Drodzy
w Sercu Jezusa, bracia i siostry, zgromadzeni na modlitwie w ciszy Oborskiego
Karmelu!
Zawsze
kiedy bierzemy do ręki różaniec i zatapiamy się w serdecznej modlitwie Maryja
przychodzi do nas i modli się razem z nami.
Pięknie
przypomina nam o tym objawienie Niepokalanej w Lourdes.
11
lutego 1854 roku 14-letnia Bernadeta Soubirous po raz pierwszy ujrzała Piękną
Panią w Grocie Massabielskiej. Dziewczynka miała ze sobą różaniec, który dwa
lata wcześniej otrzymała od swej siostry Antoniny i z którym nie rozstała się
już do końca życia. W jednym z listów tak relacjonuje całe wydarzenie:
„Zobaczyłam Panią odzianą w białe szaty. Miała na
sobie białą suknię, przepasana była niebieską wstęgą, na każdej z Jej stóp
spoczywała złocista róża. Taki sam kolor miały ziarenka Jej różańca.
Kiedy
Ją zobaczyłam, przetarłam oczy sądząc, iż mi się przywidziało. Zaraz też
włożyłam rękę do kieszonki i znalazłam swój różaniec. Chciałam przeżegnać się,
ale nie mogłam unieść opadającej ręki. Dopiero kiedy Pani uczyniła znak krzyża,
wtedy i ja drżącą ręką spróbowałam, i udało się. Równocześnie zaczęłam odmawiać
różaniec. Także Pani przesuwała ziarenka różańca, ale nie poruszała wargami.
Kiedy skończyłam odmawianie, widzenie ustało natychmiast. (...)”.
Święty
Maksymilian Kolbe nawiązując do tego objawienia Maryi, powiedział: "Jak bardzo modlitwa różańcowa cieszy
Niepokalaną" (POMK 1081a). „Różaniec
jest modlitwą najmilszą Matce Bożej” (Mugenzai no Sono, sobota 4 II 1933). "Jeżeli pragniemy wznieść się aż do Jej
poznania i pokochania Jezusa, musimy, szepcząc Zdrowaś Maryjo i powtarzając
wciąż Zdrowaś Maryjo, tajemnice te w zjednoczeniu z Nią rozpamiętywać” (Niepokalanów,
styczeń 1940).
Święta
Bernadetta w jednej ze swoich wizji usłyszała: „Gdy odmawiasz różaniec, patrz zawsze na Mnie”. Słowa te mają
głęboki sens. Odnoszą się przede wszystkim do sposobu rozważania tajemnic
różańcowych, w których mamy zawsze widzieć Maryję. Powinniśmy czytać w Jej
sercu i myślach, cieszyć się Jej radościami, współczuć Jej w cierpieniu i od
Niej uczyć się wierności oraz zupełnego oddania się Jezusowi.
Bernadeta
paciorki swej koronki przesuwała całą resztę życia tak, jak w Lourdes. "Różaniec
był jej modlitwą ulubioną" - powiedziała pewna przełożona generalna
sióstr szarytek. Nieraz w infirmerii s. Gonzaga odmawiała z nią na przemian
zdrowaśki. (...) "Wieczorem udając się na spoczynek - tak radziła
Bernadeta jednej z towarzyszek - niech siostra weźmie różaniec i niech
zasypia, odmawiając go. W ten sposób siostra będzie postępować tak, jak małe
dzieci, które zasypiając powtarzają: mama, mama..." (ks. Francis
Trochu).
Drodzy
bracia i siostry!
„Na
początku objawień Matki Bożej
w Lourdes miało miejsce pewne zapomniane już dzisiaj
wydarzenie. Rankiem 1 marca 1858 roku młodziutka Bernadeta przyszła do Groty,
uklękła i odruchowo wzięła różaniec, który ktoś położył u jej boku,
być może po to, aby mieć później pamiątkę. Bernadeta będzie potem wspominała,
że kiedy chciała go podnieść do czoła, jej ręka zatrzymała się, a Piękna
Pani podczas objawienia zapytała ją, gdzie jest jej własny różaniec. Dziewczyna
sięgnęła do kieszeni, wyjęła z niej swoją koronkę, uniosła wysoko
i pokazała Maryi. W tym momencie wszyscy obecni, w geście
naśladowania, wzięli swoje różańce do ręki, unieśli je w górę
i zaczęli nimi poruszać w hołdzie dla niewidocznej dla nich Pięknej
Pani. Ta zaś dała Bernadecie znak głową, aby zaczęła odmawiać Różaniec.
„Gdzie jest twój różaniec?” –
porywające w swej prostocie i zarazem głębi pytanie! Matka Boża
zwraca nam przez nie uwagę na prosty fakt: miej swój różaniec, strzeż go –
w torebce, w kieszeni, nie rozstawaj się z nim! Niech ci
towarzyszy, niech przypomina o sercu, centrum Twojej wiary, a nawet
niech cię czasem uwiera” (Bp Piotr Libera).
W
jednej z oświęcimskich parafii znajduje się niezwykły relikwiarz, w kształcie
postaci Maryi. Niepokalana trzyma w dłoniach małą oszkloną skrzyneczkę, w
której umieszczony został drewniany różaniec świętego Ojca Maksymiliana Kolbe.
Historia
tego różańca ma związek z ostatnim etapem życia założyciela Rycerstwa
Niepokalanej. Franciszkanin miał go ze sobą podczas aresztowania na warszawskim
Pawiaku w lutym 1941 roku. Jeden ze strażników znalazł różaniec u ojca
Maksymiliana. Spoliczkował zakonnika, a różaniec podeptał. Od tamtej pory o.
Kolbe, który pozbierał rozrzucone paciorki, przechowywał różaniec w płóciennym
woreczku. Trzymał go od pachą. W ten sposób przywiózł go do KL Auschwitz 28
maja 1941 roku. Tu pewnego dnia zgłosił się do niego nastoletni więzień obozu,
Wilhelm Żelazny. Chciał popełnić samobójstwo rzucając się na podłączone do
prądu druty kolczaste. Żelazny otrzymał wtedy od zakonnika różaniec.
Swoje
spotkanie z zakonnikiem opisał następująco:
„Ten
długo ze mną rozmawiał i na koniec wyciągnął woreczek umocowany po wewnętrznej
stronie obozowej bluzy pod pachą, w którym znajdował się porwany różaniec.
Wręczył mi go, mówiąc, że mi go udostępnia na pewien czas, abym go odmawiał, co
mi doda sił i podniesie mnie na duchu. Powiedział mi również, że brakuje w nim
kilku paciorków zniszczonych przez gestapowca na Pawiaku, lecz te brakujące mam
również odmawiać. W woreczku znajdowały się również resztki zniszczonych
paciorków, które brat Maksymilian troskliwie pozbierał z podłogi celi na
Pawiaku”.
Wycieńczony
i załamany psychicznie Wilhelm posłuchał o. Maksymiliana. Młody chorzowianin
zaczął modlić się o siłę i nadzieję. Przeżył. Został zwolniony z obozu wiosną
1942 roku. Chciał wyrazić wdzięczność swojemu dobroczyńczy, ale nie zdążył. Nie
zdążył również zwrócić mu różańca, który ocalił go przed samobójstwem.
„Kiedy
po pewnym czasie w znacznie lepszym stanie poszedłem oddać różaniec, okazało
się, że brat Maksymilian poszedł do bunkra na śmierć głodową. W ten sposób
różaniec pozostał u mnie. 14 kwietnia 1942 r. zostałem z obozu zwolniony. Z
różańcem tym nie rozstawałem się nigdy” –
wyznał były więzień.
W
latach 70. ubiegłego wieku przekazał relikwie Kościołowi.
Dzięki
Różańcowi – uczył św. Maksymilian - "w
serca zbolałe spływa balsam ukojenia, w duszach zrozpaczonych świta znowu
promyk nadziei" (por. POMK 1015).
Drodzy
bracia i siostry! Na koniec posłuchajmy jeszcze świadectwa Teresy, pielęgniarki
z Gdańska:
Był
szary lutowy dzień. Marysia wróciła ze szkoły blada. Mówiła, że w szkole
wymiotowała i że boli ją brzuch. Zawieziono dziecko karetką na sygnale do
szpitala. Natychmiastowa operacja. Lekarz oświadczył rodzicom:
– Trudne rokowanie, wyrostek pękł, ropa zalała
jelita, robiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Będzie ją bronić siła młodości,
ma przecież piętnaście lat.
Matka
Marysi zrozumiała dokładnie wypowiedź profesora. Wróciła do domu i odmawiała
różaniec. A gdy kolana zemdlały, usiadła na krześle i dalej się modliła.
Po
dwóch dniach brzuch Marysi był znowu pełen ropy. Znowu płukanie jelit, tym
razem zapalenie otrzewnej! Walka o życie trwała na dwa fronty: pierwszy to
lekarze w szpitalu ze swą wiedzą medyczną i drugi front – matka Marysi w domu i
jej różańcowa modlitwa.
W
tym czasie znajoma pielęgniarka na spalony język dziewczynki wylała ostatnią
kroplę wody z malutkiej buteleczki, a do ręki dała jej różaniec:
– To z Lourdes – powiedziała.
– Jak masz siłę, to proś Maryję o zdrowie.
Mijały
godziny długie jak wieczność i ciężkie jak gradowe chmury. Na obchodzie profesor
pyta:
– Maryś, ty się modlisz? Masz siłę?
– Nie, ja tylko trzymam różaniec, w domu się za mnie modlą...
– To dobrze.
Marysia
wracała do zdrowia. Różaniec z Lourdes został własnością rodziny. Dziś Marysia i
jej rodzeństwo założyli własne rodziny, mają własne dzieci, ale wszystkie
kłopoty i problemy rozwiązują przez odmawianie różańca.
Drodzy
czciciele Niepokalanej, zgromadzeni w Oborskim Sanktuarium!
My
także ściskając w dłoniach różańcowe paciorki, wznieśmy z ufnością nasze oczy i
serca ku Maryi i mówmy do Niej za św. Bernadetą: Moja dobra Matko, zmiłuj
się nade mną; całkowicie oddaję się Tobie, abyś ofiarowała mnie swojemu
drogiemu Synowi, którego pragnę kochać całym sercem. Moja dobra Matko, spraw,
aby moje serce całe płonęło dla Jezusa. Amen.
o.
Piotr Męczyński O. Carm.
|