Syna w Duchu Świętym.
Wszystko
w naszym życiu – jako prawdziwych uczniów Chrystusa - powinno zawsze wychodzić
„Od Ojca” i „Do Ojca” powracać. To powinno stanowić codzienny rytm naszego
chrześcijańskiego życia i posługi miłosierdzia wobec bliźnich.
Papież
Benedykt XVI uczy: „Życie chrześcijańskie to nieustanne wchodzenie na górę
spotkania z Bogiem, aby później zejść, niosąc miłość i siłę, które z niego się
rodzą, aby służyć naszym braciom i siostrom z taką samą miłością jak Bóg”.
Jak
pisze jeden z karmelitów: „Życie chrześcijańskie polega na sprawianiu, aby
Chrystus w nas zamieszkał i z nas docierał do naszych braci, którzy najbardziej
potrzebują Jego miłości, Jego pomocy, Jego uzdrowienia” (o. Marcelino Iragui
OCD).
Dlatego,
drodzy bracia i siostry, tak ważne jest, aby ewangelizacja prowadzona była
zawsze w klimacie głębokiej modlitwy serca. Dlatego tak bardzo potrzebna jest w
naszym życiu Góra Tabor.
Papież
Franciszek w Przesłaniu na Kapitułę Generalną Karmelitów 2013 roku napisał:
„
Święci Karmelitańscy byli wielkimi mistrzami modlitwy. To jest to, o co
proszony jest ponownie Karmel dwudziestego pierwszego wieku”.
Na
początku czerwca br. Maria z Zielonej
Góry napisała:
„Przez
15 lat brałam leki przeciw depresyjne. Miałam silne zawroty głowy, nie mogłam
samodzielnie chodzić, głównie siedziałam w domu. Chorował również mój
kręgosłup. Wypisano mnie na rentę.
Ktoś
ze znajomych zaproponował wyjazd na sobotni Wieczernik do Obór. Pojechałam.
Wtedy podczas wspólnej modlitwy znikły mi zawroty głowy.
Po
pewnym czasie pojechałam znów do Obór. Po trzech dniach, po przyjeździe,
zorientowałam się, że nie biorę leków na nerwy. I nie biorę ich do dzisiaj!
Minęło też trzęsienie się całego mojego ciała. Kiedyś siedziałam i płakałam w
domu, teraz wróciłam do kościoła, do modlitwy i do pielgrzymowania. Zaczęłam
modlić się na różańcu w intencji rodziny. I cała rodzina była już w sanktuarium
Matki Bolesnej w Oborach”.
Drodzy
bracia i siostry! Gromadzimy się dzisiaj w ciszy Oborskiego Karmelu. To sam
Chrystus zaprosił nas dzisiaj na ten Oborski Tabor. Przyszliśmy na to Święte
Miejsce, aby z wiarą i miłością wielbić i kontemplować Oblicze Syna Bożego, jak
uczniowie na Górze Przemienienia. Maryja, która najdoskonalej była zjednoczona
z Chrystusem w misterium Jego Męki, Śmierci i Zmartwychwstania, jest naszą
Matką i Przewodniczką w tej wędrówce śladami Jezusa, prowadzącej przez krzyż na
szczyt Bożej Chwały. Ona, wiernie strzegąca w sercu Słowa Bożego, zaprasza nas
dzisiaj na drogę duchowej przemiany, wewnętrznego nawrócenia, i przypomina:
„Zróbcie wszystko, cokolwiek Syn Mój wam powie”, „Jego słuchajcie”.
Amen.
Rozważania
różańcowe
I. Zmartwychwstanie Pana Jezusa
Paweł
z Warszawy pisze: „W wieku 16 lat odszedłem od Boga i zacząłem pić alkohol.
Spadłem na dno, piłem na umór aż do upadłego. Po 10 latach moja dziewczyna
powiedziała dość. Albo ja, albo alkohol. Wtedy Bóg pokierował i poprowadził
mnie na terapię.
Po
dwóch latach terapii i mojego trzeźwienia postanowiłem, że jeżeli ja otrzymałem
taki dar od Boga, czyli uwolnienie od nałogu, to dam coś od siebie innym
ludziom. Postanowiłem pomagać ludziom biednym, potrzebującym pomocy.
Zorganizowałem zbiórkę korków plastikowych na rzecz Mateusza, który potrzebował
na wózek inwalidzki i na rehabilitację po przebytej ciężkiej chorobie. Potem
ubogiej dziewczynce, która miała głuchoniemych rodziców i na pierwszą komunię
jako jedyna z grupy nie otrzymała roweru, ponieważ jej rodzina była biedna. Z
zapracowanych pieniędzy odkładałem po kilka złotych na ten rower. Przyjaciele z
terapii też zrobili zrzutkę. Za jakiś czas wspólnie z kolegą z terapii
zaproponowaliśmy, że zrobimy paczki na święta dla najbardziej potrzebujących
rodzin alkoholików. Wszyscy z terapii przynieśli co tylko mogli dać od serca i
udało się stworzyć kilka dość sporych paczek dla potrzebujących rodzin i przed
świętami rozwieźliśmy je po domach tych rodzin.
W
styczniu 2013 roku odwiedziłem klasztor ojców karmelitów w Krakowie i przyjąłem
szkaplerz święty. Prosiłem Matkę Bożą Szkaplerzną o dar małżeństwa, modliłem
się w intencji narzeczonej, polecałem ją w każdym sanktuarium, które nawiedzałem.
Narzeczona wyraziła zgodę na ślub. Moje marzenie o założeniu rodziny zaczęło
się spełniać.
Teraz
ta dziewczyna, która przeszła ze mną prawdziwy koszmar, jak piłem przez te 10
lat zostanie moją kochaną żoną w dniu 16 sierpnia. Moje życie nabrało sensu i prawdziwej
radości. Wierzę, że z Bogiem i Matką Bożą Szkaplerzną można osiągnąć najwyższe
szczyty.
„Jeżeli
więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne minęło,
a oto wszystko stało się nowe” (2 Kor 5,11)”.
Maryjo,
okrywająca nas świętym szkaplerzem, pomagaj nam umierać dla grzechu i powstawać
do życia w łasce i przyjaźni z Bogiem. Uczyń nas prawdziwymi świadkami
zmartwychwstania Chrystusa. Niech Twoja karmelitańska szata spoczywająca na
naszych piersiach nieustannie przypomina nam szatę nowego człowieka, szatę
łaski uświęcającej otrzymaną na chrzcie świętym i naszą godność przybranych
dzieci Bożych. Uczyń nas, Maryjo, prawdziwymi świadkami mocy Bożego
Miłosierdzia, radosnymi apostołami zmartwychwstałego Chrystusa, niosącymi
wszędzie światło nadziei.
II. Wniebowstąpienie Pana Jezusa
Barbara z Warszawy napisała:
„Z
mężem Stanisławem przeżyłam w małżeństwie 55 lat. Oboje byliśmy przyodziani
szatą Maryi Szkaplerzem Świętym. Każdy przyjazd do Obór był dla nas wielkim
przeżyciem duchowym. Mąż od pięciu lat chorował na nieuleczalną chorobę -
wirusowe zapalenie wątroby typu C. Mąż cały czas trwał w modlitwie i częstym
przyjmowaniu Komunii Świętej. Matka Boża spełniła obietnicę w którą my
wierzyliśmy. Zmarł po przyjęciu Komunii Świętej i Sakramentu Chorych w
objęciach Maryi w pierwszą sobotę kwietnia 2014 roku. Wierzę, że skorzystał z
przywileju sobotniego i Matka Boża Szkaplerzna przeprowadziła go do domu Ojca
Niebieskiego”.
Maryjo,
okrywająca nas szkaplerzem świętym prowadź nas do Jezusa, Twojego Syna,
obecnego w sakramentach Kościoła. Tylko w Nim jest nasze zbawienie. On jest
drogą, prawdą i życiem. I nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przez
Niego.
III. Zesłanie Ducha Świętego
Barbara
z Mosiny napisała:
„Będąc
w Oborach przyjęłam Szkaplerz Matki Bożej. Przed przyjęciem Szkaplerza byłam
daleko od Boga. W końcu Szkaplerz zawisł na mojej szyi, dotknęłam go i
pocałowałam. Ogarnął mnie wewnętrzny spokój. Gdy przyjechałam do domu,
wiedziałam że muszę iść do kościoła na niedzielną Mszę. Czułam taką potrzebę.
Nie od razu wyzbyłam się strachu i myśli „co powiedzą ludzie?”. Wiedziałam, że
będą się śmiać, że nagle taka święta, że chodzi do kościoła. Jak jechałam do
pracy, zastanawiałam się czy się przebierać, no bo co ja im odpowiem jak
zobaczą mój Szkaplerz? Jak im to wytłumaczę? Przecież też będą się śmiać. W
duchu się modliłam: „Matko Boża żebym Cię nie zawiodła, abym była godna nosić
Twój Szkaplerz, abym się go nie wstydziła” i odmawiałam Pod Twoją Obronę.
Powierzyłam to wszystko Mateczce. Zaczęłam się zmieniać, przestałam przeklinać,
spuściłam z tonu, nie wdawałam się w kłótnie. Już nie chciałam być lepsza od
innych. Ja chciałam być lepsza w oczach Boga. Przestałam się bać ludzi.
Zaczęłam głośno mówić o pielgrzymkach do Obór i szkaplerzu”.
Maryjo,
okrywająca nas świętym szkaplerzem, strzeż naszej duszy i ciała, które na
chrzcie świętym stało się świątynia Ducha Świętego; wypraszaj nam wierność Jego
natchnieniom otrzymywanym na modlitwie i moc do odważnego świadectwa wiary we
wszystkich okolicznościach naszego życia.
IV. Wniebowzięcie NMP
„Dostałam
nowe życie – pisze Elżbieta z Gdańska. 15 sierpnia 2013 r. w uroczystość Wniebowzięcia
NMP o godz. 3 rano miałam wypadek samochodowy. To prawdziwy cud, że żyję. Na
moim pasie jechał samochód i nastąpiło zderzenie czołowe. Nie mogłam nic
zrobić. Pomyślałam, że to koniec. Nastąpiło uderzenie. Kiedy się ocknęłam i
zobaczyłam znajome otoczenie pomyślałam, że żyję. Wszystko mnie bolało i nie
wiedziałam jakie mam rany. W pierwszym odruchu chciałam zadzwonić do syna.
Szukając telefonu, który leżał na siedzeniu obok, z zaskoczeniem zobaczyłam, że
na prawej ręce mam różaniec w formie bransoletki, który założyłam w nocy przed
wyjazdem. Na szyi miałam płócienny Szkaplerz, który przyjęłam w Oborach w
poprzednim roku. Próbowałam się obrócić i po lewej stronie przy drodze na
wysokości mojego samochodu zobaczyłam kapliczkę Matki Bożej, która stała dokładnie
na wysokości mojego siedzenia. Trafiłam
do szpitala. Wszystko mnie bolało, ale poza otarciami na lewej dłoni nie miałam
żadnych ran. Zrobiono zdjęcia wszystkich kości, ale nie było żadnych złamań. Po
12-godzinach i lekach przeciwbólowych wypuszczono mnie do domu. Były siniaki,
ból i stłuczenia całego ciała, ale już po dwóch dniach czułam się lepiej.
Leżałam w łóżku i nieustannie dziękowałam i nadal dziękuję Matce Bożej za
opiekę oraz łaski, które na mnie zsyła. Moje auto do kasacji, a ja wiem, że
żyję tylko dzięki opiece Matki Bożej, która opiekuje się mną przez całe moje
życie”.
Maryjo,
okrywająca nas swoim opiekuńczym płaszczem – szkaplerzem świętym, strzeż
nieustannie naszej duszy i ciała w drodze do niebieskiej ojczyzny, bądź nam
ratunkiem w niebezpieczeństwie i gwiazdą przewodnią pewnie prowadzącą do Portu
Zbawienia Wiecznego.
V. Ukoronowanie Maryi na Królową nieba i ziemi.
Henryka
z Kłuśna k. Świedziebni napisała:
„Tu
w tym Sanktuarium przyjęliśmy z mężem szkaplerz święty. Było to w 25 rocznicę
naszego ślubu. Często tu pielgrzymowaliśmy na piątkowe Czuwanie z Matką Bożą
Bolesną. Moją chorobę nowotworową zdiagnozowano w maju 2011 r. – „złośliwy rak
nerki”. Kilka dni przed operacją usunięcia chorej nerki przyjęłam sakrament
namaszczenia chorych i spokojnie pojechałam na zabieg do Kliniki Onkologicznej
w Bydgoszczy. Odbył się on w wigilię święta Matki Bożej Szkaplerznej. Po
wybudzeniu się na sali chorych spostrzegłam nad moim łóżkiem obrazek Królowej
Karmelu. Czułam, że Maryja ma mnie w swojej opiece. Ostatnie badania PET
wykazały, że wszystkie zmiany, które wskazywały na obecność raka nie posiadają
jego cech. Obecnie wróciłam do pełni sił i nieustannie dziękuję Panu Bogu za
powrót do zdrowia, a naszej Oborskiej Matce Bolesnej za opiekę i
wstawiennictwo”.
„Maryja
króluje, uzdrawia, pociesza” – taki napis umieścili karmelici przy ołtarzu w
dniu koronacji Cudownej Figury Matki Bożej Bolesnej. „Maryja króluje, uzdrawia,
pociesza” – tak było tu przez wieki, tak jest także dzisiaj. Przypominają o tym
dziękczynne wota zdobiące ściany oborskiego sanktuarium i liczne świadectwa
pielgrzymów. Dziękujemy Ci, Maryjo, za to ciche i ustronne miejsce, które
wybrałaś na tron swojej łaski i miłosierdzia. Klękamy u Twoich stóp z hołdem
najwyższej czci i całkowitego oddania, z miłością całujemy Twój święty
szkaplerz, jak skraj królewskiego płaszcza i za Świętym Papieżem z Wadowic
mówimy: Totus Tuus Maryjo. Niech ta prosta karmelitańska szata nieustannie
przypomina nam Ciebie, pokorna Służebnico Pańska i Twoje macierzyńskie
królowanie w naszych sercach i w naszym życiu.
Konferencja – Matka
duchowej przemiany
„Sanktuaria
Maryje to uprzywilejowane miejsca ewangelizacji” – podkreślał wielokrotnie św.
Jan Paweł II.
To
miejsca, gdzie wierni spotykają się na modlitwie pełnej wiary, polecają opiece
i wstawiennictwu Matki Pana, słuchają głoszonego z mocą Słowa Bożego i
przystępują do sakramentów świętych, szczególnie Pokuty i Eucharystii.
Tutaj,
pod macierzyńskim wejrzeniem Maryi, wszyscy
zranieni nałogami i słabościami łatwiej otwierają się na Boże Miłosierdzie i wezwanie
nawróconego Apostoła: „Proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście
dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej
rozumnej służby Bożej. Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz
przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest
wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe" (Rz 12,1-2).
Przypominają
o tym świadectwa pielgrzymów, którzy uczestniczyli w spotkaniach modlitewno –
ewangelizacyjnych odbywających się już od 15 lat w każdą sobotę w sanktuarium
Matki Bożej Bolesnej w Oborach.
Czesław z Gdańska w takich słowach zwraca się do Maryi: „Przez długi
czas byłem daleko od Boga, nie praktykowałem jego nauki i przykazań. Dzięki
Twojemu wstawiennictwu dostąpiłem łaski spowiedzi świętej i drogi życia w
czystości. Zaufałem Tobie bezgranicznie, Matko Bolesna, przyjmując Szkaplerz
Święty. Noszę go na szyi z godnością i wiarą. Ja, niegodny grzesznik, z całego
serca dziękuję Ci, Matko Bolesna, za przemianę mego serca i za powrót do
zdrowia z ciężkiej choroby”.
Edward z Zielonej Góry pisze:
„Od
młodości piłem. Bywało, że pijany jeździłem do stacji benzynowej, aby dokupić
alkoholu.
Wiosną
2011 roku zaproponowano mi wyjazd do sanktuarium w Oborach. Przed wyjazdem
wypiłem dwa piwa i jechałem z zapasem piwa w torbie – pisze z nutą humoru p. Edward.
W
sanktuarium, w konfesjonale siedział ksiądz, który przywołał mnie kiwnięciem
palca, abym podszedł. Ksiądz powiedział: „ty chciałeś przyjść do mnie, aby się
wyspowiadać”. Stanąłem na wprost siedzącego księdza. Nie chciałem ani uklęknąć,
ani mówić do kratek konfesjonału. Ksiądz zadawał mi pytania i taka była moja
spowiedź po bardzo wielu latach. Przyjąłem Komunię Świętą, a potem przyjąłem
szkaplerz Matki Bożej. Od tego dnia zacząłem z żoną chodzić do kościoła.
Czułem, że Matka Boża Szkaplerzna mnie chroniła. Nie wziąłem do ust żadnego
alkoholu i nie ciągnie mnie do niego do dziś. Jezus oczyszcza również moją
mowę. Dziękuję Matce Bolesnej za Jej wstawiennictwo w moim uzdrowieniu z nałogu
i uzdrowieniu mojej żony Marii”.
Zenon z Turku 8 czerwca br. napisał:
„Mam
67 lat. Przed dziesięciu laty miałem ciężki wypadek z którego, można
powiedzieć, wyszedłem w dobrym stanie. Dostałem drugą szansę. Żona z synem
przyjechała tutaj do Matki Bolesnej w Oborach, aby dziękować i prosić. Na drugi
miesiąc byłem i ja z nimi. I tutaj zrozumiałem wszystko. Zobaczyłem swoje
życie. Wcześniej nie potrafiłem odmówić kieliszka. Postanowiłem się zmienić i
przeżyć życie w trzeźwości. Bez żadnej terapii mogę teraz odmówić. Wszystkie
wesela i przyjęcia są dla mnie trzeźwe. To jest inne życie. I chwała Panu i
Matce Bożej”.
Pielgrzym
Paweł pisze:
„W
szkole średniej zajmowałem się wywoływaniem duchów bo inni też to robili, po
prostu dla zabawy. Do tych spraw dochodziło jeszcze wróżenie i horoskopy. W
latach 80-tych była moda na kasety wideo, zetknąłem się w tamtym czasie z
pornografią. Do tego wszystkiego dochodzi na dobre alkohol i papierosy.
W
roku 1987 zawarłem sakramentalny związek małżeński. Jednak nadal towarzyszyły
mi alkohol, pornografia, seks, papierosy i wulgaryzmy. Pojawiło się też
narzekanie na wszystkich i obmowa kapłanów.
Takie
życie w rozpuście prowadziłem do około 2001 roku. Mój rodzony brat powiedział
mi o Sanktuarium w Oborach i sobotnich Wieczernikach. Jednak w soboty trafiały
mi się najlepsze zarobki, zajmowałem się wtedy handlem.
W
końcu przyjechałem z żoną do Matki Bolesnej. Po koronce do Bożego Miłosierdzia
przyjąłem Szkaplerz Święty, moje pragnienie Boga rosło i moje życie zaczęło się
zmieniać.
Po
kilku latach u Matki Bolesnej w Oborach spotkałem założycielkę Apostolatu
Modlitwy Za Kapłanów „Złota Róża”. Dziś i ja należę do tego Apostolatu, modlę
się i poszczę za kapłanów. Teraz wiem, że to oni są namiestnikami Jezusa tu na
ziemi i to dzięki Kapłanom, którzy słuchają spowiedzi ja staję się dziś lepszym
człowiekiem. Za wstawiennictwem Maryi Matki Bolesnej zaczynam dostrzegać w
każdym kapłanie Jezusa”.
Tadeusz z Konina niedawno napisał: „6 stycznia 2001 roku po raz
pierwszy nawiedziłem sanktuarium w Oborach i przyjąłem szkaplerz Matki Bożej. Przez
lata byłem w więzieniu duchowym. Tamtego pamiętnego dnia Maryja okryła mnie
swoją brązową szatą i pomogła wydostać się z kajdan grzeszności i zniewolenia
alkoholem. Chciałem się odwdzięczyć Maryi za ten wielki dar i tak narodziła się
moja misja szkaplerzna do Zakładów Karnych. Niosę braciom za kratami orędzie
Bożego Miłosierdzia i Szkaplerz Niebieskiej Matki. W ostatnich miesiącach
nawiedziłem ZK w Fordonie, Potulicach i Koronowie”.
Papież
Benedykt XVI uczy: „Ewangelizować oznacza nieść innym Dobrą Nowinę o zbawieniu,
a tą Dobrą Nowiną jest osoba: Jezus Chrystus. Kiedy Go spotykam, kiedy
odkrywam, do jakiego stopnia jestem przez Boga kochany i przez Niego zbawiony,
rodzi się we mnie nie tylko pragnienie, lecz potrzeba ukazywania Go innym”.
Grzegorz z Mławy uzdrowiony z choroby alkoholowej napisał: „Kilka lat
temu usłyszałem o Oborach. Kolega zaproponował mi udział w pielgrzymce do Matki
Bożej Bolesnej. Po przyjeździe do sanktuarium uczestniczyłem we Mszy Świętej i
przyjąłem Szkaplerz Święty. Po pewnym czasie zostałem zaproszony do służby
porządkowej na sobotnim Wieczerniku. Po dłuższym okresie pielgrzymowania do
Obór i wiernej służbie przy ołtarzu Maryi Bolesnej, zacząłem także nabywać
szkaplerze święte dla chorych. Chodziłem do szpitala i poświęcone szkaplerze
zakładałem chorym i umierającym. Obydwoje moi rodzice umarli ze szkaplerzem
świętym, które sam im założyłem. Następnym etapem w moim życiu było wstąpienie
do „Piety”, czyli Wspólnoty Miłości Matki Bolesnej przy Oborskim Sanktuarium,
która modli się codziennie za chorych i cierpiących o oznaczonej porze dnia. To
łaska i wielki zaszczyt, że po tak burzliwym okresie mego życia mogę być
przydatny, jako narzędzie w rękach Miłosiernego Jezusa i Oborskiej Matki”.
Drodzy bracia i siostry, zgromadzeni na
Oborskiej Górze Przemienienia, odnówmy teraz nasze chrzcielne przymierze z
Bogiem i wyznajmy naszą wiarę w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego.
C. Pytam zatem każdego z was:
Czy wyrzekasz się grzechu, aby żyć w wolności
dzieci Bożych?
W: Wyrzekam się.
K: Czy wyrzekasz się wszystkiego, co prowadzi do zła, aby cię grzech nie
opanował?
W: Wyrzekam się.
K: Czy wyrzekasz się szatana, który jest głównym sprawcą grzechu?
W. Wyrzekam się.
WYZNANIE WIARY
C. Czy wierzysz w Boga Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela
nieba i ziemi?
W. Wierzę.
C. Czy wierzysz w Jezusa Chrystusa, Syna Jego Jedynego,
Pana naszego, narodzonego z Dziewicy Maryi, umęczonego i pogrzebanego, który
powstał z martwych i zasiada po prawicy Ojca?
W. Wierzę.
C. Czy wierzysz w Ducha świętego, Pana i Ożywiciela,
którego otrzymałeś w Sakramencie Bierzmowania, tak jak Apostołowie otrzymali Go
w Dzień Pięćdziesiątnicy?
W. Wierzę.
C. Czy wierzysz w święty Kościół Powszechny, obcowanie
świętych, odpuszczenie grzechów, zmartwychwstanie ciała i życie wieczne?
W. Wierzę.
C. Taka jest nasza wiara. Taka jest wiara Kościoła, której
wyznawanie jest naszą chlubą w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.
W. Amen.
Konferencja – „Przyjdźcie
do Mnie wszyscy”
Drodzy bracia i siostry, zgromadzeni w Oborskim Sanktuarium!
Chrystus Pan mówi do nas w swojej Ewangelii:
„Przyjdźcie do Mnie wszyscy,
którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”.
Te pełne miłości słowa, to serdeczne zaproszenie, Pan Jezus wypowiada
tutaj nieustannie można powiedzieć poprzez Serce swej Matki. Jakże wielu
chorych, zranionych słabościami i utrudzonych codzienna troską o utrzymanie
rodziny doświadcza na tym świętym miejscu prawdziwego pokrzepienia dla duszy i
ciała. To Chrystusowe pokrzepienie nieustannie wyjednuje nam swoim
wstawiennictwem Matka Bolesna.
Niedawno Barbara z Gdańska
napisała:
„Dużo
słyszałam o tym cudownym miejscu od mojej przyjaciółki Steni, ale nie
wiedziałam, że kiedyś tu przyjadę. Myślałam, co to za miejsce, jeżeli daje jej
taką wiarę i siłę. 4 lata temu pierwszy raz udałam się z pielgrzymką do Obór.
Jechałam z wielką radością. Do dziś mam w pamięci słowa, które powiedziała
Stenia: „nareszcie jesteśmy w domu”. Pomyślałam wtedy, Mateńko ukochana jaka
jest Twoja siła i moc, skoro z taką wiarą, radością i ufnością ludzie lgną do
Ciebie. Ja też znalazłam swoje miejsce. Wtedy też przyjęłam Szkaplerz Święty.
Wiedziałam, że Matka Bolesna, ma mnie w swojej opiece.
W
październiku 2011 roku zachorowałam na nowotwór złośliwy piersi. W pierwszej
chwili złość, strach i wiele pytań bez odpowiedzi, myślałam, że oszaleję z
rozpaczy. Gdy minął pierwszy szok, zaraz myśl – „Ja muszę jechać do Matki
Bolesnej do Obór, Jej powierzyć mój ból”.
Po
kilku dniach ponownie przyjechałam do Sanktuarium. Poczułam w sobie taką siłę,
wiedziałam, że się nie poddam, będę walczyć. Wiedziałam, że Matka Bolesna ma
mnie w swojej opiece i mnie nie opuści.
W
listopadzie pojechałam do Obór z siostrą i bratem, to była ich wspólna decyzja,
żeby modlić się razem ze mną. Obydwoje też przyjęli Szkaplerz Święty. W grudniu
przyjechali ze mną do Matki Bolesnej mąż, córka, zięć i moja wnuczka Amelka. I
znów nasza wspólna modlitwa dodawała mi sił.
Długa
i ciężka była moja walka z chorobą. W piątek przez kilka godzin brałam chemię,
a w sobotę jechałam do naszej Matki do Obór. Prosiłam Ją o siłę i dziękowałam
za opiekę.
Niestety
po pół roku choroba dała kolejny raz znać o sobie. Miałam przerzuty na płuca i
na kości. Czekała mnie ciężka operacja. Znów moją chorobę złożyłam w ręce
Maryi, powierzyłam Jej moje życie. Na moich ustach ciągle była pieśń „Zaufaj
bez reszty Maryi, zaufaj Jej wielkiej miłości…”.
Długa
jest moja droga i nieraz w dużych cierpieniach, ale nie skarżę się, ani nie
użalam się nad sobą, zaufałam naszej ukochanej Matce Bożej.
To
nic, że nieraz bolą ręce od kroplówek (od chemii), wzięłam już ich 27, a jeszcze dużo przede
mną. Wiara czyni cuda. Ja zaufałam Maryi, Ona jest moją opiekunką i
orędowniczką. Jej matczyna miłość nie pozwoliła mi się poddać”.
Drodzy
bracia i siostry! Wielu chorych, podobnie jak Barbara, przybywa na Oborską
Kalwarię, aby znaleźć się przy Sercu Matki Bolesnej. Maryja z macierzyńską
miłością wychodzi im na spotkanie i pomaga łączyć ich ludzkie cierpienia z męką
Zbawiciela. Polecając się Jej czułej opiece i wstawiennictwu doświadczają łaski
wewnętrznego pocieszenia i umocnienia w niesieniu krzyża choroby, a gdy jest to
zgodne z wolą Bożą także łaski uzdrowienia fizycznego.
Dorota z Mławy pisze:
„Chorowałam
na oczy i wielokrotnie jako dziecko leżałam w szpitalu. Na komisji lekarskiej
lekarz stwierdził, że będę niewidoma, ale Jezus nieustannie stał przy mnie ze
swoją łaską. Zawierzyłam swoje życie Bogu i bezgranicznie Mu wierzyłam we
wszystkich trudnych sytuacjach. Moja wiara w moc i miłosierdzie Jezusa uczyniła
cud uzdrowienia oczu z jaskry. Było to w Oborach 30 lipca 2012 roku podczas
modlitwy.
Od
momentu kiedy przyjęłam szkaplerz Maryi, nigdy go nie zdejmuję. Czuję Jej
nieustanną obecność w moim życiu, Jej troskę w mojej codzienności i czułą
matczyną miłość we wszystkim. O Jej miłości w szkaplerzu świętym opowiadam
wszędzie i przywożę szkaplerze wielu osobom, szczególnie chorym, niosąc w ten
sposób nadzieję i ratunek dla dusz często w ostatnich chwilach ich życia”.
Dorota
z Mławy pisze:
„Chorowałam
na oczy i wielokrotnie jako dziecko leżałam w szpitalu. Na komisji lekarskiej
lekarz stwierdził, że będę niewidoma, ale Jezus nieustannie stał przy mnie ze
swoją łaską. Zawierzyłam swoje życie Bogu i bezgranicznie Mu wierzyłam we
wszystkich trudnych sytuacjach. Moja wiara w moc i miłosierdzie Jezusa uczyniła
cud uzdrowienia oczu z jaskry. Było to w Oborach 30 lipca 2012 roku podczas
modlitwy”.
Jan z Białegostoku napisał:
„W
2009 roku przyjechałem z pielgrzymką do Sanktuarium w Oborach. Mimo, że było ze
mną 50 osób, to czułem się tutaj tak jakbym był sam z Matką Bożą. Przed
wyjazdem do Obór bardzo źle się czułem. Gdy szedłem ulicą w mieście pewna
nieznajoma kobieta chciała wezwać karetkę, ale się nie zgodziłem. Mam chory kręgosłup,
bo przez trzydzieści lat mego picia ciężko na to zapracowałem. Teraz nie piję
od czternastu lat, jestem członkiem wspólnoty AA. Założyłem Stowarzyszenia
Rodzin Abstynenckich „Przymierze”. Będąc u Matki Bożej Bolesnej uczestniczyłem
w nabożeństwie dla chorych. Podczas błogosławieństwa z nałożeniem rąk przez
kapłana doznałem łaski spoczynku w Duchu Świętym. Leżąc na posadzce nie
straciłem świadomości, poczułem lekkość i ciepło. Nie wiem ile to trwało, ale
gdy wstałem poczułem ulgę. Na zakończenie spotkania przyjąłem szkaplerz i
odmawiam codziennie naznaczoną przez ojca karmelitę modlitwę „Pod Twoją
Obronę”. Od tamtej pory nie biorę żadnych środków przeciwbólowych ani lekarstw,
pracuję ciężko i nie odczuwam bólu pleców. Gdy w tym roku powiedziałem, że jadę
do Matki Bożej Bolesnej do Obór, to myślałem, że pojadę sam, ale przyjechało
nas 50 osób”. Od napisania tego świadectwa minęło już pięć lat. Pan Jan nie
odczuwa żadnych bólów kręgosłupa i z radością organizuje co roku pielgrzymkę
autokarową Stowarzyszenia Rodzin Abstynenckich do Obór.
Wiesława z Warszawy napisała:
„Od
ponad 30 lat choruję na bardzo ostrą łuszczycę, która umiejscowiła się na całym
ciele z największym wysypem na nogach i rękach. Jestem pokryta suchą, żółtą łuską,
która przy poruszaniu pęka i krwawi. Ta choroba jest bardzo bolesna i wstydliwa.
Kiedy pierwszy raz łuszczyca dała o sobie znać, załamałam się. Byłam 30 paro
letnią kobietą, miałam młodego męża. Prosiłam, żeby ułożył sobie na nowo życie,
był przecież młodym przystojnym mężczyzną a ja młoda ale odpychająca w swojej chorobie.
Mój mąż wtedy powiedział te słowa: "A jak ja bym tak wyglądał zostawiłabyś
mnie?" Nikt kto nie widział człowieka wysypanego łuszczycą nie może sobie
wyobrazić jak taka osoba wygląda i co czuje. Często leżałam w szpitalu na
Lesznie w Warszawie. Tam smarowałam się wszelkimi maściami a do domu wracałam
bez łusek ale czerwona jak upiór. Lata mijały stosowałam diety, nie dojadałam
bo nie miałam apetytu, smarowałam się bez skutku. Choroba się nasilała, stres
też mnie zabijał, to był koszmar. Przestałam chodzić na uroczystości rodzinne,
bałam się kontaktu z ludźmi, ich pytań, ich podsumowań. Rozmowa na temat mojej
choroby była dla mnie bolesna. Chodziłam ubrana w ciemne bluzki, czarne
spodnie...upały a ja w rękawiczkach i czarnych skarpetkach, wyglądałam i spałam
jak bezdomna. Nie dało się inaczej bo cały czas musiałam się smarować, żeby
nawilżać ten pancerz który na sobie nosiłam...żeby nie pękał i nie krwawił.
Starałam się nie wychodzić z domu ale jak musiałam już wyjść szczególnie latem
to były katorgi dla mojego ciała i umysłu...Ludzie pukali się w głowę i
docinali: Pani kochana tak gorąco a Pani w rękawiczkach... to było poniżające,
cierpiałam przy tym bardzo. Cały czas modliłam się i cierpiałam boleśnie i
duchowo. Szukałam swojej drogi, czułam się odrzucona. Każdy mój dzień zaczyna
się od modlitwy i myślenia czy dam dzisiaj radę coś zrobić. Moja najstarsza
siostra Jadzia zaczęła zabierać mnie na pielgrzymki. Bardzo bałam się wyjazdów
autokarem, bo moje ciało bolała mnie przy każdym ruchu który wykonywałam. Tyle
godzin jazdy, nogi puchły, skóra pękała i bolała...każda część ciała.
W 2012
roku wybrałam się z moją siostrą na pielgrzymkę do Sanktuarium w Oborach. Znaleźliśmy
się w pięknym ogrodzie, mnóstwo ludzi, starsi, młodsi, dzieci, chorzy na wózkach.
Ten piękny ogród i wysoko wzniesiony ołtarz, piękny, stary Kościół, słychać
było modlitwy i pieśni. To wszystko było ogromnym przeżyciem. Tego dnia
przyjęłam Szkaplerz Matki Bożej. To był cud, że tyle godzin w upale dałam
radę...Wiem, że to Ty Matko Bolesna czuwałaś nade mną. To dzięki mojej siostrze
Jadzi znalazłam się w tym cudownym, świętym miejscu. Przyjeżdżam tutaj co
miesiąc, jak tylko pozwala mi na to zdrowie. Czuję że znalazłam swoją drogę,
cieszę się ze spotkania z siostrami i braćmi na pielgrzymce. Po każdej
pielgrzymce do Obór wracam do domu wyciszona.
Latem
2013 roku moja choroba dała mi się we znaki bardzo boleśnie. Przestałam przyjeżdżać
do Obór. Łuszczyca zaatakowała mnie bardzo boleśnie, obsypała mnie całą od
głowy do stóp. To była żółto – czerwona łuska. Stopy, które były pokryte łuską
nie pozwalały mi na swobodne poruszanie się, przy każdym ruchu skorupa pękała i
zaczynała krwawic. Byłam cała pokryta niewyobrażalną łuską, krwawiąca i
śmierdząca. Nie mogłam się umyć, bo każdy dotyk wody sprawiał mi ból, bardzo
cierpiałam i moja rodzina i najbliżsi wraz ze mną. W końcu dostałam się na oddział
dermatologiczny w Warszawie w Międzylesiu. Na pierwszym obchodzie, tego samego
dnia Pani ordynator, piękna i dobra kobieta załamała ręce. Czułam się bezradna,
lecz mimo bólu i cierpienia nie byłam sama.
Którejś
niedzieli przyjechała do mnie do szpitala siostra Jadzia i powiedziała, że była
w sobotę w Oborach u Matki Bolesnej i poprosiła ojców karmelitów o modlitwę za
mnie. Po rozmowie z siostrą zauważyłam jak ucieka ze mnie ta okrutna choroba. Łuski
zeszły szybko, zostały czerwone plamy, które też znikały w takim tempie, ze
lekarze nie dowierzali. To był cud, jestem o tym przekonana, czułam to. Panie
chore, które były ze mną w pokoju też chore na łuszczycę nie mogły się nadziwić.
Po dwóch tygodniach wróciłam do domu jeszcze słaba, ale szczęśliwa, radość w
domu była wielka. Moje wnuczki ciągle przychodziły do mnie, głaskały mnie po
rękach i pytały się: "Babciu, jesteś już zdrowia?" Jak na razie
jestem zdrowa i szczęśliwa.
Staram
się przyjeżdżać do Obór do Matki Bolesnej jak najczęściej i dziękuję za swoje i
moich najbliższych zdrowie. Dziś mija prawie rok jak jestem zdrowa. TO CAŁY ROK
!!! Bez bólu, bez łusek i ran. Mimo to codziennie się modlę i oglądam siebie z niedowierzaniem,
że jestem zdrowa. Nareszcie mogę ubrać się na krótki rękaw, mogę spać w normalnej
piżamie i nie chowam się przed ludźmi. To jest CUD, to jest szczęście, spokój
cielesny i duchowy... Po tylu latach mojej tułaczki doszłam do celu, do Ciebie
MATKO BOLESNA. Dziękuję, że mnie kochasz i opiekujesz się mną. Oprócz modlitwy
i wiary trzeba mieć rodzinę i przyjaciół. W dzisiejszych czasach coraz trudniej
o wsparcie najbliższych. Ja mam szczęście, że ich mam”.
Dorota z Żurominka napisała:
„Moje
spotkanie z Bolesną Mateczką w Oborskim Sanktuarium zaczęło się 7 lat temu.
Pracowałam razem z mężem w zakładzie odzieżowym. Po przepracowaniu 16 lat
zaczęło dziać się coraz gorzej. Bardzo małe zarobki czy brak pracy były normą.
W wielkim smutku rozmyślałam co zrobić, gdzie szukać pracy dla siebie i dla
męża, który jest osobą niesłyszącą. Przez stres miałam częste bóle migrenowe
głowy, które znacząco utrudniały mi funkcjonowanie. Nie widziałam wyjścia z tej
sytuacji. Prześladowały mnie pytania jak żyć? Za co kupić dzieciom książki do
szkoły? Jak związać koniec z końcem?
Pewnego
dnia rozmawiałam z koleżanką na temat mojej sytuacji, szukałam porady jak
postąpić. Powiedziała mi, że była w Sanktuarium Oborskim, a po przyjęciu
szkaplerza poczuła wewnętrzny spokój. Posłuchałam rady i w lutym 2007 po praz
pierwszy odwiedziłam Sanktuarium Oborskie i przyjęłam szkaplerz. Podczas
błogosławieństwa chorych z nałożeniem rąk kapłana bóle ustąpiły, pojawiła się
nadzieja zmiany pracy.
W
maju 2008 roku przeniosłam się do pracy w ośrodku dla chorych na stwardnienie
rozsiane. Jest to praca, która uczy cierpliwości, pokory i tego, że trzeba
cieszyć się każdym dniem, dziękując Panu Bogu i Matce Najświętszej za zdrowie i
powodzenie. Każdego dnia, gdy przychodzę na dyżur, zaczynam zmianę wstępując do
kaplicy. Proszę wtedy o pomoc, abym dała radę, abym swoją postawą dała
świadectwo przynależności do Chrystusa, abym godnie niosła pomoc i otuchę tym,
którzy tego potrzebują”.
Drodzy
bracia i siostry, zgromadzeni w Oborskim Wieczerniku!
Z
każdego ołtarza, z każdego tabernakulum Chrystus mówi do nas: „Przyjdźcie do Mnie
wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. Te słowa jak echo odbijają się tutaj w Sercu Maryi i
dotykają naszego serca, naszego życia, naszej duszy i ciała. Matka Bolesna
prowadzi nas do stóp Ukrzyżowanej Miłości, prowadzi alejkami po Oborskiej
Kalwarii i pomaga jednoczyć się z Cierpiącym Odkupicielem i doświadczyć sercem,
że Jego jarzmo jest słodkie, a Jego brzemię lekkie.
Po macierzyńsku dodaje nam odwagi, ożywia naszą nadzieję i
przypomina, że „jak jesteśmy uczestnikami cierpień Chrystusowych, tak tez
wielkiej doznajemy przez Chrystusa pociechy. Albowiem skoro wspólnie z Nim
cierpimy, to po to by też wspólnie przebywać w chwale”. Tutaj doświadczamy
duchowego pokrzepienia i umocnienia w wierze, jak apostołowie na Górze Tabor.
Amen.
Wyśpiewujmy Bogu radosne
Magnifikat
Drodzy
bracia i siostry, zgromadzeni u stóp Matki Bożej Bolesnej. Dziękujemy dzisiaj
za 15 lat cosobotnich Wieczerników w Oborach na których brązowy szkaplerz
Królowej Karmelu przyjęły tysiące wiernych z całej Polski.
Genowefa
z Warszawy pięknie napisała: „Do Oborskiego portu z warszawskiego Żoliborza
przez 15 lat dopłynęło ponad 800 pielgrzymów, aby uchwycić się Kotwicy, którą
jest Maryja w wizerunku Szkaplerza Świętego”.
Podobnie
Grażyna z Gdańska pisze: „Do Sanktuarium w Oborach przyjechałam po raz pierwszy
22 maja 1999 roku, w wigilię Zesłania Ducha Świętego. Był to pierwszy sobotni
Wieczernik Królowej Pokoju w Oborach. Przybyliśmy małą, 16 – osobową grupą z
Trójmiasta. Myślę, że w tym właśnie dniu rozpoczęła się moja szczególna więź z
Matką Bożą Bolesną. Zostałam obdarowana Szkaplerzem. Ten dar to również zadanie
– pomyślałam. Rodziło się we mnie pragnienie, aby każdy Polak był okryty
płaszczem Matki Bożej – Szkaplerzem Świętym!”.
Drodzy
Moi! Niech to piękne pragnienie ożywia serce każdego z nas, wszystkich
pielgrzymów zgromadzonych dzisiaj w Oborskim Domu Maryi.
Wdzięcznym
sercem wyśpiewujmy Bogu radosne „Magnifikat” za wielkie rzeczy jakie nam
uczynił przez Serce Naszej Niebieskiej Matki i naszym życiem potwierdzajmy
wiarę w Syna Bożego.
o. Piotr
Męczyński O. Carm.
|