Droga
Rodzino Matki Bożej Bolesnej!
Pragnę
dzisiaj zwrócić waszą uwagę na XVIII wieczny rokokowy ołtarz z obrazem św.
Rocha znajdujący się w prawej tylnej części kościoła karmelitów w Oborach.
Pielgrzymi
i chorzy wchodzący do sanktuarium Matki Bożej Bolesnej zostają najpierw powitani
przez swego Patrona.
Święty
Roch żył siedem wieków temu. Zasłynął jako opiekun zadżumionych, a po śmierci
stał się patronem cierpiących na groźne choroby zakaźne.
Europę
od średniowiecza aż po XIX stulecie raz po raz pustoszyły fale śmiertelnej
zarazy zwane dawniej "morowym powietrzem" (od archaicznego słowa mór,
czyli umieranie, śmierć). Ludzie marli masowo najczęściej od dżumy zwanej
"czarną śmiercią" (od ciemnej barwy zmian na skórze chorego).
Największa w dziejach Europy pandemia "czarnej śmierci" miała miejsce
w XIV w., w latach 1347-1352. Wymarła wówczas trzecia część ludności całego
kontynentu.
W
średniowiecznych miastach panowały fatalne warunki higieniczne, w związku z
czym zaraza rozprzestrzeniła się błyskawicznie. Umierali biedni i bogaci,
starzy i młodzi. Nikt nie mógł się wykupić. Nie było lekarstwa. Nie było
ratunku. Śmierć przychodziła nagle i niespodziewanie. Wobec pandemii ówczesna
sztuka lekarska była bezradna. Jedyną znaną wówczas formą profilaktyki była
izolacja zarażonych i pozostawienie ich samym sobie. Chorym pozostawała tylko
modlitwa do Boga przez wstawiennictwo świętych orędowników. Wówczas
przypomniano sobie, że jest święty, który bez lęku okazywał miłosierdzie
ofiarom zarazy, uzdrawiał ich i jednał z Bogiem.
Niewiele
zachowało się pewnych wiadomości o św. Rochu. Jest pewne, że zmarł przed rokiem
1420, gdyż wtedy pojawia się jego pierwszy żywot i pierwsze ślady jego kultu.
Urodził się w wieku XIV w Montpellier (południowa Francja). Jego rodzice mieli
należeć do zamożniejszych w mieście. Kiedy przez długi czas nie mieli dziecka,
uprosili sobie syna modlitwą do Matki Bożej i jałmużnami. Dali mu na imię Roche,
to znaczy mocny jak skała. Roch urodził się ze znamieniem w kształcie
czerwonego krzyża na lewej piersi, które z postępem lat stawało się coraz
wyraźniejszym i widoczniejszym. Pobożni rodzice widzieli w tym przepowiednię,
że Bóg powołuje ich syna do szczególnej doskonałości w naśladowaniu
Ukrzyżowanego i dali mu jak najstaranniejsze wychowanie. Ojciec ciężko
zapadłszy na zdrowiu powiedział do 12 – letniego syna: „Czuję, że się zbliża
ostatnia moja godzina, oddaję ci przeto mój testament, którego brzmienie jest
następujące: Miej zawsze Boga przed oczyma; co czynisz, czyń z Bogiem i dla
Boga. Odziedziczysz po mnie obszerne dobra i znaczny majątek, ale nie daj się
olśnić jego blaskiem, nie przywiązuj się do niego całym sercem, ale raczej miej
miłosierdzie nad ubogimi i potrzebującymi wsparcia, a wtedy Bóg będzie ci
błogosławił".
Słowa
konającego ojca wyryły się na zawsze w sercu i pamięci poczciwego chłopca. W
kilka lat później zmarła też i matka, a 20 – letni Roch, wszedł w posiadanie
całego majątku.
Do
ostatniej woli ojca zastosował się młodzieniec jak najsumienniej i najskrupulatniej,
a hojnie obdarzając nieszczęśliwych i ubogich, wszystko czynił potajemnie i w
ukryciu, aby jałmużna nie traciła w oczach Boga na wartości. Przyjął do siebie
słowa Chrystusa z Ewangelii: "Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj,
co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie" (Mt 19,
21).
Wydawszy
wszystkie fundusze do ostatniego grosza, podjął pielgrzymkę do Rzymu. Pieszo, z
torbą i kijem podróżnym w ręku udał się do Wiecznego Miasta. Po drodze dotarł do
Florencji, gdzie panował wielki popłoch i obawa z powodu wybuchu zarazy. Zgłosił
się tam do jednego ze szpitali do posługi chorych. Zarządca szpitala pochwalił
jego poświęcenie, ale nie taił przed nim, że pielęgnowanie zadżumionych będzie
dla tak delikatnego młodzieńca jak on, połączone z wielkim trudem i wielu
niebezpieczeństwami, a wreszcie rzekł: "Nie śmiem wprowadzać cię do tego
przybytku śmierci, smutku i boleści i brać na siebie tak ciężkiej
odpowiedzialności". Roch uspokoił jego obawy i ponowił prośbę
następującymi słowami: "Czyż Pismo święte nie mówi, że za pomocą Bożą
wszystko jest możliwe, i że tej pomocy nigdy nam nie zabraknie, jeśli nam
jedynie o to chodzi, aby się Bogu przypodobać? Nie obawiam się ani trudów, ani
niebezpieczeństw, pragnę wieńca żywota, a wieniec ten dostanie się tylko temu,
kto szczerze walczy i nie przywiązuje zbyt wielkiej wartości do życia
doczesnego. Zresztą nagroda będzie tym większa, im trudniejsza była
praca". To oświadczenie przekonało zarządcę szpitala, tak że przyjął jego
usługi.
Roch
pielęgnował chorych z jak największym poświęceniem, modlił się z nimi, znaczył
ich czoła znakiem krzyża świętego, a wszyscy, których przeżegnał, wracali do
zdrowia. Wyleczeni wysławiali głośno swego opiekuna i dobroczyńcę, chociaż ten
kazał im dziękować Bogu, a jego pomijać milczeniem.
Uciekając
przed otaczającym go tłumem wielbicieli, opuścił miasto i udał się do Rzymu,
gdzie przez dwa lata pielęgnował dotkniętych zarazą, a czas wolny spędzał na
modłach, aby Bóg raczył się zlitować nad ciężko nawiedzonym miastem. Gdy morowe
powietrze ustało w Rzymie, udał się do Piacenzy i z nadludzką gorliwością
dopóty obsługiwał chorych, dopóki sam nie zapadł na zdrowiu zarażony dżumą.
Nie
chcąc być nikomu ciężarem i nikogo zarazić, powlókł się poza miasto, zamieszkał
samotnie w lesie i oddał się pod Boską opiekę.
Niedaleko
mieszkał pewien zamożny szlachcic, który odnalazł chorego Rocha i zaopiekował
się nim aż do całkowitego wyleczenia. Według legendy pies zamkowy wytropił
Rocha i unosił codziennie ze stołu kawałek chleba, aby żywić chorego odludka. Właściciel
psa zdjęty ciekawością, poszedł za nim pewnego dnia i ze zdumieniem przekonał
się, że poczciwe zwierzę przynosi chleb choremu Rochowi. Wzruszony i
zawstydzony miłosierdziem zwierzęcia, ulitował się nad opuszczonym nędzarzem,
wziął go do siebie i opiekował się nim aż do zupełnego wyzdrowienia, a
zbudowany jego pobożnością i świątobliwością rozpoczął żywot pokutniczy i
chrześcijański.
Wydarzenie
to zostało upamiętnione w ikonografii - św. Roch przedstawiany jest jako
pielgrzym, u jego stóp siedzi pies przynoszący mu jedzenie i liżący jego rany.
Kiedy
Roch wyzdrowiał, udał się dalej na północ do swego rodzinnego domu we Francji.
Gdy jednak znalazł się już w miasteczku Angera leżącym
nad jeziorem Lago Maggiore, pochwycili go żołnierze pograniczni i
biorąc go za szpiega, uwięzili. Poddano go indagacjom śledczym, połączonym ze
stosowaniem tortur. Wycieńczony, po pięciu latach więzienia Roch zmarł w lochu
16 sierpnia 1327 roku. Miał wtedy około 30 lat. Jego niewinność i świętość miał
ujawnić cudowny napis na ścianie więzienia: "Ci, którzy zostaną dotknięci
zarazą, a będą wzywać na pomoc św. Rocha, jako swego pośrednika i orędownika,
będą uleczeni". Mieszkańcy miasta ujęli się więc za pielgrzymem. Zabrali ze
sobą jego relikwie i pochowali je w kościele parafialnym. Potem przeniesiono je
do Voghera, a wreszcie do Wenecji (w roku 1485), gdzie są do dzisiaj.
Według
jeszcze innego przekazu Roch wrócił w strony rodzinne, a ponieważ był
przyodziany w łachmany, wuj jego, piastujący urząd sędziego, kazał go pojmać
jako włóczęgę i osadzić w więzieniu. Pięć lat przesiedział Roch w ciemnym
lochu, nie żaląc się na niedolę i znosząc cierpliwie niesłuszną karę, aż
wreszcie śmiertelnie zapadł na zdrowiu. Kapłan, którego doń przywołano, aby mu
udzielić ostatniej Komunii świętej, ujrzawszy na jego obliczu niezwykły blask,
który opromieniał całą celę więzienną, zaraz doniósł władzy o tym cudzie i
zażądał wypuszczenia więźnia na wolność. Niebawem mnóstwo ludu zbiegło się do więzienia
i ujrzało blask niebieski, o którym mówił kapłan, ale Roch już się był rozstał
z tym światem i przeniósł do wieczności. Mieszczanie z Montpellier rozpoznali
go po znamieniu w kształcie krzyża, jakie nosił na piersiach od urodzenia. Pod
jego głową znaleziono kartkę z napisem, że ci którzy będą wzywali pomocy św.
Rocha w czasie zarazy, zostaną uleczeni.
Kult
św. Rocha rozszedł się szybko po Europie. Częste epidemie, które dziesiątkowały
ludność i wyludniały osady ludzkie, sprzyjały rozwojowi czci św. Rocha jako
patrona od zarazy. Podczas soboru w Konstancji, gdy wybuchła zaraza, ojcowie
soboru kazali obnosić obraz świętego Rocha w uroczystej procesji i zaraza
natychmiast ustała.
Od
wieku XV należał do Czternastu Wspomożycieli. Niemało do rozpowszechnienia jego
kultu przyczynili się franciszkanie, którzy uważają go za swojego tercjarza.
Jego imię nakazał umieścić w Martyrologium Rzymskim Grzegorz XIII (+
1585), a potwierdził tę decyzję papież Urban VIII (+ 1644). Ku czci św. Rocha
powstała nawet rodzina zakonna (rochici).
Św.
Roch jest patronem Montpellier, Parmy, Wenecji; aptekarzy, lekarzy, weterynarzy,
ogrodników, rolników, szpitali i więźniów. Uważany jest także za opiekuna
zwierząt domowych.
W ikonografii
św. Roch przedstawiany jest jako młody pielgrzym lub żebrak w łachmanach, z
psem liżącym mu rany albo biegnącym obok. Jego atrybutami są: anioł i pies trzymający
w pysku chleb oraz torba pielgrzyma. Jedna z legend mówi, że Święty Roch po
śmierci poszedł do nieba razem z towarzyszącym mu zawsze psem Roszkiem. Pies
ten lizał rany chorych, które pielęgnował jego pan i rany zamykały się raz na
zawsze.
Drodzy
bracia i siostry! Często możemy dziś usłyszeć, że dżumą XXI wieku jest wirus
HIV. Jednak prawdziwie zadżumieni nie są ludzie chorzy na AIDS, ale wszyscy ci,
którzy z egoizmu, lęku i braku miłości skazują ich na wykluczenie i odrzucenie,
a często także na niesprawiedliwe sądy i oskarżenia. Nie tego jednak uczy nas
Mistrz z Nazaretu zatrzymujący się przy chorych spotykanych na drogach
Palestyny, dotykający litościwie swoją dłonią trędowatego (por. Mk 1, 40-45) i pochylający
się miłosiernie nad cudzołożną niewiastą (por. J 8, 1-11). Z pewnością można by
wymienić jeszcze wiele innych odmian dżumy naszego wieku, objawów „morowego
powietrza” w życiu społecznym, symptomów „czarnej śmierci” dotykającej cywilizacji
XXI wieku.
Tylko
Chrystus zna i posiada prawdziwe lekarstwo na tę śmiertelną chorobę ludzkiego
ducha, tylko Chrystus swoją Krwią przelaną na krzyżu może zmazać „czarne plamy”
naszej duszy i swoją nieskończoną miłością otworzyć nasze serca dla wszystkich „zadżumionych”
na duszy i ciele, aby rozpoznać w nich naszych braci i nasze siostry.
O
tym wszystkim przypomina nam nasz Święty z bocznego ołtarza. Pociągnięci przykładem
świętego Rocha i wsparci jego wstawiennictwem u Boga, podążajmy wytrwale
śladami Jezusa i bądźmy odważnymi świadkami Jego czułej i troskliwej miłości
wobec wszystkich chorych i ubogich spotykanych na drodze naszego życia. Niech
przykład tego pokornego i ubogiego pielgrzyma miłości pomaga nam wcielać w
życie ewangeliczną przypowieść o miłosiernym samarytaninie i odpowiedzieć wielkodusznie
na Chrystusowe wezwanie: „Idź, i ty czyń podobnie!” (Łk 10, 37). Amen.
o. Piotr
Męczyński O. Carm.
|